sobota, 21 stycznia 2017

Ścieżka 425 Do przodu

A ja nawet nie wiem czy dożyję lata.
Myślę o tym zdaniu od dni paru. Że o śmierci myślę od lat wspominał nie będę. A ja wiem czy dożyję lata? Coraz częściej łapię się na tym, że myślę o tym ile jeszcze pożyję. Bo kto to może wiedzieć. Co dzień patrzę na karetki kursujące tam i z powrotem. A przynajmniej raz w tygodniu mijam ogłoszeniowy słup pełen nekrologów. Ilu ludzi umiera dziennie? I ilu z nich wiedziało, a przynajmniej myślało o tym, czy dożyją lata? No ilu? Takiego kolegę miałem kiedyś kiedyś, sto lat temu to było, a dokładniej to dwadzieścia. Mój rocznik. Świetny koleś. Na pielgrzymki chodził, do mszy posługiwał, biegał kiedy ja jeszcze o tym nawet nie myślałem, lubił wyprawy ekstremalne. Taki sprawny psychicznie jak i fizycznie dobry człowiek. Raz, pół roku po tym jak wziął ślub z miłością z podstawówki, jak wrócił z pracy, wyszedł po obiedzie zajarać ( nigdy nie zrozumiem dlaczego zaczął palić ), poszedł za dom na łąkę i już tam został. Młody koleś. Taki koleś pełen życia, sprawny fizycznie, zakochany. Albo taki jeden facet, klient w firmie w której pracuję. Bardzo sympatyczny facet. Pełen werwy, pełen pomysłów, i pełne kasy ( tzn jego kieszenie ). Od razu złapaliśmy kontakt – też śmiga na motorku. I jakiś ostatnio taki przygaszony przyjeżdżał. Teraz, jakieś dwa tygodnie temu się dowiedziałem. Położyli się z żoną spać wieczorem a rano obudził się już tylko on. Został z dwójką nastoletnich dzieci. Albo taki jeszcze koleżka z czasów małolactwa. Piotrek. Ale to był zawodnik. Najbardziej zwariowany z całej naszej paki. Umiał sikać na dwa metry w górę, to on wymyślił puszczanie bengali ( tzn podpalanie piardnięć ), a jak skakał na bańkę do wody to w tym ułamku sekund robił takie figury, że włosy stawały dęba. I jeszcze taki, że do serca przyłóż. To z nim zbudowałem swój pierwszy i jedyny domek na drzewie, to z nim kradłem wieczorami porzeczki i sprzedawałem za dnia by mieć na zabawę, to z nim robiliśmy z naszych rowerów kosmiczne maszyny i to on zapominając dokręcić nakrętki lądował ryjem na glebie podrzucając przednie koło do góry podczas jazdy próbnej. Kurde, ale to był fajny kolega. Nigdy niczego nie odmówił. Kiedyś, jak się zgadaliśmy, że ja podwijam sobie kołdrę na noc pod stopy powiedział: Wiesz Wióra ( bo tak mnie wtedy nazywali ), robię to samo. Pytam go dlaczego, bo ja to akurat mam tak o, odpowiedział, że boi się, że go śmierć wyciągnie za nogę. Śmialiśmy się z tego. A potem zawinął się na raka w kolanie. No więc kto wie czy dożyje lata? Wie ktoś? Bo ja nie wiem. Kto wie czy jak wyciągnę już za trzy miechy motóra i jak mnie porwie ułańska fantazja nie rozpierdzielę się gdzieś na zakręcie? I padnie wówczas pytanie: nie niemożliwe, er lata nie dożył? Kto to wie. Kładę się wieczorami spać i ostatnią myślą z jaką zasypiam jest czy się jutro obudzę. I za każdym razem gdy się budzę myślę: a jednak. Więc kto wie czy dożyje lata? Kto wie kto umrze pierwszy?
Ostatnie dni mam takie, że nie wiem czy chcę lata dożyć. Nawet pewny nie jestem czy chcę dożyć jutra. Nie mam żadnego planu na jutro, nie mam żadnego celu na pojutrze. Tak sobie w tym swoim życiu obecnym wstaję z tym a jednak, i tak się kładę z tą myślą czy się obudzę jutro. Dni są takie same. Ale najgorsze jest to, że nie mam żadnego celu. A że nie mam celu to nie wiem też po co żyję. Po co ja żyję? Zatruwam powietrze i ludzkie dusze. Tak sobie pomyślałem, że ludziom to lepiej by było żeby się trzymali ode mnie z daleka. Nie ma we mnie energii, nie ma we mnie radości. Ciągnę ich tym swoim ciężarem w czarne nic. I tak sobie myślę, że to co się stało w moim życiu to choć dla jednej strony okazało się dobre. Dobrze, że mnie zostawiła. Dla niej bardzo dobrze. I cieszę się, że to zrobiła. I choć nienawidzę jej za to, to pragnę bardzo by sobie ułożyła życie, i by była szczęśliwa. Nie mogłem jej tymi swoim słabościami obarczać do końca życia. Mi pozostaje zatopić się w samotności i dożyć to co mi pozostało. Z dala od ludzi. By ich już nie ranić. By ich nie smucić. By ich nie martwić. Myślę też często czy nie zostawić tego wszystkiego. Nie uciec gdzieś daleko. Nie zaszyć się w odległe rejony kraju czy też globu. Z dala od ludzi. Nie nadaję się do przebywania między ludźmi. A skoro się nie nadaję to lepiej dla mnie i dla nich bym zniknął. Bym nie zaburzał tego lepiej czy gorzej ale jednak funkcjonującego organizmu. Ja jestem niepasującym elementem układanki. Wolałbym umrzeć ale skoro nie wiem kiedy to nastąpi, trzeba szukać rozwiązania tymczasowego. Kiedyś to było łatwiej. Zaciągał się człowiek na wyprawę krzyżową, ginął gdzieś na jednej z bitew i było po sprawie.
Ja wiem z czym jest ze mną problem. Ja jestem zbyt sentymentalny. Ja kurde nie pamiętam złych rzeczy w ludziach. Kurde no, to jest naprawdę problem. Nawet największego swojego wroga wspominam z uśmiechem i pozytywnie. I każde złe doświadczenie pamiętam jako ciekawą przygodę. I gdybym tylko potrafił to wszystko zostawić, pozapominać jako złe doświadczenia. Gdybym tylko mógł się oderwać od tego wszystkiego. Było by mi dużo łatwiej. Było by mi dużo lżej. Zaczynać znów od początku. A tak to wspominam, a tak to patrzę. Bo fajne było to wszystko. Nawet ten ojciec alkoholik, nawet ta rozjebana on środka rodzina, nawet te święta Bożego Narodzenia których nie lubię, i ten mój związek który tak pięknie się rozleciał. Patrzę na to wszystko z sentymentem i nie mogę się pozbyć odczucia, że to wszystko dobre było. Tylko moje podejście do tego wszystkiego, tylko moja ocena sytuacji w tamtym danym momencie była błędna, była pusta, była uboga w miłość. I wówczas zaczynam rozmyślania. Rozmyślania, że popełnione błędy chciałbym naprawić. Przytulić pijanego tatę, przytaskać choinkę z mamą na te pieprzone Boże Narodzenie, powiedzieć byłej kocham cię. Esz kurwa.
I rozmyślania te odrywają mnie od teraźniejszości. Nie mogę się na niej skupić. Za lat sto wspomnę pewnie ten tydzień i będę zastanawiał się jak mogłem być tak durny i ranić dobrego Smoka.

Zapewne za jakiś czas mi przejdzie i choć na chwilę wróci radość, choć to będzie i tak tylko stan tymczasowy. Zapewne jak słońce się pokarze i wyciągnę motóra. Bo jak na chwilę obecną to ta pogoda mnie pogrąża. Ja naprawdę jestem chyba od słońca uzależniony. No nie mogę bez niego żyć. Zaraz dopadają mnie doły, smutki, zniechęcenia. Takie, że nawet o motórze nie marzę. Pogoda jaka teraz panuje jest beznadziejna. Nie cierpię zimy, nie cierpię chłodów, nie cierpię krótkich dni. Przeziębiony jestem od środy, nos zawalony katarem. I zapewne to wszystko tak na mnie wpływa. Z tego to całe moje aktualne nastawienie. Zmęczony jestem, niewyspany, biegać nie mogę. Mam nadzieję, że już niedługo to minie. Wyjrzy słońce, zobaczę wreszcie jego wschód, zobaczę jego zachód, zrobi się ciepło, wyciągnę motóra i pojadę gdzieś daleko daleko. Z dala od ludzi, z dala od wspomnień. Tak by już nikt nigdy nie płakał przeze mnie.

9 komentarzy:

  1. Czuje się nieco w obowiązku udzielić, bo zdanie przewodnie było wypowiedziane przeze mnie.

    Otóż jak sobie żyje tak , jak sobie żyje, czasem w chwilach jakiegoś doła owszem mam podobne, myśli chcąc się pocieszyć i wesprzeć na duchu.
    Myślę sobie :
    - No tak Ten zaraz może wpaść pod samochód, Tamta całe życie była fit i ją zmogło i kostucha zabrała.
    Aaaaaa któż to wie, co na kogo czai się za rogiem.
    Nikt.
    Patrzę na to z pespektywy kogoś, kto ma pod skórę wpuszczoną truciznę, kto chodzi z nieustannie przystawionym pistoletem do skroni, kto czuje na sobie oddech kostuchy.
    Obciążony specjalnymi dodatkami, w postaci bólu, cierpienia, krwi, leków, lekarzy.
    Nie zastanawiam się, kto ma jak.
    Kogo zabierze szybciej niż mnie.
    Stwierdzenie ''Nie wiem czy dożyje lata'' wynika z nieplanowania w moim wypadku.
    Żyję dziś i jutro. A pojutrze się ze zobaczy.
    Jednak te dziś i jutro ma być najlepsze na świecie tak żeby można było powiedzieć : to był dobry dzień.
    A pojutrze jak dożyje zacznę zabawe od nowa.
    Staram się nie skupiać, na połowie świata i na tym jak to u innych bedzie, tylko na sobie, i na tych co wokół mnie.

    Zawsze masz dwa wyjścia.
    Żyć przejebanym wczoraj, abo nie przejebać kolejnego dziś.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czyś Ty, przypadkiem nie zgadała się z Wędrowcem ;)

      Usuń
    2. Jaaa? Nie znam Człowieka. Jeszcze ;)

      Usuń
  2. O!
    Saphira mądrze gada!
    wbij sobie w łepetynę ostatnie zdanie z jej posta. (sama też to muszę zrobić!)

    a teraz daj czółko...
    ...CMOK!

    OdpowiedzUsuń
  3. Zgadzam się ze Smokiem...To co się stało jest już historią. Możesz co najwyżej wyciągnąć z niej wnioski i jeżeli to możliwe naprawić krzywdy.Starać się nie popełniać tych samych błędów.Ciesz się dzisiejszym dniem , bo jestem pewna, iż ma jakieś dobre strony. Tylko Ty możesz zmienić swoje nastawienie do siebie ,ludzi ,świata...Powodzenia Er :)

    OdpowiedzUsuń
  4. oj aleś popłynął z rtymi fantazjami o śmierci;)))))) czuję się zobowiązana opier*****ć cię;))))))

    żyj tak ta maxa jakby jutra miało nie być;)))

    i nie mysl tyle o śmierci i o tym co będzie w pryszlości bo zwariujesz.

    mam ojca który jest kierowcą karetki od kilkudziesięciu lat. nie raz ma takie dni że do samych trupów tylko jeździ, stwierdzić zgon. mam znajomego który zawodowo wyciąga zwłoki z roztrzaskanych wraków samochodów i nie raz ma takie ciężkie dniówki że brakuje mu tych worków na te ciała......

    ale to jest życia taka kolej rzeczy. że "dzień dobry i tak wszyscy umrzemy".

    ciesz się życiem i wykorzytuj na maxa wszystko co lis ci zsyła. i nie mysl o smierci ani o tym kiedy umrzesz bo zwariujesz. szkoda na to czasu

    OdpowiedzUsuń
  5. posiedź, popłacz, poużalaj się dalej nad sobą, jaki jesteś biedny samotny, a później znowu skop rękę która cię karmi :) baran jesteś i tyle :) więcej tłumaczyć nie mam zamiaru...

    OdpowiedzUsuń
  6. Najpierw miałam ochotę zdzielić się przez łeb. Potem stwierdziłam, że masz w sumie trochę racji. Bo nikt z nas nie wie, czy dożyje lata. Ja też nie wiem. I ci, co sobie to lato zaplanowali już, też nie wiedzą.

    Ale po chwili znowu miałam ochotę zdzielić się przez łeb. Jakimś ciężkim narzędziem. No kurde Er. Nie możesz takich rzeczy pisać. To ja tu wracam, co chwila zaglądam, cieszę się że piszesz, a Ty takie rzeczy. Każdy, nawet najlepszy człowiek, czasem rani. Nie sztuką jest przyznać się do tego i zaszyć w samotności, ale może dobre byłoby nad tym pracować. I jak nie wychodzi, to pracować dalej. I jeszcze raz. Bo ja Cię lubię bardzo i nie mogę się doczekać, aż znów przeczytam tu coś pozytywnego :) Pozdro ziomek

    OdpowiedzUsuń
  7. przypomniało mi się, że zapomniałam napisać, że ja też podwijam kołdrę pod stopy. :) często są chłodne i nie raz zakładam też skarpety na noc.

    OdpowiedzUsuń