środa, 15 lutego 2017

Ścieżka 428 Do przodu

Gdybym tylko potrafił brać z życia to co mi daje, byłbym szczęśliwy. Żyłbym sobie spokojnie i bez trosk. Ale czy miałbym wówczas marzenia? Czy miałbym je? Chyba nie. A właśnie marzenia stanowią moją istotę. Jestem marzycielem. Każdą chwilę swojego życia, każdą myśl wypełniają marzenia. I choć często są powodem smutku i rozgoryczenia, dochodzę do wniosku, że bez nich by mnie nie było. To one napędzają mój każdy kolejny dzień I tak sobie myślę, że niedaleko jest od marzeń do nadziei. To właśnie nadzieja, że kiedyś będzie lepiej, że będzie tak jak ma być, że się spełnią moje marzenia trzyma mnie jeszcze na tym świecie. Gdyby nie to naprawdę palnąłbym sobie już w łepetynę. Nie uważam tego co się obecnie dzieje w moim życiu, w kraju, na świecie za coś wartego do przeżywania.
Podziwiam ludzi którzy żyją bo żyją, którzy cieszą się z tego co mają i cieszą się każdym przeżytym dniem, którzy korzystają z tego co życie im daje, a to co daje biorą z pogodą ducha. Którzy widzą piękno w tym co ich otacza. I choć sam potrafię i ja to piękno dostrzec, bo co by nie powiedzieć świat jest piękny, to ja osobiście nie potrafię cieszyć się tym swoim życiem. Nie potrafię znaleźć w nim sensu i radości. Cały czas czuję niedosyt. Cały czas czuję, że to powinno być inaczej. Wiem, ja to naprawdę wiem, że świat może istnieć bez cierpienia, bólu, przemocy. Że może być wolny od strachu i troski o kolejny dzień. I wiem to, że ludzie powinni być szczęśliwi. Wszyscy. Wszyscy bez wyjątku. Każdy powinien żyć tak jak tylko w najskrytszych marzeniach ma to wymyślone. Wiem, że świat powinien być rajem. Czuję to każdą komórką, że tym właśnie powinien być. Niestety. Każdą tą komórką czuję również, że rajem nie jest. I coraz bardziej odczuwam, że jest piekłem.
W życiu trzeba mieć marzenia. Co by było, gdzie byłaby ludzkość gdyby nie marzenia? To one pchają do szukania czegoś nowego, do ulepszania, do doskonalenia. To dzięki nim odbywa się postęp. Będę więc marzył. Nie pozbędę się marzeń. Choć ciężko. Choć kolejny i kolejny dzień znowu pełen rozczarowań. Ale tak, marzenia to nadzieja, a nadzieja każe mi za każdym razem wstać i żyć. Każe, choć sił mam coraz mniej. Każe choć coraz bardziej mi się nie chce. Zmęczony jestem coraz bardziej. Przychodzi coraz częściej refleksja by się poddać, by przestać, by się pogodzić z tym co jest, by w spokoju doczekać końca.
Rzecz w tym największa, że nie wiem obecnie po co żyję. Tak, wiem, jest to sprzeczność z tym, że marzę, ale marzenia to jedno, a cel, sens życia to drugie. A nie mam celu w życiu kompletnie teraz. Już nieraz to wspominałem, ja teraz dożywam. Dożywam tym życiem swoim bezsensownym i mało ciekawym. A żeby mieć chęć żyć trzeba mieć cel. Ja go nie mam. I tak prawdę mówiąc nie robię nic by go znaleźć.
Wszystko zaczyna się i kończy na jednym prostym określeniu poziomu potrzeb. Gdybym dał radę żyć z nic oprócz błękitnego nieba mi już nie potrzeba, moje życie miało by sens. Ale moje potrzeby są o wiele większe, a raczej bardziej skomplikowane. Nie wiem kiedy i skąd mi się to wzięło ale potrzeby mam. Męczą mnie. Kiedyś kiedyś ich nie miałem. Kiedyś kiedyś wystarczyło mi nic. Jak to mawiał śp Kurak ( kurcze już dawno go nie wspominałem ): Wióry nie wyczujesz. Potrafiłem, robiłem to często, rzucić wszystko, zostawić, zmienić. To chyba była wolność? Wióry nie wyczujesz. Jak kot chodziłem swoimi ścieżkami. Znikając często w swoim wewnętrznym świecie. I nikt, naprawdę nikt, włącznie ze mną samym, nie wiedział kiedy stamtąd wrócę. A potrafiłem siedzieć tam długo. Uciekać przed tym wszystkim do czego wszyscy ciągnęli. I do czego teraz i ja ciągnę. Dopadło mnie. Muszę odnaleźć od nowa tego starego siebie.

Jadę w sobotę pociągiem. Jak to zazwyczaj w sobotnie przedpołudnie, raczej pustawym. Tak gdzieś w połowie drogi wsiada miła pani. I jak tylko siada, wyciąga telefon i zaczyna nawijać. Nawija i nawija. Ale tak nawija, że bez przesady powiem, połowa wagonu wie o czym. Z początku ignoruję to. Wedle zasady różni są ludzie, uszanuj to. Siedzę i szanuję jej chęć nawijania. No i przecież zaraz pewnie skończy, ile można nawijać? Jednak gdy kończy, zaczyna kolejną rozmowę. Zaczyna mi to przeszkadzać. Zaczynam się wiercić. Ale dalej wytrwale w postawie uszanuj to. Zresztą - niech sobie gada. Cieszę się, jest taka pełna energii i radości – nie psuj tego. Zaciskam zęby. Zaczyna się we mnie rodzić jednak odczucie, a dlaczego nie szanuje mojej potrzeby ciszy? Przecież ludzie są różni. Może są tacy którym nie potrzebna jest w podróży głośna relacja z czyichś dokonań? Odwracam się.
- Przepraszam. Czy może pani mówić głośniej?
- ?
- Czy może pani mówić głośniej
- Nie rozumiem. Ja mam mówić głośniej?
- Tak
- Dlaczego?
- Bo nie za dobrze słyszę.
Tak, nastała cisza. Cisza która kuła w uszy. Która odbijała się echem po pustawym wagonie. Ale z pana cham panie er. Prawdopodobnie spierdolił pan jakiejś miłej pani ten piękny dzień. Szkoda. I jeżeli miał pan rację, jeżeli nawet tak było, nie powinien był pan pieprzyć tego pięknego dnia jakiejś miłej pani. Żadna racja, żadne przekonania nie dają panu prawa do pieprzenia czyjegoś dnia.
Pociąg wjechał na most. W dole Wisła. Brudny jej nurt unosi krę. A tam dalej, dalej skąpana w słońcu wieża zamkowa. Jeny, ile to pięknych dni pod tą wieżą. Uśmiecham się do jaskółek, ławeczki, bułki z kefirem. Wrócą, wrócą te dni. Trzeba tylko przeczekać te złe. Trzeba tylko nie psuć czyichś. I trzeba tylko marzyć. Nie przestawaj marzyć panie er, nie przestawaj.
P.S. Pogoda zabija mnie dosłownie i w przenośni. Połowa lutego a ja jeszcze nie przebiegłem nawet kilometra.

3 komentarze:

  1. haha tyś jest dobry brawo;))) może i spieprzyłeś jej dzień alestanąłeś godnie w obronie praw obyczajowych. i w imieniu całej reszty która nie miała odwagi się odezwać.


    marzenia są do spełnienia

    OdpowiedzUsuń
  2. Ufam Ci

    ..... Ale to żeś jej dzień spieprzyl głupie było.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ufam Ci

    ..... Ale to żeś jej dzień spieprzyl głupie było.

    OdpowiedzUsuń