Jako
że czas świąteczny, wypadało by napisać coś pozytywnego. I
chociaż jak wiadomo świąt nie lubię to chyba dam radę. Bo tych
świąt nie lubię mniej. Te są nawet do przyjęcia. Mniej tej całej
pompy, mniej zamieszania, jakoś tak spokojniej. I co najważniejsze
cieplej, widniej, tak po prostu wiosenniej. Pora roku w której
wypadają te święta czyni je zdecydowanie przyjaźniejszymi. Już
można wyjść na spacer, już można więcej cieszyć się słońcem.
Przez samą tą pogodę to te święta kojarzą mi się nawet
pozytywnie. Zawsze po nich zaczynał się ten lepszy czas, czas
słoneczny, czas ciepły. I to w Wielką Sobotę przecież zaliczyłem
swój pierwszy wyjazd na Roosvelta. Tak, te święta dobrze mi się
kojarzą. Chociaż nie zmienia to wcale faktu, że je lubię. Bo jak
już nie raz wspominałem świąt nie lubię. Nie cieszą mnie, nie
napełniają ciepłem rodzinnym, nie wywołują uczucia radości. Nie
lubię tych przygotowań, nie lubię pogoni, nie lubię udawanych
życzeń. Może całej reszcie ludzkości jest to potrzebne – mi
nie. Może całej reszcie ludzkości jest potrzebny odwieczny problem
z kim, gdzie, jak święta spędzać – mi nie. I nie cierpię
ciągłego zaskoczenia, zdziwienia i niezrozumienia, że ktoś
chciałby spędzać święta bez całego tego zamieszania. Może i
święta są potrzebne. No pewnie są. Zawsze to jednak jakaś
odmiana od codzienności. Takiego tego ciągłego dzień za dniem,
tydzień za tygodniem, tej rutyny upływającego czasu. Zawsze to
jakieś takie może i oderwanie. Jakaś odmiana. Zapewne tak jest. I
zapewne jest to potrzebne. I jeżeli tylko pozwolili by mi spędzać
święta po mojemu to nawet bym je, te, polubił. Nie muszę chodzić
z koszyczkiem. Kiedyś chodziłem, i nawet sprawiało mi to radość.
Teraz jednak nie muszę, czy raczej nie chcę. To taka rodzinna
tradycja. Z koszyczkiem powinno chodzić się z kimś za rękę,
dużym czy małym nie ważne, z kimś. I dla kogoś. Dla siebie
samego nie muszę, czy też raczej nie widzę sensu. I nie muszę
zasiadać do rodzinnego śniadania. Do rodzinnego śniadania można
zasiadać z kimś kogo się naprawdę kocha, tak naprawdę.
Zasiadanie z którąś tam ciotką czy innym krewnym, których
niewątpliwie szanuję, lubię i na swój sposób cenię nie jest aż
tak ważne. Dlaczego odmienność jest taka szokująca? Dlaczego chęć
spędzenia tego czasu na swój indywidualny sposób wywołuje takie
zniesmaczenie? Jeżeli ja czuję, że tak chcę to niech tak będzie.
Tak teraz mam, taką odmienność od przyjętych standardów, od
przyjętych obyczajów. I kurczę dobrze mi z tym. Dobrze mi z myślą,
że nie będę siedział sztywno za stołem i udawał, że interesuje
mnie ta czy inna rozmowa, ten czy inny temat, nie daj Bóg gdy na
dodatek zejdzie na politykę, a przecież zawsze schodzi. Ja sobie
spędzę święta po swojemu. Jakoś tak dobrze się z tym czuję.
Już od czwartkowego powrotu do domu. Kiedy zmęczony walnąłem się
w gorącą wannę ze świadomością, że teraz całe cztery dni
wolnego. Że jutro nie muszę zrywać się skoro świt. Nie muszę
się zrywać bo w ramach nie wiem jakiej to idei dostaliśmy od
naszego ludzkiego pana wolne w Wielki Piątek. I dobry to był
piątek. Jako, że w sklepie do kupienia miałem tylko te podstawowe
jak chleb artykuły nawet mnie ten cały szał nie przeraził. Nawet
mi się podobało jak ze spokojem i dystansem na to wszystko
spoglądałem. I nie denerwowały mnie zapchane wózkami alejki, nie
drażnili przepychający się ludzie. A może i ludzie jacyś tacy
inni byli? Jacyś tacy bardziej zwracający uwagę na innych obok? I
nawet czas miałem przepuścić kogoś, i pomóc nawet. Podobało mi
się to. I nawet ta długa kolejka do kasy nie stanowiła powodu do
złości. I nie wiem czy to w nagrodę czy co ale gdy już stanąłem
w tej długiej kolejce otworzyła się kasa obok tak, że nie
musiałem już stać w kolejce. I gdy jeszcze po południu, po tym
jak po raz kolejny przeszła ulewa, i po raz kolejny wyszło słońce
ukazała się tęcza tak wielka, tak kolorowa, tak intensywna jakiej
nigdy wcześniej nie widziałem mogłem powiedzieć, że dobry to był
piątek. Tak dobry, że bez żadnej żenady i skrępowania zrobiłem
komuś niezłą jak sądzę niespodziankę na poprawę humoru. I choć
sobota nie była już tak wolna od nerwów, chociaż miała swoje
napięcia to wieczorne atrakcje sprawiły, że to chyba
najatrakcyjniejsza Wielka Sobota jak do tej pory ( no porównywalna
tylko do tej z pierwszą wyprawą na Roosevelta ). I teraz gdy piszę
te słowa, gdy jeszcze jeden dzień świąt przede mną mogę
powiedzieć szczerze: takie święta mogę spędzać. Nie wiem co
przyniesie Wielkanocny Poniedziałek, wiem jedno – odpocząłem. A
co najważniejsze, odblokowałem, puściłem diabła z uwięzi, ego
co jest w każdym, a którego nie ma zazwyczaj komu pokazać. Komuś
komu można zaufać. Dla własnej psychicznej równowagi.
W
ciągu ostatnich trzech dni, w słonecznych przerwach między
kolejnymi deszczowymi chmurami, przebiegłem kilometrów 28 z hakiem.
I kiedy dzisiaj dnia trzeciego, w jednej ze słonecznych przerw, a
padał nawet śnieg, wychodziłem na bieganie przeświadczony byłem,
że będzie ciężko. Bo tak, położyłem się spać późno, jak na
mnie to nawet bardzo późno, tak naprawdę to dzisiaj. Obudziłem w
sumie rano. Do tego to jednak już dzień trzeci, więc jako takie
zmęczenie w nogach też jest. Więc zważywszy na powyższe nie
spodziewałem się niczego nadzwyczajnego. A jednak. Są sprawy
które, nie ukrywajmy, dodają przeciętnemu facetowi dodatkowych
sił. I choć zawsze uważałem, że byłem, że jestem wciąż,
ponad to, to jednak nie da się ukryć – jestem przeciętnym
facetem. Ta Sprawa popędziła mnie do przodu. Każde przymknięcie
oczu, każde wspomnienie pobudzało, dodawało energii. Skończyło
się na tym, że dzisiejsza dycha okazała się najlepszą dychą
ostatnich czasów. Nie najlepszą w historii ale taką z której
jestem naprawdę zadowolony i naprawdę szczerze zaskoczony. Każdy
kilometr biegłem poniżej 5:30 a to jest jak dla mnie wynik który
chcę osiągać za każdym razem. Tak więc kończąc. Są na tym
świecie Sprawy które z przeciętnego faceta czynią supermena i
cały sęk w tym by Sprawy te szanować, dbać, święcić, znać ich
wartość i nie szastać nimi na lewo i prawo. Bo są to Sprawy
wyjątkowe i wyjątkowego traktowania wymagają. I co najważniejsze
są piękne.
Wesołych
Świąt. Zdrowia i Bogactwa.
z koszyczkiem z rękę.....śniadanie z kimś kogo się kocha.....
OdpowiedzUsuńprzestałam już marzyć o rzeczach dla mnie niedostępnych.
skupiłam się na sprawach bieżących, wczasach, zbliżającym się egzaminie aż prawka i pieniądzach. szczególnie to ostatnie napawa mnie przyjemnością bo mogę sobie coś kupić a zakupy zawsze są radochą dla kobiety.
nawet dla samotnej niezależnej którą cały męski świat nienawidzi.
wyj**** mam na tą miłość.
nie stać mnie na to. to dla mnie niedostępne.
a mi mało leniuchowania....
OdpowiedzUsuńchyba potrzebuję kilku dni wolnego.