niedziela, 16 kwietnia 2017

Ścieżka 438 Do przodu

Jako że czas świąteczny, wypadało by napisać coś pozytywnego. I chociaż jak wiadomo świąt nie lubię to chyba dam radę. Bo tych świąt nie lubię mniej. Te są nawet do przyjęcia. Mniej tej całej pompy, mniej zamieszania, jakoś tak spokojniej. I co najważniejsze cieplej, widniej, tak po prostu wiosenniej. Pora roku w której wypadają te święta czyni je zdecydowanie przyjaźniejszymi. Już można wyjść na spacer, już można więcej cieszyć się słońcem. Przez samą tą pogodę to te święta kojarzą mi się nawet pozytywnie. Zawsze po nich zaczynał się ten lepszy czas, czas słoneczny, czas ciepły. I to w Wielką Sobotę przecież zaliczyłem swój pierwszy wyjazd na Roosvelta. Tak, te święta dobrze mi się kojarzą. Chociaż nie zmienia to wcale faktu, że je lubię. Bo jak już nie raz wspominałem świąt nie lubię. Nie cieszą mnie, nie napełniają ciepłem rodzinnym, nie wywołują uczucia radości. Nie lubię tych przygotowań, nie lubię pogoni, nie lubię udawanych życzeń. Może całej reszcie ludzkości jest to potrzebne – mi nie. Może całej reszcie ludzkości jest potrzebny odwieczny problem z kim, gdzie, jak święta spędzać – mi nie. I nie cierpię ciągłego zaskoczenia, zdziwienia i niezrozumienia, że ktoś chciałby spędzać święta bez całego tego zamieszania. Może i święta są potrzebne. No pewnie są. Zawsze to jednak jakaś odmiana od codzienności. Takiego tego ciągłego dzień za dniem, tydzień za tygodniem, tej rutyny upływającego czasu. Zawsze to jakieś takie może i oderwanie. Jakaś odmiana. Zapewne tak jest. I zapewne jest to potrzebne. I jeżeli tylko pozwolili by mi spędzać święta po mojemu to nawet bym je, te, polubił. Nie muszę chodzić z koszyczkiem. Kiedyś chodziłem, i nawet sprawiało mi to radość. Teraz jednak nie muszę, czy raczej nie chcę. To taka rodzinna tradycja. Z koszyczkiem powinno chodzić się z kimś za rękę, dużym czy małym nie ważne, z kimś. I dla kogoś. Dla siebie samego nie muszę, czy też raczej nie widzę sensu. I nie muszę zasiadać do rodzinnego śniadania. Do rodzinnego śniadania można zasiadać z kimś kogo się naprawdę kocha, tak naprawdę. Zasiadanie z którąś tam ciotką czy innym krewnym, których niewątpliwie szanuję, lubię i na swój sposób cenię nie jest aż tak ważne. Dlaczego odmienność jest taka szokująca? Dlaczego chęć spędzenia tego czasu na swój indywidualny sposób wywołuje takie zniesmaczenie? Jeżeli ja czuję, że tak chcę to niech tak będzie. Tak teraz mam, taką odmienność od przyjętych standardów, od przyjętych obyczajów. I kurczę dobrze mi z tym. Dobrze mi z myślą, że nie będę siedział sztywno za stołem i udawał, że interesuje mnie ta czy inna rozmowa, ten czy inny temat, nie daj Bóg gdy na dodatek zejdzie na politykę, a przecież zawsze schodzi. Ja sobie spędzę święta po swojemu. Jakoś tak dobrze się z tym czuję. Już od czwartkowego powrotu do domu. Kiedy zmęczony walnąłem się w gorącą wannę ze świadomością, że teraz całe cztery dni wolnego. Że jutro nie muszę zrywać się skoro świt. Nie muszę się zrywać bo w ramach nie wiem jakiej to idei dostaliśmy od naszego ludzkiego pana wolne w Wielki Piątek. I dobry to był piątek. Jako, że w sklepie do kupienia miałem tylko te podstawowe jak chleb artykuły nawet mnie ten cały szał nie przeraził. Nawet mi się podobało jak ze spokojem i dystansem na to wszystko spoglądałem. I nie denerwowały mnie zapchane wózkami alejki, nie drażnili przepychający się ludzie. A może i ludzie jacyś tacy inni byli? Jacyś tacy bardziej zwracający uwagę na innych obok? I nawet czas miałem przepuścić kogoś, i pomóc nawet. Podobało mi się to. I nawet ta długa kolejka do kasy nie stanowiła powodu do złości. I nie wiem czy to w nagrodę czy co ale gdy już stanąłem w tej długiej kolejce otworzyła się kasa obok tak, że nie musiałem już stać w kolejce. I gdy jeszcze po południu, po tym jak po raz kolejny przeszła ulewa, i po raz kolejny wyszło słońce ukazała się tęcza tak wielka, tak kolorowa, tak intensywna jakiej nigdy wcześniej nie widziałem mogłem powiedzieć, że dobry to był piątek. Tak dobry, że bez żadnej żenady i skrępowania zrobiłem komuś niezłą jak sądzę niespodziankę na poprawę humoru. I choć sobota nie była już tak wolna od nerwów, chociaż miała swoje napięcia to wieczorne atrakcje sprawiły, że to chyba najatrakcyjniejsza Wielka Sobota jak do tej pory ( no porównywalna tylko do tej z pierwszą wyprawą na Roosevelta ). I teraz gdy piszę te słowa, gdy jeszcze jeden dzień świąt przede mną mogę powiedzieć szczerze: takie święta mogę spędzać. Nie wiem co przyniesie Wielkanocny Poniedziałek, wiem jedno – odpocząłem. A co najważniejsze, odblokowałem, puściłem diabła z uwięzi, ego co jest w każdym, a którego nie ma zazwyczaj komu pokazać. Komuś komu można zaufać. Dla własnej psychicznej równowagi.
W ciągu ostatnich trzech dni, w słonecznych przerwach między kolejnymi deszczowymi chmurami, przebiegłem kilometrów 28 z hakiem. I kiedy dzisiaj dnia trzeciego, w jednej ze słonecznych przerw, a padał nawet śnieg, wychodziłem na bieganie przeświadczony byłem, że będzie ciężko. Bo tak, położyłem się spać późno, jak na mnie to nawet bardzo późno, tak naprawdę to dzisiaj. Obudziłem w sumie rano. Do tego to jednak już dzień trzeci, więc jako takie zmęczenie w nogach też jest. Więc zważywszy na powyższe nie spodziewałem się niczego nadzwyczajnego. A jednak. Są sprawy które, nie ukrywajmy, dodają przeciętnemu facetowi dodatkowych sił. I choć zawsze uważałem, że byłem, że jestem wciąż, ponad to, to jednak nie da się ukryć – jestem przeciętnym facetem. Ta Sprawa popędziła mnie do przodu. Każde przymknięcie oczu, każde wspomnienie pobudzało, dodawało energii. Skończyło się na tym, że dzisiejsza dycha okazała się najlepszą dychą ostatnich czasów. Nie najlepszą w historii ale taką z której jestem naprawdę zadowolony i naprawdę szczerze zaskoczony. Każdy kilometr biegłem poniżej 5:30 a to jest jak dla mnie wynik który chcę osiągać za każdym razem. Tak więc kończąc. Są na tym świecie Sprawy które z przeciętnego faceta czynią supermena i cały sęk w tym by Sprawy te szanować, dbać, święcić, znać ich wartość i nie szastać nimi na lewo i prawo. Bo są to Sprawy wyjątkowe i wyjątkowego traktowania wymagają. I co najważniejsze są piękne.
Wesołych Świąt. Zdrowia i Bogactwa.


2 komentarze:

  1. z koszyczkiem z rękę.....śniadanie z kimś kogo się kocha.....


    przestałam już marzyć o rzeczach dla mnie niedostępnych.

    skupiłam się na sprawach bieżących, wczasach, zbliżającym się egzaminie aż prawka i pieniądzach. szczególnie to ostatnie napawa mnie przyjemnością bo mogę sobie coś kupić a zakupy zawsze są radochą dla kobiety.

    nawet dla samotnej niezależnej którą cały męski świat nienawidzi.


    wyj**** mam na tą miłość.

    nie stać mnie na to. to dla mnie niedostępne.

    OdpowiedzUsuń
  2. a mi mało leniuchowania....
    chyba potrzebuję kilku dni wolnego.

    OdpowiedzUsuń