sobota, 7 października 2017

Ścieżka 468 Do przodu

Wrzesień minął niepostrzeżenie. Mamy tedy październik. Miesiąc który od dawna uznaję za mój najgorszy miesiąc roku. Jaki będzie ten? Zobaczymy. Ludziska narzekają na pogodę. I w sumie mają rację. Bo jest taka, że ręce opadają. Pada, pada, pada. Padało cały wrzesień, wrzesień który jak przypuszczałem wynagrodzi lipca, sierpnia a i czerwca braki. Niestety nie wynagrodził. Ludziska więc narzekają. I w sumie mają rację. Ale co ciekawe nie ja. Ja jadę zalanym deszczem pociągiem i przez zalane deszczem okno patrzę na zalane deszczem warszawskie ulice. Kolorowe światła odbijają się w mokrym asfalcie ulic. Jadę i patrzę. Patrzę na ten ciemny, ale kolorowy zarazem, rozmazany, rozmyty świat. Jadę i patrzę. I słucham sobie. Słucham sobie muzyki ale i słucham siebie. Słucham co mi w duszy gra. Co mi w duszy gra? Ostatnio znowu gra Szustak. Jeny jak On mi gra. Jeny jak On do mnie przemawia. Ten człowiek mówi wszystko co chcę usłyszeć, mówi wszystko co che usłyszeć moja dusza. On mówi wszystko co chciałbym powiedzieć, a powiedzieć nie umiem. Mówi wszystko co usłyszeć chcę, a czego nie słyszałem. Żebym jeszcze tylko potrafił słyszenie to wprowadzać w życie. Gdybym to potrafił. Przejść od słów do czynów. Bo słyszenie to już kiedyś słyszałem. Słyszałem to kiedyś, kiedyś kiedy byłem jeszcze piękny i młody. Przypominam sobie ideały z tamtych czasów. Zapomniane gdzieś, zdeptane w ciągu ostatnich lat ( zdeptane przeze mnie dla jasności ). To miało być inaczej. Zapomniałem. Jak ja to kurde zapomniałem. Teraz sobie przypinam. Teraz jest jednak już za późno niestety. Za późno na tamte ideały. Teraz przede mną inne już życie. I złapałem się ostatnio, kiedyś ostatnio, i od tamtej chwili złapałem się już parokrotnie nawet, na tym, że chyba wiem jak chciałbym, czy też na tym jak mogłoby wyglądać życie moje obecne. Takie bym poczuł się dobrze. Bym poczuł się, boję się nawet użyć tego słowa, szczęśliwie. Złapałem się na tym, że idę sobie, idę lub robię coś i nagle myśl, ooo tak mógłbym żyć, tak to mógłbym być nawet, boję się użyć tego słowa, mógłbym być nawet szczęśliwy. Czy to możliwe? Czasami myślę, że tak. Czasami myślę, że trzeba tylko wierzyć i trzeba czekać. Trzeba czekać. Są tacy którzy twierdzą, że czekać można do usranej śmierci. Więc czy czekać? Patrzę ostatnio na klub któremu kibicuję. Ten który wybrałem za dzieciaka, wybrałem powodowany nie wiem jakimi przesłankami. Ten któremu wierny jestem lat już tyle. Klub który ostatnimi laty dawał tylko rozczarowania. Ale wierzyłem, wierzyłem, że może kiedyś przyjdzie dzień. I patrzę od czerwca, patrzę od chwili kiedy to w sposób cudowny wrócił na salony, patrzę jak jak gra, jak wygrywa, patrzę na pełny ciągle, nowoczesny stadion i ze zdziwienia wyjść nie mogę. Są chwile, że mam wrażenie, że zaraz się obudzę, że zaraz się to skończy. Bo jak to możliwe, jak to możliwe żeby nagle wszystko tak diametralnie się odwróciło. Tak niespodziewanie, tak nieoczekiwanie. Jest tak gdy na ten klub teraz patrzę, że boję się nawet użyć tego słowa, szczęśliwy jestem. Jak to pięknie brzmi, szczęśliwy. I aż się boję, aż w strachu jestem, że zaraz się skończy. Bo teraz, bo dzisiaj powiedzieć mogę, powiedzieć z całą stanowczością, że warto czekać, że warto wierzyć, że warto być wiernym. Bo przyjdzie kiedyś dzień, przyjdzie czas, gdy stanie się tak jak z moim klubem. Będzie wygrywał, będzie grał tak jak lubię - z sercem, będzie grał na nowym pięknym stadionie, będzie grał przy pełnych trybunach i przyjdzie dzień gdy mimo sędziowskich „numerów” będzie liderem.
W codzienności we wtorek zakończyłem chyba sezon. Rumak wymyty, wypolerowany, nasmarowany, rozbrojony stoi pod dachem. Mało pojeździliśmy tego sezonu. Raptem równe 3 tys kilometrów. Ale nie jestem rozczarowany jakoś. Może dlatego, że nie idzie mi już o ilość, a jakość?
Nadal biegam. Wprawdzie tylko w soboty i niedziele ale i to przynosi efekty. Piętnastki daję jakoś radę, a w dyszkach schodzę regularnie poniżej 5:20. Dzięki temu mam motywację na kolejne kilometry. Oby tak dalej. Oby tak dalej.
Jutro mecz na Narodowym. Raz, że powiedziałem sobie kiedyś, że już nie kupię biletu droższego już stówa, dwa, że i tak się zgapiłem więc nie idę. Po wygranej 6:1 w Armenii, po blamażu w Kopenhadze nie ma już śladu i teraz został już tylko mały kroczek do awansu. Obejrzymy w domu, w ciepełku i z herbatką.

3 komentarze:

  1. No to obejrzeliśmy.
    Świetny mecz .
    Nawet Filipinski kibicowal więc to musiał być dobry mecz .

    Oczywiście ze możesz być szczęśliwy .
    Szczęśliwy nk cholera.
    Do wszystkiego w życiu trzeba dorosnąć. Dojrzeć .
    Zrozumieć . Przeżyć . Przetrwać .
    Chcieć poczuć .
    Możesz być szczęśliwy .
    Mówię Ci to od .... dawną .
    Miło by byko gdyby te szczęście z czasem miało też dwie nogi i cycki .

    Szustama też słucham i zazdroszczę mu jego flow jak nie wiem co .

    OdpowiedzUsuń
  2. No to obejrzeliśmy.
    Świetny mecz .
    Nawet Filipinski kibicowal więc to musiał być dobry mecz .

    Oczywiście ze możesz być szczęśliwy .
    Szczęśliwy nk cholera.
    Do wszystkiego w życiu trzeba dorosnąć. Dojrzeć .
    Zrozumieć . Przeżyć . Przetrwać .
    Chcieć poczuć .
    Możesz być szczęśliwy .
    Mówię Ci to od .... dawną .
    Miło by byko gdyby te szczęście z czasem miało też dwie nogi i cycki .

    Szustama też słucham i zazdroszczę mu jego flow jak nie wiem co .

    OdpowiedzUsuń
  3. Moja najmłodsza córka słucha Szustaka, teraz Ty o nim wspominasz...może pora i na mnie.:) Pozdrawiam i życzę Ci,żebyś mógł powiedzieć jak najczęściej- jestem szczęśliwy. Ja bywam :D

    OdpowiedzUsuń