niedziela, 15 października 2017

Ścieżka 469 Do przodu

Przypomniał mi ostatnio telewizor jedne taki film. Film na który kiedyś kiedyś wybrałem się do kina. I notkę nawet wtedy o tym napisałem na starej dobrej Interii. Teraz jednakowoż jak mi ten telewizor film ten przypomniał uwagę moją przykuł jeden temat, temat ukazanego tam psychopaty. Temat który nie stanowił wówczas tematu dla mnie żadnego, a jeżeli już to wzbudzał jedynie odrazę. Teraz jednakowoż, gdy na film ten trafiłem, trafiłem na moment gdy postać ta planowała swoją zbrodnię. Planowała precyzyjnie, planowała dokładnie, planowała z dbałością o najmniejszy nawet szczegół. I myśl taka mnie naszła. Myśl mianowicie, że coś z takiego otóż psychopaty w sobie mam. Mam tą cholerną dbałość o najmniejszy nawet szczegół. Nie wieszam już wprawdzie skarpetek po praniu parami, ale w takim np. pisaniu wszystkie ś, ć, dź itd. muszę posprawdzać. Strasznie mnie to czasami męczy. I strasznie wpędza w złość. Nie mogę się rozluźnić, nie mogę się odprężyć, nie mogę sobie odpuścić. Chodzę jak ta tykająca bomba. Bomba którą na dodatek skrzętnie kontroluję. Bomba która nie wybuchnie, o nie, bomba ta nie wybuchnie. Wpędzi mnie w doła, zrujnuje samozadowolenie, wywoła odrazę, ale nie wybuchnie. Bomba która ściśnie mięśnie karku, która skróci oddech ale nie wybuchnie. I chodzę taki zgarbiony. Plecy mnie bolą, kark napierdziela, słowa nie wypowiadam by nie wypowiedzieć czegoś niestosownego, nie spotykam się z nikim, na nikogo nie otwieram. A jak już coś powiem to zazwyczaj żałuję. Żałuję potem długo i wpędzam w frustrację. Teraz właśnie w frustrację taką wpędzony właśnie jestem. W piątek palnąłem jak idiota. Darować sobie nie mogę i głupio mi strasznie. I zastanawiam się skąd u mnie taka wypowiedź, i po co w sumie. W błahej, w przyjemnej w sumie sprawie. Przy okazji tego zastanawia mnie często co i dlaczego mówimy. Jest nieraz tak, przynajmniej ja tak mam, że zastanawiam się dlaczego to czy tamto powiedziałem. Tak powiedziałem bez zastanowienia. Tak jakby coś, czy ktoś powiedział za mnie. Dopiero po fakcie przychodzi refleksja: kurde, co ja gadam. Ile w tym co przeżywamy, ile w tym wszystkim co robimy ( i mówimy ) zwykłego przypadku. A może tylko ja tak mam? Może to kolejna cecha mojej psychopatycznej osobowości? Nie działam ja tylko jakieś dziwactwo we mnie. A więc jestem psychopatą. Jeszcze nie ujawnionym, jeszcze nie aktywnym ale wszelkie przesłanki ku temu mam. Siedzę sam ze sobą, nie nawiązuję kontaktów. Dla otoczenia miły i przyjazny a tak naprawdę zły na cały ten świat.

Wczoraj dopadło mnie przeziębienie. Słaby i zasmarkany jestem. Tak więc sezon rozpoczęty. Myślałem, że w tym roku się obronię, że w tym roku się zabezpieczę, nie udało się jednak. Wątłe to moje zdrowie. Na wszelkie przeziębienia i infekcje podatne. I to też mnie w frustrację wpędza. Wkurza i dezorganizuje spokój. Spokój którego tak bardzo mi trzeba. Siedzę więc wyczerpany, wszystkie czynności jakie do zrobienia mam robię w półświadomości i zastanawiam się po cholerę. Nie ma nic pewnego na tym świecie. No chyba, że śmierć. Myślisz, że już jako tako jest, że może i da się żyć, aż przychodzą takie dni jak te ostatnie i tracisz pewność siebie, tracisz sens, tracisz siły.
W sumie to po co żyję. Jedynie pocieszające to to, że w tej swojej psychopatycznej naturze nie byłbym w stanie skrzywdzić żadnego człowieka ( tzn niewinnego człowieka ) poza sobą. Złapałem się ostatnio na tym, że wszelakie stworzenia fruwające jakie tylko męczą się na szybie szukając wyjścia łapię i wypuszczam na wolność ( łącznie z muchami ). Przypomniało mi się właśnie, że w ubiegłym roku też to robiłem. A w ubiegłym roku much tych było od groma. Aż dziwiło mnie bardzo skąd ich tyle. To było bardzo zastanawiające. Się nawet przez chwilę okrzyknąłem królem much. Więc jak widać i niewinnej muchy nie zabiję. I nawet małej, maleńkiej mrówki. Wyszedłem ostatnio w pracy za budynek. Postać chwilę. I jak wróciłem zauważyłem na bucie mrówkę. I już ją miałem strzepnąć, już ją maiłem strącić na podłogę gdy olśniło mnie, że byłaby to dla niej śmierć. Przecież nie wróci z tego miejsca do mrowiska. To dla niej jak podróż do innego wszechświata. A sama tu zginie niewątpliwie. Wziąłem ją zatem na rękę, wróciłem w miejsce skąd „zabrałem” i wypuściłem w jej świecie.
W ubiegłą niedzielę nasi przypieczętowali awans na mundial. Po 11 latach. Na tym poprzednim jeden mecz zaliczyłem, jeny jak to dawno temu było i jak w sumie nie dawno. Teraz jednak nie zaliczę. W sumie to nic nie zaliczam. Tragedia.
Czas kończyć. Nie biegałem, zmęczony jestem, nos zapchany, łep mnie napierdziela, plery bolą, a perspektywy na poprawę brak.

2 komentarze:

  1. ja też uprane skarpetki łączę w pary przy rozwieszaniu :)

    wczoraj zaczęłam chorować. dzisiaj mierzyłam temperaturę - jest w okolicach 35,4. przez cały dzień. córce kazałam kontrolnie zmierzyć temperaturę, bo myślałam że termometr jest popsuty. :/ nie jest.

    OdpowiedzUsuń
  2. Wiesz, to całkiem prawdopodobne jest. Czytałam jakiś czas temu książkę o psychopatach i jej główna myśl była taka, że w sumie nie mamy pojęcia ilu psychopatów jest wśród nas. Bo to nie tylko ci, którzy ze szczegółami planują zbrodnię, ale również całe mnóstwo innych ludzi, bo cechy psychopatyczne to dużo szersze pojęcie.

    Poza tym, szkoda, że tej nowszej notki nie da się skomentować. Ale przeczytałam i dzięki za 'wake up call'. (Po angielsku, bo wiem, że lubisz.)

    OdpowiedzUsuń