sobota, 15 grudnia 2018

Ścieżka 536 Do przodu

Miałem wrócić w piątek do honorowego krwiodawstwa. Z powodu odczulania nie oddawałem krwi przez parę ładnych lat. Był to proces długi i uciążliwy. I o ile przyniósł spodziewane efekty w tym na co byłem uczulony, to ciekawostka, teraz jestem uczulony na to, na co nie byłem wcześniej. Dobre co? Co by nie powiedzieć, powiedzieć jednak mogę, że było warto. Jakoś tak czuję po sobie, że jest lepiej. Jak sobie przypomnę jak kiedyś „umierałem” w pewnych miejscach czy pewnych okresach to naprawdę inny świat jest teraz. No ale z tym już koniec i można znowu oddawać krew. Spojrzałem do książeczki i z przerażeniem stwierdziłem, że ostatni wpis pochodzi z 2011 roku. To już tyle lat. Poszedłem więc w piątek. Niestety. Okazało się, że moja krew jest za słaba. Ma za mało czegoś tam. A za mało czegoś tam wynikiem jest przemęczenia i niewyspania. I to niewyspania i przemęczenia nie chwilowego, ale takiego długotrwałego. To proces. I fakt, usiadłem i pomyślałem. Właściwie to otworzyło mi oczy. To znaczy zdawałem sobie sprawę, że niszczę swój organizm, że przesadzam, że się nie oszczędzam ale jakoś tak nie dopuszczałem myśli, że może to doprowadzić do czegoś złego. Złego takiego w sensie na przykład, że moja krew będzie miała za mało czegoś tam by być pobrana. Trochę to słabe i trochę przykre. A uważałem się za niezniszczalnego no. Inna sprawa, że termin wybrałem sobie zdecydowanie niewłaściwy. Ten czas zawszy był kiepski w moim wykonaniu. A to jakieś infekcje, a to jakieś przeziębienia, a to choroby. Wprawdzie w tym roku nic takiego, odpukać, nie miało miejsca, jednak czułem, że coś jest nie tak. I do biegania nie maiłem serca, i wyniki jak już pobiegłem miałem słabe, i jakieś takie głowy zawroty po wstaniu z fotela i takie ogólnie gorsze samopoczucie. Wychodzi więc na to, że to nie przypadek jednak. Ale właściwie to i tak bym tej krwi w ten piątek nie oddał, bo okazało się, że po odczulaniu odczekać muszę 180 dni więc kwarantanna kończy się 22 kwietnia. Tymczasem coś z tym tak kiepsko rozpoczętym piątkiem trzeba był zrobić. Poszedłem do kina. Tego kolesia, z młodym człowiekiem, zauważyłem już czekając na windę. Napatoczyli się tak jakoś jakbyśmy mieli tam umówione spotkanie. Młody człowiek wyglądał na trochę zagubionego, natomiast ten koleś na cfaniaka. Od razu mi się nie spodobał. Nawet czekając na tą windę przeszło mi przez myśl, że chętnie bym mu jebnął. Tylko że za co? Za to że cfaniak? Przecież i mnie często tak określano. Więc czy cfaniak to powód do walenia w ryj? Tak czy inaczej od razu mi się nie spodobał. Ponownie spotkaliśmy się przy kasie. Na górę wjechaliśmy jakoś innymi windami, i to chyba szczęście, bo kto wie co by było gdybyśmy jechali jedną? Stali za mną. I wtedy się zaczęło. Cfaniak najpierw walną: chodź przyjdziemy jutro, jutro są bilety po 12 zł. Potem coś tam, że lepiej iść do mcd i na plac zabaw. A na koniec gdy młody człowiek wił się przy ścianie jakby chciał się w nią zapaść, pierdolnął: dawaj swoje drobniaki, nie będę przecież przepłacał. Kurwa. Ja pierdolę. Nie moja to sprawa, nie będę się wtrącał w czyjeś życie ale tak się mi żal zrobiło tego chłopca, że no nie wiem. To był jego ojciec prawdopodobnie. Prawdopodobnie zabrał syna do kina. I co, tak tego młodego człowieka traktuje? Co to kurwa jest? Nie wiem co wyrośnie z tego młodego człowieka. Nie wiem jak potoczą się jego losy. Ale jaki ma start? Jaki wzór, jaki przekaz? I niech nie pierdolą mi tu mądre głowy, że każdy kowalem jest własnego losu. Jak ten młody człowiek ma ten los akurat kuć? Jakie popełnił błędy, że stojąc w kolejce w kinie ma się dokładać do biletu? Zapomni o tym czy będzie całe życie wyjście z tatą do kina pamiętał? Każdy jest kowalem swojego losu. A ja tyle razy kurde pisałem, że życie jest do dupy. Tyle razy. Pisali, że marudzę, że przesadzam i takie tam. Przyznaję, jest i fajne, jest i świat piękny. Ale co to kurde warte gdy ktoś cierpi ból niewyobrażalny? Ból niesprawiedliwy. Niesprawiedliwy jak cholera. Za co, dlaczego, po co? Ktoś dobry jak mało kto. No pytam się za co? I jak ma los swój kuć trzech innych młodych ludzi? Gdy patrzą. Gdy się boją. Nawet nie wyobrażam sobie jak oni się boją. To musi być potworne uczucie. Nie pokazują tego pewnie, ale boją się pewnie bardzo. Na pewno się boją. I co, zapomną o tym? Teraz, gdy kształtuje się ich myśl, teraz gdy widzą coraz więcej - odbierana jest im radość, odbierany spokój, odbierana beztroska? Świat jest straszny. Nie rozumiem świata, nie rozumiem Boga. I gdy słyszę, że innego młodego człowieka, człowieka dobrego i ułożonego, dotyka choroba duszy to buntuję się jeszcze bardziej. Co to jest by dzieci musiały ratować swoją duszę tabletkami? Co to jest by nie czuły się bezpiecznie? Świat jest straszny. Ludzie powariowali. Niby mamy wszystko, a tak naprawdę nie mamy nic. W mediach piękne święta, uśmiechają się, przytulają, Mikołaj dzwoni dzwonkiem, a gdzie to w życiu? W mediach muzyka, śpiew, taniec. Wszystko kolorowe i błyszczące, a gdzie ta szarość zza okna? Wszystko to ułuda która zatruwa nasze serca. Ja twierdzę, że życie nic nie warte. Pokazują, że niby kolorowe i wesołe ale tak naprawdę to tylko ściema. Kit który ma nam przesłonić prawdę. I ma nas ogłupić. Bo życie tak naprawdę to ból, to cierpienie, to strach, to niepewność, to samotność. Nie boję się śmierci. Nie będzie gorsza niż to co teraz. Bo życie w takim świecie mija się z sensem. To bezsensowne marnowanie energii. Szkoda czasu na taki świat. Nie boję się śmierci bo właściwie w takim świecie to już umarłem. Niby żyję, a nie ma mnie. Nie wiem kto to powiedział i nie pamiętam czy dokładnie tak ale słyszałem ostatnio taką myśl: Kto umarł za życia nie będzie się bał śmierci. I tak właśnie mam.

1 komentarz:

  1. Wiesz Er, w zasadzie dobrze, że poszedłeś "oddać" tę krew. Teraz wiesz, że masz czas do kwietnia, żeby się ogarnąć i doprowadzić swój organizm do lepszego stanu. I lepiej to zrób, bo krew jest potrzebna bardzo, a ktoś musi wyrobić też moją normą, bo ja niestety dawcą nie zostanę nigdy.

    A co do drugiej części notki - też zawsze wkurzają mnie te teksty o byciu kowalem własnego losu. Mam wtedy ochotę powiedzieć: "przejdź kilometr w moich butach, to pogadamy". Oceniać innych jest tak łatwo i wytykać im, jak bardzo słabymi są tymi kowalami. No i jeszcze Święta... Dla mnie chyba najbardziej dobijający czas w roku. Masz rację, to nie jest dobry moment na cokolwiek.

    OdpowiedzUsuń