Miałem
wrócić w piątek do honorowego krwiodawstwa. Z powodu odczulania
nie oddawałem krwi przez parę ładnych lat. Był to proces długi i
uciążliwy. I o ile przyniósł spodziewane efekty w tym na co byłem
uczulony, to ciekawostka, teraz jestem uczulony na to, na co nie
byłem wcześniej. Dobre co? Co by nie powiedzieć, powiedzieć jednak
mogę, że było warto. Jakoś tak czuję po sobie, że jest lepiej.
Jak sobie przypomnę jak kiedyś „umierałem” w pewnych miejscach
czy pewnych okresach to naprawdę inny świat jest teraz. No ale z
tym już koniec i można znowu oddawać krew. Spojrzałem do
książeczki i z przerażeniem stwierdziłem, że ostatni wpis
pochodzi z 2011 roku. To już tyle lat. Poszedłem więc w piątek.
Niestety. Okazało się, że moja krew jest za słaba. Ma za mało
czegoś tam. A za mało czegoś tam wynikiem jest przemęczenia i
niewyspania. I to niewyspania i przemęczenia nie chwilowego, ale
takiego długotrwałego. To proces. I fakt, usiadłem i pomyślałem.
Właściwie to otworzyło mi oczy. To znaczy zdawałem sobie sprawę,
że niszczę swój organizm, że przesadzam, że się nie oszczędzam
ale jakoś tak nie dopuszczałem myśli, że może to doprowadzić do
czegoś złego. Złego takiego w sensie na przykład, że moja krew
będzie miała za mało czegoś tam by być pobrana. Trochę to słabe
i trochę przykre. A uważałem się za niezniszczalnego no. Inna
sprawa, że termin wybrałem sobie zdecydowanie niewłaściwy. Ten
czas zawszy był kiepski w moim wykonaniu. A to jakieś infekcje, a
to jakieś przeziębienia, a to choroby. Wprawdzie w tym roku nic
takiego, odpukać, nie miało miejsca, jednak czułem, że coś jest
nie tak. I do biegania nie maiłem serca, i wyniki jak już pobiegłem miałem
słabe, i jakieś takie głowy zawroty po wstaniu z fotela i takie
ogólnie gorsze samopoczucie. Wychodzi więc na to, że to nie
przypadek jednak. Ale właściwie to i tak bym tej krwi w ten piątek
nie oddał, bo okazało się, że po odczulaniu odczekać muszę 180
dni więc kwarantanna kończy się 22 kwietnia. Tymczasem coś z tym
tak kiepsko rozpoczętym piątkiem trzeba był zrobić. Poszedłem do
kina. Tego kolesia, z młodym człowiekiem, zauważyłem już
czekając na windę. Napatoczyli się tak jakoś jakbyśmy mieli tam
umówione spotkanie. Młody człowiek wyglądał na trochę
zagubionego, natomiast ten koleś na cfaniaka. Od razu mi się nie
spodobał. Nawet czekając na tą windę przeszło mi przez myśl, że
chętnie bym mu jebnął. Tylko że za co? Za to że cfaniak?
Przecież i mnie często tak określano. Więc czy cfaniak to powód
do walenia w ryj? Tak czy inaczej od razu mi się nie spodobał.
Ponownie spotkaliśmy się przy kasie. Na górę wjechaliśmy jakoś
innymi windami, i to chyba szczęście, bo kto wie co by było
gdybyśmy jechali jedną? Stali za mną. I wtedy się zaczęło.
Cfaniak najpierw walną: chodź przyjdziemy jutro, jutro są bilety
po 12 zł. Potem coś tam, że lepiej iść do mcd i na plac zabaw. A
na koniec gdy młody człowiek wił się przy ścianie jakby chciał
się w nią zapaść, pierdolnął: dawaj swoje drobniaki, nie będę
przecież przepłacał. Kurwa. Ja pierdolę. Nie moja to sprawa, nie
będę się wtrącał w czyjeś życie ale tak się mi żal zrobiło
tego chłopca, że no nie wiem. To był jego ojciec prawdopodobnie.
Prawdopodobnie zabrał syna do kina. I co, tak tego młodego
człowieka traktuje? Co to kurwa jest? Nie wiem co wyrośnie z tego
młodego człowieka. Nie wiem jak potoczą się jego losy. Ale jaki
ma start? Jaki wzór, jaki przekaz? I niech nie pierdolą mi tu mądre
głowy, że każdy kowalem jest własnego losu. Jak ten młody
człowiek ma ten los akurat kuć? Jakie popełnił błędy, że
stojąc w kolejce w kinie ma się dokładać do biletu? Zapomni o tym
czy będzie całe życie wyjście z tatą do kina pamiętał? Każdy
jest kowalem swojego losu. A ja tyle razy kurde pisałem, że życie
jest do dupy. Tyle razy. Pisali, że marudzę, że przesadzam i takie
tam. Przyznaję, jest i fajne, jest i świat piękny. Ale co to kurde
warte gdy ktoś cierpi ból niewyobrażalny? Ból niesprawiedliwy.
Niesprawiedliwy jak cholera. Za co, dlaczego, po co? Ktoś dobry jak
mało kto. No pytam się za co? I jak ma los swój kuć trzech innych
młodych ludzi? Gdy patrzą. Gdy się boją. Nawet nie wyobrażam
sobie jak oni się boją. To musi być potworne uczucie. Nie pokazują
tego pewnie, ale boją się pewnie bardzo. Na pewno się boją. I co,
zapomną o tym? Teraz, gdy kształtuje się ich myśl, teraz gdy
widzą coraz więcej - odbierana jest im radość, odbierany spokój,
odbierana beztroska? Świat jest straszny. Nie rozumiem świata, nie
rozumiem Boga. I gdy słyszę, że innego młodego człowieka,
człowieka dobrego i ułożonego, dotyka choroba duszy to buntuję
się jeszcze bardziej. Co to jest by dzieci musiały ratować swoją duszę tabletkami? Co to jest by nie czuły się bezpiecznie? Świat jest
straszny. Ludzie powariowali. Niby mamy wszystko, a tak naprawdę nie
mamy nic. W mediach piękne święta, uśmiechają się, przytulają,
Mikołaj dzwoni dzwonkiem, a gdzie to w życiu? W mediach muzyka,
śpiew, taniec. Wszystko kolorowe i błyszczące, a gdzie ta szarość
zza okna? Wszystko to ułuda która zatruwa nasze serca. Ja twierdzę,
że życie nic nie warte. Pokazują, że niby kolorowe i wesołe ale
tak naprawdę to tylko ściema. Kit który ma nam przesłonić
prawdę. I ma nas ogłupić. Bo życie tak naprawdę to ból, to
cierpienie, to strach, to niepewność, to samotność. Nie boję się
śmierci. Nie będzie gorsza niż to co teraz. Bo życie w takim
świecie mija się z sensem. To bezsensowne marnowanie energii.
Szkoda czasu na taki świat. Nie boję się śmierci bo właściwie w
takim świecie to już umarłem. Niby żyję, a nie ma mnie. Nie wiem
kto to powiedział i nie pamiętam czy dokładnie tak ale słyszałem
ostatnio taką myśl: Kto umarł za życia nie będzie się bał
śmierci. I tak właśnie mam.
Wiesz Er, w zasadzie dobrze, że poszedłeś "oddać" tę krew. Teraz wiesz, że masz czas do kwietnia, żeby się ogarnąć i doprowadzić swój organizm do lepszego stanu. I lepiej to zrób, bo krew jest potrzebna bardzo, a ktoś musi wyrobić też moją normą, bo ja niestety dawcą nie zostanę nigdy.
OdpowiedzUsuńA co do drugiej części notki - też zawsze wkurzają mnie te teksty o byciu kowalem własnego losu. Mam wtedy ochotę powiedzieć: "przejdź kilometr w moich butach, to pogadamy". Oceniać innych jest tak łatwo i wytykać im, jak bardzo słabymi są tymi kowalami. No i jeszcze Święta... Dla mnie chyba najbardziej dobijający czas w roku. Masz rację, to nie jest dobry moment na cokolwiek.