niedziela, 9 grudnia 2018

Ścieżka 535 Do przodu

Mam myśl której nie mogę rozeznać. A raczej plan. Nie wiem jak plan ten określić. Jak określić wątpliwości z nim związane. Jeszcze parę dni temu zdecydowany byłem. Dzisiaj mam wątpliwości. I nie wiem czy wątpliwości te to strach czy rozwaga. Tak różne uczucia, a tak mało je dzieli. Pytałem nawet Boga, prosiłem o podpowiedź, znak, w śnie jakiś. Niestety, nic z tych rzeczy. Sny beznadziejne jak miałem, tak mam. Rety, jakie ja mam durne sny. Pojąć nie mogę nigdy skąd się tak durne biorą. We śnie więc podpowiedzi nie uzyskałem. Na jawie też zresztą nie. Choć w pewnym momencie padło skądś pytanie czy będzie to uczciwe? Czy w planie tym działał będę podstępnie? Czy posłużę się kłamstwem. Tak – odpowiedziałem – posłużę się kłamstwem. No ale takim małym, takim malutkim kłamstewkiem. To masz odpowiedź. Chcąc zatem być uczciwym nie mogę, nie powinienem. Nie powinienem choć przecież działałbym w słusznej sprawie. Dążył do tego co przecież słusznie się mi należy. Bycie uczciwym jest ciężkie. Jeny jak bycie uczciwym jest ciężkie. W tych czasach gdzie należy korzystać z okazji, gdzie można naginać i naciągać, gdzie liczy się tylko ten zysk na końcu. Jak trudno zachować się uczciwie gdy jest się rąbanym na każdym kroku. I tak wstanę jutro jak co dzień i pójdę jak co dzień tak się dawać rąbać? Kurde – przecież to frajerstwo. No i nie wiem, wprowadzać plan w życie czy nie. Ciężko podjąć decyzję. Zachować rozwagę? Być uczciwym? Czy jednak podjąć ryzyko i nie okazać strachu? Co zrobię? Nie wiem co zrobię. Może zdam się na impuls chwili? Bo w sumie co tu planować, nad czym myśleć? Ileż to planów i rozmyślań za mną? Ile z nich już zapomnianych? Zaprzątały mi głowę a dziś nie ma po nich nawet popiołu. Będzie co będzie. Niby jest ta refleksja, że zdawanie się na los ta takie okazywanie słabości. To taka dziecinada. Los trzeba brać przecież we własne ręce. Ale czy trzeba mi więcej od losu? W sumie wszystko mam – to po co się rzucać, po co narażać? Z tym, że jak stoisz w miejscu to się cofasz. Ja się cofam. Od dawna się cofam. I może chciałoby się coś zrobić, może coś zmienić, może ruszyć jednak jakoś tak sił brak. Jakoś tak zapału, ochoty, konsekwencji nie starcza. No i nie ma celu. Tak, celu nie ma. To chyba główna przyczyna. Robić coś dla samego robienia? Bez sensu. Nie mam celu. Brak mi w życiu celu i dlatego stoję tu gdzie stoję.

W codzienności pogoda fatalna. Zimno, pada no i nie ma słońca.
Biegam bez entuzjazmu mało i ze słabymi rezultatami. Wczoraj jedynie coś się na chwilę przejaśniło, i biegło się lepiej na takim małym Biegu Charytatywnym. To chyba w nagrodę od nieba? A kolano trochę dokucza.
Nic mi się nie chce, łażę bez składu i ładu.
I kurde rozkład mi zmienili. Kurde na duże gorsze połączenia. Słabo. I tak ledwo już żyję, a będzie jeszcze gorzej. Wykończą mnie te dojazdy, wykończy mnie to wstawanie w ciemności.
Ale poczytałem sobie trochę wspomnień z przeszłości i widzę, że nie jest tak źle. Wtedy to dopiero były doły.

A piosenka fajna, jedna z tych fajniejszych. Tak se chodzę i tak se śpiewam te lalala. Za to klip nie wiem czy nie najfajniejszy z tych fajnych.

1 komentarz:

  1. Ej, ale jak już "to" zrobisz (albo nie zrobisz), w sensie jak zdecydujesz, to powiesz, co? Bo zaciekawiłeś mnie niesamowicie, szczególnie tym dylematem moralnym, że teraz czekam na ciąg dalszy.

    ps A do zaciążenia to wolałabym jednak mieć nieco inną motywację. Zrozumiano?

    OdpowiedzUsuń