I
gdy już tą lokomotywą następną, tą gorszą dotrę do celu. Gdy
spojrzę w ciemną szybę za którą nie widać nic. I gdy jedynym co
zobaczę w tej szybie jest moje zakapturzone odbicie. Gdy spojrzę
niebieskim światłem migającą diodę słuchawek. Gdy spojrzę na
kołyszącą się w takt muzyki łepetynę. Gdy tak patrzę na
siebie, gdy spoglądam w oczy – to myślę sobie – myślę …
zajebisty ze mnie gość. Niczego wielkiego nie osiągnąłem w tym
życiu posranym, zjebałem spraw wiele za które odpowiem na sądzie
ostatecznym – jednak zajebisty ze mnie gość. Nie ma takiego
drugiego. Żyję sobie tym życiem nieudanym bez perspektyw, nie
lubię się co dzień, cierpię ranka każdego – ale zajebisty ze
mnie gość. Samotny i samotność tą przeklinający. Wzrokiem
tęsknym patrzący za pięknem na dwóch nogach, zawiedziony ciągle,
że znów przeszło obok – ale zajebisty ze mnie gość. No
zajebisty. Wspomnieniami żyję jak frajer i żałośnie tęsknię –
ale gość ze mnie zajebisty. No nie ma takiego drugiego. Bo cóż
takiego? Myślę sobie ostatnio często o moim życiu, tym życiu
kiedyś. Za dzieciaka, za małolata, tego już „dorosłego”
faceta. Co mogłem zrobić? Myślę, że zrobiłem wszystko najlepiej
jak umiałem. Było błędów co niemiara, było, żałuję ich, ale
było i już. Tak miało być. Nie oglądam filmów ostatnio za
wiele, nie ma zresztą co oglądać, ale mam parę takich do których
chętnie wracam. Które jakoś tak, jakby to rzec, które … które
chciałbym przeżyć. Tzn nie dosłownie przeżyć, ale mieć taką
możliwość by, jak w tych filmach - cofnąć czas. Móc przeżyć
to życie posrane jeszcze raz. Mając wiedzę na temat tego co przede
mną, tego co za mną. Móc podjąć decyzje zaopatrzony we
odpowiednią wiedzę i doświadczenie. Bo jaką wiedzę i
doświadczenie miał mały erek na temat życia? Jaką miał erek
małolat? I jaką „dorosły facet”? Jaką ma teraz? - żadnej.
Żadnej na dzisiejsze sprawy. Bo na sprawy przeszłe już jakąś ma.
I móc tak właśnie wrócić, móc zrobić wszystko od nowa, od
początku, tak z tą dzisiejszą na przeszłość wiedzą. To by było
piękne. Chciałbym przeżyć to życie moje posrane jeszcze raz,
naprawdę bym chciał. Chciałbym mieć okazję naprawić krzywdy i
błędy. Chciałbym nie iść tam gdzie poszedłem i nie wypowiedzieć
słów które wypowiedziałem. Chciałbym wiedzieć co robić. Bo
zajebisty ze mnie gość, no zajebisty, tylko, że czasami ( a może
częściej niż czasami ) nie wie co robić.
W
codzienności zdałem sobie ostatnio sprawę, że jestem już stary.
Starość boli. A mnie cały czas coś boli. Jak nie kolano to szyja,
jak nie ręka to plecy. Ból ciągły, codzienny. Nie jest to ból
jakiś straszny ale towarzyszy mi na każdym kroku. Skutecznie
ograniczając to czy tamto. I zdałem sobie sprawę zarazem, że
stary jestem już od dawna. Dawien dawna. Bo ból ten towarzyszy mi
od dawien dawna. Prawdę mówiąc to nie pamiętam już by mnie coś
nie bolało. Tak – stary jestem na ciele. I stary jestem na duszy.
Nie ma dnia by mnie coś nie bolało. Czy tak już zostanie? Tak już
zostanie niestety. Aż do śmierci chodził będę ścieżkami tymi
swoimi poraniony. Ile jeszcze dni tych przede mną? Nie wiem –
chciałbym wiedzieć. Nie boję się śmierci, czekam na nią. Choć
czekam uczciwie. Dbam o siebie. Jem zdrowo, przyjmuję suplementy,
ćwiczę. Słucham mądrych ludzi, obserwuję świat, ile tylko mogę
nie daję się porwać zachłanności. Dbam o siebie – dbam na
ciele i duszy. Czekam więc na tą śmierć uczciwie bo tylko ona jedna już mnie od tych ciała i duszy słabości uwolnić będzie potrafiła.
Sezon
zbliża się już nieuchronnie. Na razie walczę i z interkomem.
Dlaczego wszystko co włoskie musi działać według swojego własnego
widzi mi się?
W
ubiegłą niedzielę zrobiłem fajną dychę. Fakt, że z wiatrem
była. Co by nie powiedzieć, czasy zaczynają już być odpowiednie
i dające satysfakcję. Tak jak dziś. Fajny, dobry bieg okraszony
wiosennym zachodem słońca.
A
teraz choć noc krótsza obejrzeć Niepamięć, Na skraju jutra czy
Kod nieśmiertelności?
I
potańczyłbym kurde no.