Lubię
takie wieczory jak ten. Kos śpiewa. Parę pierwszych jeżyków które
właśnie dzisiaj przyleciało kręci kółka na niebie. Na podwórku
słychać gwar. A ja siedzę sobie wykąpany i wzdycham po udanym
biegu. Przyszedł właśnie czas na udane biegi. On – ten czas –
przychodzi choć wcale się go nie spodziewam. Jeszcze miesiąc temu
miałem tą swoją obawę, że kurcze jest chyba gorzej. Że ciężko,
że trudno, że już chyba nie daję rady, że to już chyba właśnie
ten czas gdy stary organizm przekroczył barierę. Barierę, że czas
zwolnić, czas stanąć, czas usiąść w bujanym fotelu. Wychodzi
jednak na to, że to nie teraz jeszcze. Teraz wchodzę chyba na
właściwy poziom. Nie rozumiem na razie pewnych spraw, dziwią mnie
one bardzo, jednak nie cierpię zbytnio z ich powodu. A może się z
ich powodu - tych spraw których nie rozumiem – uśmiecham? Po tym,
jak gdzieś w pod koniec kwietnia doszedłem do jako takiej równowagi
psychicznej po zmianie czasu czuję się coraz lepiej. Strasznie
cierpiałem. Jeny jak ja cierpiałem. I jak teraz na to patrzę
wychodzi mi na to, że głównym moim problemem jest brak snu. Brak
snu rujnuje mnie psychicznie. Przekonałem się o tym w długi majowy
weekend. Gdzie mogłem spać ile chce. I choć był te weekend
niezbyt przyjemny w sensie pogody, niezbyt przyjemny w sensie
realizacji planów i niezbyt przyjemny w temacie odpoczynku – to
mogę śmiało stwierdzić, że się chyba po nim uśmiechnąłem. I
nawet nie martwiło mnie to, że zimno, i to że się coś nie udało,
i że coś nie po mojej myśli. Tak prawdę mówiąc – to miałem
wszelkie problemy i przeciwności w dupie. Nie to nie, trudno, nie
warto się tym przejmować – tak to widziałem. Tak to widziałem,
bo byłem wyspany – tak to sobie tłumaczę. I może nie o sam brak
snu tu chodzi, a dokładniej o wstawanie o piątej. Bo przecież
nawet w ten majowy długi weekend potrafiłem spać krótko, i się
budzić sam o szóstej. Tak więc czuję się coraz lepiej. Nie
rozumiem na razie pewnych spraw, dziwią mnie one bardzo jednak nie
cierpię z ich powodu. Czuję się bezpiecznie. I to chyba o to
chodzi – o bezpieczeństwo. O tym, że stabilna sytuacja życiowa
daje wiele spokoju przekonałem się nie raz. Tak jest chyba i teraz.
Jakiś czas temu miałem mocne postanowienie rzucić dotychczasowe
życie w cholerę. Wkurzała mnie ta ciągła pogoń za własnym
ogonem. Wkurzała mnie świadomość, że moje poświęcenie, czas,
zaangażowanie nie są tego warte. I właśnie w momencie gdy już
miałem zrobić krok przyszła niespodziewanie propozycja. Propozycja
jakiej oczekiwałem. Propozycja na jaką czekałem lat wiele. Czuję
się więc teraz bezpiecznie. I już nie gonię za własnym ogonem.
Teraz gdy z niewiadomych powodów nie przyjeżdża mój pociąg
siadam grzecznie na chodniku pod filarem, włączam sobie słuchawki
i czekam na następny. Teraz gdy z niewiadomych powodów nie
przyjeżdża mój pociąg nie denerwuję się straconym czasem. Teraz
mam to gdzieś. Nie to nie – trudno – nie warto się tym
przejmować. Nie wiem jak to tłumaczyć, ale ta nagła zmiana, ta
propozycja, ten odpoczynek majowy, ta strefa bezpieczeństwa jaką
poczułem strasznie mnie wyhamowała. Jakoś tak zwolniłem, jakoś
tak przestałem się przejmować, przestałem się martwić i chyba …
przestało mi zależeć. Tak – chyba już mi nie zależy. Nic nie
muszę, nic nikomu nie muszę udowadniać – w szczególności
sobie. I o to chyba chodzi, chcę to robię, nie chcę to nie robię.
Ktoś jest przy mnie to jest, nie ma go to nie ma. Nie to nie –
trudno – nie warto się tym przejmować. A tym, że brakuje mi
radości z rzeczy prostych, zwykłych, codziennych to już tak mam –
tym też nie warto się przejmować.
W
codzienności biegam z psem. Ta myśl naszła mnie kilka miesięcy
temu. Teraz jednak siedzi mi w głowie potwornie. Tak potwornie, że
zaczynam szukać wszelkich informacji na ten temat. Porównuję,
analizuję, sprawdzam. Tak mnie dopadło jak nic ostatnio. Tak – że
mam to takie – juuuuż, już chcę. Że już się nie mogę
doczekać. Ale czekam. Biorę na wstrzymanie. Muszę z tym pobiegać.
Muszę się przekonać na ile jest to dobra idea, a na ile chwilowa
fanaberia, chwilowe zauroczenie. Na ile było by to dobre i dla mnie
i dla pieska, a na ile tylko własne się pokazanie, własny szpan.
To właśnie z tym biegam.
Ale
– musiałbym wówczas pozbyć się Rumaka hmmmm.
Cieszę się Er bardzo, że czujesz się coraz lepiej i że masz w sobie tyle spokoju. Nawet Ci tego trochę zazdroszczę, bo u mnie niestabilnie, chciałoby się powiedzieć, jak zawsze. Cieszę się również, że nadeszła propozycja, która do Twojego życia wniosła tyle dobrego. Co do pieska - na pewno nie pożałujesz, ale masz rację. To nie może być fanaberia, czy chwilowe zauroczenie. Przemyśl, pobiegaj z tym. Sam zobaczysz. Jak podejmiesz decyzję, to ja chcę wiedzieć koniecznie! Trzymaj się Eru.
OdpowiedzUsuń