czwartek, 20 czerwca 2019

Ścieżka 557 Do przodu

Wychodzę z pracy. Lubię wychodzić z pracy ze świadomością, że nic mnie nie goni, że nigdzie się śpieszyć nie muszę. Spoglądam tam gdzie zmierzam. Tam gdzie zmierzam gęste siwo bure chmury. W jednym necie tam gdzie zmierzam deszcz, w innym bez deszczu. Co robić? Jechać? Nie jechać? Leję benzynę. Duszno i parno jak przed niezłą burzą. Jechać? Nie jechać? Nie za bardzo mi się uśmiecha moknąć. Dobra – jadę. Gdzieś w połowie drogi myśl – kurcze lepiej było nie jechać. Wzdycham. Wzdycham nad swoim niezdecydowaniem. Ale w sumie co tam, będzie co będzie, najwyżej zmoknę. Dojeżdżam tam gdzie zmierzałem. Na asfalcie ślady deszczu, dużego deszczu. Siadam z przyjaciółmi, piję herbatę, oglądam ich zdjęcia z wakacji. Jadę dalej. Jadę wciąż suchy. Patrzę na noc nadciągającą ze wschodu. Patrzę na cudnie barwne niebo. Czyli jednak dobrym było posunięciem pojechanie. Wracam do rozterek z drogi, wspominam myśl gdy jakoś tak stały się one nie ważne. Myśl gdy pomyślałem by nie myśleć. By zdać się na łaskę i niełaskę losu, zaufać swojemu szczęściu, zapomnieć o groźnych, gęstych siwo burych chmurach i po prostu jechać. I teraz, gdy jadę wciąż suchy, gdy patrzę na cudnie barwne niebo zastanawiam się, że to jest sposób, sposób chyba na życie. Nie myśleć, nie przewidywać, nie martwić się. I co najważniejsze – się nie bać. Tak naprawdę szczerze i sercem oddać się losowi. Posłać swoje marzenie gdzieś w niebo i już więcej nic. Tak po prostu ruszyć do przodu.
A potem jeszcze pojechałem przez stare śmiecie. A zobaczyć co tam na znanych z poprzedniego życia miejscach. I spotkałem nawet kogoś z poprzedniego życia bliskiego. Siedzą sobie w altance którą sam stawiałem, piją piwko, rozmawiają, śmieją się. I w sumie dobrze, w sumie tak być powinno. Ja jednak do tego nie pasuję. Patrzę na tych moich przyjaciół co ich właśnie pożegnałem, patrzę na bliskich ludzi z poprzedniego życia i widzę w nich coś czego nie mam. A może widzę w nich raczej coś co mi nie jest potrzebne. Miałem ostatnio okazję pogadać z ludźmi, tak pogadać bardziej osobiście i jedno mnie uderzyło – nie mogłem pogadać o nich. Coś mi się jakoś tak wydaje, że ludzie nie chcą, czy może nie potrzebują, czy może już raczej nie umieją rozmawiać o swoim sercu. O obawach, strachu, nadziejach, marzeniach, rozczarowaniach. Tak jakby chcieli o tym nie wiedzieć, chcieli to zapomnieć, chcieli nie pokazywać, że mają uczucia. Zresztą na blogach, przypadek to czy nie, też to dostrzegłem. Nie ma co czytać, nikt nie pisze. Nie to, że nie spotkam się z przyjaciółmi, nie to że nie pogadam z kimś bliskim. Nie to, że nie pooglądam zdjęć, nie posłucham opowieści, nie to że nie wymienię poglądów ale tak prawdę mówiąc czy w tym wszystkim poznam człowieka? Poznam jego marzenia i obawy? Takiej prawdziwej, szczerej rozmowy mi brakuje. Tego szukam. A takie tam gadki o wakacjach, polityce, sporcie to tylko takie zapychacze dla ciszy która mogłaby w sumie być lepsza. Właśnie, ciekawe ile czasu wytrzymalibyśmy siedząc w ciszy?


W codzienności cały dzisiejszy dzień przeleżałem. Trochę podsypiając, trochę patrząc się w telewizor, nic nie robiąc. Dzisiaj jestem cholernie zmęczony. I nie wiem czy zmęczony jestem bardziej tym leżeniem, czy leżę bo taki zmęczony jestem.

I Nie wiem kto igra ze mną ale igra ktoś z pewnością.

2 komentarze:

  1. a ja oczywiście weekend miałam zajęty :) - w pracy byłam tym razem. po pracy, w domu nie nadaję się do niczego innego niż leżenie. co też czynię bardzo starannie ;) te upały mnie dobijają.

    OdpowiedzUsuń