Przez
jakiś czas miałem takie mniemanie, że ciepłe piątki mnie
przygnębiają. Smutne myśli miałem w piątkowe ciepłe popołudnia.
Bo gdy w ciepłe piątkowe popołudnia wszyscy myśleli już tylko o
spędzaniu czasu, wesołym spędzaniu, z rodzinami, ze znajomymi, z
przyjaciółmi – ja zostawałem sam. Jakiś taki smutek mnie
dopadał, jakiś bezsens mojego istnienia, jakiś taki żal. W
ostatni piątek coś się jednak zmieniło. Bo gdy wszyscy pouciekali
co prędzej do rodzin, znajomych, przyjaciół ja wyszedłem
spokojnie ostatni bez żadnego żalu. Jakoś tak czując wolność.
Bo jakoś tak nic mnie nie goniło, nic na mnie nie czekało, nic nie
było ważniejsze niż ta moja chwila. I gdy wracałem około 23
ciepłą nocą do domu, gdy tak sobie szedłem zmęczony, jakoś tak
uśmiechałem się do tej mojej drogi. Nic mnie nie goniło, nic na
mnie nie czekało, nic nie było ważniejsze niż ta moja chwila. W
każdej chwili mogłem usiąść na ławeczce, w każdej chwili
mogłem zmienić drogę. Zdałem sobie sprawę jak jestem wolny. Jak
ja jestem wolny w te piątkowe popołudnia, wieczory, noce. Samotny –
ale wolny.
Czy
pogodziłem się z losem? Tak – pogodziłem się z losem. A może
bardziej z tym co mam. Chyba coraz bardziej akceptuję to co mnie
otacza, to co w moim życiu się dzieje. Może coraz bardziej umiem
dziękować za to co mam? Nie twierdzę, że nie chcę więcej, że
nie marzę o czymś innym – ale skoro taki mój los, ten aktualny –
niech już tak będzie. Oby nie było gorzej.
Od
jakiegoś czasu gdzieś w okolicy, gdzieś w bliskiej okolicy, może
wręcz pod moim oknem pojawił się Piecuszek. Ależ on mi przypomina
beztroskie dni dziecięcych wakacji spędzanych na wsi. Jak w gorące
dnie, jak w ciepłe wieczory słychać go było gdzieś w zaroślach
łąk. Ależ on mi teraz przypomina te beztroskie lata, ależ
przypomina.
Co
i raz przypomina mi się taki jeden rym z piosenki Kalibra. Ni z tą
ni zowąd zjawia się w głowie i siedzi nie dając spokoju. Dzisiaj
zjawił się na drugim kilometrze. Skąd i dlaczego – nie wiem.
Rym: ..to
mężczyzna robi forsę, a nie forsa mężczyznę … To
może dlatego, że jakoś tak cały czas mam wrażenie, że w moim
przypadku jest raczej odwrotnie.
I
na koniec jeszcze jedna myśl z tego tygodnia. Mój ulubiony temat
rozmyślań – śmierć. Chyba zaczynam żyć - a może żyję tym
od dawna tylko teraz zdałem sobie z tego sprawę – oczekiwaniem na
śmierć z ciekawością: co też po niej. I chyba się doczekać nie
mogę by poznać odpowiedź, by przekonać się na własnej skórze
co tam jest. Co też kurna tam jest? - to pytanie nurtuje mnie od
zawsze. Teraz jednak silniej, mocniej. I tylko śmierć może
umożliwić poznanie odpowiedzi. A może przy okazji poznam odpowiedź
na inne nurtujące pytanie: o co w tym wszystkim chodzi.
Jak to mawiał mój tata: wszyscy jesteśmy dziećmi, jesteśmy dopóty, dopóki żyją nasi rodzice, a gdy umrą?, a gdy umrą zostajemy sierotami.
Jak to mawiał mój tata: wszyscy jesteśmy dziećmi, jesteśmy dopóty, dopóki żyją nasi rodzice, a gdy umrą?, a gdy umrą zostajemy sierotami.
To
już za chwilę, to już niedługo postawię stopę na piasku. Już
niedługo moja stopa poczuje chłód morskiej fali. Już niedługo,
już niedługo.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz