Od
pół a może i nawet od roku nie mam na co pójść do kina. Nie
wiem czy to już takie czasy i się w tym nie łapię ale straszne
dno jak dla mnie. No ale skoro trzeba było pójść to trzeba. Jako
że dawno już nie płakałem, po poczytaniu trochę w necie,
poszedłem na coś na czym podobno można popłakać. Chociaż w
sumie mi nie trzeba na filmie dużo do płakania. No ale faktycznie –
było do płakania, ktoś tam na sali nawet pochlipywał. I taka myśl
mnie ogarnęła już po filmie. Myśl taka, że ta śmierć, którą
tak wychwalam i lansuję, ma w sobie jeszcze jedną pozytywną
sprawę. Myślę sobie, że na łożu śmierci ludzie potrafią
zrozumieć, rozumieć zaczynają co jest w życiu najważniejsze. I
myślę sobie też, że człowiek z piętnem śmierci potrafi mówić
prawdę. Bo w sumie niczego już nie musi udawać, niczego już nie
musi się wstydzić, i za niczym nie musi gonić. I pomyślałem
sobie jeszcze jak często zostajemy z tym niewypowiedzianym słowem.
Z takim prostym, dobrym słowem. Słowem które powinniśmy byli
powiedzieć, i nawet to wiedzieliśmy ale coś nas ciągle
powstrzymywało, coś nas ciągle blokowało. Aż do czasu gdy było
już za późno. Nie odkrywam, wiem, Ameryki, to jest prawda stara
jak świat, ale zbyt często zostajemy z tym niewypowiedzianym
słowem, zbyt często … ja zostaję.
A
potem pomyślałem sobie komu bym powiedział gdybym tak, dajmy na
to, złamał sobie nogę. Wyobraziłem sobie wszystkich tych których
bym o tym poinformował i tych przed którymi bym to ukrył. Nie
ważne czy chwaląc się z przekąsem – heja ludzie patrzcie co mi
się przytrafiło, czy przyznając ze wstydem – jeny patrzcie jaka
ze mnie pierdoła. I spojrzałem na tych którym bym jednak nic nie
powiedział. I smutne to ale teraz dopiero dotarło do mnie kim
jestem. Teraz dopiero tak dosadnie zrozumiałem wszystko
wcześniejsze. No cóż, generalnie szkoda, ale to konkretny finał.
A
w codzienności upały. Ludzie jęczą i stękają a ja …
promienieję. Czuję się wyśmienicie.
I
kocham te długie gorące wieczory. Tuż po zachodzie słońca.
Jeszcze widne, jeszcze ze śpiewem ptaków, jeszcze ze świerszczami,
pachnące skoszoną trawą. I wówczas budzi się we mnie tęsknota
za kimś bliskim, wówczas myślę, że nikt, ale to nikt nie
powinien spędzać takich wieczorów samotnie. Takie wieczory nie
powinny zasypiać. Takie wieczory powinny przeciągać się w ciepłą,
gwiaździstą noc i kończyć o rosie poranka.
Czerwiec
minął szybko i znienacka.
Biegałem
mało.
Dzisiaj
odstawiłem motóra. Ten tydzień odpoczywa. Odpoczywa również mój
kark i nery bo, trochę dostały w kość ostatnimi czasy na motórze.
Jak
pogoda dopisze za tydzień ruszymy nad morze.
I
dopiero teraz przeszedł mi katar przywleczony dwa tygodnie temu z
Mazur.
udanej wyprawy...
OdpowiedzUsuń