Moje
życie zawodowe dzieli się na to przed tym tygodniem jak co roku i to po
tym tygodniu jak co roku. Dzisiaj jestem już w tej drugiej części -
tak mi się przynajmniej wydaje. Ostatnie cztery dni miałem
delikatnie rzecz ujmując przejebane, z tak zwaną kulminacją w
piątek. Z tym, że w piątek wydarzyła się rzecz dziwna, a raczej
był to slot rzeczy. Splot rzeczy które same się rozwiązywały,
kończyły pozytywnym finałem wcześniej niż myślałem i
następowały po sobie w tak idealnym uporządkowaniu jakby jakaś
siła nadprzyrodzona nad tym czuwała. I gdy już mocno zaskoczony,
że tak się wszystko udało, siedziałem szczęśliwy w moim
ulubionym padło hasło, że jest wypadek i nie wiadomo kiedy
odjedziemy. Stare przysłowie nie chwal dnia przed zachodem słońca
… I gdy postój zaczął się przedłużać, gdy z niezdecydowania
nie poszedłem na inny, a potem na jeszcze inny, cała moja radość
obróciła się w pył. Całe to wcześniejsze uporządkowanie
rzeczy, szczęśliwe ich zakończenie stało się nic nie warte –
koniec końców i tak jestem w tym miejscu jak bym był normalnie –
a może i w gorszym. Siadłem, przekląłem jebane życie, machnąłem
rękę i było mi już wszystko jedno. I właśnie w tym momencie
padło hasło kolejne: honorują bilety i za chwilę z sąsiedniego
peronu odjeżdża pośpiech. Pośpiechami podróżować co tu gadać
– uwielbiam, zwłaszcza nocą. To mi chyba zostało z młodzieńczych
eskapad na Górny Śląsk i w Wielkopolskę. Przesiadłem się więc
do pośpiecha, do pierwszej klasy i zaśmiałem szyderczo. Ile kurde
emocji. Móc, mieć kurde taką niewzruszoną wolę, brać rzeczy
takimi jakie są, nic nie oczekiwać. Być spokojem i opanowaniem.
Niestety nie umiem tak. Wszystkie sprawy, dobre i niedobre, wywołują
moją reakcję, dobrą i niedobrą. Jestem szczęśliwy by zaraz, za
chwilę kląć z nerwów. Nie dobrze mi z tym, męczy mnie to.
Chciałbym zachować spokój, chciałbym, z tym, że nie wiem czy
jest to możliwe przy tym trybie życia. Ja się ciągle gdzieś
śpieszę, ciągle czegoś oczekuję. A przypadki to, czy jakaś siła
nadprzyrodzona, ale ciągle stają mi na drodze zwroty sytuacji. Gdy
już coś wiem, okazuje się, że jest inaczej, gdy już coś
zdecyduję okazuje się, że decyzję muszę zmienić, gdy w coś
uwierzę wiara moja zostaje zachwiana. Nie wiem już co i jak, nie
wiem co robić, nie wiem gdzie to wszystko zmierza i jakoś tak żyję,
miotany tymi podmuchami raz w jedną raz w drugą stronę, bez celu.
W
rzeczywistości tak jak wspomniałem jestem już w tej drugiej,
lepszej części życia zawodowego.
Od
miesiąca biegam po bieżni na siłowni. Idzie mi to dość dobrze. A
że przy okazji zrobię coś na mięśnie moje samozadowolenie
wzrasta.
Pogoda
( teraz ją pochwalę i się zaraz spierd... ) jest dobra. W miarę
ciepło jak na tę porę roku, nie ma śniegu i nawet słońce się
pokazuje.
W
tygodniu parę razy rano pojechałem sobie wcześniejszą lokomotywą,
a raz moja codzienna przyjechała zgodnie z rozkładem – i to był
szok.