Dane
mi dzisiaj było przechodzić przez takie jedno osiedle. Osiedle z
lat szczęśliwych. To osiedle to to samo co moje osiedle tylko tzw
drugi etap. Moje to etap pierwszy. Choć to w sumie ten sam rejon,
choć miałem tam wielu kolegów w czasach szczęśliwych to jednak
rzadko się tam zapuszczałem. I choć to byli dobrzy koledzy, choć
chodziliśmy do tej samej szkoły, choć kopaliśmy tą samą piłkę
zapuszczałem się tam rzadko. Praktycznie wcale. I choć to byli
dobrzy koledzy, choć chodziliśmy do tej samej szkoły, choć
kopaliśmy tą samą piłkę to byli to koledzy jacyś tacy inni.
Inni znaczy – lepsi. Jacyś tacy jakby z wyższej półki. Tacy
jacyś jakby do przodu. Tak jakby tam powiało już klimatem zachodu
gdy u nas jeszcze wszystko było w klimacie starej, dobrej komuny.
Może nawet im zazdrościłem, może nawet podziwiałem. I dzisiaj
właśnie dane mi było przechodzić przez to osiedle. Bo choć czasy
szczęśliwe już dawno minęły, bo choć minęło lat naście,
dziesiąt a może i dzieści na to osiedle nie zapuszczałem się
nadal. To osiedle jest nie po drodze do sklepów, banków,
przystanków, dworców, sklepów, banków, przystanków, dworców
itd. No ale dzisiaj dane mi było przechodzić przez to osiedle. I
przechodząc przez to osiedle zwrócił moją uwagę kiosk. Kiosk jak
z czasów starej, dobrej komuny. Buda taka jak jakiś relikt
przeszłości. Nawet chyba mi się miło zrobiło na ten widok.
Wróciły wspomnienia walki o Świat Młodych po to tylko by poznać
dalsze losy Tytusa, Romka i Atomka czy Kajko i Kokosza. I gdy
wracałem już do domu, wracałem przechodząc ponownie przez to
osiedle i gdy mijałem ponownie ten relikt przeszłości zdziwił
mnie fakt, że jeszcze jest otwarty. Z zainteresowaniem spojrzałem
do środka. A w środku obok pani która była zapewne właścicielką
tego interesu ujrzałem dziewczynę. Poznałem ją od razu. To była
Sylwia – moja koleżanka ze szkoły. Sylwia była inna niż
wszyscy, Sylwia delikatnie rzecz mówiąc nie nadążała rozwojem za
średnią – lecz nadążała na tyle, że mogła chodzić do szkoły
z nami. I czy to było dobre dla Sylwii? - nie wiem. Wiem jednak, że
z tego powodu spotykała się z powszechnym odrzuceniem. I co tu
ukrywać, była obiektem wyzwisk, uszczypliwości, poniżeń, była
wiecznie wyśmiewana. Wiemy jak okrutne może być szkolne
gówniarstwo. I gdy dzisiaj ujrzałem już dorosłą Sylwię, Sylwię
która stała z tym swoim mimowolnym uśmiechem obok pani która była
zapewne właścicielką reliktu z przeszłości wróciło wspomnienie
małego era. A jaki dla Sylwii był mały er? Myślę, że duży er
powinien się wstydzić za tamtego małego. I wstydzi się, oj
wstydzi. Mały er nie dokuczał Sylwii, mały er jej nie wyśmiewał,
mały er jej nie poniżał, mały er może nawet raz stanął w jej
obronie aleeee mały er trzymał się z boku. Mały er może i ją
lubił, może i było mu jej szkoda, może i jej współczuł ale
mały er zachowywał bezpieczny dystans. Mały er schowany był za
bezpieczną gardą, mały er się nie wychylał, małemu erowi
zależało tylko na tym by nie podpaść dokuczającej Sylwii
większości. Mały er za cenę spokoju sumienia kupił spokój
istnienia. Mały er był spoko gość. Mały er był w trzymającej
władzę większości. Myślę, że kiedyś, może jeszcze za tego
życia, a może już w wieczności przeproszę Sylwię. Wypadało by
chyba nie. Bo teraz wiem, że należało zachować się inaczej.
Dzisiaj pewien jestem, że gdyby znalazł się wówczas ktoś, ktoś
odważny, śmiały i mocny i przeciwstawił się tym wszystkim
prześmiewcom, tak odważnie, tak z mocą, i z siłą, i nieugięcie,
i konsekwentnie to z czasem większość trzymająca władzę dały
by spokój Sylwii. Pewnie próbowali by jeszcze, pewnie i mały by
dostał niemało ale z czasem dali by spokój. I jakże inne by było
dzieciństwo małej Sylwii. O ile mniej smutku by doświadczyła.
Jakże inne by miał wspomnienia szkolnych lat …
tak
– nie jestem Rycerzem – nie nie nie
Przepraszam
Sylwia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz