Pchnęły
mnie do tej notki dwa zasłyszane zdarzenia.
Mówi
mi Księżniczka, że taka jej przyjaciółka będzie brała ślub.
Dobra jej przyjaciółka, znam ją z opowieści. No więc ta
przyjaciółka będzie brała ślub. Ślub będzie w Hiszpanii,
panieńskie w Paryżu i kurna nie wiem jeszcze co. Przyjaciółka ta
ze swoim wybrankiem jest już 10 lat. Mieszkają razem, jedzą razem,
wakacje spędzają razem, śpią razem, Zadałem Księżniczce jedno
krótkie pytanie – po co? Bo tak naprawdę niech mi ktoś powie po
co. Przecież oni już żyją jak w małżeństwie, przecież oni już
to wszystko co po sakramencie zaślubin powinno nastąpić mają. I
tak sobie myślę. Po co ludzie biorą śluby. Po co to robią skoro
i tak mają, robią, żyją tak i bez tego. Kiedyś, w dawnych
czasach, ślub był czymś innym. Wszystko zaczynało się od ślubu,
od ślubu zaczynało się inne życie. Ślub był czymś wyjątkowym,
jakimś swego rodzaju wkroczeniem w życie. I było na co czekać, i
było o czym myśleć i było też zapewne czego się bać. Ślub sam
w sobie niósł coś nowego, coś wyjątkowego. Dawał jakiś impuls,
jakieś wyzwanie. A teraz? Teraz nic nie daje. Jest jakby swego
rodzaju rejestracją zastanej sytuacji. Nowożeńcy wrócą do
swojego domu, położą się do swojego łóżka jak zwykle ( nie
wiem nawet czy będzie się im chciało bzyknąć ), rano wstaną jak
zawsze i pójdą do pracy. Nic nowego. Co to w dzisiejszych czasach
znaczy noc poślubna? I pewnie stąd te wszystkie coraz to nowe
pomysły. Ślub w Hiszpanii, panieńskie w Paryżu, suknia z
najnowszego katalogu, tort do sufitu i milion innych dupereli które
mają sprawić, że dzień ten będzie wyjątkowy. Przygotowania do
ślubu w tych czasach to już przemysł, wielomilionowy przemysł. I
już wiem po co. Po to żeby się pokazać to raz i dwa nie chcę być
złym prorokiem ale za rok, za dwa oni już będą po rozwodzie. Tak
to widzę. Już pewnie coś tam się rozpada, już coś jest nie tak.
Wydaje im się, że jak wezmą ślub coś się zmieni. Nic się nie
zmieni. Będzie to samo co już mają, a może i gorzej. Zwłaszcza,
że przysięga którą złożą nie będzie miała żadnej mocy.
Przysięga małżeńska, dane słowo, nic aktualnie nie znaczą.
Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość oraz, że cię nie
opuszczę aż do śmierci – jeny kto w to teraz wierzy jak to mówi.
Kto to mówi z serca? Kto dotrzymuje słowa? Już wolę zostać sam.
W
rzeczywistości po dzisiejszym przebudzeniu i spojrzeniu za okno
stwierdziłem, jeny jaki szajs. Sprawdzenie pogody potwierdziło
tylko me obawy, szajs cały dzień. Chcąc nie chcą trzeba było
wyjść z domu. Siedząc na fryzjerskim fotelu coś mnie zaczęło
wiercić, coś chcąc nie chcąc zacząłem uśmiechać się do tego
w lustrze. Pomyślałem: ki diabeł? Po chwili spojrzałem w okno.
Czy mi się wydaje czy ja widzę przejaśnienia? Tak – to
przejaśnienia, po chwili wyjrzało słońce. Tak, jestem synem
słońca, ja je czuję, ja je przeczuwam, ono sprowadza uśmiech na
moje lico nim się nawet pojawi.
Po
jednodniowej przerwie ( 30 grudnia ) w maratonie sportowym nie ma już
śladu. Leci drugi 31.12 -07.01.
Nie
wiem jak się ludzie wytańczyli w tego „hucznego” Sylwestra (
spałem wówczas ) ale ja zamiar mam wytańczyć się nad najbliższym
Nadmorzem. Właśnie taki mam zamiar potańczyć nocami na pustej
plaży.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz