Po
prosu taki już jestem.
Gdy
szanowna ministra wydała nakaz zakaz, pomyślałem, dobra, zgadzam
się czy nie - dostosować się trza. Trza bo to nie o moje życie
wszak chodzi ( które jak wiadomo kalafiorem mi wisi ) ale o zdrowie
czy życie kogoś tam. Czego jak czego ale najbardziej nie lubię być
odpowiedzialnym za tam kogoś kłopoty. Dostosowałem się więc.
Kiedy jednak szanowna wiceministra sprostowała, że nakaz zakaz nie
dotyczy tych co przez łąki, co przez pola, to poszedłem. Po zmroku
wprawdzie by nikt nie widział, no ale poszedłem. Na początku było
łatwiej, zmrok zapadał wcześniej. Teraz, po zmianie czasu jest
trudniej, no ale co zrobić, jakoś trzeba sobie radzić. A tak na
marginesie - dziwna ta interpretacja, przez łąki, przez pola można,
a na takie np. ryb łowienie już nie. No ale to nie moje już
zmartwienie, ja swoje mogę więc poszedłem.
Po
prostu taki już jestem.
Pierwszego
dnia czyli w poniedziałek palnąłem dyszkę. Dnia drugiego, czyli
we wtorek tylko dziewięć – a tam, jutro czyli w środę se
odrobię – se pomyślałem. No i faktycznie, dnia trzeciego znaczy
się w środę walnąłem jedenastkę. Dnia czwartego czyli we
czwartek jak szedłem, szedłem z myślą, że jak dalej tak pójdzie
walnę, palnę w tym miesiącu suma sumarum kurna 200 km. Z tym, że
bez szaleństw, po tradycyjnej dyszce na dzień staczy … więc
walnąłem dwanaście. No cóż, taki już po postu jestem. Dnia
piątego znaczy się w piątek i dnia szóstego czyi w sobotę
zachowałem jednak umiar i walnąłem po grzecznej dyszce. I tak na 3
dni przed końcem miesiąca licznik marca 2020 zatrzymał się na 172
km. Spojrzałem na liczniki marca lat ubiegłych. Zeszłoroczny był
niezły – 98, poprzednie solidarnie po 75. Tak więc – obecnie
było nieźle.
Po
prostu taki już jestem.
Każdego
kolejnego dnia, gdy tak biegnę, dopada mnie myśl. Myśl, że to
przecież nielogiczne. Każdego kolejnego dnia jestem coraz starszy,
jestem coraz słabszy, coraz bardziej zmęczony. Latka lecą, nie
oszukujmy się. A jednak każdego kolejnego dnia, gdy tak biegnę –
biegnę więcej, biegnę szybciej, biegnę dalej. To przecież
nielogiczne.
Po
prostu taki już jestem.
A
więc na 3 dni przed końcem miesiąca marca 2020 miałem na liczniku
172 km. W 3 dni 28 km – pestka. Tak się jednak stało, że to i
pogoda się spieprzyła, i film jakiś jeden czy dwa z sieci
wyciągnąłem i w niedzielę nie pobiegłem ni kilometra. Gdy więc
biegłem sobie w ubiegły poniedziałek tradycyjną dyszkę myśl
mnie naszła – no nie walnę palnę dwustu w tym miesiącu. Trudno
się mówi. Ale przecież taki nie jestem. Ja jestem taki … taki,
że jak bym dzisiaj walnął palnął 15-16, a jutro czyli we wtorek
13-12 to jednak te 200 zrobię. I na blogu było by o czym napisać.
Więc jak pomyślałem tak zrobiłem. W ubiegły poniedziałek,
przedostatniego dnia miesiąca marca walnąłem palnąłem 16 i na
liczniku pojawiła się cyferka 188. To nie był oczywiście jeszcze
sukces. Jeszcze został dzień jeden i 12 km. A wszystko się mogło
przecież zdarzyć. Życie lubi zaskakiwać. A chociażby sraczki
mogłem dostać. Tak, pewny jeszcze sukcesu być nie mogłem. No więc
czy przebiegłem te brakujące 12 km? Czy dostałem sraczki? Czy
przebiegłem walnąłem palnąłem w miesiącu marcu 2020 roku te 200
km? No? No oczywiście, że tak. Przebiegłem 13. I prawdę mówiąc
zrobił bym to i ze sraczką.
Po
prostu taki już jestem niestety.
Gratuluję, piękny wynik, podziwiam :)
OdpowiedzUsuńCzyli w przyszłym roku o kolejne 100 więcej? ;)