środa, 1 kwietnia 2020

Ścieżka 592 Do przodu

Po prosu taki już jestem.
Gdy szanowna ministra wydała nakaz zakaz, pomyślałem, dobra, zgadzam się czy nie - dostosować się trza. Trza bo to nie o moje życie wszak chodzi ( które jak wiadomo kalafiorem mi wisi ) ale o zdrowie czy życie kogoś tam. Czego jak czego ale najbardziej nie lubię być odpowiedzialnym za tam kogoś kłopoty. Dostosowałem się więc. Kiedy jednak szanowna wiceministra sprostowała, że nakaz zakaz nie dotyczy tych co przez łąki, co przez pola, to poszedłem. Po zmroku wprawdzie by nikt nie widział, no ale poszedłem. Na początku było łatwiej, zmrok zapadał wcześniej. Teraz, po zmianie czasu jest trudniej, no ale co zrobić, jakoś trzeba sobie radzić. A tak na marginesie - dziwna ta interpretacja, przez łąki, przez pola można, a na takie np. ryb łowienie już nie. No ale to nie moje już zmartwienie, ja swoje mogę więc poszedłem.
Po prostu taki już jestem.
Pierwszego dnia czyli w poniedziałek palnąłem dyszkę. Dnia drugiego, czyli we wtorek tylko dziewięć – a tam, jutro czyli w środę se odrobię – se pomyślałem. No i faktycznie, dnia trzeciego znaczy się w środę walnąłem jedenastkę. Dnia czwartego czyli we czwartek jak szedłem, szedłem z myślą, że jak dalej tak pójdzie walnę, palnę w tym miesiącu suma sumarum kurna 200 km. Z tym, że bez szaleństw, po tradycyjnej dyszce na dzień staczy … więc walnąłem dwanaście. No cóż, taki już po postu jestem. Dnia piątego znaczy się w piątek i dnia szóstego czyi w sobotę zachowałem jednak umiar i walnąłem po grzecznej dyszce. I tak na 3 dni przed końcem miesiąca licznik marca 2020 zatrzymał się na 172 km. Spojrzałem na liczniki marca lat ubiegłych. Zeszłoroczny był niezły – 98, poprzednie solidarnie po 75. Tak więc – obecnie było nieźle.
Po prostu taki już jestem.
Każdego kolejnego dnia, gdy tak biegnę, dopada mnie myśl. Myśl, że to przecież nielogiczne. Każdego kolejnego dnia jestem coraz starszy, jestem coraz słabszy, coraz bardziej zmęczony. Latka lecą, nie oszukujmy się. A jednak każdego kolejnego dnia, gdy tak biegnę – biegnę więcej, biegnę szybciej, biegnę dalej. To przecież nielogiczne.
Po prostu taki już jestem.
A więc na 3 dni przed końcem miesiąca marca 2020 miałem na liczniku 172 km. W 3 dni 28 km – pestka. Tak się jednak stało, że to i pogoda się spieprzyła, i film jakiś jeden czy dwa z sieci wyciągnąłem i w niedzielę nie pobiegłem ni kilometra. Gdy więc biegłem sobie w ubiegły poniedziałek tradycyjną dyszkę myśl mnie naszła – no nie walnę palnę dwustu w tym miesiącu. Trudno się mówi. Ale przecież taki nie jestem. Ja jestem taki … taki, że jak bym dzisiaj walnął palnął 15-16, a jutro czyli we wtorek 13-12 to jednak te 200 zrobię. I na blogu było by o czym napisać. Więc jak pomyślałem tak zrobiłem. W ubiegły poniedziałek, przedostatniego dnia miesiąca marca walnąłem palnąłem 16 i na liczniku pojawiła się cyferka 188. To nie był oczywiście jeszcze sukces. Jeszcze został dzień jeden i 12 km. A wszystko się mogło przecież zdarzyć. Życie lubi zaskakiwać. A chociażby sraczki mogłem dostać. Tak, pewny jeszcze sukcesu być nie mogłem. No więc czy przebiegłem te brakujące 12 km? Czy dostałem sraczki? Czy przebiegłem walnąłem palnąłem w miesiącu marcu 2020 roku te 200 km? No? No oczywiście, że tak. Przebiegłem 13. I prawdę mówiąc zrobił bym to i ze sraczką.
Po prostu taki już jestem                      niestety.

1 komentarz:

  1. Gratuluję, piękny wynik, podziwiam :)
    Czyli w przyszłym roku o kolejne 100 więcej? ;)

    OdpowiedzUsuń