czwartek, 4 marca 2021

Ścieżka 625 Do przodu

Czasami, tak jak dzisiaj na przykład, jestem aż przerażony. Przerażony jestem jak bardzo jestem uzależniony. Przerażony jestem jak niewielki wpływ mam na to co we mnie. I przerażony jestem tym co z tego wyniknąć może. Siedzę właśnie, patrzę w okno i się uśmiecham – jest słońce. I jestem zadowolony, i jest mi dobrze, i mam całą resztę w de - totalnie. Wystarczyło, że wyszło słoneczko. A jeszcze parę chwil temu byłem zrezygnowany i smutny. Jeszcze chwilę temu patrzyłem przez okno tępym wzrokiem. Jeszcze dzisiejszego ranka, po przebudzeniu, gdy spojrzałem w szare, zachmurzone niebo nie mogłem się powstrzymać od podesłania paru ku i hu tym od przepowiadania pogody. Przecież ku miało być słońce. Jeszcze parę chwil temu nie widziałem sensu niczego. Straszne, straszne jak bardzo jestem uzależniony od słońca. Życie w sumie to piękne jest – czasami tylko słońca brak. To w sumie jak z winem i kobietami – wszystkie są piękne tylko czasami brak wina. I gdyby tak połączyć, i słońce, i wino? Życie piękne jest - tylko czasami słońca brak. Życie piękne jest - tylko czasami wina brak. Kiedyś piłem więcej. I kiedyś było piękniejsze. Przynajmniej w te chwile gdy wino uderzało do głowy. Fakt, że później wiązało się z to trudnymi chwilami. Fakt, że zawsze potem nie mogłem zdecydować który kac boli bardziej – ten moralny czy ten fizyczny. Teraz nie piję już wcale. I może stąd też to moje zniechęcenia światem? Może dlatego życie stało się takie płaskie? Nie ma tej odrobiny szaleństwa, nie ma tej odrobiny głupoty. Wszystko jest, a przynajmniej ma być w zamyśle, pod kontrolą. A może właśnie czasami trzeba dać sobie na luz, puścić lejce? Tym bardziej może, że jak twierdziła okolica, po alkoholu stawałem się pluszowy. Są dwie szkoły – szkoła agresywna i szkoła pokojowa. Jedni po winie niszczą, inni po winie budują. Jak twierdziła okolica ja po winie budowałem. Budowałem uśmiech, radość, zabawę, przyjaźń. Pewnie tak było skoro okolica tak twierdziła, ja często tego nie pamiętałem. Tak było. Nie wiem czy to może wrócić. Chyba nie, bo jakoś takoś już coraz częściej, a ostatnio zawsze, powtarzam przy okazji – nie dzięki, ja już swoje w życiu wypiłem. To tak jak z tym moim – ja już swoje przeżyłem. Takie mam wrażenie – ja już swoje przeżyłem, ja już swoje wypiłem. Była i miłość i zawód, była i radość i smutek, była i zabawa i kac. Właśnie pyknął mi kolejny krzyżyk. I jak co roku o tej porze katuję yt wspomnieniami Chicago Bulls. Oglądam mecze z dawnych lat z udziałem kolesia który „świętuje” tydzień przede mną. Kurde jak ja go zawsze podziwiałem. Mistrz. I zawsze o tej porze wraca wspomnienie mojego najlepszego kolegi. Też świętował przede mną. Zawsze to wyciągał przy spornych sprawach, zawsze powtarzał, że 10 dni bo 10 dni ale jednak jest starszy. Tak było. Ale już nie jest. Od 15 lat, przez wspomniane wino, nie jest. Od 15 lat jedyne co mogę to zapalić mu lamkę. Tak. Czasami, szczególnie w tych dniach wracają obrazy z dawnych lat. Wracają wspomnienia. I kurde – dziwne to – ale mam jakieś takie dziwne odczucia – kurde … było zajebiście. Nawet te trudne historie, te wręcz tragiczne. Czasami myślę, że tak musiało być. Po prostu musiało być. I dobrze, dobrze że udaje mi się patrzeć na to wszystko z uśmiechem. Dobrze, że w głowie zostają tylko te które wywołują uśmiech. To ważne, żeby się pogodzić z przeszłością. Ważne by nabrać dystansu. I co by nie było. Nie ważne, że jestem tu gdzie jestem, nie ważne, że nic wielkiego nie zrobiłem, nie ważne, że zostałem nikim i bez niczego. Tych chwil z Chicago Bulls, tego wina wypitego z najlepszym kolegą któremu od 15 lat co najwyżej lamkę zapalić mogę, nic mi nie odbierze.

 

3 komentarze:

  1. Byleby nie pić tego wina na słońcu, bo wtedy uderza do głowy zdecydowanie za szybko. Potwierdzone info.

    No ale Eru - jeśli pyknął Ci kolejny krzyżyk, to czegóż ja mogę Ci teraz życzyć? Chyba kolejnych stu lat blogowania i jak najwięcej słońca :)

    ps I jasne, że mówiłeś, że uwielbiasz moje komentarze, ale jak mi to powtórzysz jeszcze miliard razy, to nie będę miała nic przeciwko temu :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Też jestem uzależniona od słońca i to bardzo. Potrafię przechodzić z euforii w stan depresyjny tylko za sprawą pogody. Jak sobie z tym poradzić nie wiem. Może leki trochę mnie unormują, przez nie nie pije, więc z tym winem też łączę się w bólu ale myślę, że na odrobinę szaleństwa nigdy nie jest za późno i nie potrzeba wina. Trzeba tylko złapać jakąś iskrę, która nas zapali. Może od słońca?

    OdpowiedzUsuń
  3. to, że nam licznik pyka - to nie znaczy, że piękne i fajne rzeczy już za nami! protestuję i nie pozwalam Ci tak myśleć!

    uściski ślę! :D

    OdpowiedzUsuń