To
co wyprawia ostatnio biała, Bialutka, najbielsza wymyka się
wszelkim standardom. Pisze praktycznie dzień w dzień. A na dodatek
pisze, co też wymyka się wszelkim standardom, dość obszernie. I
aby za nią nadążyć, aby nie wypaść z ciągu, zaniedbuję
pisanie u siebie. Bo jak już i mam zamiar coś napisać, bo i jak
już mam nawet klawiaturę pod palcami, to jak zajrzę na chwilę do
białej, Bialutkiej, najbielszej, to zanim przeczytam to co tam, i
zanim przeczytam po raz drugi dla lepszego zrozumienia, i zanim
napiszę w komentarzu to co mi się po lekturze nasuwa na myśl, to
okazuje się że chciał nie chciał to jest to już pora …. spać.
A że do nocnych marków nie należę to też i pora ta nie jest zbyt
późna. Inna sprawa że jak sobie tak człowiek poczyta, i jak sobie
człowiek tak zacznie myśleć o tym co przeczytał, to ma tyle w
głowie nowego że nagle zapomina o czym sam pisać chciał, a jak
nawet i pamięta to jest na tyle zaabsorbowany że i chęć pisania
jakoś tak przechodzi. Tak jest i teraz.
No
ale coś pisać trzeba. Trzeba bo jakże miałbym nie pisać skoro
sam tak często zachęcam innych do pisania. A trzeba napisać tym
bardziej że napisać mogę że jest dobrze. No! Naprawdę jest
dobrze. Nie wiem skąd się to dobrze wzięło – ale jest. Może
tak samo, z wiatrem przyszło? Złapałem się w ostatnim tygodniu
kilka razy na tym że mówiłem sam do siebie: Kuuurna, no kuurna
jest zarąbiście. I to nie w jakichś tam wyjątkowo miłych
momentach, ale w takich ot zwykłych, np. wracając do domu jak
zwykle, tym zwykłym chodnikiem, po jak zwykle spędzonym dniu w tej
zwykłej mej pracy. Takie to o właśnie dziwne przypadki mi się w
minionym tygodniu przytrafiały. I co godne jeszcze odnotowania to to
że zdarzało mi się nawet uśmiechnąć na myśl że jeszcze oto
żyję. Dziwi mnie to. Dziwi tym bardziej że rok temu o tej porze
miałem zupełnie inne myśli. Rok temu o tej porze siedziałem na
przystanku tramwajowym, zimnym, ciemnym, i drżałem na myśl tego co
mnie czeka. Byłem przerażony. I cały czas czaiła się we mnie ta
myśl że najrozsądniej to byłoby palnąć sobie w łeb. Straszne
to było. Wspomnienie Sylwestra 2014/15 kiedy to przeglądałem
internet w poszukiwaniu czegoś, czegoś nie wiem czego co
przechyliło by szalę na stronę :”wybiegnij, nie myśl, biegnij,
biegnij szybko do najbliższego wysokiego bloku, nie myśl, wjedź
windą na ostatnie piętro, otwórz okno i …. skocz, zrób to, zrób
to a przestanie boleć”. To była potworna noc. Ta noc nie była
jedną z najgorszych nocy w moim życiu, ta noc była najgorszą nocą
w moim życiu. I potem przyszły dni kolejne. Dni kiedy nie
wiedziałem co robić, nie wiedziałem co będzie dalej. Dni kiedy
zawalił się cały mój dotychczasowy świat. Dni kiedy czułem
strach. Tak. Strach jest najgorszy. Strach paraliżuje i odbiera chęć
życia. I rok temu o tej porze tenże właśnie strach odebrał mi
chęć życia. Nie da się tego oddać słowami, nie da się oddać
emocji jakie mną targały, nie da się opisać jak blisko zrobienia
tego ostatecznego kroku byłem. Mógłbym pokusić się o
stwierdzenie że może i moje ciało wówczas żyło, może poruszało
się w zewnętrznym świecie, ale mój duch, moje wnętrze, moja
dusza umarły. Byłem wówczas martwy. Dosłownie martwy. I można
temu wierzyć, można nie wierzyć ale ja naprawdę umarłem.
Przyjęło się że umiera się gdy zanikają podstawowe funkcje
życiowe. Że umiera się gdy przestaje pracować mózg i serce. Moje
serce może i wówczas pompowało krew, choć tego pewny do końca
nie jestem, ale moje serce było wówczas martwe. Ja byłem martwy.
Proszę mi wierzyć byłem martwy. Ale na szczęście trafiłem do
kogoś, komu mogłem powiedzieć że umarłem. I choć ten ktoś był
z instytucji państwowej nie potraktował mnie jak się traktuje
petentów w państwowych instytucjach. Ten ktoś wykazał się
niezwykłą empatią, współczuciem, zrozumieniem. Jeny jak mi było
potrzebne to miejsce. Jeny jak mi były potrzebne te rozmowy ze łzami
w oczach kiedy to nie potrafiłem opanować emocji. Tak było. No ale
co było a nie jest … No bo nie jest. Dzisiaj, wczoraj i
przedwczoraj jest dobrze. I naprawdę nie wiem dlaczego Może to mnie
Dorota natchnęła kiedy to napisała gdzieś tam, kiedyś tam że u
niej, że u niej to jest ostatnio dobrze, nawet bardzo dobrze. Kurna
no, wezbrało we mnie z zazdrości i wściekłości, to u Niej może
być dobrze, a u mnie nie?! To mogło tak być. Nie no, tak nie było
:) ale jakiś impuls zapewne został przekazany. Bo zupełnie inaczej
reaguje się na wiadomości dobre a zupełnie inaczej na wiadomości
złe. Dobre wiadomości podnoszą na duch, dodają siły i nadziei,
wiadomości złe pogrążają w smutku. Przynajmniej mnie. Mnie który
tak emocjonalnie podchodzę do życia i wszystko biorę do siebie, i
z każdym z którym choć odrobinę coś mnie wiąże – przeżywam
jego wzloty i upadki. Dlatego też napiszę dziś dla innych, może
to i im doda sił, że u mnie jest dobrze. I to co mogę powiedzieć
to to że nie ma co się bać. Strach. Ten cholerny strach nie daje
spokojnie żyć. Bo te ciągłe obawy. Obawy o to co będzie. O to
czy starczy, czy będzie zdrowie, czy się podoła, czy nie zawiedzie
się oczekiwań, czy znajdzie się miłość. I co będzie jak mnie
zabraknie. Co to będzie? Nic nie będzie. Nie ma co się bać. A
zwłaszcza nie ma co się bać śmierci. Wkurza mnie to co się na
temat śmierci mówi, pisze i jak się ją ukazuje. Wystarczy
popatrzeć w necie. Wszędzie ciemność, przygnębienie, trupie
czachy, kosy i złowieszcze klimaty. A ja mówię! Dość! Śmierć
nie jest ohydną kostuchą. Nie ma kosy, nie nosi czarnej szaty z
kapturem. I nie jest końcem. Śmierć to piękna, niezła laska z
kwietnym wiankiem we włosach ( to wersja dla mnie, płeć przeciwna
ujrzy zapewne młodzieńca z nagą piersią, na białym koniu ). I
śmierć jest początkiem. Tak właśnie – początkiem. To dla
lekarzy i pielęgniarek śmierć jest porażką. To dla przyjaciół
czy krewnych śmierć jest nieszczęściem. Dla duszy śmierć to
wyzwolenie. Przez całe życie utożsamiamy się z ciałem. Wierzymy
że my to nasz umysł. Jednak dopiero kiedy umierasz poznajesz swoją
prawdziwą naturę. Tak właśnie. Nie ma się czego bać. I jeszcze
jedno ważne. Piekła nie ma. Nie ma też sądu ostatecznego i kary
za grzechy popełnione. Nie ma. Jest tylko jedna ostateczność.
Ostateczność wiecznego szczęścia. Nie można przegrać. Przegrana
to strach. Strach tu i teraz. Tak właśnie. A gdyby ktoś miał z pojęciem śmierci kłopot lub chciał po prostu o niej pogadać to służę bo wydaje mi się że poznałem jej tajemnicę i mogę dużo wyjaśnić, pomóc zrozumieć, odegnać strach.
Jestem
dobrej myśli. Tak wiele osób tak dobrze mi życzy. Tak wielu osobom
ja życzę jeszcze lepiej. A to ma znaczenie. To nie może się nie
odbić echem we Wszechświecie. To musi się gdzieś, kiedyś
pozytywnie zmaterializować. No musi. I wierzę że mam rację. Bo
żyję uczciwie. I ta uczciwość wcześniej czy później ale na
pewno gdzieś na końcu zwycięży. Swego czasu opisywałem takie
zdarzenie gdy podczas cotygodniowej gierki, wtedy gdy jeszcze grałem
z chłopakami, miałem starcie z jednym z nich. Zdarzenie to tak
mocno wówczas mnie dotknęło i było tak bolesne i nieoczekiwane że
straciłem chęć na piłki kopanie. Nie rozumiałem, nie potrafiłem
pojąć dlaczego tak się stało. Dlaczego tak się stało gdy cały
czas starałem się być uczciwy. Dlaczego spotkałem się z taką
agresją, nienawiścią wręcz. Zresztą odnośnie tego co wówczas
mną targało wystarczy cofnąć się do tamtej notki. Suma sumarum
wycofałem się. I jakież było moje zdziwienie gdy ostatnio mój
kolega M z którym często mam kontakt opowiedział mi że spotkał
gdzieś tam tego kolesia, i że koleś ten dopytuje się co u mnie,
że szkoda że nie przyjeżdżam pograć i że w sumie to głupio. Po
takim czasie, ponad dwóch latach. No właśnie. I tego właśnie
będę się trzymał. Bo prawdziwa uczciwość obroni się sama.
Wcześniej czy później ale się obroni. I wierzę w siebie, wierzę
że wcześniej czy później każdy, ale to każdy stwierdzi z
sentymentem że: Co by nie powiedzieć ale ten er to był jednak
zarąbisty gość.
I
tyle na dziś. Niby weny nie było a się rozpisałem że i przestać
nie mogę.
Jeszcze
tylko jedno bo niepewność mam. Jako że tą maseczkę robię
zażywając ciepłej kąpieli to nie jestem pewien czy spełnia swoje
zadanie. Czy to można łączyć. No bo ciepła woda paruje a tu ta
maseczka, no i jedno z drugim, no nie wiem. Help.
A
i jeszcze jedno. Jak dzisiaj nasi grali z Niemcami w siatę to
rzekłem sobie: zero emocji, zero stresu, relaks, wdech, wydech, na
pewno wygrają - w mojej rzeczywistości wygrają Polacy, w innych
równoległych mogą wygrać Niemcy, ale w tej mojej wygrają Polacy.
I wygrali. Wygrali skurczybyki po meczu że aż strach.
To
jeszcze jedno, już ostatnie. Nie wiem czy to ma jakiś związek ale
biała, Bialutka, najbielsza napierdziela notki jak najęta a ja w
tym czasie nawijam kilometry jak oszalały. Dość powiedzieć że
między pierwszym stycznia a dzisiaj włącznie przebiegłem 67,84 km
w czasie 6:59h. A biegałem 1, 2, 3, 6, wczoraj i dzisiaj co daje
11,30 km na dzień. I kurna nie czuję zmęczenia. Biegnij eru biegnij.
- eru, wszyscy cierpią
- tak, ale ja chciałem mniej
Ha !!! wiedziałam wiedziałam kurna wiedziałam ! że ja jednak dobry człowiek jestem, że dobrze oddziaływuje na moich przyjaciół... Tak Er.. tak. Jesteś moim przyjacielem. Mam Cię. Słuchasz mnie, jesteś. Wiem że może się kurna niekoniecznie obudzisz gdybym napisała w nocy, ale... wiem że jeśli napiszę... to rano bede czekała na odpowiedz. Bo Cię cenie, tak Cię kurna cenie jak cholre. Tak mi nie raz dupe uratowałeś , trząchcając mną niewerbalnie. Tak Er.. to już, jesteś moim przyjacielem. Teraz masz przejebane. Serio ;) Bo nie wiem jak tam z innymi ludziami, ale teraz to Ty jesteś potrzebny mi. No i mało tego, wiem że Twój przesrany średniowieczny charakter mnie nie zostawi, o ! Maseczka ? Woda ? Paruje ? O czym Ty gadasz ? ;) Ja w wannie- jaram, słucham muzyki, a czasem jem batony, ale tylko czasem. Ciesze się. Tak się ciesze że Ty idziesz chodnikiem, zwykłym chodnikiem i zwyczajnie myślisz że jest zajebiście ;) Ciesze się że nie pobiegłeś tymi schodami i nie skoczyłeś. Ciesze się że napierdzielasz kilometry. Powinienieś wrócić do grania. Powinienieś.
OdpowiedzUsuńWidzisz co jest ? Zamiast swojego kurwa- piszę Twoje kurna. Tragedia ;)
OdpowiedzUsuńWlazłam tu i dostałam odpowiedź, na już, na teraz, na ten jedyny moment w którym dotarło i przypomniało o tak wielu rzeczach... ty jeszcze plasterki ogórka połóż na oczęta w tej wannie, bo którz Ci zabroni? no kto? no nikt!!!
OdpowiedzUsuńwiesz... też się łapię na tym, że idę i gadam do siebie, serio:) mimo wszystko:) i wtedy jak świeciło słońce 26go grudnia też gadałam, że zadzwonię:)no i kurde Bialutka to napierdziela tak, że się hamować muszę, bo mi różne cuda uruchamia myślowo-emocjonalne... i mam tak samo, że jak przeczytam to mi robi że cho cho ! a z tą śmiercią to ja napiszę, bo wtedy nie miałam słów odpowiednich, a teraz nie wiem czy mam, ale napiszę... i wiesz, jak sobie policzę sumę strachow które pokonałam, to normalnie rosnę i uśmiech mi też rośnie na potwarzy, a tak sobie dzisiaj przypomniałam, kiedy te strachy zaczęły mnie dopadać, to normalnie cud, że żyję... fajnie je pokonać...
Jacyś poranieni tu jesteśmy, Er cieszę się, że nie skoczyłeś, nie zdążyłabym Cię poznać. Moze i Bialutka opowiedziałaby mi o Tobie ale to nie to samo. Bo tak na prawdę, to teraz i mi jesteś potrzebny :)
OdpowiedzUsuńi widzisz? :)
OdpowiedzUsuńjak do mnie zadowolenie przylazło nie wiadomo skąd, to i do Ciebie też.
a nie mówiłam?
wystarczyło poczekać.
i niech ci tak zostanie!
a z tym bieganiem to jesteś WIELKI! niesamowite.
rozważ powrót na boisko.
,,Zanim umrzesz, upewnij się że żyłeś,,-.
OdpowiedzUsuńDla jednych śmierć jest wyzwoleniem, dla innych przerażającym i nieodwracalnym kresem, czy też trudną do wyobrażenia nicością. Każdy ma swój czas i chyba? nie należy tego przyśpieszać. Chociaż są takie sytuacje w życiu, że kusi, bo wydaje się że wtedy osiągnie się spokój. Z drugiej strony gdy się widzi co życie robi z ludźmi, to śmierć chyba nie jest taka najstraszniejsza.
|Piekło? piekła nie ma. Piekło tworzą ludzie na ziemi i to za życia, nie po śmierci.
Ja sama boję się śmierci, bo dla mnie to wciąż niewiadoma. Ale może gdybym miała pewność, że przyjdzie po mnie ktoś wizualnie wyjątkowo udany, to czemu nie? może wtedy zapomniałbym o strachu ;).
Rozwaliłeś mnie tym fragmentem o strachu, o tym poprzednim roku. Rozemocjonowałam się jak rzadko. I niesamowicie ciesze się, ze teraz jest u Ciebie dobrze. Fajny gość z Ciebie, ale o tym wspominałam już nieraz :)
OdpowiedzUsuńCo do tego zagranicznego, w sensie języka - możesz na mnie liczyć. W końcu to jedna z niewielu rzeczy, na których się znam.