niedziela, 10 stycznia 2016

Ścieżka 372 Do przodu



To co wyprawia ostatnio biała, Bialutka, najbielsza wymyka się wszelkim standardom. Pisze praktycznie dzień w dzień. A na dodatek pisze, co też wymyka się wszelkim standardom, dość obszernie. I aby za nią nadążyć, aby nie wypaść z ciągu, zaniedbuję pisanie u siebie. Bo jak już i mam zamiar coś napisać, bo i jak już mam nawet klawiaturę pod palcami, to jak zajrzę na chwilę do białej, Bialutkiej, najbielszej, to zanim przeczytam to co tam, i zanim przeczytam po raz drugi dla lepszego zrozumienia, i zanim napiszę w komentarzu to co mi się po lekturze nasuwa na myśl, to okazuje się że chciał nie chciał to jest to już pora …. spać. A że do nocnych marków nie należę to też i pora ta nie jest zbyt późna. Inna sprawa że jak sobie tak człowiek poczyta, i jak sobie człowiek tak zacznie myśleć o tym co przeczytał, to ma tyle w głowie nowego że nagle zapomina o czym sam pisać chciał, a jak nawet i pamięta to jest na tyle zaabsorbowany że i chęć pisania jakoś tak przechodzi. Tak jest i teraz.
No ale coś pisać trzeba. Trzeba bo jakże miałbym nie pisać skoro sam tak często zachęcam innych do pisania. A trzeba napisać tym bardziej że napisać mogę że jest dobrze. No! Naprawdę jest dobrze. Nie wiem skąd się to dobrze wzięło – ale jest. Może tak samo, z wiatrem przyszło? Złapałem się w ostatnim tygodniu kilka razy na tym że mówiłem sam do siebie: Kuuurna, no kuurna jest zarąbiście. I to nie w jakichś tam wyjątkowo miłych momentach, ale w takich ot zwykłych, np. wracając do domu jak zwykle, tym zwykłym chodnikiem, po jak zwykle spędzonym dniu w tej zwykłej mej pracy. Takie to o właśnie dziwne przypadki mi się w minionym tygodniu przytrafiały. I co godne jeszcze odnotowania to to że zdarzało mi się nawet uśmiechnąć na myśl że jeszcze oto żyję. Dziwi mnie to. Dziwi tym bardziej że rok temu o tej porze miałem zupełnie inne myśli. Rok temu o tej porze siedziałem na przystanku tramwajowym, zimnym, ciemnym, i drżałem na myśl tego co mnie czeka. Byłem przerażony. I cały czas czaiła się we mnie ta myśl że najrozsądniej to byłoby palnąć sobie w łeb. Straszne to było. Wspomnienie Sylwestra 2014/15 kiedy to przeglądałem internet w poszukiwaniu czegoś, czegoś nie wiem czego co przechyliło by szalę na stronę :”wybiegnij, nie myśl, biegnij, biegnij szybko do najbliższego wysokiego bloku, nie myśl, wjedź windą na ostatnie piętro, otwórz okno i …. skocz, zrób to, zrób to a przestanie boleć”. To była potworna noc. Ta noc nie była jedną z najgorszych nocy w moim życiu, ta noc była najgorszą nocą w moim życiu. I potem przyszły dni kolejne. Dni kiedy nie wiedziałem co robić, nie wiedziałem co będzie dalej. Dni kiedy zawalił się cały mój dotychczasowy świat. Dni kiedy czułem strach. Tak. Strach jest najgorszy. Strach paraliżuje i odbiera chęć życia. I rok temu o tej porze tenże właśnie strach odebrał mi chęć życia. Nie da się tego oddać słowami, nie da się oddać emocji jakie mną targały, nie da się opisać jak blisko zrobienia tego ostatecznego kroku byłem. Mógłbym pokusić się o stwierdzenie że może i moje ciało wówczas żyło, może poruszało się w zewnętrznym świecie, ale mój duch, moje wnętrze, moja dusza umarły. Byłem wówczas martwy. Dosłownie martwy. I można temu wierzyć, można nie wierzyć ale ja naprawdę umarłem. Przyjęło się że umiera się gdy zanikają podstawowe funkcje życiowe. Że umiera się gdy przestaje pracować mózg i serce. Moje serce może i wówczas pompowało krew, choć tego pewny do końca nie jestem, ale moje serce było wówczas martwe. Ja byłem martwy. Proszę mi wierzyć byłem martwy. Ale na szczęście trafiłem do kogoś, komu mogłem powiedzieć że umarłem. I choć ten ktoś był z instytucji państwowej nie potraktował mnie jak się traktuje petentów w państwowych instytucjach. Ten ktoś wykazał się niezwykłą empatią, współczuciem, zrozumieniem. Jeny jak mi było potrzebne to miejsce. Jeny jak mi były potrzebne te rozmowy ze łzami w oczach kiedy to nie potrafiłem opanować emocji. Tak było. No ale co było a nie jest … No bo nie jest. Dzisiaj, wczoraj i przedwczoraj jest dobrze. I naprawdę nie wiem dlaczego Może to mnie Dorota natchnęła kiedy to napisała gdzieś tam, kiedyś tam że u niej, że u niej to jest ostatnio dobrze, nawet bardzo dobrze. Kurna no, wezbrało we mnie z zazdrości i wściekłości, to u Niej może być dobrze, a u mnie nie?! To mogło tak być. Nie no, tak nie było :) ale jakiś impuls zapewne został przekazany. Bo zupełnie inaczej reaguje się na wiadomości dobre a zupełnie inaczej na wiadomości złe. Dobre wiadomości podnoszą na duch, dodają siły i nadziei, wiadomości złe pogrążają w smutku. Przynajmniej mnie. Mnie który tak emocjonalnie podchodzę do życia i wszystko biorę do siebie, i z każdym z którym choć odrobinę coś mnie wiąże – przeżywam jego wzloty i upadki. Dlatego też napiszę dziś dla innych, może to i im doda sił, że u mnie jest dobrze. I to co mogę powiedzieć to to że nie ma co się bać. Strach. Ten cholerny strach nie daje spokojnie żyć. Bo te ciągłe obawy. Obawy o to co będzie. O to czy starczy, czy będzie zdrowie, czy się podoła, czy nie zawiedzie się oczekiwań, czy znajdzie się miłość. I co będzie jak mnie zabraknie. Co to będzie? Nic nie będzie. Nie ma co się bać. A zwłaszcza nie ma co się bać śmierci. Wkurza mnie to co się na temat śmierci mówi, pisze i jak się ją ukazuje. Wystarczy popatrzeć w necie. Wszędzie ciemność, przygnębienie, trupie czachy, kosy i złowieszcze klimaty. A ja mówię! Dość! Śmierć nie jest ohydną kostuchą. Nie ma kosy, nie nosi czarnej szaty z kapturem. I nie jest końcem. Śmierć to piękna, niezła laska z kwietnym wiankiem we włosach ( to wersja dla mnie, płeć przeciwna ujrzy zapewne młodzieńca z nagą piersią, na białym koniu ). I śmierć jest początkiem. Tak właśnie – początkiem. To dla lekarzy i pielęgniarek śmierć jest porażką. To dla przyjaciół czy krewnych śmierć jest nieszczęściem. Dla duszy śmierć to wyzwolenie. Przez całe życie utożsamiamy się z ciałem. Wierzymy że my to nasz umysł. Jednak dopiero kiedy umierasz poznajesz swoją prawdziwą naturę. Tak właśnie. Nie ma się czego bać. I jeszcze jedno ważne. Piekła nie ma. Nie ma też sądu ostatecznego i kary za grzechy popełnione. Nie ma. Jest tylko jedna ostateczność. Ostateczność wiecznego szczęścia. Nie można przegrać. Przegrana to strach. Strach tu i teraz. Tak właśnie. A gdyby ktoś miał z pojęciem śmierci kłopot lub chciał po prostu o niej pogadać to służę bo wydaje mi się że poznałem jej tajemnicę i mogę dużo wyjaśnić, pomóc zrozumieć, odegnać strach.
Jestem dobrej myśli. Tak wiele osób tak dobrze mi życzy. Tak wielu osobom ja życzę jeszcze lepiej. A to ma znaczenie. To nie może się nie odbić echem we Wszechświecie. To musi się gdzieś, kiedyś pozytywnie zmaterializować. No musi. I wierzę że mam rację. Bo żyję uczciwie. I ta uczciwość wcześniej czy później ale na pewno gdzieś na końcu zwycięży. Swego czasu opisywałem takie zdarzenie gdy podczas cotygodniowej gierki, wtedy gdy jeszcze grałem z chłopakami, miałem starcie z jednym z nich. Zdarzenie to tak mocno wówczas mnie dotknęło i było tak bolesne i nieoczekiwane że straciłem chęć na piłki kopanie. Nie rozumiałem, nie potrafiłem pojąć dlaczego tak się stało. Dlaczego tak się stało gdy cały czas starałem się być uczciwy. Dlaczego spotkałem się z taką agresją, nienawiścią wręcz. Zresztą odnośnie tego co wówczas mną targało wystarczy cofnąć się do tamtej notki. Suma sumarum wycofałem się. I jakież było moje zdziwienie gdy ostatnio mój kolega M z którym często mam kontakt opowiedział mi że spotkał gdzieś tam tego kolesia, i że koleś ten dopytuje się co u mnie, że szkoda że nie przyjeżdżam pograć i że w sumie to głupio. Po takim czasie, ponad dwóch latach. No właśnie. I tego właśnie będę się trzymał. Bo prawdziwa uczciwość obroni się sama. Wcześniej czy później ale się obroni. I wierzę w siebie, wierzę że wcześniej czy później każdy, ale to każdy stwierdzi z sentymentem że: Co by nie powiedzieć ale ten er to był jednak zarąbisty gość.
I tyle na dziś. Niby weny nie było a się rozpisałem że i przestać nie mogę.
Jeszcze tylko jedno bo niepewność mam. Jako że tą maseczkę robię zażywając ciepłej kąpieli to nie jestem pewien czy spełnia swoje zadanie. Czy to można łączyć. No bo ciepła woda paruje a tu ta maseczka, no i jedno z drugim, no nie wiem. Help.
A i jeszcze jedno. Jak dzisiaj nasi grali z Niemcami w siatę to rzekłem sobie: zero emocji, zero stresu, relaks, wdech, wydech, na pewno wygrają - w mojej rzeczywistości wygrają Polacy, w innych równoległych mogą wygrać Niemcy, ale w tej mojej wygrają Polacy. I wygrali. Wygrali skurczybyki po meczu że aż strach.
To jeszcze jedno, już ostatnie. Nie wiem czy to ma jakiś związek ale biała, Bialutka, najbielsza napierdziela notki jak najęta a ja w tym czasie nawijam kilometry jak oszalały. Dość powiedzieć że między pierwszym stycznia a dzisiaj włącznie przebiegłem 67,84 km w czasie 6:59h. A biegałem 1, 2, 3, 6, wczoraj i dzisiaj co daje 11,30 km na dzień. I kurna nie czuję zmęczenia. Biegnij eru biegnij.



- eru, wszyscy cierpią
- tak, ale ja chciałem mniej

7 komentarzy:

  1. Ha !!! wiedziałam wiedziałam kurna wiedziałam ! że ja jednak dobry człowiek jestem, że dobrze oddziaływuje na moich przyjaciół... Tak Er.. tak. Jesteś moim przyjacielem. Mam Cię. Słuchasz mnie, jesteś. Wiem że może się kurna niekoniecznie obudzisz gdybym napisała w nocy, ale... wiem że jeśli napiszę... to rano bede czekała na odpowiedz. Bo Cię cenie, tak Cię kurna cenie jak cholre. Tak mi nie raz dupe uratowałeś , trząchcając mną niewerbalnie. Tak Er.. to już, jesteś moim przyjacielem. Teraz masz przejebane. Serio ;) Bo nie wiem jak tam z innymi ludziami, ale teraz to Ty jesteś potrzebny mi. No i mało tego, wiem że Twój przesrany średniowieczny charakter mnie nie zostawi, o ! Maseczka ? Woda ? Paruje ? O czym Ty gadasz ? ;) Ja w wannie- jaram, słucham muzyki, a czasem jem batony, ale tylko czasem. Ciesze się. Tak się ciesze że Ty idziesz chodnikiem, zwykłym chodnikiem i zwyczajnie myślisz że jest zajebiście ;) Ciesze się że nie pobiegłeś tymi schodami i nie skoczyłeś. Ciesze się że napierdzielasz kilometry. Powinienieś wrócić do grania. Powinienieś.

    OdpowiedzUsuń
  2. Widzisz co jest ? Zamiast swojego kurwa- piszę Twoje kurna. Tragedia ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Wlazłam tu i dostałam odpowiedź, na już, na teraz, na ten jedyny moment w którym dotarło i przypomniało o tak wielu rzeczach... ty jeszcze plasterki ogórka połóż na oczęta w tej wannie, bo którz Ci zabroni? no kto? no nikt!!!
    wiesz... też się łapię na tym, że idę i gadam do siebie, serio:) mimo wszystko:) i wtedy jak świeciło słońce 26go grudnia też gadałam, że zadzwonię:)no i kurde Bialutka to napierdziela tak, że się hamować muszę, bo mi różne cuda uruchamia myślowo-emocjonalne... i mam tak samo, że jak przeczytam to mi robi że cho cho ! a z tą śmiercią to ja napiszę, bo wtedy nie miałam słów odpowiednich, a teraz nie wiem czy mam, ale napiszę... i wiesz, jak sobie policzę sumę strachow które pokonałam, to normalnie rosnę i uśmiech mi też rośnie na potwarzy, a tak sobie dzisiaj przypomniałam, kiedy te strachy zaczęły mnie dopadać, to normalnie cud, że żyję... fajnie je pokonać...

    OdpowiedzUsuń
  4. Jacyś poranieni tu jesteśmy, Er cieszę się, że nie skoczyłeś, nie zdążyłabym Cię poznać. Moze i Bialutka opowiedziałaby mi o Tobie ale to nie to samo. Bo tak na prawdę, to teraz i mi jesteś potrzebny :)

    OdpowiedzUsuń
  5. i widzisz? :)
    jak do mnie zadowolenie przylazło nie wiadomo skąd, to i do Ciebie też.
    a nie mówiłam?
    wystarczyło poczekać.

    i niech ci tak zostanie!

    a z tym bieganiem to jesteś WIELKI! niesamowite.
    rozważ powrót na boisko.

    OdpowiedzUsuń
  6. ,,Zanim umrzesz, upewnij się że żyłeś,,-.
    Dla jednych śmierć jest wyzwoleniem, dla innych przerażającym i nieodwracalnym kresem, czy też trudną do wyobrażenia nicością. Każdy ma swój czas i chyba? nie należy tego przyśpieszać. Chociaż są takie sytuacje w życiu, że kusi, bo wydaje się że wtedy osiągnie się spokój. Z drugiej strony gdy się widzi co życie robi z ludźmi, to śmierć chyba nie jest taka najstraszniejsza.
    |Piekło? piekła nie ma. Piekło tworzą ludzie na ziemi i to za życia, nie po śmierci.
    Ja sama boję się śmierci, bo dla mnie to wciąż niewiadoma. Ale może gdybym miała pewność, że przyjdzie po mnie ktoś wizualnie wyjątkowo udany, to czemu nie? może wtedy zapomniałbym o strachu ;).

    OdpowiedzUsuń
  7. Rozwaliłeś mnie tym fragmentem o strachu, o tym poprzednim roku. Rozemocjonowałam się jak rzadko. I niesamowicie ciesze się, ze teraz jest u Ciebie dobrze. Fajny gość z Ciebie, ale o tym wspominałam już nieraz :)

    Co do tego zagranicznego, w sensie języka - możesz na mnie liczyć. W końcu to jedna z niewielu rzeczy, na których się znam.

    OdpowiedzUsuń