sobota, 30 stycznia 2016

Ścieżka 375 Do przodu

Dokładnie rok.
Dokładnie rok temu wziąłem swoje koszule, buty, wiertarkę, skrzynkę z narzędziami, album ze zdjęciami, listy, szczoteczkę, golarkę, ręcznik i tysiąc innych jeszcze rzeczy, spakowałem ten majdan i opuściłem to, co tak bardzo …? No właśnie? Tak bardzo co? Kochałem? Byłem przywiązany? Jakie były moje do tego uczucia? Teraz, po tych dokładnie 12 miesiącach mogę powiedzieć z pełną świadomością że tak, że kochałem i że tak, że byłem przywiązany. Szkoda, szkoda mi tego wszystkiego co musiałem zostawić. Szkoda mi bardzo. I żal mam że musiałem to wszystko zostawić. O rany jak mi żal. Mam niestety taką przypadłość że pamięć moja magazynuje tylko te dobre wspomnienia. I co by się nie działo, czego bym nie doświadczył, jakie by to nie były przeżycia w pamięci zostają mi tylko te dobre. Bo czy warto pamiętać te złe? Nie, nie warto. Pamiętam więc tylko te dobre. I kogo bym w życiu nie spotkał, czego bym od niego doświadczył koniec końców zawsze będę spotkanie to wspominał z sentymentem. I będę się uśmiechał patrząc na wspólnie przeżyte radości, zabawy, szczęścia. A gdyby nawet były w tych wspomnieniach chwile doświadczeń, złych momentów to w moim odczuciu też będą to wydarzenia dobre. Bo daliśmy radę. Razem. Było ciężko, było strasznie, ale przeszliśmy to. Czy to nie te właśnie przeżyte razem trudności, czy to nie one właśnie budują przyjaźnie, cementują związki, umacniają w zaufaniu? Tak, to one. One budują więź. Więc jeżeli nawet były, a były, to i tak wspominam je z radością. Dlatego też żal, żal mi wszystkich którzy byli a których już nie ma. Ale zawsze, zawsze będę się uśmiechał na wspomnienie o nich. I zawsze, ale to zawsze będę widział ich uśmiechnięte twarze i miał o nich dobre zdanie. A gdy na dodatek jest to ktoś, ktoś z kim spędziłem dwadzieścia lat to smutek po jego stracie będzie / jest przeogromny. I choć pomału, malutku układam sobie tą nową pustą rzeczywistość to nadal jest mi żal. Bardzo żal. Wraca do mnie często we wspomnieniach. Wraca we snach. A gdy wraca jest ciężko. O jak ciężko. Czuję się wówczas taki przegrany, taki oszukany, taki bezsilny, taki słaby. I pytam wówczas, sam nie wiem kogo, dlaczego. Dlaczego się tak stało? I nachodzi mnie refleksja że – moja wina. Moja. Nie dałem rady. Nie podołałem. Nie spełniłem oczekiwań. I jestem wówczas taki sobą zawiedziony że ciężko wstać i zacząć żyć. Jak żyć? Jak żyć po tym wszystkim? Zostawiłem wszystko. Moje ukochane miejsca, moje ścieżki. Zostawiłem wygniecione łóżko. Zostawiłem skrzypiącą podłogę. Zostawiłem widok z okna. Zostawiłem koty. Zostawiłem wiślany brzeg. Zostawiłem niedzielne popołudnia na Placu Zamkowym. Zostawiłem piłkarskie środy. Zostawiłem kompletnie wszystko. Zostawiłem wszystko co przez te dwadzieścia lat tak skrupulatnie budowałem. Co oswajałem, co przygarniałem, z czym się utożsamiałem. Co było mną. Tak właśnie. W każdej z tych rzeczy zostawiłem cząstkę siebie. Kawałek serca. I w momencie gdy to wszystko musiałem zostawić poczułem jakby to serce mi wyrwano. Nagle i brutalnie. Ani nie byłem na to przygotowany ani się tego spodziewałem. Umarłem. Ale o tym już pisałem. Pisałem już o tym jak umarłem za życia. I po tym jak umarłem wziąłem swoje koszule, buty, wiertarkę, skrzynkę z narzędziami, album ze zdjęciami, listy, szczoteczkę, golarkę, ręcznik i tysiąc innych jeszcze rzeczy, spakowałem ten majdan i opuściłem to, co tak bardzo kochałem i do czego tak bardzo byłem przywiązany. Zostawiłem długi list pożegnalny, zostawiłem różę, zostawiłem klucze i odszedłem. Odszedłem tak jak chciała. Bo jeżeli przez to odejście chociaż jedno z nas miało by być szczęśliwsze, chociaż jedno z nas mogło by zacząć żyć tak jak chce, jak czuje. Jeżeli chociaż jedno z nas będzie szczęśliwsze to niech tak będzie. Niech będzie. Widocznie nie byłem tym kim miałem być. Widocznie … Widocznie już mnie nie kochała. Ale co to właściwie jest to – kochać? Czy my umiemy kochać? Nie umiemy. A przynajmniej większość z nas nie umie. Nie rozumiemy znaczenia miłości. Bo jeżeli byłaby w nas choćby odrobina miłości nie przechodzilibyśmy obojętnie obok nikogo. Nawet tego najgorszego. Bo czym że jest dla nas miłość? My kochamy nie dlatego że ona/on jest przy nas. My kochamy za to co dzięki niej/jemu zyskujemy. My kochamy za korzyści płynące z tego związku. My kochamy tylko nasze oczekiwania. A gdy te oczekiwania się nie spełniają … No właśnie. Wówczas następuje koniec. Ale czy to jest miłość? To nie jest miłość. Powiem wam co to jest. To jest samolubstwo. To jest samolubstwo. Miłość, o miłości to mogą coś powiedzieć matki. Matki wiedzą co to miłość. Miłość matki do dziecka jest właśnie tym co mam na myśli. Choćby dostała od swojego dziecka milion miliardów zmartwień, choćby nawet usłyszała coś co ściska serce to będzie je kochała. Będzie się martwiła, będzie dbała, będzie pomagała, będzie czuwała, będzie przebaczała. Wiem to. Znam to. Patrzę na swoją mamę. To jest miłość. I wiecie to wy – matki – znacie to.
Nie wiem czy uda mi się jeszcze z kimś nawiązać bliską relację. Relację jaką musiałem zostawić. To było dla mnie dobre. Z nikim nie czułem się tak dobrze. I nikomu tak wiele nie zawdzięczałem. I z nikim nie byłem tak otwarty ( a że zamknięty w sobie jestem to wiem ). I czułem że to jest moje. Że co by nie było to jest, i będzie. I że mogę liczyć że będzie. Zwłaszcza w tych ostatnich latach. To wydawało mi się już takie scementowane. Czy można znać się jak łyse konie? Rok temu, a raczej półtora roku temu uważałem że można. I jakże się myliłem! Jak ja się myliłem! I dostałem kopa w dupę wtedy kiedy najbardziej potrzebowałem pomocy. Tak. Potrzebowałem pomocy. Nie wiem co to było? Czy to było zmęczenie pracą, bo pracowałem dużo wtedy? Czy to zmęczenie pogodą? Czy to może była jakaś męska menopauza? Czy to może była depresja? A może jest jeszcze? Fakt faktem nie było ze mną dobrze. Czułem się źle, sam ze sobą czułem się źle. Mogę powiedzieć że byłem chory. I spodziewając się wsparcia, pocieszenia, pomocy dostałem coś zupełnie przeciwnego. Nie, nie mam o to teraz pretensji. Cóż, coś przerosło czyjeś siły. To nie świadczy o tym że ten ktoś był złym człowiekiem. Wręcz przeciwnie, to dobry, wspaniały człowiek. I nawiązując do tego co napisałem wcześniej mam z tym człowiekiem związane tylko dobre wspomnienia. I ja tego człowieka, i ja JĄ nadal kocham. I to jest w tym wszystkim najgorsze. To mi uniemożliwia szukanie, budowanie czegoś nowego. Bo jak mam szukać, jak mam budować coś nowego gdy w głowie, gdy w sercu nadal jest ona. To by było nie w porządku w stosunku do tego nowego. To by mogło nowe zranić. A zranić nie chcę nikogo. Nie mogę dopuścić do tego by ktoś cierpiał przez moją przeszłość. Nie mogę dopuścić do tego by ktoś cierpiał jak ja cierpię. Moje życiowe założenie: jedno życie – jedna miłość, jest mi ciężarem, jest mi kulą u nogi ale zarazem jest moją siłą i jest, jest moje. Dziwne, nieżyciowe, głupie – ale – MOJE.
Tak więc widzisz. To co napisałaś wczoraj do mnie u siebie to nie tak że ja myślę że to tylko facet. Jak widzisz to działa w obie strony. Z tym że w moim przypadku nie ma, tak mi się przynajmniej wydaje/przynajmniej nic mi o tym nie wiadomo, tego kogoś trzeciego. I jak widzisz to nie musi być przyczyną. To może być każdy inny powód, nawet nuda. Po prostu on ciebie, tak jak ona mnie już nie kochał. Czy wyobrażasz sobie że poznając tą której jak piszesz nienawidzisz, przedstawił się: cześć, jestem P, jestem w związku ale obecnie szukam czegoś nowego. Tak więc to nie ona go od ciebie zabrała. Sam odszedł, sam wybrał, pewnie już dużo wcześniej. Więc powtórzę. Po prostu on ciebie, tak jak ona mnie już nie kochał. Oni oboje nie wiedzą co to miłość. A:
Miłość cierpliwa jest, łaskawa jest. Miłość nie zazdrości, nie szuka poklasku, nie unosi się pychą, nie jest bezwstydna, nie szuka swego, nie unosi się gniewem, nie pamięta złego, nie cieszy się z niesprawiedliwości, lecz współweseli się z prawdą
I jeżeli kogoś tu już nienawidzić to właśnie ich. Tak właśnie. Kocham ją i nienawidzę. Nienawidzę mendy za to co mi zrobiła. Za to jak mnie potraktowała. Za to jak się teraz czuję. Za to że straciłem szacunek do siebie. Za to że przegrałem. Za to że poczułem że nie ma dla mnie miłość. I za to że tak długo budowałem wielki pałac a teraz wiem, teraz wiem że nie był nic wart. I niech tam sobie żyje po swojemu, niech sobie ułoży życie tak jak pragnie, niech będzie szczęśliwa iiiiiiii, i niech huj ją trzaśnie.
A ten wczorajszy wpis u ciebie tak mnie wkurwił że jak wyleciałem z chaty to przebiegłem pięć kilometrów w 25 minut i 45 sekund. To mój nowy rekord! Ze średnią 5,09. I przysięgam że gdybym podczas tego biegania spotkał na swej drodze jakąś „łajzę” co to nie daje żyć spokojnie innym to mogło by się skończyć źle. Tzn tylko na pierwszych trzech kilometrach, bo po trzecim byłem już tak zmordowany tempem ( pierwszy 5,03, drugi 4,97, trzeci 5,01 ) że czwarty i piąty to była już tylko walka ze swoją słabością. No ale co by nie było – dziękuję ci za moją życiówkę na 5 kilometrów.
P.S. A rok temu o tej porze leżałem w łóżku bez życia. I leżałem tak dni trzy. I zwijałem się z bólu, i nic nie jadłem, i nic nie piłem. A świat był szary, smutny, ciężki. I nic nie wiedziałem.
Choć żebym miał powiedzieć że teraz wiem ...
Nieee. Jedno wiem. Nigdy ale to nigdy nie chcę już usłyszeć: "Wiesz, ja już dłużej nie mogę z tobą być, ale wiesz, zostańmy przyjaciółmi"

6 komentarzy:

  1. ech... trochę wspomnień mi wróciło, sprzed mojego umarcia, i to nie było niespodziewane, bo czułam i się spodziewałam ostrego pieprznięcia, a mimo to umarłam... chyba do końca wierzyłam, że się da... nie dało się... a później po kilku latach pojawił się Druid... i wiesz, usłyszałam że możemy być tylko przyjaciółmi... i udało się, chociaż bolało momentami, momentami nawet bardzo, za bardzo... ale się udało... a teraz czuję się wolna, mimo że żyje, przez ostatnie 2 lata nauczyłam się żyć nie czekając, nie wyczekując, nie szukając na siłę... bo jeśli tak się stało, to znaczy że nie była mi pisana "jedna miłość, jedno życie"... i chyba najbardziej zaskakujące dla mnie jest to, że nie mam żalu... minęło kilka dni, a ja nie mam żalu, takiego który rozdzierałby duszę i nakazywał nienawidzić, to było jeszcze rok temu... dzisiaj zostało to co dobre... i wiesz, czasami spotykam się z pytaniem "czego ty chcesz ode mnie, bo "normalni ludzie" tacy nie są, a ja nie umiem wytłumaczyć, że nic, że tylko rozmawiam, śmieję się, żartuję, czasami kogoś wesprę jeśli jest w potrzebie, ale tego już nie potrafią zrozumieć... w sumie zaczynam wszystko od nowa i nie wiem dokąd mnie to zaprowadzi... pytałeś mnie co dalej? nie wiem... ale nawet jeśli nic, to nie będzie źle, bo w mojej pamięci zostało dobre... teraz w jakiś sposób jestem wolna... a miłośc cóż...

    OdpowiedzUsuń
  2. Niewiele znam Erze osób, które o miłości potrafią pisać w taki sposób. A facetów? Chyba żadnego. Dlatego powtórzę się, bo na bank już to mówiłam - jesteś wyjątkowy. Jesteś takim wyjątkiem, o którym ja, jako kobieta, która coś tam w życiu przeszła, chociaż w porównaniu z innymi pewnie nie tak dużo, chcę pamiętać. Uwielbiam to Twoje spojrzenie na miłość, chociaż dla mnie jest tak bardzo wyidealizowane i chociaż ja już tak patrzeć nie umiem. I tej pamięci zazdroszczę Ci bardzo, bo w mojej głowie jest w chuj złych wspomnień, które często nie dają mi żyć. Strasznie bym chciała, żebyś tym razem nie miał racji. Żeby przyszło jakieś 'nowe' i żebyś Ty od nowa był szczęśliwy. Bardzo Ci tego życzę. Nawet nie wiesz, jak bardzo.

    OdpowiedzUsuń
  3. i wróciłam, bo jeszcze mi zalega na duszy, że nie wszystko powiedziałam, co chciałam powiedzieć, a chciałam że o tym, że prawdziwie kogoś kochać to dać mu wolność, jakakolwiek by ona nie była trudna dla nas, bo człowiek to taki stwór, który chce posiadać, chce mieć, bo się przywiązuje i nie pisze tego w przekonaniu, że to coś złego, bo myślę o pozytywnych dobrych stronach takiego posiadania... i wiesz... tak wiele w życiu straciłam przed "umarciem", mężczyznę, dziecko, pracę, swoją godność i poczucie kobiecości, że nie jestem w stanie wyliczać więcej, a przecież to zaledwie wierzchołek góry lodowej ze stratami w tle... i wiem jedno... trzeba żyć choćby na przekór i zacząć się godzić z tym, że jesli się zrobiło wszystko co można, a mimo to nie udało się tego ocalić, to trzeba z każdym dniem nauczyć się ocalić siebie, bo przecież każdy z nas jest wyjątkowy na swój sposób i zasługuje na to ocalenie... i wiem też, że ci którzy byli w moim życiu ważni, czasem najważniejsi, a odeszli, z czasem zajmują inne miejsce w sercu i wtedy kiedy już tak się stanie, to pojawiają się nowe relacje,te które mają trwać, bo one przychodzą wtedy kiedy jesteśmy gotowi, chociaż czasem sami tego nie czujemy i nie wiemy, że tak jest... na wszystko potrzeba czasu...

    OdpowiedzUsuń
  4. Cholera jasna Er, no cholera jasna. Czytałam wczoraj Twój wpis kilka razy, czytałam dziś i... moje uczucia, odczucie nie są wcale wyjątkowe, i nie tylko ja mam te huśtawkowe myśli i... no własnie, cholera jasna, to takie niesprawiedliwe, takie bolesne i takie .... no właśnie niezapomniane. Bo nie mozna wymazać wspomnień, ani tych dobrych, które niestety tez bolą, i tych złych. Nie mozna sie zresetować i przez to zacząc od poczatku. Nie mozna...

    OdpowiedzUsuń
  5. Czasami patrzymy w przyszłość przez pryzmat przeszłości, gdy coś smagnęło nas boleśnie po sercu i to smagnięcie spowodowało ranę, która nie chce się zagoić, która nie pozwala nam na zrobienie kroku w przód i otworzenie się na nowe. Bo to nigdy nie jest łatwe i nie wystarczy tylko samo chcenie, bo zawsze jest ta tęsknota za tym co było i strach przed tym co będzie.
    Rok temu leżałeś w łóżku bez życia, a dziś popełniasz swoje życiówki w bieganiu... czyli postęp jest :).
    Nie wszyscy potrafią pamiętać tylko to co dobre i przywoływać tylko miłe wspomnienia. Ja wciąż się tego uczę, chociaż moja historia jest inna.
    A Twoje słowa ,,niech będzie szczęśliwa iiiiiiii, i niech huj ją trzaśnie.,, wywołały moją wesołość. Bo są one prawdziwe, nie górnolotne, tak jak czujesz. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Już kiedyś mi ktoś pokazał Twojego bloga, ale wtedy jakoś tylko zerknęłam i tyle. Dziś weszłam, poczytałam trochę i jakoś mnie nie wciągnęło. Stwierdziłam, że za długa notka. Ale jestem, wróciłam. Coś mnie tu przyciągnęło. Takich facetów jak Ty, jest garstka. Nie wiem czy to dlatego, że Wy mężczyźni jakoś nie obnosicie się ze swoimi uczuciami, a może po prostu jakoś mniej czujecie? I tak sobie myślę, że chętnie bym posiedziała na starówce z Bialutką, z Nazakręcieposzczęściu i z Tobą. Tak po prostu by z Wami pogadać. Może kiedyś się spotkamy :)

    OdpowiedzUsuń