Stałem się ostatnio
świadkiem, czy raczej uczestnikiem, czy wręcz sprawcą, a na pewno
ofiarą w pewnej, delikatnej sprawie. Były sobie otóż dwie
przyjaciółki, czy raczej koleżanki, a może tylko znajome. I był
jeden taki jeden. I wziął ten jeden taki jeden zaprosił kiedyś
jedną z tych dwóch przyjaciółek, koleżanek czy tylko znajomych
do kina. Tak dla przyjemności zabawy spędzenia czasu w miłym
towarzystwie i przyrody. No ale ta jedna z tych przyjaciółek,
koleżanek czy tylko znajomych nie chciała, nie mogła czy coś tam.
No to ten jeden wziął i zaprosił tą drugą. Ten jeden tak w ogóle
to lubi chodzić do kina, i lubi zapraszać do kina bo lubi sprawiać
przyjemność zabawy spędzenia czasu i przyrody. I ta druga z
przyjaciółek, koleżanek czy tylko znajomych wzięła i się
zgodziła. Ta pierwsza wiedziała, że ta druga się zgodziła, i
nawet sama się zgodziła żeby ta druga się zgodziła. Z tym, że
tak naprawdę to się nie zgodziła ale ten tego nie rozpoznał. No
to ten był po słowie z tą druga. Tylko, że nic akurat ciekawego
nie było w repertuarze na ten czas, to sprawa się przesunęła w
czasie i przyrodzie. No i gdy wreszcie coś się w repertuarze
pojawiło to ten wziął i się przypomniał tej drugiej z
przyjaciółek, koleżanek czy tylko znajomych. Bo ten to taki jest,
że zawsze dotrzymuje obietnic i danego słowa ( przynajmniej tak mu
się wydaje bo stara się by tak było ). Z tym, że nie powiedział
nic tej pierwszej. Nie powiedział, bo przekonany był, że ta
pierwsza z tą drugą to przyjaciółki są i nadają do siebie
jeżeli nie codziennie, to przynajmniej dwa razy na tydzień. No
niestety nie nadawały. I co gorsze to one tak naprawdę to nie były
przyjaciółkami. A nawet, o zgrozo, były chyba wręcz rywalkami
prawie, że nie. I ta pierwsza nawet temu jednemu gdzieś tam dawała
o tym sygnały znaki, tak, że ten powinien był się zorjetować ale
się nie zorjętował, znaczy się bystry zbyt nie był. I ta druga,
jak ten się tej drugiej przypomniał z danego słowa, wzięła i
poszła do tej pierwszej, że się przypomniał z danego słowa i
takie tam. A ta pierwsza wzięła i się zdenerwowała. Nie wiadomo
na co czy o co. Czy na to, że ten z tą drugą idzie do tego kina,
czy na to że ani ten jedwn ani ta druga nic tej pierwszej wcześniej
nie powiedzieli spiskując za jej plecami, czy też na ta drugą , że
tej pierwszej chce dowalić ciśnienia kosztem tego jednego. No więc
tak czy inaczej ta pierwsza wzięła i się wkurzyła. No i jak ten
jeden się dowiedział, że ta pierwsza się wzięła i się
wkurzyła, to mu się głupio zrobiło. To wziął i zaczął się
tłumaczyć tej pierwszej ale że ta pierwsza wzięła się mocno
zapowietrzyła to mało co z tłumaczenia tego do niej docierało. I
tak gadali ze sobą jak gęś z prosięciem. Ten jeden coś tam
gdzieś wyczytał potem, na podstawie tego co wyczytał coś
powiedział, ale ta pierwsza odebrała to co on powiedział zupełnie
odwrotnie niż to co chciał przekazać i zapowietrzyła się jeszcze
bardziej. No normalnie bardzo skomplikowana sprawa. I tak gadali, że
wzięli i się w końcu pokłócili na amen. I teraz siedzą i się
do siebie nie odzywają wcale ooooo.
I taka sprawa. A co ja na
to? Na początku to mi przykro było, że tak się miedzy nimi
porobiło. Potem to zły byłem na nich okrutnie, że tacy
beznadziejnie beznadziejni są i że zachowują się jak dzieciaczki
w piaskownicy, i najchętniej to jednemu i drugiemu złoił bym
skórę. Ale teraz? Ale teraz to siedzę i się z tego wszystkiego
śmieję. Tak właśnie - śmieję. Bo cóż pozostaje? Myślałem o
tym. Być złym? Być smutnym? Być rozczarowanym? Można by, można,
ale jak tak sobie o tym myślę, tak myślę, to chce mi się śmiać.
Jacy my kurna jesteśmy beznadziejnie śmieszni. Miesiącami, latami
budujemy swoje relacje, poświęcamy sobie czas, poznajemy,
przełamujemy ograniczenia, burzymy mury tylko po to by nagle, tak z
dnia na dzień, w ciągu kilku godzin zawalić to z hukiem. I to
dlaczego? Z przyczyny jakichś niedomówień, nieporozumień,
urażonych uczuć czy oczekiwań, ambicji. Patrzę na różne takie
relacje i zastanawiam się, gdzie się podziały uczucia sprzed lat?
Co się stało z ludźmi którzy jeszcze nie tak dawno nie mogli żyć
bez siebie a obecnie nie potrafią przebywać ze sobą choć przez
chwilę. Jasne jest, że często przyczyny tego są poważne ale
myślę sobie , że równie często są to zwykłe niedomówienia,
zwykłe nieporozumienia. Ktoś komuś czegoś nie powiedział, ktoś
coś komuś powiedział, ten to wziął i opacznie zrozumiał. Od
słowa do słowa, od milczenia do milczenia, mur się buduje,
rozżalenie narasta, uczucie zawodzi. I tak powoli, i tak pomału
rośnie stos którego w pewnym momencie nie da się już sprzątnąć.
A często, tak na końcu, nie wiadomo nawet o co tak naprawdę
chodziło, co w sumie było podstawą tego stosu. Nie potrafimy
rozmawiać. Nie potrafimy. I coś co powtarzam często: nie ważne co
się mówi - ważne co się słyszy. Co słyszy ten do którego
kierowane są słowa, a może wręcz co on chce usłyszeć. Bo często
to on już wie co chce usłyszeć zanim coś zostanie powiedziane.
Więc nie potrafimy ani rozmawiać ani słuchać. I nie mam osobiście
nic przeciwko wytworom naszej cywilizacji ale czasami to mam.
Pamiętam jak kiedyś byłem świadkiem rozmowy dwóch nastolatek:
- Wychodzisz dzisiaj
wieczorem?
- A po co? I tak będę
miała wszystkich na fejsie.
Otóż to. Po co się
spotykać twarzą w twarz? Po co rozmawiać i słuchać patrząc w
oczy? Takie są rozmowy. Pisane rozmowy. Rozmowy przez słowa pisane.
A czy da się oddać słowem pisanym to co naprawdę oddać się
chce? Czy da się oddać zawarte w słowach emocje bez spojrzenia w
oczy, bez usłyszenia tonu głosu? Wg mnie nie da się. Nie po to dał
nam stwórca zmysły byśmy z nich nie korzystali. Pamiętam za moich
czasów to siedziało się na przystanku czy innej ławce lato,
jesień, zima wiosna. I nie ważne było czy zimno czy ciepło, czy
jest tam ten, ta czy kto inny. I było się gadało, śmiało,
sprzeczało a nawet i biło. Ale widziało przynajmniej z kim, do
kogo i jakie to w nim wywołuje reakcje. Jak tak dalej pójdzie to w
następnym stuleciu stracimy i te umiejętności – mówienia i
słuchania - tak, jak nasi praojcowie stracili umiejętność
telepatii czy intuicji. Rozmawiajmy więc, i uczmy się słuchać. Aaaale co ja tu znowu wchodzę na wysokie
loty i zaczynam się rozwodzić jak mędrzec jakiś? Sprawa była o
jednym tym jednym i o jednej tej jednej z tych przyjaciółek,
koleżanek czy tylko znajomych Co by nie powiedzieć to finał jest
taki, że ten jeden z tą pierwszą nie gadają choć jeszcze
niedawno gadali codziennie. I wiem to na pewno, że ten jeden to
żałuje tego, że nie gadają i chętnie wróciłby do stanu sprzed
niegadania. Ale nie wie co na to ta pierwsza z tych przyjaciółek,
koleżanek czy tylko znajomych, bo może ta pierwsza woli już nie
gadać? Ale on tego nie wie bo nie gadają. Wiem jednak, że ten
jeden myśli, że nie powinno się było tak stać. Bo ten jeden to
taki jest, że nigdy nikogo nie opuszcza, nie zostawia i nie zawodzi,
i zawsze dotrzymuje obietnic i danego słowa ( przynajmniej tak mu
się wydaje bo stara się by tak było ). Taki zły jest na siebie,
że wyszło inaczej, i że ta pierwsza z przyjaciółek, koleżanek
czy tylko znajomych może być zawiedziona. I że poszedł w eter
przekaz że jednak zostawia, zawodzi i opuszcza i nie dotrzymuje
obietnic i danego słowa. Uhhhh to ostatnio to wkurza go
przeokropnie! I musi to zmienić. I zmieni. Ale póki co to siedzi i
czeka. Czeka na polecenie o „Dzień dobry”, czeka na pytanie a
gdzie „Dzień dobry”, czeka na prośbę o „Dzień dobry”. Bo
takich spraw tak się nie zostawia. Nie zostawia.
Na koniec historia
prawdziwa, smutna apropo.
Opowiadał mi pewien
znajomy. Opowiadał jak kiedyś kiedyś kiedy jeszcze jego dzieci
były małe, i nie było ich tyle co teraz, jak się pożegnał z
jedną ze swoich pierwszych córek. Córka ta wyjeżdżała z mamą
na wieś do dziadków. Ale jak to mają w naturze małe dzieci tak
się tym przejęła, że biegając tam i z powrotem wzięła i coś
tam rozbiła. A że w domu było napięcie jak to zwykle przed
wyjazdami to mój znajomy wziął i na tą swoją małą córkę
nakrzyczał. Tak że się mała wzięła i popłakała. I tak się
rozstali. Mała pojechała zapłakana do dziadków na wieś a mój
znajomy został zły na siebie, że na bogu ducha winnym dziecku
wyładował swoje nerwy. A to był … ten ostatni raz kiedy ze sobą
rozmawiali.
Chodzi za mną od 3 tygodni
miałam nie komentować więcej i to będzie ostatni komentarz... osioł jesteś uparty do kwadratu, z czystym sumieniem mogę powiedzieć " a nie mówiłam" i to mówię... więcej się powtarzać nie będę... bo i po co? niewiele czasu minęło bo tylko dwa miesiące... dalej sobie biernie postoję z boku i popatrze ( na Twoje życzenie z resztą) jak pieprzycie to do końca, poczekam na pieprzone fajerwerki po kapitalnej katastrofie... i nie! wcale mnie to nie cieszy, ale masz to na własne życzenie...
OdpowiedzUsuńniedługo grają Inferno......kto idzie??;))))))))))))))))
OdpowiedzUsuńja mam wyjebane na relacje damsko męski. zresztą i tak nigdy sobie w tym nie radziłam. zawsze mówię każdemu kawę na ławe. po co sobie komplikować.
jakoś takie "dziwne potyczki", jakieś obrażanie się... to zawsze było z dala ode mnie.
OdpowiedzUsuń