środa, 3 maja 2017

Ścieżka 440 Do przodu

Myśl ta nie daje mi spokoju. Chodzę z nią od dłuższego czasu. Myśl która już kiedyś spokoju mi nie dawała. Myśl z którą już chodziłem, a która gdzieś, kiedyś nagle uleciała. Myśl zapomniana. Teraz jednak wróciła, i teraz znowu nie daje mi spokoju. Teraz znowu z nią chodzę. Myśl która wróciła pewnego poniedziałkowego przedpołudnia. Tego poniedziałkowego przedpołudnia ujrzałem świat. Tak, nie gadam głupot. Ja ujrzałem świat. Na krótką chwilę ( bo czymże są dwie godziny w wieczności ) ujrzałem świat. Bo to co widziałem wcześniej, i to co widzę obecnie to nie jest świat. To co widziałem wcześniej i widzę obecnie to jakaś atrapa, jakieś majaczenie. Natomiast wówczas, tego poniedziałkowego przedpołudnia na te dwie krótkie godziny zobaczyłem coś innego, coś wyraźnego. Nie wiem jak to nawet opisać, jak oddać niesamowitość tamtej chwili. Jak oddać uczucie tego niesamowitego zaskoczenia jak to wszystko, to co wokół, to na co patrzę, to czego słucham i przede wszystkim to co robię, może być właśnie wyraźne. Właśnie wyraźne najlepiej oddaje to czego doświadczyłem. To było niesamowite - jak to wszystko nabrało intensywności. Jakby ktoś przetarł wszystko jakąś magiczną chusteczką, jakby ktoś wyregulował obraz. I co najważniejsze na te dwie krótki godziny poczułem, że to na co patrzę, to czego słucham, to co mnie otacza jest piękne. Jest intensywne, jest żywe, i że … i że chyba mógłbym nad tym panować. Umieć wiedzieć co robić. Podobało mi się to. To mi się naprawdę podobało. Byłem wręcz zachwycony. Aż do chwili kiedy odeszło. Nie wiem dlaczego, nie wiem jak. Jak nagle przyszło, tak też nagle odeszło. I od tamtej chwili myśl mi spokoju nie daje co to było. Co za jakiś niesamowity przebłysk nadświadomości mnie dopadł, czy też może zwykła normalność. Bo być może to była zwykła normalność. Może cała reszta ludzkości, a przynajmniej spora jej część właśnie tak odbiera rzeczywistość. Może dla nich jest to normalne. Oni tak właśnie wyraźnie to widzą. I może ja tylko tak mam. Może jestem jakiś ograniczony. Może czegoś mi brakuje. A może jestem po prostu chory. Już kiedyś się nad tym zastanawiałem. Nad kalectwem, czy też inwalidztwem duchowym. Może właśnie takim inwalidą jestem. Może niepełnosprawny w odbieraniu bodźców, ocenianiu sytuacji, podejmowaniu decyzji / działań. Kaleka kalectwem jakiego nie widać. Takim kalectwem którego i ja, i nikt zobaczyć nie jest w stanie. To widać tylko w obrazie życia jakie prowadzę. W obrazie życiowych dokonań, wyborów, porażek. Kalectwo fizyczne jest ( o ile w ogóle można tak to oceniać ) przynajmniej jasne. Ktoś nie widzi, ktoś nie słyszy, ktoś jeździ na wózku, ktoś ma kłopoty z chodzeniem. Takich ludzi widać. Takim ludziom okazuje się współczucie, okazuje się pomoc. Takich ludzi rozgrzesza się z ich niepełnosprawności. Nikt się nie oburza na człowieka bez nogi, że idzie za wolno. A co z kaleką duchowym? Od kogoś takiego wymaga się żeby szedł szybko jak wszyscy. Ma być pogodny, pełen radości, entuzjazmu, przebojowości i przede wszystkim silny. Musi być silny i podołać każdemu zadaniu. Musi sobie z życiem dawać radę. Bo przecież nic mu nie brakuje. Przecież ma tyle możliwości. Przecież może. Niech się tylko weźmie w garść. A tak w ogóle - to o co mu chodzi mazgajowi? Tak właśnie jest. A mi właśnie brakuje. Brakuje mi tej wyrazistości z tej poniedziałkowej przedpołudniowej chwili. Tak samo jak brakuje mi radości i szczęścia w oczach na widok świata za oknem z tego jednego, pamiętnego kwietniowego dnia. Kiedy to po obudzeniu, po otwarcie oczu, po postawieniu stopy na podłodze i po wyjrzeniu za okno mogłem powiedzieć tylko jedno: ależ jestem szczęśliwy, jak ja bardzo jestem szczęśliwy. I jak mogłem się zachwycać pięknem tego na co patrzę. Brakuje mi tego. Bardzo mi tego brakuje. Co wieczoru zamykam oczy z nadzieją, że oto dnia następnego otworzę je w innym świecie. W świecie tym samym, ale w świecie innym w moim spojrzeniu. Co rano czekam na to jak na zbawienie. Czekam na ten cud. Co krok szukam odpowiedzi co też zrobić mam, co uczynić by tamto wróciło. By już było, i by już zostało. Co chwila pytam siebie skąd się to wzięło. Dlaczego się zjawiło i dlaczego znikło. I patrzę w niebo, patrzę gdzieś przed siebie i szukam znaku, szukam wskazówki. Chcę mieć to znowu. Praktycznie to tylko nadzieja, że wróci, że przyjdzie ponownie trzyma mnie jeszcze przy życiu. Bo wiem, bo doświadczyłem tego, że jest to możliwe. Że może być inaczej, że może być lepiej. Że może być po prostu SZCZĘŚLIWIE.
A w codzienności nie jest różowo. Pogoda nie dopisuje. Wprawdzie wyciągnąłem Rumaka w niedzielę. Co ciekawe zapomniałem zabrać siedzenia czy też kanapy i pierwsze 10 kilometrów przejechałem na podsadzonej pod tyłek zwiniętej plandece. Potem Rumak trafił do warsztatu gdzie mu trochę poprawili to i owo i teraz stoi. Stoi i czeka na lepsze czasy. Bo pogoda nie dopisuje. Jest zimno, jest wietrznie, jest deszczowo. To nie jest dobra pogoda. Ale chyba był czas przywyknąć do takiej pogody na długi majowy weekend. To już chyba taka tradycja.
Długi majowy weekend ( tzn dwa dni tego weekendu ) spędziłem u Elizy. I pierwszy raz od lat miałem okazję w długi majowy weekend pokosztować dań z grila. Jak ja dawno kurcze nie kultywowałem tej nowej świeckiej tradycji. Aż dziw.
1 Maja w poniedziałek było nawet ładne słońce. I 2 też. Tak, że się nawet chyba lekko opaliłem.
Widziałem już dwa bociany. Łąki zalane wodą, a rzeki wystąpiły z koryt. Nie pamiętam żebym kiedyś widział aż takie rozlewiska. Jak jadę tym swoim pociągiem i jak na to wszystko patrzę to czuję się prawie jak na jakimś pojezierzu.
I to chyba tyle z codzienności. Z codzienności co to którą podobno od Kogoś zerżnąłem. Nie wiem. Jeżeli tak to czysty przypadek. Jest to mój pomysł i na niczym nie wzorowany. Tak kiedyś mi przyszło do głowy i tyle.

1 komentarz:

  1. zastnawiam się co sie działo przez te dwie godziny.......pociąg się spóźnił i widziałeś jakąś ultra piękną laskę....;)))) a może pięć ultrapięknych pań;)))))


    piszesz że co rano czekasz na cud czekasz na zbawienie i czekasz na szczeście....

    a co robisz żeby to szczęście mieć?

    nie da się czekać na szczecie do juta do piątku....do natepnego mieisąca.

    nie będziesz szcześliwy jeśli usilnie będzisz czekał na nadejście czegoś. już teraz mozesz mieć szczęście tu i teraz. ciesz się wszystkim drobiazgami. jak coś ci ise uda. jak świeci słońce. kazdym kilometrem na swoim Rumaku, to jest szczeście, już to masz.

    OdpowiedzUsuń