Myśl
ta nie daje mi spokoju. Chodzę z nią od dłuższego czasu. Myśl
która już kiedyś spokoju mi nie dawała. Myśl z którą już
chodziłem, a która gdzieś, kiedyś nagle uleciała. Myśl
zapomniana. Teraz jednak wróciła, i teraz znowu nie daje mi
spokoju. Teraz znowu z nią chodzę. Myśl która wróciła pewnego
poniedziałkowego przedpołudnia. Tego poniedziałkowego
przedpołudnia ujrzałem świat. Tak, nie gadam głupot. Ja ujrzałem
świat. Na krótką chwilę ( bo czymże są dwie godziny w
wieczności ) ujrzałem świat. Bo to co widziałem wcześniej, i to
co widzę obecnie to nie jest świat. To co widziałem wcześniej i
widzę obecnie to jakaś atrapa, jakieś majaczenie. Natomiast
wówczas, tego poniedziałkowego przedpołudnia na te dwie krótkie
godziny zobaczyłem coś innego, coś wyraźnego. Nie wiem jak to
nawet opisać, jak oddać niesamowitość tamtej chwili. Jak oddać
uczucie tego niesamowitego zaskoczenia jak to wszystko, to co wokół,
to na co patrzę, to czego słucham i przede wszystkim to co robię,
może być właśnie wyraźne. Właśnie wyraźne najlepiej oddaje to
czego doświadczyłem. To było niesamowite - jak to wszystko nabrało
intensywności. Jakby ktoś przetarł wszystko jakąś magiczną
chusteczką, jakby ktoś wyregulował obraz. I co najważniejsze na
te dwie krótki godziny poczułem, że to na co patrzę, to czego
słucham, to co mnie otacza jest piękne. Jest intensywne, jest żywe,
i że … i że chyba mógłbym nad tym panować. Umieć wiedzieć co
robić. Podobało mi się to. To mi się naprawdę podobało. Byłem
wręcz zachwycony. Aż do chwili kiedy odeszło. Nie wiem dlaczego, nie
wiem jak. Jak nagle przyszło, tak też nagle odeszło. I od tamtej
chwili myśl mi spokoju nie daje co to było. Co za jakiś
niesamowity przebłysk nadświadomości mnie dopadł, czy też może
zwykła normalność. Bo być może to była zwykła normalność.
Może cała reszta ludzkości, a przynajmniej spora jej część
właśnie tak odbiera rzeczywistość. Może dla nich jest to
normalne. Oni tak właśnie wyraźnie to widzą. I może ja tylko tak
mam. Może jestem jakiś ograniczony. Może czegoś mi brakuje. A
może jestem po prostu chory. Już kiedyś się nad tym
zastanawiałem. Nad kalectwem, czy też inwalidztwem duchowym. Może
właśnie takim inwalidą jestem. Może niepełnosprawny w odbieraniu
bodźców, ocenianiu sytuacji, podejmowaniu decyzji / działań.
Kaleka kalectwem jakiego nie widać. Takim kalectwem którego i ja, i
nikt zobaczyć nie jest w stanie. To widać tylko w obrazie życia
jakie prowadzę. W obrazie życiowych dokonań, wyborów, porażek.
Kalectwo fizyczne jest ( o ile w ogóle można tak to oceniać )
przynajmniej jasne. Ktoś nie widzi, ktoś nie słyszy, ktoś jeździ
na wózku, ktoś ma kłopoty z chodzeniem. Takich ludzi widać. Takim
ludziom okazuje się współczucie, okazuje się pomoc. Takich ludzi
rozgrzesza się z ich niepełnosprawności. Nikt się nie oburza na człowieka bez nogi, że idzie za wolno. A co z
kaleką duchowym? Od kogoś takiego wymaga się żeby szedł szybko
jak wszyscy. Ma być pogodny, pełen radości, entuzjazmu,
przebojowości i przede wszystkim silny. Musi być silny i podołać
każdemu zadaniu. Musi sobie z życiem dawać radę. Bo przecież nic
mu nie brakuje. Przecież ma tyle możliwości. Przecież może.
Niech się tylko weźmie w garść. A tak w ogóle - to o co mu
chodzi mazgajowi? Tak właśnie jest. A mi właśnie brakuje. Brakuje
mi tej wyrazistości z tej poniedziałkowej przedpołudniowej chwili.
Tak samo jak brakuje mi radości i szczęścia w oczach na widok
świata za oknem z tego jednego, pamiętnego kwietniowego dnia. Kiedy
to po obudzeniu, po otwarcie oczu, po postawieniu stopy na podłodze
i po wyjrzeniu za okno mogłem powiedzieć tylko jedno: ależ jestem
szczęśliwy, jak ja bardzo jestem szczęśliwy. I jak mogłem się
zachwycać pięknem tego na co patrzę. Brakuje mi tego. Bardzo mi
tego brakuje. Co wieczoru zamykam oczy z nadzieją, że oto dnia
następnego otworzę je w innym świecie. W świecie tym samym, ale w
świecie innym w moim spojrzeniu. Co rano czekam na to jak na
zbawienie. Czekam na ten cud. Co krok szukam odpowiedzi co też
zrobić mam, co uczynić by tamto wróciło. By już było, i by już
zostało. Co chwila pytam siebie skąd się to wzięło. Dlaczego się
zjawiło i dlaczego znikło. I patrzę w niebo, patrzę gdzieś przed
siebie i szukam znaku, szukam wskazówki. Chcę mieć to znowu.
Praktycznie to tylko nadzieja, że wróci, że przyjdzie ponownie
trzyma mnie jeszcze przy życiu. Bo wiem, bo doświadczyłem tego, że
jest to możliwe. Że może być inaczej, że może być lepiej. Że
może być po prostu SZCZĘŚLIWIE.
A
w codzienności nie jest różowo. Pogoda nie dopisuje. Wprawdzie
wyciągnąłem Rumaka w niedzielę. Co ciekawe zapomniałem zabrać
siedzenia czy też kanapy i pierwsze 10 kilometrów przejechałem na
podsadzonej pod tyłek zwiniętej plandece. Potem Rumak trafił do
warsztatu gdzie mu trochę poprawili to i owo i teraz stoi. Stoi i
czeka na lepsze czasy. Bo pogoda nie dopisuje. Jest zimno, jest
wietrznie, jest deszczowo. To nie jest dobra pogoda. Ale chyba był
czas przywyknąć do takiej pogody na długi majowy weekend. To już
chyba taka tradycja.
Długi
majowy weekend ( tzn dwa dni tego weekendu ) spędziłem u Elizy. I
pierwszy raz od lat miałem okazję w długi majowy weekend
pokosztować dań z grila. Jak ja dawno kurcze nie kultywowałem tej
nowej świeckiej tradycji. Aż dziw.
1
Maja w poniedziałek było nawet ładne słońce. I 2 też. Tak, że
się nawet chyba lekko opaliłem.
Widziałem
już dwa bociany. Łąki zalane wodą, a rzeki wystąpiły z koryt.
Nie pamiętam żebym kiedyś widział aż takie rozlewiska. Jak jadę
tym swoim pociągiem i jak na to wszystko patrzę to czuję się
prawie jak na jakimś pojezierzu.
I
to chyba tyle z codzienności. Z codzienności co to którą podobno
od Kogoś zerżnąłem. Nie wiem. Jeżeli tak to czysty przypadek.
Jest to mój pomysł i na niczym nie wzorowany. Tak kiedyś mi
przyszło do głowy i tyle.
zastnawiam się co sie działo przez te dwie godziny.......pociąg się spóźnił i widziałeś jakąś ultra piękną laskę....;)))) a może pięć ultrapięknych pań;)))))
OdpowiedzUsuńpiszesz że co rano czekasz na cud czekasz na zbawienie i czekasz na szczeście....
a co robisz żeby to szczęście mieć?
nie da się czekać na szczecie do juta do piątku....do natepnego mieisąca.
nie będziesz szcześliwy jeśli usilnie będzisz czekał na nadejście czegoś. już teraz mozesz mieć szczęście tu i teraz. ciesz się wszystkim drobiazgami. jak coś ci ise uda. jak świeci słońce. kazdym kilometrem na swoim Rumaku, to jest szczeście, już to masz.