niedziela, 25 czerwca 2017

Ścieżka 448 Do przodu

Jak mam być szczery to nie wiem czy go już takiego kupiłem czy stało się to, jak zawsze uważałem, później. Wielce prawdopodobne, że kupiłem go już takiego. Wszak jest po glebie. Jeszcze wciąż tej gleby ślady nosi. Być może, tylko, na początku nie zauważałem, nie czułem tej niedogodności bo po prostu, tak manetki gazu, jak i dźwigni hamulca używałem delikatnie. Delikatnie z obawy i z niepewności. Cały jednak czas żyłem z przeświadczeniem, że stało się to później. Że stało się to przy okazji niefachowej wymiany przedniej opony ( tak apropo również wymiany spowodowanej uszkodzeniami podczas tejże gleby ). Jakby jednak nie było, od samego naszej znajomości początku, była krzywa. I z taką jeździłem. No rozsądne to nie było. Miałem ją, czy też je, wymienić w roku pierwszym. Jakoś jednak tak wyszło, jakoś tak a to forsy brak, a to jakoś to będzie, przejeździłem sezon pierwszy. I tak samo i drugi, i kolejny też. Bo w sumie świeże to tarcze, aż szkoda. Już kupowałem nowe, już patrzyłem używki, ale zawsze brakowało tej kropi nad i. Tak, ryzykowałem, własnym zdrowiem ryzykowałem, własnym życiem. Ale kiera w sumie trzymała się prosto. Jednak do czasu. Do czasu jak jakieś trzy - cztery tygodnie temu na zad puściłem ją sobie podczas jazdy. I do czasu jak zaczęła dygotać jak dobra galareta. Tak, tak, wystraszyłem się. To już nie były przelewki, to już nie były żarty. Z tym, że jednak nie było tego w planach budżetowych i tego roku też. A przecież i tak już byłem bankrutem. No nic, jedynym rozwiązaniem było: będziemy jeździć wolniej, nie będziemy jeździć bez trzymanki. A na razie trzeba zgodnie z planem wymienić klocki. Tak się jednak złożyło, że ani jeden, ani drugi z moich mechaniorów nie dysponowali terminem właśnie wówczas kiedy ja miałem termin. Pozostało poszukać innego. I znalazłem, i nawet niedaleko mojej pracy, więc pasowało. Koleś wymienił klocki, nawet w rozsądnej cenie ale:
- Tarcze masz krzywe. Jak z takimi jeździsz? Nie przeszkadza ci ( znaczy mi ) to? - zapytał kiedy odbierałem Rumaka od niego.
Co miałem powiedzieć? Wiem, że są krzywe, no przeszkadza. Jak jeżdżę? - szybko. No i nawet dogadaliśmy się, że zrobię, no zgodziliśmy, że trzeba zrobić tylko – jak zaznaczyłem, muszę kasy nazbierać. Bo tarcze to tak około tysiaka, tak lekko. I już miałem od niego wyjeżdżać, już się zebrałem, już byłem gotowy, i już spóźniony, bo nie wiem ale taką mam refleksję na temat mechaniorów, że to straszne gaduły. Jak już zaczną gadać to gadają i gadają tak, że ciężko od nich wyjechać. No więc już byłem spakowany, już gotowy, już nawet pożegnany gdy jeszcze na koniec jakaś myśl go tchnęła.
- Poczekaj, poczekaj. Ja znam takiego kolesia co prostuje tarcze. Zaraz dam ci ( mi znaczy się ) do niego namiar.
No więc zadzwoniłem. I kurde nie wiem. Nie wiem jak to w życiu jest, jak to się czasami układa. No żeby przecież jeden z tych moich dwóch mechaniorów miał termin wolny wtedy kiedy ja chciałem, no przecież żebym znalazł innego w necie a nie tego akurat, no i żeby się ten wówczas tak nie rozgadał, no żebym wcześniej wyjechał bo się spieszyłem przecież, no żebym te tarcze zrobił wcześniej rok czy dwa, to nigdy bym nie trafił na kolesia który je, jakimś magicznym, sobie znanym sposobem prostuje, sposobem którego nie chce zdradzić, a który kosztował mnie całe 120 polskich złotych. Nie raz myślę sobie, i nie raz już o tym wspominałem, że wszystko ma swój cel, każdy krok, każda decyzja, każde zdarzenie. Wszystko jest ze sobą powiązane, wszystko do czegoś prowadzi. Tylko nie zawsze jestem w stanie zauważyć, dostrzec do czego. Jedno wiem natomiast – wszystko, a na pewno znacząca część to kwestia przypadku. Zwykłego, najzwyklejszego przypadku. Refleksja, że planowanie, układanie zdarzeń to tak naprawdę nic nie warte jest, dopada mnie coraz bardziej. Rzeczy dzieją się czy nam się podoba czy nie. Raz tak jakbyśmy oczekiwali innym razem zupełnie nieoczekiwanie.
Tak więc Rumaka odebrałem w poniedziałek z prostymi już tarczami ( a raczej jedną bo okazało się co przyjąłem z zadowoleniem bo wydatek o połowę niższy, że tylko jedna była krzywa ) i śmigam aż miło. Nie wiem tylko czy to dobrze czy to źle. Bo, bo przecież nie będę miał teraz oporów. Z tymi, czy też z tą krzywą, miałem z tyłu głowy „zwolnij”. Miałem „uważaj, sprzęt nie do końca sprawny”. A teraz? A teraz gdy praktycznie sprzęt igła to nie ma tego, nie ma tej niedogodności która w jakiś tam sposób zmuszała do odjęcia gazu. Teraz zostało tylko korzystać. A różnicę widać, czuć naprawdę. Więc kiedy było bezpieczniej: wtedy? czy teraz? Inna sprawa, że z racji kolejnego bankructwa samą jazdę muszę ograniczać. Rumak staje się luksusem a nie codziennością. Zbytnio nie cierpię z tego powodu. Ale suma sumarum okazji do nieszczęścia mniej. Jednak, jednak im mniej jeżdżę, im rzadziej tym bardziej wychodzę z wprawy. A przecież trening czyni mistrza. Więc kiedy było bezpieczniej: wtedy? czy teraz?
Wczoraj go wymyłem, wypucowałem, wysmarowałem gdzie trzeba. Lśni teraz, błyszczy jak psu jajca. Spędziłem na tym wszystkim całe pięć godzin i powiem, że gdybym miał kolejne pięć mył bym go, czyścił i smarował gdzie trzeba i te kolejne pięć z przyjemnością dalej.
I jeszcze wracając do tego jak dzieją się rzeczy. Wszelkiego rodzaju listy, przesyłki i takie tam polecone denerwują mnie. Od czasu jak dostałem w taki właśnie sposób wezwanie na rozprawę wprowadzają niepokój i przypominają te niewesołe chwile. Więc zawsze jak tylko coś takiego znajdę w skrzynce w moim świecie pojawia się niepokój. Tym bardziej, że możliwości na odebranie tego czy innego poleconego z poczty, z racji moich całodziennych nieobecności, mam ograniczone. Jest więc często tak, że nawet tydzień chodzę z myślą co też za cholerstwo tam na mnie czeka. Tak właśnie jak w tym tygodniu. Ale jak się okazuje, są to też czasami rzeczy, niespodzianki miłe. Otóż swego czasu, rozliczając PIT stwierdziłem, że czas chyba coś od państwa wyciągnąć. Tyle wydaję na dojazdy przecież. Tak więc pierwszy raz w życiu wyliczyłem sobie zwrot z podatku. Powiem szczerze, nie liczyłem, że coś z tego będzie. Spodziewałem się tylko raczej ciągania po urzędach, wyjaśniania, pism, odwołań i całej tej papierologi. A co się okazało? Otóż w tym tygodniu, dwa polecone co na mnie czekały to zwroty za PIT z US w stylcy i z US w mojej dziurze. To barany. Dwa różne urzędy zwróciły mi za to samo odliczenie. Hehehe. I co ciekawe do zwrotu wyszło mi 405 pln a barany ze stolycy zwróciły 399,50 a z mojej dziury 397,50. Jak oni to powyliczali – nie wiem. Fakt jest taki, że leży sobie teraz 797 polskich złotych i czeka co też będzie dalej. Poczekają te polskie złote. Jak się nic nie wydarzy to wydam to na jakiś zbożny cel. Może pojadę dwa razy w tym roku nad morze, a może po prostu pójdę pierwszy raz w życiu na dziwki. Dzięki Urzędowi Skarbowemu pójdę na dziwki. No nie mogę. Kocham ten kraj.
A w codzienności? Muszę pisać więcej o codzienności. Tak dla siebie, tak na przyszłość. Ostatnio zdarzyło mi się sięgnąć w przeszłość. Kurcze, już tyle pozapominałem, tyle uleciało. Ze zdziwieniem i z rozczulaniem nawet przypominałem sobie co robiłem, co myślałem, co czułem te parę lat temu.
Dni lecą jak szalone. Przecież teraz będą coraz krótsze. Już prawie koniec czerwca. Mamy lato. Jak wczoraj wieczorem biegłem tymi łąkami, tymi polami, tymi lasami – jeny jak jest pięknie. Mógłbym tak biec w nieskończoność. Zapach zbóż, zapach łąk, chłód lasu. I ten śpiew ptaków. Było tak cudownie, było tak wspaniale. Chciałbym żeby było tak wiecznie.
W Noc Świętojańską puściłem wodze fantazji. Jeny ileż tego jest we mnie. I jeny jak dobrze móc tak sobie puścić te wodze. Poczuć ten luz, poczuć ten spokój. I czuć przede wszystkim, że nic złego się nie stanie. Że możesz, że możesz zaufać. Poczucie bezpieczeństwa. Zrozumienie, akceptacja. To naprawdę daje dużo spokoju, to naprawdę odpręża. Z tym, że jest jedno małe ale. Otóż mianowicie to takie ciastko za szybą. Ciastko za szybą dosłownie i w przenośni.
Rok temu o tej porze wróciłem z Euro. Rok temu o tej porze w noc z 23 na 24 patrzyłem na wierzę. Fajnie było. I cycki widziałem.

2 komentarze:

  1. będę uważać na Rumaka i jego kierowcę kiedy tylko wsiądę do swojego Peugota 307 Combiaka. ;))))


    ale jako początkujący kierowca jestem zasranym służbistą czyli jak w terenie zabudowanym 51 na godzinę nie pojadę;)


    nie dbam o formę ale ty też nie polonista. moje wnętrze nie jest poprawne gramatycznie. ale nie jestem tak fałszywa obłudna i zakłamana jak reszta świata.

    OdpowiedzUsuń
  2. Szczerze mówiąc zaskoczona jestem ze wiedziałeś o tym ze sprzęt nie do końca sprawny a korzystałeś z niego.
    Po przeczytaniu zrobiłam swoje :
    - serio ?
    Plus taki ze teraz wszystko hula i jest ok - wykorzystaj to mądrze .
    Bo o ile przekonana byłam ze zdrowy rozsądek i odpowiedzialność masz we krwi tak teraz chyba trzeba Cię napominać ;)
    Lata sobie po Internecie taki obrazek ze jeżeli masz dwie ręce , dwie nogi , Masz dach nad głową i codzień muzesz coś zjeść to jesteś szczęściarzem, No 1/4 ludzi na ziemi może o tym tylko pomarzyć .
    To bardzo prosty przykład ale bardzo prawdziwy i jeśli się chce można z tego czerpać codzienna energię .
    A jeśli masz na Ziemi swoje "bezpiecznie " to ... sam sobie pomyśl ile to znaczy .
    Pamiętam Paryź i gole cycki też ;)

    OdpowiedzUsuń