Nachodzi
mnie refleksja czasami taka jakie to życie moje nudne jest. Nic się
praktycznie nie dzieje. Od poniedziałku do piątku wstaję o ciągle
tej samej 5:03. ( dwa tygodnie temu z racji tego, że zmiana rozkładu
jazdy pociągów wprowadziła korzystne przesunięcia przez tydzień
wstawałem o 5:05, ale potem postanowiłem robić po przebudzeniu 20
pompek i wróciłem do starej 5:03 ). Tak więc nie zmienia się nic.
Od poniedziałku do piątku wstaję regularnie 5:03. I tak tydzień
za tygodniem. I idąc dalej w każdy dzień wciąż te same nawyki.
Wyuczone, wymierzone, wyregulowane. Mógłbym je wszystkie robić
praktycznie z zamkniętymi oczyma. I raz na jakiś czas nachodzi mnie
właśnie z tego powodu refleksja jakie to życie moje nudne jest. W
życiu moim regularnym nie ma miejsca na spontony. Jest regularne i
powtarzalne do bolesnej nudy. Jak te kółka krążone po parku by
wybiegać zakładaną dziesiątkę ( takich kółek muszę zrobić
dziewięć ). Każda sobota i każda niedziela podobne do siebie
praktycznie jak krople wody. I nachodzi mnie refleksja czasami jakie
to życie moje nudne było. Działo się i to i owo ale nie były to
nigdy rzeczy, sprawy jakieś tam wyjątkowe. Ani nie imprezowałem
jakoś wybitnie. Żadnych odlotów po związkach chemicznych nie
doświadczałem. Związków partnerskich miałem praktycznie zero.
Żadnego z tego tytułu doświadczenia erotycznego też nie mam. Niby
mówią żeby życie miało smaczek raz … A u mnie ni raz tego ni
tamtego. Ludzie żyją jakoś inaczej. Próbują. Doświadczają.
Zmieniają partnerów, zmieniają pozycje partnerskie, próbują od
przodu i próbują od tyłu – ja nie. I taka mnie nachodzi czasami
refleksja jakie to życie moje nudne jest, i jakie nudne było. Ale
nachodzi mnie też czasami refleksja jakie moje życie bogate jest
wewnętrznie. Ile ja przeżywam co minutę w swojej głowie, ile
przeżywam w swoim sercu nie jestem w stanie nawet opowiedzieć. To
jest jak jakiś wulkan. To jest jak gdyby wciąż, w każdej minucie
mojego życia ścierały się w mym wnętrzu ogień i woda. Czasami
jest to walka tak wielka, że nie daję rady tego wytrzymać. Czasami
mnie to przerasta, wykańcza. Czasami jestem tym tak zmęczony, że
chciałbym żeby już się skończyło. Może cały ten mój
perfekcjonizm zewnętrzny właśnie z tego wynika? Właśnie z tego,
że gdyby moje życie zewnętrzne nie było tak poukładane, nie było
tak regularne, mój wewnętrzny wulkan doprowadziłby do jakiegoś
nieszczęścia? A tak – chcąc nie chcąc – żyję, funkcjonuję?
Może? I może mi nie są potrzebne te wszystkie zewnętrzne
podniety. To ładowanie się to w to, to w tamto. Próbowanie
związków chemicznych, próbowanie związków partnerskich. Ja mam
to bez tego. Fascynują mnie ostatnio jutubowe filmy. Na ten przykład
jak różni tam ludzie włażą na wysokie budynki. I choć robi to
na mnie kolosalne wrażenie ( tym bardziej, że cholernie boję się
wysokości ) to czasami myślę po co. Po co oni to robią? Czy mają
za mało wrażeń? I myślę sobie, że tak. Oni szukają wciąż
nowych doznań, wciąż nowych wrażeń. I to chyba właśnie różni
mnie od ludzi. Ja te doznania mam w sobie. Ja mam ich ogromne
pokłady. Czasami myślę sobie, że nic mi nie potrzeba do życia
gdyż całe swoje życie mam w sobie.
W
codzienności ten tydzień był trudny. Nie wiem czy to ta ciężka
pogoda, pełna co dzień ciężkich burzowych chmur, pełna duchoty.
Czy może brak snu bo sypiam w tygodniu naprawdę jak na mnie mało.
Fakt faktem jestem zmęczony. Zmęczony byłem cały tydzień. A w
czwartek po prostu do granic wytrzymałości. Muszę zdiagnozować
przyczynę tego zmęczenia albo się wykończę.
Pogoda
jak wspomniałem była intensywna. Gorąca, duszna i pełna
gwałtownych burz. Decyzja o zostawieniu Rumaka wychodzi na to - była
słuszna.
Dzisiaj
przy zmywaniu naszła mnie refleksja. Ile znaczyć może jeden mały
palec. Pomyślałem sobie co by było gdyby był na ten przykład
złamany. Przecież nawet tak prosta czynność jak zmywanie była by
wówczas problemem. Mała rzecz – a cieszy. Tak wiem. Powiedzą
teraz ci mądrzy, ci doświadczeni, ci życie znający, że właśnie
z takich rzeczy należy się cieszyć. Yhm, wiem. Na szczęście
złamany nie jest. Zgina się mniej, boli trochę ale to wszystko,
złamany nie jest.
Dzisiaj
nie dałem rady przebiec dziesiątki bez przystanku. Musiałem nawet
dwa razy zwolnić do tempa spacerowego. I jakież było moje
zdumienie gdy po zakończeniu biegu moje amerykańskie urządzenie
rejestrujące pokazało całkiem niezłe 55:33. Tego też nie
rozumiem. Czasami, jak dzisiaj wydaje mi się, że bieg jest słaby a
okazuje się, że wynik temu zaprzecza, a czasami gdy myślę sobie
że super się biegnie na mecie okazuje się, że rezultat jest
poniżej oczekiwanego. Może to wina tego mojego amerykańskiego
urządzenia rejestrującego? Może mnie oszukuje.
Czerwiec
minął, mamy lipiec. Ciszą mnie długie dnie, widne ranki i jako
takie ilości słońca z przepięknymi zachodami. Są dni gdy te
zachody są cudowne. Czas chyba zacząć planować coroczną
nadmorską wyprawę.
O
codzienności piszę dla siebie – by móc za lat kilka,o ile żył
jeszcze będę, do niej wrócić.
No .
OdpowiedzUsuńJuż miałam komentarz w głowie i zachciało mi się filmiku oglądać .
I teraz to muszę przestać się trzasc.
a ta nuda to nie jest czasem stabilizacja??
OdpowiedzUsuńwielu ludzi myli te pojęcia. i zaczynają robić drugi zdradzać i rujnować innym życie na potęgę.
Nie palisz fajek , nie pijesz alkoholu , nie chodzisz na dziwki
OdpowiedzUsuńNie grozi Ci więc raczej niewydolność wątroby , zawał czy choroby weneryczne.
Uprawiasz sporty , jadasz zdrowo i regularnie .
Robisz absolutnie wszystko co radzą i mówią mądre głowy w kwestii : " jak żyć długo i szczęśliwie "
To nie nuda więc a celowe zaplanowane działanie zmierzające ku wspaniałemu życiu, które kipiwewnętrznym bogactwem .
W sumie nie masz chyba czego żałować a jak masz , to mecz ma dwie połowy .
Pierwsza za Tobą .