sobota, 29 lipca 2017

Ścieżka 454 Do przodu

Dzisiejszy dzień to takie idealne podsumowanie minionego tygodnia w pigułce. Tygodnia delikatnie mówiąc słabego. Tygodnia w trakcie którego z każdym dniem bardziej i bardziej docierała do mnie, czy raczej powracała, myśl z lat minionych, że do dupy to wszystko. Myśl, że to wszystko nic nie warte. Całe to staranie, dbanie, chęć lepszego – wszystko to nic nie warte jest. Nie wiem. Nie wiem skąd znowu przyszły, co je znowu do mnie przywiało. Wiem jedno, odbierają mi siły, odbierają mi chęci. I obawiać się zaczynam, już teraz, w środku astronomicznego lata, obawiać zaczynam się powrotu dni szarych, dni burych, dni bez słońca. Bo teraz, jest jak jest, ale słońce czasami świeci. Co będzie jak te deszczowe chmury zakryją słońce kompletnie? Co będzie, nie wiem co będzie ale dzisiaj wiem, że nie będzie dobrze. Może muszę sobie tak po prostu popłakać w duszy. Tak poużalać nad światem. Nad losem moim dziadowskim choć przecież dziadowski nie jest. Ciężko się pisze takie słowa. Najtrudniej to przyznać mi się do takich uczuć, do takich chwil. To takie gadanie o słabości, o mojej słabości, a słaby być nie mogę. No nie mogę być słaby. Jak pokażę, że jestem słaby przyznam się do porażki. Przyznanie się do porażki oznaczało by koniec. Koniec mojej koncepcji życia, mojej koncepcji mnie. Z tym, że nie mam już siły. Cholernie brak mi siły do ciągnięcia tego dalej. Nie wiem co robić dalej, nie wiem sam czego chcę, nie mam już potrzeb. I nie wiem przede wszystkim po co żyję, i po co życie? Po co tak w ogóle żyjemy? Żeby cierpieć? Bo czyż tego cierpienia nie jest w tym życiu naszym tak wiele. Pal licho to moje, wydumane cierpienie. Ale co z cierpieniami setek, tysięcy, milionów innych ludzi. Tych co ginęli na wojnach, tych co ginęli w obozach. Tych co giną z głodu, czy tych co są ofiarami przemocy. Jak o tym myślę ogarnia mnie obrzydzenie. Obrzydzenie na tego tam, jak Smok mówi, na górze. Brzydzę się takim stwórcą. Jak on w ogóle może dopuszczać do tego, jak może spokojnie patrzeć tam z tej góry na to wszystko. Pomijając już takie przypadki gdy to ludzie ludziom zadają cierpienie. Mają wolną wolę, i jak sądzę gdzieś, kiedyś będą z tej wolnej woli rozliczeni. Ale jak patrzeć może na cierpienie nie zadane przez ludzi. Cierpienie które jak sądzę – sam zadaje. Wczoraj po południ zaplanowałem sobie jazdę Rumakiem. Niestety, zaraz po wyjściu przyszła burza. Robiąc zakupy myślałem, że zaraz przejdzie. Ale nie przeszła. Ta chmura tak jakby stała centralnie nade mną i nad Rumakiem. I już prawie przechodziła, już gdzieś tam się prawie słońce zachodzące pojawiało, a wówczas chmura zawracała i zaczynała od nowa. Padało niemiłosiernie. Padało tak jakby ten na górze, w swej złośliwości, chciał jak najmocniej uderzać deszczowymi kroplami o ziemię. I jakby jak największą ścianę deszczu postawić, tak, żebym nie mógł się ruszyć. Czekałem godzinę, czekałem dwie a padać nie przestawało. Robiło się coraz później, a ja do domu miałem jeszcze daleko. Czy noc całą miałem tam, przy tym sklepie spędzić? Myślałem, jaka ta burza złośliwa. Gdy zrobiło się już całkiem oczywiste, że padać nie przestanie i że z jazdy Rumakiem nici wróciłem po zalanych ulicach do firmy, zostawiłem tam Rumaka i poszedłem na pociąg. Zły ale już pogodzony z tym co się stało. I gdy już ciemną nocą dojechałem, gdy wysiadłem z pociągu i gdy w strugach deszczu maszerowałem do domu nagle mnie olśniło: cham, cholerny, złośliwy cham. Chamidło, cholerne chamidło. Maszerowałem tak w tym deszczu. Krople zalewały mi twarz, szyję i plecy a mi grała w głowie jedna myśl: ty chamie, ty cholerny, złośliwy chamie. No, dawaj, no dawaj więcej. Nie stać cię na więcej? A deszcz się wzmagał, z każdym wypowiedzianym no dawaj więcej, wzmagał się bardziej. I wiać zaczęło, wiać w oczy. Ty cholerny, złośliwy chamie, bawi cię to? Jak możesz być tak złośliwy? Tak właśnie przebiegł mój wczorajszy powrót do domu. Do takich odkryć mnie doprowadził. Bóg, czy też jak Smok mówi ten na górze to cholerny, złośliwy cham. I nie chodzi o to, że oblewa mnie deszczem, że wracając wczoraj do domu zmokłem straszliwie, że jedyne czego mi zabrakło to to żeby wylał mi wiadro deszczu na głowę i że ogólnie to pokrzyżowane mam palny. Ale chodzi mi o to co robi setkom, tysiącom, milionom ludzi. Za to co robi takiemu Smokowi. Wredny, złośliwy cham. Cóż ci wszyscy ludzie uczynili żeby tak cierpieć? Co takiego zawinili? Po co to całe cierpienie? Po co ten trud, to zmaganie się i łzy? Na cholerę to wszystko? Nie wiem, nie rozumiem tego. A co najgorsze wzbudza to mój sprzeciw, wzbudza bunt. Chcę się przeciwstawić, chcę by nie było już tego, i wiem jednak, że nic nie zmienię. Bo nic nie zmienię. Taka chmura przyjdzie, zacznie padać i wszystko weźmie w łeb. Nici z planów, nici z chęci, nici. Jesteśmy tylko marionetkami w rękach wrednego, złośliwego chama. Bawi się nami jak chce. Rzuci czasem coś na zachętę, da nadzieję by potem jeszcze większą czerpać satysfakcję z upodlania nas. Nasz los nie jest w naszych rękach. Takie gadanie to mogą sobie uskuteczniać ci którym się wiedzie. No właśnie, tak apropo, to kolejny nieludzki żart złośliwego chama. Jednym daje wszystko, innym nic. A nawet nie to że nic, to żeby było ciekawiej – zabiera. Tak żeby widzieli jak pięknie mogli by mieć, jak wspaniale, jak łatwiej żyć a jak nie mają. To kurewska złośliwość, tak pokazywać coś i nie dawać poczuć. Nie mogę na to patrzeć, nie umiem patrzeć na cierpienie. Nie umiem z tym żyć. Nie potrafię cierpienia akceptować. Nie wiem jak można spokojnie na cierpienie patrzeć? Nie rozumiem po co jest. I nade wszystko chcę je zniszczyć, pokonać, wymazać z ludzkiej świadomości.
Są po prostu dni kiedy mówię dość.
W codzienności to tak jak dzisiaj na przykład wstałem zupełnie wyczerpany. Bez sił i energii. Jakby coś ją ze mnie w nocy wyssało. I jakoś tak kiepsko sypiam ostatnio. Nie dość, że krótko to na dodatek kiepsko. Może to wina tego co mi się śni ostatnio. Bo ogólnie to przez formę pobudki jaką mam nie pamiętam zazwyczaj co mi się śni, to teraz akurat z ostatnich dni pamiętam kilkukrotny sen o moim powrocie do poprzedniego mieszkania. Nie były to wprawdzie koszmary, jednak mocno mnie zmęczyły. Nie dostarczyły przyjemności. I skąd nagle takie sny, nie wiem. Jedno jest pewne, nie są przyjemne i nie chcę ich więcej. I jedno jest pewne że zmęczony jestem przez brak snu. Dzisiaj w ciągu dnia to o mało nawet nie zasnąłem z tego wszystkiego.
I nie biegać nawet miałem zamiar jednak pobiegłem. Wieczorem, ale pobiegłem. I jak już mówiłem nieraz. Są dni, że uczucie zmęczenia zapowiada słaby wynik, a wychodzi całkiem dobrze i są dni, że niby wszystko w porządku, a wynik biegu poniżej oczekiwań. Więc dzisiaj zgodnie z tą tradycją pobiegłem najlepszą dziesiątkę w lipcu czyli 54:07. I to poprawiło mi trochę nastrój. Z kronikarskiego obowiązku dodam jeszcze, że po tym jak ostatnio napisałem, że nie dałem rady przebiec piątki z czasem średnim poniżej pięciu minut dnia następnego zacisnąłem zęby i przebiegłem ją w czasie 4:57.
Motórem jeżdżę mało, prawie wcale. Deszcz pada praktycznie co dzień, a takiego jak w piątek już dawno nie pamiętam.
                                                Są po prostu dni kiedy mówię dość.

4 komentarze:

  1. Ostatnio widziałam się z moją Królową. Po tym jak długo pisała czy dzwoniła do mnie mówiąc ;
    Coś mi jest . Coś mi jest. Jeny coś mi jedt nie wiem co ale mi kurwa źle .
    Więc zadalam proste pytanie co Ci jest ?
    -ona nie wie.
    I ja to rozumiem .
    Serio .
    Rozumiem że człowieka może boleć sam bezsens egzystencji .
    Ja czułam .
    Ciebie też czułam.
    Takie moje przekleństwo ze czuję czy odczuwam zle stany moich bliskich .

    I w takich momentach mam ochotę choć raz użyć mojej sytuacji do czegoś pożytecznego. Może choć raz się komuś to ma coś przyda .

    I mam ochotę wykrzyczeć.
    Czego Ci brak ?
    Oco Ci chodzi ?
    Gdzie jest Twój problem ?
    Spójrz ma mnie i pomysł jak wspaniałe masz życie.
    Możesz wszystko .
    Zależy to tylko od Ciebie .
    Nie masz problemów których nie da się rozwiązać .
    Nie ciążyna tobie żadna beznadziejna sytuacja która Ci na to nie pozwala

    Może choć jedną osobą spojrzy na mnie i powie : kurwa masz rację .
    Wtedy pomyślę że choruje po coś .

    Rozumiem jednak stam Twojej beznadziejnosci.
    Rozumiem złość do tego na Górze .
    Rozumiem też ze otym nie pogadamy .
    Więc jedyne co mogę to życzyć dużo siły .
    Powodzenia .

    OdpowiedzUsuń
  2. a ja powiem tak poużalaj się popłacz wypłacz duszę i...zawiąż adidaski i idź pobiegać. i odrazu lepiej


    jak było tak bardzo twoje życie beznadziejne ale zawsze jest ten luksus że....nie sikasz do rurki....jesz samodzielnie i....jesteś w stanie ubrać te adidaski i biegać;))))) a to jest luksus;)))

    OdpowiedzUsuń
  3. i widzisz... może dlatego jest mi lżej pod pewnymi względami... jestem ateistką. nie mieściłoby mi się w głowie, że jest "ktoś" przepełniony miłością, wszechwładny... a pozwala na całe to zło na świecie... ostatnio oglądałam reportaż o Powstaniu Warszawskim... ileż bestialstw ci Powstańcy przemilczeli.... a to co opowiadali... aż miałam łzy w oczach.


    i wiesz doskonale, że mnie też niejednokrotnie dopada nicość. i tak jak pisze Saphira.... cóż mi brakuje???? powinnam być szczęśliwa. Ona daje swój przykład... fakt - komuś to pomoże... ale mnie akurat to potrafi jeszcze bardziej dobić do dna. doskonale wiem, że są ludzie w cięższej sytuacji i znajdują w sobie siłę aby walczyć.
    a ja? patrząc na takich ludzi jeszcze bardziej zapadam się w sobie.
    ale nie ma to tamto - tabletki na pogodę ducha są po to aby pomagać. :) i jeszcze ich działanie trzyma.

    nawet jeżeli teraz Twoje psyche leci nisko i brzuchem szoruje po glebie... to MUSISZ mieć w tyle głowy informację, że jest to stan przejściowy. i będzie dobrze!
    ... bo dobrze będzie. ja Ci to mówię.

    OdpowiedzUsuń
  4. deszcz Ci się nie podobał??? a może teraz te upały wolisz???ja umieram! każde wyjście na dwór powoduje u mnie, że robi mi się słabo i kolana robią mi się jak z waty. :/

    OdpowiedzUsuń