Dwa
tygodnie temu na zad jak skończyłem pisać notkę, tą 450, z półki
przede mną spadła ramka ze zdjęciem. Ze zdjęciem mamy i taty,
takich przytulonych na jakiejś tam uroczystości czy raczej imprezie
rodzinnej. Moja mama wygląda na tym zdjęciu na naprawdę
szczęśliwą, i jakby jakąś taką odprężoną. Na żadnym innym
zdjęciu jej takiej nie widziałem. Prawdę mówiąc nigdy chyba jej
takiej nie widziałem. Zdjęcie więc jest na swój sposób
wyjątkowe. Ta ramka to taka ramka z tych takich ramek opartych z
tyłu na nóżce, taka pochylona do tyłu. Jak więc, jak więc do
cholery przechyliła się do przodu i spadła? Dodam jeszcze, że
obok niej stoją jeszcze dwie inne, ta stoi pośrodku. I gdy ta ramka
spadła to zaraz przypomniało mi się, że chwilę wcześniej
coś jakby stuknęło na płytkach w przedpokoju, tak jakby ktoś
stąpnął, tak że nawet na moment oderwałem się od pisania i
spojrzałem w tamtym kierunku. Gdy więc ta ramka spadła pomyślałem
– tata. Kiedy umarł tata? To było jakoś teraz przecież. Dopiero po
weryfikacji okazało się, że nie teraz, że jednak w połowie
czerwca. No więc? Tak sobie sama spadła z wiatrem ( przeciągiem )?
I kiedyś, kiedyś wcześniej, kiedy jeszcze głupi byłem i naiwny
tłumaczyłbym to zdarzenie na sposób: nadprzyrodzone,
niewyjaśnione, jakieś takie nie z tego świata, może nawet cud.
Szukałbym jakichś znaków, jakichś wskazówek, jakichś powiązań.
I może przez kolejnych kilka dni przez pryzmat tego zdarzenia
patrzyłbym na wszystko co mnie w życiu spotyka. Ale tak było by
kiedyś. Teraz natomiast, teraz kiedy głupi jestem nadal ale już
nie tak naiwny patrzę na to w sposób zupełnie inny. W sposób
wręcz przeciwny. Patrzę na to jak na zwykłą normalną sprawę.
Najzwyklej w świecie spowodowaną zwykłym, najzwyklejszym
przyciąganiem ziemskim. Tak niestety jest. To się niestety ze mną
porobiło. Nie ukrywam, boleję nad tym. Szkoda mi tej utraconej
wiary w magię, wiary w cuda, wiary w siły nadprzyrodzone. Magię,
cuda, siły nadprzyrodzone nie poparte żadnym dowodem ale jednak
wiarę. Ale magia, ale cuda i ale siły nadprzyrodzone nic w moim
życiu nie uczyniły. Nic takowego się mi w życiu nie przydarzyło.
Ile więc można czekać na coś takiego? Takiego właśnie w sposób
racjonalny niewytłumaczalnego? No ile czekać można? W pewnym
momencie, w tym momencie w którym wszelkie moje oczekiwania wzięły
w łeb, w tej chwili gdy oczekując cudu spotkało mnie cudu
zaprzeczenie, pozbyłem się złudzeń. Spojrzałem na świat jak na
coś szarego i prostego. Coś w czym obowiązują tylko i wyłącznie
prawa fizyki, a miłość to zwykła chemia. Mógłbym nawet awans
żaboli do pierwszej ligi podciągnąć pod cud. Bo przecież od
marca, bo przecież jeszcze na trzy kolejki przed końcem rozgrywek
klasy niższej ani ja, ani wielu wielu znawców futbolu w awans ten
nie wierzyło. A jednak awansowali. I choć radość moja była
wielka to zaraz przyszła kalkulacja. Przecież cały czas wprawdzie
tylko matematyczne ale jednak szanse mieli. Więc to tylko zwykła
matematyka, żaden cud. I nawet zeszłotygodniowa wygrana z Legią,
pierwsza wygrana z Legią po sześciu prawie latach, mogłaby wydawać
się jako magiczna. No bo to przecież pierwszy mecz po powrocie do
najwyższej klasy rozgrywkowej, pierwszy mecz w tej klasie na nowym
stadionie, mecz szczególny, z przeciwnikiem szczególnym, mecz
klasyk. No i przecież tak długo przeze mnie wyczekiwana. Jeny! Ile
ja się przez te prawie sześć lat nacierpiałem. Przecież
większość moich znajomych to Legii kibice. Przecież tej Legii nie
lubię czy raczej nie lubiłem za młodu najbardziej. I ciągle, od
tych prawie sześciu lat, zawsze po meczu wzrok spuszczony, zawsze
gorycz porażki, zawsze jakiś tam wstyd. Nigdy, ale to nigdy nie
zapomnę też, jak parę lat temu na jednym z rodzinnych spotkań
oderwałem się na meczu oglądanie. I nigdy, naprawdę nigdy nie
zapomnę słów teścia który sam piłką w ogóle się nie
interesujący, z triumfem, szyderczym głosem podsumował, że jakiś
głupi jestem trzymając za hanysami. A ja trzymam za hanysami bo tak
mi się porobiło za dzieciaka i wyboru tamtego nie zmieniam, jestem
wyborowi tamtemu wierny. Od prawie sześciu więc lat każdy, kto tylko
spotykał mnie po takim meczu przypominał mi gdzie moje miejsce.
Teraz jednak, gdy po tym długim okresie upokorzeń wreszcie moi
wygrali, i to w stylu który mi się podoba, mógłbym to odebrać w
kategorii magiczne. Mógłbym powiedzieć, że warto czekać, warto
wierzyć, warto być. Ale czy to magia? To przecież zwykła sprawa.
Przecież piłka jest okrągła a bramki są dwie. I przecież można
wygrać, można przegrać, można też i zremisować. Teraz po prostu
wygrali i tyle. Można się, i czynię to, cieszyć – ale gdzie tu
magia? I mógłbym też podciągnąć pod coś szczególnego
spotkanie sprzed kilku dni z Wenus. Tyle lat już żyję a jeszcze
nigdy jej takiej nie widziałem. Gdy obudzony w samym środku nocy (
a przecież w środku nocy się nie budzę ) wyjrzałem przez okno (
bo nawet jak się obudzę to przez okno nie wyglądam ) ujrzałem ją
na bezchmurnym niebie. Śliczna, przepiękna, cudowna była. Taka
jasna na czarnym niebie. Ale czy to niezwykła rzecz? Piękna i
cudowna z pewnością, ale czy niezwykła. Zwykła najzwyklejsza. Od
tysięcy lat obserwowana przez miliony ludzi. Nic szczególnego panie
er. A to, że wstałeś, że wyjrzałeś. Powiedzmy sobie szczerze,
wstałeś do kibla, a wyjrzałeś by zaczerpnąć świeżego
powietrza. No więc co z tą magią, co z cudami, co z
nadprzyrodzonymi mocami? Są czy ich nie ma? Może jak wyzdrowieje
taka Jedna, ale tak całkiem wyzdrowieje, to uwierzę znowu, bo
obecnie jakoś mogę powiedzieć raczej, że magiczna strona życia
to mnie - rozczarowała.
Z
pamiętnika codzienności to Rumak przez tydzień cały stał
nieruszany. Jak w poniedziałek zajechałem do łorso tak soi od
tamtej pory. Zajechałem w deszczu mżawce przez drogę całą, mżawce która
nie padała gdy wyruszałem, i która padać przestała gdy już
dojechałem. A tak to trochę pada, trochę słońce świeci ale
ogólnie pogoda do jazdy słaba. I w ogóle słaba do wszystkiego, w
szczególności do urlopowania. W środę tylko było ładnie, co
wykorzystałem na bieganie, i na pływanie. Bo w ubiegłą środę,
jak w tą jeszcze ubieglejszą wziąłem urlop. Potrzebny mi taki
wypoczynek w środku tygodnia. Niestety w przyszłym już nie
osiągalny. Na pogodę nie narzekam bynajmniej. Ot po prostu takie
lato, był czas przywyknąć.
A
w bieganiu mam już w tym miesiącu 98 km nakręcone. Jak jutro walnę
dyszkę przekroczę stówkę i do wyniku z lipca 2015 którego
mówiłem ostatnio, że nie pobiję zrobi się niebezpiecznie blisko.
A dzisiejszą dyszkę podzieliłem sobie na dwie części. Jedną
taką szybką przed pływaniem i drugą relaksującą, spokojną po.
I z zadowoleniem przyjąłem fakt, że ta pierwsza część, choć
dobiegnięta na totalnym bezdechu zakończyła się czasem średnim
na kilometr 5:02. Wprawdzie to jeszcze cały czas piątka z przodu
nie czwórka ale jednak coś. Najlepsza w historii średnia na pięć
km niewątpliwie. Fakt, że raczej z wiatrem, niedużym, ale jednak z
wiatrem. O tym co to wiatr, nawet ten nieduży, przekonałem się
jeżdżąc motórem. Potrafi nieźle namieszać w torze jazdy. A
bieganie tylko obserwacje moje potwierdza. Wiatr, nawet ten nieduży,
w istotny sposób może wynik poprawić, w istotny sposób może go
popsuć. Przecież na zawodach mistrzowskich rekordy mierzy się w
odniesieniu do siły sprzyjającego wiatru. I albo się te rekordy
uznaje, albo pomija. Ja swój uznaję jednak, pomimo sprzyjającego
wiatru i tyle.
Każdy ma jakiś swój limit cierpliwości i trudno jest w nieskończoność czekać na coś, szczególnie coś tak ulotnego i nieprawdopodobnego jak cud. Mam jednak nadzieję, że wiara w magię wróci do Ciebie, bo pasuje Ci jak ulał. Trzymaj się ciepło.
OdpowiedzUsuńnie mój drogi. ojciec tupnął nóżką na ciebie z zaświatów. chciał cię ostrzec być wziął sie wreszcie do roboty i nie czekał na szczęście tylko działał. nie trzeba czekać na szczęście można być szczęśliwym tak po prostu.
OdpowiedzUsuńtamten świat instnieje. może dla ciebie to abstrakcyjne niewytłumaczalne i dziwne ale istneje jestem pewna na 100% tego i jestem żywym dowodem na to. byłam już na krawędzi. tamten wymiar jest o wiele lepszy, kiedy człowiek umiera uwalnia się od bolu strachu i cierpienia. pozostawia tylko w żalu swoich bliskich.
zmarli oczekują od nas pamięci i modlitwy. potrafią się tego domagać. potrafię też ostrzegać przed czymś. przychodzą w snach. i i mimo że jestem twardym stąpającym po ziemi realistą to wiem że tamten świat istnieje.
wierze w niego bardziej niż w miłość.