niedziela, 31 grudnia 2017

Ścieżka 478 Do przodu

Nie to, że nic się nie działo. Działo się, ale myślę, że ten drugi temat z ubiegłego tygodnia mogę dzisiaj zapodać.
Trafiłem ostatnio w niusach lokalnych, tzn teraz to już będzie czas temu jakiś, na informację o młodym człowieku który zginął pod kołami pociągu. Zainteresowała mnie ta informacja. Raz, że trasą tą jeżdżę, dwa, że temat śmierci, czy też śmierci samobójczej zgłębiam często. Różne komentarze pojawiły się pod informacją tą. Były takie pełne oburzenia tych, którzy z racji faktu tego tracili godziny w opóźnionych pociągach. Były i takie pełne zdziwienia tych, którzy nie rozumieli takiego kroku. Były też i pełne współczucia, smutku. Parę osób które znały tego człowieka wyraziło swoje niedowierzanie – bo taki młody, bo taki pełen życia. I choć jako pasażer korzystający z tej trasy zrozumieć jestem w stanie złość tych którzy gdzieś się pospóźniali, choć jako osoba która żyje obecnie nie mając większych zmartwień jestem w stanie zrozumieć tych którzy dziwią się takim czynom, to myślę sobie: przecież to zginął Człowiek. Przecież zginął jakiś Człowiek. Człowiek którego przygniotły ciężary, ciężary których w chwili tej unieść nie dał rady. I jak by na to nie patrzeć, z jakiego punktu nie oceniać tylko jedno się liczy: to był Człowiek. Jakiś czas potem, dokładnie w środę przed historią z 504, jechałem trasą tą w południe. Tzn miałem jechać, bo pociągi okazały się być opóźnione. Zezłościłem się trochę powiem szczerze. Cały dzień miałem zaplanowany co do minuty ( jak to u mnie ) a tu taka przeszkoda. Ale zezłościłem się do momentu gdy pociąg którym w końcu jechałem nie minął na sąsiednim torze czarnego worka. Nie wiem czy to nieszczęśliwy wypadek był czy samobójca kolejny, ale ciężko jest mi uwierzyć, że ktoś może nie zauważyć pociągu na torach, że ktoś może wejść w lesie pod nadjeżdżającą lokomotywę tak całkiem przypadkiem. I gdy teraz tak sobie o tym myślę, myślę, czy też raczej wczuwam się w ich położenie. Myślę o tych którzy targają się na swoje życie. I ile bym nie myślał, ile nie zastanawiał się, jest mi ich bardzo żal. Ale nie żal w sensie, że są żałośni. Jest mi ich żal w sensie, że im współczuję. Jest mi ich szkoda. Szkoda tego jak ciężko musieli się czuć, jak strasznie przeżywać jakąś życiową sytuację, jakieś nieszczęście, że popchnęło ich to do takiego kroku. I bez znaczenia jest dla mnie to czy byli po prostu słabi czy nie. Można powiedzieć: tak byli słabi. Ale jeżeli tak to żal mi ich jeszcze bardziej. Zostali rzuceni w życie bez odpowiedniej dawki siły, to nie ich wina. Nie każdemu dane było, czy też jest, urodzić się silnym, zaradnym, odważnym. To co dla jednego jest sufitem, dla innego jest tylko podłogą. I myślę sobie jakie to wszystko zakłamane. Rozbije się samolot, zginie ze sto osób, trąbią o tym wszędzie. Rzadko, bo rzadko ale ilością ofiar na drogach czasem postraszą. A wg danych jakie gdzieś tam w odmętach internetu wygrzebałem około pięć tysięcy ludzi traci życie w wyniku samobójstw. Drugie tyle prób samobójczych kończy się „niepowodzeniem”. A ile przypadków takich jest naprawdę, tego nie wie nikt. I o tym się nie mówi. Temat samobójców jest jakby tabu. Pewnie dlatego, że to temat niewygodny, temat drażliwy, temat wstydliwy, i przede wszystkim napiętnowany przez kościół. Sam byłem świadkiem matek którym ksiądz odmówił mszy pogrzebowej dla ich synów. Samobójstwo to podobno grzech, i to do tego ciężki. Ale czy grzechem być może? Dla mnie nie jest grzechem. Bo czy grzechem może być nieszczęście które spotyka człowieka? Tak wielkie, że nie potrafi sobie z nim poradzić. To raczej kara. Tylko kara za co? Nie piętnujmy samobójców, nie patrzmy źle na ich czyn. To zwykli ludzie, tacy jak my, a może nie jak my wszyscy, ale na pewno tacy jak ja. Samotni, zagubieni. Tacy którzy nie dali rady, tacy którym nikt w odpowiednim momencie nie pomógł. Tacy którzy w chwili desperacji byli sami. Jak bardzo musiało ich boleć, jak bardzo. Aż nie potrafię tego objąć myślami. Niech spoczywają w pokoju
Taki to oto temat na ostatni dzień roku. Ludzie ludziska poubierani w kreacje tańczą w szampańskich nastrojach. Ludzi ludziska strzelają w niebo feriami kolorów, a ja myślę se o samobójcach. Może dlatego, że od pamiętnego Sylwka, dzień ten nie będzie dla mnie już dniem jak wcześniej. Pamiętam, zawsze już pamiętał będę dzień ten gdy jedna jedyna myśl pulsowała mi w głowie, dzień gdzie słyszałem tylko jedno, jedno jedyne: biegnij, biegnij szybko, nie myśl, nie zastanawiaj się, biegnij szybko na ostatnie piętro, skocz, chwilę zaboli a potem będzie już tylko spokój.

W codzienności wybiegałem się wreszcie w grudniu. Zamknąłem miesiąc dzisiejszą dychą wynikiem 103 km. Z tego w ostatnim tygodniu, tym świąteczno noworocznym nakręciłem całe 65 km. Wprawdzie czasy jeszcze powyżej 5:40 ale będzie lepiej. Dzisiaj miałem przebiec tylko 7, ale dobrze mi się biegło i pomyślałem: a walnę dychę. I jak już biegłem tą dychę to pomyślałem dobrze by było tą ostatnią w tym miesiącu zrobić poniżej tego 5:40. I kurde wyszło równe 5:40. Czyli bez trójki po dwukropku. Może żebym nie wywinął orła na trzecim to by się udało. To już drugi upadek w tym miesiącu. O tyle dobrze, że moje wtorkowo, czwartkowo, piątkowe ćwiczenia przynoszą w tym jednym skutek, że jak się przewracam to tak sprawnie, że robię prawie że nie salto i nic poważnego mi się nie przytrafia. No niestety nawierzchnia w parku naszym jest fatalna, pełna dziur. Gdy do tego ciemno już na świecie o potknięcie nie trudno. A park nasz piękny przecież taki, tak ładnie mógłby się prezentować żeby nie te dziury. Szansy na poprawę nie ma jednak żadnych, w kasie miasta brak funduszy podobno. Ileż ja mam w głowie pomysłów na park ten, eh, jakże pięknie można by miejsce to zagospodarować, jak wielki potencjał niewykorzystany w miejscu tkwi tym, eh.
Wczoraj gdy wstałem, gdy na świat wyjrzałem, gdy świat ten pokryty szronem mi się ukazał, jakiś inny jest pomyślałem. Przetarłem oczy. Ah, no tak, przecież świeci słońce. Ja naprawdę jestem chyba dzieckiem słońca. Gdy słońce widzę wszystko wygląda inaczej – piękniej. I nie chodzi tylko o tą witaminę D3 radości. Chodzi o wszystko. Gdy jest słońce świat widzę inaczej. Nawet śmietnik który ktoś pod płotem urządził nabiera barw. Potrzebuję słońca, dużo słońca. Słońca mi dajcie!!!!!
No i tak już na koniec przy okazji. Spełnienia marzeń w 2018 dla wszystkich. Ja to tak sobie myślę teraz, że chciałbym tak na dzień jeden, tak zamienić się w ptaka, i tak dzień jeden potowarzyszyć, tak Smokowi, i Kani, i Dorocie, i Leśnej, i Szemranej nawet, i Ognistej też, tak w codzienności dnia, tak z góry, tak z boku, tak niezauważony, tak w smutkach, tak w radościach. Tak popatrzeć, tak poznać. A może nie w ptaka, a w aniołka raczej, tak może piórko rzucić ...
P.S. Spoczywaj w pokoju Magik. Tak apropo ileż to ja się nazastanawiałem co On też tam śpiewa, ileż to wersji nie miałem. To były czasy gdy nie było jeszcze wujka gogla, ciotki wikipedii gdzie wszystko znaleźć można o tak, ot tak pstryk i już. Spoczywaj w pokoju Magik.

3 komentarze:

  1. jeszcze raz - dobrego Nowego Roku! :)
    cmok!

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja tam też nic nie mam do samobójców.
    Mam podobne zdanie na ich temat jak Ty.
    No może z jednym się nie zgodzę że samobójca to słaby człowiek.
    Żeby skończyć seine życie trzeba być cholernie odważnym .
    Wszystkiego dobrego . Cmok . Smok ☺

    OdpowiedzUsuń
  3. Ciężki ale w pewnym sensie odpowiedni temat na ten koniec roku wybrałeś. Co do samobójców, zgadzam się z Tobą. Zastanawiałam się nieraz, co takiego musi dziać się w życiu człowieka, że podejmuje taką decyzję. Niemniej jednak, przede wszystkim tych ludzi jest mi żal, bo musieli być przecież ogromnie nieszczęśliwi... I samotni w tym wszystkim.

    ps Er jako aniołek - podoba mi się ta wizja. A co do tego roku, cóż, wszystko może się zdarzyć. Trzymaj się ciepło

    OdpowiedzUsuń