niedziela, 8 kwietnia 2018

Ścieżka 492 Do przodu

Mam i ja takich którym wstyd mi będzie w oczy spojrzeć, mam i takich którzy w oczy nie spojrzą mi. Cóż bowiem mogło by być karą dla mnie, cóż by mogło być karą dla nich? Za to zło które wyrządziłem i za zło którego doświadczyłem. Czy można ukarać gwałciciela na ten przykład? Jak go ukarać? Wsadzić do więzienia wg kary przewidzianej w prawie? Czy też połamać ręce i nogi w akcie samosądu? Czy choćby w jednym z tych przypadków kara będzie adekwatna do zbrodni? Czy choćby w jednym z tych przypadków poczuje to co czuła jego ofiara? Jedyną karą jaka mogłaby być odpowiednia, to tylko taka kiedy poczułby właśnie to, co jego ofiara. Wszedł w jej ciało, wszedł w jej myśli. Tylko. Ale tego uczynić nie potrafimy, żaden człowiek tego nie umie. Żyję i ja w takim poczuciu krzywdy, poczuciu – żebyś tylko wiedział/a jak przez ciebie cierpiałem. Ale mojego bólu nikt poczuć nie może, to niemożliwe. Z bólem takim żyć muszę do końca moich dni. Mógłbym to zmienić, jest lek na ten ból mój. Lek ten jednak bardzo trudny jest. Lekiem tym jest przebaczenie. Tylko to może mnie uwolnić od poczucia krzywdy, od bólu, od oczekiwania sprawiedliwości. Tylko przebaczenie zamknie rany. Bez tego żył będę nadal jak żyję. I będzie tak niewątpliwie bo przebaczać niestety nie potrafię. To jest ponad moje siły, ponad moje możliwości. Jest to niedoskonałość mojej osobliwości. Myślę też sobie, że najtrudniej chyba wybaczyć te takie nasze małe krzywdy. Myślę sobie, że te nasze krzywdy, te tylko nasze są najtrudniejsze do wybaczenia. O wiele łatwiej wybaczyć coś dużego, coś co wiąże się z czymś spektakularnym, wybaczyć w świetle fleszy. A z tymi naszymi musimy radzić sobie sami w naszej samotności. W naszym poczuciu niesprawiedliwości, w naszym poczuciu odrzucenia, poczuciu zranienia, poczuciu braku akceptacji. Musimy sobie z tym radzić sami w naszym sercu. Sercu jakże małym i kruchym ale jakże wielkim i pojemnym. Trzeba być naprawdę silnym człowiekiem by to w sobie pokonać, by to zwalczyć. Mi siły tej jeszcze brakuje.
Cotygodniowy raport codzienności zacznę od pogody. Słońce daje za oknem przepięknie. Z ulic dobiega wszechogarniający ryk motórów. Wyległy tłumnie. I tego się trzymajmy. Tak ma być. I pomyśleć, że jeszcze tydzień temu, w Wielkanocną Niedzielę, lało od rana do wieczora, lało cały Boży dzień bezustannie. Tak, że choć biegało się i w gorszych warunkach, biegać nie biegałem. Za to i dziś i wczoraj biegałem. I biega się już tak jak biegać się powinno. Wczoraj walnąłem dychę w czasie średnim 5:23, takiego wyniku tak szybko się nie spodziewałem. Szczerze powiedziawszy myślałem, że będzie/jest coraz gorzej a tu takie zaskoczenie. Może jednak to moje bieganie jednak ulega poprawie? Powolnej, mozolnej, wręcz niedostrzegalnej ale ulega? Może upór, pot, może odczuwane nieraz rozczarowanie przynosi efekty? Niech będzie zatem, że przynosi efekty, że idzie ku lepszemu, że się rozwija. I tego się trzymajmy. Świat za oknem wygląda lepiej, piękniej, biegowo się rozwijam – czegóż chcieć więcej – ptaki śpiewają – jest pięknie. Apropo. Towarzyszy mi często. I w te ciepłe miesiące, i jako jedyny z tych co fruwają - w te chłodne, w te ciemne. Ileż to razy jego śpiew podtrzymywał mnie na duchu. Podtrzymywał w te chłodne, w te ciemne. I za każdym razem, ileż to już razy pytałem kimże jesteś cudowny śpiewaku. No nijak nie mogłem skojarzyć, wyszukać, odnaleźć. I w ubiegłym tygodniu, gdy okno myłem. Idzie taka jedna sąsiadka. Za małolata trudny miałem z nią żywot. Choć w pewnym etapie życia pomogła mi trochę to jakoś nie dażyłem jej jakąś zbytnią sympatią. Chyba dlatego, że może uważałem ją za przemądrzałą, za wyniosłą, i za trochę wredną. Więc idzie w ubiegłym tygodniu – właśnie okno myłem. Idzie to może za dużo powiedziane – raczej lezie. No ale czemuż się dziwić, swoje lata już ma a i zakupy swoje ważą. Idzie, idzie i spotyka sąsiada z sąsiedniej klatki. To znaczy nie spotyka, a raczej krzyczy za nim: mamy Kosa. Bingo. Tak więc cudowny śpiewak, towarzysz chłodnych, ciemnych miesięcy to Kos. Teraz też pięknie śpiewa, zwłaszcza wieczorami. I taka refleksja jeszcze. Jak często odpowiedzi, jak często rozwiązania przychodzą w najmniej spodziewanych momentach, z miejsc z których w ogóle byśmy się nie spodziewali. To tak jakby zadać pytanie, wysłać je w Wszechświat, a potem tylko czekać. Wcześniej czy później przyjdzie. Bez zbytniego zabiegania o odpowiedź, bez zbytniego nacisku. Odpowiedź przyjdzie w najmniej spodziewanym momencie, z miejsc z których w ogóle byśmy się nie spodziewali.
A jeszcze odnośnie śpiewania - gdyby ktoś mi kiedyś powiedział, że będę kiedyś słuchał tego, i że nawet będzie mi się podobać to bym go obśmiał.
Wszystko się zmienia.

1 komentarz:

  1. Przebaczenie to trudny temat, chociaż o takich właśnie sprawach piszesz Erze często. Ja chyba raczej staram się sama zapomnieć, wyrzucić ze swoich myśli takie wspomnienia, które ciagle bolą, niż przebaczyć sprawcom tych uczuć. Może to mało strategicznie i z przebaczeniem byłoby łatwiej, ale cóż - jak z piciem - to trzeba umieć.

    Swoją drogą, przypomniałeś mi, że muszę umyć okna. Wielkie dzięki.

    OdpowiedzUsuń