Mam
i ja takich którym wstyd mi będzie w oczy spojrzeć, mam i takich
którzy w oczy nie spojrzą mi. Cóż bowiem mogło by być karą dla
mnie, cóż by mogło być karą dla nich? Za to zło które
wyrządziłem i za zło którego doświadczyłem. Czy można ukarać
gwałciciela na ten przykład? Jak go ukarać? Wsadzić do więzienia
wg kary przewidzianej w prawie? Czy też połamać ręce i nogi w
akcie samosądu? Czy choćby w jednym z tych przypadków kara będzie
adekwatna do zbrodni? Czy choćby w jednym z tych przypadków poczuje
to co czuła jego ofiara? Jedyną karą jaka mogłaby być
odpowiednia, to tylko taka kiedy poczułby właśnie to, co jego ofiara.
Wszedł w jej ciało, wszedł w jej myśli. Tylko. Ale tego
uczynić nie potrafimy, żaden człowiek tego nie umie. Żyję i ja w
takim poczuciu krzywdy, poczuciu – żebyś tylko wiedział/a jak
przez ciebie cierpiałem. Ale mojego bólu nikt poczuć nie może, to
niemożliwe. Z bólem takim żyć muszę do końca moich dni. Mógłbym
to zmienić, jest lek na ten ból mój. Lek ten jednak bardzo trudny
jest. Lekiem tym jest przebaczenie. Tylko to może mnie uwolnić od
poczucia krzywdy, od bólu, od oczekiwania sprawiedliwości. Tylko
przebaczenie zamknie rany. Bez tego żył będę nadal jak żyję. I
będzie tak niewątpliwie bo przebaczać niestety nie potrafię. To
jest ponad moje siły, ponad moje możliwości. Jest to
niedoskonałość mojej osobliwości. Myślę też sobie, że
najtrudniej chyba wybaczyć te takie nasze małe krzywdy. Myślę
sobie, że te nasze krzywdy, te tylko nasze są najtrudniejsze do
wybaczenia. O wiele łatwiej wybaczyć coś dużego, coś co wiąże
się z czymś spektakularnym, wybaczyć w świetle fleszy. A z tymi
naszymi musimy radzić sobie sami w naszej samotności. W naszym
poczuciu niesprawiedliwości, w naszym poczuciu odrzucenia, poczuciu
zranienia, poczuciu braku akceptacji. Musimy sobie z tym radzić sami w
naszym sercu. Sercu jakże małym i kruchym ale jakże wielkim i
pojemnym. Trzeba być naprawdę silnym człowiekiem by to w sobie
pokonać, by to zwalczyć. Mi siły tej jeszcze brakuje.
Cotygodniowy
raport codzienności zacznę od pogody. Słońce daje za oknem
przepięknie. Z ulic dobiega wszechogarniający ryk motórów.
Wyległy tłumnie. I tego się trzymajmy. Tak ma być. I pomyśleć,
że jeszcze tydzień temu, w Wielkanocną Niedzielę, lało od rana
do wieczora, lało cały Boży dzień bezustannie. Tak, że choć
biegało się i w gorszych warunkach, biegać nie biegałem. Za to i
dziś i wczoraj biegałem. I biega się już tak jak biegać się
powinno. Wczoraj walnąłem dychę w czasie średnim 5:23, takiego
wyniku tak szybko się nie spodziewałem. Szczerze powiedziawszy
myślałem, że będzie/jest coraz gorzej a tu takie zaskoczenie.
Może jednak to moje bieganie jednak ulega poprawie? Powolnej,
mozolnej, wręcz niedostrzegalnej ale ulega? Może upór, pot, może
odczuwane nieraz rozczarowanie przynosi efekty? Niech będzie zatem, że przynosi efekty, że idzie ku lepszemu, że się rozwija.
I tego się trzymajmy. Świat za oknem wygląda lepiej, piękniej,
biegowo się rozwijam – czegóż chcieć więcej – ptaki śpiewają
– jest pięknie. Apropo. Towarzyszy mi często. I w te ciepłe
miesiące, i jako jedyny z tych co fruwają - w te chłodne, w te
ciemne. Ileż to razy jego śpiew podtrzymywał mnie na duchu.
Podtrzymywał w te chłodne, w te ciemne. I za każdym razem, ileż
to już razy pytałem kimże jesteś cudowny śpiewaku. No nijak nie
mogłem skojarzyć, wyszukać, odnaleźć. I w ubiegłym tygodniu,
gdy okno myłem. Idzie taka jedna sąsiadka. Za małolata trudny
miałem z nią żywot. Choć w pewnym etapie życia pomogła mi
trochę to jakoś nie dażyłem jej jakąś zbytnią sympatią.
Chyba dlatego, że może uważałem ją za przemądrzałą, za
wyniosłą, i za trochę wredną. Więc idzie w ubiegłym tygodniu –
właśnie okno myłem. Idzie to może za dużo powiedziane – raczej
lezie. No ale czemuż się dziwić, swoje lata już ma a i zakupy
swoje ważą. Idzie, idzie i spotyka sąsiada z sąsiedniej klatki.
To znaczy nie spotyka, a raczej krzyczy za nim: mamy Kosa. Bingo. Tak więc
cudowny śpiewak, towarzysz chłodnych, ciemnych miesięcy to Kos.
Teraz też pięknie śpiewa, zwłaszcza wieczorami. I taka refleksja jeszcze. Jak często odpowiedzi, jak często rozwiązania przychodzą w najmniej spodziewanych momentach, z miejsc z których w ogóle byśmy się nie spodziewali. To tak jakby zadać pytanie, wysłać je w Wszechświat, a potem tylko czekać. Wcześniej czy później przyjdzie. Bez zbytniego zabiegania o odpowiedź, bez zbytniego nacisku. Odpowiedź przyjdzie w najmniej spodziewanym momencie, z miejsc z których w ogóle byśmy się nie spodziewali.
A
jeszcze odnośnie śpiewania - gdyby ktoś mi kiedyś powiedział, że
będę kiedyś słuchał tego, i że nawet będzie mi się podobać
to bym go obśmiał.
Wszystko
się zmienia.
Przebaczenie to trudny temat, chociaż o takich właśnie sprawach piszesz Erze często. Ja chyba raczej staram się sama zapomnieć, wyrzucić ze swoich myśli takie wspomnienia, które ciagle bolą, niż przebaczyć sprawcom tych uczuć. Może to mało strategicznie i z przebaczeniem byłoby łatwiej, ale cóż - jak z piciem - to trzeba umieć.
OdpowiedzUsuńSwoją drogą, przypomniałeś mi, że muszę umyć okna. Wielkie dzięki.