Przypomniało
mi się wczoraj jak to swego czasu kiedyś bywało. Przypomniało mi
się jak jechałem do Kuraka na przysięgę. Gdy to jeszcze telefonów
nie było, internetu nie było, gdy było normalnie. Gdy tradycyjny
pan listonosz przyniósł mi zaproszenie, i gdy przez tradycyjnego
pana listonosza odpisałem przekornie, że - wiesz stary, ale nie dam
rady – patrząc oczywiście w kalendarz i rezerwując czas na ten
dzień. To było jeszcze za starego wojska. Tego strasznego. Tego
które z normalnych ludzi robiło pijaków i złodziei. To nie było
łatwe wojsko. I w tych właśnie czasach taką odpowiedź dałem
najlepszemu koledze. Może i było to okrutne ale do dzisiaj mam
przed oczami jego wyraz twarzy, gdy na dzień przed przysięgą
zawołałem na niego na koszarowym placu. Siedząc sobie beztrosko na
eksponatowej armacie gdy wracał z kolacji. Tak to się kiedyś
robiło. No właśnie tak. Z zaskoczenia, z nienacka. Wpadało się w
najmniej oczekiwanym momencie. I nie było ważne jak. Można było
wsiąść do pociągu w Poznaniu nie wiedząc co dalej. Jechać dzień
cały przez Olsztyn, przez Giżycko aż do pięknego Węgorzewa. Czy
człowiek zastanawiał się nad rozkładem? Czy sprawdzał w necie
możliwe połączenia? Czy zastanawiał się gdzie będzie spał? Co
będzie jadł ( przecież wtedy nie było sklepów na każdym kroku,
nie było McD ). Nie. Człowiek po prostu wsiadał i jechał. Bez
komórki, bez karty kredytowej. Wsiadał i jechał by zobaczyć
najlepszego kolegę, zobaczyć jego radość, że jednak się jest.
Tak właśnie było. A teraz? Czasy się zmieniły albo ja się
zmieniłem. Myślę, że jedno i drugie. Zastanawiam się tylko co
gorsze. Na czasy raczej wpływu nie mam. A na siebie? Tak, to ja
zdziadziałem. Już nie wsiadam bez sprawdzenia połączenia, bez
sprawdzenia pogody, bez upewnienia się czy będzie co jeść, gdzie
spać. I choć wszystko jest on-line, wszystko do sprawdzenia,
wszystko dostępne, kontakt nieograniczony mi trudno się wybrać.
Może to wszystko już za łatwe jest? Nie ma tego dreszczyku?
Zdziadziałem jednak, oj zdziadziałem. Mogłem wczoraj wsiąść i
pojechać jak kiedyś na przysięgę do Kuraka. Mogłem. Pojechać
jak na przysięgę do Kuraka i w dziesiątki innych miejsc. Mogłem.
Ale nie pojechałem. Zdziadziałem. Już za dużo mam. Za dużo
spraw, za dużo tematów. Jak tak teraz na to patrzę, to tak sobie
myślę, że życie strasznie mnie uwiązało. Tak niezauważalnie
stałem się niewolnikiem życia. Niewolnikiem pracy, forsy,
internetu, telewizji, biegania. I trudno w tym wszystkim tak wstać i
się oderwać. I trudno nie myśleć – a co będzie? Łatwiej
zostać w tej swojej bezpiecznej strefie. Znanej, oswojonej,
bezpiecznej. Zdziadziałem.
W
codzienności był to tydzień z Rumakiem. W środę tradycji stało
się zadość. Tak nie wiadomo skąd, bez zapowiedzi zlało mnie,
zlało że aż strach. Zlało mnie jak nigdy. Może i mokłem już
bardziej w przeszłości jak na ten przykład pamiętną całą drogę
nad morze, ale teraz zlało mnie strasznie. Zlało mnie momentalnie.
Rzekłbym – zalało. W ciągu pięciu minut. W ciągu pięciu minut
ulica zamieniła się w potok, a ja w gąbkę. Zalało mnie niebo,
zalały mnie fontanny spod kół samochodów, zalało mnie
doszczętnie. Tak, że nie wyschłem dnia następnego nawet. Więc
tradycji stało się zadość. Jedno moczenie w sezonie obowiązkowe.
A już myślałem, że dojeżdżę ten bez.
A
w piątek bym się wpierdolił. Na tira. Gdy wracałem nocą. Miałem
już w tym roku ze dwa ostre hamowania, jednak to było
najostrzejsze. Że wyszedłem z tego uślizgu bez gleby – cud. Jak
to niewiele trzeba. Chwila spojrzenia w bok na felgi wyjeżdżające
z podporządkowanej i już jesteś w czyjejś „dupie”. Swoją
drogą nie cierpię jeździć za tirami. Nie cierpię nie widzieć co
przede mną, nie cierpię widzieć tylko tej ściany. Ściany która
na dodatek wali wirującymi podmuchami. Nie cierpię w szczególności
jeździć za cysternami. Te to dają takie wiry, że czujesz się jak
na karuzeli. I ciekawostka. Też mi się trafiła jedna w piątkową
noc na autostradzie i ciekawostka, bo ktoś w Toyocie celowo zwolnił
przepuszczając mnie i dając możliwość wyprzedzenia. Są więc i
porządni kierowcy. To tak apropo Civica z S7.
dlatego ja robię wszystko, żeby w dzisiejszych czasach nie zdziadzieć... użynam się w tej robocie, bo wiem że kiedy wrócę będę chociaż w częsci , w okropince panią swego czasu... że wsiądę i pojadę i przeżyję te radości,czasem smutki, a jak już będę stara i zdziadziała to będę miała co cudzym wnukom opowiadać... będę miała cudne wspomnienia...
OdpowiedzUsuńIntuicja. To coś co odróżnia nas między innymi od zwierząt. Chociaż.. obecnie mają instynkt no a my mamy intuicję.
OdpowiedzUsuńU zwiedząt wraz z wiekiem dochodzi prawie że do perfekcji. Pozwala przeżyć a czasami nawet żyć do śmierci w wielkim dobrobycie jeżeli zwierzyna dopisze.
My ludzie swoją intuicje z wiekiem zabijamy. Chowany głęboko w szufladzie i nie damy jej oglądać światła dziennego. Ta pierwsza myśl. Ten spontan, ten pierwszy blysk.
Zabija je wieczne: Ale , po co , co by było gdyby.
I to jest naturalne.
U ludzi zwłaszcza.
Zwierzęta mają łatwiej.
Nie muszą brać L4 w razie choroby, albo głupio tłumaczyć się rano gdy obudza się obok obcej laski.
Wiesz, że ja nawet nie za bardzo pamiętam takie czasy, jak opisujesz? Co prawda pierwszy telefon miałam gdzieś chyba "dopiero" w gimnazjum, a internet po kablu z modem pod koniec podstawówki, to już w tym dorosłym życiu technologia była zawsze obok. Takie opisy więc, budzą we mnie sporą nostalgię, bo zawsze mam wrażenie, że chyba jakoś inaczej żyło się w tamtym czasach.
OdpowiedzUsuńCo do motóra - ja Ciebie proszę, uważaj. Wiem, że zapewne tak robisz, ale jak sobie myślę o Tobie, że mogłeś zaliczyć glebę albo co gorszego, to się trzęsę ze strachu cała. Czaisz?
A u mnie nie ma żadnych rebusów Erze. Ja po prostu straszecznie lubię jeść :D