niedziela, 9 września 2018

Ścieżka 524 Do przodu

Przypomniało mi się wczoraj jak to swego czasu kiedyś bywało. Przypomniało mi się jak jechałem do Kuraka na przysięgę. Gdy to jeszcze telefonów nie było, internetu nie było, gdy było normalnie. Gdy tradycyjny pan listonosz przyniósł mi zaproszenie, i gdy przez tradycyjnego pana listonosza odpisałem przekornie, że - wiesz stary, ale nie dam rady – patrząc oczywiście w kalendarz i rezerwując czas na ten dzień. To było jeszcze za starego wojska. Tego strasznego. Tego które z normalnych ludzi robiło pijaków i złodziei. To nie było łatwe wojsko. I w tych właśnie czasach taką odpowiedź dałem najlepszemu koledze. Może i było to okrutne ale do dzisiaj mam przed oczami jego wyraz twarzy, gdy na dzień przed przysięgą zawołałem na niego na koszarowym placu. Siedząc sobie beztrosko na eksponatowej armacie gdy wracał z kolacji. Tak to się kiedyś robiło. No właśnie tak. Z zaskoczenia, z nienacka. Wpadało się w najmniej oczekiwanym momencie. I nie było ważne jak. Można było wsiąść do pociągu w Poznaniu nie wiedząc co dalej. Jechać dzień cały przez Olsztyn, przez Giżycko aż do pięknego Węgorzewa. Czy człowiek zastanawiał się nad rozkładem? Czy sprawdzał w necie możliwe połączenia? Czy zastanawiał się gdzie będzie spał? Co będzie jadł ( przecież wtedy nie było sklepów na każdym kroku, nie było McD ). Nie. Człowiek po prostu wsiadał i jechał. Bez komórki, bez karty kredytowej. Wsiadał i jechał by zobaczyć najlepszego kolegę, zobaczyć jego radość, że jednak się jest. Tak właśnie było. A teraz? Czasy się zmieniły albo ja się zmieniłem. Myślę, że jedno i drugie. Zastanawiam się tylko co gorsze. Na czasy raczej wpływu nie mam. A na siebie? Tak, to ja zdziadziałem. Już nie wsiadam bez sprawdzenia połączenia, bez sprawdzenia pogody, bez upewnienia się czy będzie co jeść, gdzie spać. I choć wszystko jest on-line, wszystko do sprawdzenia, wszystko dostępne, kontakt nieograniczony mi trudno się wybrać. Może to wszystko już za łatwe jest? Nie ma tego dreszczyku? Zdziadziałem jednak, oj zdziadziałem. Mogłem wczoraj wsiąść i pojechać jak kiedyś na przysięgę do Kuraka. Mogłem. Pojechać jak na przysięgę do Kuraka i w dziesiątki innych miejsc. Mogłem. Ale nie pojechałem. Zdziadziałem. Już za dużo mam. Za dużo spraw, za dużo tematów. Jak tak teraz na to patrzę, to tak sobie myślę, że życie strasznie mnie uwiązało. Tak niezauważalnie stałem się niewolnikiem życia. Niewolnikiem pracy, forsy, internetu, telewizji, biegania. I trudno w tym wszystkim tak wstać i się oderwać. I trudno nie myśleć – a co będzie? Łatwiej zostać w tej swojej bezpiecznej strefie. Znanej, oswojonej, bezpiecznej. Zdziadziałem.
W codzienności był to tydzień z Rumakiem. W środę tradycji stało się zadość. Tak nie wiadomo skąd, bez zapowiedzi zlało mnie, zlało że aż strach. Zlało mnie jak nigdy. Może i mokłem już bardziej w przeszłości jak na ten przykład pamiętną całą drogę nad morze, ale teraz zlało mnie strasznie. Zlało mnie momentalnie. Rzekłbym – zalało. W ciągu pięciu minut. W ciągu pięciu minut ulica zamieniła się w potok, a ja w gąbkę. Zalało mnie niebo, zalały mnie fontanny spod kół samochodów, zalało mnie doszczętnie. Tak, że nie wyschłem dnia następnego nawet. Więc tradycji stało się zadość. Jedno moczenie w sezonie obowiązkowe. A już myślałem, że dojeżdżę ten bez.

A w piątek bym się wpierdolił. Na tira. Gdy wracałem nocą. Miałem już w tym roku ze dwa ostre hamowania, jednak to było najostrzejsze. Że wyszedłem z tego uślizgu bez gleby – cud. Jak to niewiele trzeba. Chwila spojrzenia w bok na felgi wyjeżdżające z podporządkowanej i już jesteś w czyjejś „dupie”. Swoją drogą nie cierpię jeździć za tirami. Nie cierpię nie widzieć co przede mną, nie cierpię widzieć tylko tej ściany. Ściany która na dodatek wali wirującymi podmuchami. Nie cierpię w szczególności jeździć za cysternami. Te to dają takie wiry, że czujesz się jak na karuzeli. I ciekawostka. Też mi się trafiła jedna w piątkową noc na autostradzie i ciekawostka, bo ktoś w Toyocie celowo zwolnił przepuszczając mnie i dając możliwość wyprzedzenia. Są więc i porządni kierowcy. To tak apropo Civica z S7.

3 komentarze:

  1. dlatego ja robię wszystko, żeby w dzisiejszych czasach nie zdziadzieć... użynam się w tej robocie, bo wiem że kiedy wrócę będę chociaż w częsci , w okropince panią swego czasu... że wsiądę i pojadę i przeżyję te radości,czasem smutki, a jak już będę stara i zdziadziała to będę miała co cudzym wnukom opowiadać... będę miała cudne wspomnienia...

    OdpowiedzUsuń
  2. Intuicja. To coś co odróżnia nas między innymi od zwierząt. Chociaż.. obecnie mają instynkt no a my mamy intuicję.

    U zwiedząt wraz z wiekiem dochodzi prawie że do perfekcji. Pozwala przeżyć a czasami nawet żyć do śmierci w wielkim dobrobycie jeżeli zwierzyna dopisze.
    My ludzie swoją intuicje z wiekiem zabijamy. Chowany głęboko w szufladzie i nie damy jej oglądać światła dziennego. Ta pierwsza myśl. Ten spontan, ten pierwszy blysk.
    Zabija je wieczne: Ale , po co , co by było gdyby.
    I to jest naturalne.
    U ludzi zwłaszcza.
    Zwierzęta mają łatwiej.
    Nie muszą brać L4 w razie choroby, albo głupio tłumaczyć się rano gdy obudza się obok obcej laski.

    OdpowiedzUsuń
  3. Wiesz, że ja nawet nie za bardzo pamiętam takie czasy, jak opisujesz? Co prawda pierwszy telefon miałam gdzieś chyba "dopiero" w gimnazjum, a internet po kablu z modem pod koniec podstawówki, to już w tym dorosłym życiu technologia była zawsze obok. Takie opisy więc, budzą we mnie sporą nostalgię, bo zawsze mam wrażenie, że chyba jakoś inaczej żyło się w tamtym czasach.

    Co do motóra - ja Ciebie proszę, uważaj. Wiem, że zapewne tak robisz, ale jak sobie myślę o Tobie, że mogłeś zaliczyć glebę albo co gorszego, to się trzęsę ze strachu cała. Czaisz?

    A u mnie nie ma żadnych rebusów Erze. Ja po prostu straszecznie lubię jeść :D

    OdpowiedzUsuń