sobota, 22 września 2018

Ścieżka 526 Do przodu

Nie wiem czy to bardziej szkoła czy dom rodzinny. Może jedno i drugie? Chyba jednak bardziej szkoła. To w szkole nauczyli mnie największego kłamstwa mojego życia. A przynajmniej jednego z największych. Takiego jednego z tych przez które w życiu mi się nie udało. A przynajmniej takiego którym sobie swoje nieudane życie tłumaczę. Pamiętam jak dziś. Pamiętam jak „kochana” pani uczycielka nauczania początkowego powtarzała: spójrzcie na dziewczynki, spójrzcie jakie grzeczne. I patrzyliśmy. Ja patrzyłem. Ja, ten mały łobuziak. Chłopiec który odkrywał świat, poznawał, zaczynał myśleć. W wieku, gdzie jedno nieświadomie wypowiedziane jesteś głupi, nic z ciebie nie będzie lub jakiś ty zdolny, jaki mądry programowało człowieka na całe życie. Programowało jego postrzeganie siebie, jego poczucie wartości, poczucie pewność. Nie wiem czy „kochana” pani uczycielaka wiedziała co czyni, czy zdawała sobie sprawę. Chyba raczej nie? Ale powinna była wiedzieć. Powinna była zdawać sobie sprawę. Powinna była wiedzieć, że kształtuje tych małych ludzi, że pokazuje im życie. Że od jej to jest tak, a to jest inaczej zależą losy każdego z nas. Czy więc musiała stawiać dziewczynki za wzór, czy musiała udowadniać, że są grzeczne. Fakt. My rżnęliśmy w gałę, my strzelaliśmy z procy, my skakaliśmy przez płot do sąsiada na jabłka, my też rozstrzygaliśmy spory na pięści. My robiliśmy te rzeczy i wiele wiele innych podczas gdy one grały w gumę, skakały przez skakankę i rysowały kredą po chodniku. I można było wysnuć takie twierdzenie, że były grzeczne. Może i wtedy były. Ale czy były? I czy są? Nie były. I nie są. Dziewczynki nie są grzeczne. Jest to prawda która zrujnowała mi życie. A przynajmniej tym sobie życie to moje zrujnowane tłumaczę. Dziewczynki nie są grzeczne. Są tak samo zdeprawowane, tak samo porąbane jak chłopcy. Długo, bardzo długo do tego wniosku dochodziłem. Długo bardzo długo nie chciałem w to uwierzyć. Broniłem się, wypychałem ze świadomości. Do czasu jak jeden z kolegów, taki co to nie dał się oszukać w latach nauczania początkowego i dymał co wlezie i co popadnie, pokazał mi jak jest na żywym przykładzie. Nie wierzyłem w jego dokonania. Aż razu pewnego, ciepłej letniej wakacyjnej nocy namówił mnie na wyjazd do sąsiedniej miejscowości. Miał tam jedną taką na oku. Od dłuższego czasu ją miał. Pojechaliśmy. Zabawne, że sam go tam zawiozłem. Zawiozłem nieodżałowanym Buickiem. Zawiozłem niby na ognisko. Do dzisiaj mam przed oczami jak w blasku tego ogniska idą w krzaki. Nie wiem czy byli tam długo czy krótko, nie pamiętam. Ale do dziś pamiętam jakiego doznałem szoku. Jak zawalił się mój świat. Dziewczynki nie są grzeczne. Dziewczynki są tak samo niegrzeczne jak chłopcy. Sam go tam zawiozłem. I gdybym powiedział co było dalej, gdybym opowiedział dalszy ciąg tej historii nikt by w to nie uwierzył, sam nieraz nie wierzę. Powiem jedno – była tragiczna. Ale dziewczynki nie są grzeczne. I tak jak tamtej ciepłej letniej wakacyjnej nocy przekonałem się o tym w blasku ogniska, tak przekonuję się o tym wciąż na nowo. 

W codzienności lato się kończy. Miło jednak, że kończy się z przytupem. Mogę już to powiedzieć z pełną świadomością – wrzesień jest – po sierpniu moim najulubieńszym miesiącem.
Motórem pojeździłem, powiedzieć mogę, że się nawet wyjeździłem. I chyba znowu się w nim zakochałem. Bo przyznać się muszę, że był czas gdy coś już nie iskrzyło. Już było za ciężko, za trudno, za odpowiedzialnie. Już było nam trochę nie po drodze. Że to już nie czas. Ale pytałem się wówczas: czy mogę, czy to fair będzie się go tak pozbyć, tak gdy już się znudził? Przyjaciela który tyle razy mnie nie zawiódł ( to zabawne swoją drogą, że traktuję motor, dwa koła, silnik i trochę plastiku jak przyjaciela ). No więc nie sprzedałem go i znowu go kocham. To jeszcze jeden dowód na to, że nigdy nie można mówić: to koniec.
A w necie ciągle gapię się na plażę. Na tą na której jeszcze niedawno sam przebywałem. Gapię się rano, w południe, wieczorem i nocą. Gapię się co chwila. I taką mnie to radością napełnia, taką przyjemność mi sprawia, że sam się sobie dziwię. Radość i przyjemność sprawia mi widok, że ta plaża, że ten morski brzeg mimo tego, że już po wakacjach, jeszcze żyje. Cieszę się jak dziecko na widok ludzi na plaży. W tym tygodniu nawet kilka parawanów było. I cieszę się, jak widzę kogoś kto wraca z plaży ciemną nocą, cieszę się jak widzę kogoś kto ćwiczy stanie na rękach w południe, cieszę się jak widzę kogoś kto spaceruje o 6 rano. Strasznie mnie to cieszy. Jakoś tak się z tymi ludźmi identyfikuję, jacyś tacy bliscy mi się stają. Jakiś taki samotny mniej jestem. Jakiś taki odmienny mniej.

1 komentarz: