Tak
apropo jeszcze powrotu z nadmorza. W sumie nadmorze to powinienem
chyba pisać przez duże en. Tak jak jakąś krainę cudowną moją,
jak jakiś świat bajkowy. Bo chyba takim światem bajkowym się
stało, czy też zawsze było, po prostu jest. I jak sobie o tym
myślę, to jakoś nie chce mi się dorastać. Jakoś tak nie
docierają już mądrych argumenty – dorośnij. Jakiś czas się
argumentami tymi przejmowałem, ale zaczynam się już chyba nie
przejmować. Dorośnij? Po ki? Po ki mam dorosnąć? Mam dorosnąć
po ki żeby stracić bajkową krainę? Żeby jak cała reszta
dorosłych jeździć do Nadmorza posiedzieć w barze, popopijać
piwko, poobżerać się goframi ( bez urazy dla gofrów )? Już chyba
wolę poleżeć ciemną nocą na piasku patrząc na gwiazdy czekając
aż któraś spadnie. Tak, zdecydowanie wolę jak Mały Książę
popatrzeć w gwiazdy. Ale wracając do tematu. Tak apropou jeszcze
powrotu z Nadmorza przywiozłem również, jakby to rzec, rzec by –
zachwyt. Przyszedł, jest, i ujawnia się co chwila. W Nadmorzu
ujawniał się praktycznie w każdej chwili. Wieczoru pewnego
osiągając poziom taki, jakim musiałem się podzielić z co
zacniejszymi krótką treścią tekstową w treści: ja pierdole, ale
jest cudownie. Właśnie zachwyt przywiozłem z Nadmorza. Minęło
już dwa tygodnie z ogonkiem, a on skurkowany nadal jest. Zachwyt nad
chmurami za oknem czwartkowego powrotnego. Kurde, ależ były
cudowne. Szare, bure, kłębiaste, poszarpane, majestatyczne,
straszne, potężne, a zarazem takie - delikatne. Takich cudownych
dawno już nie oglądałem. I ten pomarańcz zachodzącego słońca w
tle. Widok przecudowny. Kinga lubiła patrzeć w chmury, w sumie to
ona zwróciła baczniej moją na nie uwagę. Kurde, jaka to była
fajna dziewczyna. Tzn jest nadal pewnie – z tym, że dla mnie już
– tylko była. Ale wracając do tematu. Skurkowany minęło już
dwa tygodnie z ogonkiem, a on nadal jest. W piątek wychodząc z
pracy miałem dwie opcje: bezpośrednio do domu vs wizyta w sklepie.
Nie wiem, naprawdę nie wiem jak to się stało ale w pewnym momencie
dotarło do mnie, że stoję na Zamkowym oparty o ścianę jednej z
kamienic. Przede mną plac, zamek, kolumna. Wyjąłem słuchawki z
uszu, wyłączyłem słuchaną po raz nasty muzykę jogi i
popatrzyłem po okolicy. Jeny, jak ja dawno tu nie byłem, w tym
miejscu w którym w poprzednim życiu bywałem praktycznie co dzień.
Jeny, moje Stare Miasto. Stanąłem jak za dawnych dobrych lat i
oddałem się patrzeniu. Pięknie to wszystko wyglądało w
promieniach zachodzącego jesiennego słońca które jakby specjalnie
dla mnie wtedy właśnie wyszło. A ja stałem, stałem, stałem.
Słuchałem śmiechu kawiarenek, patrzyłem na mrowie wielkich baniek
mydlanych pierzchających w popłochu przed zgrają roześmianych
dzieciaków, wsłuchiwałem się w zamkowy zegar równo wybijający
kwadranse. I z każdą kolejną chwilą oddech stawał się
spokojniejszy, głębszy, a usta przybierały coś na kształt
uśmiechu. Aż w końcu rzekłem, moja podświadomość rzekła: ja
pierdole, ale jest cudownie. Tylko jeżyków brakowało. Myślę, że
jakby były umarł bym z zachwytu. I jakbym miał umierać, a wie
każdy kto mnie zna, że czekam na to, to chciałbym umrzeć właśnie
tu albo Nadmorzem. To by była piękna śmierć. A potem, choć nogi
jak z ołowiu nie chciały, poszedłem sobie do św. Jana, siadłem w
ławeczce w której siadałem, westchnął raz i drugi: dzięki Boże,
że mnie tu dziś przywiodłeś. I jeszcze tylko taka refleksja mnie
naszła jak już wracałem. Patrzyłem na tych ludzi, spotykali się,
rozmawiali, śmiali, zachodzili pod restauracyjne parasole,
pstrykali sobie zdjęcia, byli tam po coś. Każdy był tam w
określonym celu. I tak pomyślałem sobie, że chyba tylko ja jeden
byłem tam dla samego bycia.
Też się zachwycam pierdołami. Mówią, ze podobno to dziecinne, ale cóż, niektóre jednostki tak mają i to nic złego...
OdpowiedzUsuńJak pięknie piszesz o Nadmorzu Er... Aż ten zachwyt się udziela czytelnikowi i to jest cudowne. Taka bajkowa kraina to w ogóle jest coś cudownego, jakby jakiś azyl, gdzie jest i musi być dobrze. Zaczęłam się zastanawiać, czy ja taką krainę mam dla siebie i jakbym miała wybierać, to chyba polskie Tatry. Tak ogółem. Wystarczy, że zaczynam wjeżdżać w te bardziej górskie tereny i zachwyt mi się udziela. A jak już gdzieś wlezę, na górę jakąś, to w ogóle petarda :)
OdpowiedzUsuńps Ale gofry to Ty szanuj!