sobota, 26 września 2020
Ścieżka 615 Do przodu
czwartek, 17 września 2020
Ścieżka 614 Do przodu
Pytanie padło, że to co niby miałoby by się stać by to lato nie było stracone. Nie wiem kurna co. Musiało by się stać coś. Takie kurna coś z pierdyknięciem. Takie, żeby mnie zatkało, żeby mnie zamurowało, żeby. To już czwarty raz i na pewno ostatni w to te lato jak tu jestem, lato się skończy definitywnie i tego kurna coś z pierdyknięciem nie ma. Były wprawdzie chwile. Chwile zachwycające. Ale to tylko chwile. Wynikające tylko i wyłącznie z mojej nadzwyczajnej wręcz wrażliwości na morze, plażę, słońce, gwiazdy, las. Nic więcej. Jestem zawiedziony i rozczarowany. W sumie nie wiem czego się spodziewałem po tych ciemnych nocnych spacerach po plaży czy lesie. I nie wiem skąd mi się to wzięło. Szukam jakiejś mocy, jakiejś wizji, olśnienia, czy wręcz cudu. Nic. Nie ma nic. Miał być płacz, lament, wściekłość i wykrzyczenie Bogu żali, a nie było nic z tych rzeczy. Znowu to koncertowo przyklepałem. Jest spokojnie, jest równo, jest tak jakby nigdy nic. Ale wcale nie jest spokojnie. Siedzi nadal we mnie żal. Siedzi złość na to wszystko co się stało. Siedzi bunt i niepogodzenie się z losem. Dlaczego mnie to spotkało pytanie. Nie wiem co dalej robić. Nie wiem jak dalej żyć. Nawet się i jakoś staram, i może nawet nieźle wiązać dzień z dniem, jednak za każdym kolejnym etapem pojawia się pytanie czy to naprawdę tak. Nie jestem niczego pewien, nie jestem przede wszystkim siebie pewien. I jedno co mi z tej niepewności przychodzi to stwierdzenie – a jebać to. Ale to nie jest rozwiązanie. To jest tylko chwilowe zamydlenie oczu. Jebać to – to wyraz bezsilności. Wyraz zagubienia. Sam już sobie nie poradzę. Nie wiem jak i nie mam siły. Teraz to niech to już naprawia Bóg. Niech naprawia co schrzanił. Niech zrobi tak żeby już było dobrze. Żeby druga połowa mojego życia była szczęśliwa. Żeby był wynagrodzeniem za całe lata smutku, słabości, łez i rozczarowań. I niech to robi migiem, bo już nie mam czasu czkać.
środa, 16 września 2020
Ścieżka 613 Do przodu
Nawet ciemny, straszny las, w którym za każdym czarnym drzewem czai się demon, gdy w nim poleżysz patrząc się w gwiazdy, staje się ani ciemny ani straszny. A demony to tylko gałęzie poruszane wiatrem i odgłosy leśnej fauny. Coraz bardziej życie odziera moją duszę z magii. A może raczej odziera mnie zzzzz duszy. Coraz bardziej zaczynam wierzyć, że cudowne spotkania to tylko zwykłe przypadki, a miłość tylko chemia. Gdzieś kiedyś czytałem, że człowiek zamknięty w ciemnym, cichym pomieszczeniu może zwariować, czy wręcz wariuje. Mózg nie znosi pustki, zaraz tworzy dźwięki, tworzy obrazy. Tak i demony i anioły to tylko wymysły naszych ciemnych umysłów. Naszych ciemnych umysłów. Tak jak i wiara. Wiara to tylko dogmat zakorzeniony w dzieciństwie, tylko tradycja, tylko kultura. Coraz bardziej staję się zwykłym ciałem. Zespołem nerwowo trawiennym gdzie w sumie gdyby nie żołądek, wątroba i jelita długo bym nie ociągnął.
Dzisiaj plażowałem od 11 do 19.
wtorek, 15 września 2020
Ścieżka 612 Do przodu
To nie tak miało być, nie tak. Miałem pęknąć. Miałem pęknąć i płakać. I wyrzucać żale, i przeklinać i pomstować. I być zły, i być smutny. I cierpieć. A tymczasem jest pusta, ciemna plaża, fale uderzają o brzeg, jest cicho, ja leżę a nade mną wielkie rozgwieżdżone niebo. Kurwa – specjalnie używam tego słowa. Specjalnie bo choć tu nie przeklinam to inaczej nie mam jak tego podkreślić. Kurwa – jest tak pięknie, jest tak niesamowicie, że aż nieprzyzwoicie. Leżał ktoś we wrześniową, ciepłą noc na plaży słuchając fal i patrząc w gwiazdy na niebie? Ja kurwa tak. A wracał ktoś potem ciemnym sosnowym lasem? Tak ciemnym, że umysł nie mając na czym skupić wzroku wymyśla demony? Demony czające się za każdym czarnym, czarniejszym niż ciemność, drzewem. Jutro też tam pójdę. I tylko wezmę coś więcej alkoholu i może coś do palenia. Albo wylezą te demony albo nie. Jutro jak pójdę na plażę rano to nie wracam aż słońce zajdzie. Tak tam mi dobrze. A dzisiaj widziałem fokę.