Mówią
że przysłowia mądrością narodów. Jedna z takich mądrości
mówi: Przyjaciół poznaje się w biedzie ( czy nawet: prawdziwych
przyjaciół ). Tak, niewątpliwie, przysłowia są mądrością
narodów. Ja poznałem swoich przyjaciół ( czy nawet prawdziwych ).
Poznałem ich po ostatniej notce. Po ostatniej notce pełnej złości,
żalu, smutku, rozpaczy czy nawet niepewności a nawet strachu. Gdy
upokorzony jak tylko mężczyznę upokorzyć można napisałem co
napisałem. Byłem w biedzie. Nie wiecie nawet w jakiej biedzie.
Przypomnijcie sobie swoje chwile, gdy dowiedzieliście się, że
jesteście niczym. Gdy przekonaliście się że nic nie znaczycie i
że nigdy nie znaczyliście. Gdy dotarło do was że nie macie
wspomnień. Pytaliście wtedy dlaczego? Pytaliście za co?
Pytaliście że przecież nie zasłużyliście na taki koniec?
Przecież byliście uczciwi! Pamiętacie to? Byliście
zdezoriętowani? Byliście wściekli? Byliście smutni? Mieliście w
sobie żal? To o takiej biedzie mówię. Naprawdę byłem w biedzie.
Czekałem. Szukałem. I? Najpierw dostałem jeden nóż w plecy,
potem dostałem drugi nóż w plecy, potem jeszcze jeden, i jeszcze.
Dziękuję wam „przyjaciele”. Dziękuję. Wiecie co? Do kompletu
zabrakło mi tylko stwierdzeń typu: „oto wyszło szydło z worka”,
„oto er jak cała reszta facetów – ciapa, mazgaj, pieniacz, nie
wart zaufania, rozchwiany emocjonalnie typ”, czy też gwoździa do
trumny: „teraz wiemy dlaczego go zostawiła”. Czułem się
samotny i porzucony. Czułem się nic nie wart. Ale dzięki wam
poczułem to wszystko lepiej, dosadniej. Dziękuję. Poznałem was
„przyjaciele”. Poznałem w biedzie. Nie, nie wylewam tu żali.
Nie, nie szukam pocieszenia czy litości. Absolutnie! To by uwłaczało
mojej godności osobistej. To by uwłaczało mojemu honorowi. A że
jestem honorowy to wiecie, a jeżeli nie wiecie – to się dowiecie.
Chciałem tylko podziękować. I jeżeli mogę to chciałbym poprosić
tylko o jedno. Jakbym jeszcze kiedyś miał chwile gdy zgubię sens
życia to napiszcie: weź się ogarnij. Tak, to jest najlepsze co
może usłyszeć człowiek w takiej chwili. Weź się ogarnij, czy
też weź się w garść. To chcę usłyszeć. Weź się w garść
mówcie każdemu kto się pogubi. I nie wierzcie mi. Nie wierzcie mi.
Bądźcie czujni. Nie ufajcie. Kierujcie się rozumem – nie sercem.
I
tyle. Nie będę się więcej mądrzył. Niech wypowie się ktoś
kogo studiuję od roku. To taka moja biblia. Biblia w której
odnajduję potwierdzenia tego w co już wiem i od dawno w to wierzę
i odnajduję to czego nie wiedziałem a w co wierzyć zaczynam.
W
waszym społeczeństwie jest nie do pomyślenia, aby ktoś chciał
umrzeć. Pogodzić się ze śmiercią jest bardzo nie w porządku.
Ponieważ sam nie chcesz umierać, trudno ci zrozumieć, że ktoś
inny może tego pragnąć – bez względu na okoliczności. Jednak w
wielu sytuacjach śmierć jest lepszym rozwiązaniem – potrafiłbyś
sobie je wyobrazić, gdybyś tylko zechciał to rozważyć. Ale
prawdy takie jak te jakoś ci umykają – nie należą do tych,
które same się narzucają – gdy spoglądasz w twarz umierającej
osobie, która postanowiła odejść. Ona zdaje sobie z tego sprawę,
wie, że nikt z zebranych u jej łoża tej decyzji by nie
zaakceptował. Gdyby oświadczyła - „Po prostu chcę umrzeć” -
dopiero by się jej dostało. „Chyba nie mówisz poważnie”,
„Przestań tak mówić”, „Zostań, proszę, nie zostawiaj
mnie”. Lekarzy szkoli się, aby utrzymywali ludzi przy życiu, nie
uczy się ich zapewniania ludziom spokoju, aby mogli godnie umrzeć.
Musisz wiedzieć, że dla lekarza zgon oznacza porażkę. Dla
przyjaciela czy krewnego jest nieszczęściem. Tylko
duszy śmierć przynosi ulgę – wyzwolenie. Najlepiej
możemy przysłużyć się umierającemu pozwalając mu spokojnie
odejść – a nie każąc mu „się trzymać”, trwać w
cierpieniu albo martwić się z tobą w tej przełomowej chwili.
Przez całe życie utożsamiasz się z ciałem. Są chwile, kiedy
myślisz, że ty to twój umysł. Jednak dopiero kiedy umierasz,
poznajesz swą prawdziwą istotę.
Dusza
doskonale wie, że jej zadaniem jest ewoluowanie. Nie obchodzą jej
dokonania ciała czy rozwój umysłowy. To sprawy dla niej bez
znaczenia. Dusza pojmuje też wyraźnie, że porzucenie ciała nie
jest wielką tragedią. Pod wieloma względami tragedią jest bycie w
ciele.
I
powiem tylko od siebie na koniec. Tak, jestem Pępkiem Świata.
Jestem Pępkiem Świata!!!!
*za
tydzień bawię się w Kazimierzu Dolnym więc wielce prawdopodobne
że notki nie będzie.
Nie wiem, co napisać Er. Pierwszy raz chyba tak bardzo nie wiem, co napisać. Niby początkowa część notki napawa mnie optymizmem, cieszę się, że ja, między innymi, jakoś się przydałam, ale ta druga... Nie wiem, co o niej myśleć. Nie wiem, co chcesz nam przekazać. Póki co, liczę na jakąś notkę po Kazimierzu, o tym, że bawiłeś się wyśmienicie i że w ogóle było super. Trzymaj się Er.
OdpowiedzUsuńPunkt widzenia zelezy od punktu siedzenia.
OdpowiedzUsuńKażdy normalny wrażliwy człowiek -kiedy widzi krzywdę swojego przyjaciela ,budzą się w nim emocje. To zupełnie zdrowe .
Nie każdy z nas jest wyciszony i potrafi zachować dystans do sytuacji.
Dystans do Ciebie.
Być może gdybym była obca zajrzalabym tu i zostawiła komentarz w stylu : "Trzymaj się. Będzie dobrze. Dopieprz mu i walcz o swoją kobietę " i poszlabym sobie.
Kiedy jednak widzę,że mój przyjaciel jeczy jak narkoman proszacy o kolejną działkę która go upodli jeszcze bardziej, wciągnie spowrotem w syf z którego się wydostal..
To mówię :kurwa nie wierzę. Mówię weź się ogarnij. To mocno na Ciebie krzyczę a później mocno Cię przytulam.
Zastanów się czy to Ty nie wbijasz może w plecy przyjaciół im, którzy na swój sposób chcieli Ci pomóc. Na swój. Nie na Twój.
Każdy cpun wolalby działkę niż umoralniajace kazanie.
Każdy hazardzista gotówkę do ręki na kolejną partię.
A każdy ze złamanym sercem chcialvy mieć gwarancję i usłyszeć ze wróci i poczuć ulgę.
" Tylko duszy śmierć przynosi ulgę – wyzwolenie. " A dusza potrafi cholernie boleć, tak bardzo, że juz myślisz - niech to sie skończy. dzieci ? duże, poradzą sobie. Przyjaciele - będą mieć wspomnienia. Świat będzie dalej istniał, a Ziemia będzie krążyć. I dochodzi się do ściany - po co ? na co ? dla kogo ? Albo na tej ścianie będzie odpowiedź, albo nie
OdpowiedzUsuńtym razem no comment...
OdpowiedzUsuńPrzyszłam do ciebie bez broni :)
OdpowiedzUsuńWiem Er jak to jest być porozrywanym strzępem człowieka...wiem jak to jest, kiedy traci się kogoś z kim stanowiło się jedność... Wiem jak boli takie rozdzielenie. Na zabliźnienie tego rodzaju ran potrzeba więcej czasu niż rok, czy półtora roku. U mnie trwało to około dwóch lat...I wcale nie jest powiedziane, że kiedy się zabliźnią to przestaną boleć. Nie raz zarwą w najmniej spodziewanym momencie.
Czy pomyślałeś Er o tym ,iż reakcja Twoich przyjaciół wynikała ze strachu o Ciebie. Może udzielił im się Twój niepokój ,żal i ból...A może po prostu stałeś się kimś ważnym w ich życiu i chcieliby żebyś był... Cóż Er mamy wolną wolę - Ty zdecydujesz co dalej.
Chcę Ci jeszcze powiedzieć , że i dla mnie stałeś się kimś ważnym. Twoja nie przyjaciółka Asia.
piękny wpis o śmierci. towarzyszyłam kilku osobom ( w tym mojej babci, ktra umierała na raka i mieszkała u nas), w tym najbliższym przy tym niesmowitym i magicznym momencie. śmierć nie jest straszna. śmierś tylko dla nas bliskich trochę wydaje się straszna poniewaz cierpimy po stracie bliskiej osobie. dla samej umierającej jest wyzwoleniem i ulgą od cierpień. jest bramą, przejściem w innym lepszy wymiar.
OdpowiedzUsuńw szpitalu masz racje lekarze traktuję bezduszne i przedmiotowo umierających czesto zero poszanowania ich godności i ich ciała po śmierci. kiedyś leżałam w szpitalu i na sali ze mna babeczka która umarła. nie było przy niej absolutnie nikogo poza mną no więc usiadłam przyniej wzięłam ją za rękę śpiewałam jej modliłam się i mówiłam do niej. tak by nie czuła się sama. personel tylko zajrzał.....zakręcił jej tlen. a dopiero po kilku godzinach zabrali ciało.
Dawno mnie tu nie było, bo jakoś ogólnie bywam wszędzie mniej..
OdpowiedzUsuńEmocje twoje zrozumiałe, żal, dół i wkurwienie też.. I nikt na to nic poradzić nie może, bo cokolwiek napisać ty pewnie i tak inaczej odczuwasz, co innego byś chciał usłyszeć... sama stałam się taką ciut skorupą emocjonalną, staram się za bardzo w głąb siebie nie zaglądać, bo boję się, że to co tam znajdę przewróci mnie. A życzyć ci "wzięcia się w garść" baa.. jakby to było takie łatwe, to dałbyś radę bez życzeń :)
Ja w takiej sytuacji jak twoja, przy takich odczuciach, to życzyłabym sobie bym umiała odpuścić, bym przestała się emocjonalnie nakręcać, wysiąść z tej karuzeli i ocalić swojej serce. I.. uwierz mi WIEM jakie to trudne.
Na temat śmierci i życzenia jej sobie tez nawet kiedyś napisałam, bo ja tego nie rozumiem. zrobiłam nawet coś w rodzaju zapytania co kto sadzi.. i zdziwiło mnie jak wiele osób uznało śmierć za wyjście z sytuacji. I to nawet nie ostateczne, a jedno z równorzędnych. Dla mnie śmierć z własnego wyboru zawsze była trochę tchórzostwem, choć to tez zależy od sytuacji. Chodzi mi o taką śmierć, która jest po prostu ucieczką, po której zostaje ktoś inny z poczuciem winy, albo z problemami jakie dostaje w spadku. Pewnie zezłościsz się na mnie za takie tu blubranie..
Loonei