Tak
na początek zauważam że nie wszyscy chyba połapali się czego a
raczej kogo dotyczyła historyja z życia wzięta z ostatniej notki.
Otóż to nie narrator czyli ja był jej głównym bohaterem. I nie
głównemu narratorowi czyli mi należały się jakieś tam słowa
uznania czy pochwały. To nie ważne. Ważne w historyji z ostatniej
notki było zachowanie tego młodego człowieka. A najważniejsze
było to że po wszystkim pogonił jeszcze za mną by podziękować.
Tego właśnie dotyczyło ostatnie pytanie Dobre?
Co?
poprzedniej notki. Jeszcze dzisiaj na wspomnienie tego faktu
uśmiecham się z niedowierzaniem. I tak sobie myślę że mogłem
wziąć do niego jakiś kontakt bo chętnie bym się z nim teraz
spotkał, pogadał.
Pomyślałem
sobie ostatnio że mój dobry nastój odbiera mi dobre pisanie. Jakoś
tak nudą wieje. Nie ma jakiegoś takiego poruszenia, jakiegoś
takiego przekazu, jakiegoś takiego sensu. Brak stylu. Brak stylu z
którego jakby na to nie patrzeć – sam byłem zadowolony. Lipiec
się kończy, przyjdzie jesień, wieczory zrobią się dłuższe,
będzie szarzej i smutniej to może wróci moja nostalgia, wróci mój
żal, smutek, rozgoryczenie i może wówczas wrócę do dobrego
pisania. Póki co nastrój pozytywnego myślenia pozostaje. I jeżeli
nawet tak jak wczoraj dopada mnie wkur...wienie to nie przejmuję się
tym. Nie rozpamiętuję, nie wyolbrzymiam. I nawet jeżeli tak jak
wczoraj ze sterty przemyśleń i analiz jawi mi się obraz niezbyt
budujący moje ego to tym też się nie przejmuję. Moje wczorajsze
przemyślenie. Hmmmm. Już kiedyś o tym pisałem obszerną notkę.
Ale co z tego wczorajszego przemyślenia? Jakiś smutek? Nie. Jakaś
rozpacz? Absolutnie. To co? Nic. Widocznie tak już ma być, czy też
– jest. Widocznie dla kobiet ja, jako facet nie istnieję. Tzn
istnieję. Jednak nie fizycznie, nie cieleśnie, nie seksualnie.
Istnieję tylko w wymiarze duchowym. Istnieję jako rada, jako dobre
słowo, jako pomoc, jako odskocznia od tych fizycznych, tych
cielesnych, tych seksualnych. No właśnie. Może ja właśnie jestem
taką odskocznią? Może ja jestem takim azylem? Azylem gdzie można
porozmawiać, powymieniać poglądy, może znaleźć radę czy
wsparcie. Gdzie wpada się na chwilę dla oderwania od tej fizycznej,
tej cielesnej, tej seksualnej codzienności. No cóż, pewnie coś w
tym jest. Widocznie dla znajomych, nieznajomych, koleżanek, nie
koleżanek, przyjaciółek, nie przyjaciółek jestem tylko
spowiednikiem. Może ja powinienem był zostać jakimś księdzem czy
jak? Ale jest jednak coś oprócz tego NIC z moich wczorajszych
przemyśleń. Otóż rozgryzłem to. Już wiem o co chodzi. Chodzi o
to że ja jestem facetem innego gatunku. Gatunku który już wyginął.
A sęk w tym że kobiety mojego gatunku już niestety wyginęły
całkiem. I ich już nie ma. A jeżeli jakieś jeszcze są to
pochowały się gdzieś głęboko, gdzieś daleko. Te które zostały
są gatunku innego. Nie - nie gorszego. Nie – nie słabszego. Po
prostu innego. I właśnie dla tych które zostały brak mi cech
które je pociągają. Nawet jeżeli cechy które mam są iście
królewskie. To nic. One tego nie potrzebują, one tego nie szukają.
Przecież taka owieczka czy kózka nie pójdzie za lwem choćby lew
ten królem był wszelkiego stworzenia. To nie dla nich. One będą
szukały swojego baranka czy też innego capa ( bez obrazy dla nikogo
). Bo to jest ich gatunek. To jest to co znają, to jest to o czym
wiedzą. A lwa? Lwa to mogą się co jedynie wystraszyć. Otóż to.
One się boją. One się boją lwa. Boją się że z lwem i przy lwie
będą musiały być równie królewskie. Boją się że będą
musiały wejść dalej, wejść wyżej, wejść mocniej. I będą
musiały trzymać ten wysoki poziom. A to nie jest łatwe. To nie
jest proste. Tym bardziej jeżeli nie ma się tego w cechach
gatunkowych. Więc prościej, więc łatwiej, więc wygodniej znaleźć
sobie swojego baranka czy też innego capa ( bez obrazy dla nikogo ).
Tylu ich zresztą wkoło, zawsze można zmienić na innego baranka
czy też innego capa ( bez obrazy dla nikogo ). Lepiej nie wchodzić
na salony. Lepiej zostać w korytarzu z którego blisko do drzwi w
razie jakby co. Lepiej zostać w korytarzu z którego zawsze łatwo
uciec. I jeżeli w tym korytarzu nawet ciasno, jeżeli nawet trochę
zalatuje to nic. Ten korytarz znają, ten korytarz jest ich. Nie
wejdą na salony. Nie zrobią kroku naprzód. Nie znają tego. I choć
wiedzą że tam, na tych salonach pięknie jest i ładnie, i czysto,
i obszernie to nie wejdą tam. Wolą ten swój przedsionek. Więc gdy
otworzę te drzwi do salonu, gdy nawet zaproszę, gdy nawet zajrzą
przez uchylone drzwi to zaraz uciekają z obawy że to nie, to nie
ich świat. I może nawet zapytają jak tam na tych salonach, a czy
pięknie, a czy ładnie, a czy czysto, a czy obszernie? Ale tylko
zapytają. Zaraz potem wracają do swojego przedsionka. I może nawet
czasem zapukają ponownie do drzwi by znowu zapytać jak tam na tych
salonach, a czy pięknie, a czy ładnie, a czy czysto, a czy
obszernie? Ale to tyle. Te opowieści im wystarczą. Potem znowu
wracają do swojego przedsionka. Tak właśnie rozgryzłem to dnia
wczorajszego. I czy smucę się tym? Nie. Jedynie co to uśmiecham z
przekąsem pod nosem. Widocznie tak ma być, czy też jest. Zostanę
sobie samotnym lwem na salonach. Bo jeżeli dla ucieczki przed
odosobnieniem miałbym zostać barankiem czy też innym capem ( bez
obrazy dla nikogo ) i wyjść z salonu na korytarz to wolę już tą
moją samotność na salonach. Czasem tylko wpadnie jakaś zabłąkana
owieczka czy też inna kózka by posłuchać opowieści jak to
pięknie, jak to ładnie, jak to czysto, jak to obszernie być może.
I tyle. W przerwach między tymi opowieściami pozostanę sam.
Samotny lew na salonach. A czym jest ta moja samotność na salonach
to o tym następną razą bo to też już rozgryzłem.
A
we wtorek wieczorem, tak w samym centrum stolcy kraju naszego
pięknego, tak dokładnie to nad placem Zawiszy, dobiegło mnie
wołanie mew. Skrzeczały tak jak to tylko mewy skrzeczeć głośno
potrafią. Tak – pomyślałem – czas nad morze. Woła mnie. Już
czas. Niech tylko przejdą te deszcze niespokojne co potargały sad i
jadę. Już czas.
P.S.
I jak Szemrząca słusznie zauważyła już czwórka z przodu. Ja
pierdzielę do czego człowiek doszedł. Do czego doszedł. Czwórka
z przodu.
tak sobie czytam, tak sobie czytam i myślę, tak sobie czytam i myślę z perspektywy i salonu i przedsionka, bo oba te pomieszczenia znam, że Twój pogląd nie do końca jest sprawiedliwy, bo nie znasz "tego"przedsionka... być może o nim wiesz, być może nawet tam chwilę byłeś, ale jak zauważyłam chwilę... więc czy sprawiedliwym by było powiedzieć Ci, że traktujesz kogoś na chwilę wychodząc z niego? że traktujesz go dla odskoczni od tych luksusów i przepychu na salonach?... z pewnością nie... na salonie to ty dyktujesz warunki na jakich ktoś wchodzi... czy jako gość, czy przyjaciel, czy kochanka i kiedy nie ma jasno określonych zasad owieczka wejdzie nawet zaproszona i co dostanie?... coś czego nigdy nie widziała, coś czego się boi, coś co jest tylko jej wyobrażeniem, ale dalej nie wie czego może dotknąć ,a czego nie,gdzie może usiąść i czuć się swobodnie, a gdzie lepiej nie wchodzić... nigdy tego nie miała więc skąd ma wiedzieć?... a czy Tobie wchodząc do śmierdzącego przedsionka nie byłoby łatwiej gdybyś znał drogę, zasady poruszania się, granicę za które lepiej nie wchodzić, żeby nie wdepnąć w przysłowiowe gówno?... 14lat temu weszłam w zupełnie inny świat, w którym musiałam się uczyć na nowo wszystkiego... musiałam się nauczyć na nowo oddychać, chodzić, rozmawiać i czuć... zaczełam wychodzić z tego obszczanego przedsionka i jedyne co pamiętam to upór i strach... codzienne i mozolne powtarzanie sobie ok, dzisiaj to 1cm, jutro może dasz radę dwa... nie skacz na główkę do wody, bo kurwa nie umiesz pływać... po roku przyszło coś co mnie złamało... raz... po następnych 4 już myślałam, że potrafię chodzić, oddychać, pływać nawet i dostałam strzała po raz kolejny, upadłam z takim hukiem, że gdyby nie tacy jak ja, ci którzy wyszli z tego obszczanego przedsionka, dzisiaj bym już nie żyła, albo mogłabym przysyłać pozdrowienia z sanatorium dla obłąkanych... podniosłam się i z tego... i kiedy minęło 8 lat odkąd otworzyłam drzwi na salony, kiedy już twardo stąpałam po ziemi, kiedy już widziałam, już miałam zarys tego mojego cudnego salonu, dostałam strzała po raz 3, który złamał mnie jako człowieka, kobietę, przyjaciółkę... umarłam... poskładali mnie ci z zaszczanego przedsionka i ciągnęli mnie milimetr po milimetrze przez ten zaszczany przedsionek, ten pierdolony korytarz życia do salonu, bo ja sama nie potrafiłam, nie umiałam, jedyne co miałam to wiara w nich, bo nawet w siebie nie wierzyłam... i w tym momencie bardzo mnie zabolała ta notka,c hociaż nie o mnie i nie do mnie... ale siedzę w tym swoim wycacanym salonie tak sobie myślę, że to czas oddać komuś to, co ja dostałam od Tych z tego pieprzonego przedsionka... staram się nie oceniać, ale jest mi trudno, więc jako ta patolka z przedsionka powiem Ci Eru, że to nie fair,to bardzo nie fair z tego korytarza zaprosić kogoś do salonu, pokazać mu te wszystkie porcelany, srebra i inne luksusy, a później kiedy się boi, bo nigdy nie mógł nawet o czymś takim marzyć, kiedy ucieka ze strachu, że nie sprosta, zostawić go i kopnąć za te pieprzone drzwi... czasami urażone męskie ego nie jest warte tego, by przekreślać człowieka... więc ja dzisiaj pójdę z tego mego wycacanego salonu i będę ciągnęła choćby milimetr po milimetrze, bo nikt takiej drogi nie przejdzie sam... i kto jak kto, ale ja to wiem i ci z zaszczanego przedsionka też...
OdpowiedzUsuńidealnie to ujęłaś. ale czasem robi się wszystko jedno czy to przedsionek czy salon czy piwnica. byle tylko do przodu bez względu na wszystko. porcelany i srebra nie są kuszące.....ale skóra z lwa jako dywan bardziej;P;p;p;p
Usuńoczywiście Er żarcik taki drobny;P;P;P;P;P
czasem warto stłuc porcelanę by zdobyć to czego się chce.
ja też dostawałam strzały. straszne rozwalające wszystko ale kiedy stawałam na nogi to coraz bardziej bezwzględnie po trupach do celu
Bardzo się cieszę ze dobry nastrój Cię nie opuszcza.
OdpowiedzUsuńZe tę klubowe zachwiania, Ze nawet to że dochodzi są do takich wniosków jak tu teraz w tej notce nie sa w stanie zepsuć Ci humoru.
I że to stan a nie chwila.
a ja lubię to takie twoje pozytywne pisanie.
OdpowiedzUsuńkiedy pisałeś o tym jak traktują cię kobiety czułam się jakbyś pisał o mnie. mnie faceci tak samo traktują jak ciebie kobiety. albo jak kumpla go pogadania na chwilę pożartowania i do widzenia. al;bo boją się podejść i spierdzielają od razu. drzwi i droga ewakuacyjna byle była blisko.
ale to też jakoś teraz specjalnie mnie nie martwi.
już 4 z przodu?
Dobrze piszesz, tak jak piszesz, w tym dobrym nastroju.
OdpowiedzUsuńA wizja Era jako lwa salonowego podoba mi się. I życzę z całego serca, żeby na Twój salon trafiła jakaś sensowna lwica. Może tylko ma jeszcze kawałek sawanny do pokonania.
Trzymaj się.
Przeczytałam lub usłyszałam kiedyś gdzieś: "obyś miał ciekawe życie!" i Wiem juz, ze to przekleństwo. Kto chciałby mieć zycie jak w filmie? Taki film ciekawy jest, jak się sporo dzieje, najczęściej strasznego! Owszem...filmy są też różne...taka komedia romantyczna, nie byłaby zła?
OdpowiedzUsuńTak sobie myślę, że nawet jak jestes z gatunku na wymarciu, to jest możliwe, bardzo mozliwe, ze gdzies jest samica z tego gatunku, która uważa podobnie.. która by pasowała Tobie, a której moze nie znajdziesz, nie spotkasz, moze nawet nie dlatego, ze w nią nie wierzysz, tylko.. że nawet jak ją zobaczysz, nie dasz szansy, albo z góry nie uznasz za odpowiedni dla ciebie gatunek? Pewnie jak spojrzysz na wspomnienie kobiet jakie spotkałeś w zyciu, były wśród nich też takie, które nie patrzyły na ciebie jak na obiekt aseksualny, ale moze akurat nie od nich chciałeś takiego zainteresowania? Stara prawda: "cały w tym ambaras, żeby dwoje chciało na raz"
podsumowując: lepiej jest mieć dobry humor niż ciekawszy temat (a mnie akurat pozytywne notki pasują) i.... nie stawiaj krzyzyka na gatunku kobiet, miej oczy i uszy otwarte.. a potem otwórz serce :)
Loonei
ja jeszcze nie wyginęłam.
OdpowiedzUsuńmam wrażenie, że mężczyźni:
1. traktują mnie jedynie jako "element", który trzeba ominąć aby się z tymże "elementem" nie zderzyć na chodniku, czy w korytarzu. niekiedy też można z tymże "elementem" porozmawiać chwilę wesoło. i tyle.
2. nie traktują mnie jak kobietę, z którą można się związać na stałe, na życie... tylko chcą mnie tak na boku jako tą drugą, w skrytości przed oczami innych, tak żeby się nikt ze znajomych nie dowiedział.