Dobro
powraca.
Uczynione
dobre powraca podwójnie.
Zapłaci
za zło.
Wcześniej
czy później los pokarze za uczynione zło.
Takie
to właśnie przekonania krążą. Żyłem takimi to przekonaniami i
ja. Żyłem długo. Całe życie żyłem takimi to przekonaniami. Ale
żyję już na tyle długo, tak dużo już miałem czasu na
przemyślenia, że doszedłem do wniosku, że są to przekonania
mylne. Po co stworzone? Stworzone zapewne po to by dać poczucie
sprawiedliwości. Dać nadzieję, że nasza krzywda nie zostanie
niezauważona. Dać wiarę w to że warto żyć uczciwie, że zło
nie popłaca. Stworzone zapewne po to by pomóc w czynieniu dobra.
Tym którzy czynią to dobro z przekonaniem, że kiedyś do nich
wróci. I nie myślę tu o czystym egoizmie, wyrachowaniu, ale tak po
prostu, po prostu o tych którzy czynią dobro z wiary w to dobro, z
wiary w jego sens, i wiary na końcu, że też ich spotka. Idea
szlachetna, idea słuszna. Są zapewne i inni, których tylko to
przekonanie do czynienia dobra przekonuje. Ci, którzy bez
przekonania tego, może i dobra tego by nie czynili. Bo czyż nie
łatwiej wrzucić ulicznemu biedakowi do puszki gdy wierzysz, że los
odda ci to w przyszłości stokrotnie? Pewnie, że łatwiej. Mi
zdecydowanie łatwiej. Łatwiej żyć, łatwiej przyjmować ten
świat, to wszystko co na nim wierząc, ufając, że dobro zwycięża,
że jest sprawiedliwość na tym świecie. Jednak obecnie nie mam już
w sobie tej wiary. Obecnie uważam, do wniosku doszedłem, że dobro
nie wraca. Dobro przychodzi tak czy inaczej. Bez względu czy należy
się za jakieś wcześniejsze czyny czy nie. Dobro nie wybiera tylko
tych którzy je czynili wcześniej. Dobro nie dba o takie szczegóły.
Więc, jeżeli już mamy zamiar je czynić, to czyńmy je dla samego
czynienia. Nie spodziewajmy się, że kiedyś wróci. Bo nie wróci.
A jeżeli wróci, to nie ze względu na nasze wcześniejsze
działania, a po prostu i tak by do nas przyszło. Dobro nie wraca.
Tak samo jest i ze złem. Czy zło spotyka tylko złych? Nie, spotyka
i złych i dobrych. Świat pełen jest wspaniałych, prawie że nie
świętych, którzy pomimo swojego wspaniałego życia, prawie że
nie świętego życia, nie doświadczają dobra, doświadczają zła,
doświadczają cierpienia. Życie nie ma nic wspólnego ze
sprawiedliwością. Życie, to życie tu na ziemi nie ma być
zbudowane na sprawiedliwości. Zresztą, czym jest sprawiedliwość w
tym naszym ludzkim pojęciu. Ilu ludzi tyle pojęć sprawiedliwości.
Czy więc mamy prawo, my ludzie, wymagać tej sprawiedliwości tu i
teraz. Co dla jednego jest nagrodą dla innego może być karą.
Myślę, że ze sprawiedliwością trzeba jeszcze trochę poczekać.
A życie tu i teraz pełne będzie i dobra i zła, tak samo dla tych
którym się należy i tak samo dla tych którym się nie należy.
Czy mam zamiar zatem powiedzieć, że nie warto dobra czynić? Nie,
nie mam takiego zamiaru. Zamiar mam powiedzieć, że czynić je
należy dla samego czynienia. Bez oczekiwania że wróci. I zamiar
mam powiedzieć, że zło do tych złych kiedyś też nie wróci.
Całe to nasze tu przebywania sprowadza się do jednej prostej
decyzji – co czynisz. Co czynisz gdy spotykasz życie. Stajesz w
momencie wyboru – co czynisz. Każdy z nas dostał dar wolnej woli.
Może uczynić dobro, może wyrządzić zło. I tyle. Ani nie ma tu
za to nagrody, ani nie ma kary. Już to kiedyś pisałem – Hitler
poszedł do nieba tak jak święty Antoni. Jedyne co, to temu
pierwszemu trudniej spojrzeć w oczy milionom które trafiły tam
przed nim. A święty Antoni nie kończył życia w luksusach. Tak to
właśnie widzę, dobro nie wraca, kara za zło nie grozi.
W
codzienności jak to zwykle zwykło bywać po tym jak napisałem, że
ranki piękne ze słońcem – ranki piękne ze słońcem się
skończyły. Nie wiem czy to przez tą zmianę czasu czy coś innego
ale się chyba słońce obraziło i nie chce godzinę wcześniej
wstawać i suma sumarum nie wstaje wcale. Choć dzisiaj wstało, było
dzień cały i był to dzień piękny. Co też skończyło się
przedświątecznymi porządkami z myciem okna włącznie. A jeżeli dodać do tego sporej ilości stado żurawi które ujrzałem po wyjściu z klatki krążące tuż nad blokami, można by rzec wiosna już. Niestety. Koniec
kwietnia a zimno ciągle trzyma. W czwartek śnieg padał, i nie
wiem czy padać jeszcze nie ma zamiaru. Cierpliwie i nadzwyczaj
pokornie znosiłem te chłody ale i moja pokora ma swój limit.
A
wtorkowy solenizant wypadł nadzwyczaj miło. Poczułem, nie wiem jak
to określić, ale takie coś jakbym był ważny. I co ciekawe
spotkało mnie to od tych od których się nie spodziewałem.