sobota, 17 marca 2018

Ścieżka 489 Do przodu

Idę. Idę sobie jak co tydzień chodnikiem do sklepu. Z naprzeciwka idzie pan ze szkrabem. Na oko tak cztero, pięcio letni - szkrab dla jasności – nie pan. Chyba ćwiczy, czy też pokazuje jakieś ciosy karate - szkrab dla jasności – nie pan. Pan idzie normalnie, jak to pan, bez jakichkolwiek zbędnych emocji, trzyma tylko tego szkraba za rękę pewnie. Jesteśmy coraz bliżej. Już się mijamy. 
- Kocham cię tato – mówi szkrab gdy są już obok.
Pan dłonią przytula głowę szkraba pewnie do swojej nogi i idą dalej.
Idę. Idę sobie na pociąg. Ciemno. Chłodnawo ale nie zimno. Z naprzeciwka idzie koleś i ciągnie walizkę. Ciągnie ją chwytem pewnym. Skupiony na drodze. U drugiej zaś strony wisi mu dziewczę jakoweś. Dziewczę wierci się, gibie na wszystkie strony, ręką wolną macha, zagląda kolesiowi w oczy, i oczywiście ciągle coś trajkocze. Zupełnie nie zwraca uwagi na to gdzie idzie, jak idzie, co idzie. Gdyby nie było kolesia obok na bank zaraz by wlazło na coś lub się o coś wyglebiło. Koleś idzie zaś prosto. Jakby niewzruszony, jakby wyłączony. Są już praktycznie na wyciągnięcie ręki. Dziewczę gibie się i trajkocze nic absolutnie poza tym trajkotaniem nie dostrzegając. Spoglądam na kolesia. Skoncentrowany, czujny, obserwuje kolesia z naprzeciwka. Kolesia z naprzeciwka znaczy się mnie. Poszli.
I tknęło. Nie wiem skąd, nie wiem dlaczego ale przyszedł mi na myśl taniec na rurze. Nigdy nie zrozumiem logiki swoich skojarzeń, nigdy nie pojmę skąd u mnie pewne myśli, jest to zagadka wielka. No więc zagadkowo ale przyszło mi wówczas to na myśl. I pomyślałem sobie, że to chyba tak właśnie jest. Co jest właśnie, że ten taniec na rurze taki nie to, że popularny, ale jakby to rzec, taki kojarzący się ze stosunkami damsko – męskimi. Dla jasności – nie lubię, czy też nie widzę w takiej formie ćwiczeń jakiejś nadzwyczajnej emocji, no ale widocznie coś w tym jest, skoro istnieje, i skoro trzyma się nawet mocno. No więc co też takiego w tym tańcu na rurze, czy właściwiej, przy rurze jest? Wymyśliło mi się mianowicie, że facet to, za przeproszeniem, taka rura. Mocna, stabilna, sztywna, prosta, twarda, niewzruszona, taka niezachwiana, znaczy się pewna, podpora. A kobieta? Kobieta zaś może przy rurze tej ( znaczy się facecie ) robić te swoje wygibasy, dziwactwa, figury. Może trajkotać, może nie zważać na wszystko wokół, może nie dostrzegać tego - co nadchodzi z naprzeciwka. Może być - sobą - chyba?
W codzienności przez pierwsze dni tygodnia miałem nawet piękny widok na wstępujące w wschód słońce gdym spoglądał za okno niedobudzonymi po przebudzeniu oczyma. Tak w ogóle to w pierwszy piątek marca zgasło światło na peronie gdym oczekiwał na lokomotywę rankiem. Jakiś tydzień późnień zgasło i na ulicznych latarniach gdym na peron ten rankiem zmierzał. Rankiem więc widno już jest. Iiii ptaki zaczynają. I zdawało mi się, że żurawie słyszałem gdy biegłem tydzień temu do miasta ze wsi, a może mi się tylko zdawało? I rybitwy już są, dziś je słyszałem na bank, tego akurat pewien jestem. I motóry wyległy w ubiegłą niedzielę na ulice gromadnie. I GP rusza, z racji czego mam popołudnie jutrzejsze zaplanowane. Zmierza wszystko chyba w dobrą stronę? Chyba. Bo potem widok na wstępujące w wschód słońce się skończył. Jeszcze potem znaczy się wczoraj chwycił mróz i śnieg spadł. Pisałem ostatnio jakie to wszystko zmienne. No właśnie – jakie zmienne. Tydzień temu biegałem w hmmm spodenkach, a dzisiaj ... I jakie niepewne. Pewne sprawy można planować, z pewnymi ludźmi coś, gdzieś się umawiać, a potem, nie wiem czy z racji tego śniegu i mrozu, ale pieprzone 504 notuje pół godziny spóźnienia i jeden ten szczegół, plany burzy. Tak właśnie można planować przyszłość. Można iść na pociąg powrotny i można potem na Centralnym stać w zimnie, stać w niewiedzy, stać i czekać nie wiadomo na co. To co zastałem wczoraj na tym pieprzonym Centralnym wytrąciło mnie z równowagi. Wytrąciło tak, że ciągnie się do dzisiaj. Już z samego jego wyglądu, z samego chłodu który bije z betonowych jego murów, nie lubię tego dworca. A gdy na dodatek spędzam na nim długie minuty czekając na nie wiadomo na co tracę do siebie szacunek. Tak więc przez pieprzone 504 nie wypaliły plany, a przez na Centralnym sajgon wróciłem do domu i późno i zły. Kiepski koniec codzienności to był. I kiepski dziś jest. Dobrze, że choć kochane słońce dopisuje. Miło było dziś biegać gdy raziło oczy tak, że aż do bólu. Apropo, znowu trzeba ubierać dużo ubranka na bieganie, w tym też kominiarkę. I tak już wcześniej jak ją ubierałem coś mnie nurtowało. Jakaś taka myśl nieodnaleziona. Coś tak mi nie pasowało. I dzisiaj, dzisiaj gdy ją ponownie założyłem myśl tą odnalazłem. Gdy spojrzałem w lustro, gdy spojrzałem w te w nim oczy, zobaczyłem, że mam ładne oczy. Wiem jak to zabrzmi – ale mam ładne oczy. Trochę smutne – ale ładne.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz