niedziela, 13 maja 2018

Ścieżka 497 Do przodu

Znowu wracam z Łazienkowskiej na tarczy. Przykre. To już drugi raz w ciągu paru tygodni. Jak tam siedziałem, jak patrzyłem jak grają, to tak sobie pomyślałem w pewnym momencie czy ja na pewno jestem gotowy na wygraną Górnika przy Łazienkowskiej? Taka refleksja. Niby jadę tam by zwycięstwo takowe ujrzeć, a jednak w podświadomości czai się myśl, że to chyba za dużo. Za dużo szczęścia jak na chwilę obecną. Przecież jeszcze rok temu tułali się gdzieś na przedpolu I ligi mylnie zwanej ekstraklasą bez szans praktycznie na awans. Więc nie za dużo tego szczęścia na raz? Już bym chciał wygrywać przy Ł3? Gdy jechałem dzisiaj na tą Łazienkowską odwołali pociąg. Następny był pośpiech z Terespola. Ludzi trochę się nazbierało, każdy czai się na miejscówkę. Ja oczywiście powoli, wyczekuję, wstaję gdy wjeżdża na peron i oczywiście drzwi wagonu zatrzymują się dokładnie przede mną. Wchodzę i staję obok ostatniego wolnego miejsca. Ale co robię. Nie siadam oczywiście. Ja oczywiście myślę czy nie za dużo szczęścia. Czy w tym zapchanym za chwilę wagonie nie będzie kogoś, komu miejsce siedzące przyda się bardziej. Podchodzi dziewczyna. Stoję, czekam aż usiądzie. Przecież to kobieta, kobietom miejsca się ustępuje. Patrzę na nią gdy już siedzi. Kobieta? Raczej dziewczyna. Mógłbym być jej ojcem chyba nawet. Moje nogi styrane życiem są zapewne dużo bardziej. Ale stoję, całą następną godzinę stoję, bom przecież mężczyzna, no i przecież za dużo szczęścia bym tak siedział jak hrabia. Nie godzi się. Myślałem też ostatnio o totolotku. Tak myślałem czy ja na pewno gotowy jestem na tą wygraną? Gram, puszczam losy, śledzę wyniki ale czy na pewno chcę wygrać? Może ja tak naprawdę nie chcę wygrać? Może to za dużo szczęścia by było? Słyszałem kiedyś o takiej to teorii o ludzi ocalonych. To się podobno „syndrom ocalonego” nazywa. Chodzi o to, że podobno ludzie ocalali z jakichś tragedii, jakichś katastrof nie potrafią potem żyć. Gdy ktoś, ktoś jeden przeżywa dajmy na to z katastrofy lotniczej w której zginęli wszyscy pozostali, zaczyna rozmyślać dlaczego on. Dlaczego on jeden ocalał? I zaczyna czuć się nawet winny. Nie potrafi odnaleźć się w dalszym życiu. Nie potrafi zrozumieć otrzymanego ocalenia. Niby powinien być szczęśliwy a nie jest. Zastanawiam się czy nie mam czegoś w tym stylu? Czy umiałbym żyć z tą myślą, że to właśnie ja wygrałem? Mieć tą świadomość, że miliony ludzi mają dużo większe potrzeby, a to wyjątkowe szczęście spotyka właśnie mnie? Ze szczęściem trzeba umieć żyć. Trzeba umieć korzystać z bogactwa. W mojej niedużej bądź co bądź wsi ujrzałem ostatnio zaparkowanego rojsa. Nawet na naszych wiejskich numerach był. To tak apropo pierwszy rojs jakiego ujrzałem zaparkowanego tak o, gdzieś przy ulicy. I tak sobie myślę, czy ja umiałbym, mając tyle kasy by było mnie na takiego rojsa stać, kupić coś takiego? Czy umiałbym z czegoś takiego korzystać? I myślę, że nie umiałbym. Nie umiałbym parkować swoim rojsem obok matizów. Z bogactwa trzeba umieć korzystać. Ja nie umiałbym chyba. Nie umiałbym być tym szczęśliwcem, wybrańcem. Gdy obejrzałem w ostatni piątek całkiem niezły film pt Na skraju jutra, gdy zgasiłem telewizor i światło, gdy położyłem się spać nie wiem dlaczego ale w związku z tym filmem wróciły do mnie wspomnienia minionego dnia. Wspomnienia podzielone jakby na oddzielne życia. Jakby każda spotkana osoba była odrębnym życiem. Jakby była odrębną historią. I patrząc na te odrębne historie, na to co się z nimi wiązało, zobaczyłem jak wiele dobra mnie w nich spotykało. Jakoś tak wyraźnie ujrzałem jak poszczególnym osobom których historie te dotyczyły, jak osobom tym zależało bym poczuł się dobrze, zależało by spełnić moje oczekiwania, bym poczuł się ważny, bym poczuł się … szczęśliwy. I choć było to bardzo miłe, choć było to bardzo radosne zrodziła się w mojej głowie od razu myśl dlaczego. Dlaczego, czym sobie zasłużyłem? Czy nie za dużo szczęścia naraz? Natknąłem się też ostatnio kartkując strony Wróżki na artykuł o karmie. Jakiś tam koleś określał karmę jaką mają ludzie w tym życiu. Co wyczytałem na swój temat? Moją karmą, jaką tam wyczytałem, jest koncentrowanie się na sobie. Mam żyć dla siebie podobno. Czy zatem nie pora zacząć korzystać z życia? Tak samolubnie, tak dla siebie. Nie zacząć korzystać ze szczęścia? Wsiąść do pociągu, zająć ostatnie wolne miejsce i patrzeć na tych co stoją bez skrupułów. Nie czas przyjechać na Łazienkowską po wygraną. Wygrać w lotto, kupić rojsa i delektować się jego widokiem? Ewidentnie nie umiem brać z życia garściami.
Za oknem pociągu ciemność. Zaraz dojadę do wsi. Wrócę do zwykłego mieszkania, do niewygodnego łóżka i zasnę. Jakie życie zastanę jutro?
Jutro o tej porze mam być już w Lizbonie podobno. Ciekawe czy Wenus jaśnieje tam tak mocno jak tu?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz