Po
tych dwóch godzinach lotu. Po tych rozmyślaniach z poprzedniej
notki. Po tym wszystkim zacząłem gapić się w okno. Bo w
przeciwieństwie do lotu tam, podczas lotu do tu, trafiło się mi
miejsce przy oknie. Doskonałe do spania ale jeszcze doskonalsze do
gapienia się. Do gapienia się pod warunkiem, że jest się mną.
Pisze, czy też jak mawiają poprawni: napisane jest ( ja powiadam
pisze ), no więc pisze w Małym Księciu o takich pociągach.
Pociągi te jeżdżą tam i z powrotem, z ludźmi którzy ciągle się
gdzieś śpieszą, i nawet Zwrotniczy nie wie po co. I jak to tenże Zwrotniczy mawia: jedynie
dzieci przyciskają noski do okien. No
więc tak, wychodzi na to, że jestem dzieckiem, czy raczej: jestem
dziecinny. No jestem. Jak ja ten swój nosek przyciskałem do tego
okna. Mocno przyciskałem. Ale czegoś podobnego nie widziałem
wcześniej. I już chyba nie zobaczę. Bo po trzech godzinach lotu,
jak się tak trochę obróciłem przez lewe ramię to mogłem
podziwiać zachód słońca. Jeny jakiż on był cudny. To był
pierwszy zachód słońca który podziwiałem z góry. Jak
niesamowite były szare chmury pode mną podświetlone przez to
słońce nie potrafię opisać. Samolot znajdował się tak jakby
pomiędzy dwiema warstwami chmur. I w pewnym momencie wytworzyła się
taka sceneria, że wypowiedziałem tylko jedno: Booooże. Boże jakiż
ten świat piękny. Boże, jaki cudny, jakiż ten świat jest
wspaniały. To było niesamowite. Te szarobrunatne, deszczowe chmury,
chmury tworzące pode mną kształty niesamowite. Ten płaski, równy
ciąg chmur nade mną, jakby sufit nieboskłonu. I to wszystko
oświetlone wielkim, czerwonym słońcem z tam gdzieś hen daleka.
Nie wiem jak oddać odczucia jakich wówczas doznałem, nie umiem
tego opisać. To było wszystko czego wówczas było mi potrzeba.
Naprawdę, w tamtej chwili nie trzeba mi było nic więcej. Mógłbym
tam, w tym zachwycie pozostać na wieki, mógłbym tam, w tamtym
zachwycie umrzeć. To było tak piękne, tak niesamowite, że
wystarczało za wszystko. Za miłość, za sławę, za pieniądze, za
wszystko, naprawdę za wszystko. Rozejrzałem się po samolocie.
Nikt, naprawdę nikt ( przynajmniej nikt z tych w zasięgu mojego
wzroku ) nie patrzył w okno. I o ile tych po drugiej stronie
korytarza jeszcze mogłem zrozumieć, bo nie mieli raczej szans tego widzieć, to
jednak tych, z mojej strony … gadali, gadali, gadali. Jedynie
dziecinny er przyciskał nosek do okna –
jak powiedziałby Zwrotniczy z Małego Księcia.
A
lot w tamtą stronę, choć nie był zjawiskowy, to też miał swoją
magię. Bo gdy już dolecieliśmy, gdy samolot zaczął składać się
na prawe skrzydło, na to z mojej strony, gdy zaczął to robić,
zrobił to dokładnie nad brzegiem oceanu. I choć w przeciwieństwie
do lotu tu nie siedziałem przy oknie, to mogłem doskonale podziwiać
brzegową linię, fale rozbijające się o brzeg, a potem samą
Lizbonę. To było jakby prezentacja, jakby przedstawienie pt: zobacz
rzesz er co cię czeka. I powiedzieć by można normalna rzecz, ja
powiem jednak, nie, nienormalna. Ja powiem, ja wiem, że to było
specjalnie dla mnie. Bo gdy już lądował, gdy już był tuż nad
ziemią, nagle wzbił się, z trudem bo z trudem, ale wzbił się w
górę. I zatoczył koło jeszcze większe. Koło tam gdzieś hen
kilometry dalej. Koło z panoramą na moją stronę. Mogłem zobaczyć
dalekie klify, dalekie, odległe plaże, miejsca do których z
pewnością bym nie dotarł. Dla mnie te kilometry to godziny drogi,
dla tego samolotu – kwadrans. Wiem, przekonany jestem, że to było
dla mnie, specjalnie dla mnie. A więc to jest Ocean – pomyślałem
– a więc witaj Oceanie.
P.S.
Tak tak. Ale jakby miał trzeci raz podchodzić do lądowania to ykhm
jednak ykhm bym się zaczął denerwować.
W
codzienności właśnie księżyc chwat się mi ukazał. Siedzi sobie
na niebie jak gdyby nigdy nic. A tak dawno go już nie widziałem.
Gdzieś się podziewał przyjacielu?
Wenus
też siedzi. Siedzi jak siedziała. Tam skąd wróciłem siedziała
tak samo. Tam gdzie byłem pojawił się dodatkowo Jupiter.
Przywiozłem go skubańca do tu. Świeci nie gorzej niż ta Wenus.
Piękne jest to dzisiejsze niebo.
A
jutro druga część, czy też dokończenie, kiedyś to się mawiało:
kolejki cudów. Czasy się zmieniły, trochę to już inaczej, ale
mógłby Lech z Legią wygrać, Jagielonia z płocką Wisłą, a
Górnik z Wisłą krakowską. To i Legia by mistrza nie zdobyła, i
Górnik przeskoczyłby obie Wisły, i w pucharach by grał i ogólnie
wszyscy byliby zadowoleni
Zawsze mówiłam ze świat jet piękny tylko trzeba chcieć oglądać go z różnych perspektyw :)
OdpowiedzUsuńja bym podziwiała widoki za oknem :)
OdpowiedzUsuńgdy się wprowadzałam do mojego mieszkanka i zobaczyłam pierwsze zachody słońca - usłyszałam: za jakiś czas ci się znudzi.
no i do dzisiaj mi się nie znudziły :)