sobota, 19 maja 2018

Ścieżka 502 Do przodu

Po tych dwóch godzinach lotu. Po tych rozmyślaniach z poprzedniej notki. Po tym wszystkim zacząłem gapić się w okno. Bo w przeciwieństwie do lotu tam, podczas lotu do tu, trafiło się mi miejsce przy oknie. Doskonałe do spania ale jeszcze doskonalsze do gapienia się. Do gapienia się pod warunkiem, że jest się mną. Pisze, czy też jak mawiają poprawni: napisane jest ( ja powiadam pisze ), no więc pisze w Małym Księciu o takich pociągach. Pociągi te jeżdżą tam i z powrotem, z ludźmi którzy ciągle się gdzieś śpieszą, i nawet Zwrotniczy nie wie po co. I jak to tenże Zwrotniczy mawia: jedynie dzieci przyciskają noski do okien. No więc tak, wychodzi na to, że jestem dzieckiem, czy raczej: jestem dziecinny. No jestem. Jak ja ten swój nosek przyciskałem do tego okna. Mocno przyciskałem. Ale czegoś podobnego nie widziałem wcześniej. I już chyba nie zobaczę. Bo po trzech godzinach lotu, jak się tak trochę obróciłem przez lewe ramię to mogłem podziwiać zachód słońca. Jeny jakiż on był cudny. To był pierwszy zachód słońca który podziwiałem z góry. Jak niesamowite były szare chmury pode mną podświetlone przez to słońce nie potrafię opisać. Samolot znajdował się tak jakby pomiędzy dwiema warstwami chmur. I w pewnym momencie wytworzyła się taka sceneria, że wypowiedziałem tylko jedno: Booooże. Boże jakiż ten świat piękny. Boże, jaki cudny, jakiż ten świat jest wspaniały. To było niesamowite. Te szarobrunatne, deszczowe chmury, chmury tworzące pode mną kształty niesamowite. Ten płaski, równy ciąg chmur nade mną, jakby sufit nieboskłonu. I to wszystko oświetlone wielkim, czerwonym słońcem z tam gdzieś hen daleka. Nie wiem jak oddać odczucia jakich wówczas doznałem, nie umiem tego opisać. To było wszystko czego wówczas było mi potrzeba. Naprawdę, w tamtej chwili nie trzeba mi było nic więcej. Mógłbym tam, w tym zachwycie pozostać na wieki, mógłbym tam, w tamtym zachwycie umrzeć. To było tak piękne, tak niesamowite, że wystarczało za wszystko. Za miłość, za sławę, za pieniądze, za wszystko, naprawdę za wszystko. Rozejrzałem się po samolocie. Nikt, naprawdę nikt ( przynajmniej nikt z tych w zasięgu mojego wzroku ) nie patrzył w okno. I o ile tych po drugiej stronie korytarza jeszcze mogłem zrozumieć, bo nie mieli raczej szans tego widzieć, to jednak tych, z mojej strony … gadali, gadali, gadali. Jedynie dziecinny er przyciskał nosek do okna – jak powiedziałby Zwrotniczy z Małego Księcia.
A lot w tamtą stronę, choć nie był zjawiskowy, to też miał swoją magię. Bo gdy już dolecieliśmy, gdy samolot zaczął składać się na prawe skrzydło, na to z mojej strony, gdy zaczął to robić, zrobił to dokładnie nad brzegiem oceanu. I choć w przeciwieństwie do lotu tu nie siedziałem przy oknie, to mogłem doskonale podziwiać brzegową linię, fale rozbijające się o brzeg, a potem samą Lizbonę. To było jakby prezentacja, jakby przedstawienie pt: zobacz rzesz er co cię czeka. I powiedzieć by można normalna rzecz, ja powiem jednak, nie, nienormalna. Ja powiem, ja wiem, że to było specjalnie dla mnie. Bo gdy już lądował, gdy już był tuż nad ziemią, nagle wzbił się, z trudem bo z trudem, ale wzbił się w górę. I zatoczył koło jeszcze większe. Koło tam gdzieś hen kilometry dalej. Koło z panoramą na moją stronę. Mogłem zobaczyć dalekie klify, dalekie, odległe plaże, miejsca do których z pewnością bym nie dotarł. Dla mnie te kilometry to godziny drogi, dla tego samolotu – kwadrans. Wiem, przekonany jestem, że to było dla mnie, specjalnie dla mnie. A więc to jest Ocean – pomyślałem – a więc witaj Oceanie.


P.S. Tak tak. Ale jakby miał trzeci raz podchodzić do lądowania to ykhm jednak ykhm bym się zaczął denerwować.

W codzienności właśnie księżyc chwat się mi ukazał. Siedzi sobie na niebie jak gdyby nigdy nic. A tak dawno go już nie widziałem. Gdzieś się podziewał przyjacielu?
Wenus też siedzi. Siedzi jak siedziała. Tam skąd wróciłem siedziała tak samo. Tam gdzie byłem pojawił się dodatkowo Jupiter. Przywiozłem go skubańca do tu. Świeci nie gorzej niż ta Wenus. Piękne jest to dzisiejsze niebo.
A jutro druga część, czy też dokończenie, kiedyś to się mawiało: kolejki cudów. Czasy się zmieniły, trochę to już inaczej, ale mógłby Lech z Legią wygrać, Jagielonia z płocką Wisłą, a Górnik z Wisłą krakowską. To i Legia by mistrza nie zdobyła, i Górnik przeskoczyłby obie Wisły, i w pucharach by grał i ogólnie wszyscy byliby zadowoleni

2 komentarze:

  1. Zawsze mówiłam ze świat jet piękny tylko trzeba chcieć oglądać go z różnych perspektyw :)

    OdpowiedzUsuń
  2. ja bym podziwiała widoki za oknem :)

    gdy się wprowadzałam do mojego mieszkanka i zobaczyłam pierwsze zachody słońca - usłyszałam: za jakiś czas ci się znudzi.
    no i do dzisiaj mi się nie znudziły :)

    OdpowiedzUsuń