Ile to rzeczy mam do napisania - już mam je nawet wszystkie w głowie ułożone.
ale,
ale przychodzi chwila i wszystkie one odchodzą na bok.
Niby miało padać, tak przynajmniej pokazywały prognozy, ale jak to ja - prognozy biorę przez palce i jak to ja mądrzejszy jestem - patrzę na niebo i ... padać nie będzie, a jeżeli już popada to ... przez chwilę.
Ludzi wywiało z plaży momentalnie - zostałem praktycznie teoretycznie sam. I się rozpadało. W przyplażowym gastronomiczno badziewiarsko upominkowym centrum znalazłem jakiś daszek, przycupnąłem na dupsku, zaciągnąłem kaptur na łepetynę i w spokoju czekam na koniec opadów.
Pod rybkę na przeciwko podjeżdża Audi, takie lepsze, chyba Q5. Wyskakuje kolunio, na pierwszy rzut oka w podonmym wieku co ja, w t-shircie i spodenkach i wali do tego baru. Szefu - przelatuje mi przez głowę - sprawdza co tam po całym dniu - kolunio musi mieć nieźle pod czupryną, że taki interes ogarnia i taką furą się buja - myślę z uznaniem. Ale kolunio wyskakuje po chwili z tego baru z rowerem i ładuje go na bagażnik, potem z drugim, potem jeszcze z trzecim i potem jeszcze z czwartym. I, w trakcie, jak te rowery w tym deszczu ładuje na ten bagżnik dochodzę do wniosku, że to jednak nie szefu od rybki, że to chyba jednak jakiś klient, który przed deszczem zostawił rowery w tym barze, a teraz je po prostu tylko odbiera - zwłaszcza, że z baru wychodzi z nim na koniec jakaś kobitka.
Ale mojej oceny to nie zmienia, a węcz ją umacnia. Bo ten kolunio, skoro buja się taką furą, musi kręcić jakiś inny, może nawet lepszy biznes. A co ważniejsze - ma na tyle ogarnięcia, że sam moknie, żeby tylko inni ( ta kobitka ) moknąć nie musieli.
Szacun dla tego kolunia.
Obseruję to wszystko z odleglości jakichś 20 metrów. Schowany pod jakimś daszkiem, z kapturem na łbie, siedząc na glebie.
- Ma pan z kim wracać?
- Słucham?
- Pytam czy ma pan z kim jechać.
Przez chwilę analizuję absurd tej sytuacji - czy ten kolunio mówi do mnie? No ale w sumie do kogóż innego? Ale do mnie? Siedziącego na glebie, z kapturem na łbie? Przecież w tym momencie to bliżej mi do bylejakiego żula mmenela dresiarza łobuza- no generalnie nie wyglądam na kogoś godnego zaufania, na kogoś komu można by zaproponować podwózkę. I jak on mnie w ogóle zauważył? No i przecież są te wszechobecne meleksy - wrócić z plaży do cywilizacji żaden problem. Więc skąd u niego taki pomysł absurdalny? Ja na jego miejscu, ja który uważam się za osobę przeogromnie miłosierną, dobroczynną, pomocną, ciepłą, ja na pewno bym w podobnej sytuacji nic takiego nie zaproponował. No i przecież wiem, że jak się ma takie np Audi Q5, ma się pieniądz, to się raczej nie ma współczucia dla bliźnich. A ten kolunio jednak. Czy on słyszał moje myśli? Czy w jakiś niepojęty sposób odebrał moje uznanie dla jego osoby i tego co teraz właśnie robi? Czy jesteśmy w stanie porozumiewać się na poziomie podświadomości?
- Nie, dziękuję, dam sobie radę - odpowiadam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz