niedziela, 19 sierpnia 2018

Ścieżka 518 Do przodu

Poniedziałek. Wróciłem do domu pół godziny później niż było w planach. Pół godziny gdy wszystkich dostępnych jest trzy to dużo. Pół godziny spóźnił się pociąg. Spóźnił się czy też raczej nie przyjechał wcale. I o dziwo nic mnie to nie wzruszyło. Nie wzburzyło czy zdenerwowało. Siedziałem sobie na ławeczce w słońcu jak w Bieszczadach z zaskakującą refleksją: przecież kiedyś w końcu coś musi przyjechać. I przyjechało. Już w domu miałem włączyć tiwi i dokończyć prasowanie zeszłotygodniowego białego. Jeszcze ostatni raz wyjrzałem przez okno. Na niebie, tuż nad dachami domów cienka kreska księżyca. Cienka ale wielka. Czasami, gdy jest tuż nad dachami, taki wielki się wydaje. To podobno perspektywa. Podobno w życiu wielkość i małość wszystkiego zależy od perspektywy. W tym momencie perspektywa mnie skusiła. Nie włączyłem tiwi, nie doprasowałem zeszłotygodniowego białego. Wciągnąłem getry, spodenki, założyłem koszulkę i wyszedłem na krótkie pięć. Wieczór był niesamowity. Sierpniowe wieczory są naj. DOBRY BOŻE, JESZCZE ZE TRZY TAKIE WIECZORY W NAMIOCIE NAD MORZEM I MOŻESZ KOŃCZYĆ.

Wtorek. Pierwsze były rybitwy. Tak gdzieś w połowie marca oznajmiły swoje przybicie. Tak gdzieś w połowie marca oznajmiły, że wiosna za rogiem. Potem, jakoś w kwietniu swoją muzykę rozpoczął kos. Jeszcze potem na niebie pojawiły się jeżyki. Jeżyki na niebie oznajmiły lato. I lato trwa. Najcieplejsze lato z lat jakie pamiętam. Rybitwy znikły już dawno. Kos zamilkł jakieś parę tygodni temu. W ubiegłym tygodniu zniknęły z nieba i jeżyki. I został tylko świerszcz. Wieczorny świerszcz. I choć i rybitwy, i kos, i w szczególności jeżyki wyłączały muzykę w słuchawkach to świerszcza słucham najchętniej. Słucham go najchętniej choć gra tak jakby zapowiadał koniec lata. DOBRY BOŻE, JESZCZE ZE TRZY TAKIE WIECZORY W NAMIOCIE NAD MORZEM ZE ŚWIERSZCZEM I MOŻESZ KOŃCZYĆ.


Środa. W ubiegłą przebudziłem się w nocy. Było coś po drugiej. Wyjrzałem przez okno. Na niebie królował wielki, wielgachny sierp księżyca. Był magiczny. Na szarzejącym już niebie, wśród roju gwiazd. Sierpniowe niebo jest już pełne gwiazd. To dobrze. Już się bałem, że wszystkie zgasły, i że księżyc gdzieś poszedł.
DOBRY BOŻE, JESZCZE ZE TRZY TAKIE WIECZORY W NAMIOCIE NAD MORZEM Z ROZGWIEŻDŻONYM NIEBEM I MOŻESZ KOŃCZYĆ.

Czwartek. Ostatni raz Polonezem jechałem w lutym. I pomyśleć, że kiedyś ludzie podróżowali tak nad morze. Długie godziny jak śledzie w puszce. Mi podróżować tak przyszło raptem godzinę. I choć komfort żaden, choć niewygodnie, choć ciężko to jakoś nie cierpiałem. Bo jakoś lubię pociągi dalekobieżne. Jakoś dziwnie lubię ich klimat, lubię ich dźwięk. Lubię charakterystyczny stukot gdy ruszają, lubię świst hamulców, lubię szybko zmieniający się pejzaż za oknem. Lubię zwłaszcza wczesnym rankiem i późnym wieczorem. Może kiedyś pojadę takim nad morze. A TYMCZASEM DOBRY BOŻE, JESZCZE ZE TRZY WIECZORY NAD MORZEM Z RUMAKIEM I MOŻESZ KOŃCZYĆ.


Piątek. W tamtą środę, wtedy gdy przebudziłem się w nocy coś po drugiej i wyjrzałem przez okno gdzie na niebie, wśród roju gwiazd, królował wielki, wielgachny sierp księżyca jedna z tych gwiazd spadła. Taka jedna mała malutka. Pomyślałem wówczas, że trzeba pomyśleć życzenie. Pomyślałem życzenie. I zaraz potem, zamieniłem je na inne. Tak, to chyba moja natura? Ja naprawdę nie wiem czego w życiu chcę. NIE WIEM CZY CHCĘ JESZCZE DOBRY BOŻE TE ZE TRZY WIECZORY W NAMIOCIE NAD MORZEM GDYŻ TROCHĘ SIĘ ICH BOJĘ ALE SKORO MI JE DAJESZ BIORĘ Z WDZIĘCZNOŚCIĄ.

2 komentarze:

  1. to co nas ogranicza najbardziej, to nasz własny strach ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. a Reksio od jakiegoś czasu jest moim the best of the best!

      Usuń