Ty
to masz dobrze, chodzisz sobieee – powiedział Radosław, „prezes”
Młodego Delfina poprzednią razą. W sumie, jak na to spojrzeć
obiektywnie to faktycznie – mam dobrze, chodzę sobie. Chodzę
sobie i teraz, tą drugą razą. I choć przed wyjazdem byłem pewien
obaw, choć nawet zastanawiałem się czy na pewno chcę jechać to
jestem. Jestem i mam dobrze, znaczy chodzę sobie. Przyjechałem
pochodzić i tak prawdę mówiąc - popłakać. Takie miałem obawy
przed wyjazdem, że przyjadę, przyjadę i się rozkleję. No ale
może to mi jest właśnie potrzebne? Tak sobie nawet pomyślałem,
że pal to licho, a rozpłaczę się, a takimi rzewnymi łzami, takim
płaczem z którym wyjdzie cały żal, cała złość. Takim płaczem
który być może oczyści to co w sobie noszę. Ciemną nocą, na
pustej plaży, gdzie nikt nie zobaczy, gdzie nikt nie usłyszy. I
była już i ciemna noc, i pusta plaża była, a ja jakoś sobie nie
popłakałem. Nie udało się. Mimo przedwyjazdowych obaw, mimo nawet
chęci, ja sobie jednak nie popłakałem. Jest coś innego - gadam.
Gdy już słonce zajdzie, gdy morza brzeg opustoszeje ja zaczynam
gadać. Gadam i gadam. Idę, zamiatam stopą po piasku, obywam ją w
fali, spoglądam w niebo, spoglądam w dal i gadam. Gadam i gadam.
Gadam przede wszystkim z Bogiem. Ale gadam też z ludźmi. Z tymi
którzy byli, z tymi którzy są i z tymi którzy jeszcze będą.
Gadam z żywymi i z tymi którzy odeszli. O wszystkim. Pytam o
dlaczego, o po co, o na co i o co dalej. I dużo przepraszam. Nie wiem, może już na stare
lata dziwaczeję, może na stare lata odwala mi. W sumie nie spotykam
nikogo podobnego. Może po prostu, podobnie jak ja, dobrze się
kamuflują. Tak czy inaczej nie jest to chyba normalne. Bo tak
obiektywnie rzecz patrząc, to w sumie, to wszyscy mają tu dobrze,
znaczy chodzą sobie. Tu wszyscy, poza tymi co aktualnie leżą,
chodzą. Z tym, że chodzą parami, trójkami, czwórkami czy też
większymi grupami. Solo chodzę ja. Ja jeden chodzę solo. I to nie
jest normalne, chyba. Ale czy musi być? Pieprzyć to. Zapytał ktoś
mnie ostatnio: czy ja będę jeszcze szczęśliwa? Hm, mógłbym
zapytać o to samo. Jak mówi „prezes” Młodego Delfina, mam
dobrze, ale czy jestem szczęśliwy? I czy szczęśliwy będę
jeszcze kiedyś? Już chyba nie. Więc pieprzyć to, naprawdę
pieprzyć wszystko. To co było, co jest, co będzie. Jakie to
wszystko ma znaczenie. Nawet jeżeli trafię na szczęście – czy
zostanie na zawsze? Czy raczej jak wszystkie poprzednie odejdzie
szybciej niż przyszło, pozostawiając jeszcze większy żal, jeszcze
większą złość. Zostaje mi tylko gadanie. Gadanie i szukanie
odpowiedzi. Gdzie sens, gdzie logika, na co to wszystko. Pójdę i
dzisiaj. Siądę gdzieś na piasku, wyciągnę jakieś paluszki, może
jakieś piwo, spojrzę na morze, wsłucham się w fale i zacznę moje
gadanie. Gadanie z Bogiem i gadanie z ludźmi. Z tymi którzy byli, z
tymi którzy są, z tymi którzy jeszcze będą. Z tymi którzy żyją
jeszcze i z tymi którzy już odeszli.
tu i teraz...
OdpowiedzUsuń