czwartek, 23 sierpnia 2018

Ścieżka 520 Do przodu

Ja już nigdy chyba nie zrozumiem swoich emocji. Tego jakie są, skąd i dlaczego się biorą. Przecież miało być zupełnie inaczej. Przecież miałem być zagubiony, miałem być pełen żalu, pełen złości, przecież miałem płakać. Tak sobie właśnie myślałem drepcząc niespiesznie wieczorem. Drepcząc niespiesznie jakoś tak pozytywnie. Chyba się nawet uśmiechając pod nosem. Może to za sprawą szelmowskiego planu jaki miałem właśnie zamiar zrealizować? Tak doszedłem na plażę. Plażę w promieniach zachodzącego słońca. Odszedłem dobry kawałek od wejścia, tam gdzie porządni plażowicze już się nie zapuszczają. Odczekałem jeszcze chwilę aż zrobi się ciemno, aż ostatnie postacie ludzkie znikną i przystąpiłem do działania. Włożyłem koszulkę i spodenki, schowałem plecak w wydmową trawę i rozpocząłem nocne brzegiem morza bieganie. Pobiegłem kilometr w lewo, wróciłem, pobiegłem dwa w prawo, wróciłem. Wyszło w sumie sześć. Sześć naprawdę miłych kilometrów. Na szczęście plecak był tam gdzie go zostawiłem. Zdjąłem mokrą koszulkę, rozejrzałem się jeszcze czujnie czy na pewno jestem sam, i zdjąłem mokre spodenki. Taki właśnie, taki jak mnie pan Bóg stworzył, pomaszerowałem w morze. Ależ było pięknie. Księżyc utworzył złotą poświatę na wodzie, tak jakby zaznaczając drogę powrotną. Było naprawdę pięknie. Ale nic co piękne nie trwa wiecznie. Bo jak zwykle, jak zwykle jak na złość, nie wiadomo skąd, nie wiadomo po co pojawiły się jakieś dziwne ludzkie postacie. Zauważyłem je po latarce jaką wymachiwały idąc plażą. No cóż, przerwałem swoją kąpiel i ruszyłem do miejsca gdzie, jak mi się zdawało leżał ręcznik. I jakież było moje zdziwienie gdy ręcznik okazał się starą reklamówką wyrzuconą przez morze. No tak, to na falach zmieniłem swoje względem niego położenie. A jak dawni żeglarze po gwiazdach nie umiem niestety odnaleźć dogi na morzu. Jako że postacie ludzkie zaczęły zbliżać się jakoś niespodziewanie szybko, błyskając białym tyłkiem w blasku księżyca pobiegłem w stronę wydmowej trawy. Na szczęście od razu trafiłem tam gdzie były moje ubrania. Przykucnąłem. Zupełnie nagi, zupełnie mokry zacząłem obserwować dwie dziwne postacie ludzkie. Noc była tak ciepła, że nawet nic mi to nie przeszkadzało. Dziwne postacie ludzkie pokręciły się po okolicy, czy miały świadomość mojej obecności nie wiem, i poszły dalej. A ja, teraz już w gatkach, wróciłem do wody. Fajnie było pływać patrząc na rozgwieżdżone niebo. Fajnie było unosić się na falach mając nad sobą Wielki Wóz. Fajnie było patrzeć na połyskujący na czarnych falach księżyc. A po pływaniu usiadłem w trawie, otworzyłem napój alkoholowy niskoprocentowy i zapatrzyłem się w dal. Z zadumy wyrwał mnie jasny błysk. Tam gdzie patrzyłem, tam nad horyzontem, tam gdzie gwiazd już nie widać, tam gdzie była tylko ciemność, spadła gwiazda. Całkiem powoli, jasno zaznaczając swój lot. Tak jasno i tak powoli jakby chciała się upewnić czy na pewno ją zauważę. Zaskoczyła manie, wcale o niej nie myślałem, wcale się jej nie spodziewałem. No ale skoro już się pojawiła – pomyślałem życzenie. Jednak po chwili naszła mnie refleksja. Czy to niezbyt samolubne tak sobie myśleć życzenie? Tak sobie tylko dla siebie? Czy życzenie spadającej gwiazdy nie powinno być ofiarowane komuś innemu? Tak, powinno, ofiarowuję je więc komuś innemu. I w tym właśnie momencie spadła druga. Już nade mną. Ja wiem, że to przypadek, ja wiem, że jak to mam w zwyczaju doszukuję się magii tam gdzie wcale jej nie ma. Ja wiem. Ale fajnie było choć przez tą chwilę poczuć się magicznie. Pomyśleć, że jest coś więcej, jakaś cudowna siła która dba. I gdy już wracałem przy blasku księżyca. Blasku tak jasnym, że mogłem czytać napisy wyryte na plaży, a pozostałości piaskowych zamków rzucały cienie tak długie, że sięgały fal, to myślałem o tym, że ja ... że ja już nigdy chyba siebie nie zrozumiem.

1 komentarz:

  1. Nie Ty jeden nie potrafisz zrozumieć swoich emocji, ja mam zupełnie tak samo.

    Co do gwiazd i magii, ja wierzę że magia istnieje i tyle.

    Swoją drogą uśmiałam się z historią na plaży :)

    OdpowiedzUsuń