Popadam
w coraz większe odosobnienie. Coraz bardziej dostrzegam u siebie
wyobcowanie. Coraz więcej we mnie przekonania że nie pasuję. Robię
coraz więcej dziwnych rzeczy. I coraz częściej dochodzę do
wniosku że już tak zostanie. Że zostanę sam ze sobą. Że zostanę
z tymi dziwnymi rzeczami. Że tam, w tym nazwijmy to normalnym
świecie, będę udawał nazwijmy to normalnego obywatela, ale tu, we
mnie, będę coraz bardziej nienormalny. I coraz bardziej
odosobniony. Z każdym dniem doświadczam mocniej i mocniej że nie
ma na tym świecie obywatela z którym mógłbym dzielić swoje
dziwne rzeczy. Moje wyniesione, nawet nie wiem skąd, przekonania,
zamykają mi definitywnie dostęp do kobiet. Ten rozdział mam już
zamknięty. Miało być inaczej. Niestety wyszło jak wyszło i tego
już zmienić się nie da. Moje wyniesione, nawet nie wiem skąd
plany i oczekiwania nie spełniły się tak jak się spełnić miały.
I zmienić tych planów i oczekiwań nie potrafię. Tak jakbym
pogodził się już z porażką. A znowu zmiana tych planów była by
brakiem konsekwencji. Tak więc konsekwentnie trwam przy tym co
kiedyś tam wymyśliłem, co zawiodło, i co z dnia na dzień pogrąża
mnie w coraz większym odosobnieniu. Cały dzisiejszy dzień
spędziłem samotnie. I gdyby nie liczyć tych paru rozmów
telefonicznych to nie wypowiedziałbym nawet jednego słowa. I takie
dni, kiedy nie wypowiadam nawet jednego słowa, zdarzają się coraz
częściej. Najchętniej to usiadłbym na morskim brzegu i wpatrywał
się w zachodzące słońce. Na szczęście słońce się ostatnio
pojawia. Wczoraj świeciło cały dzień aż miło, a tak ciepłej
Wigilii nie pamiętam jak żyję. I księżyc był. Wczoraj gdy po
Wigilii u dziadka na wsi wracałem do domu biegnąc te dzielące nas
11 kilometrów księżyc świecił niesamowicie. I stworzyła się
magiczna sceneria. Noc, gęsta jak mleko mgła, ten niesamowity jasny
i wielki księżyc i ja, gdzieś tam samotny w lesie. I myślałem
nawet że w tym dniu wyjątkowym, w tej niesamowitej scenerii weźmie
i wydarzy się coś magicznego. Niestety. Nic magicznego się nie
wydarzyło. Przybiegłem do domu, wziąłem kąpiel i najnormalniej w
świecie poszedłem spać. Męczyło mnie wprawdzie coś całą noc,
a o 2 nawet obudziłem się na godzinę, co nigdy się wcześniej nie
wydarzyło, ale więcej w tym niestrawności pewnie niż magii.
Pogapiłem się do 3 na księżyc i poszedłem dalej spać. Nic.
Kompletnie nic. A tak czekam na jakieś wydarzenie. Na coś czego nie
da się wytłumaczyć rozumem. Na coś, co udowodni mi, że oprócz
tego normalnego świata, istnieje jeszcze ten inny świat. Świat
duszy, świat magii, świat cudu. Tak bardzo tego chcę. I już
zaczyna mnie męczyć to czekanie i czekanie. Nie chcę na razie o
tym myśleć ale jeżeli okazać by się miało że świat ten nie
istnieje to życie to tutaj straci dla mnie kompletnie sens.
Podpuszczony ostatnio przez Bialutką tematami damsko-męskimi
zapomniałem napisać jak to idąc 7 grudnia rano do pracy zobaczyłem
na niebie coś, coś podobnego do tego co już tu raz opisywałem. Z
tym że tamto coś poruszało się pionowo z góry na dół natomiast
to coś spadało po skosie. Chciałbym żeby była to ta spadająca
gwiazda która spełnia życzenia. Ale spadająca gwiazda o tej porze
roku? Ale spadająca gwiazda o tej porze dnia/nocy? No i nie raz już
widziałem spadające gwiazdy i wyglądały zupełnie inaczej. Były
o wiele mniejsze, mniej jasne, zostawiały za sobą smugę, poruszały
się szybciej a w miejscu gdzie znikały zostawiały na chwilę mały
punkcik. To coś zaś było większe, było śnieżno białe, nie
zostawiało za sobą żadnego śladu, poruszało się raczej wolno i
znikło niespodziewanie jak się pojawiło. A może był to tylko
refleks reflektorów samochodowych na moich okularach? Ech, tak
bardzo chciałbym żeby była to ta spełniająca życzenia spadająca
gwiazda. Minęło już trochę czasu a moje życzenia nadal zostają
niespełnione. Czy czekać dalej? Nie wiem. Wiem jednak że bardzo
czuję się samotny. I że bardzo czuję się oszukany i zawiedziony.
Nie, nie czuję się gorszy, słabszy czy bardziej złym człowiekiem.
Wręcz przeciwnie. Czuję się dobrym człowiekiem. Dobrym i pełnym
wszystkiego co najlepsze. A jednak czuję się taki zawiedziony.
Ciężko z tym żyć. Każdego wieczoru gdy układam się do snu
myślę, marzę, o tym by następnego ranka obudzić się takim jak
obudziłem się tego szczególnego kwietniowego dnia. Kiedy to
otworzyłem oczy i pierwszą myślą była myśl że jest cudownie.
Następną myślą była myśl że jestem szczęśliwy. Tak bardzo
szczęśliwy że z radością wstaję z łóżka. I nie jestem
zmęczony, i jestem wypoczęty i się uśmiecham. I wyglądam przez
okno na świat i mówię sobie że jest piękny. I pamiętam jak
spacerując po mieście niczego się nie boję. Nie obawiam się tego
co może stać się za chwilę na przejściu przez ulicę czy też
spotkać mnie za rogiem w bramie. To było nie ważne. Ważne było
tylko to że jestem szczęśliwy i że jest pięknie. To było
wspaniałe uczucie. I teraz, każdego wieczoru proszę Boga by się
powtórzyło. Całymi dniami rozmyślam, analizuję co też takiego
wydarzyło się tamtego dnia, poprzedzającego ten szczęśliwy
dzień, że ten następny tym szczęśliwym dniem się stał.
Analizuję wydarzenia, przypominam słowa. Zastanawiam się i szukam
odpowiedzi. I na moje utrapienie ani odpowiedzi ani drugiego takiego
dnia nie znajduję. Kurde no. O co chodzi? Zostało mi pokazane,
zostało mi udowodnione że można, że da się szczęśliwie żyć,
że można się śmiać i nie martwić. I co? Tylko po to by
rozbudzić moje pragnienia? Tylko po to by się ze mną podrażnić?
Jeżeli tak, to dziękuję bardzo bo dzień ten był tak wyjątkowy
jeżeli chodzi o pozytywne uczucia że nawet doświadczenie tylko
jednego jest wspaniałe i warte przeżycia ale, na Boga, ja chcę
więcej, ja chcę tak zawsze. Wiem. Wiem że jest możliwe takie
życie. Wiem bo doświadczyłem tego na własnej skórze. Ale tak
bardzo chcę poznać tą tajemnicę jak to osiągnąć. Ale tak
bardzo chcę tego więcej, chcę tego na zawsze.
I
przy okazji świąt życzę wszystkim tu zaglądającym ( tym
niezaglądającym zresztą też ) takich dni. Życzę szczęści i
radości. Życzę spokoju i odwagi. Życzę zdrowia i pomyślności.
Życzę bogactwa i dobrobytu. Może to i banalne życzenia ale czy
nie tego nam właśnie trzeba.
Trochę
smutny.
Er
P.S.
Skubany księżyc znowu świeci na niebie jasny i wielki. Wyjrzyj
przez okno, popatrz na ten blask i pomyśl że gdzieś tam siedzi w
oknie er i też właśnie w tej chwili patrzy.