sobota, 12 września 2015

Tak było 2013

Ścieżka 308 Do przodu
2013-10-31
Jak bym nie zaczął to i tak nie będzie to tak jakbym chciał by zaczęte było.
Ogólnie to jest tak że nic mi się w chwili tej nie chce. Piszę tylko po to by napisać że piękna pogoda jest. I ciepło jest. W niedzielę 27.10. byli i tacy odważni co pomykali w krótkim rękawku. I to tyle co miałbym do napisania.
No ale skoro już zacząłem, to napiszę coś więcej. No więc i ja skorzystałem z tej pogody w niedzielę. Nie tak wprawdzie jak skorzystać bym chciał ale coś tam skorzystałem. Z browarem pod pachą wybrałem się nad brzeg Wisły. Bo o ile w roku ubiegłym Wisły brzeg nawiedzałem dość regularnie to teraz w roku bieżącym nie uczyniłem tego ani ani razu. A potem, wieczorową porą, z drugim browarem pod pachą posiedziałem na swojej ławeczce na starówce. Ile luda, całe chmary się przetaczały przed mymi oczami. I jak tak sobie siedziałem ni stąd ni zowąd taka refleksja mi się nawinęła. Życie to na trzeźwo to łatwe do życia nie jest. Ale wystarczy ot taki mały browarek i wszystko nabiera sensu czyli trafia - zgodnie z powiedzeniem „Mam to w dupie „ – tamże właśnie. I po takim małym browarku wszystkie takie ważne sprawy tamże sobie siedzą. I człowiek taki wówczas zadowolony, taki spokojny że aż ach. Patrzy sobie to tu, to tam. Beztroski taki. Uśmiecha się to tu, to tam. Pokiwa ze zrozumieniem na pieska co płotek obszczywa. Zadziwi się że na pobliskiej ulicy samochody trąbią na się. I tak sobie siedzi.
A potem oczywiście i niestety, wszystkie te sprawy ważne wyłażą spowrotem i robi się znowu mało małego browarku.
A tak na trzeźwo to kilka refleksji.
Mamy nowego selekcjonera. Zabrali Górnikowi Nawałkę i boję się czy Górnik bez niego będzie nadal dawał radę. Ciekawi mnie tylko czy z tym nowym selekcjonerem reprezentanci nasi będą w przerwie biegiem do szatni? I czy nasza gwiazda exportowa lekcje śpiewu zaliczy. Na Ukrainie nie śpiewał w ogóle. Na Wembley i coś tam pod nosem mruczał. Ale jak i śpiewał tak i zagrał. Żalu o to że do Brazylii nie lecimy nie mam bo jak ktoś zdrowo myśli to wie że lecieć nie mieliśmy szans. Jedno tylko żal mam że charakterni nie byliśmy. Jak nie Polacy. I jeszcze nasza gwiazda exportowa mówi że on to nie patrzy czy w nich ( reprezentantów ) wierzą czy nie wierzą. Otóż wiedz pan panie gwiazdo exportowa że ważne to dla pana być powinno bo jako reprezentant narodu czterdziestomilionowego nie grasz dla siebie. A to że na Wembley partolisz jak nie wiem co a za dni parę grasz jak z nut na Emirates Stadium zaczyna być żenujące.
Ech tam. Muszę chyba browarka dziabnąć bo coś mnie złość bierze. Październiki to w ogóle jakieś takie smętne mam od kiedy pamiętam. Może to gdzieś z podświadomości płynie jako wspomnienie wydarzeń z przed lat już osiemnastu. Może?
Idę dzisiaj do biblioteki książkę wymienić co jej doczytać nie dałem rady. Pierwsza taka książka co jej rady nie dałem . A starałem się. Dasz radę – mówię – Dasz radę i kurde nie dałem. Pierwsza taka. Tak prawdę mówiąc to nie mam już co czytać w tych bibliotekach. Wszystkie mądrości wyczytałem i doszedłem do wniosku że za głupie to wszystko i że jak nie wiedziałem nic tak dalej nie wiem. A panie w tej bibliotece takie niemiłe że mam je chęć w pysk trzasnąć.
Co by tu jeszcze?
A pogoda to naprawdę super. Od połowy miesiąca ciepło non stop ( za dnia to tak ok. 16 stopni a i 20 ) słonko świeci i bezwietrznie. Żebym kurna wiedział że tak będzie to bym motóra nie uziemiał. A latają jeszcze motóry, oj lataj. A dziewczyn na motórach! Kiedyś było dziewczyny na traktory, teraz na – motory.
I w brzuch mi od miesiąca burczy. Teraz mniej ale jeszcze jakies 1,5 tygodnia temu to miałem tragedię w moim biurwowym życiu.
I tydzień temu w piątek zacząłem odczulanie. W ten piątek czyli 25.10. byłem raz drugi i jak tak wyszedłem ok. dziewiątej rano na miasto to miasto wołało : Nie idź tam, nie idź, tu jest ławeczka, usiądź sobie”. Tam - to znaczy do roboty bo zwolniłem się rano że się spóźnię. Nie miałem ostatnimi czasy okazji przespacerować się o takiej porze po Jerozolimskich bo zazwyczaj to już dawno w robocie jestem no i muszę przyznać – cudnie było. Takie poranne słońce na biurowcach, tramwaje, ruch, ludzie śpieszący i ja niezależny. Mieć ech kasy tyle żeby móc sobie tak spacerować zamiast siedzieć w biurwowym fotelu i załatwiać „ważne” sprawy.
Taka mnie refleksja nachodzi też ostatnio co też ja w tym swoim życiu zrobiłem znaczącego. I tak druga refleksja mnie nachodzi że chyba nic. Tak myślę sobie że życie moje to pasmo zdarzeń które ….. ale chyba o tym to napiszę kiedy indziej jak jeszcze będę refleksję tą mieć będę i jak mi się chcieć będzie
Komentarzy: 10
Ścieżka 307 Do przodu
2013-10-14
Kiedyś o te pore miałbym ze pięć notek więcej. A teraz? Przez bez mała dwa miechy żadnej więcej. Wszystko się zmienia. Właśnie tak sobie siedzę i myślę. Zmieniło się. Bardzo się zmieniło. I niby miałem już parę razy zasiąść i napisać ale jakoś czasu zabrakło a i musu takiego jak kiedyś nie czułem. Wszystko się zmienia.
A co się zdarzyło, co er przez te miechy dwa, bez mała, widział, co przeżył teraz opowie ( na tyle co pamięta ).
Soboty 21.09. jako takiej pamiętać nie pamięta ale pamięta że wieczorem ( popołudniem raczej późnym ) wziął motóra i pojechał do Łazienek. I pamięta że walnął się tam na ławce dla poleżenia. I pamięta że jak tak sobie leżał z zamkniętymi oczyma pomyślał co ludziska spacerujący parami/rodzinami na temat tak na ławce leżącego czy siedzącego pojedynczego era sądzą? I w ogóle tak. Czy jak na starówce siedzę, czy stoję spoglądając w przeszłość, czy spaceruję jak, co sądzą ludziska? Czy żal im mnie, czy żem niedorajda myślą? Czy żem samotnik? Czy może sądzą żem jakiś poszukiwacz serc/cnót niewieścich. Co sądzić na widok takiego faceta pojedynczego na ławeczce?
W niedzielę po sobocie tej cały dzień do popołudnia byłem jakby obok siebie. Przytłumiony, przygaszony i bez życia. Dopiero po południu się ożywiłem gdy ruszyłem motórem na Ł3. Tak. Na Ł3 zawitał Górnik. I wreszcie, po wielu latach i warunki pogodowe były normalne i kibice gości normalnie na stadion wpuszczeni zostali. Ale rozczarowałem się. Rozczarowałem się i Torcidą że kultury o której śpiewają do końca zachować nie potrafiła i piłkarzami którzy po strzeleniu pierwszej bramki, w połowie drugiej zagrali tak słabo że ostatecznie do Zabrza wracali na tarczy. Szkoda. Przynajmniej na remis liczyłem. Ile lat mi jeszcze czekać na wygraną Zabrzan na Ł3? No nic, trzeba czekać bo co jak co ale w niedzielę 22.09. nie zasłużyli nawet na remisik.
Potem jakoś w tygodniu otworzyli nową trasę szybkiego ruchu i przemknąłem nią rano do roboty i tak trochę mnie przewiało, że suma sobotnie-niedzielnych wieczornych rajdów z tym rajdem dała efekt taki, że zrozumiałem ile cię, szlachetne, trzeba cenić ten tylko się dowie kto …
W weekend następny Księżniczka zawody miała a Warszawę sparaliżował maraton.
Co robiłem następnie nie pamiętam. Kolejnego weekendu czyli 5-6.10. też za bardzo nie pamiętam znaczy się nic nie robiłem i nic się nie działo. Aaa nie, zaraz zaraz, przypomniałem sobie że byłem na spacerze w Łazienkach w niedzielę i piękne słońce było - choć chłodnawo. A Warszawę sparaliżował mini maraton Biegnij Warszawo. Cały kolejny tydzień latałem, na pożegnanie sezonu, do fabryki motórem. Ranki już chłodne były i czas był na rozstanie. A że pogoda piękna i słoneczna była pożegnanie wypadło świetnie. Tylko ten weekend ostatni zawiódł. I niby prognozy miały być wspaniałe, i słońce, i temperatury do 20 stopni, skończyło się na tym że ani słońca, ani temperatury. Koniec końców w pożegnalnej trasie do miejsca motóra zimowania zmarzłem trochę.
Stoi teraz motór. Ale gdzie stoi?! Otóż zaskoczył mnie Teść-Cześć propozycją by motóra do pokoju wstawić. Niby tam żeby grzyba co po wiosennym zalaniu, smrodem benzyny wyplemić, jednakowoż propozycja o tyleż zaskakująca co oryginalna. Stoi se więc teraz motór w pokoju. Ma i regały, i stolik, i tapczan, i radio i magnetofon. Tylko telewizora nie ma. Niezmiernie mnie ten motór w tym otoczeniu bawi. Nie należę ci ja do bractw czy klubów żadnych ale chyba zrobię fotki i wrzucę gdzieś na jakieś forum bo widok ci to niesamowity.
A wieczorem wyciągnęła mnie Księżniczka na bieganie, bo się sama po wsi bała, i przebiegłem te 6 km w te 40 minut. Iiiiii? I myślałem że umrę. Nie jest zatem żadne wielkie „halo” na mecie „Biegnij Warszawo” zejść na zawał tym bardziej gdy się tak jak ja cały rok tyłka nie rusza. Muszę się za siebie wziąć. W ramach tego wzięcia poszedłem wczoraj wieczorem na basen i posiedziałem w dżakuzi.
Komentarzy: 4
Ścieżka 306 Do przodu
2013-09-14
Veni? – tak, motórem.
Vidi? – tak, na własne oczy.
Vici? – tak, i choć wynik w świat poszedł inny to mi nikt nie odbierze tych trzydziestu sekund kiedy to jak oszalały latałem po sektorze G27 drąc się w niebogłosy i ściskając każdego kto się napatoczył. Piękna to była chwila. I powtórzę, nikt mi tych trzydziestu sekund nie odbierze. Bo pięknie było gdy modląc się w duchu, prosiłem Boga by w tym doliczonym czasie gry nasi strzelili i wysłuchany zostałem. To było nie do uwierzenia. To był taki moment którego w historii jeszcze nie było.
Dzisiaj wiem że nie było i nadal nie ma. I choć telewizyjne powtórki wykazały że facet z chorągiewką miał rację to ja wiem swoje, że tych trzydziestu sekund nikt mi nie odbierze.
A do Boga który modlitw mych w doliczonym czasie gry wysłuchał powiedzieć po wszystkim tylko mogę : „ Kto daje i zabiera ten się …. „
I na zakończenie emocji sportowych jedno tylko powiedzieć muszę ( miałem niby pisanie to tutaj traktować jak pamiętnik ale dzisiaj coś ochotę na pokomentowanie rzeczywistości mam ). Otóż strasznie mnie pan Robert Lewandowski zniesmaczył. Tym straszniej że wielki szacunek i podziw dla pana Roberta miałem. A zniesmaczył mnie swym zachowaniem po strzeleniu bramki. Ja się po panu zachowania takiego nie spodziewałem. No ale cóż, widzę że zaczynasz pan gwiazdożyć. Ja wiem że i może jesteś pan sfrustrowany zamieszaniem z przejściem do Monachium, i tym w piłkarskiej centrali zamieszaniem, i tymi gwizdami w Gdańsku ale pan, pan panie Robercie jesteś, jakby tu rzec, herosem. A zachowaniem tym spadłeś pan z niebios i równy teraz jesteś tym gwiżdżącym na pana w Gdańsku. Nie równaj pan do motłochu, nie równaj pan do takich jak ja buraków. Pan jesteś herosem więc zachowuj się jak na herosa przystało. Ale pan już w tym motłochu jesteś. I nie wyrwiesz się pan już z niego. I niech zobaczę pana tylko w składzie na Hamburg to jesteś pan skończony, skoro zgrupowanie kadry opuściłeś z powodu kontuzji. Wiesz pan co, panie Robert, w Gdańsku dałbym w mordę każdemu co gwizdał na pana bez namysłu. Bo to że pan nie strzelasz zrozumieć mogę, ale jak zobaczę pan w składzie na Hamburg to sam gwizdał będę bo gwiazdorstwa nie cierpię.
Z beczki innej i tu już klął będę. Klął będę bo łażę z tym już dni parę i klnę w duchu. Chodzi mi o to że telewizor włączam a tam na czele wiadomości o spotkaniach przywódców potęg światowych w sprawie Syrii. I gadają że kraje wszystkie reżim potępiają za broni chemicznej użycie. A co kurwa mają robić – pochwalić? O czym tu kurwa gadać. To oczywiste jak amen w pacierzu i nie ma co pieprzyć. Zamiast pieprzyć o potępieniu użycia broni tej wzięli by się za pomoc zwykłym ludziom którzy tam giną i cierpią. Bo co? jak od zwykłych kul i w tradycyjny sposób giną to już nie ma sprawy. Ja pierdolę wyć mi cię chce jak ci rządzący spokojnie patrzą na to co się tam dzieje. A pieprzą jakby robili niewiadomo i co. Nie cierpię polityki i polityków.
Chociaż sam zresztą też żyję sobie jak gdyby nic.
Wrzesień zawodzi mnie pogodą. Jest zimno i deszczowo. Chociaż nie. Ten tydzień ostatni był kiepski. Zeszły był spoko. Przecież w niedzielę w Żelazowej Woli byłem motórem. Dobrze się mi nim jeździ.
W ogóle dobre to było lato. Naprawdę dużo fajnych chwili przeżyłem i z motórem i bez niego. Szczęśliwy jestem z tego co widziałem i gdzie byłem. Naprawdę. Nie żałuję niczego.
Dzisiaj i jutro na Bemowie air szoł. Nic nie widzę ale słyszę. I tak sobie pomyślałem że wiara by F 16 wali kupą a ludzie co koło lotniska mieszkają gdzie F 16 domek mają klnie, złorzeczy i lamentuje. Hę. Jak to w tym życiu wszystko ma różne oblicza.
Komentarzy: 6
Ścieżka 305 Do przodu
2013-09-04
Napisał niedawno u mnie Ktoś, Ktoś kogo nawet lubiłem i lubię nadal, żem burak i że pisuję tu pod publikę.
Jak to w takich przypadkach, zaskoczony sytuacją, w pierwszym momencie chciałem się bronić. I już, już miałem pisać. Nie napisałem jednak bo po chwili przyszła druga refleksja by do kontrataku przejść. No bo jak to tak? Jam burak i pisarz pod publikę? A któż to ten Ktoś taki że mnie szykanuje? MNIE! Era wielkiego i najmądrzejszego. Nie napisałem jednak ponownie bo po jeszcze dłuższej chwili przyszła refleksja trzecia. Refleksja trzecia i ostateczna. Mianowicie taka żem burak jednak i pod publiczkę pisuję. Król Er jest nagi. No bo jak tak sobie pomyślę to burak ze mnie faktycznie. Ale nie to w tym najgorsze. Najgorsze w tym jest to że jakoś mi z tym dobrze i jakoś zbytnio mnie to nie martwi. Bo w życiu osiągnąć szczęście może, tak myślę, tylko ten co zaakceptuje siebie sam. Więc akceptuję swoje buractwo.
A że piszę pod publiczkę? Fakt. Ale czy jest ktoś kto pod publiczkę nie pisuje? Sądzę że nie. Każdy mniej lub bardziej pod publiczkę pisze. Jakiż maiłby powód pisząc wyłącznie dla siebie, w publikowaniu pisania swojego na forum publicznym? Więc nie ma co się obrażać na zarzut taki. Piszę pod publiczkę - ale zawsze prawdę.
A czy po zarzutach tych i oskarżeniach chciałbym zmienić w tym czymś co napisałem i za co burakiem mie nazwano? Nie, nie chciałbym bo napisałem szczerze co myślę. Jeżeli Kogoś obraziłem to przepraszam, nie to miałem na celu. Ale cóż zrobić, buraki tak mają że burakami są i nieraz buraczą.
A po odkryciu żem burak wstrzymałem pisanie i dopiero dzisiaj przysiadłem.
Dzisiaj mam chwilę bo właśnie siostrę, z mężem jej, na lotnisku zostawiłem i do domu wróciłem. Bo siostrzyczka po latach paru kraj swój ojczysty ujrzeć ponownie zapragnęła i mężowi swojemu zagranicznemu uroki jego pokazać. Tylko dlaczego poinformowała mnie o tym na cztery dni przed przylotem żesz jegosz mać? I to w dodatku gdym był w połowie drogi nad naszego kraju pięknego morze. Widać siostrzyczka moja mimo lat wielu upłynięcia nic nie straciła ze swej natury. Mimo to morze tegoroczne zaliczone w miejscu tym sam co roku ubiegłego. Zostawiłem deszczową stolicę w środę dwa tygodnie temu ( kurna jak ten czas zapierdziela – to już dwa tygodnie ) i z rana udałem się na północ. I jak tu nie być zadowolonym gdy morze pięknym słońcem mnie przywitało i pięknym również pożegnało. Wylegiwałem się więc w tym słońcu na plaży, opalony jestem jak murzyn ( to pod publiczkę napisałem ), pływałem w wzburzonych falach ( wiało trochi za bardzo ), zbierałem bursztyny w ujściu Wisły szczególnie ( syf tam niezły ), wypiłem trochę alkoholu, rozpaliłem nielegalnie ognisko na plaży i upiekłem kiełbaski, połaziłem, popatrzyłem i koniec końców wróciłem do stolycy ścigany przez szalonego Polskiego Busa na trasie. Kosztowało mnie mało bo po sezonie – 40 pln dla pamięci za pokój.
A po powrocie do łorso ściągnąłem do łorso siorę z mężem jej ( czyli szwagrem ). Nie powiem - ciężko było. Zajmowanie się nimi by zadowoleni byli i by szwagier zdanie o kraju naszym miał – ciężkie było – powtórzę. Ale warto było i chyba się udało. Bo choć angielski mój kulawy i każdą złotówkę wydaną na nich wydawałem z rozterką ileż to pieniędzy kosztować mnie będzie ( buractwo kolejne ) to widziałem że się im, jemu w szczególności – kraj nasz spodobał. Kuuuuuurna chce wrócić za rok ponownie !!!!!!!! A i ja przy wizycie tej skorzystałem bo i muzeum Powstania odwiedziłem wreszcie, i statkiem się po Wiśle przepłynąłem wreszcie i na Pałac Kultury wjechałem wreszcie ( mimo swoich wysokościowych lęków ) i wiele jeszcze innych rzeczy wreszcie zrobiłem które zrobić miałem a ich nie robiłem bo zawsze na drodze coś stawało.
Tak więc koniec końców dzisiaj mam już to wszystko za sobą i teraz pozostało mi tylko za robotę się wziąć i na zimę czekać. Ale mimo tych perspektyw czarnych szczęśliwy jestem bo fajne te lato ( wakacje ) było. Wrażeń i wspomnień mam co nie miara. Wszystko mi się udało. Pogoda dopisała wspaniale, jakby tylko na mnie czekała by się na lepszą zmienić no i w ogóle wszystko było bardzo bardzo.
P.S. Chyba już dolecieli.
P.S.W tygodniu pobiłem swój rekord wyprzedażowy bo kupiłem koszulę za 3,95 pln. I nie jakąś dziadowską ale fajną, niebieską w New Yorker. Jedno tylko mnie martwi że poprzeczkę mam teraz zawieszoną bardzo wysoko i rekord ten pobić będzie niezwykle trudno.
Komentarzy: 3
Ścieżka 304 Do przodu
2013-08-02
Piątek drugi sierpnia dwa tysiące trzynaście.
Myślę co robiłem tydzień temu o te pore.
Ehhh.. Co by nie powiedzieć to tydzień temu o te pore byłem szczęśliwy. Choć tydzień temu o te pore to był ostatni dzień mojego trzydniowego rajdu motórem z namiotem i śpiworem i zbierałem się z Kazika by via Lublin wrócić do łorso.
Bo co by nie powiedzieć, i co bym nie mówił wcześniej o swoich poprzednich eskapadach motórem z namiotem i śpiworem, to ta ostatnia była najlepsza. Najlepsza chociaż niewiele brakło by do niej nie doszło. Mokre oczy Księżniczki i mokra od siąpiącego deszczu szosa skutecznie skłaniały do zostania w łorso. Ale pojechałem. Mimo sporego dylematu - pojechałem. I to była słuszna koncepcja. Bo teraz mam co wspominać i są to wspomnienia naprawdę miłe. I całe tydzień tak sobie żyje wspomnieniami: „A co robiłem tydzień temu o te pore”.
Leżę sobie w środę w wannie. Na zegarze minęła dwudziesta druga. Woda ciepła, spokój, bezpiecznie. Jest mi dobrze. A co robiłem tydzień temu o te pore? Tydzień temu o te pore, dokładnie o 22:36 właziłem do jeziorka w Golejowie. Ciemna noc, na pomoście kilka zakochanych pierwszą szczenięcą miłością par, w pobliskiej małej gastronomii gwar i muzyka, las ciemniejszy niż noc a ja w tym wszystkim pływam w gładkim jak lustro jeziorku. I kurna gdyby nawet teraz w tej wannie w której siedzę i wspominam pojawiła się jakaś piękna bogini miłości, i gdyby ta bogini miłości piękna była niestworzenie, i gdyby gotowa była spełnić każde moje życzenie to kurna życzeniem moim byłoby opuścić ta wannę i tą boginię i wrócić do tego jeziorka i zanurzyć się w tej chłodnej wodzie. I pływać w ciemności nocy i lasu, słuchając gwaru i muzyki z pobliskiej małej gastronomii i obserwując zakochane pierwszą szczenięcą miłością pary na pomoście. I ponownie wsunąć się po kąpieli w jeziorze do śpiwora, zasunąć namiot i zasnąć snem prostym nagi jak Pan Bóg stworzył.
Siedzę w czwartek w robocie. Siedzę i …. i myślę co robiłem tydzień temu. A tydzień temu o te pore łaziłem po lesie w Golejowie. Łaziłem po lesie w którym urzeczywistniło się pragnienie o którym myślałem od dawien. Nie wiem skąd, ale miałem takie pragnienie ujrzeć las z płynącą przez tenże las rzeczką. Coś takiego jak w filmie „Nad rzeką której nie ma” gdzie Admirał i Ataman skakali przez taki strumyk (może to właśnie z tego filmu takie pragnienie mi się wzięło ?). No i właśnie tam się to urzeczywistniło. Gdy spacerowałem dzień wcześniej wokół jeziorka nocą moją uwagę przyciągnął szum strumyka. Podążyłem za tym szumem i ujrzałem to co ujrzeć chciałem. I podążyłem jeszcze dalej w ciemny las aż do miejsca gdzie obok strumyka rozlewisko się utworzyło. Widok jak z jakiejś baśni. Tak mnie ten obraz ujął że całe czwartkowe przedpołudnie tam spędziłem. I tylko jedna myśl zakłócała mi spokój: „Kleszcze”, bo komarów ( innej natrętnej plagi ) nie czułem.
I siedzę sobie tego samego czwartku w chacie i w telewizor się gapię i myślę, i myślę co robiłem tydzień temu o te pore. Tydzień temu o te pore czyli o 20:30 siedziałem sobie na Górze Trzech Krzyży i obserwowałem kazimierskie jaskółki na tle zachodzącego słońca. A gdy słońce zaszło zszedłem na dół, rozpaliłem ognisko na biwaku, upiekłem kiełbaski a po tej kolacji poszedłem spać.
A potem było to co wspoinam dzisiaj czyli do tego od czego zacząłem czyli co robiłem tydzień temu o te pore. Tydzień temu o te pore zbierałem graty by via Lublin wrócić do łorso. Tydzień temu o te pore zabłądziłem w Lublinie. I nawet jechałem obok takiego ładnego skweru z fontanną, i nawet zastanawiałem się co to za sławny gość na koniu ale żebym pomyślał że stąd to rzut beretem na lubelską starówkę. Koniec końców wylądowałem gdzieś pod jakąś halą MOSiR-u. Ale dzięki temu załapałem się na stację nestle gdzie nie mogłem sobie odmówić zatankowania tańszej benzyny. Czego jak czego ale tego ER nie ominie, nawet jeżeli trzeba wjechać pod prąd. I dopiero gdy dotarłem na tą starówkę od drugiej strony, i dopiero gdy doszedłem do tego skweru z fontanną i gościem na koniu poznałem że „Przecież ja już tu byłem”. I to był ostatni punkt wyprawy. Tydzień temu o porze około 18, po przejechaniu 626,6 km wróciłem do łorso. I może dobrze że wróciłem bo nie wiem co by było gdybym miał przejechać kolejne 40km.
I mógłbym jeszcze wiele pisać. Na przykład o tym jakie piękne widoki na kielecczyźnie, i jak ciężko przedrzeć się poprzez TIR-y do mostu na Wiśle w Annopolu, mógłbym napisać jak ratowałem motóra przed upadkiem na jednym z popasów gdy się nóżka nieoczekiwanie złożyła i że jechałem przez miejscowość dzieciństwa mego taty i się nie zatrzymałem , i wiele jeszcze wiele mógłbym pisać. Ale czy słowa mogą oddać to co przeżyłem? Udana to była wyprawa. A co się przez te trzy dni w Polsce i na świecie działo? – nie wiem.
Napiszę tylko na koniec że jak leżałem w niedzielę na wyrze i myślałem o tym co robiłem tydzień temu to wyszło mi że robiłem chyba to samo. I jak tak myślałem i drapałem się po głowie i po brodzie i po boku to odkryłem że na lewym boku - półdupku mam KLESZCZA.
Komentarzy: 7
Ścieżka 303 Do przodu
2013-07-17
Zanim pisać zacznę to przeprosić pragnę wszystkich co tu wpadają że nie pisałem tak długo.
Nie pisałem tak długo bo, trudno uwierzyć, …………jest dobrze. A że jak wiadomo jak coś tu napiszę to się zaraz odmienia to wiecie dlaczego nie piszę. No właśnie tak. No ale że wiele temu tu pisaniu zawdzięczam i wielu tu komentującym - więc piszę. Bo, powtórzę po raz kolejny, w ciężkich czasach pomogło i pomogliście.
Kochany ten mój motór. W ubiegły piątek dowiózł mnie pod sam dom ostatkiem sił. Bo, jako że z jednej linii metra zrobili na wakacje dwie ( obie jadą w tym samym kierunku ), nie korzystam z komunikacji miejskiej tylko śmigam do roboty dzień w dzień motórem. Ulice wakacyjnie puste, pogoda sprzyja więc jest dobrze. I w zeszłym tygodniu też właśnie śmigałem. Ale jak tak śmigałem to w pewnym momencie rezerwa dała sygnał że nie da się ukryć, paliwo zmierza ku końcowi. Pomyślałem że w sobotę zatankuję, że jeszcze do końca tygodnia damy radę. Tym bardziej że wyświetlacz nie dawał tego ostatecznego ostrzeżenia ( później okazało się że skubany jest coś skopsany i nie miga tak jak migać powinien ). Jadę sobie więc w piątkowe popołudnie do chaty jak mi nagle tak na wysokości al.Solidarności motór brykać zaczyna jak manetkę odkręcam. Się nawet wystraszyłem. Ale że przestał po zmianie biegu pomyślałem że może coś źle zrobiłem i pojechałem dalej. I przez jakiś czas dobrze było, i dopiero tak ze dwa kilometry przed domem motór brykać zaczął ponownie i na dobre. Niepokój czy to brak benzyny ( wszak wyświetlacz wskazywał że to jeszcze nie dno ) czy może jakaś awaria ogarnął me myśli. No ale jadę. I tak brykając, pełen myśli złych dojechałem pod bramę podwórka gdzie mieszkam. Wcisnąłem guziczek na pilocie by bramę otworzyć i na podwórko wjechać gdy w tym samym momencie motór zgasł. Próbuję go na nowo odpalić – nic. Rad nie rad zlazłem na ziemię i dopchałem motóra pod blok siłą własnych mięśni. A że w sobotę okienka zmieniałem w chacie i roboty było z tym trochę to nie miałem w sobotę czasu o problemie z motórem myśleć. Dopiero w niedzielę będąc na zakupach ubraniowych wlałem do bańki po wodzie żródlanej` cztery litry benzyny, to przelałem potem przy użyciu lejka z butelki po innej wodzie żródlanej do motóra i z nadzieją że to pomoże przekręciłem kluczyk zapłonu. I …… ku mojemu szczęściu motór odpalił jak nowy. KOCHANY motór. A więc ostatkiem sił, ostatkiem kropli w baku, prychając i brykając dowiózł mnie pod samą bramę. Dał radę. Takie porównanie mi się nasunęło do dzielnego rumaka który dowozi swojego jeźdźca do celu i wypełniwszy zadanie pada wyczerpany. Nawet jadąc potem na starówkę poklepałem go czule po baku jak się klepie konia po szyi szepcąc: „Dobry motórek, dobry”.
A co więcej.
Tak jak wspomniałem szarpnąłem się i wymieniłem okna w chacie. W tym akurat wypadku na plus wychodzi że chata mała bo okien tylko dwa i koszt mnie nie zrujnował.
W słoneczną sobotę i niedzielę 6-7 plażowałem się nad Zegrzem . i nawet się trochę strzaskałem na hebanek ale co syf tam ludzie robią i co za „artysty” plażują to brak słów. A w tygodniu przed 6-7 miałem tydzień urlopu. Spędziłem go w połowie na wsi zrywając czereśnie, przycinając trawę, kopiąc dołek i przede wszystkim doposażając motóra w nowe migacze. Udało się z tymi migaczami lepiej niż się spodziewałem choć nie ustrzegłem się, jak to ja tylko potrafię przy tego rodzaju robocie drobnego błędu. Mianowicie całkiem to „przypadkiem” dziurka mi się wywierciła jedna niepotrzebnie tak więc teraz dziurkę te ukryć muszę i już do tego celu zakupione mam dwie literki-naklejki. Gdyby ktoś, gdzieś, kiedyś spotkał motóra z dwiema srebrnymi literkami ER na owiewce to może pewien być że pod jedną z tych literek dziurka jest co jej być nie powinno. I te literki srebrne to nie żaden tam tiunig, dizajn nowy czy nie wiadomo co a tylko maskowanie fuszerki. A czereśnie pyszne były i pół wsi nimi obdzieliłem. A drugą część urlopu spędziłem już w łorso, chociaż nie do końca, bo w piątek 4 byłem jeszcze z Księżniczką na zawodach w Łodzi. Nic tam poza zawodami nie widziałem a że Księżniczka wtopę zaliczyła straszną więc wyjazd ten do udanych nie należał. Przed urlopem natomiast, znaczy się 28.06. grill był w robocie i trochę się ululałem na tyle że sobotę miałem zmarnowaną na gniciu w wyrze. Na szczęście w niedzielę się zwlokłem, nawet do kina idąc i powiedzieć mogę że tytuł „Trans” polecam.
To tyle z tego co u mnie i co pamiętam. Utrudniony dostęp w najbliższym czasie będę miał do tu bo mój prehistoryczny laptop padł i ani myśli ożyć. A że przyszły tydzień znowu urlopuję i zamiar mam motóra w Polskę zabrać to tym bardziej mnie nie będzie tu. To pierwsza tym motórem wakacyjna wyprawa. Wierzę że poradzi sobie nie gorzej niż tamten. Jeszcze tylko jedno mnie nurtuje. Na południowy-wschód jechać czy na północ.
Notke tą z racji laptopa niedyspozycji dodaję z kafejki internowej więc za duże nie piszę bo każda minuta kosztuje. 15 minut - 1zł, 30 minut - 2zł, godzina - 3zł
Komentarzy: 9
Ścieżka 302 Do przodu
2013-06-08
Deszcze niespokojne potargały sad.
We wtorek, po dwóch tygodniach, trzech dniach, ośmiu godzinach, iluś tam minutach, i nie wiem ilu sekundach, odpaliłem rano motóra i pojechałem do roboty. Musiałem. Dalsze stanie pod blokiem groziło trwałym kalectwem zarówno motóra jak i moim. No więc, mimo permanentnie niesprzyjającej od ponad dwóch tygodni motorowej jeździe pogodzie, wziąłem i pojechałem. A że rano obudziłem się wcześnie rano i miałem trochę czasu postanowiłem zahaczyć o Stare Miasto. I to była słuszna koncepcja. Takie wczesno ranne Stare Miasto to piękna sprawa. Takie budzące się do życia, nieśpieszne. Takie ciche a zarazem pełne gwaru wróbli, setek wróbli. Takie spokojne a zarazem pełne szalejących na nieboskłonie jaskółek, moich ulubionych jaskółek. Ktoś zamiatał chodnik, ktoś rozładowywał skrzynki pod sklepem, ktoś mył witrynę sklepową, ktoś gdzieś szedł, ale wszyscy oni byli jakby z innego świata. Zupełnie innego świata, świata innego od tego który tuż za rogiem pędzi na złamanie karku. A po południu, gdy po robocie do domu wracać miałem, deszcz rozpadał się tak że motóra już pod firmą zostawić miałem. I już, już nawet wyszedłem z roboty ale przestało padać więc ostatecznie motór stoi tam gdzie stał, czyli pod domem, a że troch pomoczony to i na zdrowie. Stoi i czeka aż się ta pogoda poprawi bo od dłuższego już czasu słońca jak na lekarstwo, chmury wiszą i deszcz puszczają.
Idę w czwartek chodnikiem przy Jana Pawła, niedaleko Stawki. Takie bloki tam sa z lokalami usługowymi na parterze, tak trochę od ulicy więc przechodniów dosyć wielu ale nie za dużo, trochę lokalnych mieszkańców trochę klientów, taka mieszanina. Idę więc a z naprzeciwka wali wprost na mnie kobita. Z wyglądu starsza ode mnie, wysoka a nawet rzekł bym masywna, zadbana ale w takim awangardowym stylu. Normalna w sumie ale inna. Idzie a w jej cyckach siedzi małpa. Nawet trochę mnie to zaskoczyło, ale zaraz mi przeszło. W sumie wszystkiego można w tych czasach spodziewać, nawet baby z małpą w cyckach. Jedynie co to pomyślało mi się „szkoda że na łep se tej małpy nie wsadziła”. I poszedłem. Ale jak ją minąłem widzę że tak z ukosa lobuje w moją stronę z utkwionym we mnie wzrokiem facet. Z wyglądu emeryt czy rencista, widać że nie przykłada wagi do stroju, z pieskiem. I tak jakoś mi się zdało że lubi chlapnąć. I z uwagi na to chlapnąć pomyślałem „ o rany znowu jakiś poratuj pan dwoma złotymi”. I pomyślałem że nawet mu dam te dwa zeta. No więc gdy już do mnie zlobował kiwnął głowową tak jakby wskazywał coś za mną i rzekł
- Niech się pan obejrzy. Widział pan tą babę?
- Widziałem - odparłem - Miała małpę w cyckach.
- Widział pan?
- Widziałem. Miała małpę w cyckach.
- A jednak to była małpa - pokiwał głową z niedowierzaniem - Patrz pan - rzekł dziwiąc się temu co SAM przed chwilą rzekł i poszedł dalej.
I ja poszedłem dalej. Jedno tylko dodam. W przeciwieństwie do tego pana nic mnie nic już nie dziwi i nie ździwi.
W długi łykend tydzień temu po Bożym Ciele walczyłem na wsi z śrubą w aucie. I ile siem naklął, ile na męczył, ilem napłakał tylko ja wiem. Ale śrubę koniec końców pokonałem, a że przy okazji uszkodziłem karoserię... cóż gdzie drwa rąbią. Przy okazji pomalowałem bębny.
Wczoraj nasi zremisowali w Mołdawii. Jak znowu zobaczę Błaszczykowskiego jak mówi o tym że TROCHĘ zawiedli i że w następnym meczu dadzą z siebie wszysko to chyba napiszę do niego list protestacyjny.
A dzisiaj, czyli niedawno. Rano słońce - idę na motóra - jadę pada - i pada - i pada - wkoło słońce - na mnie pada - wracam do domu - teraz piszę - nie nie i jeszcze raz nie pada - świeci słońce.
Komentarzy: 15
Ścieżka 301 Do przodu
2013-05-29
W sobotnie popołudnie zabalowało mi się U Szwejka ( Teść Cześć imieniny urządził ), potem doprawiło cytrynówą na chacie w czasie finału Ligi Mistrzów i koniec końców w niedzielę miałem kiepska kondycję. To kolejna taka niedziela z taką kiepską kondycją. Poszedłem więc na spacer do Bielańskiego Lasku zaczerpnąć tlenu. Ale że każdy krok następny coraz ciężej mi przychodził, zatrzymałem się i przysiadłem na mokrej drewnianej żerdzi. I zamyśliłem się. Zamyśliłem się na wspomnienie że kiedyś to się piło! Nie to co teraz. Teraz to takie ot od czasu do czasu, takie od święta, delikatne. I tak z tego zamyślenia narodziła mi się refleksja. Refleksja która od niedzieli, przez wczorajszy poniedziałek aż po dzisiaj narasta. Refleksja pod tytułem: ALE Ż CZŁOWIEK BYŁ GŁUPI. A z refleksji pod tytułem: ALE Ż CZŁOWIEK BYŁ GŁUPI rodzi się znowuż myśl że niezły z pana sku….syn panie er. Choć tak do końca to się tym sku….synem nazwać nie mogę, ba!, wręcz wcale nie mogę. Nie mogę obrażać swojej mamy. Człowieka tak dobrego, tak uczynnego, tak uczciwego i tak pełnego empatii że sam nie wierzę nieraz że tak człowiek może. Moja mama skupiła chyba w sobie całą należną mojej rodzinie dobroć. Jest w ty dawaniu innym tak wielka że aż denerwująca.
No ale wracając do mojej skromnej osoby. Niezły był ze mnie skurczybyk. Taki pełen zasad, epatujący uczciwością i innością a jak teraz tak sobie na siebie patrzę to dochodzę do wniosku że byłem po prostu pysznym samolubem. Dociera do mnie ile takim swoim głupim zachowaniem mogłem sprawić bliskim przykrości. ALE Ż CZŁOWIEK BYŁ GŁUPI
No ale życie płynie dalej. Co było się nie odstanie. Od tygodnia deszcz pada jak szalony. W piątek jak zaczęło padać około południa to przestało około południa w sobotę. I padało tak jakby chciało zapadać wszystko. Kroplami drobnymi jednak tak gęstymi, tak natarczywymi że nie sposób było wytrzymać. Jako że pada motór od tygodnia stoi nieużywany. A teraz miała być burza. Ale jak to z burzami z dużej chmury mały deszcz.
Idę spać choć jutro rano nie muszę przecie wstać bo łykend długi.
Komentarzy: 4
Ścieżka 300 Do przodu
2013-05-20
Z każdym przejechanym kilometrem bardziej i bardziej lubię swojego nowego motóra. Choć co chwila jakieś różne mechaniory straszą jego nienajlepszą kondycją. I zapewne trzeba będzie i wydać za niedługo rulon banknotów na niezbędne naprawy ale jakby co, to na razie jeżdżę i jak wspomniałem bardziej i bardziej lubię swojego nowego motóra. Zwłaszcza że tak jak na ten przykład w poniedziałek - nie ten dzisiejszy oczywiście a ten tydzień temu - mogę dzięki niemu uniknąć stratowania przez tłum. W poniedziałek kiedy to udając się rano do pracy zastałem karteczkę przy wejściu do Metra że nie jeździ, a raczej jeździ częściowo. Wszedłem i wprawdzie do tego Metra i wprawdzie usiadłem na ławeczce oczekując na pociąg ale cały czas pulsowało mi w głowie: O żesz kuuuuuuu. Nie interesuje mnie polityka. Uciekam od niej jak tylko się da ale tak mnie ten rząd ostatnio wkuriwa że szok. Proszę, proszę bardzo niech sobie te cba, te cbś te cibidź czy inne cholerstwo co z moich podatków żyje łapie mnie i skazuje ale powiem: cały ten rząd, cały ten premier to dziady złodzieje i kłamcy. A cała ta prezydentowa stolycy to kawał mendy. Tak jej nie cierpię że jakbym ją gdzieś spotkał kiedyś to bym jej nakopał do dupy. Zresztą to samo zrobiłbym jakbym gdzieś kiedyś spotkał premiera. Pirdolę polityków. I niech mnie łapią i skazują za obrazę majestatu. Tak! to to oni potrafią. Dobra przybastuję, nie żebym się czegoś zaczął obawiać, ale nie będę bluzgał. Tak więc nie wkurwia a jedynie wkurza i nie pierdolona a tylko pieprzona pani prezydent stolycy. Nie cierpię babsztyla jak niewiemco. Ale. Ale nie będę się nakręcał. Wracając do tematu to uratował mnie motór w poniedziałek przed tłumu stratowaniem bo wróciłem do domu ze stacji, założyłem kask i pognałem do roboty jak szalony.
W środę Chelsea zdobyła puchar i o ile nie lubię tego klubu ( kibicowałem Benfice ) to jednak postanowiłem wspomnieć o tym ze względu na Franka Lamparda. Szacun wielki dla gościa. Szacun mimo tego ze w ubiegłą sobotę - nie tą oczywiście a tą tydzień temu - dwie bramki strzelił mojej ulubionej Aston Villi ( na szczęście mimo tej porażki utrzyma się w Premiership ). Mało już w obecnych czasach takich piłkarzy co wiążą się na całą karierę ( no może w jego przypadku większość kariery ) z jednym klubem i stają się klubu tego legendą. Nie powiem że na palcach jednej ręki wyliczę ale mało ich niewątpliwie. Inna sprawa że pan Frank ( nie znam go osobiście ) ale jawi mi się jako wyjątkowo uczciwy gość. Jak tak mam okazję oglądać go w akcji to tak przychodzi mi na myśl - inteligentny gentelman na boisku. Chciałem kiedyś być takim właśnie Frankiem.
A z spraw z życia wziętych to pogodę mamy jak drut. Chociaż dzisiaj od południa ciężkie chmurzyska krążą. I choć deszu tyle co kot napłakał to straszyło nieźle.
W sobotę bylem na weselu - i tylko dzięki 2KC i jakiejś chemii z saszetki nad ranem - nie padłem. A mogło być ze mną kiepsko. Nie padłem choć większość pięknej niedzieli przegniłem w wyrze.
Od czwartku mam obraz w jakości HD.
Trzy razy byłem na prywatnym angielskim choć myślę że długo już nie pociągnę - finansowo.
Ciągle mi za mało pieniędzy, w lotto wygrać nie mogę i ogólnie wiele mnie wkurza i niezadowolony jestem.
PLANETE +
27.05.2013 18:05
28.05.2013 18:05
29.05.2013 17:25
Komentarzy: 3
Ścieżka 299 Do przodu
2013-05-12
Wczoraj w tramwaju widziałem twarz. Było to już tuż tuż przed moim przystankiem ale chwila ta wystarczyła mi na napatrzenie się na nią. I nie mogę za chiny przypomnieć sobie skąd twarz tą znam. Myśl ta nie daje mi spokoju. Ta twarz jest podejrzana. Nie kojarzy mi się dobrze. W ogóle, tak na pierwszy rzut oka, bez uprzedzeń, nie sprawia dobrego, jakiegoś takiego pozytywnego wrażenia. No za chiny nie mogę sobie przypomnieć skąd tą twarz znam a wywalić jej z głowy nie mogę. Wydaje mi się jakby od przypomnienia sobie zdarzeń z twarzą tą związanych zależało coś ważnego. Muszę sobie przypomnieć. Nie wiem czy to tylko jakieś moje wewnętrzne przed światem obawy ale coś mi podpowiada że twarz ta uczyniła mi coś złego.
Wczoraj odebrałem ciotki badania z Instytutu Kardiologii. Ani ja tam nie widziałem jakichś pacjentów, ani jakichś lekarzy, może dlatego że nigdzie głębiej nie wchodziłem ale miejsce to napełniło mnie lękiem czy raczej jakimś takim smutkiem. Już same informacje na tablicach czy drogowskazach typu „Oddział wad wrodzonych” czy „Instytut patologii serca” wydały się przerażające. Nie. Nie mógłbym pracować w takim miejscu. Prędzej niż później sam trafiłbym na któryś z tych oddziałów bo serce by mi pękło.
Mam wujka ale tak naprawdę z racji różnicy wieku między moim tatą a jego siostrą to mój brat cioteczny. Tylko że z racji tej różnicy wieku jest ode mnie dużo starszy więc od małego mówiłem na niego „wuju”. No więc wuj ten jest kierowcą karetki pogotowia. I nie raz zapewniał mnie, opowiadając jak zbierał kończyny ludzkie do worka „Do wszystkiego można przywyknąć”. Myślę że ja bym nie przywyknął. Za miękki herbatnik jestem. I nie to żebym się śmierci bał. Nie przywyknąłem i nie przywyknę do ludzkiego cierpienia. A śmierć? Śmierć jest dobra. Od pewnego czasu śmierć to mój konik. Od czasu jak wpadła mi w ręce biografia Elizabeth Kubler-Ross bardzo dużo czytam o śmierci i o życiu pozagrobowym. Tak sobie nawet myślę, choć oficjalnie nie dopuszczam jeszcze tej myśli do siebie, że dzięki wierze w zbawienne działanie śmierci i życie po niej znalazłem sens życia. Dzięki tej wierze wszystko nabiera sensu. I trudne życie i Bóg. Układa mi się w całość. Całe to moje jeszcze jakiś czas temu załamanie wynikało z utraty wiary w świat, w ludzi, w Boga. Szukałem w tym wszystkim logicznego wyjaśnienia. I znaleźć nie mogłem popadając w coraz większe otępienie. I nagle odkryłem śmierć. Śmierć zawsze obecną a jednak tak margenalizowaną. Jedyną pewną w życiu każdego człowieka i jedyną sprawiedliwą. Czeka wszystkich, dobrych i złych, bogatych i biednych, sławnych i szaraczków, wszystkich. Ciekawe że człowiek rodzi się w bólu i płaczu a umiera ( ten taki ostatni moment ) w spokoju i ciszy, często z uśmiechem na ustach. Tak więc śmierć nadała sens mojemu życiu i światu.
Jak pisałem ostatnio o pierwszym takim prawdziwym dniu na starówce nie wspomniałem o nowej „atrakcji”. Nie wiem jak ich określić bo znawcą muzyki nie jestem a i na instrumentach dętych się nie znam ale nazywam ich „trębaczami”. Jest to czterech jakichś czy to Rumunów czy innych przybyszów o cygańskiej karnacji co wygrywają skoczne melodie na czterech „trąbach”. Te trąby to cztery różne instrumenty ale jak wspomniałem nie znam się i nazw konkretnych nie podam. Ale melodie przez tych czterech panów na instrumentach wydobywane przypadły niezmiernie mi do gustu. I jak ostatnio tak siedziałem zadumany na takim prawdziwym pierwszym dniu na starówce i jak melodii tych słuchałem to tak sobie pomyślałem że chciałbym żeby mi taka orkiestra w kondukcie żałobnym towarzyszyła. Żeby te wesołe dźwięki grali, z takim weselem, i żeby cały kondukt od tych dźwięków aż wibrował i żeby wszyscy aż z zadowolenia podskakiwali, żeby tańczyli i klaskali w dłonie, żeby gorzała lała się litrami i żeby nikt nie był smutny. Bo kto jak kto ale ja, ja jako konduktu tego główna atrakcja smutny nie będę.
Komentarzy: 4
Ścieżka 298 Do przodu
2013-05-06
Pięknie nam sonko długiego łykendu majowego niedogodności wynagradza. Są tacy co psioczą i zemszczą i na złośliwość losu / natury narzekają a ja się cieszę. Autentycznie się cieszę. Takie sonko też kiedyś odpoczywać musi. Pięć dni w tygodniu haruje to w łykend odpoczynek sonku się należy. I wcale a wcale nie miało to być złośliwe. Ja się niczemu nie dziwię i sonka prawo do wypoczynku akceptuję. Zresztą całą tą pogodą ekscytuję się mało. Pada to pada, świeci to świeci. Tyle o ile to jak wieje to mogę pomarudzić ale ogólnie to pogodę przyjmuję taką jaka jest. Ani ja na to wpływu nie mam ani zmienić nie mogę, ot jedynie co to mogę się dostosować.
A wczoraj pierwszy był tego roku, taki prawdziwy dzionek wieczorny na ulubionej starówce. Motór na motórów łączce na popas stanął, ludziska gwar czyniąc spacerowali, jaskółki na niebie szybowały ( och wreszcie są, jaskółki ulubione z tym ich wieczornym piskaniem ) a er na ławeczce erowej zasiadł i dumał. W niebo na jaskółki i chmury poglądał, na motóra na popasie - którego co chwila jakiś z hurgotem towarzysz a to opuszczał a to do popasu dołączał – zerkał, a ludzisków co gwar czyniąc większy i większy spacerowali wzrokiem śledził. I znowu się er w tej zadumie złapał na tym że ludziskom tym życzyć dobrze zaczął. Takie era nieraz na starówkowej zadumie coś nachodzi – ludziskom dobrze życzy.
Spraw dobry Boże by się parze tej w życiu ułożyło”
Losie Życiem Rządzący daj tej rodzinie wszystko czego pragną”
Siło Wszechświata niech ta dziecina beztroska beztroską zostanie”
Takie to i inne życzenia er ludziskom spacerującym i gwar czyniącym posyła. Wszystkim. Wszystkim życzy by się co pragną pospełniało. Er tak nieraz ma – by wszyscy szczęśliwi byli bardzo pragnie. Tak bardzo że nawet jak teraz to pisze to zęby zaciska. Tak. Er nieraz tak ma.
Ale żeby nie było że er taki znowu erwspaniały. Równie często er huje i inne przekleństwa w duchu posyła. I nie jest er dobry. Er jest zły. Nieraz to powybijał by, świat wymarzony i wspaniały zatruwających.
Ale nie na wczorajszym takim prawdziwym dzionku wieczornym na ulubionej starówce. Czy to moc erowej ławeczki? Czy może jaskółek na niebie popiskujących? Er tego nie wie. Wie er jednak że by tak było zawsze chce bardzo. Bo er to w tak w głębi duszy dobry człowiek jest. I ludziom życzy dobrze tylko często trudów życia nie wytrzymuje i charakter ma słaby i pokusom ulega i wiarę traci.
Spraw Dobry Boże, Losie Życiem Rządzący, Siło Wszechświata by Ludziska wszykie szczęśliwe i zdrowe byli. By wszysko czego zapragną mieli i żeby się ich każde nawet najskrytniejsze marzenia spełniali”
P.S.
... i nikogo się nie boję
Komentarzy: 5
Ścieżka 297 Do przodu
2013-05-05
Tak. Ten plik banknotów przepasany gumką recepturką leżący przede mną na stole to tyle co zostało po Kocie. Tak. Się wczoraj sprzedał. Puściłem go te dwie stówki taniej niż zakładałem ale postanowiłem się nie upierać. Wiem że wart był ceny którą sobie założyłem. Fakt jednakowoż, że już, nie chcę użyć słowa ”problem” , ale problemu już nie mam. Zabawna sprawa że chłopaki jechali 100 kilosów z W-wy na wieś gdzie byłem na długim majowym łykendzie by Kota kupić i wrócić spowrotem do W-wy. A tak naprawdę - do Legionowa. Tak. Kot będzie latał teraz w Legionowie. Inna zabawna sprawa że ani Kupujący ani Sprzedający czyli ja nie mieliśmy umowy kupna/sprzedaży. I co zrobić w z tym fantem w dziurze zabitej dechami? Ano podejść do rolnika – sąsiada ale takiego rolnika pełną gębą jak za peerelu ( pierdolnik na podwórku fest ) i zapytać czy nie ma dostępu do sieci i drukarki. I ta oto umowa leży teraz przede mną wraz z plikiem banknotów przepasanych gumką recepturką.
Taki to finał długiego łykendu majowego. Łykendu deszczowego i zimnego który dzisiaj, w niedzielę 05.05, żegna się z nami przepięknym słoneczkiem i temperaturą ponad dwadzieścia.
Z tych dwóch powodów czyli Kota sprzedania i łykendu długiego majowego końca ( ale nie żebym się z tego cieszył ) zrobiłem sobie wczoraj wieczorem przyjemny wieczór i przyjemny był naprawde.
Komentarzy: 2
Ścieżka 296 Do przodu
2013-04-30
Wszystko się zmienia.
Takie czasy nastały że ponad miesięczna przerwa w pisaniu moja nie wywołuje nawet najmniejszego oburzenia w stylu „ weź no er i coś napisz”.
Wszystko się zmienia.
Ale czegóż się spodziewać. Wszystkie ludziska swoje własne sprawy mają a że i poziom pisania mojego i częstotliwość pisania tego spadły to i nie dziwota że ludziska zapomnieli . Zresztą nie o to, jak wspominam często, wszak chodzi w pisaniu moim by to czytał ktoś ale by samemu sobie popisać, wyraz zdaniu własnemu dać lub coś ważnego dla potomności zostawić.
Więc dla potomności zostawiam że od 13.04. posiadaczem jestem „nowego” motóra. Zobaczymy czy 13 okaże się szczęśliwa, na szczęście nie był to piatek tylko sobota. Był to za to pierwszy dzień od zakończenia zimy - ależ ta zima długa była latoś. ‘Nowy” motór to Suzuki GSX650F. Na takiego chorowałem tak jakoś od roku. Tego poprzedniego jeszcze nie upłynniłem więc aktualnie posiadaczem jestem motorów dwóch. To tak już jakby to rzec mała „stajnia”. No ale zamiar mam i potrzebę też starego Kota sprzedać. Natomiast motór nowy to sprzęt sprowadzony z Francji. Się trochę bałem bo jednak ryzyko że bity duże. I do końca zdecydowany nie byłem. Jeszcze tego wspomnianego 13 kwietnia kiedy po motóra rano do miejscowości Turek z Arturem jechałem to wątpliwości miałem ogromne. No naprawdę niewiele brakowało bym rzekł „Artur – wracamy”. Ale nie rzekłem. A pal lich trzeba było powiedzieć i B. Ale jakieś takie obawy miałem. No ale nic – stało się i jest. Choć teraz zaczynam myśleć czy nie powinienem był przeczuciu temu zaufać i zrezygnować. Podczas zeszło piątkowej wymiany opony postraszył mnie mechanior że lagi mogą być krzywe po zdrowym dzwonie. Ani to bezpieczne dla mnie a i kosztami znacznymi grozi. Czy więc moje z 13 kwietnia przeczucia okażą się prawdziwe? Oby nie. A motór z każdym dniem podoba mi się coraz bardziej. No ale to nie o to chodzi by był ładny ale o to był sprawny i bezpieczny.
A poza tym to w piłę nie gram nadal. Obrastam w tłuszcz i przyjemne nic nierobienie. Oglądam tylko w tiwi. Dzisiaj rewanżu Borussi z Realem nie zobaczę bo kanału odpowiedniego nie mam a przydało by się bo po tym jak w środę ubiegłą Lewy Real zdemolował może być ciekawy mecz.
Choć z tym nicnierobieniem to nie do końca tak. Tydzień temu spędziłem całą sobotę do późnej nocy na kibla i zamka w drzwiach wymianie u mamy. Oczywiście nie zamka w drzwiach kiblowych a wejściowych. A znowu na łikend długi majowy już mnie Tesć-Cześc na roboty na wieś „zaprosił”.
Pisałem kiedyś że niby to łatwiej wielbłądowi przez ucho igielne przejść niż coś tam tamtaramtam. dalej Może nie dosłownie ale coś w tym jest bo od kiedy w życiu mi się, odpukać, trochę ułożyło nie mam weny do pisania. Wygląda że jestem pisarzem tragicznym. W ogóle jestem chyba jednostką tragiczną. To z wyboru czy z natury? – nie wiem. Wiem że taki już jestem. Uśmiecham się i cieszę rzadko, coraz rzadziej, choć patrzący na mnie z boku mogą odnieść zupełnie inne wrażenie…….tak się teraz zacząłem zastanawiać czy to co piszę to jest to co napisać chcę, co ja w ogóle piszę. Jakiś rozkojarzony jestem i skupić myśli coś nie mogę. Jakoś mi w tej chwili na niczym nie zależy i z każdym pisanym wyrazem większa i wieksza mnie ogarnia ochota napisać: MAM TO WSZYSTKO GDZIEŚ. A pewnie! Bo i co z tego wszystkiego. I tak wszystko co nas czeka to śmierć. Wierzę że dopiero po niej zaczyna się życie, to prawdziwe życie. Tam gdzie nie ma cierpienia i bólu. Gdzie nie umiera się z głodu, gdzie nie ma wojny i przemocy, gdzie dzieci są zdrowe i szczęśliwe. Tak, tak wg mnie powinno wyglądać prawdziwe życie. Tutaj na to liczyć nie mam co. Liczę więc na takie życie bezstresowe po śmierci i tyle. Nie wierzę, no nie wierzę kurna, że to co tutaj to wszystko. Nie wiem czy to Bóg czy Siła jakaś wszechmogąca ale coś musi być dobrego co życie to stworzyło i co gdzieś raj ma uszykowany dla rodzaju ludzkiego utrudzonego. Jedynie co to zastanawiam się dlaczego do takich okropności na globie ziemskim dopuszcza, na okropności te, względem najmniejszych istot w szczególności, zezwala. Czy serca niema? I z przemyśleń tych, długich i bolesnych, taka mi się ostatnio idea narodziła. Taka mianowicie że wie Bóg czy Siła ta wszechmogąca jak cudowne życie czeka na nas po śmierci. Że wie że całe to szczęście będzie tak wielkie że o trudach i smutkach ziemskich zapomnimy. Tak sobie myślę że to tak jakbym na ten przykład ja, wiedział jaka nagroda czeka na kogoś mi bliskiego, gdzieś tam w przyszłości, i pewny bym był że cokolwiek się stanie to i tak ten ktoś mi bliski nagrodę tą dostanie i szczęśliwy będzie niewysłowienie, a widział że obecnie katusze przeżywa i smutki to bym się zbytnio tym jego obecnym nieszczęściem nie przejmował bo i tak o jego tym ostatecznym szczęściu bym tylko myślał. I nawet bym się dobrodusznie uśmiechał gdy lamentuje i zawodzi mrucząc pod nosem: „nie wiesz ty nawet stary jakie wspaniałości ciebie czekają”.
Wszystko się zmienia.
Komentarzy: 4
Ścieżka 295 Do przodu
2013-03-27
Nie mogę od spraw piłki uciec. Notka poprzednia przesiąknięta futbolem była i ta również będzie. Jakowoż o ile tamta dotyczyła poziomu tylko i wyłącznie klubowego to takowoż ta dotyczyła będzie wysokiego poziomu reprezentacyjnego. I o ile w tamtej narzekałem na pecha, fatum czy co tam innego że co nie pójdę na Ł3 gdy Górnik przyjeżdża to wpierdziel ( na boisku oczywiście ) to teraz nogę pochwalić się jakimś jakby to rzec dobrym trafem, szczęściem czy nie wiem czym. Otóż co bym nie poszedł na reprezentację to nie to żeby wygrywała ale przynajmniej nie przegrywa. Kiedyś kiedyś dawno dawno temu to było tak że co bym nie poszedł to był wpierdziel ( na boisku oczywiście ). I było tego, oj było. Ale odmieniło się to po wpierdzielu pamiętnym ( na boisku oczywiście ) w Gelsenkirchen. Od tamtego - jakoś tak - co pójdę to nie przegrywają przynajmniej, a jak nie pójdę to wpierdziel ( na boisku oczywiście ). Tak jak ostatnio na ten przykład. Na Ukrainę nie poszedłem i wpierdziel był ( na boisku oczywiście ) a na San Marino poszedłem i nasi nie przegrali. I jak tak wezmę i sięgnę pamięcią wstecz, do czasów Gelsenkirchen pamiętnego, to taka mi się prawidłowość układa że jak pójdę na mecz repry to nie przegrywają a jak nie pójdę to wpierdziel ( na boisku oczywiście ). Chooooooociaż teraz, jak to napisałem, i zacząłem tak nad tym rozmyślać to cosik zaczyna mi nie pasować do wysnutej tu przed chwilą koncepcji. Cosik chyba się rozpędziłem. Erze a we Wrocku z Czechami! A jeszcze kiedyś z Rumunią na przebudowywanej Ł3! No tak. Ale co? Te dwa wyjątki potwierdzają regułę.
A odnośnie tych dwóch ostatnich meczy. Ten drugi tragedia. Widziałem na żywo jak się nasi zawodowcy z amatorami męczyli i żeby nie dwa karne to nie wiem jakby się to skończyło ( dziasiaj po powrocie do domu z roboty widziałem również powtórekę w tiwi ). Wczoraj na estadio samych kibiców, czy raczej ludzi, więcej było prawie dwa razy niż San Marino ma obywateli. A estadio pełny nie był. Obciach dla naszych zawodowców jak siemasz wiktor. Ciekaw jestem czy jakby tak z tych 43000 luda na estadio wybrać jedenastu najlepszych to czy by nasi zawodowcy dali im radę?
Zapyta ktoś w takim razie a po co er to oglądasz i na stadiony łazisz i się pasjonujesz tym. Proste – bo kibicem jestem. Taka to już rola kibica. Kibicem takim że no ten tego! Nie tak jak coraz większa u nas rzesza kibiców co jak dobrze to walą tłumami i klaszczą i w świętowaniu uczestniczą i „jak fajnie” wołają, a jak źle to ich nie ma. Ja nazywam ich: widzowie. To są widzowie, nie kibice. Takie modne się zrobiło takie widzowe kibicowanie. I na Euro takich widzowych kibiców ile było. To taki modny trend. Nie bronię im tego. Proszę bardzo stadion jest dla każdego. Niech się tylko potem nie obrażają i nie narzekają. Jak się już do kibicowania reprezentacji chcesz dołączyć to bierzesz człowieku na siebie i dobre chwile i chwile złe. Mnie osobiście do opery nie ciągnie. Nie odczuwam potrzeby w tym kierunku. Więc nie łażę tam i nie narzekam, a jak już polezę to nie marudzę że się mi nie podoba.
Taka to już rola kibica. Kibic kibicuje a piłkarz gra. Inna sprawa że jak piłkarz gra słabo to nagroda mu się nie należy. Ja osobiście to bym po tym wczorajszym meczu pogonił tych naszych grajków w samych gaciach ulicami stolycy. Żeby im dupska zmarzły, żeby glut z nosa zwisał aż do pasa i żeby uszy ( a tak naprawdę jajca ) im przemarzły. Bez ciepłego hoteliku, bez dżakuzi, bez kolacyjki i śniadanka i bez pieniążków przede wszystkim za ten, pożal się Boże, spektakl.
Taka to już rola kibica. Kibic nie opuszcza jak źle. A co byłby ze mnie za syn, ojciec, mąż czy Polak jakbym tak zabierał tyłek w troki, obrażał się i narzekał w chwilach kryzysu. To w takich chwilach właśnie okazuje się czy jestem kibicem, synem, mężem, ojcem czy Polakiem.
I nawet zimno kibicowi nie straszne. A zimno jest niemiłosiernie. Jedyny plus to piękne słoneczko które dzięki wyżowi świeci dni całe. I nawet jak w pracy siedzę dzień cały to i tak fajnie że świeci. A zimno jest niemiłosiernie. Pod minus dziesięć nocami. Nie pamiętam, jak żyję, żeby takie niemiłosierne zimno i śnieg były w dzień wagarowicza. A takie dni, co jak co - się pamięta.
A po za tym nic specjalnego dziać się nie dzieje. Jedno co - to dzisiaj Międzynarodowy Dzień Teatru co oznacza ni mniej ni więcej że dziś są moje imieniny.
A tą muzę przypomnieli mi wczoraj w przerwie meczu.
I potępiam wszystkich i przeklinam że gwizdali wczoraj na Wasyla jak na boisko wchodził.
Komentarzy: 5
Ścieżka 294 Do przodu
2013-03-19
Nie ma to jak mieć pecha. No może nie pecha ale jakby to tu rzec to jakieś przekleństwo, fatum czy też inna cholera. Co kurna pójdę na Ł3 jak Górnik przyjeżdża to wpierdziel. Wpierdziel piłkarski na boisku oczywiście, bo na trybunach bezpieczniej niż w kościele. To nie to co jeszcze parę lat temu. Możesz spokojnie człowieku paradować w szaliku przyjezdnych i nic ci się nie stanie. No nie wiem jakby to było po stronie Żylety ale na pozostałych trzech trybunach spoko. I podoba mi się to. Co innego pewnie na mieście. Za barwy złapać oklep żaden problem. No ale jak wspomniałem, na stadionie, jak również w jego okolicach policji i ochrony full. Swoją drogą skąś tą policję musieli pościągać pod ten stadion. Strzeżcie się więc mieszkańcy stolicy zamieszkali w dzielnicach oddalonych od stadionu. W czasie meczu wasze bezpieczeństwo tylko od was zależy.
A wracając do wpierdzielu. Nosz kur….. mać, co nie pójdę na Ł3 to wspomniany wpierdziel. A ten o którym piszę to wpierdziel obciachowy do kosmicznego kwadratu. Trzy kurna do zera trafiła legia fra…. Zniesmaczon jestem niesamowicie.
I jeszcze to zamieszanie z sektorem gości. Porażka na boisku bolałaby mniej gdyby choć jedna zabrzańska przyśpiewka poleciała. Niestety. Nie wiem oczywiście jak tam to było naprawdę ale pały musiały pokazać kto tu rządzi. Jak tu później nie bluźnić na policję. Szkoda że tak się to skończyło. Przedstawienie z Żabolami na trybunach z pewnością byłoby ciekawsze. Swoją drogą to ja dziękuję jechać pół dnia, następnie stać przed bramą 2 ha na mrozie, ostatecznie meczu nie zobaczyć a na koniec wracać pół nocy do domu. Ja się później nie dziwię że są awantury.
A mróz był niemiłosierny. I jest nadal. Podoba mi się ta pogoda. Przynajmniej słońce jest. I grzeje. Po wieczorno - piątkowym dupska mrożeniu na meczu w sobotę wybrałem się na basen a w niedzielę na starówkę. I jak się tak człowiek ulokował za winklem od zawietrznej i jak tak wystawił buśkę na to słonko to nieźle przygrzewało. Było miło.
Teraz nie jest miło. Słonko się skryło za chmury. Wieje i sypie śniegiem. Wszyscy marudzą o wiośnie a mnie to jakoś wisi. Pada - niech rada. Cóż my możemy na to poradzić? W kosmos się człowiek wybiera a pogody zminić nie może. Mało tego. Prawdę mowiąc nawet przewidzieć jej nie potrafi.
Dzisiaj Żaba rwała ósemkę.
Dzionek dzisiejszy, znaczy się wtorek, minął jak w akwarium.
Z spraw z archiwum X. Komentarze u mnie zamieszczają obrabiarki czy jakieś tam tokarki i kredyty mieszkaniowe. Nie chciałbym nikogo obrazić ale blogownia schodzi na psy.
Dobrze że z każdą przespaną nocą trzy zero odchodzi w coraz większe zapomnienie.
Komentarzy: 2
Ścieżka 293 Do przodu
2013-03-13
Olśniło mnie dzisiaj rano że rozochocony zeszłotygodniową kilkudniową wiosną zdjąłem z balkonu słoninkę dla sikorek. No to był błąd. No ale sikorki same mnie zmyliły bo już nie przylatywały. Wiedziałem niby że ta wiosna to jeszcze nie ta co ma być ale nie przypuszczałem że dowali jeszcze tyle śniegu. Jest więc od kilku dni ponownie zimno i biało i nie ma co robić. Na basen nie chodzę bo się boję rozchorować. Nie piszę bo jak śpiewał Kaliber - zdradliwa wena raz jest raz jej nie ma - a u mnie od dawna jej nie ma. Poczytałbym ale w większości zaprzyjaźnionych brak nowych notek. Nowych zaprzyjaźnionych szukać mi się nie chce. Zwłaszcza tym bardziej że te zaprzyjaźnione które są, są w porządalu i w zupełności mi wystarczają. No ale widać u nich też zdradliwa wena, raz jej nie ma. Jak tak dalej pójdzie to będę musiał jednak rozejrzeć się za nowymi zaprzyjaźnionymi. Mam nadzieję że wcześniej przyjdzie ta wiosna co ma przyjść, rozchorowania się już bał nie będę i na basen pójdę a jeszcze później, później motóra wyciągnę i pojadę w siną dal. Brakuje mi już trochę motóra. A zostawić to wszystko w cholerę i pojechać gdzieś. I Starego Miasta ciepłego też mi
brakuje już trochę. Na ławeczce posiedzieć. Ech.
Rzeczywistości komentować mi się nie chce. Zobojętniałem. Jak się tak patrzę na polityków, piłkarzy, aktorów, celebrytów i kogo tam jeszcze to mi się gadać
nie chce. To mnie już nawet nie wkurza, już nawet nie śmieszy. To wszystko po prostu takie już jest i już. Przyjąłem że takie ma być. Nie mam w zwyczaju
zmieniać czegoś / kogoś na siłę. Najbardziej to lubię takie sytuacje gdzie dwie racje spierają się i każda próbuje drugą przekonać do swoich mądrości.
Tak zaciekle walczą by udowodnić że to właśnie oni wiedzą lepiej. Patrzę i zastanawiam się po co. Lubię też jak słyszę pod swoim adresem że dziwny jestem. Że nie walczę o swoje, że nie staram się zdobywać. Lubię też ulegać sugestiom. No może lubię to za dużo, po prostu, ulegam. Nie ma sprawy - mówię - będzie jak chcecie. Wcale nie myślę żebym wówczas coś tracił albo okazywał słabość. Najnormalniej w świecie sprawy tego świata są zbyt błahe dla mnie bym miał o nie kruszyć kopię.Życie w sumie jest proste. Wystarczy przyjmować to co jest bez zbytniego wnikania. Jak ktoś się szują i chamem to już taki jest. Dopóki sam tego nie zrozumie że źle robi - nic - żadne moje nawoływania, apele i wysiłki go nie zmienią. Jedyne co, to mogę mu, o ile dam radę, dać mu w ryj, gdy jego chamstwo zagrozi mojemu bezpieczeństwu. Może to ostatnie to egoizm, to ostatnie? Przecież taki cham może zagrozić również innym dobrym ludziom. No ale w takim przypadku też bym mu w ryj dał, o ile dałbym radę.A na razie to sobie żyję i niech inni sobie też żyją. Jedni niech sobie żyją w szczęściu i wygodzie a inni niech sobie żyją w brudzie i smrodzie. Kurna już nie pamiętam kto to śpiewał, kurna kto to śpiewał? czy to była Kobranocka czy nie Kobranocka? kurna no. No nic zanim skończę pisać sobie przypomnę. No więc jak śpiewali - to mi nie przeszkadza, to tutaj jest w modzie - tak śpiewali. A moda jest. Ot dla przykładu czym żyją obecnie media ( tutaj wskakuję na WP i sprawdzam najświeższe wiadomości sensacyjne.)Kora zatrzasnęła się w solarium?! Co się stało z jej twarzą?Wielki skandal. Seks dał jej sławę Wszyscy to widzieliUps! Wyskoczyła jej pierś! Bluzka spłatała figla Agacie Młynarskiej!Dlatego nie oglądam ostatnio wiadomości telewizyjnych, nie czytam wiadomości internetowych a gazet to nie czytam od nie pamiętam kiedy. Bo co mnie to obchodzi. Żyję przyjmując to że niby gdzieś tam to jest, że niby o tym wiem ale jakoś tak nie do końca wiem i że to jest tam gdzieś daleko. Proste.Życie proste jest. Wystarczy tylko nic od niego nie oczekiwać. Wystarczy przyjąć fakt że jest jakie jest i że jest nawet do dupy. Takie to właśnie życie jest. Dobre i złe, piękne i brzydkie i do dupy też. Wystarczy pogodzić się z faktem że istnieją bieda, łzy, cierpienie. Że ludzie, zwłaszcza dzieci, umierają czekając na karetkę czy lekarza. Że nie ma na ratowanie ich życia środków bo jakiś tam ( i tu użyję wulgaryzmu ) jebany nfz zakręcił kurek bo się limit wyczerpał. Gdzie by się człowiek nie ruszył, czego nie dotknął to jakiś podatek, to jakaś opłata a jak trzeba kasy nie ma. Ale wystarczy przyjąć że tak ma być i wszystko staje się proste. Ludzie, a zwłaszcza dzieci, umierali od wieków i
umierać będą. Proste. l ludzie ci, a zwłaszcza dzieci, cierpieli, płakali, głodowali. Takie życie.
Jakie to proste.
Proste dopóki nie dotyka osobiście.
I CO Z TEGO ŻE PAPIEŻA WYBRALI. NO CO
Też mi kurwa potrzebne to do życia jak niewiemco
Komentarzy: 5
Ścieżka 292 Do przodu
2013-03-06
Z wszystkich spraw z jakich jestem niezadowolony. A jest tych spraw dużo, bardzo dużo. Prawdę mówiąc jestem niezadowolony ze wszystkiego. No więc najbardziej niezadowolony jestem ze snów. Sny mam beznadziejne.
I o ile tak jak na ten przykład dzisiaj gdy nie pamiętam co mi się śniło mogę być niezadowolony tylko z tego że nie pamiętam co mi się śniło, to już tak jak na ten przykład wczoraj gdy pamiętałem co mi się śniło, a śniło się dużo i dużo pamiętałem, niezadowolony mogę być, i jestem, z tego co się śniło.
Moje sny są przede wszystkim szare.
Moje sny są przede wszystkim nudne.
Moje sny są przede wszystkim przyziemne.
Czy to może świadczyć o jakości mojego życia? Kurcze no. Tak chciałbym mieć kolorowe, wspaniałe sny. Dużo czytałem o snach proroczych. Ja czegoś takiego nie doświadczyłem a wręcz przeciwnie. Moje sny o wygranej w totolotka okazały się nieprawdziwe.
Moje sny nie dają mi również odpowiedzi na wiele zadawanych przed snem pytań. Moja podświadomość jest jakby nieczuła na moje błagania o pomoc w rozwiązaniu problemów.
Moje sny nie są również erotyczne. Nigdy ale to nigdy nie miałem w snach jakiejś pięknej blondyny, brunetki, rudej czy też jakiejś innej niewiasty.
Boleję więc bardzo nad moimi snami. Nie dają mi pociechy w życiu. Wręcz przeciwnie. Gdy rano, po przebudzeniu, siedzę na brzegu łóżka i przypominam sobie co mi się właśnie śniło to popadam w przygnębienie. Żadnego kolorowego, pozytywnego impulsu na rozpoczynjący się właśnie dzień.
A dni ostatnio takie sobie. Jedynie wiosna co przedwcześnie zawitała cieszy. Motóry się pojawiły na mieście ale mój jeszcze nie. Coś mi jednak mówi że tak naprawdę to dopiero koło Kwietnia będzie można bezpiecznie obudzić motóra z zimowego snu.
Dziś w metrze gdy wracałem zmęczony po pracy do domu ulokowały się na przeciw mnie dwie niewiasty. Młode niewiasty. Jak to niewiasty rozprawiały o wszystkim bez przerwy. Jedna z nich wpadła mi w oko. Wiem że próżność przemawia przeze mnie teraz ale taka myśl mnie dopadała czy też się jej podobam. Wydawało mi się że zerka co raz. Ale czy to było naprwdę zerkanie i czy akurat z tego powodu nie wiem. A czemu akurat o tym piszę. Też nie wiem. Nic nie wiem.
Komentarzy: 2
Ścieżka 291 Do przodu
2013-03-01
Życiem moim rządzą emocje. Życiem moim rządzą emocje nie mam więc szans na osiągnięcie sukcesu w biznesie. W biznesie gdzie ważne jest, zresztą każdy wie co ważne jest by osiągnąć sukces w biznesie. Tak więc, więc tak, nie pcham się do biznesu i jedyną moją szansą na wielkie pieniądze jest wygrana w totolotka lub inna forma, należnego mi niewątpliwie, uśmiechu losu. Jeżeli natomiast należny mi uśmiech losu nie nastąpi ominie mnie bogactwo i dostatek i do końca dni moich żył będę sobie jak żyję, wiodąc życie biurwy i zadowalając się wystarczającą do przeżycia pensją, gdyż życiem moim rządzą emocje.
Prawdę mówiąc to nawet nie wiem jak one to robią, te emocje, i skąd się biorą. To chyba tak trochę jak z pogodą. Niby jakieś wyże, jakieś niże, niby i tam jakieś metorologi próbują tą pogodę przepowiadać ale tak do końca to nikt nie wiem jak będzie. Jak będzie z moimi emocjami nie wiem ja nigdy. Raz wstaję i zły i nieprzyjemny jestem bez zbytniego powodu ( tak jak wczoraj ), znowu innym razem wstaję i raczej dobry i przyjemny jestem ( tak jak dziś ). Jak i dlaczego tak jest - nie wiem.
Życiem moim rządzą emocje.
Tak jak na ten przykład w ostatnią niedzielę.
W ostatnią niedziele wybrałem się z Księżniczką na dziewiątą do kina na Nędzników. Przyznaję się bez bicia - nie czytałem. Poszedłem tylko ze względu na Księżniczkę, w innym przypadku nie pomyślałbym nawet o tym by iść. To nie moje klimaty, tak bym myślał. I po pierwszych piętnastu minutach, nie ukrywam, miałem cholernie dość, zastanawiałem się jak wyjść, żałowałem straconego czasu i pieniędzy i w ogóle byłem niezadowolony. Na szczęście przetrwałem początek i powiem uczciwie dawno takiego wrażenia film na mnie nie zrobił. Zdarzało się nie raz i zdarza nadal łzę uronić na jakimś seansie, na ten przykład na Znachorze, ale tak, wstyd się przyznać, jak na tym niedzielnym to nie ryczałem dawno. Szczęście całe że miałem pod szyją motórową chustę to se jakoś te łezki ukrywałem. A na sam koniec to się powstrzymywać musiałem naprawdę bardzo by nie łkać. Sprawa inna swoją drogą że wstyd taki odczuwam okazując emocje. Tłumaczę to tylko tym że „takie czasy” gdzie okazywanie "słabości" to wstyd. Ale czy to może być tłumaczeniem? Wychodzi na to że nie jestem szczery. Nie płaczę kiedy potrzebę płaczu odczuwam i taksamoż pewnie nie śmieje się gdy odczuwam radość. Takie czasy. Nie ma miejsca na sentymenty i emocje. A ja jak widać czasom tym ulegam.
A jak już skończę czytać to co czytam aktualnie to „Nędzników” przeczytam.
A aktualnie i ostatnio wciągnął mnie temat śmierci. Zaczęło się od tego że jakiś czas temu wpadła mi w ręce jedna z książek Elisabeth Kübler-Ross. Rodzaj literatury faktu pociąga mnie bardziej niż wymyślne historie. Czytam więc o śmierci i coraz bardziej ją lubię. I taki sobie wyrabiam pogląd że to życie nasze to jednak nie jest takie wspaniałe. Zresztą - wyrabiam - czy raczej utwierdzam się w przekonaniu że życie jest do dupy. Pełne niemiłych doświadczeń, pełne wyzwań z którymi musimy walczyć, pełne strat które bolą. Ale. Ale nie będę rozwijał tematu. Może inną razą.
Na konie przemyślenia z ostatnich dni.
1. Jeżeli kobiety statystycznie żyją dłużej i jeżeli jest ich statystycznie więcej to dlaczego pracują krócej?
2. Kończę z kopaniną. Na basen chodził będę. Lepiej na tym wyjdę. I bliżej mam. I emocje mniejsze a że emocje życiem moim rządzą, lepiej więc będzie unikać emocji, zwłaszcza tych złych które przy okazji kopaniny wyniknąć mogą.
A i to łazi za mną już z miesiąc.
A i Kaniu weź mnie to kurna przetłumacz bo ja za cholerę nic nie pojmuję a jakoś czuję że tekst do mnie przemawia. Jedno co rozumiem to:
"Be the ocean"
Komentarzy: 4
Ścieżka 290 Do przodu
2013-02-17
Przed przeczytaniem skonsultuj się z lekarzem lub farmaceutą gdyż przeczytanie może zagrażać Twojemu życiu lub zdrowiu.
Cóż by mnie mogło skłonić do napisania tiu? Należałoby zacząć raczej od tego co skłoniło mnie do niepisania tiu. Praktycznie rzec biorąc to chyba nic. Po prostu jakoś tak wyszło. Ani jakieś tam wysokie ani jakieś tam niskie stany ducha. U era nadal tio samo. Raz lepiej, raz gorzej, z przewagą tego drugiego. Ogólnie nie ma fajerwerków i tak jak dotychczas, średnia stanów ducha to szarzyzna. No ale wypadałoby się co nieco wytłumaczyć, zwłaszcza że jak myślę, przynajmniej jedna osoba z wpadających tiu, czuła się zaniepokojona tak długim stanem ciszy. Zaniepokojona tak jak sam byłem kilkakrotnie zaniepokojony ciszą na blogach które czytałem a co powodowało natłok domysłów i przypuszczeń. No więc w zasadzie, jak napisałem wcześniej, nie było jakiegoś szczególnego powodu. Dni upływały i stawały się coraz krótsze, temperatura spadała, rzeczy się działy bez względu czy ich chciałem czy też nie chciałem a ja nie pisałem. Tak ot tak. I było tematów do pisania, i chciałem i zamiar miałem pisać o nich ale jakoś tak koniec końców się nie udawało. A co było i co nie było niech ta notka Wam opowie
Po kolei ( na tyle na ile pamiętam pamiętam ).
W połowie Listopada odbyła się zakładowa impra. Jako że prezes stawiał, to poza wszystkimi innymi kosztami, alkohol lał się strumieniami. Nie chciałem - ale się uchlałem. A może chciałem? I wszystko dobrze by było gdyby już po wszystkim nie włączył mi się szwędacz. Miast w taksówkę wsiąść, zwłaszcza że prezes stawiał, mnie zamaniało się wracać metrem. I wróciłbym być może i tym metrem bez przygód gdyby gdzieś tak w połowie drogi nie zachciało mi się lać ( znaczy się siku ). Chcąc nie chcąc wysiadłem w Centrum. Ale! Czy mogłoby któremuś z decydentów do głowy przyjść że jakiemuś obywatelowi – mieszkańcowi lać się chcieć może ( znaczy się siku ) po dwudziestej trzeciej? Teraz już wiem że nie. Ale nie do tego zdanżam. Zdanżam do tego że już po wszystkim, na peronie, nie pamiętam szczególnie jak i szczególnie z kim, wdałem się w jakąś dziwną „wymianę zdań” z trzema małolatami. Finał był taki że na drugi dzień bolała mnie szczęka a kciuk boli mnie do dzisiaj. Jak wróciłem do domu? – nie pamiętam. Pamiętam jednak tyle że jeden z nich, już na moje odchodne wykrzykiwał coś w stylu że by mnie zabił czy pobił. Męczyło mnie to potem dosyć długo. Wyrzucałem sobie, raz, że odszedłem i tak jakby speńkałem, a chciałbym być w stanie zetrzeć ich na pył, dwa, że nic nie pamiętałem.
I rękawiczkę zgubilem.
Jeszcze potem, jakoś tak pod koniec Listopada na jednej z ostatnich piłeczek wdałem się znowuż w wymianę zdań z jednym takim koleszką z mojej drużyny, który aktualnie grał w drużynie przeciwnej. Nie żebym nie miał sobie nic do zarzucenia ale nie mogłem pojąć w tamtej chwili skali jego agresji w stosunku do mnie. A że zmęczony grą byłem bardzo i wiedziałem że nie dam rady przeciwstawić się fizycznej jego napaści, ponownie, jak powyżej, wycofałem się. I znowu mnie to potem męczyło. Nie mogłem sobie darować tej słabości. Z jednej strony nie mogłem pojąć skąd tyle agresji ( również i we mnie ) z drugiej zaś pałałem chęcią rewanżu.
I dotarło do mnie żem słaby. I żem tchórz. Wiele razy rozmyślałem czy byłbym w stanie w sytuacjach zagrożenia życia lub zdrowia przeciwstawić się agresorowi. I dochodziłem do wniosku że tak. Mało tego. Szukałem i czekałem na okazję. Po tych dwóch jednak wydarzeniach moja pewność siebie uległa zachwianiu. Jestem słaby. I nie wiem teraz czy byłbym w stanie stanąć w np. obronie słabszego. Wewnętrzne przekonanie mówi mi że tak i wiem że tak powinienem byłbym zrobić ale wiem też że nie wiem jak bym się zachował gdyby już do takiej sytuacji doszło. Boję się że mogłaby być to postawa nie do końca honorowa.
Takie oto przemyślenia męczyły mnie przez Listopad i Grudzień gdy mnie tu nie było.
A pod koniec Grudnia, a dokładnie to w sobotę 22, dostałem o 15:00 gorączki i się rozchorowałem. Nie wiem czy to z tej zgryzoty czy po prostu dopadł mnie wirus grypy który aktualnie panował? Wiem jedno, była to moja pierwsza choroba od kilku lat. Strasznie mnie rozłożyło. Całe święta spędziłem w łóżku z 39 stopniową gorączką. Prawdę mówiąc było mi to trochę na rękę, że uniknę tego całego świątecznego siedzenia za stołem. No ale swoje odcierpiałem. Jedyne co to tylko zawiedziony byłem że nie dane mi było w tej gorączce doświadczyć jakichś majaczeń, urojeń czy też innych metafizycznych doznań.
A wyzdrowiałem dwa dni po świętach. I poszedłem do pracy, i praca mnie przywaliła. Tak do ok. 12 stycznia robiłem rzec by można nocami, i wolną sobotę musiałem poświęcić. Przez robotę nie mam na nic czasu. A jak już mam to w domu jest tyle do zrobienia że i tak nie mam czasu.
Pisanie więc zaniedbuję. Ale nie zapomnę o tym tu pisaniu. Za dużo mu zawdzięczam bym tak miał odejść bez pożegnania. Gdyby nie to tu pisanie nie przetrwałbym tych dni moich najgorszych. I gdyby nie to wsparcie, słowo pocieszenia które tu dostałem od obcych zupełnie osób.
Jest jednak jedna rzecz pozytywna. Mam rekordową ilość komentarzy. To najczęściej komentowana moja notka w historii.
Żyje więc er. Tych co to cieszy pozdrawiam, tych co nie cieszy pocieszam że żyje ale co to za życie.
Chciałbym jeszcze napisać o ostatnim meczu z Irlandią, chciałbym napisać o przemocy co o niej słychać w mediach, chciałbym napisać o szopce w polityce i wiele jeszcze ale nie mam tyle czasu. Zresztą i tak to moje pisanie niczego nie zmieni.
W tym roku porzucę chyba, a może przynajmniej ograniczę, to piłki kopanie i zapiszę się na jakieś sporty walki.
P.S.
Wszystkie go najlepszego M.J.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz