sobota, 12 września 2015

Tak było 2010

Ścieżka 169 Do przodu
2010-12-29
Już wówczas wtedy kiedy zaprezentowały logo EURO 2012 coś mi nie pasowało. Sam osobiście spodziewałem to się jakichś orłów, bocianów, wierzb płaczących czy zbóż łanów szumiących. A tu jakieś krzaczki – kwiatki. No ale co tam pomyślałem, popatrzyłem i przyjąłem do wiadomości. Wszak to UEFA płaci więc robi co fce. Takie czasy. Nawet mi się to późni, po pierwszym szoku, zaczęło i podobać.
Potem zaprezentowały maskotki. Sam osobiście spodziewałem się jakichś orłów, bocianów, jaskółek czy wiewióreczek. No a tego co pokazały to już moje poczucie piękna znieść nie było w stanie. Wychowałem się wprawdzie na Bolku i Lolku jednak by robić z nich wzór maskotek? Co to za maskotki takie dwa chłopaczki? Poczułem że wzbiera we mnie złość i niepokój. Niepokój o to czy i jak te całe EURO pokaże nas i nasz kraj. I na ile cała ta organizacja tej imprezy to sprawa narodowa ( kraju w którym się odbywa ) a na ile produkt made in from Genewa. Czy li tylko pod osłoną Polski pan Blater nie przemyca tego co mu się w łepetynie gotuje.
Zacząłem mniej się cieszyć z tego że to my – Polacy – mamy być gospodarzami. I zacząłem się mniej utożsamiać z całym tym przedsięwzięciem.
Potem zaprezentowały imionka dla tych tam maskotek. Sam osobiście spodziewałem to się jakichś Bolków, Lolków, Jaśków, Staśków czy wręcz już w ostateczności Lecha i Jarka. Nic z tych rzeczy. Nie wiem kto to wybierał i kto o tym decydował. Pewnie jacyś burgerożercy czy macżercy ale jak na mój gust to ani to polskie ani po polskiemu pisane. Toć to już Donald byłby bardziej nasz.
Potem ogłosiły że będzie impreza na otwarcie. Nasze, powtarzam nasze jury wybrało na jednego z odpowiedzialnych Pieroga. No nie. O ile wszystkie powyższe jestem jeszcze znieść to to już za dużo jak na moje słabe nerwy. To ten, nie powiem dosadniej, gej ma rozdziewiczać nasz Narodowy. Naszą świątynię, nasz skarb, nasze miejsce kultu.
Niech wystąpi z przemówieniem jeszcze ta pani TAP MADEL i będzie ubaw na medal.
Ale ja, er, kibic od kolebki, który na niejednym stadionie już byłem, na niejednym hymn śpiewałem mniej coraz radochnę mam na to wszystko.
Pójść na mecz pewnie i pójdę ale w dupsko patrzyć będzie nieźle.
A miało być tak pięknie. A tu co – znowu jak wszędzie – szpan, efekciarstwo, moda, kasiora, trend i tak dalej.
A tu jeszcze słyszę ostatnio że już jest nazwa do sprzedania za jakieś 10 baniek ( ciekaw jestem kto i ile przytuli przy okazji na boku). Prędzej, prędzej. Pośpieszcie się Biedronki, Lidle, Blendamedy, Cify, Alweysy, bo kwiecień coraz bliży i zaraz zaczną pisiory nawoływać do nazwania Narodowego – kaczorem.
Ja zwarjuję, ja zwarjuję, normalnie zwarjuję.
Komentarzy: 3
Ścieżka 168 W miejscu
2010-12-26
No wreszcie koniec tych świąt. Już mi wystarczy tego jedzenia i tego picia. Dwa dni. Niby tylko sobota i niedziela jednak dużo bardziej męczące niż normalny weekend. Picie już mnie męczy. Tu jednego, tam drugiego. Wszędzie walnij. A jak się wzbraniasz to zaraz „czy chory”, „czy wczorajszy”, „ co nie wypijesz”. Kurna najchętniej to siadłbym na gulkota i pojechał na te dwa dni gdzieś w las. Wrócił po wszystkim. Ogólnie to mam jakiś kryzys. Kryzys wiary, kryzys celu, kryzys sensu, kryzys wszystkiego. Czy to ten wiek?
Nic mnie nie cieszy.
Ogólnie to jestem zmęczony światem.
Komentarzy: 7
Ścieżka 167 Do przodu
2010-12-25
To pierwsza ale chyba nie jedyna ścieżka tylko dla mnie. Tak więc apeluję do wszystkich i każdego z osobna by tego nie czytali. Jest to moja prywata. Bez żadnych podtekstów i insynuacji. To tylko dla mnie. Niech nikt tego nie czyta. To osobista notka.
Proszę odejdź.
Nie czytaj! To moje i tylko dla mnie!
Jeżeli nie usłuchasz możesz się zawieść i być zdegustowany. Czytani dalej podejmujesz na swoje ryzyko.
Natychmiast opuść tę stronę.
A więc odejdź.
I proszę o usunięcie mnie z polecanych i innych takich. Chcę być zapomniany, usunięty na dno i pominięty.
Jestem właśnie po litrze na dwóch. Jakbym prowadził samochód twierdziłbym uparcie : Przecież nie piłem. Ale piłem. Wiem. Może będę tego żałował lub się wstydził ale cóż w tej chwili piszę co czuję.
Naszła mnie refleksja – myśl.
W przyszłym życiu nie chcę trafić na ukrytą dupodajkę. Och nie chcę. Ukryte są najgorsze. Chyba że się takie lubi i samemu nie jest się lepszym. Ukryta dupodajka niczym szczególnym się nie zdradza. Niby normalna dziewczyna. Jednak dla Ciebie, oczekującego czegoś szczególnego jest kulą w łeb. Ty zabiegasz. Ty się starasz. Ty żyjesz. Ty zabiegasz.
A ona jest.
Jest sobą i to jej prawo. Jednakże dla Ciebie oczekującego czegoś wyjątkowego jest zwykłą szarością.
Jak ją poznać.
Proste.
Jeżeli jeden, jeden z jej trzech ostatnich facetów którzy ją ..... nie kupił jej kwiatów to jest dupodajką.
I dla Ciebie to jest porażka. Ty się starasz i zabiegasz. Hę. Ty traktujesz jak księżniczkę i chcesz uwolnić z wieży. A to wszystko zbędne wysiłki. A wystarczy tylko zagadać. Tylko połechtać i masz to do czego każdy facet wcześniej czy później dąży.
I jeżeli na początku znajomości wiesz z kim masz przyjemność możesz sam wybrać czy chcesz brnąć dalej czy nie. Gorzej kiedy trafisz na taką zakamuflowaną. Liczysz na gwiazdy – dostajesz – ..... Nie potrzebne twoje zabiegi, zbędny twój trud. Inni przedstawiciele twego gatunku dosiągają to samo bez wysiłku i starania. Ot tak.
A jak się później zwiążesz na dłużej to nie wiesz czy masz się dalej starać czy : Ot tak.
I nie chce mi się dalej pisać.
A i wiem że faceci nie są lepsi.
Ścieżka 166 Do przodu
2010-12-25
Pomarudzić. Pomarudzić. Oj pomarudzic.
A więc.
A więc świąt Bożego Narodzenia to już nie za bardzo lubię. Święta te to lubi się tylko do momentu kiedy wierzy się w św. Mikołaja. Przynajmniej ja tak mam. A że w św. Mikołaja wierzę tak pół na pół to i święta te tak pół na pół zniosę.
Bo latania przed nimi że hoho. A to to. A to tamto. I chociaż w sklepach wybór teraz nielichy i wszystkiego w bród a z kupnem prezantów żaden problem ( nie tak jak za minionego okresu ) to jednak to męczące jest. Latania, przeciskania się, szukania miejsca parkingowego, ech. A do tego grudzień ma to do siebie że w robocie kupa roboty jak nigdy w roku. Praktycznie siedzieć by można w niej non stop. I tak. Tu robota, tam zakupy, czasu mało a chęci dużo. Zaczyna się nerwówka.
Na dodatek sobie zaordynowałem extra robotę na chacie więc w tym roku jeszcze bardziej człowiek zalatany.
I przeziębiłem się.
I jak już te święta przychodzą i walnąłby się człowiek by odsapnąć to nie. Trzeba pojechać po rodzinie. Wpaść do tego, odwiedzić tamtego, zadzwonić z życzeniami do innego. Dwa dnia za mało. I znowu na szybko.
I ta zima. Nie mówcie mi że piękna. Ja mówię że brzydka a co się okazuje? – na dodatek złośliwa. Bo akurat w czasie gdy i ja byłbym w stanie znieść jej obecność ona sobie poszła zostawiając nas z górami czarnego śniegu i błota.
Ech.
I mógłbym tak marudzić jeszcze w nieskończoność, a Ci co mnie znają wiedzą że dla mnie to pestka, jednak tyle wystarczy. Mimo wszystko życzę wszystkim wszystkiego co najlepsze.
Zdrowia.
Kogoś kochanego i kochającego obok.
Worka pieniądzów.
I więcej optymizmu niż ja mam.
A poniżej ode mnie dla was kolęda.
P.S. Podobno można zagłaskać kota na śmierć. U mnie ostatnio jest odwrotnie. Mały zwarjował. Lata jak opętany i wszędzie pcha tą swoją mordkę i się przymila i się ociera i wszędzie włazi. Każdą czynność musi widzieć i w niej uczestniczyć. I ta jego mordka. Wszędzie mordka Małego. I głaskać i głaskać i głaskać. Normalnie już nie mam siły. Myślałem że w Wigilię powie o co mu chodzi ale skubany nic nie powiedział. Na szczęście teraz śpi.
A i na nikogo się nie obraziłem. Wszędzie wpadnę, wszędzie poczytam, wszędzie popiszę tylko niech się już te święta skończą.
Komentarzy: 3
Ścieżka 165 Do przodu
2010-12-21
Niedziela.
No dobra. Tak jak radziła Hope wziąłem ten swój, na jakiej podstawie twierdzi że seksowny???, i poszedłem.
Wychodzę ze św. Jana. W prawo na rynek, w lewo na plac. Idę na lewo. Achhh. Plac Zamkowy. Tu się oddycha. Oddycha - ale nie o te pore. Teraz to pierwszy głębszy wdech wbija się w gardło milionem ostrych szpilek. Chowam nos w szalik AV.
Za chwilę zamkowy zegar zabije jedenaście razy oznajmiając dziewiętnastą.
Obok Zygmunta stoi. Kolorowa i błyszcząca. Duża ażżżż do nieba. Kształtna jak od ekierki. „Oooooo”, „Aaaacchhhhh”, „Uuuuuu”, „Ale piekna” takie i inne zachwyty docierają do mnie z okoła. Patrzę. Hmmmm. Piękna? Tak. To wyśmienity przykład na tandetę jaka opętała święta. Święta Bożego Narodzenia. Lubię las, nieraz i nie dwa byłem w lesie, widziałem tam choinki ale jak pragnę zdrowia nigdy nie widziałem takiej. Tej tutaj to brakuje jeszcze tylko żeby zaśpiewała i zatańczyła bugi ugi. Widziałem jak ją stawiali. Widziałem też jak rozbierali zeszłoroczną i zapewniam że był to widok o wiele przyjemniejszy i w o wiele przyjemniejszych okolicznościach przyrody. Macham ręką, tzn nie macham ale tak jakbym machał i ruszam dalej zadumany. O nie, co jak co ale ja nigdy nie miałem i mieć nie zamierzam takiej sztucznej, plastikowej substytutki. I niech mi się sypią igły, a co tam. Jednak zapachu takiego drzewka pod którym leża prezenta nic nie zastąpi. A i gdy kiedyś tam w maju znajdzie się jakaś zapomniana w kąciku igiełka to też miłe. A jak uschnie całkiem to jeszcze ogrzeje parę mieszkań.
Brrrr. Ależ zimno. Niestety permanentny na zamkowym cug potęguje zimno. Duje, duje wiatr grudniowy ostrą szpilką w twarz. Kulę się i idę. Niestety zimno wciska się w każdą szczelinę. Ale kurna kaleson nie założę jak żyję. Twardym trzeba być.
Idę w stronę Krakowskiego. O to to ładne. Każdego roku podziwiam i pełen szacunku jestem dla tych co tak pięknie przyozdabiają. Ile to cierpliwości trzeba żeby tak każdą gałązkę owinąć, okręcić latarnie. Naprawdę, ode mnie pełen szacun, ja tak bym nie mógł, nie wytrzymał bym nerwowo. I w tym zimnie na dodatek. Robi wrażenie.
Wrażenie robi też , i to coraz większe, zimno. Zaczynam odczuwać na dupsku zarysowujące się pęknięcie poprzeczne. Nie no, nie dam rady. Trza wiać doma, bo kaleson, niech skonam, nie założę. I tylko po drodze mijam ludzi którzy spacerują niezrażeni tym chłodem. Może dlatego że spacerują parami. Ja spacerowałem sam
Komentarzy: 9
Ścieżka 164 Do przodu
2010-12-18
No. Jestem kochani. Biedny miś jogi babu. No. Jak tam? Tak. Brawo jasiu.
Ufff. Zrobione. Po trzech dniach ciężkiej, dziesięciogodzinnej pracy. Trzech dniach pracy bez wytchnienia. Z krótkimi przerwami na strawę, krótkimi by nie marnować żadnej, nawet najmniejszej, cennej chwili. Nadludzkim wysiłkiem i uporem – są. Są zrobione. Stoją i wiszą nowe, błyszczące i pachnące.
Ale kosztowało mnie to że ho ho. Każda kosteczka, każdy milimetr kwadratowy ciała czuje teraz ile. Boli mnie wszystko. Najbardziej plery i kręgosłup. Ten to dostał najbardziej. Jakbym teraz gdzieś na ulicy miał znaleźć 5 złociszy to bym się chyba nie schylił. No chyba że bym miał znaleźć dychę. No po dychę to bym się schylił. Trwało by to pewnie dłużej i wymagało by skomplikowanej techniki ale bym się połasił. Eeee myślę że z uwagi na swoje niespotykane skąpstwo to i po tę piątkę też bym sięgnął tylko dłużej bym się nad tym zastanawiał.
Samo składanie i ustawianie nie było aż tak męczące ale już wieszanie ( a parę ciężkich elementów trzeba było zawiesić ) bardzo. Na domiar złego praca bez silnego pomocnika jest w takich przypadkach tragiczna. No i to rozkładanie i wynoszenie starocia. To kursowanie tam i z powrotem z zdemontowanymi elementami. Masakra.
Ale warto było. Nawet ten ból i wysiłek znieść. Bo właśnie teraz czuję że jestem facetem. I właśnie to jest ta różnica i ta moja przewaga nad babami. Żadna, nawet najmądrzejsza niewiasta nie dałaby rady. Bo do tego trzeba krzepy i myśli technicznej. A taka jedna z drugą jakby przy tym zaczęły jeszcze mleć ozorem na okrągło. A omawiać najróżnijsze tematy, a to kolor śrubki, a to rozmiar śrubokręta ( rozmiar nie jest ważny? ) a to pogodę a to jeszcze to co kto tam kiedyś powiedział. Prędzej by się w proch obróciło to co miałoby by zrobione.
Lubię tak sobie dać nieraz w kość. Tak się narobić i patrzeć potem na efekt. Patrzeć z myślą że warto było, że dałem radę.
Było parę momentów zwątpienia. Było. A jednak po chwili załamania przychodziła refleksja : „Co? Ja nie dam rady? Ja nie dam rady?” i „ Albo ja! Albo one!”
Tłumaczył mi raz ktoś że to już nie te czasy. Że teraz to do wszystkiego są ekipy i fachowcy. I że jak tak sam wszystko robię to nie daję zarobić tym fachowcom, a tym samym nie napędzam gospodarki. No cóż. Nie zginie gospodarka przez jednego ambitnego era. Ja lubię sam. Pokombinować, pomęczyć się ale stwierdzić patrząc na efekt że to ja, SAM, ja sam, tymi ręcami.
A tera sobie siedzę i się patrzę na swoje dzieło. PIĘKNE.
No i tera tak po wszystkim to bym se dla rozluźnienia napiętych mięśniów i uspokojenia skupionego umysłu ......
P.S.
I niech błogosławiony będzie ten anonimowy wynalazca wkrętarki. Aż boję się myśleć o ile więcej odcisków miałby moje kochane delikatne dłonie gdybym każdą śrubkę czy wkręt miał wkręcać własnoręcznie tradycyjnym śrubokrętem.
Aaaaa i w moim ulubionym radiu leci reklama wiertarek i wkrętarek pewnej znanej firmy. Reklama z puentą: „Prezent nie tylko dla niego”. Kurna. Co to kurna ma być. Wiertarka prezentem dla babów? Kurna. Ostatnie męskie gadżety nam bezczeszczą. Kurna. Co to kurna ma być? Jakiś substytut wibratora? Nie no. Ja zwariuję. Ja zwariuję. Nie no ja zwariuję. Ja zwariuję. Ja zwariuję.
Komentarzy: 11
Ścieżka 163 Do przodu
2010-12-12
Nudzi mi się.
Nudzi mi się.
Leżę i gapię się w telewizor i już dłużej nie mogę. Nawet z wyra nie wyłażę.
Za okno okiem nie rzucam nawet z obawy, by się nie pognębić całkiem. Ale zgnilizna.
Nudzi mi się.
Ale może to o dobrze że tak leżę bez sensu. Może odpocznę?
Eee nie. Zdecydowanie lepiej by mi się wypoczywało na gulkocie lub na starówce. Ech ta cholerna udupiająca zima.
A wypoczynek to jest mi wskazany bo tydzień za mną męczący a i następny nie zapowiada się lajtowo. W piątek impreza w dżefsie była. Pojedli popili i poszli na bilard. Aaaa i kapitalna kelnerka była w dżefsie. Nie żeby jakieś tam cudo zgrabne i śliczne, chociaż niebrzydka, ale za to ten głos. Normalnie jak Kasia Figura. Cuś niesamowitego. A co jak co ale głos K.F. ma bardzo charakterystyczny i piękny. W mojej ocenie jest on jej główną zaletą, większą nawet niż te no, jak one tam, te no, aaa, cyce.
Na bilardzie pograli i też popili ( jednym okiem zerkałem na mecz, nawet ciekawy był ). Suma sumarum we łepetyni mi zaszumiało i sobota trochi sucha była. Odpocząć jednak nie było dane bo się już wcześniej umówiłem z kolesiem na transport i ze sklepu meblowego zwieźliśmy kupę pudeł. Ciężkie cholery były i tak się umordowałem że pić mi się jeszcze bardziej zachciało.
Swoją drogą dobrze mieć takiego kolesia. Przyjechał dużym wozem ( ma firmę transportową ), pomógł dźwigać choć chory i nie wziął za to złamanego grosza, nawet herbaty nie wypił. Myślę że gdyby nie było takich słów jak dobry, uczynny, bezinteresowny itp. to wystarczyłoby wypowiedzieć jego imię. A imię to: Artur. Naprawdę świetny gość. I bardzo nie dzisiejszy z tą swoją uczynnością. No i swoje od babów dostał. Pierwsza, jak mówi, wykończyła go psychicznie, a druga, jak mówi, finansowo. Trzyma się jeszcze ale widzę że coraz mniej w nim światła. Mam nadzieję że mu się wreszcie ułoży bo wielka dla świata, no i dla mnie, byłaby to strata. Mógłbym poradzić mu że do trzech razy sztuka jednak on twierdzi że babów to już znać nie chce. No i gdzie mi się tu mi równać do niego z moimi narzekaniami?
No a wracając do tych pudeł. Leżą tu teraz wokół i patrzą. Patrzą. Ja też leżę i też patrzę. Kto to kurna wszystko porobi? No kto? No kto? No niestety ja biedny miś jogi babu.
To leżymy dalej. Leżymy do jutra. Leżymy: pudła i ja.
Komentarzy: 10
Ścieżka 162 Do przodu
2010-12-02
Są tacy którzy twierdzą że jest piękna.
Twierdzą że jest tak baśniowo.
Zachwycają się obrazami na szkle i milionami iskierek.
Podobno lubi dzieci najbardziej na świecie.
Są też i tacy którzy nawołują bym dorósł. No nie wiem jak tam ze mną jest ale wiem że mnie nie lubi. A może lubi tylko ja nie odwzajemniam tego chłodnego a wręcz zimnego uczucia.
Nie lubię jej za jej krótkie dnie. Po ciemku wyszedł, po ciemku przyszedł.
Nie lubię jej za słone ulice ( chociaż to raczej nie jej wina ).
Nie lubię jej za nażelowaną z pietetyzmem fryzurę targaną ciągłym wkładaniem i zdejmowaniem grubych swetrów.
Nie lubię jej za zaparowane oka szkiełko.
Nie lubię jej za koniec kopaniny na trawie i tej podwórkowej i tej „zawodowej”. I za takie mecze jak ten w Poznaniu.
Nie lubię jej za uśpionego gulkota.
Nie lubię jej za to że mojej ławki na starówce nie widać. A gdyby nawet byłoby ją widać to siądnięcie na niej mogłoby się skończyć siedzeniem przez kilka tygodni.
Nie lubię jej za czerwonego nochala i odpadające uszy.
A do tego jest strasznie droga w utrzymaniu ( chociaż to też raczej nie jej wina ).
Bo ogólnie to same kłopoty z nią, utrudnienia, opóźnienia, niedogodności, przeciwności i inne takie.
I roboty masa.
A na koniec to i tak zostanie po niej masa błota i glutów do pasa.
Nie lubię jej.
P.S.
awracając dopoprzedniej scieżkito oczywiściete siostrzyczkimądralińskie musiałysię powymandrzać
nodobra dowoduże praktyczniewszystkie niemam ależe większość totak i wtym tąnajważniejszą niestety
Komentarzy: 10
Ścieżka 161 Do przodu
2010-11-28
W latach młodych miałem takiego jednego kolesia. Był to typ swego rodzaju kombinatora i ignoranta. Za obraz jego osobowości niech posłuży jego ulubione powiedzenie :
Po co mi dziewczyna, po co mi żeniaczka.
Kupię kiełbasy, będzie wpierdalaczka.”
Niech posłuży dodatkowo jedno z jego „donośniejszych” dokonań którym bawił towarzystwo przez kilka dobrych tygodni czyli jak to wracając do domu ostatnim nocnym pociągiem „postawił klocka” na środku przedziału. Ani on był piękny, ani szarmancki. Przebywając w jego towarzystwie zawsze czułem swego rodzaju dyskomfort a nawet odrazę. A po cóż tu o nim wspominam. Otóż był to koleś który zaliczył praktycznie wszystkie dziewczyny w okolicy. Działo się to przed wiekami a ja do dziś nie mogę pojąć tego fenomenu. Czy to miał na myśli Prus pisząc: Jaka walka jest możliwa z prawem natury, według którego suka, choćby najlepszej rasy, nie pójdzie za lwem, ale za psem? Postaw jej całą menażerię najszlachetniejszych zwierząt, a ona wyrzeknie się jej dla kilku psów ... I trudno się temu dziwić, gdyż one stanowią jej gatunek.
I pewnie do dziś nie mogę pojąć tego fenomenu bo jak pisał Prus: Prawie od dzieciństwa szukałem jakiejś rzeczy wielkiej i nieznanej; a ponieważ kobiety widywałem tylko przez okulary poetów, którzy im przesadnie pochlebiają, więc myślałem, że kobieta jest ową rzeczą wielką i nieznana. Omyliłem się i w tym leży sekret mego zachwiania.
I choć odpowiedź jest taka prosta i oczywista i choć właśnie podana została mi na tacy ja nadal pojąć nie mogę tego fenomenu.
Komentarzy: 7
Ścieżka 160 Do przodu
2010-11-25
Z pamiętnika starego era.
Mamy tedy zimę 2010.
W dalekiej Azji północ strzela się z południem. Ale u nas nikogo to nie obchodzi. Napoleonek porządku nie zaprowadzi bo i pamięć o nim już przygasła a Anglia ekscytuje się jakimiś marjażami.
Tek.
Słońce dzisiaj zakryte chmurami choć jeszcze dwie niedziele temu pogoda zachęcała do spaceru a temperatura w południe dochodziła do 15 kresek. Ba, jeszcze w zeszłą niedzielę było tak że dało się latać za balonem w krótkich spodenkach bez żadnego uszczerbku dla zdrowia. Teraz już się nie da. Jedyny profit to to że odstawionego na zimowanie gulkota nie żal. Stoi sobie w ciepełku poczciwina.
Tek.
Alem się objadł. Tłusto i dużo. Zapowiedziałem sobie że zjem bodajbym pękł. Jeszcze mi na posłodę pączek się ostał. Z tym porachuję się później przy herbatce.
Tek.
Co bystrzejsi humaniści pomiarkowali się zapewne że czytam właśnie Lalkę. Swoją drogą to co to za pomysł był wmuszać we mnie młodego takie to sztuki. Chciał pewnie poczciwy profesor okazać mi jakieś idee. Nic to jednak. Nie było to na młody umysł i serce. Dopiero dobiegając swoich lat zaczynam się rozeznawać i pomiarkowywać.
Tek.
Że też szacowny Prus już wówczas miał podobne moim przemyślenia. Ja jednakowoż zawsze mawiałem że żywot mój nie z tej epoki jest a teraz dostaję tego potwierdzenie. Ale o tem kiedy później.
Tek.
Jużem miał napisać że Chili coś dnia dzisiejszego nie umila ale zaczęto grać raźniej i z miejsca myśl tę zarzuciłem. Muzyka, dobra muzyka tyleż potrafi wlać w człowieczą istotę radości ile opisać nie podobna. I każdy ma tą swoją muzykę, jego własną, co mu chwile umila.
Tek.
Ileż to razy zabrać się do tematu miałem. Ileż razy. Skończę lekturę to napiszę. Napiszę co mi w duszy wygrywa żalu struna. Kobiety. Ileż pisać by można. A już kochany pan Prus pisał. I ja napiszę. Przyjdzie czas.
A napiszę jeszcze o śmierci, tej jednej jedynej której pewnym być można.
Cóż za spotkanie. Kobiety i śmierć.
Tek
A dobra wracam do XXI. Przyszła kryska na pączka.
P.S.
Pisać wyraźnie że śmierdzi to nie. Siostrzyczki będą się wymandrzać że nie śmierdzi. Skoro ja, prezes banku zbożowego mówię że śmierdzi to śmierdzi.
Już mnie te siostrzyczki mądralińskie zaczynają wkur.....nać. A w szczególności ta młodsza. Esz to cholery kawał musi być. Pewnie tłusta baba – choć też człowiek.
Ale co się dziwić. Jak się obwąchują nawzajem to im nie ..... Ja mówię – polityka śmierdzi i basta. Trzymajcie się z dala od smrodu. Rodacy !
A i na sam koniec wielki słowa uznania dla tych co nie palą, szczególnie tych co nie palą od urodzenia. Może to i nic ale w moich oczach jesteście wspaniali.
Co miałem powiedzieć napisałem. A teraz pozwolicie że się oddalę gdyż mam bardzo ważnego gościa – pana etranżera. Chodź tu pączku.
Komentarzy: 6
Ścieżka 159 Do przodu
2010-11-20
No nareszcie jakiś pożytek z tej całej uniji. Wreszcie nie będą mnie wstrętne palacze życia zasmradzać. Chcą se palić, ok., niech se palą, ale czemu ja mam palić z nimi.
Nie raz i nie dwa siedząc na jakijś miejscówie miałem chęć się, sorka za formę ale po prostu wku... mnie ten temat, po prostu zesrać. To znaczy nie żeby zrobić kupę bo byłoby to przede wszystkim niewygodne dla mnie ale najzwyczajniej puścić bąka. Takiego cichacza, zwanego gdzieniegdzie bengalem. Hehe przypomniało mi się jak za małolata puszczało się takie bąki nad ogniem i się zapalały ( ognie bengalskie ). Hehehe. Ale wracając do tematu. No więc puścić takiego cichacza. A każden jeden ze zdrowymi jelitami wi że cichacze atakują najostrzej. No więc puścić takiego cichacza i rozkoszować się aromatem. No nikt mi nie powi że jego własny bonk mu śmierdzi.
A więc tak. Tak wstrętni palacze. To że lubicie palić to wasza sprawa. To że lubicie zapach dymu tytoniowego to też wasza sprawa. To że lubicie jak wam łachy prześmiardują tytoniem to też wasza sprawa. Ale to że w miejscu publicznym nie zwracacie uwagi na to czy komuś przeszkadza palenie czy nie to już nie wasza sprawa. Kultura nakazuje, zresztą taksamoż jak przy puszczaniu bąków – cichaczy – zabójców, zapytać czy przypadkiem komuś obok to nie przeszkadza. Pewnie powiecie że jak komuś przeszkadza dym tytoniowy niech se pójdzie gdzie indzi. Słusznie – ale jak komuś przeszkadza sfąd gazu powstałego po przerobie kapusty przez moje bebechy to też nie musi stać obok mnie. Mi jest przyjemnie. Delektuję się. A poza tym czuję ulgę i radość ( pewnie też po części i z tego powodu że udało się puścić cichacza bez kleksa ).
Palcie se więc dali. Na zdarowi. Palcie se jednak z dala od tych co palić nie chcą. Kultura sama powoduje że nikt nie sra w towarzystwie ( chociaż zdarzają się też i takie świnie i pamiętając iż „puszczanie gazów” w przeciwieństwie do palenia jest odruchem naturalnym i przynależnym każdemu od chwili jego narodzin ). Niestety ta sama kultura nie powoduje niestety że nie pali się w towarzystwie niepalących. A skoro kultura tego nie powoduje to nich to powoduje prawo i unija.
A jak się komu nie podoba to wyzywam na pojedynek. Termin dowolny. Lokalizacja z wiadomych względów – WC, szalet, kibel, bardacha itp. Moje cichacze zabójcy kontra wasz dymek z papieroska.
A ja puszczam cichacze, żuję gumę. Puszczam cichacza za cichaczem. Lalalala.
P.S.
Kto głosuje temu śmierdzi z paszczy i z gaci.
Komentarzy: 9
Ścieżka 158 Do przodu
2010-11-18
Miałem wprawdzie pisać o czem innem alem se przypomniał że no przecież, ale we niedziele wybory som!!!!
A więc z patriotycznego obowiązku apeluję do Was – Polacy. Polacy!
Polacy!
Flag nie wywieszacie!! Nie to nie to.
Polacy!
Na Boga. Nie dajcie się omamić. Nie dajcie się zwieść tym inteligentnym spotom wyborczym. Tym uczciwym i szczerym zapewnieniom.
Polacy!
Na Boga nie głosujcie. Proszę, błagam nie głosujcie. Każdy głos oddany nie ważne na tego czy innego utwierdza go w przekonaniu że może być tym kim być chce.
A jakie to ta polityka bagno niech świadczy poniższa hystorya.
Opowiadał mi swego czasu koleś, co to wybudował się wziął w jednej z podwarszawskich dziur, że mieli u siebie gościa, no pewnie jeszcze mają, ale będę używał czasu dokonanego, co się strasznie udzielał. No a wiecie jak to jest w tych nowopowstałych „osadach”. Był chłop i miał pole. Dziad i ojciec chłopa, a i pewnie też przez większą część swojego życia, i sam chłop na polu tym siał, czy raczej sadził, buraki, kapustę, ziemniaki, cebulę. Chłopu się robić odechciało, a że KRUS renty daje mało, wziął chłop sprzedał ostatni plon buraków, kapusty, ziemniaków, cebuli, zapłacił komu trzeba i rolna od wieków ziemia stała się budowlaną. Gmina zgody na budowy łaskawie wydała. Łaskawie, co nie znaczy że „co łaska”. Uradowani mieszczanie domki sobie pobudowali i tu zaczęło się życie. Bo gmina nic a nic nie mogła sobie przypomnieć że ma nowych mieszkańców a co za tym idzie – nowe obowiązki. Nie no – przesadziłem. Pamiętała jak jakiś termin podatku się zbliżał. Ale to tak tylko jednorazowo, tak jakoś przypadkiem. A na nowych „osadach” ani kanalizacji, ani wodociągu, ani nawet drogi. Nie wspomnieć o komunikacji czy szkole lub przedszkolu. Zresztą jak kogoś stać na wybudowanie domu to stać go również na parę samochodów przecież, i benzynę i wożenie się z dzieciorami do miasta tam i z powrotem. I na jednej z takich właśnie opuszczonych przez urzędników „kolonii” działał ten gość. I robił dużo i lubił to co robił. I ta zapomniana ziemia zaczęła przypominać świat cywilizowany. I mieszkańcom zaczęło się podobać i żyć znośniej. I wieść o tym społeczniku rozchodziła się coraz dalej i dalej. I stał się znany i ogólnie szanowany. I wszyscy zachcieli mieć lepiej. Tak więc zaczęto namawiać tego społecznika żeby może spróbował szerzej. I namawiali go i namawiali a że lubił i chciał pomagać ludziom, więc długo namawiać go nie musieli. A że wieść o jego dokonaniach znana była w okolicy wybory wygrał w cuglach.
I tu dochodzę do klu. Nie pamiętam już kim czy czym był w strukturach lokalnego samorządu. Finał był taki że pewnego dnia został odwiedzony przez dwóch przemiłych lokalnych działaczy. Ci przemili panowie, starzy partyjni działacze ( i nie ważne z jakiej partii ) przemówili coś w ten deseń:
- Słuchaj, wprawdzie nie mamy na ciebie żadnej teczki ale masz żonę i córkę. Więc zanim będziesz chciał coś, komuś bez konsultacji z nami to się dwa razy przed tym zastanów.
I finał finałów był taki że ten oto społecznik co to nie znał układów i zależności po pół roku zrezygnował z tej funkcji. Wrócił na swoje małe podwórko i mam nadzieję żyje i będzie żył długo i szczęśliwie.
Więc Polacy! Nie glosujcie. Nie ma mniejszego zła. Dopóki my sami nie wyeliminujemy starych układów brakiem poparcia dopóty tacy społecznicy nie będą mogli zacząć działać. To wszystko musi jebnąć na ryj. Tylko na popiołach będzie w stanie narodzić się nowa kultura rządzenia.
P.S. I to wcale nie jest obywatelski obowiązek. Jak już kto chce być obywatelski to niech flagę wywiesza 11 Listopada czy 3 Maja. I niech hymn ćwiczy na czerwiec 2012. Jak rykniemy "Jeszcze Polska ......" jak zaśpiewamy to nas kangury usłyszą. A warto bo choć trudno w to uwierzyć nasi zaczęli wygrywać.
P.S. Pan kandydat na prenia wawy ze strony pisiorów ma hasło : Niech Warszawa wygra. A ja mówię że równie dobrze mógłby napisać : Niech wydra wygra.
Komentarzy: 4
Ścieżka 157 Do przodu
2010-11-13
Jak ja nie cierpię takich dni. No nie wiem, jak pragnę zdrowia, skąd się to bierze. I nie rozumiem i nie pojmuję. Wytłumaczyć sobie tego nie potrafię. Odpowiedzi szukam ale znaleźć nie mogę. Przecież chcę i dążę do tego z całych sił żeby być miłym i uczynnym. I do drobiazgów nie przywiązywać wagi. I cierpliwość mieć. Zachowywać spokój i umiar. Przede wszystkim spokój. Nie przejmować się drobiazgami i zachowywać spokój. Przecież tak dobrze mi z tym spokojem. Bez przesadnego przejmowania się i udowadniania swoich racji. Bez nerwów i wściekłości. Tak często tak dobrze mi z tym spokojem. Uwielbiam ten spokój.
A dzisiaj? Dzisiaj po prostu jestem jak bomba. Bomba która tyka. Kurcze jak ja tego nie cierpię. Tej wewnętrznej furii, tej wściekłości. Najmniejsza błachostaka doprowadza mnie do nienawiści. Czy te sprawy, czy te małe sprawy są aż tak ważne bym był w stanie za nie bić? Bić, walczyć, wrzeszczeć, nienawidzieć, rzucać przekleństwa, patrzeć z pogardą. Dzisiaj są! Boooże dzisiaj są. Najchętniej zabiłbym cały świat a potem siebie w akcie kary za popełnioną zbrodnię. I przyglądam się sobie i nie poznaję. Co za diabeł we mnie wstąpił, co mnie opętało, skąd się wzięła ta nienawiść? Przecież tego nie chcę, nie lubię siebie takiego. I sam ze sobą muszę walczyć, sam siebie powstrzymywać. Nienawidzę tego czegoś co mnie skłania do tej wściekłości. Niestety nie wiem, nie wiem kompletnie, co to jest i skąd przychodzi?
Dzisiaj jestem potworem. Na zewnątrz bez większych zmian jednak wewnątrz potwór. Stwór najgorszy. Bestia która chce pożerać, niszczyć, mordować, gwałcić. Okropny stwór. Okropny stan.
Skąd? Skąd jest ten potwór? Kim? Kim jest ten potwór? I dlaczego? Dlaczego tym potworem się staję?
Czy to co się ze mną teraz dzieje jest wpływem jakichś wyższych sił? Czy minionych doświadczeń? Czy poprzednich wcieleń? Czy może pogody, ciśnienia? A może nieświeżej strawy?
Nieraz się boję że jestem szalony.
Dzisiaj jestem szalony.
A wczoraj?
Wczoraj upuszczono mi honorowo 450 ml krwi i jako że sam jadam tylko gorzką z pomarańczą, mam do oddania osiem pysznych czekolad.
I dlatego jest do przodu.
Komentarzy: 12
Ścieżka 156 Do przodu
2010-11-11
Za oknem barwy z orłem w koronie powiewają na wietrze. Dzień zaczął się pogodnie i słoneczko nawet nieśmiało próbowało się uśmiechnąć. Po południu jednak pogoda przypomniała że to przecież już przedsionek zimy.
Gdyby liczbę mierzyć ilością biało-czerwonych flag to jest nas mniej coraz – Polaków. Pokolenie powstańców topnieje a ich wnukom myśli zaprząta walka o legalizację trawki lub walka miedzy sobą na racje i przynależności.
A może co się ludziom dziwić? Klimat taki że się tylko kołdrą nakryć. Politycy sterują krajem w sposób taki że się przyznawać do bieli z czerwienią wstyd.
Niefortunnie wyznaczone to nasze Święto Niepodległości. Już chyba lepszym terminem był 22 lipca.
Pomarudziłem ?
Listopad pięknie mi się układa. Z podpisanego aneksu o powrocie na dawniej zajmowane stanowisko się firma wycofała. Fakt że się już nawet pogodziłem z sytuacją, a licząc na większą swobodę i niezależność działań nawet cieszyłem. Cieszę się jednak też teraz że nadal robił będę to co robię bo radości mi to daje więcej. Dodatkowo i to chyba najważniejsze forsy mi nie obcinają tak jak było przewidziane.
Zwycięzcą drugiego konkursu zostaje Magenta. Osoba ta wykazała się prawdziwym duchem walki sportowca. To jest to. Nie poddała się po pierwszym niepowodzeniu i ambitnie udowodniła że jest najlepsza. Bravo i gratuluję. Gdyby nasi kopacze mieli chociaż odrobinkę tego czym się wykazała, o zwycięstwo 8 czewrca 2012 mógłbym być spokojny. Z wielką przyjemnością ogłasza się więc wszem i wobec że liderem zostaje Magenta z „buśką” na koncie, drugie miejsce zajmuje Wolnaduszka z „oczkiem” a dalej jest cały peleton niemot i pierdół bez żadnych zdobyczy.
Komentarzy: 3
Ścieżka 155 Do przodu
2010-11-08
To mi się trafiło w niedzielę.
Miła niespodzianka. Dzionek taki że pamiętać będę długo, długo, długo, może aż po życia kres.
Ale po kolei.
Swój meczyk graliśmy w samo południe. Nie wspominam o wyniku bo dostaliśmy bęcki takie że aż wstyd. No i po meczyku zostało mi całe niedzielne popołudnie wolne. Co zrobić z takim wolnym niedzielnym popołudniem? No co? Jest tylko jedna rzecz godna niedzielnego popołudnia. Nie no starówka odpada w takich warunkach atmosferycznych. Zostaje kolejny meczyk z tym że teraz w wykonaniu zawodowców, no pseudo zawodowców. A jako że podobno nastała moda na czarne koszule to walę na Konwiktorską. Początek zaplanowany był na za piętnaście trzecia. W domu szybka kąpiel, dwie kanapki w biegu i lecę. Niestety pod stadionem byłem dopiero za dziesięć trzecia. Więc już się zaczęło. Na dodatek kolejka do kasy na jakieś pół godziny stania. Trochę się załamałem tak, że miałem już zrezygnować bo wychodziło mi z wyliczeń że wejdę na mecz w przerwie. Z drugiej strony jednak skoro już tu jestem to pal licho, zostaję, co będzie to będzie. Więc stoję. Stałem może około trzech minut gdy nagle klepie mnie ktoś w ramię z tyłu. Odwracam się. Kumpel. Hmmm pomyślałem co on tu robi?
- A ty er to nie masz jeszcze dość futbolu?- zapytał.
- No jak widzisz nie. Wpychaj się do kolejki – odparłem.
- Nie stary, ja to nie do tego okienka, ja do tamtego – odpowiedział wskazując na kasę oznaczoną magicznym opisem : VIP I ZAPROSZENIA.
Hmmm nie znałem go z tej strony. Poszedł. Ja stoję dalej w kolejce dla cieniarzy. Coś tam pogadał, postał i wraca.
- To co? Idziesz? – zapytał po powrocie a ja kątem oka zerkam że trzyma w garści dwa bilety.
No nie mogłem lepiej trafić. Sprezentował mi zaproszenie VIP-owskie na trybunę honorową. Opuściłem więc kolejkę dla cieniarzy i czym prędzej udałem się do wejścia. A tam. Ach. Z takim biletem nawet ochroniarze nie wiskali. Mogłem nawet bombę wnieść. Przy wejściu na trybunę i dzień dobry i zapraszamy. No normalnie kultura. Aż się prawie pogubiłem. Nie to co przy wejściu dla cieniarzy. A na trybunie honorowej. Aaaaa. Trafiłem do erowego raju. Świat wielkiej finansjery i polityki. Wielcy piłkarze i trenerzy. W rzędzie za mną siedział Strejlau i Kasperczak więc fachowy komentarz każdej akcji miałem na bieżąco. Kawałek dalej Ebi z żoną i małym dzidziusiem. W przerwie meczu na schodach zejściowych przepychałem się to z Oleksym to z Olejniczakiem. Był też taki senator ale że polityką się nie interesuję to nie wiem jak się nazywał, wiem że w TV często go pokazują. W kiblu natknąłem się na Probierza. W korytarzu na Zielińskiego. Potem jeszcze na trybunie wypatrzyłem Listkiewicza i Fridmana. No i sam prezes Wojciechowski ociekający kasą z mega modną jakąś blondyną. I pewnie jeszcze cała kupa innych znakomitości była ale nieznana mi z imienia i nazwiska. I tak sobie obejrzałem niedzielne spotkanie przy Konwiktorskiej. I catering VIP-owski był, i wywiady po meczu i konferencja prasowa. No po prostu wszystko to co do tej pory widziałem tylko na szklanym ekranie. A teraz dotknąłem tego, byłem w centrum, poczułem smak i zapach achach.
A i jeszcze jedna miła niespodzianka. Jakiś czas temu wyczytałem że menadżerem generalnym Polonii został taki gość z którym grałem kiedyś za małolata w jednym klubie. Wysoko gość zaszedł i osobiście imponowało mi to i cieszyłem się. Kolejny ziomal oprócz Arturo Boruto który w futbolu do czegoś doszedł. A że nie widziałem chłopaka ze dwadzieścia lat to nawet nie myślałem że mogę go zaczepić, a tym bardziej on mnie. I tu zaskoczenie. Wracam z VIPwyżerki na drugą połowę a ten chłopaczyna stoi w przejściu. Krótkie spojrzenie. Nie będę się pierwszy pucował bo sobie jeszcze pomyśli że jakiś frajer się przyczepia, a i tłumaczyć mu kim jestem nie widziałem sensu. Już miałem go minąć kiedy słyszę krótkie ; „Siemasz”. No normalnie urosłem do sufitu. No że mnie poznał, po tylu latach. Nieźle się ten er trzyma. Ja żeby nie artykuły w prasie to bym „Puzona” nie poznał. I ja er stoję sobie z menadżerem generalnym Polonii i pieprzę o kocopołach. I świat wielkiej finansjery, polityki, sportu oraz sztuki na to patrzy. Ach.
A po meczu miałem jeszcze Janasowi ( spotkanemu na korytarzu ) moje stare żale za Gelsenkirchen wypomnieć. Po tym co nasi tam zademonstrowali pod jego wodzą wisi mi tysiaka za bilet na Ekwador który kupiłem mega przepłacając na Allegro, i pincet za bilet kolejowy Warszawa – Gelsenkirchen i Gelsenkirchen - Warszawa, i za podręczne wydatki na miejscu które poniosłem - ale mu darowałem. Stare dzieje a poza tym nie będę sobie przecież psuł tak miłego popołudnia.
Komentarzy: 8
Ścieżka 154 Do przodu
2010-11-06
Słyszę co i raz to z tąd to z owąd że fiut ( czy jak go tam zwał ) rządzi facetami. Tak. To jest prawda. Prawda, prawda, najprawdziwsza prawda. Ale prawda niepełna. Z moich obserwacji i wyliczeń wynika że rzeczony fiut ( czy jak go tam zwał ) rządzi facetami i facetkami. Bo czyż gdybyż tak nie było to szanowne panie nie rozchylały by z taką lekkością ud przed jego ekscelęcją jaśnie wielmożnym panem fiutem ?
Komentarzy: 7
Ścieżka 153 Do przodu
2010-11-03
Duperele ?
Fajne słowo d u p e r e l e.
Duperel ? pierwszy. Cudowną jesień mamy tej jesieni. Jestem zauroczony. Jestem zachwycony. Jestem zadziwiony. I tylko jedno mnie drzaźni. Te pacany, te barany z IMGiW co przepowiadały atak zimy już w drugiej połowie października. Tak miało wiać, tak śnieg miał padać że gulgota opatuliłem i do snu zimowego ułożyłem. A teraz proszę. Pogoda do śmigania jak śmietana. Nie za zimno, nie za ciepło, sucho, słonko świeci. Ech pośmigał by se człowiek. No ale z drugiej strony przez to a raczej dzięki temu więcej spaceruję. I tak se łażę po chodnikach pełnych liści szur-szur
szur-szur
szur-szur po liściach
szur-szur
szur-szur po liściach
Duperel ? drugi. Z rzeczy których nie zrobiłem latem jest jedna której żałuję najbardziej. A jest tym to że nie walnąłem się gdzieś na dzikiej łące w trawę, w kwiaty i nie poleżałem bez myślenia o duperelach.
Duperel ? trzeci. Maly coś sobie ubzdurał że wiązanie sznurowadeł butów jest głaskaniem i jak tylko zaczynam to robić to on już jest i jest dokładnie miedzy dłońmi które właśnie próbują zawiązać kokardę. A że zgodnie z pierwszą zasadą fizyki Malego sile odpychającej ciało stałe ( czytaj Malego ) przeciwstawia się siła o wektorze przeciwnym ( czytaj Maly ) odepchnąć żadną miarą się go nie da. Dodatkowo siła przeciwstawna rośnie wprost proporcjonalnie do siły odpychającej.
Duperel ? czwarty. Na nową Łazienkowską zajechały żabole. Niestety po raz kolejny wracają na tarczy. Ech ile jeszcze lat mam czekać. Jedno co dobre to fakt że Torca świetnie się zaprezentowała prowadząc fajny doping.
Duperel ? piąty. Psiarnia sama sobie winna jest że tak jej nie lubią. Ja wiem że to chuligani że łobuzy ale jak się tak poubierają w te kaski, jak pozakładają te zbroje, jak chwycą tarcze i pały w dłonie to zapominają że oprócz tych chuliganów tych łobuzów są na świecie też inni normalni ludzie.
Duperel ? szósty. Tak jakoś w lutym kupiłem w żółto – niebieskiej szwedzkiej meblowej komodę. Nie wiem czy to delikatność materii czy zbyt intensywna siła użytkowania ale się komoda popsuła a dokładniej to posuły się prowadnice na których jeździły szuflady. No i mebelek stracił swój urok. Paragonu nie zachowałem tak więc z reklamacją dzwonić nawet nie próbowałem. Ale pomyślałem że może przynajmniej dokupię same prowadnice. I zadzwoniłem. Miły pan po drugiej stronie druta wysłuchał o co chodzi, ustalił wadliwy element i bez żadnych ceregieli stwierdził że w przeciągu siedmiu dni roboczych otrzymam to czego mi potrzeba. Całkiem fri. Dzwoniłem jakoś we wtorek to w czwartek miałem już przesyłkę. I komoda naprawiona. Za podejście do klienta duży plus dla IKEA.
Duperel ? siódmy. Stoi koło takiego budynku taki metalowy kontener na czterech kółkach na śmieci z klapą. Właściciel tego kontenera założył na klapę łańcuch żeby mu ludziska nie wrzucali śmieci do środka. No i co. Jak teraz co rano mijam ten kontener to na klapie leży góra siatek ze śmieciami.
Duperel ? ósmy. Święto cmentarne – jak to mawiał jeden z moich znajomych który to już tam jest – było latoś cieplejsze niż zeszłoroczne.
Duperel ? dziewiąty. Wraca mi przed oczy wspomnienie takiej jednej letniej chwili, kiedy siedziąc na starówce obserwowałem przechodzących ludzi, i zaczynam kręcić głową to w lewo to w prawo, to w lewo to w prawo i znowu w lewo i znowu w prawo.
Duperel ? dziesiąty. Konkursowe pytanie nr 2 totalna klapa. Nikt ale to nikt się nie popisał. Darmozjadów i nierobów banda ( to dla wiadomego speca cytat ). A najbardziej to zawiodła mnie Magenta. Zadanie jak mnie uczyli w podstawówce żeby rozwiązać trzeba najpierw przeczytać.
Duperele ?
Fajne słowo d u p e r e l e.
Takie to duperele. Fajne słowo d u p e r e l e. Ale co to właściwie znaczy : d u p e r e l e ?
Komentarzy: 8
Ścieżka 152 Do przodu
2010-10-30
Jako że łykendo to
Druga odsłona erowego konkursu. Tym razem nie na szybkość a na dokładność. Czyli nie liczy się to kto pierwszy a kto lepszy w rachowaniu. No oczywiście jeżeli dojdzie do takiej sytuacji że będzie więcej niż jedna dokładnych odpowiedzi lub odpowiedzi najbliższych prawdzie też będzie więcej niż jedna to wygra ten kto takiej odpowiedzi udzielił najpierwszy.
A więc palce na klawiatury i gud luck.
Pytanie dotyczy. Nie nie pytam "kto" bo to oczywiste. Nie nie pytam również "czego to" bo myślę że to też oczywiste. Pytam natomiast : „Kiedy”? Kiedy zostało zrobione to zdjęcie. Do wygrania, jako że skala trudności jest dosyć duża, „buśka”.
A oto rzeczone zdjęcie.
A na dokładkę ( poza konkursem ) małe audiotele. Bardzo proste bo nie trzeba wysyłać sms-ów. A jako że sms-ów wysyłać nie trzeba to i koszt 0 gr z VAT. Wystarczy zagłosować na dwie odpowiedzi :
Niebieska – ten facet to idiota i nie wie co robi
Czerwona – ten facet to rozsądny gość i wie czego chce.
Komentarzy: 8
Ścieżka 151 Do przodu
2010-10-27
Jakoś tak w 40 czy 41 tygodniu roku przeczytałem na jednym z blogów, tych co poprawo są, o przedziwnym zdarzeniu ( a raczej tragicznym ) jak to na klatce schodowej umarł pijak.
Potem jakoś w tydzień później przez jeden z blogów, tych co poprawo są, wlazłem na inny blog i przeczytałem o przedziwnym zdarzeniu ( a raczej niebezpiecznym ) jak to na ciemnych peryferiach miasta jedna pani dała się podwieźć dwóm nieznajomym panom.
No i w końcu trafiło i na mnie. A było to tak.
Tydzień temu, jak to w każdy czwartaczek, zbierałem się na wieczorne piłki kopanie. Motór już opatulony na zimę więc do wyboru pozostało auto albo MZA. Jako że wieczór był w miarę postanowiłem skorzystać z komunikacji miejskiej. Idę do metra. Zatrzymałem się na przejściu dla pieszych. Z drugiej strony ulicy idzie gość. Nagle skręca gwałtownie, podchodzi do mnie i wali podekscytowany ( nie powtórzę dokładnie ale postaram się zachować sens ) :
- Mam do pana prośbę, jestem po alkoholu i nie mogę prowadzić samochodu, a dzwoniła do mnie żona żeby jej przywieźć wyprawkę ( początkowo w ogóle nie kumałem o jaką wyprawkę mu chodzi ) do Garwolina, dzwoniłem po znajomych ale nikt nie może, byłem też na policji ale oni też nie mogą, chciałem wziąć taksówkę ale mam tylko 175 zł a taksówkarz powiedział że nie pojedzie za mniej niż 250 zł, a z bankomatu nie mogę pobrać więcej gotówki bo bank już zamknięty.
W czasie gdy to mówił miałem chwilę by mu się dokładniej przyjrzeć. Wyglądał w miarę normalnie łamane na trochę dziwnie chociaż to trochę dziwnie wynikać mogło z tego że był po alkoholu. Wyższy ode mnie o głowę. Ubrany niezaciekawie. Braki w uzębieniu nie wynikały raczej z agresywnego trybu bycia i stoczonych pojedynków a bardziej miernej higieny.
Natłok informacji które we mnie wprowadził trochę mnie zdezorjentował więc gdy przerwał wypaliłem :
- Prawdę mówiąc nie wiem o co chodzi. A to nie jest jakiś wkręt?
Zaczął tłumaczyć o tym jak to jego żona jechała samochodem i wody jej odeszły, zaczął się poród – dwa tygodnie przed terminem, i została zabrana prosto z drogi do szpitala w Garwoline. I że to wcale nie jest żadna ukryta kamera i żaden podstęp. I naprawdę jakbym mógł mu pomóc, jakbym miał jakieś 3-5 ha i z nim pojechał jako kierowca to będzie mi dozgonnie wdzięczny i będzie mnie do końca życia strzygł. Tego ostatniego nie rozumiałem ale chodziło chyba o to że jest fryzjerem.
- Dobra – mówię – ale jakoś nie chce mi się w to wszystko wierzyć.
- To niech pan zadzwoni do mojej żony i to potwierdzi.
- To poproszę o numer – odparłem wyciągając komórę z kiermany.
Podał numer. Wykręcam ale niestety załącza się poczta.
- Nie odbiera. Wyłączony telefon – mówię.
- Bo jest na porodówce – usłyszałem wyjaśnienie – Proszę niech pan mi pomoże, będę pana do końca życia strzygł, a jakby pan kiedyś też czegoś potrzebował to na pewno panu pomogę – ciągnął – Telefon mi na dodatek się rozładował i nie mam gdzie zadzwonić.
No dobra, myślę, trzeba facetowi pomóc. Nie pojadę kopać w piłę ale trudno. To może być całkiem ciekawe przeżycie.
- To co pomoże mi pan? Tam samochód – powiedział.
- Gdzie? – zapytałem odwracając się we wskazanym przez niego kierunku.
- Tam – wskazał ręką w odpowiedzi podając lokalizację.
- Co? – odparłem słysząc gdzie bo było to jakieś 20 minut marszu od miejsca w którym staliśmy.
- No tak – odparł – bo tam mieszkam.
- No dobra – Idziemy.
- Ale jest jeszcze jeden problem. Samochód ma kierownicę po lewej stronie.
Zaczęło mnie to już trochę drażnić. Pomyślałem że pakuję się w niezłe gie.
- A jak ja wrócę z tego Garwolina? – spytałem.
- No przyjedziemy tu albo jakby miał pan jak wrócić z Kabat to stamtąd bo jeszcze muszę dzieciaki zawiść do siostry. – odparł.
Do siostry przemknęło mi przez łepetynę. Ciekawe dlaczego więc ta siostra nie chce mu pomóc skoro to taka podbramkowa sytuacja.
- A jaki jest numer telefonu do tej siostry? – pytam
- A po co to panu?
- Zadzwonię, zapytam bo coś mi to wszystko dziwnie wygląda.
- To co będzie pan teraz dzwonił do całej mojej rodziny żeby to sprawdzić? – wypalił z oburzeniem.
- Po prostu chcę potwierdzić – odpowiedziałem
Zakręcił się, cos stęknął, spojrzał mi pzez ramię i pobiegł za dziewczyną i chłopakiem którzy minęli nas przed momentem i znikali za rogiem pobliskiego bloku. Zaskoczył mnie. Chciałem krzyknąć, potwierdzić swoja gotowość pomocy ale już go nie było. Przez chwilę zastanawiałem się co robić. Zrobiło mi się głupio. A może moja podejrzliwość była przesadna. Nie pomogłem człowiekowi w potrzebie – pomyślałem - ale z drugiej strony był dziwny.
- No i co? No i nic – mruknąłem pod nosem i poszedłem kopać w piłkę.
Dlaczego teraz o tym wspominam? Ano dlatego że chociaż minęło już parę dni ja nadal się zastanawiam czy jednak nie powinienem był mu pomóc. Nawet teraz gdy po zadzwonieniu na numer telefonu jego żony który mi podał i który nie odpowiadał a który mam zapisany w komórce w historii połączeń znowu usłyszałem : „Oranż poczta głosowa ...” mówię –
Komentarzy: 5
Ścieżka 150 Do przodu
2010-10-22
Piąteczek dzień fajowy. Pogoda nawet nawet zważywszy na to że miał padać śnieg. Słonko świeci piknie i tylko ten wiater duje i duje. Duje duje wiatr październikowy ostrą szpilką w twarz.
Właśnie wróciłem i jestem potwornie roztrzęsiony. Nie. Nie od zimnego wiateru. Właśnie wróciłem z pięknego, wspaniałego, ślicznego, cudownego miejsca. Starego Miasta ~! – zakrzykną starzy wyjadacze erowych ścieżek. No nie. Nie tą razą. Wróciłem z skądiś indziąś.
Nie byłbym sobą gdybym tam nie wlazł. Jakem ER musiałem tam wleźć. Cudowieńskownuściowe miejsce.
Zaczęło się tak.
Nie, to nie ja wygładzam ten tynk.
A to dalsza wędrówka. Zdjęcia robione telefonem nie są może zbyt wyraźne ale nie o fotoreportaż tu przecież biega.
Taka refleksja mnie naszła po wizycie: „Chciałbym kurna być budowlańcem”. Taki budowlaniec będzie mógł później powiedzieć, może zabrać syna na mecz, : „Ja też to kiedyś budowałem, dołożyłem kroplę swojego trudu”. I taki budowlaniec zawsze jak spojrzy na taką budowlę to będzie widział ślad / pomnik swojej pracy.
A ja mogę teraz powiedzieć : „Też tam byłem, też dotykałem surowego betonu”.
I taka druga refleksja. Ile to kurna pracy trzeba zrobić. Samo posprzątanie po budowie. Cementowego pyłu w korytarzach i przejściach po kostki. I to kurna potem sprzątnąć. Kurna – szacun.
Ale kurna jestem szczęśliwy że tam wlazłem.
Ale ten ER kurna to dzieciak. Cieszy się z takiej głupoty jak mały chłopczyk. No i co. Pewnie że się cieszy i pewnie że dzieciak. Mały chłopczyk cieszy się i klaszcze w łapki i podskakuje do góry.
Uśmiech naszego dziecka premią za trud wychowawcy.
Komentarzy: 7
Ścieżka 149 Do przodu
2010-10-20
Piękny koniec pięknej część pierwsza.
Nie pisałem dawno o Pięknej. No nie pisałem. Chyba jej nie ma. A raczej chyba na pewno jej nie ma.
Cóż. Poszukiwania czas zakończyć.
Cóż. Niewiasty idealnej nie ma. Już słyszę te krzyki, te protesty że jak to nie ma , że jak to – a faceci to są! Po co to krzyczeć? Po co to krzyczeć? Facetów idealnych też nie ma ale to to już wiem od dawien dawna i dlatego też skupiony byłem na szukaniu niewiasty.
Cóż. Czy jestem rozczarowany czy zawiedziony? Raczej nie. Może trochę smutno i przykro ale pogodziłem się z tym. Przyjąłem do wiadomości, zaakceptowałem. Wot żyzn! Nawet chyba i mi teraz jakoś lżej.
Może i są te niewiasty idealne. Może i są ale nie dla mnie. Wiem wiem pewnie jakiś mądry psychoterapeuta jakbym przysiadł u niego na kozetce to raz dwa zdiagnozowałby przyczynę mojej porażki. Wiem wiem przyczyna leży we mnie samym. Wiem wiem to ja sam i moje wyidealizowane oczekiwania. Wiem wiem to moje nieprzystosowanie, brak kontaktu z rzeczywistością. I pewnie miałby rację. Może i są te idealne niewiasty, może i są ale nie dla mnie.
Cóż.
C.D.N.
Komentarzy: 10
Ścieżka 148 Do przodu
2010-10-18
Dostało się swego czasu ode mnie palaczom. Oj dostało. I słusznie. Zdania nie zmieniam.
Jednak uczciwość ludzka nakazuje wyjaśnić że choć sam ustrzegłem się tego wstrętnego nałogu to nie jestem taki do końca wspaniały i doskonały.
Mój nałóg dotyczy, a może już dotyczył, alkoholu. Nie chcę powiedzieć przez to że chlałem zawsze i wciąż. Nie. Wręcz przeciwnie. Były to dwa-trzy wyskoki na miesiąc. To nie chodzi o ich ilość i częstotliwość a raczej ich jakość. A jakość była kiepska. Jak to mówią : „ Pić to trzeba umić”. Ja nie umim. U mnie w 99 przypadkach na 100 kończyło się to totalną zwałką. Jak już zacząłem to do upadłego, bez opamiętania, bez zastanowienia, bez rozumu. Często gęsto nie pamiętając jak wróciłem do domu, co robiłem, co mówiłem.
Nie powiem. Po alkoholu do rany przyłóż. Nie jestem jak co poniektórzy agresywny i zadziorny. Nie. Ja jestem miły, dowcipny, wesoły i radosny. Zazwyczaj stawałem się duszą towarzystwa, wodzirejem, zgrywusem. Następnego dnia zawsze była niezła polewka z tego czego to kolega er nie wyprawiał w stanie upojenia alkoholowego, jakich to dziwactw nie opowiadał. I było wesoło, i było fajnie i się działo.
Ale teraz widzę że byłem słabiak. Co to za sztuka stracić hamulce po gorzale. Co za sztuka? Jasne może i łatwiej bawić się po procentach ale z drugiej strony trzeba znać umiar. Potrafić się kontrolować w spożyciu, nie padać na mordę jak kłoda. Nie padać. A potem cud niepamięci. A jak już jakaś wtopa to wiecie, to rozumiecie, przecież byłem pijany, to wszytko przez alkohol. Wygodne tłumaczenie.
I myślę że przeciekło mi trochę życia przez palce na leczeniu kaca. Z jednej strony było fajnie, z drugiej strony mogło być równie fajnie, tyle że na trzeźwo. Więcej bym pamiętał – więcej bym miał fajnych wspomnień.
Pić to trzeba umić.
A schlałem się w sobotę jak kiedyś. Wszystko dobrze było do czasu jak gospodarz nie wyciągnął samogonu na spróbowanie. Ugggggrrr ale miał kopa. Jeszcze teraz moje spalone kubki smakowe nie potrafią dojść do siebie. I znowu było wesoło i znowu było zabawnie. I tylko jak do domu wróciłem nie pamiętam i dlaczego nie spałem w łóżku też nie pamiętam. I jak zakładałem prawy but na lewą nogę i lewy na prawą też nie pamiętam. I jak śpiewałem Polska biało czerwoni też nie pamiętam. Ale towarzystwo uśmiało się setnie.
I nie wiem tylko który er to er. Czy ten pijany uhahany i zabawny czy ten trzeźwy spokojny i poważny pełen życiowych rozterek.
Komentarzy: 7
Ścieżka 147 Do przodu
2010-10-11

10.10.10.
Fajna data. Fajna i łatwa do zapamiętania. A warto zapamiętać tę datę. To dzień zakończenia mojego staromiastowoplacozamkowego i motórowego sezonu .
Była 10:30. Jeszcze ostatnie spojrzenie na termometr. Tylko sześć stopni. Brrrr ale przecież to w cieniu. Na słoneczku będzie cieplej. Na wszelki wypadek pod standardowy strój motórowy zakładam dodatkową bluzę i spodnie dresowe.
Na Placu Zamkowym ruch jak za najlepszych letnich dni. Parkuję. Przechodzący obok facet z wózkiem zatrzymuje się naprzeciwko i charakterystycznym ruchem nadgarstka daje do zrozumienia bym podkręcił manetkę gazu. Daję - raz krótki, drugi raz krótki. Silnik podkręcony do 7000 ryczy zadowolony. Daję pełną parę tak że przechodzący obok spacerowicze spoglądają zaciekawieni. Facet z wózkiem zagląda do wózka i widzę jak z siedzącym tam maluchem szczerzą zęby. Nie wiem ile ten szkrab miał latek ale jestem pewien że jak dorośnie będzie lepszy niż Kubika.
Siadam na ławeczce wśród stoliczkowych straganiarzy. Uffff. Nawet gorąco. Muszę zdjąć motórową skórę. Zamykam oczy i wystawiam się na słonko. Wprawdzie próbuje się przedrzeć przez zamknięte powieki jednak nie daje rady. Ciepluteńko. Ogarnia mnie spokój.
Minęło południe. Ze sceny docierają do mnie odgłosy próby. Próbują i próbują i poprawiają i poprawiają a i tak na koniec okazuje się że nie ma nut. Ech ci artyści.
Czas zbierać się na mecz. Gramy o 13. Niestety przegraliśmy 2:4. Jak to mawiał Pawlak :”Wicia, my stare dziady”. Tak, my stare dziady. Na młodość nie da rady. Byli szybsi, wytrzymalsi i zwrotniejsi. Tak przy 2:3 to już ich nawet mieliśmy ale poszła kontra i się usr…..ło. Tak naprawdę to myślę że ten mecz przegraliśmy już przed pierwszym gwizdkiem. Kiedy to spojrzeliśmy na drużynę przeciwnika i zobaczyliśmy siebie sprzed dwudziestu lat.
Powrót do domu. Kąpiel i znowu na motór i Plac Zamkowy.
Siadam na skwerze Hoovera. Tutaj też uwielbiam przesiadywać. Siedzę sobie na podwyższeniu, tak jakby na trybunie honorowej a przede mną paradują tam i z powrotem różnokolorowe pochody. I tak obserwuję tych ludzi. Setki tych pochodów a pośród nich tysiące babskich, a raczej kobiecych nóg. I tak sobie siedzę i podziwiam te babskie, a raczej kobiece nogi. Co jak co ale babskie, a raczej kobiece nogi oglądać lubię najbardziej. I tak się zasiedziałem że mnie wieczór a raczej noc zastała.
Jeszcze tylko pod Legię posłuchać śpiewu stadionu i czas wracać.
Polatałbym jeszcze na motórze ale niestety szybka mojego kasku nie daje sobie rady z temperaturą i rosieje. Natomiast jazda z uchyloną grozi ruiną zatok.
I tak mi minął ten piękny jesienny dzień 10.10.10.
Już za tydzień aura pewnie nie pozwoli na takie posiadywanie bez zagrożenia dla korzonków. A gulkot zapadnie w sen zimowy.
Na szczęście ilość wspomnień i pięknych wrażeń powinna mi wystarczyć na długie zimowe wieczory. A po 10.10.10. mam ich wystarczająco.
P.S. Jako że nie pamiętam kiedy, kto i co wygrał w pierwszej odsłonie erowego konkursu ogłaszam że Wolnaduszka wygrywa z niemotami i całą powolną resztą „oczko” do zera.
Swoją drogą zaskoczony jestem trafnością odpowiedzi i znajomością tematu.
A stwierdzenie zwycięzcy cytuję : „ Mam tu speca od polskich seriali …” odebrałem jako wyzwanie. Nie wiem wprawdzie do końca kto tym specem jest ale - no dobra. Sprawdzimy czy to nie są aby tylko czcze przechwałki. Chociaż, nie chcę się chwalić, specem to raczej ja jestem i wynik tego pojedynku już znam.
Komentarzy: 8
Ścieżka 146 Do przodu
2010-10-08
Tańczycie jak nikt nie widzi?
Ja tańczę.
Jak w domu pusto, jak z głośnika rytm płynie - najlepiej z Chili Zet - to tańczę.
Tylko koty mogą podziwiać ten swego rodzaju specyficzny pląs. Rączka, główka, ramionko, brzuszek i nóżka i od nowa rączka, główka, ramionko, brzuszek i nóżka. Chociaż tak do końca to nie jestem pewien czy podziwiają. Maly przesmaradza się między nogami tak że muszę uważać by nie wyrżnąć o szafę a Karlo tylko łep podnosi, patrzy przez chwilę jak na idiotę a z wzroku tego wyczytuję :"Weź ty się lepiej połóż" poczym odwraca się zniesmaczony i śpi dalej.
A ja tańczę.
I tak wolę. Wszystko, każda rzecz / sprawa jest łatwiejsza i przyjemniejsza. I co zastanawiające mniej męczaca. Lubię tańczyć.
I nawet do kibla idę tanecznym krokiem. Dwa kroczki w przód, jeden w tył. No chyba że potrzeba jest silniejsza to wtedy dwa kroczki w przód i żadnego w tył.
P.S. Rozstrzygnięcie konkursu niebawem.
P.S. Hope czy Ty to Ty? Tak nagle znikłaś bez słowa że myślałem iż coś się stało. Ale w porządalu wszystko, w porządalu?
Komentarzy: 13
Ścieżka 145 Do przodu
2010-10-05
...... tylko ten wiatr, zimny wiatr .......
wyjazd udał się wyśmienicie, koledzy pod moją nieobecność wygrali pierwszy mecz rundy mistrzowskiej 3:0 i jesteśmy na czele, mam nadzieję że tak zostanie, tylko czy to o czymś nie świadczy ???
...... tylko ten wiatr, zimny wiatr .....
gulkot mnie oczywiście nie zawiódł, walczyliśmy z bocznymi podmuchami jak lwy i nie daliśmy się zepchnąć z raz obranej drogi
......tylko ten wiatr, zimny wiatr .....
ciemność nocy poza łorsoł jest ciemna jak smoła, i te gwiazdy, ale piękne niebo, już dawno takiego nie widziałem
.....tylko ten wiatr, zimny wiatr.......
czego szukałem na starych miejscach? drzew. niestety parę odeszło, kilka zostało, królują jak kiedyś nad okolicą ale parę odeszło, ściąć-porąbać-spalić-nie trzeba zgrabiać liści to dewiza niektórych tych co kiedyś z drzewa zleźli, szkoda
.....tylko ten wiatr, zimny wiatr......
a słonko puszczało mi między drzewami kolorowe zajączki kiedy tak wracałem na gulkocie, kolorowe - i zielone i czerwonw i żółte i pomarańczowe,
.....tylko ten wiatr, zimny wiatr, zmarzlem nie powiem ale wyjazd udał się
p.s. druga odsłona konkursu czyli do wygrania nie lada atrakcja czyli "oczko" od samego era, kto pierwszy ten lepszy a pytanie grzmi - kto to powiedział :"Rzeka płynie, pies skacze, my stoimy"
p.s. mageniu mój sprzęt nie daje sobie rady z twoją stroną i nic nabazgrolić nie mogę, weź tam trochę odciąż
p.s. teraz zaczynam rozumieć dlaczego już nie puszczają takich bajek, a ja głupi w to wierzyłem,
Komentarzy: 10
Ścieżka 144 Do przodu
2010-10-02
Było to dawno dawno temu w czasach kiedy to półka sklepowa była li tylko półką sklepową i niczym ale to niczym szczególnym. Kiedy to kolor świata emitowany przez odbiorniki telewizyjne przedstawiał się w czerni i bieli chociaż tak naprawdę był szary i bury.. Było to w pięknym i cudownym kraju który przesiąknięty alkoholem popadał w zapomnienie. W umęczonym kraju między górami a morzem
W tym oto kraju w tychże czasach pewien mały książe, a raczej król z małym księciem, wybrał się z wizytą do innego króla. A że królowie lubili się bardzo wizyta ta przeciągnęła się trochę. Tak trochę że mały książe musiał ciągnąć „rozbawionego” króla na ostatnią karocę która odjeżdżała do ich królestwa. A że ich królestwo było dosyć daleko, a „rozbawionemu” królowi czas się dłużył, postanowił umilić sobie podróż tańcem i piosenką. Małemu księciu nie podobało się to zbytnio, a wręcz było mu trochę wstyd że ten król którego tak podziwiał, robi z siebie takie pośmiewisko. No ale cóż mógł poradzić. Był za mały by coś poradzić. Kiedy wreszcie podróż miała dobiec końca niepokorne konie postanowiły, z uwagi na to że to ich ostatnia podróż, zaciągnąć karocę bezpośrednio do stajni. Cóż w takim razie pozostało małemu księciu. Pozostało powędrować, ciągnąc rozbawionego króla, pieszo do zamku. Myślał mały Książe tylko o tym by jak najszybciej dostać się do zamku. Jak najszybciej do zamku. Gdzie jest bezpiecznie, gdzie czeka dobra królowa – matka. Mały książe przyspieszał kroku bo bał się bardzo i ciemności i niepewności czy podąża we właściwym kierunku. Niestety „rozbawiony” król cały czas go spowalnial, tańczył i śpiewał, mylił drogi. I gdy mały książe nareszcie zaczął rozpoznawać znajome miejsca jego królestwa, gdy już w ciemnościach zaczęły majaczyć niewyraźnie wieże jego zamku nagle stało się coś czego mały książe zrozumieć nie potrafił. „Rozbawiony” król nagle znikł. A kiedy mały książe zatrzymał się by go poszukać zauważył że król idzie do tyłu. Nie wiedział dlaczego ten tak „rozbawiony” król nagle stał się śmiertelnie poważny i tak stanowczo maszeruje do tyłu. Dopiero po chwili mały książe zauważył że król nie idzie sam a jest prowadzony przez dwóch czarnych rycerzy. Mały książe krzyknął ; „Królu, królu gdzie idziesz?”. Król usłyszał ten krzyk i próbując wyzwolić się z żelaznego uścisku odkrzyknął :”Uciekaj do zamku, uciekaj”. Mały Książe nie wiedział co robić. Chciał uciekać i chciał ratować swojego króla. Ale był za mały, była noc. Król oddalał się coraz bardziej ale nadal wolał :”Uciekaj do zamku, uciekaj do zamku’. Małemu księciu łzy zaczęły napływać do oczu. Zaczął biec. Biegł szybko. Biegł nie wiedząc gdzie biegnie. Bał się bardzo.

Nie pamiętam jak trafiłem do domu. Nie pamiętam czy trafilem sam czy mnie ktoś doprowadził. Nie pamiętam co było potem. Nie pamiętam dnia następnego. Kiedy tata wrócił? Nie pamiętam czy mi coś potem tłumaczył. Nie pamiętam reakcji mamy kiedy to wróciłem sam ciemną nocą do domu.
Pamiętam jednak że mimo tego że tata pił dużo i nie zawsze było mu z mamą po drodze kochałem i kocham ich bardzo.
A w niedzielę skoro świt biorę gulkota i jadę na dwa, a może trzy, dni w stare miejsca.
Więc nie piszcie, nie dzwońcie - nie ma mnie.
Ścieżka 143 Do przodu
2010-09-28
Nie no Mageniu nie upiększaj i nie zmiękczaj wszak jak zwykle miałaś rację i wydałaś trafną opinię. Wiem że dziwakiem jestem i nawet mi z tym dobrze. Bo czyż nie jest dziwadłem facet któren po całym tygodniu sztrasznie ciężkiej pracy ( w którym dodatkowo obcięli mu w ramach docenienia pensję ) zamiast sobotnią nocą, dla rozładowania stresu i napięcia, śmigać z burdla do burdelu łazi w pełni księżyca po cmentarzu z nadzieją że "coś mu ktoś" powie. A zapewniam. Kłopotów z erekcją nie mam, baaa, wręcz przeciwnie mam problem z nadmiarem.
ECHA STADIONÓW I HAL.
O panu Piotrze Gruszce to już kiedyś pisałem. I cieszę się teraz że moje tamte słowa są nadal aktualne. Naprawdę sport, prawdziwy sport, nie przeminie dzięki takim zawodnikom. Ś.P. pan prezydent medalu mu nie przypiął bo jak dowodziłem było to niewykonalne ale nowy pan prezydent mam nadzieję radę da. Tym bardziej że pomimo całego tego zamieszania z regulaminem mistrzostw nasi wygrają i wrócą jak złotka.
My natomisat zremisowaliśmy w niedzielę po 2 chociaż po pierwszej połówce prowadziliśmy dwa do zera. Podobno charakter drużyny można poznać po tym że potrafi zremisować nawet przegrany mecz. No dla pomniejszenia dokonania przeciwników powiem że nasz bramkarz dobitnie im w tym pomógł.
A piłkarze pili na zgrupowaniu. Też mi sensacja. Było tak, jest i mam nadzieję że nie będzie. Jakbym tak dostawał tyle kasiory za nic też bym se tak pił.
I na koniec o Pudzianie. Do dzisiaj nie mogę wyjść z szoku po tym co widzialem. Co to kurna miało być? Żenada jak nie powiem co.
Można komentarzować.
Komentarzy: 8
Ścieżka 142 Do przodu
2010-09-25
Wyjechałem na wieś. Tak ze sto km w kierunku wschodnim. Piękna trasa na gulkocie. Czuć jesień po drodze. Oj czuć. Obornik daje po nozdrzech zdrowo.
Teraz dochodzi 22 i właśnie wróciłem z ......... cmentarza. Siedzę u babci Heni na wsi. Bluconect działa.
Odwiedziłem tych co odeszli. Pierwszy kumpel 5 lat temu, tata 3 lata, drugi kumpel 2 lata i babcię Anię co umarła w zeszłym roku. Jak ten czas leci. Jeszcze niedawno cieszyłem się ich towarzystwem. Teraz już nic nie powiedzą.
Noc ciemna. Ciemna była jak szedłem w stronę cmentarza. Ale wzszedł księżyc. Jasny i wielki na pół nieba. Nie wiem co było straszniejsze, ta ciemność czy ta księżycowa poświata.
I tak stałem w tej poświacie nad mogiłami tych co odeszli. Gdzie odeszli? Tak już i po sprawie? To tak ma być że umieramy i po sprawie? Koniec definitywny? Ja wierzę że nie. Czekałem na jakieś słowo, taki znak z zaświatów. I nic. Cisza. Niebo gwiaździste nade mną a wokół cisza. Nikt nic nie powiedział. Żadnej wskazówki jak żyć i w czym pokładać nadzieję. A więc czyżbym się mylił wierząc że śmierć to nie jest definitywny koniec?
P.S.
Mageniu dzięki za swoistej urody komplement. Cytuję ”oznajmiam, że zawsze byłeś dziwny i dlatego zaglądam na Twojego bloga”. Dałaś mi do myślenia :)
Komentarzy: 8
Ścieżka 141 Do przodu
2010-09-20
Wprawdzie wczoraj czyli w niedzielę dzionek miałem przesympatyczny i nawet gola sztrzeliłem i wygraliśmy trzy do jaja i nawet na gulkocie polatałem i wogóle było bardzo bardzo.
Niestety dzisiaj, chociaż pieniądze podobno to nie wszystko, obcięli mi pensję we robocie. Wiecie rozumiecie bieda i takie tam argumenty że sytuacja polityczna i sytuacja ekonomiczna echhhh szkoda gadać.
Nie przejmować się - to wszystko.
Fakt faktem trochę mnie przygasiło - ale ścieżka do przodu - mimo wszystko. Na pochybel.
Zresztą od zeszłej soboty jakiś takiś przygaszony jestm. Jesienne klimaty czy co? Nawet ta samotność duszy zaczyna mi się podobać. Dziwaczeję?
No i można komentować. Mam cichą nadzieję, nawet, na słowa wsparcia i pocieszenia i otuchy i buziaki i uściski i wszystko wszystko.
A tymczasem borem lasem poczekam na lepsze chwile bo musi być tak jak chcemy
Komentarzy: 10
Ścieżka 140 Do przodu
2010-09-18
Nie zabierajcie krzyża! Nie zabierajcie.
Śnieg spadnie, będą święta, będzie fajowo.
Nie zabierajcie krzyża niech zabawa trwa.
aaaaa i pisząc o rocznicy dziewiątej w dniu 11.09 to pisałem ooo........... aaaa odświeżcie sobie coponiektórzy pamięć.
Ścieżka 139 Do przodu
2010-09-11
Wiadomym się wszem i wobec czyni jak również do wiadomości publicznej się podaje że wszelkie komentarze dotyczące notki nr 138 pt: „Do przodu” umieszczane pod notką nr 137 pt: „Do przodu” są nielegalne i pod uwagę brane nie będą a w szczególnych przypadkach będą usuwane. Zawiadamia się również że komentarze takie, na podstawie artykułu pierwszego paragraf pierwszy kodeksu karnego ER podlegają karze pieniężnej 50,00 pln ( słownie pięćdziesiąt złoty zero groszy ) a w przypadku recydywy skutkować będą czasowym lub dożywotnim zablokowaniem popełniającego wykroczenie.
Dzisiaj sobota. Pochmurno. Bez opadów. Temperatura średnio chłodno bez wiatru. Biomet jest mi obojętny.
Na obiad odgrzałem schaboszczaka. Ziemniaki się kończą – trzeba będzie dokupić.
Zajęć domowych poza standardowym zmywaniem i odkurzaniem żadnych.
Rzepy zapięć od rękawic moto się odklejają. Podkleiłem klejem marki Bizon. Efekt tymczasowy murowany. W dłuższym okresie czasu trzeba będzie kupić nowe. Za tydzień moto bazar. Pojadę – zobaczę. Pewnie nie kupię bo moje sknerstwo da o sobie znać i poczekam do kolejnego sezonu z nadzieją że te jeszcze wytrzymają.
Zmieniłem szybkę w kasku z lustrzanki na zwykłą. Ułamał się z jednej strony taki bdzybdzyk i pewnie w odwrotną stronę zamianki się w przyszłym roku na lato zrobić nie uda. Buuu.
Paragon siedzi aktualnie zamknięty w stogu siana. Z wypiekami na twarzy czekam na następny odcinek. A i obejrzałbym bym sobie taki film „Warszawskie gołębi” tylko od kilku już lat nikt nie może się zdecydować by go puścić.
Starówka średnio luźna – plus – czyli całkiem przyjemnie. Poczytałem książkę, zjadłem loda waniliowo-czekoladowego i powałęsałem się bez celu.
A tak na poważnie to przechodząc obok garnizonowego natknąłem się na ślub młodego wojaka. Państwo młodzi wychodzili z kościoła pod szablami. Piękny widok. Na placu przed pomnikiem powstania 1944 obrzucono ich ryżem i drobniakami na szczęście. A potem i wojskowi i cywile składali im życzenia a ja patrząc na to uświadomiłem sobie że oto jestem świadkiem jak dokonuje się historia. Bo czy nie z nadzieją na takie chwile rówieśnicy tego pana młodego – żołnierza przelewali krew w powstaniu? Magiczna scena.
Dziewiąta rocznica. Muszę się przyznać że się w tedy bałem. Naprawdę myślałem że to początek końca świata i czekałem na odgłos trąb oznajmiających armagedon. To było straszne.
Mam ochotę się nachlać. Niestety nic z tego nie będzie bo jutro rusza nasza stara przeorganizowana liga. Mecz z rana więc nie można dać plamy na kacu. Najwyżej jedno pifko co niniejszym czynię gul gul gul.
Zresztą na mapie pogody pokazało się wielkie okrągłe słoneczko i temperatura dobrze powyżej dwudziestki więc będzie okazja pośmigać na gulkocie. Zapowiada się fajny dzionek czego sobie i wszystkim życzę.
A nawalę się najwyżej jutro wieczorem i na kacu pójdę w poniedziałkowy poranek do pracuni. A co nie wolno?
Ścieżka 138 Do przodu
2010-09-10
Te sondaże, te badania, te brednie w szczególności gdy pochodzą z uesa to rzekłbym że mnie nawet wkurzają. Będę musiał jednak się trochę nad tym zastanowić głębiej bo ostatnia ocena made in USA wywołała we mnie twierdzące poruszanie głową ze zrozumieniem.
Chciałek już to wcześniej z siebie wyrzucić ale jokosik śmiałości żech nie starczało.
Ale te POLSKIE baby to są. Zołzy.
Rożne pewnie sfery życia brano pod uwagę ja jednak zajmę się jedynie polskimi damami na drodze.
Cała ta fałszywa opinia że takie kurrrturrrarrne, że uprzejme. No i że prowadzą bezpiecznie. Buuuusiiieeeettt.
Ja er przekonałem się pomykając na gulkocie o tem dobitnie.
Wiem oczywiście że przepychanie się w korku pomiędzy samochodami stosowne nie jest. Gdy już jednak do tego się posuwam to mówię że dziewięciu na dziesięciu facetów usunie się z drogi. Dziewięć na dziesięć babsztylów nawet okiem nie mrugnie. „Nie istniejesz gościu”. A poza tym „Gdzie się pchasz”. No ale jak się już przepchasz to nie daruje, nie odpuści, będzie gnała na złamanie karku, tak, musi być szybsza, musi być pierwsza. Nie przypuszczałem nawet że potrafią tak mocno dociskać gaz.
Stoję na świtłach. Dwa pasy do przodu, jeden w lewo. Z lewego pasa na środkowy stara się uciec auto ale że korek to nie może się posunąć do przodu. Za tym autem ustawia się następne które chce jechać w lewo. Ale nie może. Zaczyna trąbić. Po chwili znowu. I jeszcze raz. Za moment już chyba zapiera się kolanem na klaksonie. Pierwszy raz w życiu słyszę by ktoś tak trąbił. Oglądam się zaciekawiony. W blokującym aucie baba, no ale tego mogłem się spodziewać. Patrzę dalej. W zablokowanym aucie - też baba.
Innym razem jadę. Drogę zjeżdża mi małe autko. Hamuję. Uff udało się. Małe autko zmienia pas. Pędzi ale wpada na małą blokadę. Próbuje wrócić na poprzedni pas. Ląduje parę miejsc za mną. W lusterku widzę jak slalomem wymija kolejne samochody. „Co za idiota”- myślę. Koncentruję się na tym co przede mną. Nagle na milimetry obok mnie, praktycznie tym samym pasem, przelatuje te małe autko. Łapię oddech i kierownicę. Autko hamuje. Znowu rusza i znowu zmienia pas. Pokazuje środkowy paluch gościowi któremu zajechało drogę. Na światłach mam wreszcie okazję podjechać bliżej i zajrzeć temu wściekłemu rajdowcowi w oczy. Pewnie się domyślacie. Oczywiście młoda, wyzwolona panienka to była.
Ja er ogłaszam wszem i wobec że mitem jest i nieprawdą opinia że panie prowadzą bezpieczniej i kurrrrturrrarrrrniej.
I prawdą jest że są zawistne i chore z ambicji żeby być naj naj naj.
Zresztą fala komentarzy jakie się pod tą notką pojawią świadczy o tym najlepiej. Tak więc komentarzy nie będzie.
Bo jedyne i nieomylne naj naj naj to jaer.
A pani rzecznik krakowskiej policji stwierdza że na przestrzeni ostatnich kilku lat odnotowują wyraźny wzrost przestępczości wśród nastoletnich dziewczynek – to tak apropo walki na noże w jednym z gimnazjów.
Ja nie wiem? Nie wiem co będzie za parę lat.
A mnie wychowali w przekonaniu że płeć żeńska ta taka ciepła, dobra, spokojna .....................
I na poprawę humoru puszczę se kulture.
Ścieżka 137 Do przodu
2010-09-07
Ech to / te życie to jest…….
Mirabelki.
Powiastka o tem jakie to / te życie to jest czyli Mirabelki.
Jakoś tak ze dwa tydzie temu nazad pomyślałem sobie o wakacjach. To tak apropo tego że jeszcze trwały ale się kończyły i jak to pierwej bywało czyli za moich czasów to było…..hoho. Tak se myślałem co to tez te dzieciaki będą wspominać ze swoich wakacji kiedy już będą takie starzutkie jak mła. Bo na ten przykład mi na myśl przyszły mirabelki. Wspominam lato na wsi u dziadków gdzie przy każdej dróżce, na miedzach rosły mirabelki. Było ich pełno. U mojego dziadka na podwórku rosły cztery. A w szczytowym momencie nawet pięć, bo dziadek do standardowych żółtych, dosadził ekstrawaganckie czerwone. A więc były wszędzie. Dojrzałe mirabelki gdy już opadły na ziemię to tworzyły żółte dywany - chodzenie po tym to nie było za przyjemne, taka ślizgawka. A potem to przez całą zimę to były kompoty i konfitury z mirabelek. Mirabelki do zarzygania. Dla takiego srajtaka jak mła to mirabelki były dobre tylko do tego by rzucać nimi w dziewczyny.
No a teraz jak mi się przypomniały to zjadłbym sobie takich mirabelek. Tylko że ich już nie ma. U dziadka na podwórku wycięte w pień dziesiątki lat temu. Przy dróżkach i miedzach też już nie ma. Mirabelki nie wytrzymały konkurencji i przegrały z pomarańczami, bananami i innymi podobnymi ananasami.
Tak se przypomniałem te mirabelki tak ze dwa tydzie nazad i nawet miałem o tym napisać ale zapomniałem i nie napisałem.
Siedzę w zeszłą niedzielę na starówce. „A skoczę sobie nad Wisełkę bo dawno nie byłem”- przyszło mi na myśl. Siadłem na gulkota i jadę. Tak jest że jak się jedzie ze starówki pod most Gdański to jak się nie wbijesz pod mostem to dalej jest tak wysoki krawężnik że za cholerę motórem nie podjedziesz. No się nie wbiłem pod mostem Jadę więc powolutku dalej, klnąc pod nosem, z nadzieją że może dalej będzie jakieś dogodne miejsce. No i o dziwo znalazło się. Piękny wjazd. Taka zatoczka z dróżką w drzewach prowadząca do takiego budynku co się nazywa komora trafo. Zaciszne miejsce, tuż przy bulwarze, w cieniu drzew. Zsiadam z gulkota i nagle czuję coś pod butami. Hmmmm jakieś takie niezbyt komfortowe ale znajome uczucie. Spoglądam pod nogi. No tak. Cóż mogło leżeć na ziemi, w cieniu jakich drzew zaparkowałem. Tak to były mirabelki. Nie takie dorodne jak te z wakacji ale były. Pojadłem sobie. Pięknie pachniały mi potem dłonie mirabelkami
I takie to / te życie jest. Chciałem mirabelek to dostałem. Moje życzenie zostało spełnione nawet gdy o nim całkowicie zapomniałem. I tak jest zawsze, problem w tym czy jestem na tyle przytomny by to dostrzec.
A tak na koniec to bardzo piękne słowo te mirabelki.
mira – belki
mi – rab – elki
mirabel – ki
mirrrrrrrrrrabelki
Komentarzy: 20
Ścieżka 136 Do przodu
2010-09-04
Wszystko dobrze jest od rana. Dobrze jest wszystko. Niby. Ale nie jest dobrze bo ilość ku.... hu...... je...... pie....... itp które wypowiedziałem dzisiaj od rana napawa odrazą nawet mnie który to mówię.
Wku..... mnie ściana w której po wywierceniu małej dziurki pod półeczkę odpada tynk.
Wku..... mnie to że nasi znowu nie wygrali. Żesz Franek weś wreszcie powołaj Bieleckiego bo bez niego nie wygramy do usr....... śmierci.
Wku..... mnie to że w tych pie..... marketach jak wchodzę to się bramki otwierają automatycznie a jak wychodzę bez zakupów to już nie.
Wku..... mnie biuro obsługi ery bo się do ku...... nędzy dodzwonić nie mogę. Wybierz to wybierz ku...... śmo a potem i tak powrót do meni głównego. Ku....... czterdzieści minut słuchałem jakiegoś pie........ lektora i muzyczki. Nagrywają? To dobrze bo wiązanka jaką im posłałem na pożegnanie trafi z pewnością na jutuba.
Wku.... mnie to że po napisaniu tego powyżej coś mi to skasowało i ku....... musiałem pisać od nowa. Teraz mamy komputer, możesz pan pisać co chcesz, on się i tak pomyli przy dodawaniu – jak mawiał inkasent z misia.
I tak ku..... do zaj......ia.
A tak na koniec to wszystko dobrze jest piiiiiiii i dobrze się czuję piiiiiii.
Człowiek musi se czasem mięsem porzucać piiiiiiiii. No nie?
Komentarzy: 6
Ścieżka 135 Do przodu
2010-09-01
Jadę. Dochodzi 21:00. W samochodzie cieplutko. Ale tylko w samochodzie. Na zewnątrz już nie. Wycieraczki wprawdzie dają radę zbierać wodę z szyby jednak widać że nie jest im łatwo. Pada. Wieje. Jest ciemno i zimno. A jest dopiero 21:00. Przejeżdżam przez kolejna kałużę – na szczęście na chodniku nie ma żadnego przechodnia – bo mogło by się skończyć awanturą. Jadę. Patrzę na około. Kurczę, a jeszcze kilkanaście dni temu siedziałem na plaży. Było widno, było ciepło.
Czy to już czas podsumować lato?
Kiepskie to lato było. Tak kiepskie jak wiosna. Mokre. Padało i padało i pada. Przerwy między deszczami pełne duchoty. Nie dało się oddychać. Kiepskie to lato było. Kiepskie w szczególności dla motocyklistów. Jeżeli nie wracałem do domu zmoczony deszczem ( co było dosyć częste ) to wracałem zmoczony tą dusznością. Momentami było tak nieprzyjemnie że jedyną ochłodę dawał rozsunięty rozporek.
Może jesień zrekompensuje niedostatki wiosny i lata. Mam taka nadzieję tym bardziej że nie wiem czy to starość, melancholia czy inna cholera ale jesień staje się moją ulubioną porą roku. Kolorowa jesień, pełna barw i owoców. I taka spokojna, zasypiająca. Chyba ten spokój, to przemijanie najbardziej w jesieni lubię. Obraz tego że wszystko przemija że ma gdzieś swój kres i koniec. Nie jest to smutne jednak. Ot Życie. I mam nadzieję posiedzieć jeszcze na starówce. Chociaż będzie to siedzenie krótsze bo tak jak ostatnio w niedziele, tak jak zawsze zostałem na wieczór. Nie wziąłem pod uwagę niestety tego że słonko zachodzi za horyzont dużo wcześniej. Siadam jak zawsze na gulgota w drodze powrotnej, zakładam kask, zaciągam szybkę i …….. ciemność widzę, ciemność. Szybka czarna, przyciemniana, przeciwsłoneczna, idealna na słońce. A teraz słońca brak. Wracałem po omacku. Podniesienie szybki nie dawało nic bo pęd chłodnego powietrza mroził twarz. I tak wróciłem po omacku co nie było aż takie straszne zważywszy że mniejsza ostrość widzenia, niedostrzeganie dziur, przeszkód powoduje że jazda jest prostsza. Nie trzeba z niczym walczyć, niczego omijać, martwić się przeszkodami. Skoro czegoś nie widać to tego nie ma. Może to sposób na życie? Taka jazda po omacku, co będzie to będzie. Oby do przodu.
A tak w ogóle to jest mi szkoda lata.
Komentarzy: 7
Ścieżka 134 Do przodu
2010-08-24
Niedzielne popołudnie. Gdzie może być er o te pore? Jak zwykle o te pore siedzi na Placu Zamkowym. Leniwe, błogie popołudnie. Ludziska przepływają przed moimi oczami i znikają gdzieś w oddali ze swoimi sprawami. Siedzę sobie i przyglądam się przez chwilę tym którzy bardziej niż inni przyciągają mój wzrok. Siedzę na schodach.
Jest śliczna. Naprawdę śliczna. Schodzi po tychże schodach mijając mnie po prawej. Krótka spódniczka, a może to były szorty, nie wiem. Fakt że zgrabne, długie aż do ziemi nogi z poziomu trzeciego stopnia podziwiać mogłem doskonale. Poszła. Poszła w stronę Rynku. Kruczoczarne włosy zakrywały jej ramiona. Z pewnością w taką duchotę musiało jej być niezbyt komfortowo z tymi włosami. Oj poci się szyja, poci. Mijając Kolumnę Zygmunta odgarnia te kruczoczarne włosy i trzyma przez chwilę w dłoni, dając szyi chwilę ochłody, wytchnienia. Poszła. A ja poszedłem za nią – wzrokiem. Hmmmmm. Jak ona się ruszała. Ummmmmm. Nie wiem czy to jest cecha nabyta czy wrodzona, nie wiem także czy robią to specjalnie czy nieświadomie, faktem jest ze niektóre damy to potrafią chodzić. Oj potrafią. Rzekłbyś mimowolny widzu że chodzą po wodzie, a przynajmniej po materacu wodnym. Płyną. A biodra chodzą razem z nogami. To w lewo to w prawo, to w lewo to prawo, to w lewo to w prawo .......... I patrzysz na tyłek i oczu oderwać nie możesz. Lewo prawo, lewo prawo. Jesteś zahipnotyzowany jak wahadełkiem. Poszła. Znikła w tłumie. Jeszcze chwilę siedzę z otępiałym wzrokiem zanim myśl otrzeźwienia nie przywróci mnie do rzeczywistości.
Myślę. Pewnie to przez kompleksy, może przez zazdrość ale nachodzi mnie refleksja że to pewnie niezła ździra. No bo czy porządna dziewczyna tak chodzi? Tak prowokacyjnie? Pewnie lekkich obyczajów bez zasad i moralności. I pewnie poszła na spotkanie z jakimś starym, bogatym dziadem. Jestem już wręcz oburzony.
Dochodzi osiemnasta. Czas wziąć tyłek podnieść i przespacerować się do katedry. Idę. Wchodzę. Msza się jeszcze nie zaczęła. Przechodzę prawą nawą i mijając jedną z ławek znowu ją widzę. Siedzi skromnie przy ścianie. Ta sama piękność.
I nie wiem, zaprawdę nie wiem która z moich ocen tej dziewczyny była trafna? Ta pierwsza czy ta druga? Żadna!
Nie wiem również, zaprawdę nie wiem czy smażąc się w piekle na czele listy moich przewinień będzie zapominanie o przykazaniu numer IX czy raczej : „Nie sądźcie byście sami nie byli sądzeni”?
I wszystkim tym którzy to czytają i myślą że już mnie trochę znają. Którzy myślą że ten er to maruda i maruda do kwadratu a zarazem i tym którzy myślę że jaki ten er zabawny i bystry powiadam: „Nic nie wiecie o mnie, nic, a z zarazem ja nie wiem nic o was czytając was”.
I tylko jedno mogę powiedzieć na koniec: „Kurna ale ona pięknie kołysała tym tyłkiem uuuhhhmmmmmm”.
A teraz wracam do malowania bo pierwsza warstwa przeschła i można kłaść drugą. Ech zamiast spędzać wolny czas na starówce ja maluję ściany i układam panele. No ale cóż. Nie będę robił z mordy cholewy i skoro obiecałem moim kobietom że zrobię – to zrobię. Taki to już ten honorny.
Komentarzy: 12
Ścieżka 133 Do przodu
2010-08-18
No to z tym wypadkiem było tak.
Za górami, za lasami, za morzami. No nie. To nie tak. Zacznę inaczej.
Po pierwsze primo to sam się prosiłem. Ostatnio tak jakoś leciutko mi się zaczęła manetka odkręcać i start w parę sekund na dwójce do setki spod świateł zaczął sprawiać przyjemność. Do tego w przedostatniej notce sam pisałem cytuję : „Jak bym ( odpukać ) nieoczekiwanie zamilkł przed zimą to może znaczyć że się rozwaliłem ( odpukać, odpukać, odpukać ) na gulgocie…”
A do tego jeszcze, dwa dni przed tym zdarzeniem, jak zaproponowałem koleżance z pracy że podrzucę ją do domu powiedziała : „ Nie. Boję się. Jeszcze ktoś w nas uderzy”. No i uderzyła, a raczej ja uderzyłem po tym jak mi zajechała drogę niejaka pani Ewa. Na szczęście prędkość moja i jej była niedużą, sporo też zawdzięczam sprawnym hamulcom, i kolizja choć wyglądała groźnie zakończyła się tylko na poważnych otarciach. Ale groźnie było to fakt. Jeden gość co to widział podszedł po zdarzeniu z pytaniem czy nic się nie stało? „Nie - mówię – Wszystko wporzo”. Na co on : „ To dobrze, bo nieźle żeś się wypier….ił”. Powiem że ciekawe uczucie gdy w jednej chwili siedzisz se na motorze a już w następnej leżysz na glebie a motor parę metrów dalej. No i jeszcze z tym piątkiem trzynastego. Pani Ewa zaczynając pisać oświadczenie zapytała :”Który dzisiaj?” „Trzynasty-mówię”. Na co ona : „ Oooo i piątek”. I wtedy to do mnie dopiero dotarło. Kurcze, przecież to trzynasty piątek. Przypadek?
Boli mnie teraz lewy bok. Cały ból ujawnił się parę godzin po glebie a gdybym poczuł go od razu to może i na karetkę bym się załapał. I spodnie podarte, i bluza, but lewy podarty a sznurowadło w kilku kawałkach. Gulgota szkoda mi jednak najbardziej. Widać teraz po nim że biedaczek pokancerowany. Na szczęście tylko powierzchownie i części mechaniczne nietknięte.
Po drugie primo to całe zajście miało miejsce z rańca, w drodze do pracy. A 10.08, 11.08. i 12.08. jeździłem rano przed pracą na Stare Miasto posiedzieć. Jeździłem więc do pracy inną trasą i wcześniej. Natomiast 13.08. postanowiłem sobie rano odpuścić, bo jak pisałem wcześniej, święto Starówki i zaplanowałem sobie dłuższą wizytę popołudniu/wieczorem. Jechałem więc bezpośrednio, tak jak zawsze. Co by było gdybym 13.08. też pojechał rano na Starówkę? Pewnie pani Ewa drogi by mi nie zajechała.
Pamiętajcie więc ziomkowie : NIE KUSCIE LOSU!!!
No i nie lekceważcie piątku trzynastego
A tak w ogóle to cała ta sprawa to strasznie mnie śmieszy i raduje. Nawet dumny z siebie jestem. Nie wiem dlaczego ale jestem.
Komentarzy: 7
Ścieżka 132 Do przodu
2010-08-13
Gruby, czarny kot przebiegł mi drogę, a h.. mu w du…ę, nawet trzynastego w piątek” – tak śpiewał swego czasu mój najulubieńszy Kaliber. A więc mamy trzynastego – piątek. Ale nie o tym żech chciał. Dzisiaj czyli trzynastego w piątek jest święto Starówki. Nie mogę więc o tem nie wspomnieć wszak to moje najulubieńsze miejsce. Nie rozumiem, a rozważam to praktycznie codzień, fenomenu dlaczegóż to tak wspaniale tam się czuję. Jest tak że tak jakieś z 50 metrów od Starówki zaczyna działać na mnie jakaś magia. Niewidzialne promieniowanie przenika napełniając spokojem, radością a na uroczej gębuni zagaszcza uśmiech. Tak jest. Siadam na schodach lub na ławeczce, zapominam o całej reszcie świata, a prawdę mówiąc mam ją w …….. nosie.
Byłem tam już tyle razy, a dopiero w tym tygodniu na/w jednej z kamienic znalazłem miejsce gdzie chciałbym mieszkać, zamieszkać. Jest to lokalizacja idealna, wręcz bajkowa. Teraz za każdym razem gdy spoglądam w tamtą stronę marzę by stało się moim domem. To jest moje kolejne marzenie.
Patrząc z kolei w drugą stronę, na praski brzeg Wisły, dostrzegam że Świętokrzyski zasłania mi widok na Narodowy. Jednym słowem Świętokrzyski nie licuje w osi i najprościej mówiąc trzeba by go deko przesunąć. Ostatecznie wyburzyć.
A na uświetnienie święta wystąpić ma niejaka Aga Zarjan. I tu znowu mogę pomarudzić. Jak ja nie cierpię Agi Zarjan. Jest tak że nie wiem jak ale po prostu się kogoś nie lubi i już. Nie znam kobieciny bliżej więc moja ocena może być mylna ale jakoś tak podskórnie aż mnie nosi jak słyszę o Adze. Taka to ci „niespodzianka” świąteczna. Myślę jednak że na Starówce i Aga Zarjan nie będzie aż taka szszsztraszna.
Aha i bym zapomniał. Czy pisać mam coś o ostatnich dokonaniach naszej kopanej? Nie napiszę bo znowu będzie że marudzę i marudzę. A tak prawdę mówiąc to nie ma co marudzić bo nawet nieźle grali i mi się podobało. Tylko ten wynik...........
Aha i już na koniec to to z tym piątkiem trzynastego to nie takie w kij pierdział bo dzisiaj miałem wypadek. Gulgot ucierpiał bardziej niż ja ale obaj żyjemy i chodzimy ale to to już historia na zupełnie inną opowieść.
Komentarzy: 7
Ścieżka 131 Do przodu
2010-08-10
Jak bym ( odpukać ) nieoczekiwanie zamilkł przed zimą to może znaczyć że się rozwaliłem ( odpukać, odpukać, odpukać ) na gulgocie przez baby. Nie mają te babska litości.
Obserwując motocyklistów stwierdzam że duża część tych motocyklistów to kobiety. Natomiast poszkodowani to wyłącznie faceci. Dlaczego? Czy to to że panie jeżdżą bezpieczniej. Nie. Gucio prawda. Ja, er, mówię że przyczyna jest inna i doświadczam jej organoleptycznie. Już wyjaśniam o co chodzi.
A więc nie mają te babska litości. Ciepło jest, to fakt. Ale zakładanie tych spódniczek, tych sukieneczek, tych bluzeczek na ramiączka. Łażą tak po ulicach. Nogi odkryte, ramiona odkryte, dekolty do pępka. I jak taki motocyklista jeden z drugim ma się nie rozwalić. Lezie ci taka jedna z drugą chodnikiem z telefonem przy uchu albo stoi na pasach i se papla z psiapsułką o pierdołach i nie wie że stanowi śmiertelne zagrożenie. Natapiruja, nafarbują se włosiska i i machaja łepetyną na boki. To granda jest. Łażąca broń masowego rażenia dla panów na ryczących maszynach. A na motórze trzeba być skupionym. Motór nie wybacza błędów.
Całe szczęście że pozycja ma motorze jest jaka jest i siedzi się krokiem przytulonym do zbiornika, co w znacznym stopniu ogranicza, bo zaprawdę powiadam ciężko jest kierować gulgotem w stanie notorycznej erekcji.
Baby opamiętajcie się!!!!
Komentarzy: 6
Ścieżka 130 Do przodu
2010-08-07
To jak tam z tą naszą kopaną na arenie europejskiej, a w porywach azjatyckiej?
E tam szkoda gadac. Wolę wrócić na chwilę do wspaniałego i szczęśliwego czasu urlopu i pobytu. Ech fajnie było wstawać nieśpiesznie i kłaść się spać. Fajnie było chodzić boso. Momentami to piasek parzył niemiłosiernie. Zimny Bałtyk był tak ciepły jak najstarsi górale nie pamiętają.Ehhhh się rozmarzylem.
Ale
Ale
Ale
Ale szlag mnie trafiał zanim tam dojechałem. Dzzziesieć godzin jazdy. Toż to więcej siedzenia na de niż w robocie. To granda jest. Z Wa-wy do Karwi jest całe 254 mile. I tę oto odległość pokonałem w czasie 10 godzin co daje średnią 25,4 mili na godz. Jechał ktoś z was kiedyś z taką prędkością przez 10 godzin? Można oszaleć! Jedna mila to około 1,609 km. Koń ciągnący wóz z sianem nie wiem jaką prędkość wyciąga ale pewnie coś koło tego. Myślę że gdybym tak jechał tym wozem rozciągnięty na sianie pewnie by mi się mój kochany ton marudzenia nie uaktywnił ale skoro wozem z sianem nie jechałem to więc marudzę. W pewnym momencie mojej podróży czyli przejeżdżając przez dwumiasto Rumia/Reda moje nerwy nie wytrzymały. Jeździć w korkach nie cierpię prawie tak samo jak wstawać rano na budzik, dlatego też przesiadłem w stolicy się na gulgota, ale to co
mnie tam spotkało to była masakra. Już prawie byłem u celu, już witałem się z gąską czyli z morjem a tu niespodzianka. Aaaaażżż teraz się trzęsę z nerw. Grrrr. Potem jeszcze jednego dnia jak nie było pogody to myślę sobie: „Pojadę do Gdyni zobaczyć rekiny’”. I co? Dojechałem do …… Pucka. Dalej się nie dało jechać, jechać normalnie. Nie mam cierpliwości do takiej jazdy.
I jak mnie pamięć nie zawodzi to jazda nad morje zawsze tak przebiegała. Zamiast zrobić drogi, obwodnicę Rumi i Redy to te barany myślą o tematach typu : krzyż przenieść czy zostawić. Taka to ta nasza rzeczywistość polityczna. I teraz mogę się wytłumaczyć dlaczego nie głosuję. Właśnie dlatego. Dopóki dopóty te barany nie zabiorą się za sprawy polepszające społeczeństwu życie a nie przepychanki i podchody. W ,,Samych swoich" jest taka scena jak Kargul z Pawlakiem smarują świnię pastą na czarno by zrobić z niej dzika. W pewnym momencie wchodzi żona Pawlaka i gdy się dowiaduje co robią stwierdza : „Ale przecież to oszukaństwo”.Na co Pawlak odpowiada z rozbrajającą szczerością : „Oszukaństwo? A tam zwyyyyczajna poooolityka”. To jest sedno.
Polityka
to robienie z świni dzika ( rymowanka mi wyszła ).
Podobno na ostatnich wyborach była taka osada gdzie frekwencja wyborcza wyniosła zero przecinek zero procent. I to są dla mnie goście. Bravo ta osada. Powiedzieli że nie będą głosować dopóki im gmina nie zrobi drogi. A ja, er, deklaruję w takim razie że rozważę, zaznaczam rozważę, możliwość uczestnictwa w wyborach gdy podróż nad morje będzie trwała nie dziesięć a cztery godziny.
Bronek powiedział: „Naród wybrał’. Broniu, skarbie. Z tego co się orjętuję to w wyborach wzięło udział trochę ponad 50 procent uprawnionych. Z tych ponad 50 procent też trochę ponad 50 procent skreśliło krzyżyk przy tobie. Nie pier….ol więc że naród wybrał. Raczej jedna czwarta, no dajmy na to trzydzieści procent.
Jarek podróbka przegrał i szaleje. Już gdzieś tam to pisałem ale tu też napiszę. Wiem to trochę okrutne ale nie ma tam jeszcze jednego TU na stanie w rządzie dla Jarka?
A zimnego Lecha z przed Wawelu też mus było zerwać.
Aaa i teraz żałuje jeszcze że speńkałem bo miałem przez chwilę taką myśl żeby wieczorną porą ten krzyż zwinąć i zatknąć go na samym czubku Pałacu Kultury i Nauki - dla nauki. Jak to mówił Leszek z „Daleko od szosy” :”Będę studiował kulturę i sztukę. Tak. Bo jak się ma taką sztukę przed sobą to trudno zachować kulturę”.
Im dłużej przyglądam się z bokowca tej polityce tym bardziej rozumiem Palikota.
Komentarzy: 6
Ścieżka 129 Do przodu
2010-08-04
W sobotę dzień otwarty przy Łazienkowskiej był. Byłem oczywiście zobaczyć to cudo od środka. I jak? Pięknie. Naprawdę pięknie. Aż się serce raduje jak się widzi że to wszystko zmierza wreszcie we właściwym kierunku. Nie jest to wprawdzie takie cuś jak w Gelsenkirchen ale robi wrażenie. Naprawdę. Mogę wreszcie powiedzieć nareszcie. Aż żal że kibicem Legii zapalonym nie jestem, karnetu nie kupuję i chodził co 14 dni na te cudo nie będę. Chociaż kolega M – kibic Legii zapalony – kusi i namawia. Brakuje jeszcze trybuny po krytej ale jak już zamkną czworobok w całości to naprawdę, polecam, samo iść i zobaczyć. Widok z górnych rzędów wyśmienity. Oprawa ma wrócić na trybuny więc spektakl na pięknej scenie może być niczego sobie. I tutaj mogę zmienić ton z zachwytu na jedynie słuszny i mój ulubiony czyli narzekanie. Spektakl w wykonaniu kibiców oczywiście – nie piłkarzy.
Lech czyli mistrz walczy o Ligę Mistrzów. „Wzmocnił” się spisanym już od kilku sezonów na straty w Bundeslidze Wichniarkiem. I co? Przeszedł jak „burza” po dramatycznej serii rzutów karnych Inter – tylko że nie Mediolan a Baku. Teraz wrócił z Pragi z bramką starty w plecaku, z Pragi która na własnym podwórku zbiera cięgi z lewa i prawa. Wisła czyli wicemistrz walczy o Ligę Europejską. „Wzmocnił” się zapomnianym już dawno w Szkocji, Grecji czy Cyprze (potęgi futbolowe :)) Żurawskim. I co? Wygrał wprawdzie pierwszy dwumecz z drużyną w której gra zawodnik który swego czasu próbował podbić polską ligę grając w bliskiej memu sercu Pogoni Siedlce. Jednak już w drugim meczu opierdzielili u siebie aż miło z Azerami. I niech się cieszą że tak nisko, a gwiazda czyli Żuraw nie wtrafił do bramki z 11 metrów w ostatniej minucie. Dalej, czyli Ruch przegrywa też u siebie z Austrią Wiedeń czyli przedstawicielem ligi kraju którego reprezentacja w ostatnim czasie grała na dużej międzynarodowej imprezie tylko dlatego że była gospodarzem. Jagielonia przegrywa z Arisem, też u siebie, który do liderów ligi Greckiej nie należy, a jak się Grecy zaprezentowali w erpeaa prawie każdy widział.
Takie to te naszej „EKSTRA”klasy potęgi widowiska wyśmienite tworzą.
Cieszę się oczywiście że stadiony nowe rosną. Jest w Kielcach – byłem – taki sobie ale nowoczesny, jest w Lubinie – nie byłem, jest w Warszawie – byłem – super. Będzie w Krakowie. Narodowy rośnie aż miło, cieszę się tym bardziej że i moja firma macza w tym paluchy. Mam nadzieję ze ewentualna wtopa ( odpukać ) nie będzie moja winą. Na Baltic też dokładamy przysłowiową „cegiełkę”. Niech się pną do góry. Ale co z poziomem widowisk. Przecież to jest budowane z przeznaczeniem piłkarskim a nie dla koncertów muzycznych. Jak tak dalej będzie to mój postulat jest następujący:
Euro 2012 jak najbardziej u nas. Zdążymy ze stadionami. Końca świata nie będzie. Robotnicy i kibice pokażą na co stać Polaków. Tylko że bez naszej reprezentacji. Szkoda nerwów i pieniędzy na pensje dla naszych grajków. A ewentualne spektakularne porażki ( na chwilę obecną wszystkie trzy mecze w grupie ) grożą rozróbami większymi niż ta wczorajsza na Krakowskim Przedmieściu. Cała Polska widziała, i turyści zagraniczni na spacerze i turyści zagraniczni odpoczywający w Bristolu.
Komentarzy: 6
Ścieżka 128
2010-08-02
A więc wróciłem. Do roboty. Po czternastu dniach niepierdzenia w stołek wróciłem. Stołek tak jakby lekko przewietrzony jednakowoż nuta charakterystycznego smrodku unosi się nad nim nadal. Jest i biurko, tak, to moje miejsce mojej pracy, co oznacza ni mniej ni więcej że jestem biurwą. Na biurku papierki. Oczywiste jest że im później sięgnę po pierwszy z nich tym później stracę tą nabytą przez te czternaście dni lekkość. A więc nie sięgam. Nie odpalam też poczty. Wiadomości pewnie setki a jakoś nie mam sumienia wywalić ich jednym prostym delete wszystkich jak leci do kosza.
O dziwo, a to ci niespodzianka, serwer odpala mojego bloga, do którego blokował wcześniej dostęp więc mogę się zająć jedynie słuszną ideą czyli pisaniem tu. A reszta biurowców niech mnie obserwuje i utwierdza się w przekonaniu jaki to ten eruś pracuś, jak się przykłada, angażuje i jak z zapałem wypoczęty zabiera się do kochanej pracy.
Ech fajnie było. Siedząc wieczorami na plaży, słuchając szumu fal i popijając tanie wino z gwinta wymyśliłem że taka przerwa to powinna być tak przynajmniej raz na trzy miesiące. Tak się jakoś przyjęło że raz do roku urlop dwutygodniowy i już. A potem znowu rok pracy i tak w kółko. A przecież już za chwileczkę, już za momencik jak tylko sięgnę po pierwszy papierek piękne chwile prysną i z każdym kolejnym papierkiem będą coraz bardziej odległe. Za tydzień całkiem wpadnę w tą rutynę, oczy mi spuchną a stołek zacznie śmierdzieć jak przed urlopem. Inaczej bym do tego podchodził gdybym wiedział że następna taka okazja będzie już niedługo. Zapyta ktoś: „To dlaczego tak nie zrobisz?’’. I będzie miał rację. Tylko wiecie, rozumiecie itp., itd. A tak w ogóle to za trzy miesiące plaża, morze i zachód słońca nie będą takie piękne i takie ciepłe. Szkoda że nasza Polska nie znajduje się w trochę przyjaźniejszej strefie klimatycznej. Do ciepłych krajów nie wybieram się w opcji rezerwowej. Jak to rzekł pewien mój kolega po powrocie z Egiptu : „Nie to żebym miał zatrucie czy też sraczkę ale oddawanie stolca cztery razy dziennie to zupełna normalka w tym kraju. Co poniekąd tłumaczy niską wydajność w pracy murzynów i arabusów”.
Zresztą czy jakieś inne moRZe moŻe być piękniejsze od naszego.
Jednego dnia leżąc na plaży byłem świadkiem zadziwiającego zjawiska. Od strony morza zaczęły nadlatywać pojedynczo dziesiątki motyli. Nie znam się na markach motyli ale te były tymi najczęściej spotykanymi o umaszczeniu z przewagą czerni, brązu i chyba koloru bordo. To było naprawdę urzekające. Stałem na brzegu i przyglądałem się im jak szybują na dużej wysokości a po dotarciu do brzegu zaczynają machać skrzydełkami i lądują gdzie popadnie. Nie wiem czy to było realne czy nie ale nikt oprócz mnie nie zwrócił na to zadziwiające zjawisko uwagi. Jeden zmęczony to usiadł nawet na plecach jednej stojącej po pas w wodzie pani która bawiła się z trójką dzieci. Ani ona, ani tym bardziej dzieciaki które biegały wokół niej niczego nie zauważyły. Skończyło się tym że motylek wylądował w morzu i tylko szybkiej i zdecydowanej mojej akcji ratunkowej zawdzięcza życie. Nie wiem skąd ani dlaczego tyle motyli nadlatywało od strony morza. Jest to dla mnie dziwne a zarazem magiczne i urzekające. Prawdopodobnie jest jakieś logiczne, naukowe wyjaśnienie ale ja wolę trwać w przekonaniu że to była magia.
Przeczytałem jeszcze raz to co napisałem i doszedłem do wniosku że czegoś tu brakuje i tak zakończyć nie mogę. Mojego stylu czyli narzekania. A więc jak to pierwej bywało dopiszę jeszcze na koniec.
Morze od drogi i cywilizacji oddziela piękny las sosnowy. Uwielbiam takie nadmorskie lasy. Jednak ten las, a raczej w tym lesie….. Było wszystko. Wracając do tematu kupy ( Egipt ) to jestem jeszcze w stanie zrozumieć, chociaż nie pochwalam, że jest tam nasrane. No bo toi toi mało a jak już są to lepiej nie wchodzić. A wiadomo jak człowieka przyciśnie to ….. Specjalistą od biologii nie jestem ale myślę że termin rozkładu takiej kupy to pewnie z rok, chyba że ktoś wcześniej w taką kupę wlezie i proces ten przyspieszy. Tak czy inaczej przyroda poradzi sobie z tym problemem bez problemu. Ale te butelki, te puszki, te torebki foliowe. Nawet jeden dziurawy materac leżał. Już kiedyś o tym pisałem opisując syf nad Wisłą jednak w tym lesie byłem zszokowany. Nie rozumiem ludzi którzy porzucają odpady tam gdzie akurat są. Oooooburza mnie to. Skąd się oni bjorą. Brudasy i zasrańcy. Echhhh.
Dobra koniec. Kto doczytał dotąd to szacun za cierpliwość. A więc biorę pierwszy papierek z kupy na biurku chociaz tak prawdę mówiąc wolałbym użyć go do kupy.
Komentarzy: 5
Ścieżka 127 Do przodu
2010-07-29
Zawsze w takie poranki zachodzę w głowę ( tak właściwie co to znaczy zachodzić w głowę – czy tak się powinno mówić ?? ) dlaczego tak jest. Budzę się i zanim jeszcze otworzę oczy już czuję że jestem zmęczony. Wstaję, a raczej zwlekam się z wyra i zanim coś pomyślę już wiem że nic mi się nie chce. Kurcze pióro – dlaczego? Spałem przecież całą noc bez problemów, wczoraj położyłem się o przyzwoitej porze a cały poprzedni dzień był spokojny, lekki i miły. Dlaczego więc teraz jestem taki obolały i zrezygnowany? Swego czasu tłumaczyłem to wpływem pogody, ciśnienia i takich tam pierdół. Ale doszedłem do wniosku że to zbyt banalne i że to śpiewka wymyślona na potrzeby profilaktyki zdrowotnej i związanego z tym przemysłu. Obecnie natomiast zastanawiam się gdzież to udaje się moja dusza podczas snu i jakie boje toczy, jakie pokonuje trudności że budzę się taki osłabiony. A może szaleje gdzieś w innych światach, może pije na umór, może zalicza inne piękne duszyczki, może korzysta z życia i robi wszystko to czego nie robi w tym świecie a mnie w tym czasie karmi dla zmyłki jakimiś bzdurnymi snami. A ja się potem budzę rano z „kacem” i zastanawiam się głupi nad proroczym znaczeniem tych snów.
Innego zaś razu budzę się wypoczęty, szczęśliwy i pełen energii. Chce mi się rozbawiać i uszczęśliwiać wszystkich. Robię z siebie małpę, otoczenie pokłada się ze śmiechu a ja absolutnie nie czuję zmęczenia. Nic i nikt nie jest w stanie mnie zasmucić czy zdenerwować. Wszystko jest tak jak być powinno w moim idealnym wymarzonym świecie.
Nie wiem, zaprawdę powiadam wam nie wiem skąd się to bierze. Raz budzę się pełen sił do życia a raz, tak jak dzisiaj, bez tych sił. Myślę i myślę i wymyśleć nie mogę. Czytam i czytam mądre księgi szukając odpowiedzi i wyczytać nie mogę. Się chyba będę musiał niedługo zapisać do innej publicznej bo w tej obecnej to zaczynam pomału trafiać na pozycje które już wcześniej zaliczałem.
Uuuuuuuaaaaaa – to jest ziewnięcie na zakończenie.
Komentarzy: 4
Ścieżka 126 Do przodu
2010-07-12
No widzisz Krajan i dlatego też ani ja ani Ty kariery w wielkim futbolu nie zrobiliśmy, choć umiejętności nie byle jakie posiadamy. Posiadamy?
Tyle apropo tego co na wątrobie. Uczciwość w stosunku do organów ( nie tych kościelnych ) skłania mnie jednak do napisania też tego co na sercu. Wczoraj i przedwczoraj nie byłem, bo ruszyłem w Polskę z koteckiem. Odwiedziłem dawno nie odwiedzanego dziadka który na widok kotecka stwierdził : „ Ale gulgot” i tak się schetałem tą drogą w skwarze że na parkingu już pod domem wyłożyłem się jak długi podjeżdżając pod krawężnik. Straty poza moralnymi praktycznie żadne, tycio tycio się porysowało i ułamała się końcówka rączki sprzęgła ( znawcy tematu poznają od razu że żech poleciał na lewą mańkę ). Ależ to cholerstwo ciężkie. Normalnie nie mogłem gulgota podnieść. Ale w końcu tak się zaparłem jak dziadek na rzepkę że się udało. Ufff.
Ale wracając do tematu to jak wspomniałem wczoraj i przedwczoraj nie byłem. Byłem przed przedwczoraj czyli dla mało bystrych w : piątek. I było cudnie. Ciepluteńko. Wyśmienicie posiedzieć i posłuchać jaskółek. Ależ ja uwielbiam słuchać tych ptaków. Chyba dlatego że od najmłodszych lat kojarzą się z ciepłem, wieczornym letnim spokojem i wakacjami na sielskiej wsi. Mógłbym tak siedzieć i ich słuchać godzinami.
Ponadto trafiłem na plan filmu. Z tego co się zorjętowałem to kręcili nowego och Karola. Aktor Adamczyk stwierdził że ma zaciasną koszulę :), ludzi z obsługi co nie miara, łazili tam i z powrotem bez pożytku, ładu i sładu – i kto za to płaci? Społeczeństwo! Zanim zaczęli coś kręcić na serio to nieźle kręcili się w kółko. A jeszcze widziałem ciekawe wyposażenie planu. Duża bańka po jakimś płynie wypełniona do połowy wodą a na niej nabazgrane markerem : KIEPY. A potem przyjechała taka blondyneczka. Ja się na tych nowych młodych aktorkach nie znam ale to chyba była ta co się nazywa Socha. No i od nowa zamieszanie bo miała uklęknąć przy oświadczynach Adamczykowi. A że podłoga była drewniana to postanowili tam podłożyć taką matę żeby sobie kolanka nie uszkodziła. I majdrowali i majdrowali i kleili i łazili znowu tam i powrotem i nie wiem jeszcze co tam robili. Skończyło się tym że w końcu poszedłem dalej marudząc pod nosem ( jak to ja tylko potrafię ) na te nasze pseudo gwiazdy. Ale jak byście kiedyś trafili na ten film ( chociaż nie radzę ) to jak będzie taka scena jak się ta Soch oświadcza Adamczykowi w kawiarence przy stoliku na Starym Mieście to pamiętajcie że JA – ER323 byłem tam i widziałem i zaświadczam że to jedna wielka ściema i lipa. Klękała nieszczerze na gumową podkładkę tak by se kolanka nie odgnieść. Taka to ta nasza polska filmowa miłość.
A może jutro rano podjadę posiedzieć chwilkę przed pracą? To słuszna koncepcja jest. Chyba pojadę rankiem.
Komentarzy: 6
Ścieżka 125
2010-07-05
Serce podpowiada bym napisał o starówce.
Rozum z kolei podpowiada bym napisał o wyborach.
Ja jednak napiszę o tym co mi podpowiada …… wątroba.
A więc męczy mnie już ta piłka. Moja piłka amatorska męczy mnie fizycznie. Nie daje już rady ale to to jakoś zniosę. Jednak o wiele bardziej męczy mnie piłka zawodowa. Patrzę na te mistrzostwa światowe i aż mnie skręca. Nuda. Może i dla jakiegoś znawcy taktyki i strategii to i może to ciekawe jest. Dla mnie nie. Dla mnie ważne są szybkie akcje, piękne strzały, efektowne parady bramkarskie. A tego niestety - brakuje. Strategię i taktykę to mam w szachach i to w zupełności mi wystarcza. Piłka nożna polega na strzelaniu goli a co poniektórzy grają nie po to by gole strzelać a tylko po to by ich nie tracić. Naprawdę o wiele ciekawsze staje się dla mnie oglądanie dzieciaków kopiących piłkę na podwórku. One właśnie grają tak, by gole strzelać.
Druga sprawa to jak te gwiazdy grają. Dla mnie to jest to czyste oszukaństwo i robienie z przeciwnika, sędziego a przede wszystkim z widzów normalnie frajerów. Powtórki telewizyjne są w tej sprawie bezlitosne i ukazują całą nagą prawdę. Każdy ruch nogi, machnięcie ręką powoduje spektakularny upadek, potworny grymas bólu na twarzy. To jest gra dla mężczyzn czy jakiś teatr dla sory za określenie – ciot. Padają i zwijają się z bólu jak rażeni prądem. A w telewizorze widać jak na dłoni że udają. Szczyt maestrii osiągnęli w tym temacie Włosi i bardzo, ale to bardzo cieszyłem się że tak szybko się z tym mundialem pożegnali. Strasznie ale to strasznie wkurzają mnie te teatralne pady i gesty niektórych piłkarzy i nabieranie wszystkich na naciągane faule.
A po trzecie dostają za to taką kasę że spokojnie by można za roczną gażę niejednego grajka nakarmić przez rok wszystkie głodujące dzieciaki w takiej np. Etiopii. Jakoś mi to nie licuje.
No i po czwarte to te pomyłki sędziowskie. Ale to to akurat jestem w stanie zrozumieć bo wierzę że jest to wynikiem słabości ludzkiej a nie wpływem określonych grup. Wypacza jednakże wyniki meczów i władze powinny coś z tym zrobić. Nie robią nic, gra się toczy, piłkarze biegają a i tak o wszystkim ostatecznie może zadecydować niedyspozycja jednego człowieka. A u mnie pozostaje jakiś taki niesmak.
I można by wywnioskować że już nie spojrzę więcej na futbol. Można by i prawie prawie byłaby to prawda. Życie jednak nie jest takie proste i potrafi zaskoczyć. Taka na ten przykład końcówka Urugwaju z Ghaną. W doliczonym czasie dogrywki kotłowanina pod bramką Urugwaju, kolejny strzał i piłkę ręką z linii bramkowej wybija Urugwajczyk. Sprawa prosta czerwień i karny. Ghana strzeli – awansuje. I co? Poprzeczka, a potem w rzutach karnych odpada. Czy jakiś scenarzysta z Hollywood wymyśliłby większą dramaturgię? Albo Paragwaj z Hiszpanią. Dwie minuty trzy karne. Pierwszy karny dla Paragwaju, Paragwaj nie strzela, akcja Hiszpanów i karny. Hiszpan strzela ale sędzia nakazuje powtórkę, powtórka i Hiszpan nie strzela. Czy jakiś inny scenarzysta z Hollywood wymyśliłby większą dramaturgię?
No i Niemcy. Jakby ktoś mi kiedyś powiedział że będę im kibicował to bym go kopnął w ….. Ale podobają mi się. Taki wesoły autobus ze zbieraniną jak w taborze cygańskim. To już nie toporni germani co nic nie grają a wygrywają ale wesoła kompania co gra szybko, widowiskowo i z polotem no i strzela kupę bramek. Swego czasu żabojady zdobyli mistrzostwo graczami z których żaden nie był urodzony na terytorium Francji. I wówczas nie pasowało mi to strasznie. Bo co to za drużyna narodowa bez rodowitych Francuzów. I nadal tak myślę. Wszelkiego rodzaju „lewe” paszporty, i w naszej narodowej, mi nie pasują. Reprezentacja kraju to reprezentacja kraju i basta. I nawet w tych czasach otwartości i mieszania się kultur. Ja pozostaję skostniałym betonem. Jednak niemiaszki jakoś mi się z tego stereotypu wyłamują. Czuje do nich sympatię i życzę powodzenia. Chyba dla tego że są solidni, grają swoje uczciwie i bez pozerii.
I za to kocham futbol a ściślej życie.
Komentarzy: 7
Ścieżka 124 Do przodu
2010-06-26
W przerwie między meczami skrobnę coś.
Bardzo komfortową mam w domu sytuację bo jakoś nikt nie marudzi na to że tak ciągle oglądam i oglądam. Naprawdę bardzo ale to bardzo dziękuję że mi pozwalają i oko przymykają.
Mecze nudne. Od początku strasznie mnie drażnią, czegoś mi w nich wyraźnie brakuje. Dopiero ostatnio jak obejrzałem angoli to lekko mnie olśniło. Angole jak to angole doping i oflagowanie zawsze mają wzorowe i tak samo i tą razą udało im się zagłuszyć wszechryczące trąby. I to jest to. Brakuje mi na tych meczach głosu kibiców. Nawet po strzeleniu gola nie słychać okrzyków radości, a po zmarnowanych akcjach jęków zawodu, tylko te trąby. Że repry naszej tam nie ma to nie żałuję zbytnio ale nasi kibice to by się tam przydali. Na pewno dałoby się słyszeć gromkie : „Gramy u siebie, Polacy, gramy u siebie”. Kogo jak kogo ale kibiców to mamy pierwszorzędnych. Zresztą jak już nieraz powtarzałem z Polaków to dumny jestem zawsze i wszędzie.
Z innej beczki to zastanawia mnie brak na ostatnich notkach koleżanki Magenty. Na kogo jak na kogo ale na nią zawsze mogłem liczyć a tu nagle się urwało. Hmmmmm? A tak zapewniała o swej wierności. Ech te baby to są! Ale za to cieszy mnie coraz częstsza obecność Anaste. Uwielbiam jej notki i bardzo mi się podoba jej styl pisania. Zresztą nie przypadkiem plasuje się w czubie tabeli. Dlatego też cieszę się że wpada również tu do mnie. Pokłon dla miszczstrzyni.
Pogoda się poprawia. I dobrze bo przeziębienie mnie dopadło. Przeziębienie w czerwcu! Dobre! Mam katar i kaszel, a jak się zrobi ciepło, wręcz gorąco, to mi może pomoże w powrocie do zdrowia. Ale ta pogoda tej wiosny i początku lata to koszmar. Dzieciaki cenzurki podostawały, wakacje rozpoczęte, a tu pada i ledwie 15 stopni. Brrrr.
Pozdrowienia dla wszystkich co tu wpadną. Ciepła i radości życzę.
Jutro po starówce lecę na meczyk więc dzionek pełen wrażeń. Przedostatni mecz tej rundy, z liderem więc będzie ciężko.
Lubię te swoje samotne wypady na starówkę jednak ostatnio zaczyna mi brakować trochę kogoś fajnego z kim można by inteligentnie poobserwować przyrodę i poobgadywać ludzi.
Odnoszę dziwne wrażenie że się jakiś nudny ostatnio robię.
Komentarzy: 8
Ścieżka 123 Do przodu
2010-06-22
I jeszcze o Starym Mieście.
Lubię to miejsce również ze względu na historię która emanuje z każdego zakątka. Tą historię odległą, królewską ale również tą historię zupełnie niedawną. Bo pomijając już sam fakt czy to była słuszna decyzja, na ile kierowały nią potrzeby polityczne i czy taka ofiara młodych walczących jak i niewinnych, postronnych mieszkańców Warszawy była potrzebna, to mam ogromny szacunek do Powstania. Szukam śladów tej historii. I oto tutaj znajduję gdzie była barykada, gdzie spadł amerykański Liberator z pomocą dla walczących w którym zginęła siedmioosobowa załoga. Tutaj na chodniku znajduję wyraźny ślad muru getta, tutaj spotykam tablice upamiętniające poszczególne bataliony, tablice wskazujące kamienice w których mieszkali polegli żołnierze. Spotykam te miejsca które zmuszają mnie do zastanowienia się nad tym czy te dzisiejsze przeciwności jakie mam typu znowu korek taki że nawet motórem się nie przeciśniesz? Są, tylko czym są w konfrontacji z tą walką o honor, wolność, godność, o życie.
Za ponad miesiąc kolejna rocznica. Ilu warszawian zatrzyma się o 17 by uczcić pamięć?
Komentarzy: 5
Ścieżka 122 Do przodu
2010-06-17
Dawno mnie nie było. Się dzieje. Pogoda w miarę więc się szfędam po łorsoł z koteckiem. Gra się też w gałę. Mistrzostwa się rozpoczęły więc i przed tivi też trochę tracę. Suma sumarum czasu brak. I dobrze nie myślę o pierdołach.
W ostatnią niedzielę wygraliśmy 2:0. Nie chwaląc się otworzyłem wynik strzałem z własnej połowy. No strzałem to to raczej nie było hehe i bramkarz dał ciała ale fakt faktem brameczka-farfocel wpadła.
Mistrzostwa w RPA na razie dziadostwo. Nie da się tego oglądać, a raczej słuchać. U nas to się mówi na stadionie :”Trąby na Małysza”, ale tam pewnie nie znają Adama.
Mój faworyt. Tzn nie faworyt, a raczej sympatią darzę i ucieszyłbym się jakby wygrali to :
Arrrrrdżżzżżzeeeeeeeennnnnnnntiiiiiiiiiiiina.
Nie wiem jeszcze czy gramy w niedzielę bo są wybory i może być problem. Jakieś tam ustawy, nakazy, zakazy czy inne pierdzielenie. Nie wiem też czy chce mi się poruszać taki temat tutaj po tak długiej nieobecności, mając wiele ważniejszych spraw którymi mógłbym się podzielić i nie wiedząc kiedy następną razą będę miał możliwość popisania ale moja miłość do Polski, szacunek dla barw narodowych, dla godła sprawia że jednak coś powiem. Zawsze byłem dumny z tego że jestem Polakiem. Kocham ten kraj, jest piękny. Polaków uważam za najlepszy naród pod słońcem. Apeluję więc; Narodzie ukochany! Nie bierz udziału w najbliższych wyborach! Narodzie ukochany! Olej to! Masz łykend! Ciesz się i raduj, korzystaj z łąk i lasów, odpoczywaj! Narodzie ukochany! Wybory przekreślają twoje plany łykendowe ( w tym oby nie mój mecz :) ). Narodzie ukochany!
A wszystkim co nie posłuchają mojego apelu i w wyborach udział wezmą chciałbym powiedzieć że w świetle prawa pomaganie/popieranie przestępcom/przestępców czyni was współwinnymi.
Komentarzy: 3
Ścieżka 121 Do przodu
2010-06-05
W żołądku wierci mnie nadal. Tylko że teraz z zupełnie innego powodu. Trochę żeśmy z kolegą M przecholowali z tymi pifami wczoraj( zresztą jak zwykle ). Eeech pić to trzeba umić. Uziemiony jestem z tego powodu dzisiaj. Leżę w wyrze i gniję przed telewizorem - znaczy leczę się. A taka piękna sobota. Można było na ten przykład śmignąć z koteckiem nad morje na rybkę. Ech stracony dzień. Na dodatek poranny powrót do domu zaaowocował strasznym katarem. Cieknie mi z nosa i czuję ból w dyńce. Zimne są jeszcze poranki oj zimne. Piękne ale zimne. Tak apropo to piękna ta nasza stolyca o trzeciej nad ranem. Gwaru miejskiego jeszcze nie ma, cisza i spokój, na wschodzie słonko zaczyna wyglądać zza horyzontu a ptasia rozgłośnia rozpoczyna nadawanie. Muszę sobie zaplanować kiedy taki poranek na trzeźwo i w / z lepszym odzieniem bo wczoraj czy raczej, to już było dzisiaj, zmarzłem niemiłosiernie. Metro mi pan strażnik metra zamknął przed nosem i musiał er biedaczek latać po połowie miasta szukając przystanku z którego to dojedzie autobusem nocnym do domku do ciepłego użeczka.
Tera leże i pociagam nosem z żalu.
Aaaa i tak se kiedyś myślałem że na starówce to w week to juz tylko małpy brakuje. Jest wszystko indianie ( już dwie grupy ), b-boye, psy, koty, klałni, jakiś AA co stoi na głowie i wiele wiele jeszcze innych róznych rózności co to mają niby uatrakcyjnić miejsce to. No i tak se myślałem że jeszcze tylko małpy mi brakuje do completu. No i co? Jeeest i małpa!!! Wczoraj zanim się sponiewierałem byłem controlnie na starówce i widziałem. Jeeest!
Komentarzy: 6
Ścieżka 120 Do przodu
2010-06-04
Czy pojechałem wczoraj na starówkę i meczyk motórem?
Wszyscy co czytali wczorajszą notkę i byli w łorsoł wieczorem to sami sobie odpowiedzą. Jasne że pojechałem. Przecież padało i to jak. Dojechałem tylko do pierwszego "przystanku". Dalej nie dało rady. Legalnie armagiedon.
Chciałbym tu oczywiście wszystkich przeprosić za te kosmiczne pogodowe anomalie. Nawypisywałem wczoraj na pogodę różności obraźliwe i się porobiło. Niestety kochana pogoda nie wiedziała że dzisiaj nie idę do pracy i w swej zapalczywości zalała tę małą uliczkę przy której stoi firma w której to niby pracuję. Zalała tak że była dzisiaj rano na czerwonym pasku w TVN Warszawa. A że przy okazji zalała pół łorsoł to nic. Trochę się ta pogoda nam pogubiła z tymi opadami. Jakaś złośliwa ostatnio i nie do życia. Może ma ..... wizytkę ciotki.
Coś mnie w żołądku swidruje że dzisiaj wieczorem obalę parę pif z kolegą M. Coś mnie tak właśnie w żołądku wierci. W niedzielę podwórkowa nasza nie gra więc jest dyspensa.
Tymczasem borem lasem puszczam się na kotecku na miasto. Ruch niewielki więc może być miło. Pozmywałem parodniowe zaległości. Nawet lubię zmywać ale do szału doprowadza mnie ustawianie tego na suszarce. W szczególności jak jest tego za dużo i się nie miesci !!!
Komentarzy: 2
Ścieżka 119 Do przodu
2010-06-03
Srał ją pies a raczej powinno być je.....ł ją pies ( oczywiście przepraszam wszystkie psy i ich właścicieli ale tak się mówi ). Tę czy tą pogodę a raczej dyszcz. Pada i pada. Możecie być pewni że jak w łorsoł pada to niechybnie er z koteckiem jadą. Wczoraj w ostatniej chwili udało mi się schować przed popołudniową ulewą pod filarami na Chałbińskiego ( jest tam jakiś urząd czy ministerstwo ). Na szczęście panowie ochraniacze wykazali się zrozumieniem i mnie nie przegonili podejrzewając zagrożenie terrorystyczne. Wieczorną nawałnicę ogladał żech z balkonu. Nieźle dowaliło.
W Ząbkch byłem. Ja pierniczę ale wiocha ten stadion, trybuny i wogóle. I to ma być zaplecze tej ekstraklasy? A fuj. A grali patałachy że aż trudno było patrzeć.
Dziś w telewizorni przed południem był taki film pt: "Do przerwy 0:1". Kto mnie nie znał w dzieciństwie a oglądał to już mnie zna, a kto nie oglądał a chce poznać era z lat dzicięcych to niech obejrzy.
Mam zamiar jechać z koteckiem na starówkę a potem na 20:00 na gierkę. Piszę i patrzę w okno. Chyba nic z tego nie będzie. Srał ją pies a raczej powinno być je....ł ( oczywiście przepraszam wszystkie psy i ich właścicieli ale tak się mówi ).
Komentarzy: 4
Ścieżka 118 Do przodu
2010-06-01
Bolą mnie plery. No ale tak to już jest. Facet musi se nieraz poooooo..........roooombać. No i takie tego konsekwencje. Swoją drogą człowiek plus narzędzie, w tym przypadku siekiera, to niszczycielska siła. Pieńki strzelały aż miło, aż strach pomyśleć, a ja pomyślałem, jak łatwo rozłupać takim zestawem ludzką czaszkę. W szczególności jak się ma taki wredny charakterek jak ja. Żadnemu sękaczowi nie przepuściłem, a im twardszy był i im większy opór stawiał, tym większą chęć rozwalenia go we mnie wzbudzał. To taka głupia ambicja. Ale się wyżyłem i w niedzielę na meczyku spokojniutki byłem jak nigdy dotąd.
Tylko że kurdeeeee znowu porażka i kurde znowu minimalnie jedną bramką. No cóż stare dziady jesteśmy i trochę brakuje nam pary na drugą połowę w konfrontacji z małolatami. Bilans wiosny dwa zwycięstwa, dwie porażki, jeden remis, w bramkach 15 : 6. I kurde znowu po meczu żeśmy z koteckiem zmokli. Tą razą wprawdzie minimalnie bo zdążyłem do domu dosłownie na styk ale tydzień temu to było ostro, tak bardzo że spędziłem dłuższą chwilę dla oddechu przed deszczem pod poniatoszczakiem. Wkurza mnie już ten dyszcz trochę. Jak jeszcze dzisiaj będzie padać po południu to się rozzłoszczę na całego. Ma być pogoda bo się z koteckiem wybieram do Ząbek gdzie to zawita legendarny i mój ulubiony KSG. I mam nadzieję zobaczyć jak to przy bezchmurnym niebie mój KSG przypieczętowuje powrót do I ligi po rocznej banicji w lidze drugiej. Nie nazywam oczywiście tego awansem bo awans to jest jak się go wywalcza ( jak przykład dał łódzki Widzew ) a nie jak się go dostaje w prezencie od drużyn które o ten awans walczyć już nie chcą. Nie nazywam również tego oczywiście powrotem do ekstraklasy bo coś takiego jak ekstraklasa w naszej kopanej nie istnieje. Ekstra to jest coś jak sama nazwa wskazuje wyjątkowego a nasza liga wyjątkowa nie jest więc ekstra być nie może. Taksamoż nie jest to klasa bo klasę to się ma a nasza kopana klasy nie ma. A więc ekstra-klasy u nas nie ma. Tak czy inaczej ja będę dzisiaj w Ząbkach i mam zamiar świętować. I będzie to symboliczna chwila bo moja historia właśnie zatoczyła symboliczne koło. Sam już tego nie pamiętam ale przecież to rok temu rozpoczęło się to moje pisanie a jedną z pierwszych notek była jedna z nielicznych ( może nawet i jedyna ) ścieżka do tyłu kiedy to nastał dzień spadku KSG do drugiej ligi. Dziwnie się czuję czytając to co wówczas napisałem. Jednak prawdą jest że nigdy nie można tracić nadziei. Po burzy zawsze wychodzi słońce a ja wierzę że dzisiaj w Ząbkach to słońce wyjrzy i na niebie i w moim sercu ( transmisja w TVP Sport od 17:00 ).
A na narodowszczaku stawiają już jakąś taką rurową konstrukcję wokół trybun. Jejku jak ja się nie mogę doczekać jak to już będzie gotowe. Muszę popatrzeć w necie jak i co bo to co widzę na żywo to fajowo wygląda ale dobrze jest też wiedzieć co i jak robią fachowo.
W niedzielę na Starym Mieście też padało a z ciekawostek to zanotowałem dziewczę które to boso spacerowało po zmoczonym bruku. Nie nie wyglądała na żadne dziwadło chociaż tazury u nóg miała wymalowane na niebieskawo. To był błękit – kolor nadziei – znak dla mnie. Tylko czy błękitne tazury mogą być znakiem? Motyl błękitny – tak, błękitne niebo – tak ale błękitne tazury! A co. Znaki są wszędzie tylko trzeba mieć oczy otwarte, nawet na tazury błękitne.
Aaa i Dzień Dziecka dzisiaj. A więc wszystkim dzieciom, a jak mawiał mój tata : „Dzieckiem się jest dopóty, dopóki żyją rodzice, potem jest się już tylko sierotą”, życzę wszystkiego najlepszego. A przede wszystkim pociechy z rodziców, żeby byli zdrowi i żebyśmy mogli być dziećmi jak najdłużej.
Komentarzy: 4
Ścieżka 117 Do przodu
2010-05-28
Dziś piąteczek dzień fajowy bo nie trzeba iść do pracy. Biorę kotecka i ruszam w Polskę. Mam nadzieję że aura mi pozwoli i dojadę suchy. Swoją drogą kurna ale pogoda. Żeby tak ciągle padało i padało. Cały maj pada. Nie pamiętam jak żyję. To to ma być to globalne ocieplenie? No ale cóż pogoda pogodą a żyć jakoś trzeba. Jadę na wieś. Do babci Heni. Narąbać drwa. Zapytają pewnie co niektórzy : „Narąbać drwa? Na lato?” Ano na lato, na lato. Chociaż prawdę mówiąc patrząc na pogodę to nie jestem pewien czy to idzie lato, jesień czy zima. Zapytają pewnie też inni co niektórzy : „Narąbać drwa? Teraz? Ano teraz, teraz. Małolaty co to nie doświadczyli nigdy stanu braku czegoś pewnie tego nie zrozumieją ale babcia Henia jest z pokolenia co to żyło przed wojną, co to wojnę przeżyło i co to doświadczyło socjalistycznego dobrobytu powojennego socjalizmu i wie że zawsze trzeba być przygotowanym na „czarną godzinę”. Tak więc narąbanego drwa nigdy za wiele, im większy zapas tym lepiej. To jadę narąbię trochę a przy okazji rozładuję nerwy po niedzielnym meczu by do następnego w niedzielę podejść ze spokojem. Trzeba zmazać plamę po ostatniej porażce. Tym bardziej że była to porażka udokumentowana reportersko przez tajemniczego i podstępnego reportera. Relacja jest tu w trzecim linku od góry ---->
Są nawet foty!!! Magneniu nieźle żeś namieszała. No bo wpaść i popatrzeć to jeszcze rozumiem ale żeby robić z tego takie halo. No ale muszę przyznać że Ci się reportaż udał. Nawet wykazałaś się fotoreporterskim nosem i uchwyciłaś sytuację bramkową. Gwoli wyjaśnienia na zdjęciu trzecim widać akcję w której ja ( czerwony strój ) nabiegam w pole karne atakowany zaciekle przez obrońcę ( strój niebieski ). Za chwilę dostanę dokładne podanie i skieruje piłkę do bramki obok rozpaczliwie interweniującego bramkarza. I to był gol na 2:3. Na więcej nie starczyło czasu. Tak więc trochę wstyd. Małym usprawiedliwieniem może być fakt że graliśmy bez bramkarza i na bramce musiał stanąć zawodnik z pola. Nasz jeden bramkarz ma złamana rękę a drugiego dopadła choroba z gorączką. A co dla drużyny znaczy brak pewności w tyle nikomu co się choć trochę na futbolu zna tłumaczyć nie muszę ( no nie Krajan ?).
Mam nadzieję że moje gwałtowne reakcje i nie przebieranie w słownictwie po meczu, którego byłaś podstępna reporterko świadkiem, nie zraziły Cię do mojej osoby – ciepłej, miłej, dobrodusznej i kochanej o czym przekonać się możesz czytając moje słodkie notki i komentarze. Ale z nerw wyprowadziło mnie nieodpowiedzialne zachowanie jednego z kolegów.
Komentarzy: 7
Ścieżka 116 Do przodu
2010-05-24
Zasób wyrazów w słowniku który zgromadziłem przez te kilka a raczej kilkanaście lat życia jest zbyt ubogi niestety by opisać jak bardzo lubię to miejsce. Może uwielbiam? Może ubóstwiam? Nie. Te słowa nie oddają w pełni tego co czuję. A może po młodzieżowo nowoczesnemu czyli : jest zaje....ste? Nie to też nie to, a poza tym nowoczesność jakoś mi nie pasuje do tego miejsca. A cóż to za miejsce? Odpowiedź jest banalnie prosta i każdy kto chociaż odrobinkę mnie zna odpowiedzi udzieli bezzwłocznie. To miejsce o którym wspominałem nie raz. To jest takie miejsce jakie każdy człowiek mieć powinien, miejsce do którego wraca po spokój, po siłę, po radość, uśmiech i nadzieję. Dla mnie tym miejscem jest Starówka a w szczególności Plac Zamkowy. I teraz kiedy dni coraz dłuższe, kiedy wieczór zapada coraz później a rozgrzany słońcem beton pozwala na dłuższą chwilę przycupnięcia, wracam tam częściej, częściej i na dłużej. Siadam na rogu schodów przy budynku ruchomych schodów, wyłączam myślenie, zapominam o zaległych sprawach do załatwienia, zapominam o terminach i rachunkach do spłacenia i patrzę. Patrzę na ludzi. Są piękni, są inni, zupełni inni od tych jakich spotykam codziennie w innych częściach kochanej Warszawy, których spotykam w autobusach, w metrze czy sklepach. Czy to tylko moje inne spojrzenie czy to raczej magia tego zakątka gdzie wszystko płynie wolniej? Patrzę więc na tych ludzi i dochodzę do wniosku że, ciężko w to uwierzyć, ale oni nigdzie się nie spieszą. Tutaj zakochana para przechadza się nieśpiesznie, trzymając czule swoje dłonie. Obok para małych szkrabów goni, nierozumiejące w ogóle taj zabawy, gołębie. Opodal dwie nastolatki które przysiadły na murku zaśmiewają się jak wariatki z czegoś pewnie tak banalnego, jak tylko takie zwariowane nastolatki zaśmiewać się mogą. Jeszcze gdzie indziej miła mama czyta paroletniemu synkowi z menu wystawionego przed kawiarnią : „Budyń czekoladowy, budyń śmietankowy, budyń ........”. A wróbel grzebiący w przykawiarnianej doniczce z bratkami oznajmia wszem i wobec : Ćwir, ćwir, niema tu ćir nic ćwir, ćwir do żarcia. I jeszcze stukot o bruk małych kółek walizki ciągniętej przez kogoś kto właśnie zwolnił pokój hotelowy lub właśnie go zajmie i który mija dziewczynę w niebieskich butach i dużych czarnych okularach która przechodzi przez sam środek Placu prowadząc rower z koszykiem przy kierownicy. I te leniwe dorożki oczekujące na turystów i które kiedy wreszcie ruszą wybijają miarowy rytm kopytami. A nad tym wszystkim króluje wieża zamkowa której zegar co kwadrans przypomina, swoim bim, o tym że czas jednak płynie. Dla mnie jednak ten czas jakby się zatrzymał.
Tak lubię. Tak siedzieć i obserwować szczęśliwych ludzi.
I jeszcze te żurawie na drugim brzegu Wisły. Żurawie czyli dźwigi :) na budowie narodowego. Jest to widok który niesamowicie mnie raduje. Wybiegam marzeniami w przyszłość i wyobrażam sobie jak to będzie pięknie wyglądać gdy już wybudują te Orle Gniazdo. Nie chciałbym być złym prorokiem ale obawiam się że nic mnie wówczas stamtąd nie wyciągnie. Zasiedzę się na całego, porosnę mchem, zarosnę trawą, przysypie mnie kurz i osiągnę stan nirwany.
Ach i ważne na koniec. Tak to tylko w dniach pon – pt. W weekendy zwalają się na Plac tumany szybkozwidzaczy, różnego rodzaju wyciągaczy forsy, sprzedawców wszelkiego badziwia, domorosłych artystów – tancerzy tańca brek – dance itp. Itd. I to już wtedy nie jest to, to robi różnicę.
A jak pada deszcz też jest cudownie tylko to już zupełnie inna historyja.
Komentarzy: 6
Ścieżka 115 Do przodu
2010-05-17
Tak było w czwartek.
Ciepły majowy wieczór. Ściślej – nie chłodny, bo jak na tę porę roku mógłby być cieplejszy. Dochodzi 22. Zielona lampka wskazuje wyraźnie że na skrzyni luz. Kotecek mruczy przyjemnie na wolnych obrotach. Można na chwilę odsapnąć, dać odpocząć kończynom górnym i dolnym skupionym na sterowaniu. Stoję. Czerwona fala jechać nie pozwala. Stoję oczywiście w pierwszej linii. Skupiam się na czerwonym sygnalizatorze który świeci dziwnie długo. No cóż, chcąc nie chcąc rozglądam się po samochodach które utknęły tak jak ja i stoją obok. Facet w Modeno po prawo wyraźnie wygląda tak jakby chciał się ścigać. No nie ma raczej szans. Dłuży się to stanie. I nagle jakiś ruch. Na pasach dla pieszych pojawia się człowiek. Idzie z lewej na prawo. Przenoszę wzrok na tę osobę. Łał stwierdzam po chwili. Ale śliczna ta dziewczyna. Normalnie bardzo, bardzo śliczna. Przechodzi a ja śledzę jej każdy krok wyłapując szczegóły figury i rysy twarzy. Jest niebiańsko śliczna. Piękne blond włosy. Och jaka jest śliczna. No i przeszła. Znika w ciemnościach chodnika a ja nadal podążam za nią wzrokiem.
No tak ! Modeno po prawo już dawno mi uciekło. Jedź pan ! No to ruszam. Trzeba zapomnieć o tym cudzie i skupić się ponownie na połykaniu kolejnych odcinków czarnego asfaltu.
Kiedyś. Kiedyś kiedy to er był piękny i młody twierdził że wszystkie kobiety są piękne. I wcale nie mówił tego po pijaku ani ani wcale nie uzależniał tego od ilości wina. I teraz, kiedy to er jest nadal piękny tylko już nie młody a raczej średni zdania nie zmienia. Wszystkie kobiety są piękne tylko że są kobiety piękne podwójnie. Będę je nazywał Przepiękne. I tak jak ta brunetka która swego czasu przekazywała mi klucze w czasie czwartkowej gierki, tak ta przechodząca blondynka, obie były PRZEPIĘKNE.
Natomiast w piątek nawaliłem się na grilu jak meserszmit. Dość powiedzieć że nie pamiętam jak wróciłem na kwadrat. Do dzisiaj mam moralnika i pozbierać się nie mogę. Jeszcze ten deszcz.
Aha i dla równowagi mam prośbę do wszystkich obecnych tu niewiast, w szczególności farszafianek, by w chwili wolnej ruszyły się do : P.H.U. GAZ-MIX 01-176 Warszawa Wola ul. Żytnia 57 poniedziałek-piątek:10-18 sobota:10-13 i oceniły mi tam takiego jednego gościa / sprzedawcę bo jak dla mnie to facet idealny.
Komentarzy: 9
Ścieżka 114 Do przodu
2010-05-07
No jest kochani. No jest.
Nie ja ale mój nowy motór. Tzn nie taki nowy, bo używany, ale dla mnie nowy.
Dżamacha THUNDERCAT - szeseta. Zakupiłżech toto 28.04.2010 około godz 17:30.
Prześmigałem już ze 300 kilometrów i choć kilka razy było kaskadersko - to żyję.
Tera stoi biedactwo pod brezentem. Eszzzz ta pogoda.
Idę dzisiaj na piechotę podatek zapłacić - ech co za kraj, tylko płać i płać a robić nie ma komu.
A tak pozatym to drętwo. Uczucia moje strasznie zszargane i jakoś tak z deka przygnębjająco.
Niech się już słoneczko zrobi to może mi się polepszy i na kotecku będzie można pośmigać.
A więc do zobaczenia - usłyszenia w lepszym jutrze.
Chyba widziałem kotecka? Tak widziałem kotecka - stoi przed blokiem.
Komentarzy: 10
Ścieżka 113 Do przodu
2010-04-25
Przyznać muszę że jest jednak cuś z ziarna prawdy w stwierdzeniu : „Kto z kim przystaje takim się staje”. No bo jakiż to obraz świata i ludzi wyrobić można sobie kiedy to się trzy czwarte żywota spędzi na stadionach. Na stadionach gdzie wypowiadane zdanie nie przybrane w kilka ciężkich bluzgów nie ma żadnego oddźwięku, gdzie agresja skierowana w kierunku przeciwnika to podstawowe i pozytywne odczucie i gdzie poziom sportowej rywalizacji oceniany jest poziomem gotówki jaki jesteś w stanie wręczyć sędziemu by ten gwizdnął karnego rodem z baśni tysiąca i jednej nocy.
Się tak jakoś ułożyło że ścieżki moje zaprowadziły mnie ostatnio, całkiem przypadkiem, i do Muzeum Narodowego i do Teatru Wielkiego. I widziałem piękne dzieło pana Matejki, chociaż jak to w kultowych Alternatywach tłumaczył Balcerkowi profesor Dąb – Rozwadowski gdy ten zapytał go o to co to jest : „Obraz ten przedstawia Bitwę pod Grunwaldem” i na co tenże Balcerek odpowiedział : „U nas też jest taka bitwa pod samem jak baleron rzucą, tylko że bab więcej”. I przechadzałem się po pięknych korytarzach Teatru Wielkiego chociaż baletu jako takiego nie oglądałem. Jednak nie o sztuce to chciałem powiedzieć. Chciałem powiedzieć o ludziach jakich tam spotkałem. Byli inni niż ci stadionowi. Taki na ten przykład pan który cierpliwie czekał trzymając drzwi aż wszyscy wyjdą i on będzie mógł wejść i który pożegnał mnie ciepłym uśmiechem. I taka na ten przykład pani która spokojnie czekała nie wpychając się przed innych kiedy to chciała skupić swoją uwagę na wybranym obrazie. I tego mi było trzeba. Spotkania z takimi właśnie ludźmi i doświadczenie ich obecności. Mogę powolutku zacząć wierzyć że nie wszystko stracone, że są jeszcze normalni na tym świecie. Ci których szukałem, bo przekonany byłem że muszą gdzieś być, muszą, bo niemożliwe żeby ich nie było. I tylko nie mogłem na nich trafić. W tłoku ulicznej szamotaniny, w telewizyjnej szmirze czy w szczególności na stadionowej trybunie. Są i to mnie cieszy. Są tylko że ze swoją skromnością są trudno zauważalni. Nie pchają się na piedestał, nie przyciągają wyszukanymi kreacjami i wypowiadanymi czy wykrzykiwanymi „mądrościami”. Takich właśnie szukam, tych którzy są mądrzy własną wartością a nie skalą dziwactwa czy skandalu jaki potrafią spowodować. Być może kiedyś i na stadiony zawita kultura i poszanowanie. Być może jak wreszcie wybudują te stadiony. I oby tak się stało. Chociaż jeżeli ma wyglądać to tak że przy głowie będą mi latać damskie łapki i karmić mnie truskawkami to moim skromnym zdaniem niech już zostanie tak jak jest.
A tymczasem borem lasem pora udać się na boisko w celu rozegrania inaugurującego nasze rozgrywki meczyku. Poczwartkowe zakwasy lekko mnie zniechęcają ( dwutygodniowa żałobowa przerwa odciska swoje piętno ) no ale cóż, nikt nie mówił że będzie lekko. A potem z powrotem na Plac Zamkowy dalej szukać.
P.S. Duże wrażenie zrobiła na mnie kartoniada w środę w Monachium. Cuś pięknego.
Komentarzy: 7
Ścieżka 112 Do przodu
2010-04-23
Jest diagnoza ( nie oficjalna )
Ta gula co mi na piszczelu urosła to podobnież jest od pękniętej kości.???? Pęknięcie się zasklepia czy coś i tam coś narasta????. Nic nie kumam ale pewnie tak jest.
Fakt faktem, jak mi trzy tygodnie temu Pifko ( to taka ksyfka gościa z drużyny przeciwnej ale mojego znajomego ) przykopał to leżał 10 minut na glebie zwijając się z bólu a ja pognałem na bramkę i bolącą nogą wtrafiłem nawet gola. Trzeba być tfartym. Fakt faktem jest też taki że dograliśmy wówczas ten nasz mecz towarzyski do końca. Fakt faktem jest również też taki że graliśmy potem za tydzień i za dwa też – chociaż nie, chyba coś namatlaczyłem bo Pifko raz sobie chyba odpuścił.
I tym właśnie różni się ta nasza gra amatorska od zawodowstwa.
Fakt faktem do lekarza nie poszedłem bo kto by łaził do darmozjadów z taką pierdołą.
I na koniec fakt faktów czyli wreszcie po dwóch tygodniach zawirowań i przekładania otwarcia sezonu z wiadomych powodów ( swoja drogą to trochę granda była ) rusza wreszcie nasza podwórkowa liga szóstek. I pędził będzie o godz 15:00 er ze swoim piszczelem zdeformowanym po sztucznej zielonej łące przy Zbaraskiej jak szalony.
Komentarzy: 4
Ścieżka 111 Do przodu
2010-04-20
Znamy się mało i wiemy o sobie niewiele.
Mógłbym powiedzieć również że nie piszę tu dla komentarzy czy szukania pocieszenie, Mógłbym ale nie napiszę bo nie byłoby to do końca prawdą.
Nie znacie mnie. Wszystko co wiecie to te kilka notek. Ale czy są prawdą? A czy można na ich podstawie w ogóle wyrobić sobie jakiś obraz? Może koloryzuję, może przekłamuję, może ubarwiam.
Kim jestem? Facetem? A może jestem kobietą która tylko podszywa się pod faceta? Wszak w sieci pełno dziwaków.
Czy jestem młody czy stary? Duży – mały, cienki – gruby, piękny – brzydki?
Jaki mam charakter?
Nie wiecie praktycznie nic. Ale jesteście tu, wpadacie zobaczyć co tam er nabazgrolił. I wiecie co? Ja też Was nie znam ale dziękuje wam bardzo że jesteście. Tak jak ostatnio gdy pisałem o swoim zmęczeniu. I nie chciałem komentarzy a jednak byliście i wykorzystaliście sprytnie poprzednią ścieżkę do napisania czegoś ciepłego. Zrobiło mi się miło. Dziękuję Wam bardzo i cieszę się że jesteście.
Taki blog to dobra rzecz jest jednak psychologicznie.
Komentarzy: 7
Ścieżka 110 W miejscu
2010-04-16
Obiektywnie rzecz patrząc – wszystko dobrze jest.
Kosteczki mam poobijane dokładnie jak należy. Na piszczelu zrobił mi się jakiś guz i od trzech tygodni nie złazi. Wcieram w to cholerstwo różne mazidła ale jakoś nie pomaga. Noga spuchnięta. Z kolana właśnie zaczął mi złazić wieeelki strup. Plery mnie bolą i bark. Ale gramy w piłę i czuje się z tym świetnie i każdą cząstką ciała czuję że żyję.
W robocie też wszycho ok. Odpukać żadnych wpadek ani zawirowań. Za to atmosfera się poprawia i śmiechu co nie miara.
Obiektywnie rzecz patrząc – wszystko dobrze jest.
I jakby ktoś tak z bokowca popatrzył to ten er wesoły, dowcipny, uśmiechnięty i beztroski.
Jednak prawda jest inna.
Jestem zmęczony. Jestem cholernie zmęczony. Wkładam co rano tą znajoma maskę, udaje i stwarzam pozory ale tak naprawdę to jestem zmęczony.
Już nawet nie wiem czym i dlaczego ale to powoduje że nic mi się nie chce. Nawet nie powiem czego mi się nie chce.
Jestem chyba przede wszystkim zmęczony samym sobą. Jestem zmęczony idealizowaniem, dążeniem do doskonałości, poszukiwaniem wzorców uczciwości i sprawiedliwości. Jestem zmęczony tą swoja wieczna nadzieją że jutro właśnie to się stanie, stanie się to że spełnią się marzenia. Jestem sobą zmęczony. Tym swoim dbaniem o porządek, punktualność, sumienność. Jestem zmęczony ciągłą walką o zgodę i porozumienie w rodzinie. Jestem zmęczony walką nastolatków z rodzicami, szefa z pracownikami, sprzedawcy z klientami, Don Kichota z wiatrakami.
Jestem zmęczony swoja bezradnością i bezsilnością. Jestem zmęczony swoim nieprzystosowaniem do życia. Jestem zmęczony swoją słabością i nieporadnością. Jestem zmęczony tym co się wokół mnie dzieje, tym co następuje.
Nie nazwę jej po imieniu ale nie boję się już chwili gdy mnie nie będzie.
Jestem zmęczony tymi wszystkimi błędami które w życiu popełniłem i jestem zmęczony tym że nie mam możliwości ich naprawić. Jestem cholernie sobą zmęczony. Już mi nic nie chce. Nawet nic pięknego mi się nie śni. Właśnie. Snami też jestem zmęczony gdy są takie nijakie. Moje sny są szare i ja jestem szary.
Osssszzz ku…. ależ ja jestem zmęczony.

Przez wiele lat, przez wiele dni,
Budowałem wielki pałac,
Teraz wiem, teraz wiem,
Nie jest nic wart.....
Chłopcy z Placu Broni
Ścieżka 109 W miejscu
2010-04-13
............Puchatek pobiegł do domu tak szybko, jak mógł. Pędził z szybkością ponadpuchatkową, a jak stanął przed drzwiami, był tak zasapany, że nie mógł powiedzieć ani słowa. Wcale się nie zdziwił na widok Prosiaczka, który też stał przed drzwiami i zaraz sie poskarżył :
- Kołatka jest za wysoko. Chciałem zastukać, ale nie dosięgnę....
- Pozwól, że cie wyręczę.... - wysapał Puchtek i zakołatał w drzwi. A ponieważ nikt nie otwierał, powiedział :
- Nie wiem, kto tu mieszka, ale kołacze mi się po głowie taka myśl, że strasznie dużo czasu zajmuje mu otwieranie drzwi od środka.
- Ależ Puchatku - zdziwił się Prosiaczek - czy to nie jest przypadkiem twój dom? Czy te drzwi i kołatka nie należą do Puchatka? ........
Komentarzy: 6
Ścieżka 109 Do przodu
2010-03-28
Jako że temat już w mediach światowych przebrzmiał a wszyscy mądrzy i opiniotwórczy liderzy zajęli się innymi tematami najdejłsza wiekopomna chwillla by głos w sprawie, głos jedynie słuszny i sprawiedliwy, zabrał sam on – on czyli ER.
Golfa ( swetrów też ) nie lubię bo to i sport żaden, już setki razy wolę szachy bo i ciekawsze i ciekawsze i jeszcze raz ciekawsze, i zajęcie dla tych co mają czas czyli forsę by godzinami łazić po polu. Golf nie jest dla mas więc er go nie lubi. A skoro nie lubi golfa więc i grających w golfa też ( może dlatego że mają forsę by godzinami łazić po polu – czyli z zazdrości ). A najbardziej to z tych grających nie lubi ma się rozumieć miszczów bo jeszcze za to dostają grube miliony. A już tak najbardziej z najbardziejszego to nie lubi miszcza nad miszczami czyli murzynka Tigerka. Och jak on mnie wkurza.
I na dodatek ta afera – sex czyli sex – afera. I o tym żech chciał się wymądrzać. Przeprasza Tigerek i w telewizorni przeprasza w gazetowni doradców bierze i konferencje robi i przeprasza i przeprasza i przeprasza i się kaja. I taki skruszony i taki teraz potulny i taki grzeczny.
Zacytuję po raz kolejny Ferdynanda Kiepskiego, bo mi tu pasuje jak cholera, z jego genialnym „A gówno !”
Tigerku, człowieku, ty nikogo nie przepraszaj. Jeżeli już to pogadaj z rodzina i sobie wyjaśnijcie co i jak. Ale nie przepraszaj opinii publicznej, nie przepraszaj społeczeństwa, nie przepraszaj sponsorów.
Kto jest bez winy niech pierwszy rzuci kamień, niech rzuci.”
Rzucają kamienie. Bo to niemoralne, sex pozamałżeński.
A gówno. A przedmałżeński jest ok? Pie..lą się jak leci kto z kim może i jak się tylko da. Media zalewa fala wolności sexualnej. Średnia wieku inicjacji spada drastycznie, ilość rozwodów rośnie, życie w wolnych związkach zyskuje rzesze zwolenników. Im więcej miało się partnerów tym się jest bardziej poważanym. No bo to się przecież zyskuje życiowe doświadczenie. A wierność? Wierność jest niemodna. Seksuolodzy molestują, księża gwałcą, piłkarze podbierają sobie dziewczyny, politycy zabawiają się z sekretarkami itp. itd. I skąd się to bierze? Taki jest świat, taka jest moralność. A sensacyjne nagłówki to tylko papierek lakmusowy ogólnego stanu ludzkości. Przecież TO TYLKO SEX.
Więc nie przepraszaj Tigerku bo nie masz kogo – no może dzieci ( chociaż nie orjętuję się czy je masz – podejrzewam że masz ) no i może żonę ( chociaż wątpię byś był jej pierwszym i jedynym i by cnotę straciła w noc poślubną z tobą, podejrzewam nawet że nie jesteś w stanie załapać się na jej podium ).
Nie przepraszaj Tigerku bo nie masz kogo. A tak apropo to te panie co z nimi robiłeś to i owo nie muszą nikogo przepraszać? No ale tak, ty jesteś znany, ty tracisz sponsorów. Sponsorami to jednak bym się zbytnio nie przejmował bo to co się dzieje na ich wyjazdach firmowych to to jest dopiero coś. Sponsorami się nie przejmuj – oni cię zrozumieją.
Więc nie przepraszaj Tigerku bo nie masz kogo. Było swego czasu o proletariuszach, teraz będzie o - no właśnie jak to nazwać. Hmmm. Chyba dobrze będzie tak: „Wolni ludzie wszystkich krajów łączcie się i pie…lcie się bez zobowiązań. Moralności nie ma wcale.” A ty Tigerku nie przepraszaj bo nie masz kogo. I amen czyli punkt.
Robertu gratuluję a sam idę polatać za piłeczką bo dawno nie grałem
Komentarzy: 11
Ścieżka 108 Do przodu
2010-03-26
Śniło mi się dzisiaj że kupił mnie M. United. I grałem pierwszy mecz na Old Trafford w LM z Terekiem Grozny. I wyszedłem nawet w pierwszym składzie i nawet nieźle mi szło choć początkowo nie wiedziałem na jakiej gram pozycji :) a wykładzina ;) na której graliśmy cały czas się zawijała. Nie rozumiem skąd taki sen bo i MU to wcale nie mój ulubiony klub, rzekłbym że przez osobę ser Alexa wręcz ich nie lubię a i o karierze wyśmienitego piłkarza już dawno dawno temu przestałem marzyć. Tłumaczę to tylko tym że wczoraj wreszcie po zimowej przerwie wybiegłem na zieloną sztuczna trawkę i nie powiem – nawet nieźle mi szło. No więc jak już wspomniałem wczoraj ruszył sezon. Chłopaki zaczęli już dwa tygodnie temu ale ja ze względu na lekki katarek i kaszelek postanowiłem na razie poprzestać na sali. Kurna do póki trzymały mrozy a śnieg z wiatrem zawiewał w twarz żadna cholera się nie przyplątała. Jednak jak tylko trochę puściło, a pamiętam to dokładnie czyli 3 marca bo był mecz repry z Bułgarią, coś mnie złapało i trzyma do dziś. Kicham, kaszlę, smarkam już prawie miesiąc jednakże do lekarza nie pójdę za nic. Mimo to wczoraj latałem z otwartą gębą i gilem do pasa po boisku i jest git. W pewnym momencie gierki, w czasie gdy zszedłem na chwilę na bok by odsapnąć, przylukaliśmy z chłopakami że za siatką kręci się jakaś dziewczyna. Muszę tu dodać że to bojo to taki nowy obiekt wśród drzew i krzewów otoczony wysoką siatka. No więc ta dziewczyna łazi tam po tych krzaczorach i wygląd że gdzieś dzwoni. Gra jakby trochę przysiadła, co mi prawdę mówiąc nie przeszkadzało, bo jak wspomniałem aktualnie w niej nie uczestniczyłem. Mogłem się skupić tylko na jej obserwowaniu. Po chwili dziewczyna ta, na paluszkach na paluszkach, wiecie jak to biegają takie damesy jak są w butach na obcasie, truchcikiem obiegła boisko za bramką i podbiegła tam gdzie stałem z kumplem i mówi : „ Słuchaj czy mógłbyś te klucze ( tutaj przeciska przez siatkę pęk kluczy ) przekazać temu chłopakowi w czerwonych getrach?”. Prawdę mówiąc zdziwiło mnie to niezmiernie, bo ten gość biegał niecałe 10 metrów dalej i sam mógł je sobie wziąć. Więc mówię żeby sama mu je dała ale ona zaczęła się tłumaczyć że nie chce przeszkadzać. Było to dla mnie dość dziwne i zacząłem podejrzewać że to jakaś śmierdząca sprawa. Ostatecznie jednak wziąłem te klucze. Ale dlaczego o tym tyle piszę? W sumie sytuacja nic specjalnego. Jednak jest jeden szczegół który powoduje że o tym wspominam. Otóż jak jest podobno wzorzec metra – miary długości – w Paryżu tak ta dziewczyna była wzorcem brunetki. Ale była śśśśliczna. O rany prześliczna, przeeeeśśsliczna. Wzorzec brunetki.
A potem jeszcze po meczu okazało się że jednemu gościowi zginęły kluczyki od samochodu. Szukaliśmy ich w miejscu gdzie się przebieramy w nieskończoność. Jednak kiedy stało się jasne że ich tam nie ma postanowiliśmy poszukać ich „ po drodze”- a nóż gdzieś leżą. Ja oczywiście niespiesznie ciągnę się w ogonie. I kiedy już prawie doszliśmy do końca drogi, gdy już właściciel prawie się pogodził z niemożliwym czyli tym że ich nie znajdzie nagle stało się niemożliwe i się znalazły. W trawie i liściach. I kto je znalazł? No oczywiście że JA.
I to tyle z wczorajszego wieczoru a teraz ruszam na salę poganiać za piłeczką – bo dawno już nie grałem.
Komentarzy: 5
Ścieżka 107 Do przodu
2010-03-24
Przytulić
Przytulić, Przytulić,
Przytulić, Przytulić, Przytulić,
Przytulić, Przytulić, Przytulić, Przytulić,
Przytulić, Przytulić, Przytulić, Przytulić, Przytulić,
Przytulić, Przytulić, Przytulić, Przytuli, Przytulić, Przytulić,
Przytulić, Przytulić, Przytulić, Przytulić, Przytulić, Przytulić, Przytulić,
Przytulić, Przytulić, Przytulić, Przytulić, Przytulić, Przytulić, Przytulić, Przytulić,
Przytulić, Przytulić, Przytulić, Przytulić, Przytulić, Przytulić, Przytulić, Przytulić, Przytulić,
Przytulić, Przytulić, Przytulić, Przytulić, Przytulić, Przytulić, Przytulić, Przytulić, Przytulić,
Przytulić, Przytulić, Przytulić, Przytulić, Przytulić, Przytulić, Przytulić, Przytulić,
Przytulić, Przytulić, Przytulić, Przytulić, Przytulić, Przytulić, Przytulić,
Przytulić, Przytulić, Przytulić, Przytulić, Przytulić, Przytulić,
Przytulić, Przytulić, Przytulić, Przytulić, Przytulić,
Przytulić, Przytulić, Przytulić, Przytulić,
Przytulić, Przytulić, Przytulić,
Przytulić, Przytulić,
Przytulić,
Komentarzy: 7
Ścieżka 106 Do przodu
2010-03-21
Żeby tak można było znowu móc patrzeć na świat tak jak za dziecięcych lat.
Niebo z dziecięcych lat.
Tak, kiedy to :
Śnieg był śniegiem a nie opadem który utrudnia życie bo to korki, bo to odśnieżać trzeba itd.,
Deszcz był deszczem a nie kórna znowu przemoczone wszystko,
Słońce było słońcem a nie kurde ale gorąco, będzie susza,
Morze było morzem a nie ale zimna ta woda, trzeba uważać żeby nie dostać skurczu,
Plaża była plażą a nie mam nadzieję że ten tłusty baleron nie ma zamiaru się tu rozłożyć,
Ciotka była ciotką, wujek był wujkiem, siostra była siostrą a nie z rodzina to się dobrze wychodzi tylko na zdjęciach,
Jedzenie było jedzeniem a nie o rany a ile to ma kalorii, o rany a to to niezdrowe,
Podróż samochodem była podróżą samochodem a nie jak baranie jedziesz, gdzie się chamie wpychasz, no ruszaj ślepaku przecież jest zielone,
Koledzy byli kolegami a nie ten to stary złodziej, a ten to palant a ten to ….,
Dziewczyny były dziewczynami a nie ta to stara pudernica, a to daje wszystkim po kolei,
Mecze były meczami a nie jak te dziady graja, znowu sprzedali mecz,
I kiedy honor to był honor, bez względu na kasę, którego broniło się pięściami.
I kiedy to nie było problemu z erekcją z którą trzeba coś zrobić.
I nie było gorzały, fajek i innych niepotrzebnych używek.
I kiedy to nie było polityki i polityków.
A życie było życiem.
Komentarzy: 5
Ścieżka 105 Do przodu
2010-03-14
Praktycznie to już niedziela. Jeszcze nigdy tak późno nie pisałem.
Puk puk jesteś tam nocny podróżniku?
Chili cichutko i miło kwili.
Podsumowując dopiero co zakończony dzień, sobota była dosyć pracowita. Począwszy od porannego transportu Księżniczki na autobus, poprzez zatowarowanie lodówki czyli całotygodniowe zakupy w markecie, obiad, małe sprzątanko, prasowanko aż po wieczorną kąpiel nie miałem ani chwili czasu na rozmyślania. To znaczy trochę miałem. Wypuściłem się mianowicie na seans kinowy. Tytuł filmu „Nostalgia anioła” ( tutaj w wersji oryginalnej wpisało się mi „Zbuntowany anioł” – ciekawe jakie to psoty może spłatać podstępna podświadomość a swoją droga pozdrowienia dla …. ten ktoś wie kogo ). Wracając do wątku głównego, to zwiastuny tego filmu widziałem kiedyś przy okazji jakieś innej projekcji i właśnie wtedy postanowiłem go zobaczyć. Szczerze? Ciekawe ale mnie rozczarowało. Głupio poprowadzone. A zakończenie banalne. Popłakałem się oczywiście parę razy ale gdyby to ktoś lepiej nakręcił – film na podstawie książki - z pewnością mógłbym beczeć jak bóbr.
I wyszedłem z kina i wracając do domu poczułem się dziwnie. Wprawdzie mijałem setki osób ale postrzegałem je jakoś inaczej. Nie potrafię stwierdzić czy spowodowane to było emocjami po seansie czy może zabieganym dniem ale czułem, że każda z nich, po minięciu mnie, zamienia się w chmurę i znika. Nie oglądałem się za siebie. Płynąłem wśród tych ludzi jak pośród obłoków na niebie. Każdy z nich miał swoja własną historię której poznać nie miałem. I każdy z nich znikał za mną i żadnego z nich nie miałem już nigdy zobaczyć. Skąd się brali, dlaczego żaden z nich mnie nie zaczepił? Dlaczego ja nikogo nie zatrzymałem słowami: „ Zaczekaj. Opowiedz mi swoja historię”. Szedłem niespiesznie a świat wokół gnał do przodu. Nie w moim tempie. Nasunęła mi się myśl że to nie moje królestwo.
Zszedłem do metra. Na ekranie reklamowym nius że Legia przegrała z Polonią Bytom. Natychmiast stanął mi przed oczami kolega M. Już widzę jak pomstuje, jak klnie, jak załamuje ręce. A przepowiadałem, a mówiłem, Jankowi B piłkarzowi kochanego Górnika nie przystoi i z pewnością nie powiedzie się w Warszawie. Idź ty lepiej już a raczej wracaj Janeczku do swojego Zabrza. I patrząc na ten nius zastanowiłem się: „Jakie to ludzie mają problemy? A co mnie to?” Wsiadłem do pociągu, włączyłem muzykę i zacząłem płakać. Naprawdę płakałem. Nie wiem czy ktoś to widział. Nie zwracałem na to uwagi. Łzy spłynęły mi po policzkach a ja w ogóle nie czułem się zażenowany. Z pewnością gdybym kiedyś indziej sam zobaczył płaczącego w metrze starego faceta pomyślałbym że zidiociał. A ja tak sobie jechałem a oczy me były mokre. Ale nie płakałem ze smutku. Nie płakałem również z powodu bólu psychicznego czy fizycznego. Ciężko pewnie będzie to pojąć ale ja płakałem po prostu. Bez powodu.
Płakałem po prostu, tak po prostu. I wiecie co powiem. Wspaniałe uczucie. I wiecie co jeszcze powiem. Dokonałem odkrycia. To nie ja płakałem – to płakała moja dusza.
Rozum płacze gdy czuje ból, ból fizyczny.
Serce płacze gdy czuje stratę, zawód, smutek, żal.
Dusza zaś płacze gdy jest.
I tak to upłynęła mi sobota. Na sprawach czysto przyziemnych jak i na tych dla mnie ważniejszych. To była piękna sobota.
A teraz dopijam mleczko i kładę się w łóżeczko spać.
P.S.
Żeby to wyczytał ktoś z moich znajomych z którymi to całymi godzinami walczę tak zaciekle o okrągły „balonik” to ciekawe co by powiedział?
Komentarzy: 8
Ścieżka 104 Do przodu
2010-03-06
To już był ten moment, to już ta chwila kiedy należało zadać sobie dramatyczne pytanie : albo wieszasz buty na kołki albo zaczynasz się znowu ruszać. Trzy miesiące bez piłki. Trzy długie miesiące bez piłki i muszę stwierdzić, czym zresztą sam byłem zadziwiony, że dość przyjemne miesiące. Bo to i nic nie boli i kolana nie pozdzierane, czasu na leżenie na kanapie co nie miara a i w necie nabazgrolić też coś można. A więc wygoda i ciepło czy ból, cierpienie i chłód. Oczywiście to pierwsze. Jednakże gdzieś tam daleko jakiś głos poszeptywał że może jednak pójdź i zobacz. No i posłuchałem. Miłość do piłki od kołyski po grób. Się wczoraj zwlokłem i pojechałem. Ciężko było bo parę kilo przybyło i mięsień brzucha rozwinął się okazale.
Pierwsza akcja w ataku. Eeee nie jest źle. Parę podań, lekka przebieżka – trzymam się. Druga akcja, tym razem w obronie. Bronić się jest trudniej. Jak to mówią mędrcy piłkarscy ten kto ma piłkę ten dyktuje warunki. A w defensywie trzeba cały czas być czujnym, uważać. Jednak i w defensywie moje napięte ciało daje radę. Odbieramy piłkę i jedziemy z kontrą. Szybką kontrą. Mała kiwka w moim wykonaniu i podanie. Ooop. Zatrzymuję się. Coś nie tak. Gdzie jest powietrze!? Kto zabrał tlen!!!??? Oddajcie mi powietrze!!!! Eeee. Trzeba uważać. Postanawiam trochę przyhamować. Panie kolego, przelatuje mi myśl, ostrożnie z tymi harcami. W następnych akcjach już się tak nie wyrywam ale z każdą chwilą widzę coraz mniej. Oszczędzam się coraz bardziej gdy nagle i niespodziewanie nadchodzi. Nie wiem co i jak to nazwać. Wiem tylko tyle że niektórzy wydają kupę kasy by to osiągnąć a posiadanie środków to wywołujących jest karane. Stała się jasność, potem były tęczowe smugi a na końcu widziałem gwiazdy. Nie wiem czy krew mi do głowy nagle napłynęła czy wręcz przeciwnie nagle odpłynęła. Nie wiem również czy byłem blady, czerwony czy siny. Wiem tylko tyle że ostatkiem sił skierowałem się w kierunku linii bocznej mamrocząc coś co chyba brzmiało jak : Zmiaaana.
Siadłem.
Ufff jak dobrze.
Piććć.
I takie były wczoraj początki. Oczywiście po chwili wróciłem na boisko i grałem dalej i było fajnie i bawiłem sie wyśmienicie. I wiecie co powiem – nie zamienię tego na ciepełko i kanapę. Mam starte kolano, bolą mnie plecy, chociaż co dziwne nie mam zakwasów, „ straciłem ‘’ dwie godziny, kosztowało mnie to parę groszy ale ostatecznie stwierdzam – JESZCZE !
Komentarzy: 7
Ścieżka 103 Do przodu
2010-03-04
Jak wczoraj o 20:30 zobaczyłem naszej narodowej nowe stroje to miałem zamiar powiedzieć: jaaa pier-do-leeee. Ktoś to zaprojektował, ktoś to wybrał, ktoś to zaaprobował, ktoś za to zapłacił. Nasi biatloniści na zimowych też reprezentowali nas czyli Monako. I też ktoś to zaprojektował, ktoś to wybrał, ktoś to zaaprobował, ktoś za to zapłacił. Czy w tym kraju pozostały już tylko same imbecyle co nawet barw narodowych nie znają. A kiedyś w szkole to podstawą było kto ty jesteś.
Ale jak już wspomniałem MIAŁEM powiedzieć: jaaa pier-do-leeee. Miałem - nie powiedziałem. No i zaczęli. Nawet im to zgrabnie wychodziło i zaczęło mi się podobać gdy nagle atmosferę nadziei na fajne widowisko przerwał głośny apel do ITI by się „wynosiło”. Jaaa pier-do-leeee znowu te pajace przeleciało mi przez łepetynę. No dobra nie podoba im się, no dobra mają jakiś cele, no dobra jestem wstanie to zrozumieć-przemilczeć , ale niech se to załatwiają na swoim podwórku. Nie mogli dotrzymać do niedzieli 14:15 ???? Ich walka, ich sprawa, cała Polska nie musi być wciągana w ich prywatne interesy. No dobra, udaję że nie słyszę, choć serce rwie się by wrzasnąć: jaaa pier-do-leeee, zamknąć ryje, tu gra reprezentacja!!!
I jak mogę podsumować ten wczorajszy występ? Mogę i muszę powiedzieć: jaaa pier-do-leeee. Bo choć to tylko towarzyski, bo choć boisko-klepisko to mimo wszystko mi się podobało. I jestem zadowolony, i znowu wierzę ze zbudujemy narodową zdolną pojechać angoli. I daliśmy radę bez Adama i Justunki, choć pewnie z nimi wynik byłby okazalszy. Ale te stroje bezapelacyjnie do wymiany.
A w niedzielę AV przegrała w pucharze ligi. Grali że pożal się Boże. Natomiast w lidze spotkały się MC i Chelsea. I przy okazji tego meczu, w nawiązaniu do tematu z 93 ścieżki, dla wszystkich którzy nie znają bohaterów z twarzy, mały konkurs w którym należy stwierdzić którzy to. Jako że jest to dosyć proste, a z tego co się orjętuję to zaglądają tu same inteligentne osoby nagród nie przewidziano. Nie wykluczam natomiast że w najbliższym czasie nie będzie tu trudniejszego konkursu w którym będzie do wygrania nie lada atrakcyjna nagroda czyli spacer z erem po Krakowskim Przedmieściu.
Komentarzy: 3
Ścieżka 102 Do przodu
2010-03-01
My czterej pancerni. Rudy i nasz pies.
No i się wreszcie skończyły te igrzyska bo miałem ich już serdecznie dość.
Po tym jak Justynka wywalczyła brąz o długość paznokcia dużego palca lewej nogi miałem kiepskie przemyślenia. Mimo nawoływań stąd i owąd żeby się cieszyć, ja byłem niezadowolony. Pisali i mówili niektórzy że to sukces, że trzeba się cieszyć z tego co jest i żeby nie marudzić jak to w naszym polskim zwyczaju. Oczekiwania moje były większe i dlatego też ja - marudziłem. Ja chciałem ze łzami w oczach wysłuchać Mazurka Dąbrowskiego. Już miałem ułożoną spiskową teorię że pewnie podpisała intratny kontrakt reklamowy i jak to wedle mojej teorii że reklama plus sport równa się brak wyników ja wiedziałem swoje. Tylko miałem czekać jak się Justynka pojawi na szklanym ekranie i zacznie zachwalać coś tam. Jednak postanowiłem posiedzieć cicho, poczekać do końca i dać Justynce ostatnią szansę.
No i teraz odszczekuje czego nie powiedziałem. Taką walkę chcę oglądać, taką ambicję podziwiam.
I do pana Franka Smudy apeluję. Panie Franek weź pan te wszystkie powołania na środę wyrzuć w te błoto pośniegowe, którego obecnie nie brakuje, i wyślij nowe do pani Justunki i pana Adama – właśnie wrócili do kraju. Oni sobie, w przeciwieństwie do „ambitnych „ kopaczy, spokojnie poradzą. A dodatkowo będzie to przyjemne dla oka, pierwszy mecz reprezentacji ambitnej i walczącej do końca - dla kibiców , dla Polaków. I na rezerwę, jakby odpukać co, weź pan panie Franek te brązowe panczenistki. I masz pan wygrany mecz, i ludzie zadowolone i er nie marudzi.
I przecudną ma Justynka tą czy tę czapeczkę.
Komentarzy: 3
Ścieżka 101 Do przodu
2010-02-27
Dla Basi.
Dwa i oba facety. My samce musimy trzymać się razem.
Pierwszy był Karlo a właściwie to Carlo. Szlachcic. Tak miał wpisane i tak zostało, chociaż mi to się to imię zbytnio nie podoba. No ale tak zostało. Jak mówiłem szlachcic. Syberyjski neva masquarada – przynajmniej tak ma w rodowodzie – tabby z czarnymi znaczeniami – sam nie wiem o co chodzi. Szlachcic już z samej daty urodzenie – 11.XI. czyli w święto narodowe. Szlachcic. Ale ja to go nazywam buc. Unika wszystkich i wszystkiego. Żyje swoim światem. Jest ale tak jakby go nie było. Nieraz to się mocno zastanawiam czy on naprawdę istnieje. Pogłaskać go to zaszczyt wielki. Nigdy, ale to przenigdy nie siedział u człowieka na kolanach. I dlatego nazywam go czasem buc. Z charakteru to trochę podobny do mnie. Szlachcic. Ale fleja straszna - tu akurat jest moim przeciwieństwem. Skołtuniony i nie daje o siebie zadbać. Taka szlachta podupadła. Nieraz to myślę że obraził się na świat i mnie po wycięciu jaj. I tak prawdę mówiąc to go rozumiem. Taka wspaniała sztuka genetycznie a teraz się marnuje.
Drugi to Mały a potocznie to maLy. Maly jest przeciwieństwem Karlego. Wszędzie go pełno. Maly najpierw biegnie a dopiero potem sprawdza gdzie dobiegł. Często stwierdza że nie jest to to samo miejsce do którego ja szedłem i wówczas z żałosnym okrzykiem wpada mi pod nogi. Ale najlepszy to ma wrzask jak się go nie daj Boże nadepnie. Tego się nie da opisać. Ja padam na glebę jak to słyszę. To jest taka żałość i pretensja o jakiej świat nie słyszał. Maly uwielbia żarcie Karlego. Stateczny Karlo siedzi wówczas i patrzy się na Malego jak ten mu wyżera to samo co ma u siebie. Karlo ma bardzo zdziwioną minę ale nie protestuje. A mały po wyżerce z tym swoim okrzykiem leci szybko do kowety i tam robi wielki smród. Oj tak. Szambo to on też robi wielkie. Ale nie będę tu go obgadywał w tych sprawach. Maly jak coś znajdzie na podłodze, czy to młotek, śrubokręt czy inne ustrojstwo, to pierwszą rzeczą jaką robi jest zachęcanie tego czegoś łapką do zabawy. Zazwyczaj to coś okazuje się mało rozrywkowe i Maly idzie dalej. No i Maly w przeciwieństwie do Karlego uwielbia ładować się tyłkiem na ludzi. Jeżeli gładzisz Malego jedną ręką to on robi wszystko by się dostać do drugiej. Jak zaczniesz go głaskać oburącz to sprawia wrażenie że stwórca trochę się poskąpił i powinien był obdarzyć człowieka większą liczbą łapek do głaskania kotka. Straszny pieszczoch jest. Uwielbia wylegiwać się w pościeli. Maly nie rozumie że jak leży na środku dywanu to odkurzacz nie zostawi miejsca pod nim brudnego. Maly uważa że odkurzacz niech sobie odkurza tam, a tu – gdzie on leży – nie. Maly zresztą wielu spraw życia codziennego nie rozumie. Tak np. nie rozumie że jak leży na nie pościelonym łóżku i to łóżko zaczyna się ścielić to kołdra może go uwięzić. Maly lubi zwiedzać. Ostatnio wlazł na karnisz i naprawdę nie wiem jak tego dokonał. Maly jak pije wodę to robi to z takim zapałem ze słychać go chyba na ulicy. Taka świnka. Aha i Maly ma bardzo groźny wzrok. Jak tak się patrzy tymi swoimi oczkami, a nie daj co jak je jeszcze zmruży to jest bardzo poważny. I robi wówczas taki charakterystyczny dziubek i wygląda ja majestatyczny kot-półbóg z egipskich fresków. I Maly to straszny czyścioch. Jak już cały dom śpi i jest cisza jak makiem zasiał to on wtedy zaczyna się wylizywać, mlaskać i cmokać czym doprowadza mnie do szału. Maly trafił do tu z przytuliska, bo był zwykłym śmietnikowcem i chyba z dzieciństwa został mu sentyment bo uwielbia włazić do worka ze śmieciami. Mały trafił do tu już wysterylizowany i może dlatego, w przeciwieństwie do Karlego, nie obwinia mnie o to całe nieszczęście. A z wyglądu jest podobny do zupełnie nikogo, ale jeżeli już to to dokładnie taki koteczek z reklamy whiskas ( zresztą tak miał w książeczce zanim został przechrzczony – Whiskas ).
No i to tyle.
Komentarzy: 5
Ścieżka 100 Do przodu
2010-02-26
No i proszę jak ten czas leci. Ani się człowiek obejrzał a tu już setna ścieżka. To już sto razy er podzielił się swoimi mądrościami. I chociaż nie takie były zamierzenia gdy ścieżki powstawały to czułem się w obowiązku wyjaśniać i pouczać. Wszak nie każdemu jest dane mieć taki talent wszechwiedzy jak er, a że z danego od Boga talentu należy korzystać i nie powinno się go trzymać w ukryciu, więc ja korzystałem. Nie. Nie dziękujcie. To był mój obowiązek a i przyjemność.
Dobra starczy.
Tak naprawdę to chciałbym wszystkim wpadającym podziękować. Tym sporadycznym też, jednak najbardziej tym stałym bywalcom i tropicielom ścieżek. Wasze rady, zrozumienie problemów a przede wszystkim dobre i ciepłe słowo zawsze wprowadzały odrobinę spokoju do mojego pogmatwanego życia. Dzięki wam gościł uśmiech na mej twarzy w smutne dni. Bardzo wam dziękuję, jesteście wspaniali. Dla jasności muszę dodać że nie piszę oczywiście tego bloga dla komentarzy. Dlatego też wasza obecność i zainteresowanie tym bardziej mnie cieszą. To naprawdę pomaga gdy jest się gdzie i z kim podzielić rozterkami życia. Mi to pomogło. Dzięki tej setce coraz bardziej rozumiem siebie i akceptuję swoje wybory.
Jeszcze raz wielkie wielkie dziękuję.
Aha i jeszcze jedno. Przysięgam że to nie było żadne moje świadome i wyrachowane działanie. To czysty przypadek. Sam się niezmiernie zdziwiłem jak to spostrzegłem. Otóż jest jeszcze jeden jubileusz. Po prostu er ma dziśśśśś urodziny. Nawet na pamiątkę tej radosnej chwili na drugie ma Aleksander. Ja zawsze dodaję WIELKI.
Na koniec to zastanawiam się czy zostawić uchylona furtkę. Hmmm. Wiem że jeżeli ktoś będzie chciał coś miłego przekazać to stworzy tę myśl, pomyśli o mnie. A ta myśl poleci w przestrzeń i wcześniej czy później trafi do adresata czyli mnie w postaci kolorowego motyla ( chociaż skąd tu - patrząc za okno - motyl ), śpiewu ptaka, czy znalezionego na drodze orzecha. Jak to mawia Ferdek K „Są na tym świecie Waldusiu rzeczy o których się fizjonomom nie śniło”.
Koty się wylizały a teraz się wiercą układając do południowej drzemki. Włączam Chili, ( a dzisiaj grają wyśmienicie, tak jak lubię, bo ostatnio to bardzo smęcili ) zamykam oczka i kładę się z nimi.
Na urodziny to chciałbym nową Sade - płytę ma się rozumieć.
Ścieżka 99 Do przodu
2010-02-25
Nóż to ja noszę ze sobą zawsze i wciąż. Wszędzie mi towarzyszy. Jest to dla mnie sprawa tak naturalna i oczywista że się często zapominam i mam z tego powodu kłopoty czy to przy wejściu na stadion czy lotnisko. On po prostu jest w kaburze przy pasku i już. No może dla doprecyzowania powiem że ten nóż to szwajcarski wielofunkcyjny scyzoryk z nożyczkami, otwieraczem itp. Jednak nóż to nóż.
Nawet w dzieciństwie była to rzecz która towarzyszyła i pomagała mi w życiu często. Bo to i patyk można było zestrugać na dzidę, i grzybka podciąć w lesie, i wydziergać serduszko na ławeczce. Nóż czy też scyzoryk narzędzie przydatne i pomocne.
Ale to co się ostatnio wyprawia przy pomocy tego sprzętu to jest makabra. Żeby tak w biały dzień w centrum miasta wśród ludzi zadźgać człowieka, zaszlachtować jak świniaka w rzeźni ( przepraszam wszystkie świnie że je tak tu przyrównałem ) to dla mnie sprawa niepojęta. No jeszcze bym może to potrafił minimalnie zrozumieć gdyby to się stało przypadkowo w czasie bójki, no może jeszcze. Ale żeby tak. Jeden trzyma a drugi z zimną krwią zadaje ciosy. Albo ta 15-latka. Tak potraktować dziewczynę, pal licho czy była zdzirą czy nie. Jaki to powód skłania tych ludzi do tak drastycznych rozwiązań i ile dla nich znaczy życie ludzkie? Skąd oni się biorą.
Nienormalne czasy żeby tak zabijać za zwykłe zwrócenie uwagi czy jak przypuszczam brak zgody na sex. Nienormalne.
Chciałbym móc wybaczyć takim. Ale kurde nie potrafię. Zagazować, zlikwidować, zamęczyć takich bez litości. Zamknąć w jakimś getcie i niech się tam dogadują przy pomocy noża.
Choć sprawa już przebrzmiała, ja nadal nie mogę się otrząsnąć. Cały czas myślę o tych co życie stracili i o tych co je odebrali. O tych drugich nawet bardziej. No nie mogę pojąć, nie potrafię zrozumieć.
Komentarzy: 9
Ścieżka 98 Do przodu
2010-02-23
Słucham w telewizorni że w jakimś tam rankingu najatrakcyjniejszych miast świata moja kochana Warszawa zajęła miejsce w środku tabeli. Łoj tam. Może być. Nie obrażam się.
Ale tak apropos pokazują jakąś tam lady co to mieszkała kiedyś w Polsce, potem wyemigrowała do melburn, a teraz wróciła i tak se lata między wawą a melburn. I oto co słyszę. Lady mówi że wszystko ładnie pięknie i coraz lepiej ale jednak tu w Polsce i w Warszawie to ludzie tacy mało friendly. Zesz kurcze pióro. Jak słyszę takie komentarze takich to emigrantów, czy też przybyszów z zachodu to szlag mnie trafia. My Polacy jesteśmy mało friendly?!
A dać takiemu palantowi z melburn cztery miechy zimy ze śniegiem i mrozem to ciekawe czy dalej będzie taki friendly? Leży se cały rok w ciepełku i słoneczku i nie martwi o zasypane chodniki i ulice.
A wsadzić tak jednego z drugim zachodniego luzaka na czterdzieści lat w komunę. Bez dostępu do czekolady, chleba, proszku do prania, papieru do podciera i wszystkich innych produktów codziennego użytku. Niech se postoi w kolejkach, niech za rozrywkę ma czyn społeczny, pochód majowy i przemówienie pierwszego.
A przetoczyć ze dwie wojny przez te zachodnie kraje. Zrównać z ziemią, rozwalić i wymordować po jednym dziadku lub babci.
A dać jednemu z drugim średnią krajową i niech zapierdziela po 10 ha.
To zobaczymy czy będą tacy friendly.
Ja er uważam że my Polacy, mimo tego co doświadczyliśmy i doświadczamy, jesteśmy narodem bardzo friendly.
I niech mnie nie denerwują takie obesrańce.
Mówią że Polak Polakowi wilkiem, a za granica to jeden drugiego okradnie. Sranie w banie. A chinole i wietnamcy u nas to lepsi. Nawet w normalnym sklepie nie mogą kupować tylko w wyznaczonych. A po drugie to my jeździmy na zachód za chlebem o czym narody co są friendly nie maja pojęcia. Ciekaw jestem czy ci wszyscy Francuzi, Włosi, Niemcy i Anglicy tacy byli friendly jak kolonizowali Amerykę. Sami przyjaciele.
Ja er uważam że my Polacy, mimo tego co doświadczyliśmy i doświadczamy, jesteśmy narodem bardzo friendly.
Co się dzieje u nas na Małyszu w Zakopanym, co się dzieje reprezentacji w siatkówce? A widzieli coś takiego jak WOŚP?
Tak więc niech mi nie pierd…ą i mnie nie denerwują.
Tak się bawi, tak się bawi, STO-LI-CA !!!!
Komentarzy: 3
Ścieżka 97 Do przodu
2010-02-18
Wielkich ludzi było i jest wielu. Mądrzy i piękni. Słuchają ich i wzdychają do nich miliony.
Er też ma swojego idola tzn miał jak był piękny i młody ( chociaż nie, ma nadal, chociaż nie jest już piękny i młody ).
Ten ktoś właśnie wczoraj obchodził 47 urodziny.
W pewnym etapie życia tego kogoś i w pewnym etapie życia era, mógł er patrzeć na tego kogoś 24 ha na dobę.
Er go podziwiał, zresztą podziwia nadal i jest er przekonany że już nigdy nikt nie przebije podziwu era dla tego kogoś.
Dał ten ktoś erowi wiele pięknych chwil. Er chciałby spotkać tego kogoś osobiście bardzo. Kiedyś, kiedy to er był piękny i młody, to er marzyło o zobaczeniu tego kogoś w akcji na żywo.
Tak, to był, jest i będzie era idol na zawsze.
Er nie miał plakatu tego kogoś nad łóżkiem, bo takich plakatów w tamtym okresie życia era to nie było tak łatwo zdobyć jak teraz, ale taki plakat bardzo chciał er mieć. I er myśli sobie że teraz to też by plakat tego kogoś chciał mieć i chyba zrobi tak żeby ten plakat mieć. A ten plakat żeby był taki :
Wszystkiego najlepszego air
Komentarzy: 9
Ścieżka 96 Do przodu
2010-02-15
Osobiście to zimy nie lubię. A co za tym idzie to zimowych igrzysk zbytnio też.
Ale jak już są to sobie trochę przy okazji pomarudzę. A więc naprawdę nadziwić się nie mogę co ma na celu pokazywanie na ceremonii otwarcia przedstawień z udziałem rdzennych mieszkańców. I w Salt Lake City i teraz w tym całym Vancouver a nawet na letnich w Sydney. To ma być swego rodzaju ukłon w ich stronę? Prawdę mówiąc myślę że Indianie i Aborygeni gdzieś mają te całą szopkę. Wpadliśmy na ich ziemię, zabraliśmy terytorium, odebraliśmy wolność i swobodę, zniszczyliśmy tradycje i wierzenia a teraz oddajemy im hołd? Większej bzdury nie widziałem jak żyję. A świat się na to patrzy i bije brawo i jak zwykle jest pięknie i kolorowo. Wszyscy się uśmiechają, obściskuję, podają sobie dłonie. Igrzyska czyli czas pokoju czas zacząć. A Aborygeni i Indianie sobie siedzą i zawijają sreberka.
A Adamu przed igrzyskami chciałem powiedzieć że w sezonie był taki słaby że nie powinien w Vancouver startować nie mówiąc już o tym że zdobywać medale. Ale chcę powiedzieć Adamu że przepraszam i zgrzeszyłem w myślach. Adamu się medal należy bo jest miszcz. Gratuluję Adamu i cieszę się bardzo że jest gość.
A Justynie chcę powiedzieć że już ja widzę jak stoi na najwyższym stopniu pudła i słucha Mazurka Dąbrowskiego, i to nie jeden raz. Leć Justyna leć !!! Tzn lepiej powiedzieć Biegnij Justyna biegnij !!!! Leć to było do Adamu.
I na koniec to chcę powiedzieć ze nie lubię sportu gdzie zawodnicy nie mają równych szans. Nigdy nie umiałem nazwać sportem szachów. Jeżeli jednak już te szachy są sportem to powiem że najuczciwszym ze sportów. I snooker. Jak jesteś dobry to wygrywasz i basta. Wszystko zależy tylko od ciebie i twoich umiejętności. Nie od pogody i warunków, nie od sprzętu. A wczoraj w biathlonie to medale rozdała prawdę mówiąc pogoda. Temu padało, temu nie. Jak na skoczni temu wjało temu nie. A w takiej Formule 1. Ten ma lepszy bolid ten gorszy. Ten ma dyfuzor a ten nie. A to z tym Ruskiem do Kubicy to już szczyt. Nic nie potrafi ale może dzięki niemu ruscy wpompują do Renault świeżą kasiorę. Paranoja.
Na szczęście w piłce nożnej jest przynajmniej tak że jak jest klepisko to jest klepisko dla każdego, jak pada to równo pada na wszystkich, jak jest skwar to jest skwar i każden jeden musi w skwarze latać ( no chyba ze bramkarz lata mniej ale żeby było sprawiedliwie to ma bluzę z długim rękawem).
Komentarzy: 7
Ścieżka 95 Do przodu
2010-02-14
sie er trochę upił. właśnie skończyłem pół basa malinówki i zabieram sie sa wiśniówkę made in polmos lubelski heheeh ale swiat jest piekny gucio mnie obchodzi co kto napisze w komentarach ufff ciężko wcelować w klawisze dzisiaj walentynki ale ja nie obswietuję ja wole noc kupały chciałbym tyroche pomarudzić ale mi sie nie chce fajnie się pisze jak sie nie musi uważać na kropki przecinki i duze literki kocham was wszystkich i całuje gorąco cmook
Komentarzy: 6
Ścieżka 94 Do przodu
2010-02-12
Wrzuciłem sobie na mp „Misia” i teraz chodzę i zamiast słuchać muzyki, słucham dialogów z filmu. Tak. Dialogów z filmu „Miś”. Być może to dziwne. Na pewno dziwne dla innych pasażerów Metra kiedy siedząc w metrze i patrząc w ścianę nagle zaczynam się szeroko uśmiechać. Bo kocham polskie komedie. Oglądanie takich filmów jak „Brunet wieczorową porą”, „Rozmowy kontrolowane”, „Poszukiwany, poszukiwana”, „Co mi zrobisz jak mnie złapiesz”, „ Nie ma róży bez ognia’, „ Dziewczyny do wzięcia”, „Wolna sobota”, „Jak to się robi”, „Alternatywy 4”, „Zmiennicy”, czy „Sami swoi” lub „ Nie ma mocnych” i wielu wielu innych zawsze sprawia mi ogromną przyjemność. Wiem że niektórzy się oburzają jak po raz kolejny dają powtórkę w TV ale ja wolę taką powtórkę niż kolejną debatę czy wywiad mądrego dziennikarza z równie mądrym politykiem. To pierwsze przynajmniej taniej wychodzi i może wreszcie zdejmą ten abonament który tak sumiennie i uczciwie opłacam.
A więc chodze se i słucham, i słucham po raz kolejny, i się uśmiecham. Mi się to nie nudzi. I chociaż znam już większość na pamięć to nadal jest zabawne. Te teksty to zaczęły już zresztą żyć własnym życiem. Z kolegą M zrobiliśmy z tego swego rodzaju slang. Często jest tak że wymieniając w rozmowie dwa zdania, jedno z nich to cytat z polskiej komedii. Powiem więcej. Często jest tak że jak któryś z nas chce powiedzieć drugiemu coś jednym zdaniem to to zdanie jest cytatem z polskiej komedii. Przykładowo gdy zaprasza mnie do siebie na wspólne oglądanie meczu połączone ze spożywaniem napojów wyskokowych to dzwoniąc z pytaniem czy przyjdę nie pyta banalnie „Przyjdziesz”, kolega M mówi wówczas niskim tonem : „No co, namyślił się pan że tak powiem?”. Cytaty mamy na każdą okazję i sypiemy nimi jak z rękawa. Jak jeden od drugiego pożyczył kasę to co mówi przy oddawaniu? – „ Tu za te choinki dola”. A co się mówi jak się dzwoni i ten drugi mówi : „Słucham”. Mówi się : „Halo, Kazik ?” a odzew brzmi : „Nieee, Jola !”. A więc biorę wiertła i jadę jutro do niego na ostatki. Będziemy borowć.
I obejrzymy Marsylię na Canale bo angielska nie gra i pośpiewamy:
Hej młody junaku smutek zwalcz i strach,
Przecież na tym piachu za 30 lat,
Przebiegnie z pewnością długa, jasna, prosta,
Szeroka jak morze Trasa Łazienkowska,
I z brzegiem zepnie drugi brzeg,
Na którym twój ojciec biegł.
Komentarzy: 5
Ścieżka 93 Do przodu
2010-02-11
Szum wokół Terrego przebrzmiał czyli czas na jedyne słuszną ocenę sytuacji czyli głos zabierze er.
Nie lubiłem go od zawsze. Nie podobał mi się z twarzy i z gry. Wszak to angol, a nawet kapitan angoli a z angolami zawsze nam pod górę i wieczna kosa. Dodatkowo na co dzień reprezentuje Chelsea, a nawet jest jej kapitanem, a Chelsea nie lubię tak że aż strach. Czy raczej uściślając był był kapitanem. Nosio mnie jednak znowu nie zawiódł i wyczuwałem śmierdziela na odległość.
Jednak w tej sprawie to nie jestem tak jednoznacznie przeciw. Fakty są faktami. Wydymał laskę kolegi z reprezentacji. Jest mężem i ojcem, w zeszłym roku nadano mu nawet w UK chlubny tytuł tatunia roku. Wiec taki skok w bok nie przystoi. Zresztą to podobno nie jedyny skok w bok. Ja skupiam się na razie tylko na tym ostatnim i najgłośniejszym. Więc wydymał koledze dziewczynę i to jest złe. Ale ja się pytam, pytam się ja. Siłom jom wzion. To dlaczego tylko jego tak potępiają w czasie gdy ta laska podbija cenę brukowcom. I pokazują ja w TV jak jakąś gwiazdeczkę ( zresztą jak ją zobaczyłem to się Dżonowi nie dziwie że ją bzyknął ). Niech dadzą facetowi spokój. Jak ma jakieś uczucia to i tak dyskomfort w rodzinie wystarczy mu za cała karę. Ponadto kasa jaką straci z rezygnacji sponsorów też go zaboli nie wąsko. Weźcie się natomiast za tą ździrę. Bozia nie poskąpiła jej urody a ta w taki sposób z niej korzysta? To jest nasze męskie nieszczęście jak to gdzieś kiedyś wyczytałem – my mamy 365 płodnych dni w roku. I takie ździry na tym żerują. Facet to nie kamień. Łatwo powiedzieć : Jak taki ogier to niech se fiuta zawiąże na supeł. Łatwo. Tylko jak się wówczas odlać?
Komentarzy: 3
Ścieżka 92 W miejscu
2010-02-10
W sumie to nie moja sprawa.
W sumie to nie ładnie wtrącać się w nieswoje sprawy.
W sumie to przecież nie znam wszystkich szczegółów więc moja ocena może być niesprawiedliwa.
Takie i inne rozważania zaprzątały moją głową zanim zdecydowałem się zabrać głos i poświęcić problemowi odrębną notkę. A jako że nie rozmawiam z Tobą dopóki nie napiszesz pozytywności o wiesz kim to moja wypowiedź będzie monologiem w formie kazania.
A więc słuchaj.
Jeżeli nie chcesz dać wiary w zapewnienia i przekonywania takich dwóch autorytetów jak ja i Ewa że sport może pierworodnemu pomóc. Chociaż z tym autorytetem w osobie Ewy to trochę przesadziłem. A więc jeżeli nie chcesz dać wiary w zapewnienia i przekonywania takiego autorytetu jak ja i potwierdzającym to słowom Ewy że sport może pierworodnemu pomóc ( nie jestem ci ja wprawdzie autorytetem dyplomowanym, jednakowoż nie papier przecież świadczy o mądrości a doświadczenie i praktyka) to niewątpliwie ciężko mi Cię zrozumieć. Piszesz wprawdzie że już go próbowałaś namawiać i nic nie wyszło. A może nie wyszło dlatego że właśnie TY go do tego namawiałaś. Może właśnie dlatego mu się nie podobało i była to jego forma sprzeciwu i buntu. Nie obraź się ale sadzę że nie stanowisz dla niego w tej chwili autorytetu. A spróbuj użyć do tego swoich wrodzonych kobiecych umiejętności czyli nie proponuj wprost a przebiegłością i sprytem niech mu się wydaje że to jego pomysł i decyzja. Ja myślę że każdy facet, o ile tylko jest 100% facetem, ma w sobie pierwiastek skłaniający go do rywalizacji i walki – podobno to testosteron – i musi to gdzieś rozładować. I zwykle jest to sport.
I przestań wreszcie ciągle pisać że ten to nie ten i nie tak i że leń. Sama sobie w głowie tworzysz takie obrazy. I z każdą chwilą tych obrazów jest więcej i więcej i zaczynają one dominować zaciemniając prawdziwy obraz. Zacznij myśleć pozytywnie. Nie musi to być od razu pełna odmiana. Niech to będzie jedna miła chwila zadumy dziennie i rozważanie że to jednak fajny chłopak.
Jest w trudnym okresie życia. Wzorów do naśladowania brak. Myślę że patrząc na to co się wokół niego dzieje dochodzi do wniosku że nie warto nic robić i nie ma sensu się starać. Twoje życie jest twoim życiem a jego życie jest jego życiem i tego zmieni nic. Jednak pomyśl co widzi ten młody człowiek. Brata który jest sorry za sformułowanie obciążeniem, Ciebie która się miotasz nie potrafiąc ustabilizować swoich uczuć ( to Polska to USA ), ojca który nie szanuje jego matki. I zostaje sam ze swoimi myślami. Myślę że jest smutny. Nie ma oderwania, nie ma rozrywki. Powinnaś docenić samo to że jeszcze nie wpadł w jakieś kiepskie towarzystwo albo jakiś nałóg i że się trzyma. I teraz chodzi o to by póki czas skierować jego myślenie na inne tematy. By zainteresować go czymś, bo prawdopodobnie nie ma chłopak żadnego celu, a jak nie ma celu to nie ma nic, a jak nie ma nic to się nic nie chce, a jak nic się nie chce to się nic nie robi.
A więc powtarzam użyj swojej przebiegłości i skieruj go w stronę zainteresowania sportem.
A jak się nie uda to pozostaje ostatnia moja rada. Po prostu wyślij go na hmmmmm dziwki.
Jeżeli coś napisałem źle przepraszam. Jeżeli Cię uraziłem przepraszam.
Przykro tylko czytać o tym że coś się nie układa i nie jest tak jak być powinno. A jako facet czuje się trochę odpowiedzialny za kolejnego przedstawiciela mojego gatunku, próbuję zrozumieć i pomóc. A jeżeli by się udało pomóc to radość a jeżeli jeszcze by się okazało że okazałby się wielkim sportowcem to radość podwójna.
Ja ze swojej strony podtrzymuję zaproszenie na bojo ( jak się śnieg rozpuści oczywiście ) a że martwię się tym twoim problemem niech świadczy fakt że zatrzymałem się nad nim w miejscu na swojej ścieżce.
Co miałem powiedzieć – napisałem. Przeczytasz – skorzystasz – fajnie, przeczytasz – nie skorzystasz – trudno, nie przeczytasz – nie skorzystasz – przynajmniej się pomądrzyłem.
Tak czy inaczej trzym siem.
Komentarzy: 2
Ścieżka 91 Do przodu
2010-02-08
Tak tu sobie piszemy i piszemy ale czas najwyższy przybliżyć deko swoją osobę. A więc dla wszystkich co mnie nie znają i nie czytają, co mnie nie znają ale czytają i dla tych wszystkich co mnie czytają i znają albo przynajmniej tak im się tak wydaje oto ja. Do zweryfikowania wyobrażeń lub nakreślenia zarysów dla wyobraźni. Tzn znaczy nie ja teraz ale ja za jakieś plus minus 30 lat. Okulary i kapelusz już mam.
Zostawiam też uchyloną furtkę więc jak by ktoś chciał sobie poużywać to proszę bardzo ;)
Komentarzy: 3
Ścieżka 90 Do przodu
2010-02-07
Nie możet byc. Anioł Pański z Watykanu wypadł z ramówki w publicznej i dali losowanie z PKiN. Znak czasu czyli PiS traci władzę.
Samo losowanie mało ciekawe. Trochę żal że przez najbliższe dwa lata zabraknie meczy o punkty z udziałem repry. Bo chociaż każdorazowo wkur…iali mnie niemiłosiernie to spotkanie z paroma tysiączkami naszych na stadionie to zawsze było coś. Albo w TV jak graliśmy na wyjazdach donośne „Gramy u siebie”.
Cieszę się już jednak na myśl co to będzie w 2012. Oby się udało zdążyć z tymi stadionami. Obym mógł z dumą przyznać za dwa lata że jestem Polakiem i powiedzieć „ Zobaczcie, to nasze, zbudowane własnymi rękami. Co robią te stadiony? Te stadiony odpowiadają żywotnym interesom narodu.”
Niech się zjeżdżają wszystkie zakony z Europy jak pod Grunwald i zostawiają ciężki szmal. Niech złotówy, gorzelnie, agentury łoją z nich forsę. Może nie będzie pięknie i bezpiecznie ( chociaż podobno prewencja już zaczęła się uczyć szprechać po angilskij ) ale na pewno będzie śmiesznie tzn wesoło.
A co ze sportem. Nic. Mecze mało ważne. Na ten przykład po piątkowych Faktach w TVN zobaczyłem w wiadomościach sportowych trzy informacje :
1 – Justyna Kowalczyk nie wygrała kolejnego biegu – sucha informacja,
2 – na losowanie Euro musieli zwieźć specjalne meble ( chwali się jakiś pacan ), a jakiś cieć z ochrony zapewnia o tym że będzie bezpiecznie ( taa mądrala bo wiedział że nie losują grup dla Legii ) i na koniec,
3 – Murinho zapłaci karę za obrażenie dziennikarza ileś tam kasy i choć teraz jest trenerem Interu we Włoszech pokazywali go jak paraduje w barwach Chelsea z Londynu ( Londyn - takie miasto w Anglii ).
Aha i jeszcze się zastanawiam jak Platiniego dostarczyli do kongresowej. Prawdopodobnie został spuszczony z helikoptera pode drzwi bo nie wyobrażam sobie by nie zrezygnował w ostatniej chwili z przyznania nam organizacji po tym jak by się przejechał po Emilii Plater.
A więc panowie budowniczy z narodowego kończyć picie, chować karty i brać się do roboty bo czasu mało zostało.
Kurka wodna mało czasu kurka wodna.
Ścieżka 89 Do przodu
2010-02-01
Humor mi dopisuje więc :
Zasłyszane w kościele. Podczas kazania ksiądz na podkreślenie jak to fajnie być dziadkiem opowiada taką, autentyczną historyjkę która zdarzyła się podczas procesji na Boże Ciało :
Stoi dziadzio a wokół niego gromadka pięciu / sześciu wnucząt. W pewnym momencie dziadzio mówi do maluchów : „ A teraz uklęknijcie bo idzie Pan Jezus.” Na co najmłodszy z tej gromady : „ A który to ?”
Chwali się Księżniczka ostatnio :
- Dostałam 5+.
- No to gratulacje – mówię – A za co?
- Za życiorys Mozarta. Ale mogłam dostać 6?
-Oooo. To dlaczego nie dostałaś 6?
- Bo zapomniałam jak Mozart miał na imię i napisałam Wolswagen Amadeusz Mozart.
I na koniec wspomnienie lata i pięknych dni wypełnionych rozgrywkami piłkarskiej ligi szóstek. I chociaż było to tak dawno to jeszcze teraz jak sobie wspominam i wyobrażam tamtą sytuację to uśmiech powraca na moje usta.
Było to tak. Mój dobry kolega M z którym gram w jednej drużynie i pracuję w jednej firmie przychodzi tak koło środy i mówi :
-Ale mnie żebra bolą.
- Co się stało?- pytam.
- Po meczu.
Jako że mecze gramy w niedzielę, a w poniedziałek i wtorek nic się nie żalił wydało mi się to trochę dziwne. Więc pytam:
- Ale nie pamiętam żebyś na meczu miał jakieś ostre starcie?
- Eeee tam.- odpowiada - Bo nie chciałem wam nic mówić żebyście się nie śmiali ale jak się rozgrzewałem przed meczem ( i tutaj muszę dodać że gramy na takim mini kompleksie sportowym gdzie wokół boiska jest bieżnia a za bramkami są takie duże siatki a za siatkami boiska do kosza, i jak to na boiskach do kosza stoją takie dwa duże słupy z grubej rury na których wiszą tablice do koszykówki ) a więc jak się rozgrzewałem przed meczem biegłem do bieżni i chciałem sobie skrócić drogę i biegłem przez boisko do kosza. A że w meczu który był grany przed naszym była jakaś akcja pod bramką to tak biegłem do przodu a patrzyłem się w bok.
- No i co i co? – zapytałem wyobrażając sobie już co nastąpiło.
- No i wpadłem na słup od kosza. Ale jak! Er nawet sobie nie wyobrażasz jak przywaliłem centralnie.
- Ale wyłożyłeś się na glebę?
- No nie ale żebra bolą mnie jak cholera.
Jedno jednak muszę mu przyznać. Rozegrał cały mecz i nawet nie jęknął.
Ścieżka 88 Do przodu
2010-01-31
Wiadomości sportowe czyli echa stadionów / hal.
Magneniu wiesz że prowokujesz mnie do pisania? Twój ostatni komentarz muszę przyznać był nieco irytujący. Ale tłumaczę to tylko twoją nieznajomością ducha prawdziwego sportu. Ja też rozumiem że można mieć gorszy dzień i przegrać. Sam nie raz taki dzień miałem i przegrywałem. Jednak jak się daje dupy po to by coś zyskać to mi się to już nie podoba. A niech mówią co chcą ale ja swoje wiem. Nasi dali dupy czy jak kto woli podłożyli się żabojadom by dzięki temu mieć zagwarantowane uczestnictwo w następnych zawodach rangi mistrzowskiej których żabojady będą gospodarzami. Przebieg tamtego meczu był dla mnie jasny i irytujący właśnie dla tego. Bo dali dupy. A tego w sporcie nie lubię. Taka polityka. Teraz odpuścimy ale za to zyskamy. A że tak jak w życiu, tego nie wymydlisz, to teraz zebrali co zasiali. Zostali bez medalu. Ciekaw również jestem co po meczu z żabojadami pisała hiszpańska prasa. Przed meczem pełno było u nas pisania jak to w Hiszpanii liczą na Polskę. Nikt natomiast jakoś nie przytaczał komentarzy z Hiszpanii po meczu. Jednak myślę że nie były zbyt przychylne i przy następnej okazji jak będziemy grali z Hiszpanami to ta sprawa u nich wypłynie. Było nie było u mnie niesmak pozostał.
Z boisk piłkarskich to ostatnio w Cafe Futbol posłuchałem co trener Śląska Wrocław ma do powiedzenia na temat niejakiego pana G ( żeby było zabawniej nazwijmy go punkt G ). Sprawa dotyczyła tego że rzeczony punkt G podpisał kontrakt z warszawską Polonią który zacznie obowiązywać dopiero po wygaśnięciu kontraktu ze Śląskiem czyli za pół roku. I teraz nie wiedzą w sumie dla kogo tak rzeczywiście / uczciwie będzie punkt G grał? Jedna wypowiedź trenera jednak uderzyła mnie najbardziej, cytuję : Nie wiem co skusiło punkt G do zmiany klubu. Na pewno nie była to kwestia pieniędzy bo z tego co wiem to różnica w kontrakcie wynosiła jakieś grosze, jakieś pięć – sześć tysięcy …… Podkreślam jakieś grosze, jakieś pięć – sześć tysięcy . Dla mnie tekst miesiąca. Grosze dla piłkarza naszej obsranej ligi – pięć sześć tysia PLN.
Mój pogląd na sport przegrywa w konfrontacji z kasą i polityką. To już nie sport.
Ja kocham taki sport o jakim opowiadał niejaki pan Bawolik w serialu „ Dom”. Ale to już było i nie wróci więcej. Teraz jest polityka i kasa.
Komentarzy: 3
Ścieżka 87 Do przodu
2010-01-29
Na Paulo Coelho nie trafiłem przypadkiem przeglądając książki w EPIK-u. Trafiłem zainspirowany szczególnym swego czasu zamieszaniem wokół „Alchemika”. I chociaż „Alchemika” przeczytałem również, to pierwszą książką tego autora którą zaliczyłem było „Jedenaście minut”. Swoją drogą dużo lepszą od „Alchemika”.
Ale nie o tem żem chciał.
Chciał żem o tem że zaciekawiony twórczością Paulo zacząłem odnajdywać w różnych miejscach jego twórczość. I z tego wszystkiego co wpadało mi przed oczy najbardziej polubiłem krótkie historyjki z morałem. Oto jedna z nich, powtórzona niestety moimi słowami, która bardzo przypadła mi do gustu.
A więc : Za morzami za lasami….. dobra żartowałem to nie tak.
To było coś takiego:
Szedł sobie raz wielki i sławny Mistrz a wieść o jego magicznych umiejętnościach wyprzedzała go tak że wszędzie gdzie zaszedł miał wielkie poważanie. Szedł raz brzegiem rzeki nad którą mieszkało trzech pobożnych mnichów. Ci na wieść, że będzie koło nich przechodził, postanowili go do siebie zaprosić by pomógł im zgłębiać tajniki życia. Mistrz trochę się wzbraniał, jednak ostatecznie pozostał z nimi kilka dni, udzielając im rad oraz nauczając jak się modlić by osiągnąć najwyższe wtajemniczenie. Poszedł dalej i nie było go parę lat. Kiedy wreszcie wracał z powrotem tą samą drogą, ujrzał jak po wodzie, z drugiego brzegu rzeki biegną do niego ci trzej mnisi wołając do niego by się zatrzymał u nich ponownie bo oni przez ten czas już zapomnieli czego ich uczył i jak się mają modlić. Mistrz popatrzył na nich z radością i powiedział tylko że już się nie muszą niczego uczyć ani poznawać modlitw bo wszystko co potrzebne mają już w sobie.
Czego i sobie życzę.
a z innej beczki. ale mnie wczoraj szczypiorniści zawiedli ! - ale przezcież nie o tem żem chciał
Komentarzy: 4
Ścieżka 86 Do przodu
2010-01-27
Zima taka że moje kłaki w nosie po pięciu minutach na powietrzu przypominają dredy.
I na kiego tak mrozi?
Wszystko na tym świecie ma swój porządek. Zaczęło się od tego że w listopadzie kupiłem sobie pierwszą w życiu czapkę! Przeczucie? Prorok? Potem zakupiłem nowe obuwie zimowe. Przeczucie? Prorok? Jakaś siła niewidzialna tknęła mnie bym się na tę zimę dobrze przygotował.
Ale na kiego tak mrozi? I w kochaną kopaną pokopać nie można.
Otóż po to bym się wykurował. Bym zaleczył swoje poobijane i ponaciągane mięsnie, wykurował poskręcane stawy, odpoczął i odetchnął. Bo czyż coś innego jak nie metrowe zaspy i trzydziestodniowy mróz byłoby w stanie wygonić mnie z boiska? Nie! A tak już 1,5 miesiąca siedzę na tyłku i żadnego grania, żadnego biegania. Obrastam tłuszczem i jest mnie czyli słodkiego ciałka do kochania coraz więcej. I nic mnie nie boli, nic nie uwiera, nic mi nie skrzypi, nic mi nie rypi, nic mi nie stuka, nic mi nie puka. Nie kuleję, nie stękam. Chodzę wyprostowany, śpię na dowolnym boku.
Dziękuję Ci zatem naturo kochana że tak o mnie zadbałaś. Przygotowałaś do zimy, by zadbać o moje zdrowie, bym na wiosnę mógł wybiec na zieloną polanę w pełni sprawny i spragniony grania jak pies ru….nia.
A że inni przy okazji cierpią i marzną. No cóż. A że na odśnieżanie i walkę z zimą poszły miliony. No cóż. Moje dobro najważniejsze. Ich pech że żyją w tym samym czasie i miejscu co ja. Zdrowie warte każdych pieniędzy a w szczególności moje zdrowie.
Ale wyobrażam sobie jakie to będę miał zaxwasy jak to się wreszcie rozpuści.
Komentarzy: 7
Ścieżka 85 W miejscu
2010-01-24
Zaprawdę powiadam, powiadam zaprawdę że nie rozumiem. Objąć umysłem nie potrafię. Rozmyślam, jednakowoż odpowiedzi nie odnajduję i nie wiem. Nie wiem czemuż to dobry Bóg nie postawił jak dotąd na ścieżkach moich niewiasty cnotliwej i czystej? Dlaczego przy wszystkich jakie napotkałem ( i tych urodziwych i tych urodą nie grzeszących ) zjawiał się zawsze ten który mówił : „ Tak, zeszmaciłem ją”. I zostawiał po sobie gorące ostrze, ostrze które przebijało serce me, które paliło ogniem
piekielnym. I zaprawdę nienawiść wielką odczuwałem do niego. Rzec mu chciałem prosto w twarz : „ Ty skurwysynu, obyś się nie narodził nigdy”. Zostawiał jednak też po sobie ten cień. Ten cień który ciągnął się za nią, cień którego rozświetlić nie potrafiłem.
Jaki plan ma Dobry Bóg, czego nauczyć mnie chce, co ukazać? Czy nauczyć miłości bez granicznej, czy życia dniem powszednim, czy umiejętności wybaczenia i zapominania?
Dobry Boże. Ja chciałem tylko spotkać Anioła. Spotkać i przekonać się że ideał istnieje, że człowiek i życie jego może być doskonałe.
Czy chcesz bym marsz mój wiary pełen po ścieżkach moich wstrzymał? Czy chcesz bym postawę moją prostą pochyliłł, bym nogi me zgiął w kolanach i padł przed Tobą? Czy chcesz bym wzrok mój hardy i śmiały opuścił? A więc proszę. Oto jestem. Przyoblekam się w wór pątniczy a uśmiech i radość znikają z ust i serca mojego. I niech zalewa mnie potop pytań na które odpowiadam milczeniem : ”Dlaczegóż to smutną mam twarz”. Smutną i tęsknoty pełną za niewiastą cnotliwą i czystą.
Wiesz co Dobry Boże. Czekam chwili gdy dane mi będzie stanąć przed Tobą i spojrzeć Ci w oczy ze wzrokiem łez pełnych. Ze wzrokiem pytającym: ” Dlaczego”?
Czy radość moja i szczęście są Ci tak niemiłe? Czy spełnienie pragnienia mojego tak trudne?
Wiarę moją chcesz złamać czy doświadczyć?
Zaprawdę powiadam, powiadam zaprawdę że nie rozumiem.
Ścieżka 84 Do przodu
2010-01-23
Im dłużej przyglądam się piłkarzom ręcznym tym bardziej nienawidzę piłkarzy nożnych. Nie piłki nożne, a piłkarzy.
Ręczni dostają po mordzie, padają na ryj na parkiet. Szmala obijają piłką wszędzie, a ten się jeszcze cieszy ( a że przyjęcie takiej pół kilowej piłki co leci z prędkością do 90 km/ha na ciało do przyjemnych nie należy nikomu chyba tłumaczyć nie trzeba ) No i grają, nie płaczą, wstają i wygrywają. Nikt nie marudzi że paluszek i główka. A nożni? Nożni padają sobie na trawkę, przy najmniejszym dotknięciu zwijają się z bólu. Jak patrzę nieraz w zbliżeniach na ich twarze to wyglądają jakby zaraz mieli urodzić. I masażysta i lekarz zaraz do nich lecą, i lód na nóżkę, a to jeszcze skurcz, ooojjjoj ale boli. Teatralne, spektakularne upadki to w nożnej umiejętność bez której grać i wygrać się nie da.
U ręcznych nieraz jest taki kipisz że człowiek nie wie czyja ręka, czyja noga. Ale po gwizdku wszyscy wstają i gra rozpoczyna się od nowa. Nie trzeba nikogo znosić.
U nożnych tatuaż na tatuażu. U ręcznych nie widziałem żadnego. Ręczni nie muszą udowadniać dziarami na ciele jacy to są twardzi.
Oglądałem ostatnio Futbol Cafe na Polsacie. Byli bracia Żewłakowowie. Kapitan naszej nożnej narodowej jak z żurnala. Barbiowy Ken to przy nim ćwok. Nasz garniturek, but prosto z Paryża zarościk trzydniowy, włoski nażelowane elegancko.
Tą łapę dam sobie obciąć, tą łapę, że w takiej samej sytuacji taki np.: Jurasik albo Siódmiak nie odwaliliby się jak szczur na otwarcie.
Tak mam tych naszych kopaczy dość że aż strach. Metroseksualni w dupę kopani.
A Henry, Francuz a czarny, łapie piłkę łapą po czym żabojady strzelają gola na wagę awansu do RPA. I się cieszą jakby nigdy nic. Cicho sza. A sędzia to przyklepuje, komisja FIFA decyzji nie zmienia i jest wszystko OK.
Jeszcze mi ten futbol obrzydzą i dopiero będzie.
Na szczęście zostaje mi jeszcze granie podwórkowe gdzie walka idzie na całego i uczciwie, jak u ręcznych.
No i oczywiście jest angielska. Tam się jeszcze gra tak jak na facetów przystało. Dlatego też żaden z naszych metroseksualnych nigdy tam nie wystąpił, nie mówiąc już o tym by zrobił jakąś tam karierę.
Się chyba przerzucę na dobre na snookera. Cicho, ciepło i przyjemnie. Bez ściemniania, uczciwie i profesjonalnie. Sam niestety nie gram ale popatrzeć uwielbiam.
I to jest słuszna koncepcja : w nożną gram – snookera oglądam.
I tego się kochany trzymaj.
Komentarzy: 4
Ścieżka 83 Do przodu
2010-01-21
Moja marzenia? Jakie są?
Ci co mnie znają i czytają powiedzą bez zastanowienia : ZNALEŹĆ PIEKNĄ !
Tak. Ale jeszcze, oprócz tego, by wyśmienicie w piłkę kopać, i widzieć, być na stadionie gdy nasi będą zdobywać championat w 2012, i mieć syna i zasadzić drzewo, i zaliczyć wszystkie piękne .................. plaże świata.
I jedno takie jeszcze mam. Trochę przerażające ale mam.
Wiadomości jako takich i nie oglądam i nie czytam Staram się tego unikać bo jak się tak człowiek napatrzy na te ludzkie cierpienia pełne niesprawiedliwości to żyć się odechciewa.
Jest taki film. Bodajże „ Prywatne śledztwo” w którym to główny bohater grany przez Romana Wilhelmi traci w wypadku samochodowym, który sam przeżywa, żonę i dwójkę dzieci. Sprawca wypadku ucieka z miejsca zdarzenie nie udzielając jego rodzinie pomocy. Odnalezienie sprawcy staje się następnie obsesją głównego bohatera. W międzyczasie jego najlepszy kolega przemierza drogi wymierzając sprawiedliwość w napotkanych, podobnych przypadkach.
I bycie właśnie takim gościem to takie moje marzenie. Jeździć po kraju i wymierzać sprawiedliwość tym którzy na to „zasłużyli”. Jasne że nie moja to sprawa wymierzać tą sprawiedliwość. Są od tego Siły Wyższe. Jednak szlag mnie trafia jak patrzę na szyderczy uśmiech sprawcy ludzkiego cierpienia który nie ponosi żadnej kary. Aż się chce zadać mu ból, by poczuł, by też poczuł jak to jest. Tym wszystkim cwaniaczkom, oszuścikom dla których prawo i krzywda ludzka nie mają znaczenia. Gwałcicielom, pedofilom, naciągaczom, złośliwcom, sadystom.
Obciąć palucha, wyłupać oko, zmiażdżyć jaja, wyrwać jęzor.
Uggrrrr. Aż sam się wzdrygnąłem jak przeczytałem co napisałem.
Komentarzy: 4
Ścieżka 82 Do przodu
2010-01-19
Na pytanie jak przełamać hegemonię Kenijczyków w biegach długodystansowych odpowiedział podobno ktoś mądry że :
1 MacDonalds musi zainwestować w Kenii,
2 Sony musi wprowadzić program konsola playstation dla każdego młodego Kenijczyka.
Jak sięgnę pamięcią w zamierzchłe czasy to widzę siebie i swoich kolegów jak gramy w piłkę. Wszędzie. Gdzie się da. Każdy wolny kawałek trawnika, dziurawego betonu był dobry. A bramki? Cztery tornistry i dwie bramki gotowe. Żaden problem. Problemem mogła być tylko sama piłka. Ale tę nosiło się ze sobą. Podartą, starą, połataną zawsze jakąś ktoś tam miał. I jakie to były mecze. Jakie zacięte, jakie emocjonujące.
I grało się we wszystko. Czy teraz ktoś z małolatów jest w stanie zagrać na podwórku przed blokie w dwa ognie? Albo która z dziewczynek skacze przez skakankę, albo czy grają w jak to się chyba nazwało „gumę”? I były inne zabawy w których ruch był podstawą. W berka, w chowanego, w podchody, w klasy itp.
I za tamtych czasów nasza piłka, chociaż biedna, zacofana, skorumpowana to jakoś w świecie stała. Bo czy osiągnięcia drużyn Górskiego czy Piechniczka nie opierały się właśnie na takich fascynatach? Liczyła się gra.
A co mamy teraz? „Nasi” pojechali na puchar króla i w pierwszym meczu przegrali z Duńczykami. Żal było patrzeć w drugiej połowie na ich brak zaangażowania. Młodzi chłopcy, a bez ambicji.
Buduje się teraz te nowe sztuczne nawierzchnie i dobrze. Ale kto na nich gra. Odboje tacy jak ja. Małolaty siedzą przed komputerami, przed telewizorami wtranżalając Big Macki. A jak już któregoś rodzice przekonają do sportu to liczy się tylko poziom wręcz zawodowy. Wszystko musi być z górnej półki. Sprzęt, boisko, sędziowie szatnie itd. bo jak nie to traci się zapał do grania. A czy miał to wszystko Edson Arantes do Nascimento? Nie. A został wielkim piłkarzem.
Nasz srebrny skandalista z Barcelony wrócił z Danii do Polski. Przygarnęła go ostatnia w naszej pseudo ekstraklasie Odra. Pewnie nieźle zarobił na tej książce bo zgodził się podobno na marne 25 tysia. W Wodzisławiu twierdzą że i tak nie będzie to
najlepiej zarabiający u nich piłkarz. Szlag mnie trafia. Za co? To paranoja. Nic nie grają, liga to dno a oni kasują taka kasę. Nic dziwnego że im się później na reprezentacji nic nie chce.
Widziałem kiedyś rekrutację do gimnazjum, do klasy z profilem piłka nożna. Nawet nie wyobrażałem sobie że ci młodzi chłopcy mogą przykładać tak wielką wagę do fryzury. Tu egzamin sprawnościowy a oni, jeden w drugiego uczesanie prosto z żurnala które trzeba co krok porawiać. I to ma być nasza przyszłość na 2012? Boję się.
Kiepsko to wygląda. Franz dał sobie wcisnąć nie swój sztab. Jego piłkarze, znani dotąd z tego że walczą do upadłego przesadzając nierzadko losy meczu na swoją korzyść w ostatnich minutach, teraz wychodzą na druga połowę bez chęci walki.
Reprezentanci kraju, z orzełkiem na piersi, nie pokazują nic. Czarno to widzę. Nie chciałbym być złym prorokiem ale nie widzę szansy polepszenia dopóki, dopóty nasz rząd nie wprowadzi odgórnie dekretu o zakazie działalności MacDonaldsa w Polsce i nie zakarze sprzedaży konsol do gier. No chyba że nie chcemy jako kraj mieć wyników sportowych na olimpiadach czy mistrzostwach.
Małyszomanii nigdy nie uległem. Podziwiałem Adama za rezultaty, osiągnął wiele. Gdzie jest jednak teraz jego blask. Czy nie skończył się wraz z angażem do reklam?
I dlaczego tak mało mówi się teraz o pani Justynie Kowalczyk? Wspaniała kobieta. Zdominowała biegi, jest najlepsza a Kowalczykomanii nie ma? I te jej zwycięstwa. Jak zawodnik pada za linią mety bez sił to ja wiem że walczył, że zrobił wszystko co tylko mógł by wygrać. I to podziwiam. Ten wysiłek, ten trud i ambicję. I w reklamach nie występuje.
I niech mi dzisiaj szczypiorniści nie wygrają ze szkopami to nie wiem co zrobię!
Komentarzy: 7
Ścieżka 81 Do przodu
2010-01-17
Aaaa Beee Beee Aaaa czarne białe białe czarne Aaaa Beee Beee Aaaa czarne białe białe czarne Aaaa Beee Beee Aaaa czarne białe białe czarne Aaaa Beee Beee Aaaa czarne białe białe czarne Aaaa Beee Beee Aaaa czarne białe białe czarne Aaaa Beee Beee Aaaa czarne białe białe czarne
Ten poczontek to tylko taka zasłona dymna.
Komu jednak udało się jom przejść pozna demona który dzisiaj zawładnoł moją duszą. Pomarańczowego demona.
Na Ukrainie wybory a mną zawładnęła pomarańczowa rewolucja.
Pomarańczowy sen. Miałem pomarańczowy sen. Budzę się. Otwieram oczy. Staram się pozbierać. Co dzisiaj jest, jaki dzień, co na dzisiaj zaplanowane? Jakoś ciężko to idzie. Myśli krąrzą wokuł pomarańczy. Jeszcze mam resztki pomarańczowego snu w pamięci, a fizycznym tego dowodem jest prosty Big Ben. Wstaję. Ciężkim krokiem udaję się do łazienki. Przemywam twarz i spoglądam w lustro. Nie widzę w nim siebie , widzę wielką pomarańczę.
Śniadanie jem ale myślę o pomarańczy. Wyglądam przez okno. Pomarańczowy śnieg? Dziwne. Rzeby nie mysleć o pomarańczy włonczam telewizor. Ale tam tylko pomarańczowe programy z czerwonym kułeczkiem w prawym górnym rogu ekranu. Pżeżucam się na gazetę. Jedak tu też to samo. Pomarańczowe ogłoszenia, wszędzie pomarańczowe ogłoszenia. 150 pln za kilo pmarańczy. Drogo to czy tanio? Dzisiaj jestem w stanie zapłacić karzde pieniondze za pomarańcze. Odkładam gazete. Ostatnia deska ratunku to internet. Odpalam. Jednak tutaj tez to samo. Same strony z dziwnym pytaniem : Czy mam ukończone 18 lat? O co chodzi? Trzeba to wszystko zostawić i wyjść na dwór. Idę po pomarańczowym sniegu. Mijam ludzi. Czy im się przyglądam, czy oceniam? Nie. Ja się zastanawiam czy jedli dzisiaj pomarańcze. Mam pomarańczowy głód. I w pracy myślę o pomarańczach. Lampię się w monitor na literki i cyferki a one układaja się w piękną, soczystą pomarańczę. Niektórzy, myślę, to maja tak dobrze że mogą jeść pomarańcze w pracy.
Wracam do domu. W lodówce mam jeszcze trochę pomarańczowego soku. Tylko że nie jest to taki prawdziwy sok o którym myślę, który mógłby ugasić moje pragnienie. Ten jest sztuczny. Konserwowany benzosanem, emulgatorom i zawiera E13 i F05. Piję i niestety nie pomaga. Potrzebuję prawdziwej pomarańczy.
Dziwne to trochę. Ale pomarańcza = bzykanie, ciupcianie, bara bara, riki tiki.
Wiem nawaliłem trochę błędów/byków. Jestem rozkojarzony.
Przesadziłem też trochę z tą telewizją. Oprócz pomarańczowych programów był też mecz. Oczywiście „nasi” „reprezentanci” przegrali. Ale to już temat na zupełnie inny temat kturym zajmę się puźniej.
O ile uporam się z mechaniczną pomarańczą
Komentarzy: 5
Ścieżka 80 Do przodu
2010-01-16
O pogodzie.
O pogodzie dlatego że:
po pierwsze primo dlatego że w zaistniałych warunkach atmosferycznych trudno rozmawiać o czemś innem,
po drugie primo bo jak się nie ma o czem gadać, a ja nie mam, to się gada o pogodzie,
po trzecie primo bo zawsze się tak zastanawiam jaka to pogoda była o tej samej porze rok temu, a że pamięć mam krótką i z reguły nie pamiętam, więc tera se napiszę ku pamięci a za rok będę miał jak znalazł.
A więc, wiem magneniu, nie zaczyna się od a więc, ale ja zaczynam.
A więc jesień tego czyli tamtego roku była piękna. Rzekłbym że chwilami przecudna. Tak, że momentami miałem nawet takie lekkie zajawki że to najpiękniejsza pora roku. Chyba się starzeję. Było ciepło. Oczywiście nie tak ciepło jak u Moniki która doprowadzała mnie do szewskiej pasji opowiadając jak to u niej w Marsylji jesio się kąpali w morje w połowie listopada. Ech ta to se zorganizowała życie na starość.
Wracając nad Wisłę, to jesio w pierwszym tygodniu grudnia gralim w futboł na dworje. Niestety tak kole połowy ostatniego miesiąca roku trochę podmroziło i się gra skończyła. Założenia były takie że potrzyma tydzień, dwa i się zima skończy. Zaklepaliśmy sobie sztuczną trawę i z salą daliśmy spokój. I tutaj niestety spotkała nas przykra, natomiast wszystkich lubiących sporty zimowe miła, niespodzianka, Jakoś tydzień przed świętami nawaliło śniegu. Mróz był słabszy i już tak nie trzymało. A to padał deszcz, a to śnieg, a to deszcz ze śniegiem. Na święta było szaro, śnieg się rozpuścił cały, i bożonarodzeniową atmosferę, przynajmniej tą za oknem, szlag trafił. Sypnęło za to po świętach i na Sylwka było biało i zimno brrrrrr. Główne uderzenie zimy nastąpiło za to w drugim i trzecim tygodniu stycznia. Najpierw nawaliło śniegu. Zaspy jakich najstarsi erowie nie pamiętają. Po ulicach, po chodnikach nie da się jeździć, nie da się chodzić. Potem zaczęło mrozić. Zima pełną gębą. I co będzie dali?
A w piłę grać się nie da.
A tu zapowiadają i śnieg i mróz.
Komentarzy: 5
Ścieżka 79 Do przodu
2010-01-11
Twierdzą niektórzy że jestem sknerą. I najgorsze że nawet Ci bliscy mi ludzie.
Może i tak to wygląda. I może jest w tym część prawdy. Jestem sknera, nie lubię wydawać kasy na duperele.
Fakt. Bardzo lubię i cenie Szkotów i Szkocję jednak nie za ich przysłowiowe skąpstwo.
Fakt. Wałek do ciasta nie służy mi jak sama nazwa wskazuje do ciasta, nie służy mi nawet jak to się nieraz zdarza do ataków przemocy ale raczej do wyciskania resztek pasty z tubki.
I lubię wszystko wykorzystać do ostatniej kropelki do ostatniego okruszka.
Jednak robię to nie tylko ze względu na swoje sknerstwo i skąpstwo.
Robię to przede wszystkim z innego względu. Bo kiedy tak sobie pomyślę ile osób na świecie nie ma tej kropelki, tego okruszka to mi szkoda. To czuję się trochę nie uczciwy w stosunku do tych ludzi. Do tych braci i sióstr którym nie jest dane mieć dostęp do tego co ja mam na wyciągnięcie reki. I szlag mnie trafia jak niesprawny kran kapie kap, kap, kap albo jak o zgrozo jest nie dokręcony do końca. Tyle wody, tyle życiodajnej, świętej wody leci na marne do ścieku. Szlag mnie trafia jak widzę jak się wyrzuca żywność. Tak po prostu. Ciach i do śmieci.
Dlatego też staram się podchodzić do każdej rzeczy z takim szacunkiem z jakim podchodzili by do niej ludzie biedni.
A dla niektórych to jest sknerstwo.
I już.
U mnie jest tak że :
Jak się ma zmarnować trzeba zjeść i odchorować.
I wybudowali tą największą wieżę na świecie a ja się zastanawiam na hu…. mi ta wieża. Można było tą kasę dużo lepiej zainwestować. Albo włożyć na lokatę a za odsetki wybudować szkołę w Afryce.
A i tak nie zbudują większych budowli niż te które stworzyła Matka Natura.
Komentarzy: 11
Ścieżka 78 Do przodu
2010-01-09
Jestem deko wkurw….rzony. Jestem deko zdenerwowany . Jestem deko poirytowany.
A zarazem jestem deko zniesmaczony.
A czym że to?
A tym co przeczytałem na jednym z blogów ( takim co go czytam regularnie ). Zresztą to nie pierwsza notka tego typu na tym blogu. I pomyśleć że swego czasu proponowałem autorkę tego bloga na prezydenta.
Jasne. Pewnie powie że to tak dla wywołania ogólnonarodowej dyskusji na temat roli kobiety / żony w naszym polskim społeczeństwie. Sęk w tym że podobne głosy docierają coraz częściej z różnych miejsc.
A ja się zaczynam zastanawiać. Czemóż że to, ta rola żony jest tak coraz bardziej kobietom obmierzła?
Pranie, prasowanie, gotowanie, sprzątanie. Tak to was męczy? A facet w tym czasie leży i dłubie w nosie!
Dobra. Weźmiemy się, my mężczyźni do roboty. Zaczniemy prać, prasować, gotować i sprzątać. A że w przyrodzie jest tak że gatunki zacofane bardzo szybko muszą się przystosowywać do zaistniałych warunków by przeżyć, więc jako gatunek stojący niżej w ewolucji nauczyć się musimy, i nauczymy tego.
Tylko do czego będziecie nam wówczas potrzebne?
A więc dobra. Łachy bez.
Nie róbcie nic. Strójcie się w piórka. Ćwiczcie nogi, uda, pośladki. Walczcie z celulitem. Hodujcie trzy-centymetrowe tazury. Farbujcie sobie włoski. Odchudzajcie się i dbajcie o linię. Róbcie się na miss world i opowiadajcie potem na scenie że chcecie nawodnić pustynie, walczyć z głodem na świecie i ratować misie jogi tzn. Panda.
I nie róbcie nic. Łachy bez.
My zrobimy sobie sami. Tylko kto wam naprawi kran, wyboruje dziurę w ścianie nośnej by zawiesić obrazek, zmieni koło, odkręci filtr w pralce, przyklei odpadającą płytkę w łazience, wtarga worek ziemniaków na trzecie piętro. Bo skoro będziemy umieli i prać i prasować i gotować i sprzątać to po co nam będą żony. Dwa radia ( w tym jedno prawdziwe) trajkoczące non stop to za dużo.
No dobra. Jest jedna rzecz do której będziecie nam potrzebne. Oczywiście do sexu. Ale wiecie co to wtedy będzie : kurestwo. Tak. A więc róbcie tak dalej a staniecie się po prostu przepraszam za wyrażenie kurwami. A i tak nie wiem czy dacie radę w konkurencji z zawodowymi dziwkami.
Ja tam wiem swoje. Nic nie przebije sernika mojej babci ani pomidorowej mojej mamy.
Twierdzenie że rolą żony jest to pranie, to prasowanie, to gotowanie, to sprzątanie i że jest to uwłaczające jej godności uważam za głupie. Może jestem staroświecki, może zacofany ale myślę że są to czynności związane z domem i bardziej przynależne kobiecie. Jasne że kiedyś to było inaczej. Zgadzam się że faceci powinni jak najbardziej włączyć się kobietom do pomocy. Ale nie lamentujcie tak jakie to jesteście upodlone i wykorzystywane. Jesteście potrzebne do tych wszystkich spraw i za to was kochamy, podziwiamy i cenimy.
Taką mam koncepcję. I jest to jedynie słuszna koncepcja więc zastrzegam prawo komentarzowania. Od koncepcji to tu jestem JA.
Tom się rozpisał a i tak nie wszystko co chciałem.
Co miałem powiedzieć – napisałem. A teraz muszę się oddalić bo mam bardzo ważnego gościa – pana etranżera.
Ścieżka 77 Do przodu
2010-01-08
Chcę zaliczyć je wszystkie.
Chcę mieć je wszystkie na koncie.
I te chłodne, i te ciepłe, i te gorące.
I te suche, i te wilgotne.
I te w karnacji ciemnej, i te w karnacji jasnej.
Chcę na nich leżeć, chcę się na nich wylegiwać.
Chcę się do nich przytulać.
Chcę czuć ich ciepło i czuć ich chłód.
Chcę słuchać ich ciszy i słuchać ich szeptu.
Takie mam marzenie.
Zaliczyć je wszystkie.
Wszystkie piękne plaże świata.
Komentarzy: 7
Ścieżka 76 Do przodu
2010-01-06
Jadę ci ja se tramwajem linii 35 Marszałkowską w stronę centruma. Patrzę ci ja se tempo przez okno. Tramwaj to się zatrzymuje to rusza. Dojeżdża do przystanku przy Świętokrzyskiej. Jako że łapie go czerwone światło stoi tam dłużej. Mam więc czas pogapić się na drugą stronę ulicy na kebaby. Bodajże Ali Baba i Doner, tak się chyba nazywają. Często tam bywam. Patrzę. Mało ludzi. Wiadomo, zima więc nie ma ruchu, takie są odwieczne prawa natury jak jest zima to musi być zimno. Na dodatek jak podnieśli ceny to kupujących też trochę przetrzebiło. Sam wiem po sobie. Cwaniaki. Obrót ten sam a roboty mniej. No więc siedzę i patrzę. Na myśl przychodzą mi wspomnienia z dawnych lat kiedy kolejka była tam pięć razy dłuższa a co chwilę podjeżdżały nowe samochody z klientami, tak że nie było gdzie zaparkować. A teraz proszę. Podjeżdża Merc klasy A. Spokojnie, bez problemów. Od strony pasażera wysiada dziewczyna / kobieta. Ubrana normalnie. Niczym szczególnym się nie wyróżnia. Elegancko ale bez ekstrawagancji. Żaden tam borciusz czy lafirynda. Wysiada i rusza do przodu. Jednak po zrobieniu trzech kroków zatrzymuje się, odwraca i najwyraźniej na kogoś czeka. Po chwili od strony kierowcy wysiada facet. Też zwykły gość. Porządny i schludny. Coś tam jeszcze przez moment majstruje przy drzwiach i podchodzi do oczekującej dziewczyny. Ech, to se przyjechali na żarełko, myślę z zazdrością, przełykając ślinkę. Ciekawe jakie wezmą? On pewnie na grubym na ostro, a ona pewnie pitę z sosem łagodnym. Ruszają razem do przodu. Ale zaraz zaraz. Gdzie oni idą? Odbijają w bok. To nie na kebabik? O matko! Oni Idą do sex shopu! Jest tam taki obok niepozorny, dyskretny ale wygląda ekskluzywnie. Nie tam żadne barachło z wielkim neonem i czerwonym napisem nad drzwiami. Parę razy jak czekałem w kolejce to się z nudów gapiłem w jego kierunku. Żadnych sprośności na wystawie nie zauważyłem.
No i, o zgrozo, weszli. W biały dzień ( no wprawdzie nie było widno bo o tej porze roku koło 17 to już jest ciemno, ale to jeszcze przecież dzień ), w centrum miasta, stolicy naszego pięknego kraju oni bez żenady włażą do sex shopu. Świnie. Zboczeńcy. To oburzające. To pewnie ten gość jakiś erotoman, ciąga baby po takich miejscach. Bezwstydnicy.
Tramwaj rusza. Jadę dalej. Co o tym myśleć? Czy to wypada, czy przystoi? Co o tym myśleć? Nie widziałem nigdy wcześniej pary odwiedzającej takie miejsce?
No i co?
No i to.
Kuuuurna! Ja teeeeeeż tak chcę!
Komentarzy: 7
Ścieżka 75 Do przodu
2010-01-04
Sobotę i niedzielę przełaziłem wkurwiony jak nie wiem co. I nie wiem dlaczego? Po prostu wstaję rano i już to jest. Złość. Muszę to przemyśleć. Być może jest coś z czego jeszcze nie zdaję sobie sprawy, a co drażni moja podświadomość.
Już miesiąc nie gramy w piłę. Mróz i śnieg. No cóż taki klimat. Zima jest więc musi być zimno. Na dodatek święta i związana z tym krzątanina. Ale mam nadzieję że w ten czwartek odpalimy. O rany będę miał zakwasy.
No ale nie ma tego złego. Dzięki temu deko odchamiałem i znalazłem czas na trochę kultury. Takiej kultury przez małe „k” bo to raptem wyjście do kina. I to kina też przez małe„k” bo do tych molochów z kukurydzą i coca-colą. Kurna. Nie rozumiem co ludziska maja za przyjemność z tego wpierdzielania i siorbania na seansie. Ja osobiście jak już się decyduję na kino to myślę i koncentruję się na fabule. I raczej nie pomaga mi ciągłe szuranie, szeleszczenie, mlaskanie i siorbanie. Albo te barany co nie wyłączają komórki. Kurna tyle się o tym mówi, tyle apeluje że normalny, rozumny człowiek wyłącza telefon bez zastanowienia. I siedzisz sobie w kinie i nagle za tobą dryń dryń. Jasne. Ten co odbiera telefon stwierdza oczywiście do dzwoniącego : „Sorry. Jestem w kinie”, ale pierdoli potem i tak z pięć minut o dyrdymałach. Ech. Kurna że ja taki cierpliwy jestem. Ale jak Boga kocham, jak się kiedyś wyposażę w najbardziej szeleszczącą folię, jak nabiorę butelek z gazowanym, jak nawysyłam semesów żeby dostawać odpowiedzi co kilka minut to się kurna zrewanżuję. Będę pierdział, śmierdział, flukał, stukał, mlaskał, klaskał i się wiercił.
A co do repertuaru to obejrzałem „Rewers” i „ Dom zły”. Kino dobre ale nie dla mnie. I tak już sam z siebie mam w sobie pełne przekonanie że świat jest zły, fałszywy, głupi, pełen dziwek i złodziei, pijaków i jebaków. Więc dzieła które mnie w tym przekonaniu utwierdzają raczej nie wpływają budująco na moja psychikę. Ja muszę oglądać kino z pozytywnym przesłaniem. Wiec następnym obrazem jaki zobaczę będzie „ Avatar”. Coś na moim poziomie intelektualnym :)
Podsumowując na sportowo:
Dom zły” vs „Rewers” 8:5
Komentarzy: 3
Ścieżka 74 Do przodu
2010-01-01
Najdejszła wielkopomna chwila.
No to jest. Nastał jaśnie wielmożny 2010.
Nie powiem. Wyczekiwałem go jak nigdy dotąd żadnego innego.
Już tak koło sierpnia natknąłem się przypadkiem, przeglądając dział ezoteryki w EPIK-u, na horoskop na 2009. Nie pamiętam co było tam napisane odnośnie 2009 ale pamiętam ostatnie zdanie. Mówiło ono jednoznacznie. 2010 to będzie twój czyli mój rok. Pod koniec 2009 zaczęły się pojawiać horoskopy na ten rok i w każdym, niezależnie od źródła, odnajduję potwierdzenie tamtego zdania.
Jasne. Horoskopy to być może bujda na resorach. Bzdury pisane pod publiczkę. Przeglądałem je często dla zabawy. Teraz jednak chcę, chcę bardzo, by nie były li tylko zabawą. Chcę by się spełniło. By wypełniło się słowo w nich zapisane. To ma być mój rok. Rok wielkich szans i zmian.
Niech moja wiara i nadzieja dodają mocy tym słowom. Niech szczodry Wszechświat udzieli mi wszelkich łask. Nich spełni moje marzenia. Niech nagrodzi trudy ostatnich lat, pełnych wyczekiwania i wiary w dobry omen. Nich moje modlitwy zostaną wysłuchane. Niech moje życie będzie jeszcze lepsze i przysporzy jeszcze większej szczęśliwości światu. I to będzie dobre, szczere i uczciwe.
A więc ja ER323 wstępuję na kolejną ścieżkę. Wstępuję pełen pogodnych myśli. Mam obawy. Boję się rozczarowania. Jednak nadzieja i wiara przeważa. Idę. Do przodu, do przodu, do przodu, do przodu.
I wy wszyscy, którzy jesteście odpowiednikami indiańskiego Wilka, cieszcie się wraz ze mną. Jesteśmy wybrańcami 2010 roku. Łapcie szczęście które pcha się wam pod nogi.
No bo jeżeli jesteśmy, jak to mówią, dziećmi kosmosu. Jeżeli w każdym z nas są te same pierwiastki co w gwiazdach. Jeżeli jesteśmy częścią Wszechświata to wierzę że układ planet, przychylność gwiazd, w jakiś tam, nieodgadniony sposób wpływa na to nasze ziemskie istnienie.
A wszystkim pozostałym znakom zodiaku życzę cierpliwości jeżeli jeszcze czekają na swój czas.
Najdejszła wielkopomna chwila.
Komentarzy: 8

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz