Ścieżka
169 Do przodu
2010-12-29
Już
wówczas wtedy kiedy zaprezentowały logo EURO 2012 coś mi nie
pasowało. Sam osobiście spodziewałem to się jakichś orłów,
bocianów, wierzb płaczących czy zbóż łanów szumiących. A tu
jakieś krzaczki – kwiatki. No ale co tam pomyślałem, popatrzyłem
i przyjąłem do wiadomości. Wszak to UEFA płaci więc robi co fce.
Takie czasy. Nawet mi się to późni, po pierwszym szoku, zaczęło
i podobać.
Potem
zaprezentowały maskotki. Sam osobiście spodziewałem się jakichś
orłów, bocianów, jaskółek czy wiewióreczek. No a tego co
pokazały to już moje poczucie piękna znieść nie było w stanie.
Wychowałem się wprawdzie na Bolku i Lolku jednak by robić z nich
wzór maskotek? Co to za maskotki takie dwa chłopaczki? Poczułem że
wzbiera we mnie złość i niepokój. Niepokój o to czy i jak te
całe EURO pokaże nas i nasz kraj. I na ile cała ta organizacja tej
imprezy to sprawa narodowa ( kraju w którym się odbywa ) a na ile
produkt made in from Genewa. Czy li tylko pod osłoną Polski pan
Blater nie przemyca tego co mu się w łepetynie gotuje.
Zacząłem
mniej się cieszyć z tego że to my – Polacy – mamy być
gospodarzami. I zacząłem się mniej utożsamiać z całym tym
przedsięwzięciem.
Potem
zaprezentowały imionka dla tych tam maskotek. Sam osobiście
spodziewałem to się jakichś Bolków, Lolków, Jaśków, Staśków
czy wręcz już w ostateczności Lecha i Jarka. Nic z tych rzeczy.
Nie wiem kto to wybierał i kto o tym decydował. Pewnie jacyś
burgerożercy czy macżercy ale jak na mój gust to ani to polskie
ani po polskiemu pisane. Toć to już Donald byłby bardziej nasz.
Potem
ogłosiły że będzie impreza na otwarcie. Nasze, powtarzam nasze
jury wybrało na jednego z odpowiedzialnych Pieroga. No nie. O ile
wszystkie powyższe jestem jeszcze znieść to to już za dużo jak
na moje słabe nerwy. To ten, nie powiem dosadniej, gej ma
rozdziewiczać nasz Narodowy. Naszą świątynię, nasz skarb, nasze
miejsce kultu.
Niech
wystąpi z przemówieniem jeszcze ta pani TAP MADEL i będzie ubaw na
medal.
Ale ja,
er, kibic od kolebki, który na niejednym stadionie już byłem, na
niejednym hymn śpiewałem mniej coraz radochnę mam na to wszystko.
Pójść
na mecz pewnie i pójdę ale w dupsko patrzyć będzie nieźle.
A miało
być tak pięknie. A tu co – znowu jak wszędzie – szpan,
efekciarstwo, moda, kasiora, trend i tak dalej.
A tu
jeszcze słyszę ostatnio że już jest nazwa do sprzedania za jakieś
10 baniek ( ciekaw jestem kto i ile przytuli przy okazji na boku).
Prędzej, prędzej. Pośpieszcie się Biedronki, Lidle, Blendamedy,
Cify, Alweysy, bo kwiecień coraz bliży i zaraz zaczną pisiory
nawoływać do nazwania Narodowego – kaczorem.
Ja
zwarjuję, ja zwarjuję, normalnie zwarjuję.
Komentarzy:
3
Ścieżka
168 W miejscu
2010-12-26
No
wreszcie koniec tych świąt. Już mi wystarczy tego jedzenia i tego
picia. Dwa dni. Niby tylko sobota i niedziela jednak dużo bardziej
męczące niż normalny weekend. Picie już mnie męczy. Tu jednego,
tam drugiego. Wszędzie walnij. A jak się wzbraniasz to zaraz „czy
chory”, „czy wczorajszy”, „ co nie wypijesz”. Kurna
najchętniej to siadłbym na gulkota i pojechał na te dwa dni gdzieś
w las. Wrócił po wszystkim. Ogólnie to mam jakiś kryzys. Kryzys
wiary, kryzys celu, kryzys sensu, kryzys wszystkiego. Czy to ten
wiek?
Nic mnie
nie cieszy.
Ogólnie
to jestem zmęczony światem.
Komentarzy:
7
Ścieżka
167 Do przodu
2010-12-25
To
pierwsza ale chyba nie jedyna ścieżka tylko dla mnie. Tak więc
apeluję do wszystkich i każdego z osobna by tego nie czytali. Jest
to moja prywata. Bez żadnych podtekstów i insynuacji. To tylko dla
mnie. Niech nikt tego nie czyta. To osobista notka.
Proszę
odejdź.
Nie
czytaj! To moje i tylko dla mnie!
Jeżeli
nie usłuchasz możesz się zawieść i być zdegustowany. Czytani
dalej podejmujesz na swoje ryzyko.
Natychmiast
opuść tę stronę.
A więc
odejdź.
I proszę
o usunięcie mnie z polecanych i innych takich. Chcę być
zapomniany, usunięty na dno i pominięty.
Jestem
właśnie po litrze na dwóch. Jakbym prowadził samochód
twierdziłbym uparcie : Przecież nie piłem. Ale piłem. Wiem. Może
będę tego żałował lub się wstydził ale cóż w tej chwili
piszę co czuję.
Naszła
mnie refleksja – myśl.
W
przyszłym życiu nie chcę trafić na ukrytą dupodajkę. Och nie
chcę. Ukryte są najgorsze. Chyba że się takie lubi i samemu nie
jest się lepszym. Ukryta dupodajka niczym szczególnym się nie
zdradza. Niby normalna dziewczyna. Jednak dla Ciebie, oczekującego
czegoś szczególnego jest kulą w łeb. Ty zabiegasz. Ty się
starasz. Ty żyjesz. Ty zabiegasz.
A ona
jest.
Jest
sobą i to jej prawo. Jednakże dla Ciebie oczekującego czegoś
wyjątkowego jest zwykłą szarością.
Jak ją
poznać.
Proste.
Jeżeli
jeden, jeden z jej trzech ostatnich facetów którzy ją ..... nie
kupił jej kwiatów to jest dupodajką.
I dla
Ciebie to jest porażka. Ty się starasz i zabiegasz. Hę. Ty
traktujesz jak księżniczkę i chcesz uwolnić z wieży. A to
wszystko zbędne wysiłki. A wystarczy tylko zagadać. Tylko
połechtać i masz to do czego każdy facet wcześniej czy później
dąży.
I jeżeli
na początku znajomości wiesz z kim masz przyjemność możesz sam
wybrać czy chcesz brnąć dalej czy nie. Gorzej kiedy trafisz na
taką zakamuflowaną. Liczysz na gwiazdy – dostajesz – ..... Nie
potrzebne twoje zabiegi, zbędny twój trud. Inni przedstawiciele
twego gatunku dosiągają to samo bez wysiłku i starania. Ot tak.
A jak
się później zwiążesz na dłużej to nie wiesz czy masz się
dalej starać czy : Ot tak.
I nie
chce mi się dalej pisać.
A i wiem
że faceci nie są lepsi.
Ścieżka
166 Do przodu
2010-12-25
Pomarudzić.
Pomarudzić. Oj pomarudzic.
A więc.
A więc
świąt Bożego Narodzenia to już nie za bardzo lubię. Święta te
to lubi się tylko do momentu kiedy wierzy się w św. Mikołaja.
Przynajmniej ja tak mam. A że w św. Mikołaja wierzę tak pół na
pół to i święta te tak pół na pół zniosę.
Bo
latania przed nimi że hoho. A to to. A to tamto. I chociaż w
sklepach wybór teraz nielichy i wszystkiego w bród a z kupnem
prezantów żaden problem ( nie tak jak za minionego okresu ) to
jednak to męczące jest. Latania, przeciskania się, szukania
miejsca parkingowego, ech. A do tego grudzień ma to do siebie że w
robocie kupa roboty jak nigdy w roku. Praktycznie siedzieć by można
w niej non stop. I tak. Tu robota, tam zakupy, czasu mało a chęci
dużo. Zaczyna się nerwówka.
Na
dodatek sobie zaordynowałem extra robotę na chacie więc w tym roku
jeszcze bardziej człowiek zalatany.
I
przeziębiłem się.
I jak
już te święta przychodzą i walnąłby się człowiek by odsapnąć
to nie. Trzeba pojechać po rodzinie. Wpaść do tego, odwiedzić
tamtego, zadzwonić z życzeniami do innego. Dwa dnia za mało. I
znowu na szybko.
I ta
zima. Nie mówcie mi że piękna. Ja mówię że brzydka a co się
okazuje? – na dodatek złośliwa. Bo akurat w czasie gdy i ja
byłbym w stanie znieść jej obecność ona sobie poszła
zostawiając nas z górami czarnego śniegu i błota.
Ech.
I
mógłbym tak marudzić jeszcze w nieskończoność, a Ci co mnie
znają wiedzą że dla mnie to pestka, jednak tyle wystarczy. Mimo
wszystko życzę wszystkim wszystkiego co najlepsze.
Zdrowia.
Kogoś
kochanego i kochającego obok.
Worka
pieniądzów.
I więcej
optymizmu niż ja mam.
A
poniżej ode mnie dla was kolęda.
P.S.
Podobno można zagłaskać kota na śmierć. U mnie ostatnio jest
odwrotnie. Mały zwarjował. Lata jak opętany i wszędzie pcha tą
swoją mordkę i się przymila i się ociera i wszędzie włazi.
Każdą czynność musi widzieć i w niej uczestniczyć. I ta jego
mordka. Wszędzie mordka Małego. I głaskać i głaskać i głaskać.
Normalnie już nie mam siły. Myślałem że w Wigilię powie o co mu
chodzi ale skubany nic nie powiedział. Na szczęście teraz śpi.
A i na
nikogo się nie obraziłem. Wszędzie wpadnę, wszędzie poczytam,
wszędzie popiszę tylko niech się już te święta skończą.
Komentarzy:
3
Ścieżka
165 Do przodu
2010-12-21
Niedziela.
No
dobra. Tak jak radziła Hope wziąłem ten swój, na jakiej podstawie
twierdzi że seksowny???, i poszedłem.
Wychodzę
ze św. Jana. W prawo na rynek, w lewo na plac. Idę na lewo. Achhh.
Plac Zamkowy. Tu się oddycha. Oddycha - ale nie o te pore. Teraz to
pierwszy głębszy wdech wbija się w gardło milionem ostrych
szpilek. Chowam nos w szalik AV.
Za
chwilę zamkowy zegar zabije jedenaście razy oznajmiając
dziewiętnastą.
Obok
Zygmunta stoi. Kolorowa i błyszcząca. Duża ażżżż do nieba.
Kształtna jak od ekierki. „Oooooo”, „Aaaacchhhhh”, „Uuuuuu”,
„Ale piekna” takie i inne zachwyty docierają do mnie z okoła.
Patrzę. Hmmmm. Piękna? Tak. To wyśmienity przykład na tandetę
jaka opętała święta. Święta Bożego Narodzenia. Lubię las,
nieraz i nie dwa byłem w lesie, widziałem tam choinki ale jak
pragnę zdrowia nigdy nie widziałem takiej. Tej tutaj to brakuje
jeszcze tylko żeby zaśpiewała i zatańczyła bugi ugi. Widziałem
jak ją stawiali. Widziałem też jak rozbierali zeszłoroczną i
zapewniam że był to widok o wiele przyjemniejszy i w o wiele
przyjemniejszych okolicznościach przyrody. Macham ręką, tzn nie
macham ale tak jakbym machał i ruszam dalej zadumany. O nie, co jak
co ale ja nigdy nie miałem i mieć nie zamierzam takiej sztucznej,
plastikowej substytutki. I niech mi się sypią igły, a co tam.
Jednak zapachu takiego drzewka pod którym leża prezenta nic nie
zastąpi. A i gdy kiedyś tam w maju znajdzie się jakaś zapomniana
w kąciku igiełka to też miłe. A jak uschnie całkiem to jeszcze
ogrzeje parę mieszkań.
Brrrr.
Ależ zimno. Niestety permanentny na zamkowym cug potęguje zimno.
Duje, duje wiatr grudniowy ostrą szpilką w twarz. Kulę się i idę.
Niestety zimno wciska się w każdą szczelinę. Ale kurna kaleson
nie założę jak żyję. Twardym trzeba być.
Idę w
stronę Krakowskiego. O to to ładne. Każdego roku podziwiam i pełen
szacunku jestem dla tych co tak pięknie przyozdabiają. Ile to
cierpliwości trzeba żeby tak każdą gałązkę owinąć, okręcić
latarnie. Naprawdę, ode mnie pełen szacun, ja tak bym nie mógł,
nie wytrzymał bym nerwowo. I w tym zimnie na dodatek. Robi wrażenie.
Wrażenie
robi też , i to coraz większe, zimno. Zaczynam odczuwać na dupsku
zarysowujące się pęknięcie poprzeczne. Nie no, nie dam rady. Trza
wiać doma, bo kaleson, niech skonam, nie założę. I tylko po
drodze mijam ludzi którzy spacerują niezrażeni tym chłodem. Może
dlatego że spacerują parami. Ja spacerowałem sam
Komentarzy:
9
Ścieżka
164 Do przodu
2010-12-18
No.
Jestem kochani. Biedny miś jogi babu. No. Jak tam? Tak. Brawo jasiu.
Ufff.
Zrobione. Po trzech dniach ciężkiej, dziesięciogodzinnej pracy.
Trzech dniach pracy bez wytchnienia. Z krótkimi przerwami na strawę,
krótkimi by nie marnować żadnej, nawet najmniejszej, cennej
chwili. Nadludzkim wysiłkiem i uporem – są. Są zrobione. Stoją
i wiszą nowe, błyszczące i pachnące.
Ale
kosztowało mnie to że ho ho. Każda kosteczka, każdy milimetr
kwadratowy ciała czuje teraz ile. Boli mnie wszystko. Najbardziej
plery i kręgosłup. Ten to dostał najbardziej. Jakbym teraz gdzieś
na ulicy miał znaleźć 5 złociszy to bym się chyba nie schylił.
No chyba że bym miał znaleźć dychę. No po dychę to bym się
schylił. Trwało by to pewnie dłużej i wymagało by skomplikowanej
techniki ale bym się połasił. Eeee myślę że z uwagi na swoje
niespotykane skąpstwo to i po tę piątkę też bym sięgnął tylko
dłużej bym się nad tym zastanawiał.
Samo
składanie i ustawianie nie było aż tak męczące ale już
wieszanie ( a parę ciężkich elementów trzeba było zawiesić )
bardzo. Na domiar złego praca bez silnego pomocnika jest w takich
przypadkach tragiczna. No i to rozkładanie i wynoszenie starocia. To
kursowanie tam i z powrotem z zdemontowanymi elementami. Masakra.
Ale
warto było. Nawet ten ból i wysiłek znieść. Bo właśnie teraz
czuję że jestem facetem. I właśnie to jest ta różnica i ta moja
przewaga nad babami. Żadna, nawet najmądrzejsza niewiasta nie
dałaby rady. Bo do tego trzeba krzepy i myśli technicznej. A taka
jedna z drugą jakby przy tym zaczęły jeszcze mleć ozorem na
okrągło. A omawiać najróżnijsze tematy, a to kolor śrubki, a to
rozmiar śrubokręta ( rozmiar nie jest ważny? ) a to pogodę a to
jeszcze to co kto tam kiedyś powiedział. Prędzej by się w proch
obróciło to co miałoby by zrobione.
Lubię
tak sobie dać nieraz w kość. Tak się narobić i patrzeć potem na
efekt. Patrzeć z myślą że warto było, że dałem radę.
Było
parę momentów zwątpienia. Było. A jednak po chwili załamania
przychodziła refleksja : „Co? Ja nie dam rady? Ja nie dam rady?”
i „ Albo ja! Albo one!”
Tłumaczył
mi raz ktoś że to już nie te czasy. Że teraz to do wszystkiego są
ekipy i fachowcy. I że jak tak sam wszystko robię to nie daję
zarobić tym fachowcom, a tym samym nie napędzam gospodarki. No cóż.
Nie zginie gospodarka przez jednego ambitnego era. Ja lubię sam.
Pokombinować, pomęczyć się ale stwierdzić patrząc na efekt że
to ja, SAM, ja sam, tymi ręcami.
A tera
sobie siedzę i się patrzę na swoje dzieło. PIĘKNE.
No i
tera tak po wszystkim to bym se dla rozluźnienia napiętych mięśniów
i uspokojenia skupionego umysłu ......
P.S.
I niech
błogosławiony będzie ten anonimowy wynalazca wkrętarki. Aż boję
się myśleć o ile więcej odcisków miałby moje kochane delikatne
dłonie gdybym każdą śrubkę czy wkręt miał wkręcać
własnoręcznie tradycyjnym śrubokrętem.
Aaaaa i
w moim ulubionym radiu leci reklama wiertarek i wkrętarek pewnej
znanej firmy. Reklama z puentą: „Prezent nie tylko dla niego”.
Kurna. Co to kurna ma być. Wiertarka prezentem dla babów? Kurna.
Ostatnie męskie gadżety nam bezczeszczą. Kurna. Co to kurna ma
być? Jakiś substytut wibratora? Nie no. Ja zwariuję. Ja zwariuję.
Nie no ja zwariuję. Ja zwariuję. Ja zwariuję.
Komentarzy:
11
Ścieżka
163 Do przodu
2010-12-12
Nudzi mi
się.
Nudzi mi
się.
Leżę i
gapię się w telewizor i już dłużej nie mogę. Nawet z wyra nie
wyłażę.
Za okno
okiem nie rzucam nawet z obawy, by się nie pognębić całkiem. Ale
zgnilizna.
Nudzi mi
się.
Ale może
to o dobrze że tak leżę bez sensu. Może odpocznę?
Eee nie.
Zdecydowanie lepiej by mi się wypoczywało na gulkocie lub na
starówce. Ech ta cholerna udupiająca zima.
A
wypoczynek to jest mi wskazany bo tydzień za mną męczący a i
następny nie zapowiada się lajtowo. W piątek impreza w dżefsie
była. Pojedli popili i poszli na bilard. Aaaa i kapitalna kelnerka
była w dżefsie. Nie żeby jakieś tam cudo zgrabne i śliczne,
chociaż niebrzydka, ale za to ten głos. Normalnie jak Kasia Figura.
Cuś niesamowitego. A co jak co ale głos K.F. ma bardzo
charakterystyczny i piękny. W mojej ocenie jest on jej główną
zaletą, większą nawet niż te no, jak one tam, te no, aaa, cyce.
Na
bilardzie pograli i też popili ( jednym okiem zerkałem na mecz,
nawet ciekawy był ). Suma sumarum we łepetyni mi zaszumiało i
sobota trochi sucha była. Odpocząć jednak nie było dane bo się
już wcześniej umówiłem z kolesiem na transport i ze sklepu
meblowego zwieźliśmy kupę pudeł. Ciężkie cholery były i tak
się umordowałem że pić mi się jeszcze bardziej zachciało.
Swoją
drogą dobrze mieć takiego kolesia. Przyjechał dużym wozem ( ma
firmę transportową ), pomógł dźwigać choć chory i nie wziął
za to złamanego grosza, nawet herbaty nie wypił. Myślę że gdyby
nie było takich słów jak dobry, uczynny, bezinteresowny itp. to
wystarczyłoby wypowiedzieć jego imię. A imię to: Artur. Naprawdę
świetny gość. I bardzo nie dzisiejszy z tą swoją uczynnością.
No i swoje od babów dostał. Pierwsza, jak mówi, wykończyła go
psychicznie, a druga, jak mówi, finansowo. Trzyma się jeszcze ale
widzę że coraz mniej w nim światła. Mam nadzieję że mu się
wreszcie ułoży bo wielka dla świata, no i dla mnie, byłaby to
strata. Mógłbym poradzić mu że do trzech razy sztuka jednak on
twierdzi że babów to już znać nie chce. No i gdzie mi się tu mi
równać do niego z moimi narzekaniami?
No a
wracając do tych pudeł. Leżą tu teraz wokół i patrzą. Patrzą.
Ja też leżę i też patrzę. Kto to kurna wszystko porobi? No kto?
No kto? No niestety ja biedny miś jogi babu.
To
leżymy dalej. Leżymy do jutra. Leżymy: pudła i ja.
Komentarzy:
10
Ścieżka
162 Do przodu
2010-12-02
Są tacy
którzy twierdzą że jest piękna.
Twierdzą
że jest tak baśniowo.
Zachwycają
się obrazami na szkle i milionami iskierek.
Podobno
lubi dzieci najbardziej na świecie.
Są też
i tacy którzy nawołują bym dorósł. No nie wiem jak tam ze mną
jest ale wiem że mnie nie lubi. A może lubi tylko ja nie
odwzajemniam tego chłodnego a wręcz zimnego uczucia.
Nie
lubię jej za jej krótkie dnie. Po ciemku wyszedł, po ciemku
przyszedł.
Nie
lubię jej za słone ulice ( chociaż to raczej nie jej wina ).
Nie
lubię jej za nażelowaną z pietetyzmem fryzurę targaną ciągłym
wkładaniem i zdejmowaniem grubych swetrów.
Nie
lubię jej za zaparowane oka szkiełko.
Nie
lubię jej za koniec kopaniny na trawie i tej podwórkowej i tej
„zawodowej”. I za takie mecze jak ten w Poznaniu.
Nie
lubię jej za uśpionego gulkota.
Nie
lubię jej za to że mojej ławki na starówce nie widać. A gdyby
nawet byłoby ją widać to siądnięcie na niej mogłoby się
skończyć siedzeniem przez kilka tygodni.
Nie
lubię jej za czerwonego nochala i odpadające uszy.
A do
tego jest strasznie droga w utrzymaniu ( chociaż to też raczej nie
jej wina ).
Bo
ogólnie to same kłopoty z nią, utrudnienia, opóźnienia,
niedogodności, przeciwności i inne takie.
I roboty
masa.
A na
koniec to i tak zostanie po niej masa błota i glutów do pasa.
Nie
lubię jej.
P.S.
awracając
dopoprzedniej scieżkito oczywiściete siostrzyczkimądralińskie
musiałysię powymandrzać
nodobra
dowoduże praktyczniewszystkie niemam ależe większość totak i
wtym tąnajważniejszą niestety
Komentarzy:
10
Ścieżka
161 Do przodu
2010-11-28
W latach
młodych miałem takiego jednego kolesia. Był to typ swego rodzaju
kombinatora i ignoranta. Za obraz jego osobowości niech posłuży
jego ulubione powiedzenie :
„ Po
co mi dziewczyna, po co mi żeniaczka.
Kupię
kiełbasy, będzie wpierdalaczka.”
Niech
posłuży dodatkowo jedno z jego „donośniejszych” dokonań
którym bawił towarzystwo przez kilka dobrych tygodni czyli jak to
wracając do domu ostatnim nocnym pociągiem „postawił klocka”
na środku przedziału. Ani on był piękny, ani szarmancki.
Przebywając w jego towarzystwie zawsze czułem swego rodzaju
dyskomfort a nawet odrazę. A po cóż tu o nim wspominam. Otóż był
to koleś który zaliczył praktycznie wszystkie dziewczyny w
okolicy. Działo się to przed wiekami a ja do dziś nie mogę pojąć
tego fenomenu. Czy to miał na myśli Prus pisząc: Jaka walka jest
możliwa z prawem natury, według którego suka, choćby najlepszej
rasy, nie pójdzie za lwem, ale za psem? Postaw jej całą menażerię
najszlachetniejszych zwierząt, a ona wyrzeknie się jej dla kilku
psów ... I trudno się temu dziwić, gdyż one stanowią jej
gatunek.
I pewnie
do dziś nie mogę pojąć tego fenomenu bo jak pisał Prus: Prawie
od dzieciństwa szukałem jakiejś rzeczy wielkiej i nieznanej; a
ponieważ kobiety widywałem tylko przez okulary poetów, którzy im
przesadnie pochlebiają, więc myślałem, że kobieta jest ową
rzeczą wielką i nieznana. Omyliłem się i w tym leży sekret mego
zachwiania.
I choć
odpowiedź jest taka prosta i oczywista i choć właśnie podana
została mi na tacy ja nadal pojąć nie mogę tego fenomenu.
Komentarzy:
7
Ścieżka
160 Do przodu
2010-11-25
Z
pamiętnika starego era.
Mamy
tedy zimę 2010.
W
dalekiej Azji północ strzela się z południem. Ale u nas nikogo to
nie obchodzi. Napoleonek porządku nie zaprowadzi bo i pamięć o nim
już przygasła a Anglia ekscytuje się jakimiś marjażami.
Tek.
Słońce
dzisiaj zakryte chmurami choć jeszcze dwie niedziele temu pogoda
zachęcała do spaceru a temperatura w południe dochodziła do 15
kresek. Ba, jeszcze w zeszłą niedzielę było tak że dało się
latać za balonem w krótkich spodenkach bez żadnego uszczerbku dla
zdrowia. Teraz już się nie da. Jedyny profit to to że odstawionego
na zimowanie gulkota nie żal. Stoi sobie w ciepełku poczciwina.
Tek.
Alem się
objadł. Tłusto i dużo. Zapowiedziałem sobie że zjem bodajbym
pękł. Jeszcze mi na posłodę pączek się ostał. Z tym porachuję
się później przy herbatce.
Tek.
Co
bystrzejsi humaniści pomiarkowali się zapewne że czytam właśnie
Lalkę. Swoją drogą to co to za pomysł był wmuszać we mnie
młodego takie to sztuki. Chciał pewnie poczciwy profesor okazać mi
jakieś idee. Nic to jednak. Nie było to na młody umysł i serce.
Dopiero dobiegając swoich lat zaczynam się rozeznawać i
pomiarkowywać.
Tek.
Że też
szacowny Prus już wówczas miał podobne moim przemyślenia. Ja
jednakowoż zawsze mawiałem że żywot mój nie z tej epoki jest a
teraz dostaję tego potwierdzenie. Ale o tem kiedy później.
Tek.
Jużem
miał napisać że Chili coś dnia dzisiejszego nie umila ale zaczęto
grać raźniej i z miejsca myśl tę zarzuciłem. Muzyka, dobra
muzyka tyleż potrafi wlać w człowieczą istotę radości ile
opisać nie podobna. I każdy ma tą swoją muzykę, jego własną,
co mu chwile umila.
Tek.
Ileż to
razy zabrać się do tematu miałem. Ileż razy. Skończę lekturę
to napiszę. Napiszę co mi w duszy wygrywa żalu struna. Kobiety.
Ileż pisać by można. A już kochany pan Prus pisał. I ja napiszę.
Przyjdzie czas.
A
napiszę jeszcze o śmierci, tej jednej jedynej której pewnym być
można.
Cóż za
spotkanie. Kobiety i śmierć.
Tek
A dobra
wracam do XXI. Przyszła kryska na pączka.
P.S.
Pisać
wyraźnie że śmierdzi to nie. Siostrzyczki będą się wymandrzać
że nie śmierdzi. Skoro ja, prezes banku zbożowego mówię że
śmierdzi to śmierdzi.
Już
mnie te siostrzyczki mądralińskie zaczynają wkur.....nać. A w
szczególności ta młodsza. Esz to cholery kawał musi być. Pewnie
tłusta baba – choć też człowiek.
Ale co
się dziwić. Jak się obwąchują nawzajem to im nie ..... Ja mówię
– polityka śmierdzi i basta. Trzymajcie się z dala od smrodu.
Rodacy !
A i na
sam koniec wielki słowa uznania dla tych co nie palą, szczególnie
tych co nie palą od urodzenia. Może to i nic ale w moich oczach
jesteście wspaniali.
Co
miałem powiedzieć napisałem. A teraz pozwolicie że się oddalę
gdyż mam bardzo ważnego gościa – pana etranżera. Chodź tu
pączku.
Komentarzy:
6
Ścieżka
159 Do przodu
2010-11-20
No
nareszcie jakiś pożytek z tej całej uniji. Wreszcie nie będą
mnie wstrętne palacze życia zasmradzać. Chcą se palić, ok.,
niech se palą, ale czemu ja mam palić z nimi.
Nie raz
i nie dwa siedząc na jakijś miejscówie miałem chęć się, sorka
za formę ale po prostu wku... mnie ten temat, po prostu zesrać. To
znaczy nie żeby zrobić kupę bo byłoby to przede wszystkim
niewygodne dla mnie ale najzwyczajniej puścić bąka. Takiego
cichacza, zwanego gdzieniegdzie bengalem. Hehe przypomniało mi się
jak za małolata puszczało się takie bąki nad ogniem i się
zapalały ( ognie bengalskie ). Hehehe. Ale wracając do tematu. No
więc puścić takiego cichacza. A każden jeden ze zdrowymi jelitami
wi że cichacze atakują najostrzej. No więc puścić takiego
cichacza i rozkoszować się aromatem. No nikt mi nie powi że jego
własny bonk mu śmierdzi.
A więc
tak. Tak wstrętni palacze. To że lubicie palić to wasza sprawa. To
że lubicie zapach dymu tytoniowego to też wasza sprawa. To że
lubicie jak wam łachy prześmiardują tytoniem to też wasza sprawa.
Ale to że w miejscu publicznym nie zwracacie uwagi na to czy komuś
przeszkadza palenie czy nie to już nie wasza sprawa. Kultura
nakazuje, zresztą taksamoż jak przy puszczaniu bąków – cichaczy
– zabójców, zapytać czy przypadkiem komuś obok to nie
przeszkadza. Pewnie powiecie że jak komuś przeszkadza dym tytoniowy
niech se pójdzie gdzie indzi. Słusznie – ale jak komuś
przeszkadza sfąd gazu powstałego po przerobie kapusty przez moje
bebechy to też nie musi stać obok mnie. Mi jest przyjemnie.
Delektuję się. A poza tym czuję ulgę i radość ( pewnie też po
części i z tego powodu że udało się puścić cichacza bez kleksa
).
Palcie
se więc dali. Na zdarowi. Palcie se jednak z dala od tych co palić
nie chcą. Kultura sama powoduje że nikt nie sra w towarzystwie (
chociaż zdarzają się też i takie świnie i pamiętając iż
„puszczanie gazów” w przeciwieństwie do palenia jest odruchem
naturalnym i przynależnym każdemu od chwili jego narodzin ).
Niestety ta sama kultura nie powoduje niestety że nie pali się w
towarzystwie niepalących. A skoro kultura tego nie powoduje to nich
to powoduje prawo i unija.
A jak
się komu nie podoba to wyzywam na pojedynek. Termin dowolny.
Lokalizacja z wiadomych względów – WC, szalet, kibel, bardacha
itp. Moje cichacze zabójcy kontra wasz dymek z papieroska.
A ja
puszczam cichacze, żuję gumę. Puszczam cichacza za cichaczem.
Lalalala.
P.S.
Kto
głosuje temu śmierdzi z paszczy i z gaci.
Komentarzy:
9
Ścieżka
158 Do przodu
2010-11-18
Miałem
wprawdzie pisać o czem innem alem se przypomniał że no przecież,
ale we niedziele wybory som!!!!
A więc
z patriotycznego obowiązku apeluję do Was – Polacy. Polacy!
Polacy!
Flag nie
wywieszacie!! Nie to nie to.
Polacy!
Na Boga.
Nie dajcie się omamić. Nie dajcie się zwieść tym inteligentnym
spotom wyborczym. Tym uczciwym i szczerym zapewnieniom.
Polacy!
Na Boga
nie głosujcie. Proszę, błagam nie głosujcie. Każdy głos oddany
nie ważne na tego czy innego utwierdza go w przekonaniu że może
być tym kim być chce.
A jakie
to ta polityka bagno niech świadczy poniższa hystorya.
Opowiadał
mi swego czasu koleś, co to wybudował się wziął w jednej z
podwarszawskich dziur, że mieli u siebie gościa, no pewnie jeszcze
mają, ale będę używał czasu dokonanego, co się strasznie
udzielał. No a wiecie jak to jest w tych nowopowstałych „osadach”.
Był chłop i miał pole. Dziad i ojciec chłopa, a i pewnie też
przez większą część swojego życia, i sam chłop na polu tym
siał, czy raczej sadził, buraki, kapustę, ziemniaki, cebulę.
Chłopu się robić odechciało, a że KRUS renty daje mało, wziął
chłop sprzedał ostatni plon buraków, kapusty, ziemniaków, cebuli,
zapłacił komu trzeba i rolna od wieków ziemia stała się
budowlaną. Gmina zgody na budowy łaskawie wydała. Łaskawie, co
nie znaczy że „co łaska”. Uradowani mieszczanie domki sobie
pobudowali i tu zaczęło się życie. Bo gmina nic a nic nie mogła
sobie przypomnieć że ma nowych mieszkańców a co za tym idzie –
nowe obowiązki. Nie no – przesadziłem. Pamiętała jak jakiś
termin podatku się zbliżał. Ale to tak tylko jednorazowo, tak
jakoś przypadkiem. A na nowych „osadach” ani kanalizacji, ani
wodociągu, ani nawet drogi. Nie wspomnieć o komunikacji czy szkole
lub przedszkolu. Zresztą jak kogoś stać na wybudowanie domu to
stać go również na parę samochodów przecież, i benzynę i
wożenie się z dzieciorami do miasta tam i z powrotem. I na jednej z
takich właśnie opuszczonych przez urzędników „kolonii”
działał ten gość. I robił dużo i lubił to co robił. I ta
zapomniana ziemia zaczęła przypominać świat cywilizowany. I
mieszkańcom zaczęło się podobać i żyć znośniej. I wieść o
tym społeczniku rozchodziła się coraz dalej i dalej. I stał się
znany i ogólnie szanowany. I wszyscy zachcieli mieć lepiej. Tak
więc zaczęto namawiać tego społecznika żeby może spróbował
szerzej. I namawiali go i namawiali a że lubił i chciał pomagać
ludziom, więc długo namawiać go nie musieli. A że wieść o jego
dokonaniach znana była w okolicy wybory wygrał w cuglach.
I tu
dochodzę do klu. Nie pamiętam już kim czy czym był w strukturach
lokalnego samorządu. Finał był taki że pewnego dnia został
odwiedzony przez dwóch przemiłych lokalnych działaczy. Ci przemili
panowie, starzy partyjni działacze ( i nie ważne z jakiej partii )
przemówili coś w ten deseń:
-
Słuchaj, wprawdzie nie mamy na ciebie żadnej teczki ale masz żonę
i córkę. Więc zanim będziesz chciał coś, komuś bez konsultacji
z nami to się dwa razy przed tym zastanów.
I finał
finałów był taki że ten oto społecznik co to nie znał układów
i zależności po pół roku zrezygnował z tej funkcji. Wrócił na
swoje małe podwórko i mam nadzieję żyje i będzie żył długo i
szczęśliwie.
Więc
Polacy! Nie glosujcie. Nie ma mniejszego zła. Dopóki my sami nie
wyeliminujemy starych układów brakiem poparcia dopóty tacy
społecznicy nie będą mogli zacząć działać. To wszystko musi
jebnąć na ryj. Tylko na popiołach będzie w stanie narodzić się
nowa kultura rządzenia.
P.S. I
to wcale nie jest obywatelski obowiązek. Jak już kto chce być
obywatelski to niech flagę wywiesza 11 Listopada czy 3 Maja. I niech
hymn ćwiczy na czerwiec 2012. Jak rykniemy "Jeszcze Polska
......" jak zaśpiewamy to nas kangury usłyszą. A warto bo
choć trudno w to uwierzyć nasi zaczęli wygrywać.
P.S. Pan
kandydat na prenia wawy ze strony pisiorów ma hasło : Niech
Warszawa wygra. A ja mówię że równie dobrze mógłby napisać :
Niech wydra wygra.
Komentarzy:
4
Ścieżka
157 Do przodu
2010-11-13
Jak ja
nie cierpię takich dni. No nie wiem, jak pragnę zdrowia, skąd się
to bierze. I nie rozumiem i nie pojmuję. Wytłumaczyć sobie tego
nie potrafię. Odpowiedzi szukam ale znaleźć nie mogę. Przecież
chcę i dążę do tego z całych sił żeby być miłym i uczynnym.
I do drobiazgów nie przywiązywać wagi. I cierpliwość mieć.
Zachowywać spokój i umiar. Przede wszystkim spokój. Nie przejmować
się drobiazgami i zachowywać spokój. Przecież tak dobrze mi z tym
spokojem. Bez przesadnego przejmowania się i udowadniania swoich
racji. Bez nerwów i wściekłości. Tak często tak dobrze mi z tym
spokojem. Uwielbiam ten spokój.
A
dzisiaj? Dzisiaj po prostu jestem jak bomba. Bomba która tyka.
Kurcze jak ja tego nie cierpię. Tej wewnętrznej furii, tej
wściekłości. Najmniejsza błachostaka doprowadza mnie do
nienawiści. Czy te sprawy, czy te małe sprawy są aż tak ważne
bym był w stanie za nie bić? Bić, walczyć, wrzeszczeć,
nienawidzieć, rzucać przekleństwa, patrzeć z pogardą. Dzisiaj
są! Boooże dzisiaj są. Najchętniej zabiłbym cały świat a potem
siebie w akcie kary za popełnioną zbrodnię. I przyglądam się
sobie i nie poznaję. Co za diabeł we mnie wstąpił, co mnie
opętało, skąd się wzięła ta nienawiść? Przecież tego nie
chcę, nie lubię siebie takiego. I sam ze sobą muszę walczyć, sam
siebie powstrzymywać. Nienawidzę tego czegoś co mnie skłania do
tej wściekłości. Niestety nie wiem, nie wiem kompletnie, co to
jest i skąd przychodzi?
Dzisiaj
jestem potworem. Na zewnątrz bez większych zmian jednak wewnątrz
potwór. Stwór najgorszy. Bestia która chce pożerać, niszczyć,
mordować, gwałcić. Okropny stwór. Okropny stan.
Skąd?
Skąd jest ten potwór? Kim? Kim jest ten potwór? I dlaczego?
Dlaczego tym potworem się staję?
Czy to
co się ze mną teraz dzieje jest wpływem jakichś wyższych sił?
Czy minionych doświadczeń? Czy poprzednich wcieleń? Czy może
pogody, ciśnienia? A może nieświeżej strawy?
Nieraz
się boję że jestem szalony.
Dzisiaj
jestem szalony.
A
wczoraj?
Wczoraj
upuszczono mi honorowo 450 ml krwi i jako że sam jadam tylko gorzką
z pomarańczą, mam do oddania osiem pysznych czekolad.
I
dlatego jest do przodu.
Komentarzy:
12
Ścieżka
156 Do przodu
2010-11-11
Za oknem
barwy z orłem w koronie powiewają na wietrze. Dzień zaczął się
pogodnie i słoneczko nawet nieśmiało próbowało się uśmiechnąć.
Po południu jednak pogoda przypomniała że to przecież już
przedsionek zimy.
Gdyby
liczbę mierzyć ilością biało-czerwonych flag to jest nas mniej
coraz – Polaków. Pokolenie powstańców topnieje a ich wnukom
myśli zaprząta walka o legalizację trawki lub walka miedzy sobą
na racje i przynależności.
A może
co się ludziom dziwić? Klimat taki że się tylko kołdrą nakryć.
Politycy sterują krajem w sposób taki że się przyznawać do bieli
z czerwienią wstyd.
Niefortunnie
wyznaczone to nasze Święto Niepodległości. Już chyba lepszym
terminem był 22 lipca.
Pomarudziłem
?
Listopad
pięknie mi się układa. Z podpisanego aneksu o powrocie na dawniej
zajmowane stanowisko się firma wycofała. Fakt że się już nawet
pogodziłem z sytuacją, a licząc na większą swobodę i
niezależność działań nawet cieszyłem. Cieszę się jednak też
teraz że nadal robił będę to co robię bo radości mi to daje
więcej. Dodatkowo i to chyba najważniejsze forsy mi nie obcinają
tak jak było przewidziane.
Zwycięzcą
drugiego konkursu zostaje Magenta. Osoba ta wykazała się prawdziwym
duchem walki sportowca. To jest to. Nie poddała się po pierwszym
niepowodzeniu i ambitnie udowodniła że jest najlepsza. Bravo i
gratuluję. Gdyby nasi kopacze mieli chociaż odrobinkę tego czym
się wykazała, o zwycięstwo 8 czewrca 2012 mógłbym być spokojny.
Z wielką przyjemnością ogłasza się więc wszem i wobec że
liderem zostaje Magenta z „buśką” na koncie, drugie miejsce
zajmuje Wolnaduszka z „oczkiem” a dalej jest cały peleton niemot
i pierdół bez żadnych zdobyczy.
Komentarzy:
3
Ścieżka
155 Do przodu
2010-11-08
To mi
się trafiło w niedzielę.
Miła
niespodzianka. Dzionek taki że pamiętać będę długo, długo,
długo, może aż po życia kres.
Ale po
kolei.
Swój
meczyk graliśmy w samo południe. Nie wspominam o wyniku bo
dostaliśmy bęcki takie że aż wstyd. No i po meczyku zostało mi
całe niedzielne popołudnie wolne. Co zrobić z takim wolnym
niedzielnym popołudniem? No co? Jest tylko jedna rzecz godna
niedzielnego popołudnia. Nie no starówka odpada w takich warunkach
atmosferycznych. Zostaje kolejny meczyk z tym że teraz w wykonaniu
zawodowców, no pseudo zawodowców. A jako że podobno nastała moda
na czarne koszule to walę na Konwiktorską. Początek zaplanowany
był na za piętnaście trzecia. W domu szybka kąpiel, dwie kanapki
w biegu i lecę. Niestety pod stadionem byłem dopiero za dziesięć
trzecia. Więc już się zaczęło. Na dodatek kolejka do kasy na
jakieś pół godziny stania. Trochę się załamałem tak, że
miałem już zrezygnować bo wychodziło mi z wyliczeń że wejdę na
mecz w przerwie. Z drugiej strony jednak skoro już tu jestem to pal
licho, zostaję, co będzie to będzie. Więc stoję. Stałem może
około trzech minut gdy nagle klepie mnie ktoś w ramię z tyłu.
Odwracam się. Kumpel. Hmmm pomyślałem co on tu robi?
- A ty
er to nie masz jeszcze dość futbolu?- zapytał.
- No jak
widzisz nie. Wpychaj się do kolejki – odparłem.
- Nie
stary, ja to nie do tego okienka, ja do tamtego – odpowiedział
wskazując na kasę oznaczoną magicznym opisem : VIP I ZAPROSZENIA.
Hmmm nie
znałem go z tej strony. Poszedł. Ja stoję dalej w kolejce dla
cieniarzy. Coś tam pogadał, postał i wraca.
- To co?
Idziesz? – zapytał po powrocie a ja kątem oka zerkam że trzyma w
garści dwa bilety.
No nie
mogłem lepiej trafić. Sprezentował mi zaproszenie VIP-owskie na
trybunę honorową. Opuściłem więc kolejkę dla cieniarzy i czym
prędzej udałem się do wejścia. A tam. Ach. Z takim biletem nawet
ochroniarze nie wiskali. Mogłem nawet bombę wnieść. Przy wejściu
na trybunę i dzień dobry i zapraszamy. No normalnie kultura. Aż
się prawie pogubiłem. Nie to co przy wejściu dla cieniarzy. A na
trybunie honorowej. Aaaaa. Trafiłem do erowego raju. Świat wielkiej
finansjery i polityki. Wielcy piłkarze i trenerzy. W rzędzie za mną
siedział Strejlau i Kasperczak więc fachowy komentarz każdej akcji
miałem na bieżąco. Kawałek dalej Ebi z żoną i małym
dzidziusiem. W przerwie meczu na schodach zejściowych przepychałem
się to z Oleksym to z Olejniczakiem. Był też taki senator ale że
polityką się nie interesuję to nie wiem jak się nazywał, wiem że
w TV często go pokazują. W kiblu natknąłem się na Probierza. W
korytarzu na Zielińskiego. Potem jeszcze na trybunie wypatrzyłem
Listkiewicza i Fridmana. No i sam prezes Wojciechowski ociekający
kasą z mega modną jakąś blondyną. I pewnie jeszcze cała kupa
innych znakomitości była ale nieznana mi z imienia i nazwiska. I
tak sobie obejrzałem niedzielne spotkanie przy Konwiktorskiej. I
catering VIP-owski był, i wywiady po meczu i konferencja prasowa. No
po prostu wszystko to co do tej pory widziałem tylko na szklanym
ekranie. A teraz dotknąłem tego, byłem w centrum, poczułem smak i
zapach achach.
A i
jeszcze jedna miła niespodzianka. Jakiś czas temu wyczytałem że
menadżerem generalnym Polonii został taki gość z którym grałem
kiedyś za małolata w jednym klubie. Wysoko gość zaszedł i
osobiście imponowało mi to i cieszyłem się. Kolejny ziomal oprócz
Arturo Boruto który w futbolu do czegoś doszedł. A że nie
widziałem chłopaka ze dwadzieścia lat to nawet nie myślałem że
mogę go zaczepić, a tym bardziej on mnie. I tu zaskoczenie. Wracam
z VIPwyżerki na drugą połowę a ten chłopaczyna stoi w przejściu.
Krótkie spojrzenie. Nie będę się pierwszy pucował bo sobie
jeszcze pomyśli że jakiś frajer się przyczepia, a i tłumaczyć
mu kim jestem nie widziałem sensu. Już miałem go minąć kiedy
słyszę krótkie ; „Siemasz”. No normalnie urosłem do sufitu.
No że mnie poznał, po tylu latach. Nieźle się ten er trzyma. Ja
żeby nie artykuły w prasie to bym „Puzona” nie poznał. I ja er
stoję sobie z menadżerem generalnym Polonii i pieprzę o
kocopołach. I świat wielkiej finansjery, polityki, sportu oraz
sztuki na to patrzy. Ach.
A po
meczu miałem jeszcze Janasowi ( spotkanemu na korytarzu ) moje stare
żale za Gelsenkirchen wypomnieć. Po tym co nasi tam zademonstrowali
pod jego wodzą wisi mi tysiaka za bilet na Ekwador który kupiłem
mega przepłacając na Allegro, i pincet za bilet kolejowy Warszawa –
Gelsenkirchen i Gelsenkirchen - Warszawa, i za podręczne wydatki na
miejscu które poniosłem - ale mu darowałem. Stare dzieje a poza
tym nie będę sobie przecież psuł tak miłego popołudnia.
Komentarzy:
8
Ścieżka
154 Do przodu
2010-11-06
Słyszę
co i raz to z tąd to z owąd że fiut ( czy jak go tam zwał )
rządzi facetami. Tak. To jest prawda. Prawda, prawda, najprawdziwsza
prawda. Ale prawda niepełna. Z moich obserwacji i wyliczeń wynika
że rzeczony fiut ( czy jak go tam zwał ) rządzi facetami i
facetkami. Bo czyż gdybyż tak nie było to szanowne panie nie
rozchylały by z taką lekkością ud przed jego ekscelęcją jaśnie
wielmożnym panem fiutem ?
Komentarzy:
7
Ścieżka
153 Do przodu
2010-11-03
Duperele
?
Fajne
słowo d u p e r e l e.
Duperel
? pierwszy. Cudowną jesień mamy tej jesieni. Jestem zauroczony.
Jestem zachwycony. Jestem zadziwiony. I tylko jedno mnie drzaźni. Te
pacany, te barany z IMGiW co przepowiadały atak zimy już w drugiej
połowie października. Tak miało wiać, tak śnieg miał padać że
gulgota opatuliłem i do snu zimowego ułożyłem. A teraz proszę.
Pogoda do śmigania jak śmietana. Nie za zimno, nie za ciepło,
sucho, słonko świeci. Ech pośmigał by se człowiek. No ale z
drugiej strony przez to a raczej dzięki temu więcej spaceruję. I
tak se łażę po chodnikach pełnych liści szur-szur
szur-szur
szur-szur po liściach
szur-szur
szur-szur po liściach
Duperel
? drugi. Z rzeczy których nie zrobiłem latem jest jedna której
żałuję najbardziej. A jest tym to że nie walnąłem się gdzieś
na dzikiej łące w trawę, w kwiaty i nie poleżałem bez myślenia
o duperelach.
Duperel
? trzeci. Maly coś sobie ubzdurał że wiązanie sznurowadeł butów
jest głaskaniem i jak tylko zaczynam to robić to on już jest i
jest dokładnie miedzy dłońmi które właśnie próbują zawiązać
kokardę. A że zgodnie z pierwszą zasadą fizyki Malego sile
odpychającej ciało stałe ( czytaj Malego ) przeciwstawia się siła
o wektorze przeciwnym ( czytaj Maly ) odepchnąć żadną miarą się
go nie da. Dodatkowo siła przeciwstawna rośnie wprost
proporcjonalnie do siły odpychającej.
Duperel
? czwarty. Na nową Łazienkowską zajechały żabole. Niestety po
raz kolejny wracają na tarczy. Ech ile jeszcze lat mam czekać.
Jedno co dobre to fakt że Torca świetnie się zaprezentowała
prowadząc fajny doping.
Duperel
? piąty. Psiarnia sama sobie winna jest że tak jej nie lubią. Ja
wiem że to chuligani że łobuzy ale jak się tak poubierają w te
kaski, jak pozakładają te zbroje, jak chwycą tarcze i pały w
dłonie to zapominają że oprócz tych chuliganów tych łobuzów są
na świecie też inni normalni ludzie.
Duperel
? szósty. Tak jakoś w lutym kupiłem w żółto – niebieskiej
szwedzkiej meblowej komodę. Nie wiem czy to delikatność materii
czy zbyt intensywna siła użytkowania ale się komoda popsuła a
dokładniej to posuły się prowadnice na których jeździły
szuflady. No i mebelek stracił swój urok. Paragonu nie zachowałem
tak więc z reklamacją dzwonić nawet nie próbowałem. Ale
pomyślałem że może przynajmniej dokupię same prowadnice. I
zadzwoniłem. Miły pan po drugiej stronie druta wysłuchał o co
chodzi, ustalił wadliwy element i bez żadnych ceregieli stwierdził
że w przeciągu siedmiu dni roboczych otrzymam to czego mi potrzeba.
Całkiem fri. Dzwoniłem jakoś we wtorek to w czwartek miałem już
przesyłkę. I komoda naprawiona. Za podejście do klienta duży plus
dla IKEA.
Duperel
? siódmy. Stoi koło takiego budynku taki metalowy kontener na
czterech kółkach na śmieci z klapą. Właściciel tego kontenera
założył na klapę łańcuch żeby mu ludziska nie wrzucali śmieci
do środka. No i co. Jak teraz co rano mijam ten kontener to na
klapie leży góra siatek ze śmieciami.
Duperel
? ósmy. Święto cmentarne – jak to mawiał jeden z moich
znajomych który to już tam jest – było latoś cieplejsze niż
zeszłoroczne.
Duperel
? dziewiąty. Wraca mi przed oczy wspomnienie takiej jednej letniej
chwili, kiedy siedziąc na starówce obserwowałem przechodzących
ludzi, i zaczynam kręcić głową to w lewo to w prawo, to w lewo to
w prawo i znowu w lewo i znowu w prawo.
Duperel
? dziesiąty. Konkursowe pytanie nr 2 totalna klapa. Nikt ale to nikt
się nie popisał. Darmozjadów i nierobów banda ( to dla wiadomego
speca cytat ). A najbardziej to zawiodła mnie Magenta. Zadanie jak
mnie uczyli w podstawówce żeby rozwiązać trzeba najpierw
przeczytać.
Duperele
?
Fajne
słowo d u p e r e l e.
Takie to
duperele. Fajne słowo d u p e r e l e. Ale co to właściwie znaczy
: d u p e r e l e ?
Komentarzy:
8
Ścieżka
152 Do przodu
2010-10-30
Jako że
łykendo to
Druga
odsłona erowego konkursu. Tym razem nie na szybkość a na
dokładność. Czyli nie liczy się to kto pierwszy a kto lepszy w
rachowaniu. No oczywiście jeżeli dojdzie do takiej sytuacji że
będzie więcej niż jedna dokładnych odpowiedzi lub odpowiedzi
najbliższych prawdzie też będzie więcej niż jedna to wygra ten
kto takiej odpowiedzi udzielił najpierwszy.
A więc
palce na klawiatury i gud luck.
Pytanie
dotyczy. Nie nie pytam "kto" bo to oczywiste. Nie nie pytam
również "czego to" bo myślę że to też oczywiste.
Pytam natomiast : „Kiedy”? Kiedy zostało zrobione to zdjęcie.
Do wygrania, jako że skala trudności jest dosyć duża, „buśka”.
A oto
rzeczone zdjęcie.
A na
dokładkę ( poza konkursem ) małe audiotele. Bardzo proste bo nie
trzeba wysyłać sms-ów. A jako że sms-ów wysyłać nie trzeba to
i koszt 0 gr z VAT. Wystarczy zagłosować na dwie odpowiedzi :
Niebieska
– ten facet to idiota i nie wie co robi
Czerwona
– ten facet to rozsądny gość i wie czego chce.
Komentarzy:
8
Ścieżka
151 Do przodu
2010-10-27
Jakoś
tak w 40 czy 41 tygodniu roku przeczytałem na jednym z blogów, tych
co poprawo są, o przedziwnym zdarzeniu ( a raczej tragicznym ) jak
to na klatce schodowej umarł pijak.
Potem
jakoś w tydzień później przez jeden z blogów, tych co poprawo
są, wlazłem na inny blog i przeczytałem o przedziwnym zdarzeniu (
a raczej niebezpiecznym ) jak to na ciemnych peryferiach miasta jedna
pani dała się podwieźć dwóm nieznajomym panom.
No i w
końcu trafiło i na mnie. A było to tak.
Tydzień
temu, jak to w każdy czwartaczek, zbierałem się na wieczorne piłki
kopanie. Motór już opatulony na zimę więc do wyboru pozostało
auto albo MZA. Jako że wieczór był w miarę postanowiłem
skorzystać z komunikacji miejskiej. Idę do metra. Zatrzymałem się
na przejściu dla pieszych. Z drugiej strony ulicy idzie gość.
Nagle skręca gwałtownie, podchodzi do mnie i wali podekscytowany (
nie powtórzę dokładnie ale postaram się zachować sens ) :
- Mam do
pana prośbę, jestem po alkoholu i nie mogę prowadzić samochodu, a
dzwoniła do mnie żona żeby jej przywieźć wyprawkę ( początkowo
w ogóle nie kumałem o jaką wyprawkę mu chodzi ) do Garwolina,
dzwoniłem po znajomych ale nikt nie może, byłem też na policji
ale oni też nie mogą, chciałem wziąć taksówkę ale mam tylko
175 zł a taksówkarz powiedział że nie pojedzie za mniej niż 250
zł, a z bankomatu nie mogę pobrać więcej gotówki bo bank już
zamknięty.
W czasie
gdy to mówił miałem chwilę by mu się dokładniej przyjrzeć.
Wyglądał w miarę normalnie łamane na trochę dziwnie chociaż to
trochę dziwnie wynikać mogło z tego że był po alkoholu. Wyższy
ode mnie o głowę. Ubrany niezaciekawie. Braki w uzębieniu nie
wynikały raczej z agresywnego trybu bycia i stoczonych pojedynków a
bardziej miernej higieny.
Natłok
informacji które we mnie wprowadził trochę mnie zdezorjentował
więc gdy przerwał wypaliłem :
- Prawdę
mówiąc nie wiem o co chodzi. A to nie jest jakiś wkręt?
Zaczął
tłumaczyć o tym jak to jego żona jechała samochodem i wody jej
odeszły, zaczął się poród – dwa tygodnie przed terminem, i
została zabrana prosto z drogi do szpitala w Garwoline. I że to
wcale nie jest żadna ukryta kamera i żaden podstęp. I naprawdę
jakbym mógł mu pomóc, jakbym miał jakieś 3-5 ha i z nim pojechał
jako kierowca to będzie mi dozgonnie wdzięczny i będzie mnie do
końca życia strzygł. Tego ostatniego nie rozumiałem ale chodziło
chyba o to że jest fryzjerem.
- Dobra
– mówię – ale jakoś nie chce mi się w to wszystko wierzyć.
- To
niech pan zadzwoni do mojej żony i to potwierdzi.
- To
poproszę o numer – odparłem wyciągając komórę z kiermany.
Podał
numer. Wykręcam ale niestety załącza się poczta.
- Nie
odbiera. Wyłączony telefon – mówię.
- Bo
jest na porodówce – usłyszałem wyjaśnienie – Proszę niech
pan mi pomoże, będę pana do końca życia strzygł, a jakby pan
kiedyś też czegoś potrzebował to na pewno panu pomogę –
ciągnął – Telefon mi na dodatek się rozładował i nie mam
gdzie zadzwonić.
No
dobra, myślę, trzeba facetowi pomóc. Nie pojadę kopać w piłę
ale trudno. To może być całkiem ciekawe przeżycie.
- To co
pomoże mi pan? Tam samochód – powiedział.
- Gdzie?
– zapytałem odwracając się we wskazanym przez niego kierunku.
- Tam –
wskazał ręką w odpowiedzi podając lokalizację.
- Co? –
odparłem słysząc gdzie bo było to jakieś 20 minut marszu od
miejsca w którym staliśmy.
- No tak
– odparł – bo tam mieszkam.
- No
dobra – Idziemy.
- Ale
jest jeszcze jeden problem. Samochód ma kierownicę po lewej
stronie.
Zaczęło
mnie to już trochę drażnić. Pomyślałem że pakuję się w
niezłe gie.
- A jak
ja wrócę z tego Garwolina? – spytałem.
- No
przyjedziemy tu albo jakby miał pan jak wrócić z Kabat to stamtąd
bo jeszcze muszę dzieciaki zawiść do siostry. – odparł.
Do
siostry przemknęło mi przez łepetynę. Ciekawe dlaczego więc ta
siostra nie chce mu pomóc skoro to taka podbramkowa sytuacja.
- A jaki
jest numer telefonu do tej siostry? – pytam
- A po
co to panu?
-
Zadzwonię, zapytam bo coś mi to wszystko dziwnie wygląda.
- To co
będzie pan teraz dzwonił do całej mojej rodziny żeby to
sprawdzić? – wypalił z oburzeniem.
- Po
prostu chcę potwierdzić – odpowiedziałem
Zakręcił
się, cos stęknął, spojrzał mi pzez ramię i pobiegł za
dziewczyną i chłopakiem którzy minęli nas przed momentem i
znikali za rogiem pobliskiego bloku. Zaskoczył mnie. Chciałem
krzyknąć, potwierdzić swoja gotowość pomocy ale już go nie
było. Przez chwilę zastanawiałem się co robić. Zrobiło mi się
głupio. A może moja podejrzliwość była przesadna. Nie pomogłem
człowiekowi w potrzebie – pomyślałem - ale z drugiej strony był
dziwny.
- No i
co? No i nic – mruknąłem pod nosem i poszedłem kopać w piłkę.
Dlaczego
teraz o tym wspominam? Ano dlatego że chociaż minęło już parę
dni ja nadal się zastanawiam czy jednak nie powinienem był mu
pomóc. Nawet teraz gdy po zadzwonieniu na numer telefonu jego żony
który mi podał i który nie odpowiadał a który mam zapisany w
komórce w historii połączeń znowu usłyszałem : „Oranż poczta
głosowa ...” mówię –
Komentarzy:
5
Ścieżka
150 Do przodu
2010-10-22
Piąteczek
dzień fajowy. Pogoda nawet nawet zważywszy na to że miał padać
śnieg. Słonko świeci piknie i tylko ten wiater duje i duje. Duje
duje wiatr październikowy ostrą szpilką w twarz.
Właśnie
wróciłem i jestem potwornie roztrzęsiony. Nie. Nie od zimnego
wiateru. Właśnie wróciłem z pięknego, wspaniałego, ślicznego,
cudownego miejsca. Starego Miasta ~! – zakrzykną starzy wyjadacze
erowych ścieżek. No nie. Nie tą razą. Wróciłem z skądiś
indziąś.
Nie
byłbym sobą gdybym tam nie wlazł. Jakem ER musiałem tam wleźć.
Cudowieńskownuściowe miejsce.
Zaczęło
się tak.
Nie, to
nie ja wygładzam ten tynk.
A to
dalsza wędrówka. Zdjęcia robione telefonem nie są może zbyt
wyraźne ale nie o fotoreportaż tu przecież biega.
Taka
refleksja mnie naszła po wizycie: „Chciałbym kurna być
budowlańcem”. Taki budowlaniec będzie mógł później
powiedzieć, może zabrać syna na mecz, : „Ja też to kiedyś
budowałem, dołożyłem kroplę swojego trudu”. I taki budowlaniec
zawsze jak spojrzy na taką budowlę to będzie widział ślad /
pomnik swojej pracy.
A ja
mogę teraz powiedzieć : „Też tam byłem, też dotykałem
surowego betonu”.
I taka
druga refleksja. Ile to kurna pracy trzeba zrobić. Samo posprzątanie
po budowie. Cementowego pyłu w korytarzach i przejściach po kostki.
I to kurna potem sprzątnąć. Kurna – szacun.
Ale
kurna jestem szczęśliwy że tam wlazłem.
Ale ten
ER kurna to dzieciak. Cieszy się z takiej głupoty jak mały
chłopczyk. No i co. Pewnie że się cieszy i pewnie że dzieciak.
Mały chłopczyk cieszy się i klaszcze w łapki i podskakuje do
góry.
Uśmiech
naszego dziecka premią za trud wychowawcy.
Komentarzy:
7
Ścieżka
149 Do przodu
2010-10-20
Piękny
koniec pięknej część pierwsza.
Nie
pisałem dawno o Pięknej. No nie pisałem. Chyba jej nie ma. A
raczej chyba na pewno jej nie ma.
Cóż.
Poszukiwania czas zakończyć.
Cóż.
Niewiasty idealnej nie ma. Już słyszę te krzyki, te protesty że
jak to nie ma , że jak to – a faceci to są! Po co to krzyczeć?
Po co to krzyczeć? Facetów idealnych też nie ma ale to to już
wiem od dawien dawna i dlatego też skupiony byłem na szukaniu
niewiasty.
Cóż.
Czy jestem rozczarowany czy zawiedziony? Raczej nie. Może trochę
smutno i przykro ale pogodziłem się z tym. Przyjąłem do
wiadomości, zaakceptowałem. Wot żyzn! Nawet chyba i mi teraz jakoś
lżej.
Może i
są te niewiasty idealne. Może i są ale nie dla mnie. Wiem wiem
pewnie jakiś mądry psychoterapeuta jakbym przysiadł u niego na
kozetce to raz dwa zdiagnozowałby przyczynę mojej porażki. Wiem
wiem przyczyna leży we mnie samym. Wiem wiem to ja sam i moje
wyidealizowane oczekiwania. Wiem wiem to moje nieprzystosowanie, brak
kontaktu z rzeczywistością. I pewnie miałby rację. Może i są te
idealne niewiasty, może i są ale nie dla mnie.
Cóż.
C.D.N.
Komentarzy:
10
Ścieżka
148 Do przodu
2010-10-18
Dostało
się swego czasu ode mnie palaczom. Oj dostało. I słusznie. Zdania
nie zmieniam.
Jednak
uczciwość ludzka nakazuje wyjaśnić że choć sam ustrzegłem się
tego wstrętnego nałogu to nie jestem taki do końca wspaniały i
doskonały.
Mój
nałóg dotyczy, a może już dotyczył, alkoholu. Nie chcę
powiedzieć przez to że chlałem zawsze i wciąż. Nie. Wręcz
przeciwnie. Były to dwa-trzy wyskoki na miesiąc. To nie chodzi o
ich ilość i częstotliwość a raczej ich jakość. A jakość była
kiepska. Jak to mówią : „ Pić to trzeba umić”. Ja nie umim. U
mnie w 99 przypadkach na 100 kończyło się to totalną zwałką.
Jak już zacząłem to do upadłego, bez opamiętania, bez
zastanowienia, bez rozumu. Często gęsto nie pamiętając jak
wróciłem do domu, co robiłem, co mówiłem.
Nie
powiem. Po alkoholu do rany przyłóż. Nie jestem jak co poniektórzy
agresywny i zadziorny. Nie. Ja jestem miły, dowcipny, wesoły i
radosny. Zazwyczaj stawałem się duszą towarzystwa, wodzirejem,
zgrywusem. Następnego dnia zawsze była niezła polewka z tego czego
to kolega er nie wyprawiał w stanie upojenia alkoholowego, jakich to
dziwactw nie opowiadał. I było wesoło, i było fajnie i się
działo.
Ale
teraz widzę że byłem słabiak. Co to za sztuka stracić hamulce po
gorzale. Co za sztuka? Jasne może i łatwiej bawić się po
procentach ale z drugiej strony trzeba znać umiar. Potrafić się
kontrolować w spożyciu, nie padać na mordę jak kłoda. Nie padać.
A potem cud niepamięci. A jak już jakaś wtopa to wiecie, to
rozumiecie, przecież byłem pijany, to wszytko przez alkohol.
Wygodne tłumaczenie.
I myślę
że przeciekło mi trochę życia przez palce na leczeniu kaca. Z
jednej strony było fajnie, z drugiej strony mogło być równie
fajnie, tyle że na trzeźwo. Więcej bym pamiętał – więcej bym
miał fajnych wspomnień.
Pić to
trzeba umić.
A
schlałem się w sobotę jak kiedyś. Wszystko dobrze było do czasu
jak gospodarz nie wyciągnął samogonu na spróbowanie. Ugggggrrr
ale miał kopa. Jeszcze teraz moje spalone kubki smakowe nie potrafią
dojść do siebie. I znowu było wesoło i znowu było zabawnie. I
tylko jak do domu wróciłem nie pamiętam i dlaczego nie spałem w
łóżku też nie pamiętam. I jak zakładałem prawy but na lewą
nogę i lewy na prawą też nie pamiętam. I jak śpiewałem Polska
biało czerwoni też nie pamiętam. Ale towarzystwo uśmiało się
setnie.
I nie
wiem tylko który er to er. Czy ten pijany uhahany i zabawny czy ten
trzeźwy spokojny i poważny pełen życiowych rozterek.
Komentarzy:
7
Ścieżka
147 Do przodu
2010-10-11
10.10.10.
Fajna
data. Fajna i łatwa do zapamiętania. A warto zapamiętać tę datę.
To dzień zakończenia mojego staromiastowoplacozamkowego i
motórowego sezonu .
Była
10:30. Jeszcze ostatnie spojrzenie na termometr. Tylko sześć
stopni. Brrrr ale przecież to w cieniu. Na słoneczku będzie
cieplej. Na wszelki wypadek pod standardowy strój motórowy zakładam
dodatkową bluzę i spodnie dresowe.
Na Placu
Zamkowym ruch jak za najlepszych letnich dni. Parkuję. Przechodzący
obok facet z wózkiem zatrzymuje się naprzeciwko i
charakterystycznym ruchem nadgarstka daje do zrozumienia bym
podkręcił manetkę gazu. Daję - raz krótki, drugi raz krótki.
Silnik podkręcony do 7000 ryczy zadowolony. Daję pełną parę tak
że przechodzący obok spacerowicze spoglądają zaciekawieni. Facet
z wózkiem zagląda do wózka i widzę jak z siedzącym tam maluchem
szczerzą zęby. Nie wiem ile ten szkrab miał latek ale jestem
pewien że jak dorośnie będzie lepszy niż Kubika.
Siadam
na ławeczce wśród stoliczkowych straganiarzy. Uffff. Nawet gorąco.
Muszę zdjąć motórową skórę. Zamykam oczy i wystawiam się na
słonko. Wprawdzie próbuje się przedrzeć przez zamknięte powieki
jednak nie daje rady. Ciepluteńko. Ogarnia mnie spokój.
Minęło
południe. Ze sceny docierają do mnie odgłosy próby. Próbują i
próbują i poprawiają i poprawiają a i tak na koniec okazuje się
że nie ma nut. Ech ci artyści.
Czas
zbierać się na mecz. Gramy o 13. Niestety przegraliśmy 2:4. Jak to
mawiał Pawlak :”Wicia, my stare dziady”. Tak, my stare dziady.
Na młodość nie da rady. Byli szybsi, wytrzymalsi i zwrotniejsi.
Tak przy 2:3 to już ich nawet mieliśmy ale poszła kontra i się
usr…..ło. Tak naprawdę to myślę że ten mecz przegraliśmy już
przed pierwszym gwizdkiem. Kiedy to spojrzeliśmy na drużynę
przeciwnika i zobaczyliśmy siebie sprzed dwudziestu lat.
Powrót
do domu. Kąpiel i znowu na motór i Plac Zamkowy.
Siadam
na skwerze Hoovera. Tutaj też uwielbiam przesiadywać. Siedzę sobie
na podwyższeniu, tak jakby na trybunie honorowej a przede mną
paradują tam i z powrotem różnokolorowe pochody. I tak obserwuję
tych ludzi. Setki tych pochodów a pośród nich tysiące babskich, a
raczej kobiecych nóg. I tak sobie siedzę i podziwiam te babskie, a
raczej kobiece nogi. Co jak co ale babskie, a raczej kobiece nogi
oglądać lubię najbardziej. I tak się zasiedziałem że mnie
wieczór a raczej noc zastała.
Jeszcze
tylko pod Legię posłuchać śpiewu stadionu i czas wracać.
Polatałbym
jeszcze na motórze ale niestety szybka mojego kasku nie daje sobie
rady z temperaturą i rosieje. Natomiast jazda z uchyloną grozi
ruiną zatok.
I tak mi
minął ten piękny jesienny dzień 10.10.10.
Już za
tydzień aura pewnie nie pozwoli na takie posiadywanie bez zagrożenia
dla korzonków. A gulkot zapadnie w sen zimowy.
Na
szczęście ilość wspomnień i pięknych wrażeń powinna mi
wystarczyć na długie zimowe wieczory. A po 10.10.10. mam ich
wystarczająco.
P.S.
Jako że nie pamiętam kiedy, kto i co wygrał w pierwszej odsłonie
erowego konkursu ogłaszam że Wolnaduszka wygrywa z niemotami i całą
powolną resztą „oczko” do zera.
Swoją
drogą zaskoczony jestem trafnością odpowiedzi i znajomością
tematu.
A
stwierdzenie zwycięzcy cytuję : „ Mam tu speca od polskich
seriali …” odebrałem jako wyzwanie. Nie wiem wprawdzie do końca
kto tym specem jest ale - no dobra. Sprawdzimy czy to nie są aby
tylko czcze przechwałki. Chociaż, nie chcę się chwalić, specem
to raczej ja jestem i wynik tego pojedynku już znam.
Komentarzy:
8
Ścieżka
146 Do przodu
2010-10-08
Tańczycie
jak nikt nie widzi?
Ja
tańczę.
Jak w
domu pusto, jak z głośnika rytm płynie - najlepiej z Chili Zet -
to tańczę.
Tylko
koty mogą podziwiać ten swego rodzaju specyficzny pląs. Rączka,
główka, ramionko, brzuszek i nóżka i od nowa rączka, główka,
ramionko, brzuszek i nóżka. Chociaż tak do końca to nie jestem
pewien czy podziwiają. Maly przesmaradza się między nogami tak że
muszę uważać by nie wyrżnąć o szafę a Karlo tylko łep
podnosi, patrzy przez chwilę jak na idiotę a z wzroku tego
wyczytuję :"Weź ty się lepiej połóż" poczym odwraca
się zniesmaczony i śpi dalej.
A ja
tańczę.
I tak
wolę. Wszystko, każda rzecz / sprawa jest łatwiejsza i
przyjemniejsza. I co zastanawiające mniej męczaca. Lubię tańczyć.
I nawet
do kibla idę tanecznym krokiem. Dwa kroczki w przód, jeden w tył.
No chyba że potrzeba jest silniejsza to wtedy dwa kroczki w przód i
żadnego w tył.
P.S.
Rozstrzygnięcie konkursu niebawem.
P.S.
Hope czy Ty to Ty? Tak nagle znikłaś bez słowa że myślałem iż
coś się stało. Ale w porządalu wszystko, w porządalu?
Komentarzy:
13
Ścieżka
145 Do przodu
2010-10-05
......
tylko ten wiatr, zimny wiatr .......
wyjazd
udał się wyśmienicie, koledzy pod moją nieobecność wygrali
pierwszy mecz rundy mistrzowskiej 3:0 i jesteśmy na czele, mam
nadzieję że tak zostanie, tylko czy to o czymś nie świadczy ???
......
tylko ten wiatr, zimny wiatr .....
gulkot
mnie oczywiście nie zawiódł, walczyliśmy z bocznymi podmuchami
jak lwy i nie daliśmy się zepchnąć z raz obranej drogi
......tylko
ten wiatr, zimny wiatr .....
ciemność
nocy poza łorsoł jest ciemna jak smoła, i te gwiazdy, ale piękne
niebo, już dawno takiego nie widziałem
.....tylko
ten wiatr, zimny wiatr.......
czego
szukałem na starych miejscach? drzew. niestety parę odeszło, kilka
zostało, królują jak kiedyś nad okolicą ale parę odeszło,
ściąć-porąbać-spalić-nie trzeba zgrabiać liści to dewiza
niektórych tych co kiedyś z drzewa zleźli, szkoda
.....tylko
ten wiatr, zimny wiatr......
a słonko
puszczało mi między drzewami kolorowe zajączki kiedy tak wracałem
na gulkocie, kolorowe - i zielone i czerwonw i żółte i
pomarańczowe,
.....tylko
ten wiatr, zimny wiatr, zmarzlem nie powiem ale wyjazd udał się
p.s.
druga odsłona konkursu czyli do wygrania nie lada atrakcja czyli
"oczko" od samego era, kto pierwszy ten lepszy a pytanie
grzmi - kto to powiedział :"Rzeka płynie, pies skacze, my
stoimy"
p.s.
mageniu mój sprzęt nie daje sobie rady z twoją stroną i nic
nabazgrolić nie mogę, weź tam trochę odciąż
p.s.
teraz zaczynam rozumieć dlaczego już nie puszczają takich bajek, a
ja głupi w to wierzyłem,
Komentarzy:
10
Ścieżka
144 Do przodu
2010-10-02
Było to
dawno dawno temu w czasach kiedy to półka sklepowa była li tylko
półką sklepową i niczym ale to niczym szczególnym. Kiedy to
kolor świata emitowany przez odbiorniki telewizyjne przedstawiał
się w czerni i bieli chociaż tak naprawdę był szary i bury.. Było
to w pięknym i cudownym kraju który przesiąknięty alkoholem
popadał w zapomnienie. W umęczonym kraju między górami a morzem
W tym
oto kraju w tychże czasach pewien mały książe, a raczej król z
małym księciem, wybrał się z wizytą do innego króla. A że
królowie lubili się bardzo wizyta ta przeciągnęła się trochę.
Tak trochę że mały książe musiał ciągnąć „rozbawionego”
króla na ostatnią karocę która odjeżdżała do ich królestwa. A
że ich królestwo było dosyć daleko, a „rozbawionemu” królowi
czas się dłużył, postanowił umilić sobie podróż tańcem i
piosenką. Małemu księciu nie podobało się to zbytnio, a wręcz
było mu trochę wstyd że ten król którego tak podziwiał, robi z
siebie takie pośmiewisko. No ale cóż mógł poradzić. Był za
mały by coś poradzić. Kiedy wreszcie podróż miała dobiec końca
niepokorne konie postanowiły, z uwagi na to że to ich ostatnia
podróż, zaciągnąć karocę bezpośrednio do stajni. Cóż w takim
razie pozostało małemu księciu. Pozostało powędrować, ciągnąc
rozbawionego króla, pieszo do zamku. Myślał mały Książe tylko o
tym by jak najszybciej dostać się do zamku. Jak najszybciej do
zamku. Gdzie jest bezpiecznie, gdzie czeka dobra królowa – matka.
Mały książe przyspieszał kroku bo bał się bardzo i ciemności i
niepewności czy podąża we właściwym kierunku. Niestety
„rozbawiony” król cały czas go spowalnial, tańczył i śpiewał,
mylił drogi. I gdy mały książe nareszcie zaczął rozpoznawać
znajome miejsca jego królestwa, gdy już w ciemnościach zaczęły
majaczyć niewyraźnie wieże jego zamku nagle stało się coś czego
mały książe zrozumieć nie potrafił. „Rozbawiony” król nagle
znikł. A kiedy mały książe zatrzymał się by go poszukać
zauważył że król idzie do tyłu. Nie wiedział dlaczego ten tak
„rozbawiony” król nagle stał się śmiertelnie poważny i tak
stanowczo maszeruje do tyłu. Dopiero po chwili mały książe
zauważył że król nie idzie sam a jest prowadzony przez dwóch
czarnych rycerzy. Mały książe krzyknął ; „Królu, królu gdzie
idziesz?”. Król usłyszał ten krzyk i próbując wyzwolić się z
żelaznego uścisku odkrzyknął :”Uciekaj do zamku, uciekaj”.
Mały Książe nie wiedział co robić. Chciał uciekać i chciał
ratować swojego króla. Ale był za mały, była noc. Król oddalał
się coraz bardziej ale nadal wolał :”Uciekaj do zamku, uciekaj do
zamku’. Małemu księciu łzy zaczęły napływać do oczu. Zaczął
biec. Biegł szybko. Biegł nie wiedząc gdzie biegnie. Bał się
bardzo.
Nie
pamiętam jak trafiłem do domu. Nie pamiętam czy trafilem sam czy
mnie ktoś doprowadził. Nie pamiętam co było potem. Nie pamiętam
dnia następnego. Kiedy tata wrócił? Nie pamiętam czy mi coś
potem tłumaczył. Nie pamiętam reakcji mamy kiedy to wróciłem sam
ciemną nocą do domu.
Pamiętam
jednak że mimo tego że tata pił dużo i nie zawsze było mu z mamą
po drodze kochałem i kocham ich bardzo.
A w
niedzielę skoro świt biorę gulkota i jadę na dwa, a może trzy,
dni w stare miejsca.
Więc
nie piszcie, nie dzwońcie - nie ma mnie.
Ścieżka
143 Do przodu
2010-09-28
Nie no
Mageniu nie upiększaj i nie zmiękczaj wszak jak zwykle miałaś
rację i wydałaś trafną opinię. Wiem że dziwakiem jestem i nawet
mi z tym dobrze. Bo czyż nie jest dziwadłem facet któren po całym
tygodniu sztrasznie ciężkiej pracy ( w którym dodatkowo obcięli
mu w ramach docenienia pensję ) zamiast sobotnią nocą, dla
rozładowania stresu i napięcia, śmigać z burdla do burdelu łazi
w pełni księżyca po cmentarzu z nadzieją że "coś mu ktoś"
powie. A zapewniam. Kłopotów z erekcją nie mam, baaa, wręcz
przeciwnie mam problem z nadmiarem.
ECHA
STADIONÓW I HAL.
O panu
Piotrze Gruszce to już kiedyś pisałem. I cieszę się teraz że
moje tamte słowa są nadal aktualne. Naprawdę sport, prawdziwy
sport, nie przeminie dzięki takim zawodnikom. Ś.P. pan prezydent
medalu mu nie przypiął bo jak dowodziłem było to niewykonalne ale
nowy pan prezydent mam nadzieję radę da. Tym bardziej że pomimo
całego tego zamieszania z regulaminem mistrzostw nasi wygrają i
wrócą jak złotka.
My
natomisat zremisowaliśmy w niedzielę po 2 chociaż po pierwszej
połówce prowadziliśmy dwa do zera. Podobno charakter drużyny
można poznać po tym że potrafi zremisować nawet przegrany mecz.
No dla pomniejszenia dokonania przeciwników powiem że nasz bramkarz
dobitnie im w tym pomógł.
A
piłkarze pili na zgrupowaniu. Też mi sensacja. Było tak, jest i
mam nadzieję że nie będzie. Jakbym tak dostawał tyle kasiory za
nic też bym se tak pił.
I na
koniec o Pudzianie. Do dzisiaj nie mogę wyjść z szoku po tym co
widzialem. Co to kurna miało być? Żenada jak nie powiem co.
Można
komentarzować.
Komentarzy:
8
Ścieżka
142 Do przodu
2010-09-25
Wyjechałem
na wieś. Tak ze sto km w kierunku wschodnim. Piękna trasa na
gulkocie. Czuć jesień po drodze. Oj czuć. Obornik daje po
nozdrzech zdrowo.
Teraz
dochodzi 22 i właśnie wróciłem z ......... cmentarza. Siedzę u
babci Heni na wsi. Bluconect działa.
Odwiedziłem
tych co odeszli. Pierwszy kumpel 5 lat temu, tata 3 lata, drugi
kumpel 2 lata i babcię Anię co umarła w zeszłym roku. Jak ten
czas leci. Jeszcze niedawno cieszyłem się ich towarzystwem. Teraz
już nic nie powiedzą.
Noc
ciemna. Ciemna była jak szedłem w stronę cmentarza. Ale wzszedł
księżyc. Jasny i wielki na pół nieba. Nie wiem co było
straszniejsze, ta ciemność czy ta księżycowa poświata.
I tak
stałem w tej poświacie nad mogiłami tych co odeszli. Gdzie
odeszli? Tak już i po sprawie? To tak ma być że umieramy i po
sprawie? Koniec definitywny? Ja wierzę że nie. Czekałem na jakieś
słowo, taki znak z zaświatów. I nic. Cisza. Niebo gwiaździste
nade mną a wokół cisza. Nikt nic nie powiedział. Żadnej
wskazówki jak żyć i w czym pokładać nadzieję. A więc czyżbym
się mylił wierząc że śmierć to nie jest definitywny koniec?
P.S.
Mageniu
dzięki za swoistej urody komplement. Cytuję ”oznajmiam, że
zawsze byłeś dziwny i dlatego zaglądam na Twojego bloga”. Dałaś
mi do myślenia :)
Komentarzy:
8
Ścieżka
141 Do przodu
2010-09-20
Wprawdzie
wczoraj czyli w niedzielę dzionek miałem przesympatyczny i nawet
gola sztrzeliłem i wygraliśmy trzy do jaja i nawet na gulkocie
polatałem i wogóle było bardzo bardzo.
Niestety
dzisiaj, chociaż pieniądze podobno to nie wszystko, obcięli mi
pensję we robocie. Wiecie rozumiecie bieda i takie tam argumenty że
sytuacja polityczna i sytuacja ekonomiczna echhhh szkoda gadać.
Nie
przejmować się - to wszystko.
Fakt
faktem trochę mnie przygasiło - ale ścieżka do przodu - mimo
wszystko. Na pochybel.
Zresztą
od zeszłej soboty jakiś takiś przygaszony jestm. Jesienne klimaty
czy co? Nawet ta samotność duszy zaczyna mi się podobać.
Dziwaczeję?
No i
można komentować. Mam cichą nadzieję, nawet, na słowa wsparcia i
pocieszenia i otuchy i buziaki i uściski i wszystko wszystko.
A
tymczasem borem lasem poczekam na lepsze chwile bo musi być tak jak
chcemy
Komentarzy:
10
Ścieżka
140 Do przodu
2010-09-18
Nie
zabierajcie krzyża! Nie zabierajcie.
Śnieg
spadnie, będą święta, będzie fajowo.
Nie
zabierajcie krzyża niech zabawa trwa.
aaaaa i
pisząc o rocznicy dziewiątej w dniu 11.09 to pisałem
ooo........... aaaa odświeżcie sobie coponiektórzy pamięć.
Ścieżka
139 Do przodu
2010-09-11
Wiadomym
się wszem i wobec czyni jak również do wiadomości publicznej się
podaje że wszelkie komentarze dotyczące notki nr 138 pt: „Do
przodu” umieszczane pod notką nr 137 pt: „Do przodu” są
nielegalne i pod uwagę brane nie będą a w szczególnych
przypadkach będą usuwane. Zawiadamia się również że komentarze
takie, na podstawie artykułu pierwszego paragraf pierwszy kodeksu
karnego ER podlegają karze pieniężnej 50,00 pln ( słownie
pięćdziesiąt złoty zero groszy ) a w przypadku recydywy skutkować
będą czasowym lub dożywotnim zablokowaniem popełniającego
wykroczenie.
Dzisiaj
sobota. Pochmurno. Bez opadów. Temperatura średnio chłodno bez
wiatru. Biomet jest mi obojętny.
Na obiad
odgrzałem schaboszczaka. Ziemniaki się kończą – trzeba będzie
dokupić.
Zajęć
domowych poza standardowym zmywaniem i odkurzaniem żadnych.
Rzepy
zapięć od rękawic moto się odklejają. Podkleiłem klejem marki
Bizon. Efekt tymczasowy murowany. W dłuższym okresie czasu trzeba
będzie kupić nowe. Za tydzień moto bazar. Pojadę – zobaczę.
Pewnie nie kupię bo moje sknerstwo da o sobie znać i poczekam do
kolejnego sezonu z nadzieją że te jeszcze wytrzymają.
Zmieniłem
szybkę w kasku z lustrzanki na zwykłą. Ułamał się z jednej
strony taki bdzybdzyk i pewnie w odwrotną stronę zamianki się w
przyszłym roku na lato zrobić nie uda. Buuu.
Paragon
siedzi aktualnie zamknięty w stogu siana. Z wypiekami na twarzy
czekam na następny odcinek. A i obejrzałbym bym sobie taki film
„Warszawskie gołębi” tylko od kilku już lat nikt nie może się
zdecydować by go puścić.
Starówka
średnio luźna – plus – czyli całkiem przyjemnie. Poczytałem
książkę, zjadłem loda waniliowo-czekoladowego i powałęsałem
się bez celu.
A tak na
poważnie to przechodząc obok garnizonowego natknąłem się na ślub
młodego wojaka. Państwo młodzi wychodzili z kościoła pod
szablami. Piękny widok. Na placu przed pomnikiem powstania 1944
obrzucono ich ryżem i drobniakami na szczęście. A potem i wojskowi
i cywile składali im życzenia a ja patrząc na to uświadomiłem
sobie że oto jestem świadkiem jak dokonuje się historia. Bo czy
nie z nadzieją na takie chwile rówieśnicy tego pana młodego –
żołnierza przelewali krew w powstaniu? Magiczna scena.
Dziewiąta
rocznica. Muszę się przyznać że się w tedy bałem. Naprawdę
myślałem że to początek końca świata i czekałem na odgłos
trąb oznajmiających armagedon. To było straszne.
Mam
ochotę się nachlać. Niestety nic z tego nie będzie bo jutro rusza
nasza stara przeorganizowana liga. Mecz z rana więc nie można dać
plamy na kacu. Najwyżej jedno pifko co niniejszym czynię gul gul
gul.
Zresztą
na mapie pogody pokazało się wielkie okrągłe słoneczko i
temperatura dobrze powyżej dwudziestki więc będzie okazja pośmigać
na gulkocie. Zapowiada się fajny dzionek czego sobie i wszystkim
życzę.
A nawalę
się najwyżej jutro wieczorem i na kacu pójdę w poniedziałkowy
poranek do pracuni. A co nie wolno?
Ścieżka
138 Do przodu
2010-09-10
Te
sondaże, te badania, te brednie w szczególności gdy pochodzą z
uesa to rzekłbym że mnie nawet wkurzają. Będę musiał jednak się
trochę nad tym zastanowić głębiej bo ostatnia ocena made in USA
wywołała we mnie twierdzące poruszanie głową ze zrozumieniem.
Chciałek
już to wcześniej z siebie wyrzucić ale jokosik śmiałości żech
nie starczało.
Ale te
POLSKIE baby to są. Zołzy.
Rożne
pewnie sfery życia brano pod uwagę ja jednak zajmę się jedynie
polskimi damami na drodze.
Cała ta
fałszywa opinia że takie kurrrturrrarrne, że uprzejme. No i że
prowadzą bezpiecznie. Buuuusiiieeeettt.
Ja er
przekonałem się pomykając na gulkocie o tem dobitnie.
Wiem
oczywiście że przepychanie się w korku pomiędzy samochodami
stosowne nie jest. Gdy już jednak do tego się posuwam to mówię że
dziewięciu na dziesięciu facetów usunie się z drogi. Dziewięć
na dziesięć babsztylów nawet okiem nie mrugnie. „Nie istniejesz
gościu”. A poza tym „Gdzie się pchasz”. No ale jak się już
przepchasz to nie daruje, nie odpuści, będzie gnała na złamanie
karku, tak, musi być szybsza, musi być pierwsza. Nie przypuszczałem
nawet że potrafią tak mocno dociskać gaz.
Stoję
na świtłach. Dwa pasy do przodu, jeden w lewo. Z lewego pasa na
środkowy stara się uciec auto ale że korek to nie może się
posunąć do przodu. Za tym autem ustawia się następne które chce
jechać w lewo. Ale nie może. Zaczyna trąbić. Po chwili znowu. I
jeszcze raz. Za moment już chyba zapiera się kolanem na klaksonie.
Pierwszy raz w życiu słyszę by ktoś tak trąbił. Oglądam się
zaciekawiony. W blokującym aucie baba, no ale tego mogłem się
spodziewać. Patrzę dalej. W zablokowanym aucie - też baba.
Innym
razem jadę. Drogę zjeżdża mi małe autko. Hamuję. Uff udało
się. Małe autko zmienia pas. Pędzi ale wpada na małą blokadę.
Próbuje wrócić na poprzedni pas. Ląduje parę miejsc za mną. W
lusterku widzę jak slalomem wymija kolejne samochody. „Co za
idiota”- myślę. Koncentruję się na tym co przede mną. Nagle na
milimetry obok mnie, praktycznie tym samym pasem, przelatuje te małe
autko. Łapię oddech i kierownicę. Autko hamuje. Znowu rusza i
znowu zmienia pas. Pokazuje środkowy paluch gościowi któremu
zajechało drogę. Na światłach mam wreszcie okazję podjechać
bliżej i zajrzeć temu wściekłemu rajdowcowi w oczy. Pewnie się
domyślacie. Oczywiście młoda, wyzwolona panienka to była.
Ja er
ogłaszam wszem i wobec że mitem jest i nieprawdą opinia że panie
prowadzą bezpieczniej i kurrrrturrrarrrrniej.
I prawdą
jest że są zawistne i chore z ambicji żeby być naj naj naj.
Zresztą
fala komentarzy jakie się pod tą notką pojawią świadczy o tym
najlepiej. Tak więc komentarzy nie będzie.
Bo
jedyne i nieomylne naj naj naj to jaer.
A pani
rzecznik krakowskiej policji stwierdza że na przestrzeni ostatnich
kilku lat odnotowują wyraźny wzrost przestępczości wśród
nastoletnich dziewczynek – to tak apropo walki na noże w jednym z
gimnazjów.
Ja nie
wiem? Nie wiem co będzie za parę lat.
A mnie
wychowali w przekonaniu że płeć żeńska ta taka ciepła, dobra,
spokojna .....................
I na
poprawę humoru puszczę se kulture.
Ścieżka
137 Do przodu
2010-09-07
Ech to /
te życie to jest…….
Mirabelki.
Powiastka
o tem jakie to / te życie to jest czyli Mirabelki.
Jakoś
tak ze dwa tydzie temu nazad pomyślałem sobie o wakacjach. To tak
apropo tego że jeszcze trwały ale się kończyły i jak to pierwej
bywało czyli za moich czasów to było…..hoho. Tak se myślałem
co to tez te dzieciaki będą wspominać ze swoich wakacji kiedy już
będą takie starzutkie jak mła. Bo na ten przykład mi na myśl
przyszły mirabelki. Wspominam lato na wsi u dziadków gdzie przy
każdej dróżce, na miedzach rosły mirabelki. Było ich pełno. U
mojego dziadka na podwórku rosły cztery. A w szczytowym momencie
nawet pięć, bo dziadek do standardowych żółtych, dosadził
ekstrawaganckie czerwone. A więc były wszędzie. Dojrzałe
mirabelki gdy już opadły na ziemię to tworzyły żółte dywany -
chodzenie po tym to nie było za przyjemne, taka ślizgawka. A potem
to przez całą zimę to były kompoty i konfitury z mirabelek.
Mirabelki do zarzygania. Dla takiego srajtaka jak mła to mirabelki
były dobre tylko do tego by rzucać nimi w dziewczyny.
No a
teraz jak mi się przypomniały to zjadłbym sobie takich mirabelek.
Tylko że ich już nie ma. U dziadka na podwórku wycięte w pień
dziesiątki lat temu. Przy dróżkach i miedzach też już nie ma.
Mirabelki nie wytrzymały konkurencji i przegrały z pomarańczami,
bananami i innymi podobnymi ananasami.
Tak se
przypomniałem te mirabelki tak ze dwa tydzie nazad i nawet miałem o
tym napisać ale zapomniałem i nie napisałem.
Siedzę
w zeszłą niedzielę na starówce. „A skoczę sobie nad Wisełkę
bo dawno nie byłem”- przyszło mi na myśl. Siadłem na gulkota i
jadę. Tak jest że jak się jedzie ze starówki pod most Gdański to
jak się nie wbijesz pod mostem to dalej jest tak wysoki krawężnik
że za cholerę motórem nie podjedziesz. No się nie wbiłem pod
mostem Jadę więc powolutku dalej, klnąc pod nosem, z nadzieją że
może dalej będzie jakieś dogodne miejsce. No i o dziwo znalazło
się. Piękny wjazd. Taka zatoczka z dróżką w drzewach prowadząca
do takiego budynku co się nazywa komora trafo. Zaciszne miejsce, tuż
przy bulwarze, w cieniu drzew. Zsiadam z gulkota i nagle czuję coś
pod butami. Hmmmm jakieś takie niezbyt komfortowe ale znajome
uczucie. Spoglądam pod nogi. No tak. Cóż mogło leżeć na ziemi,
w cieniu jakich drzew zaparkowałem. Tak to były mirabelki. Nie
takie dorodne jak te z wakacji ale były. Pojadłem sobie. Pięknie
pachniały mi potem dłonie mirabelkami
I takie
to / te życie jest. Chciałem mirabelek to dostałem. Moje życzenie
zostało spełnione nawet gdy o nim całkowicie zapomniałem. I tak
jest zawsze, problem w tym czy jestem na tyle przytomny by to
dostrzec.
A tak na
koniec to bardzo piękne słowo te mirabelki.
mira –
belki
mi –
rab – elki
mirabel
– ki
mirrrrrrrrrrabelki
Komentarzy:
20
Ścieżka
136 Do przodu
2010-09-04
Wszystko
dobrze jest od rana. Dobrze jest wszystko. Niby. Ale nie jest dobrze
bo ilość ku.... hu...... je...... pie....... itp które
wypowiedziałem dzisiaj od rana napawa odrazą nawet mnie który to
mówię.
Wku.....
mnie ściana w której po wywierceniu małej dziurki pod półeczkę
odpada tynk.
Wku.....
mnie to że nasi znowu nie wygrali. Żesz Franek weś wreszcie
powołaj Bieleckiego bo bez niego nie wygramy do usr....... śmierci.
Wku.....
mnie to że w tych pie..... marketach jak wchodzę to się bramki
otwierają automatycznie a jak wychodzę bez zakupów to już nie.
Wku.....
mnie biuro obsługi ery bo się do ku...... nędzy dodzwonić nie
mogę. Wybierz to wybierz ku...... śmo a potem i tak powrót do meni
głównego. Ku....... czterdzieści minut słuchałem jakiegoś
pie........ lektora i muzyczki. Nagrywają? To dobrze bo wiązanka
jaką im posłałem na pożegnanie trafi z pewnością na jutuba.
Wku....
mnie to że po napisaniu tego powyżej coś mi to skasowało i
ku....... musiałem pisać od nowa. Teraz mamy komputer, możesz pan
pisać co chcesz, on się i tak pomyli przy dodawaniu – jak mawiał
inkasent z misia.
I tak
ku..... do zaj......ia.
A tak na
koniec to wszystko dobrze jest piiiiiiii i dobrze się czuję
piiiiiii.
Człowiek
musi se czasem mięsem porzucać piiiiiiiii. No nie?
Komentarzy:
6
Ścieżka
135 Do przodu
2010-09-01
Jadę.
Dochodzi 21:00. W samochodzie cieplutko. Ale tylko w samochodzie. Na
zewnątrz już nie. Wycieraczki wprawdzie dają radę zbierać wodę
z szyby jednak widać że nie jest im łatwo. Pada. Wieje. Jest
ciemno i zimno. A jest dopiero 21:00. Przejeżdżam przez kolejna
kałużę – na szczęście na chodniku nie ma żadnego przechodnia
– bo mogło by się skończyć awanturą. Jadę. Patrzę na około.
Kurczę, a jeszcze kilkanaście dni temu siedziałem na plaży. Było
widno, było ciepło.
Czy to
już czas podsumować lato?
Kiepskie
to lato było. Tak kiepskie jak wiosna. Mokre. Padało i padało i
pada. Przerwy między deszczami pełne duchoty. Nie dało się
oddychać. Kiepskie to lato było. Kiepskie w szczególności dla
motocyklistów. Jeżeli nie wracałem do domu zmoczony deszczem ( co
było dosyć częste ) to wracałem zmoczony tą dusznością.
Momentami było tak nieprzyjemnie że jedyną ochłodę dawał
rozsunięty rozporek.
Może
jesień zrekompensuje niedostatki wiosny i lata. Mam taka nadzieję
tym bardziej że nie wiem czy to starość, melancholia czy inna
cholera ale jesień staje się moją ulubioną porą roku. Kolorowa
jesień, pełna barw i owoców. I taka spokojna, zasypiająca. Chyba
ten spokój, to przemijanie najbardziej w jesieni lubię. Obraz tego
że wszystko przemija że ma gdzieś swój kres i koniec. Nie jest to
smutne jednak. Ot Życie. I mam nadzieję posiedzieć jeszcze na
starówce. Chociaż będzie to siedzenie krótsze bo tak jak ostatnio
w niedziele, tak jak zawsze zostałem na wieczór. Nie wziąłem pod
uwagę niestety tego że słonko zachodzi za horyzont dużo
wcześniej. Siadam jak zawsze na gulgota w drodze powrotnej, zakładam
kask, zaciągam szybkę i …….. ciemność widzę, ciemność.
Szybka czarna, przyciemniana, przeciwsłoneczna, idealna na słońce.
A teraz słońca brak. Wracałem po omacku. Podniesienie szybki nie
dawało nic bo pęd chłodnego powietrza mroził twarz. I tak
wróciłem po omacku co nie było aż takie straszne zważywszy że
mniejsza ostrość widzenia, niedostrzeganie dziur, przeszkód
powoduje że jazda jest prostsza. Nie trzeba z niczym walczyć,
niczego omijać, martwić się przeszkodami. Skoro czegoś nie widać
to tego nie ma. Może to sposób na życie? Taka jazda po omacku, co
będzie to będzie. Oby do przodu.
A tak w
ogóle to jest mi szkoda lata.
Komentarzy:
7
Ścieżka
134 Do przodu
2010-08-24
Niedzielne
popołudnie. Gdzie może być er o te pore? Jak zwykle o te pore
siedzi na Placu Zamkowym. Leniwe, błogie popołudnie. Ludziska
przepływają przed moimi oczami i znikają gdzieś w oddali ze
swoimi sprawami. Siedzę sobie i przyglądam się przez chwilę tym
którzy bardziej niż inni przyciągają mój wzrok. Siedzę na
schodach.
Jest
śliczna. Naprawdę śliczna. Schodzi po tychże schodach mijając
mnie po prawej. Krótka spódniczka, a może to były szorty, nie
wiem. Fakt że zgrabne, długie aż do ziemi nogi z poziomu trzeciego
stopnia podziwiać mogłem doskonale. Poszła. Poszła w stronę
Rynku. Kruczoczarne włosy zakrywały jej ramiona. Z pewnością w
taką duchotę musiało jej być niezbyt komfortowo z tymi włosami.
Oj poci się szyja, poci. Mijając Kolumnę Zygmunta odgarnia te
kruczoczarne włosy i trzyma przez chwilę w dłoni, dając szyi
chwilę ochłody, wytchnienia. Poszła. A ja poszedłem za nią –
wzrokiem. Hmmmmm. Jak ona się ruszała. Ummmmmm. Nie wiem czy to
jest cecha nabyta czy wrodzona, nie wiem także czy robią to
specjalnie czy nieświadomie, faktem jest ze niektóre damy to
potrafią chodzić. Oj potrafią. Rzekłbyś mimowolny widzu że
chodzą po wodzie, a przynajmniej po materacu wodnym. Płyną. A
biodra chodzą razem z nogami. To w lewo to w prawo, to w lewo to
prawo, to w lewo to w prawo .......... I patrzysz na tyłek i oczu
oderwać nie możesz. Lewo prawo, lewo prawo. Jesteś zahipnotyzowany
jak wahadełkiem. Poszła. Znikła w tłumie. Jeszcze chwilę siedzę
z otępiałym wzrokiem zanim myśl otrzeźwienia nie przywróci mnie
do rzeczywistości.
Myślę.
Pewnie to przez kompleksy, może przez zazdrość ale nachodzi mnie
refleksja że to pewnie niezła ździra. No bo czy porządna
dziewczyna tak chodzi? Tak prowokacyjnie? Pewnie lekkich obyczajów
bez zasad i moralności. I pewnie poszła na spotkanie z jakimś
starym, bogatym dziadem. Jestem już wręcz oburzony.
Dochodzi
osiemnasta. Czas wziąć tyłek podnieść i przespacerować się do
katedry. Idę. Wchodzę. Msza się jeszcze nie zaczęła. Przechodzę
prawą nawą i mijając jedną z ławek znowu ją widzę. Siedzi
skromnie przy ścianie. Ta sama piękność.
I nie
wiem, zaprawdę nie wiem która z moich ocen tej dziewczyny była
trafna? Ta pierwsza czy ta druga? Żadna!
Nie wiem
również, zaprawdę nie wiem czy smażąc się w piekle na czele
listy moich przewinień będzie zapominanie o przykazaniu numer IX
czy raczej : „Nie sądźcie byście sami nie byli sądzeni”?
I
wszystkim tym którzy to czytają i myślą że już mnie trochę
znają. Którzy myślą że ten er to maruda i maruda do kwadratu a
zarazem i tym którzy myślę że jaki ten er zabawny i bystry
powiadam: „Nic nie wiecie o mnie, nic, a z zarazem ja nie wiem nic
o was czytając was”.
I tylko
jedno mogę powiedzieć na koniec: „Kurna ale ona pięknie kołysała
tym tyłkiem uuuhhhmmmmmm”.
A teraz
wracam do malowania bo pierwsza warstwa przeschła i można kłaść
drugą. Ech zamiast spędzać wolny czas na starówce ja maluję
ściany i układam panele. No ale cóż. Nie będę robił z mordy
cholewy i skoro obiecałem moim kobietom że zrobię – to zrobię.
Taki to już ten honorny.
Komentarzy:
12
Ścieżka
133 Do przodu
2010-08-18
No to z
tym wypadkiem było tak.
Za
górami, za lasami, za morzami. No nie. To nie tak. Zacznę inaczej.
Po
pierwsze primo to sam się prosiłem. Ostatnio tak jakoś leciutko mi
się zaczęła manetka odkręcać i start w parę sekund na dwójce
do setki spod świateł zaczął sprawiać przyjemność. Do tego w
przedostatniej notce sam pisałem cytuję : „Jak bym ( odpukać )
nieoczekiwanie zamilkł przed zimą to może znaczyć że się
rozwaliłem ( odpukać, odpukać, odpukać ) na gulgocie…”
A do
tego jeszcze, dwa dni przed tym zdarzeniem, jak zaproponowałem
koleżance z pracy że podrzucę ją do domu powiedziała : „ Nie.
Boję się. Jeszcze ktoś w nas uderzy”. No i uderzyła, a raczej
ja uderzyłem po tym jak mi zajechała drogę niejaka pani Ewa. Na
szczęście prędkość moja i jej była niedużą, sporo też
zawdzięczam sprawnym hamulcom, i kolizja choć wyglądała groźnie
zakończyła się tylko na poważnych otarciach. Ale groźnie było
to fakt. Jeden gość co to widział podszedł po zdarzeniu z
pytaniem czy nic się nie stało? „Nie - mówię – Wszystko
wporzo”. Na co on : „ To dobrze, bo nieźle żeś się
wypier….ił”. Powiem że ciekawe uczucie gdy w jednej chwili
siedzisz se na motorze a już w następnej leżysz na glebie a motor
parę metrów dalej. No i jeszcze z tym piątkiem trzynastego. Pani
Ewa zaczynając pisać oświadczenie zapytała :”Który dzisiaj?”
„Trzynasty-mówię”. Na co ona : „ Oooo i piątek”. I wtedy
to do mnie dopiero dotarło. Kurcze, przecież to trzynasty piątek.
Przypadek?
Boli
mnie teraz lewy bok. Cały ból ujawnił się parę godzin po glebie
a gdybym poczuł go od razu to może i na karetkę bym się załapał.
I spodnie podarte, i bluza, but lewy podarty a sznurowadło w kilku
kawałkach. Gulgota szkoda mi jednak najbardziej. Widać teraz po nim
że biedaczek pokancerowany. Na szczęście tylko powierzchownie i
części mechaniczne nietknięte.
Po
drugie primo to całe zajście miało miejsce z rańca, w drodze do
pracy. A 10.08, 11.08. i 12.08. jeździłem rano przed pracą na
Stare Miasto posiedzieć. Jeździłem więc do pracy inną trasą i
wcześniej. Natomiast 13.08. postanowiłem sobie rano odpuścić, bo
jak pisałem wcześniej, święto Starówki i zaplanowałem sobie
dłuższą wizytę popołudniu/wieczorem. Jechałem więc
bezpośrednio, tak jak zawsze. Co by było gdybym 13.08. też
pojechał rano na Starówkę? Pewnie pani Ewa drogi by mi nie
zajechała.
Pamiętajcie
więc ziomkowie : NIE KUSCIE LOSU!!!
No i nie
lekceważcie piątku trzynastego
A tak w
ogóle to cała ta sprawa to strasznie mnie śmieszy i raduje. Nawet
dumny z siebie jestem. Nie wiem dlaczego ale jestem.
Komentarzy:
7
Ścieżka
132 Do przodu
2010-08-13
„Gruby,
czarny kot przebiegł mi drogę, a h.. mu w du…ę, nawet
trzynastego w piątek” – tak śpiewał swego czasu mój
najulubieńszy Kaliber. A więc mamy trzynastego – piątek. Ale nie
o tym żech chciał. Dzisiaj czyli trzynastego w piątek jest święto
Starówki. Nie mogę więc o tem nie wspomnieć wszak to moje
najulubieńsze miejsce. Nie rozumiem, a rozważam to praktycznie
codzień, fenomenu dlaczegóż to tak wspaniale tam się czuję. Jest
tak że tak jakieś z 50 metrów od Starówki zaczyna działać na
mnie jakaś magia. Niewidzialne promieniowanie przenika napełniając
spokojem, radością a na uroczej gębuni zagaszcza uśmiech. Tak
jest. Siadam na schodach lub na ławeczce, zapominam o całej reszcie
świata, a prawdę mówiąc mam ją w …….. nosie.
Byłem
tam już tyle razy, a dopiero w tym tygodniu na/w jednej z kamienic
znalazłem miejsce gdzie chciałbym mieszkać, zamieszkać. Jest to
lokalizacja idealna, wręcz bajkowa. Teraz za każdym razem gdy
spoglądam w tamtą stronę marzę by stało się moim domem. To jest
moje kolejne marzenie.
Patrząc
z kolei w drugą stronę, na praski brzeg Wisły, dostrzegam że
Świętokrzyski zasłania mi widok na Narodowy. Jednym słowem
Świętokrzyski nie licuje w osi i najprościej mówiąc trzeba by go
deko przesunąć. Ostatecznie wyburzyć.
A na
uświetnienie święta wystąpić ma niejaka Aga Zarjan. I tu znowu
mogę pomarudzić. Jak ja nie cierpię Agi Zarjan. Jest tak że nie
wiem jak ale po prostu się kogoś nie lubi i już. Nie znam
kobieciny bliżej więc moja ocena może być mylna ale jakoś tak
podskórnie aż mnie nosi jak słyszę o Adze. Taka to ci
„niespodzianka” świąteczna. Myślę jednak że na Starówce i
Aga Zarjan nie będzie aż taka szszsztraszna.
Aha i
bym zapomniał. Czy pisać mam coś o ostatnich dokonaniach naszej
kopanej? Nie napiszę bo znowu będzie że marudzę i marudzę. A tak
prawdę mówiąc to nie ma co marudzić bo nawet nieźle grali i mi
się podobało. Tylko ten wynik...........
Aha i
już na koniec to to z tym piątkiem trzynastego to nie takie w kij
pierdział bo dzisiaj miałem wypadek. Gulgot ucierpiał bardziej niż
ja ale obaj żyjemy i chodzimy ale to to już historia na zupełnie
inną opowieść.
Komentarzy:
7
Ścieżka
131 Do przodu
2010-08-10
Jak bym
( odpukać ) nieoczekiwanie zamilkł przed zimą to może znaczyć że
się rozwaliłem ( odpukać, odpukać, odpukać ) na gulgocie przez
baby. Nie mają te babska litości.
Obserwując
motocyklistów stwierdzam że duża część tych motocyklistów to
kobiety. Natomiast poszkodowani to wyłącznie faceci. Dlaczego? Czy
to to że panie jeżdżą bezpieczniej. Nie. Gucio prawda. Ja, er,
mówię że przyczyna jest inna i doświadczam jej organoleptycznie.
Już wyjaśniam o co chodzi.
A więc
nie mają te babska litości. Ciepło jest, to fakt. Ale zakładanie
tych spódniczek, tych sukieneczek, tych bluzeczek na ramiączka.
Łażą tak po ulicach. Nogi odkryte, ramiona odkryte, dekolty do
pępka. I jak taki motocyklista jeden z drugim ma się nie rozwalić.
Lezie ci taka jedna z drugą chodnikiem z telefonem przy uchu albo
stoi na pasach i se papla z psiapsułką o pierdołach i nie wie że
stanowi śmiertelne zagrożenie. Natapiruja, nafarbują se włosiska
i i machaja łepetyną na boki. To granda jest. Łażąca broń
masowego rażenia dla panów na ryczących maszynach. A na motórze
trzeba być skupionym. Motór nie wybacza błędów.
Całe
szczęście że pozycja ma motorze jest jaka jest i siedzi się
krokiem przytulonym do zbiornika, co w znacznym stopniu ogranicza, bo
zaprawdę powiadam ciężko jest kierować gulgotem w stanie
notorycznej erekcji.
Baby
opamiętajcie się!!!!
Komentarzy:
6
Ścieżka
130 Do przodu
2010-08-07
To jak
tam z tą naszą kopaną na arenie europejskiej, a w porywach
azjatyckiej?
E tam
szkoda gadac. Wolę wrócić na chwilę do wspaniałego i
szczęśliwego czasu urlopu i pobytu. Ech fajnie było wstawać
nieśpiesznie i kłaść się spać. Fajnie było chodzić boso.
Momentami to piasek parzył niemiłosiernie. Zimny Bałtyk był tak
ciepły jak najstarsi górale nie pamiętają.Ehhhh się rozmarzylem.
Ale
Ale
Ale
Ale
szlag mnie trafiał zanim tam dojechałem. Dzzziesieć godzin jazdy.
Toż to więcej siedzenia na de niż w robocie. To granda jest. Z
Wa-wy do Karwi jest całe 254 mile. I tę oto odległość pokonałem
w czasie 10 godzin co daje średnią 25,4 mili na godz. Jechał ktoś
z was kiedyś z taką prędkością przez 10 godzin? Można oszaleć!
Jedna mila to około 1,609 km. Koń ciągnący wóz z sianem nie wiem
jaką prędkość wyciąga ale pewnie coś koło tego. Myślę że
gdybym tak jechał tym wozem rozciągnięty na sianie pewnie by mi
się mój kochany ton marudzenia nie uaktywnił ale skoro wozem z
sianem nie jechałem to więc marudzę. W pewnym momencie mojej
podróży czyli przejeżdżając przez dwumiasto Rumia/Reda moje
nerwy nie wytrzymały. Jeździć w korkach nie cierpię prawie tak
samo jak wstawać rano na budzik, dlatego też przesiadłem w stolicy
się na gulgota, ale to co
mnie tam
spotkało to była masakra. Już prawie byłem u celu, już witałem
się z gąską czyli z morjem a tu niespodzianka. Aaaaażżż teraz
się trzęsę z nerw. Grrrr. Potem jeszcze jednego dnia jak nie było
pogody to myślę sobie: „Pojadę do Gdyni zobaczyć rekiny’”.
I co? Dojechałem do …… Pucka. Dalej się nie dało jechać,
jechać normalnie. Nie mam cierpliwości do takiej jazdy.
I jak
mnie pamięć nie zawodzi to jazda nad morje zawsze tak przebiegała.
Zamiast zrobić drogi, obwodnicę Rumi i Redy to te barany myślą o
tematach typu : krzyż przenieść czy zostawić. Taka to ta nasza
rzeczywistość polityczna. I teraz mogę się wytłumaczyć dlaczego
nie głosuję. Właśnie dlatego. Dopóki dopóty te barany nie
zabiorą się za sprawy polepszające społeczeństwu życie a nie
przepychanki i podchody. W ,,Samych swoich" jest taka scena jak
Kargul z Pawlakiem smarują świnię pastą na czarno by zrobić z
niej dzika. W pewnym momencie wchodzi żona Pawlaka i gdy się
dowiaduje co robią stwierdza : „Ale przecież to oszukaństwo”.Na
co Pawlak odpowiada z rozbrajającą szczerością : „Oszukaństwo?
A tam zwyyyyczajna poooolityka”. To jest sedno.
Polityka
to
robienie z świni dzika ( rymowanka mi wyszła ).
Podobno
na ostatnich wyborach była taka osada gdzie frekwencja wyborcza
wyniosła zero przecinek zero procent. I to są dla mnie goście.
Bravo ta osada. Powiedzieli że nie będą głosować dopóki im
gmina nie zrobi drogi. A ja, er, deklaruję w takim razie że
rozważę, zaznaczam rozważę, możliwość uczestnictwa w wyborach
gdy podróż nad morje będzie trwała nie dziesięć a cztery
godziny.
Bronek
powiedział: „Naród wybrał’. Broniu, skarbie. Z tego co się
orjętuję to w wyborach wzięło udział trochę ponad 50 procent
uprawnionych. Z tych ponad 50 procent też trochę ponad 50 procent
skreśliło krzyżyk przy tobie. Nie pier….ol więc że naród
wybrał. Raczej jedna czwarta, no dajmy na to trzydzieści procent.
Jarek
podróbka przegrał i szaleje. Już gdzieś tam to pisałem ale tu
też napiszę. Wiem to trochę okrutne ale nie ma tam jeszcze jednego
TU na stanie w rządzie dla Jarka?
A
zimnego Lecha z przed Wawelu też mus było zerwać.
Aaa i
teraz żałuje jeszcze że speńkałem bo miałem przez chwilę taką
myśl żeby wieczorną porą ten krzyż zwinąć i zatknąć go na
samym czubku Pałacu Kultury i Nauki - dla nauki. Jak to mówił
Leszek z „Daleko od szosy” :”Będę studiował kulturę i
sztukę. Tak. Bo jak się ma taką sztukę przed sobą to trudno
zachować kulturę”.
Im
dłużej przyglądam się z bokowca tej polityce tym bardziej
rozumiem Palikota.
Komentarzy:
6
Ścieżka
129 Do przodu
2010-08-04
W sobotę
dzień otwarty przy Łazienkowskiej był. Byłem oczywiście zobaczyć
to cudo od środka. I jak? Pięknie. Naprawdę pięknie. Aż się
serce raduje jak się widzi że to wszystko zmierza wreszcie we
właściwym kierunku. Nie jest to wprawdzie takie cuś jak w
Gelsenkirchen ale robi wrażenie. Naprawdę. Mogę wreszcie
powiedzieć nareszcie. Aż żal że kibicem Legii zapalonym nie
jestem, karnetu nie kupuję i chodził co 14 dni na te cudo nie będę.
Chociaż kolega M – kibic Legii zapalony – kusi i namawia.
Brakuje jeszcze trybuny po krytej ale jak już zamkną czworobok w
całości to naprawdę, polecam, samo iść i zobaczyć. Widok z
górnych rzędów wyśmienity. Oprawa ma wrócić na trybuny więc
spektakl na pięknej scenie może być niczego sobie. I tutaj mogę
zmienić ton z zachwytu na jedynie słuszny i mój ulubiony czyli
narzekanie. Spektakl w wykonaniu kibiców oczywiście – nie
piłkarzy.
Lech
czyli mistrz walczy o Ligę Mistrzów. „Wzmocnił” się spisanym
już od kilku sezonów na straty w Bundeslidze Wichniarkiem. I co?
Przeszedł jak „burza” po dramatycznej serii rzutów karnych
Inter – tylko że nie Mediolan a Baku. Teraz wrócił z Pragi z
bramką starty w plecaku, z Pragi która na własnym podwórku zbiera
cięgi z lewa i prawa. Wisła czyli wicemistrz walczy o Ligę
Europejską. „Wzmocnił” się zapomnianym już dawno w Szkocji,
Grecji czy Cyprze (potęgi futbolowe :)) Żurawskim. I co? Wygrał
wprawdzie pierwszy dwumecz z drużyną w której gra zawodnik który
swego czasu próbował podbić polską ligę grając w bliskiej memu
sercu Pogoni Siedlce. Jednak już w drugim meczu opierdzielili u
siebie aż miło z Azerami. I niech się cieszą że tak nisko, a
gwiazda czyli Żuraw nie wtrafił do bramki z 11 metrów w ostatniej
minucie. Dalej, czyli Ruch przegrywa też u siebie z Austrią Wiedeń
czyli przedstawicielem ligi kraju którego reprezentacja w ostatnim
czasie grała na dużej międzynarodowej imprezie tylko dlatego że
była gospodarzem. Jagielonia przegrywa z Arisem, też u siebie,
który do liderów ligi Greckiej nie należy, a jak się Grecy
zaprezentowali w erpeaa prawie każdy widział.
Takie to
te naszej „EKSTRA”klasy potęgi widowiska wyśmienite tworzą.
Cieszę
się oczywiście że stadiony nowe rosną. Jest w Kielcach – byłem
– taki sobie ale nowoczesny, jest w Lubinie – nie byłem, jest w
Warszawie – byłem – super. Będzie w Krakowie. Narodowy rośnie
aż miło, cieszę się tym bardziej że i moja firma macza w tym
paluchy. Mam nadzieję ze ewentualna wtopa ( odpukać ) nie będzie
moja winą. Na Baltic też dokładamy przysłowiową „cegiełkę”.
Niech się pną do góry. Ale co z poziomem widowisk. Przecież to
jest budowane z przeznaczeniem piłkarskim a nie dla koncertów
muzycznych. Jak tak dalej będzie to mój postulat jest następujący:
Euro
2012 jak najbardziej u nas. Zdążymy ze stadionami. Końca świata
nie będzie. Robotnicy i kibice pokażą na co stać Polaków. Tylko
że bez naszej reprezentacji. Szkoda nerwów i pieniędzy na pensje
dla naszych grajków. A ewentualne spektakularne porażki ( na chwilę
obecną wszystkie trzy mecze w grupie ) grożą rozróbami większymi
niż ta wczorajsza na Krakowskim Przedmieściu. Cała Polska
widziała, i turyści zagraniczni na spacerze i turyści zagraniczni
odpoczywający w Bristolu.
Komentarzy:
6
Ścieżka
128
2010-08-02
A więc
wróciłem. Do roboty. Po czternastu dniach niepierdzenia w stołek
wróciłem. Stołek tak jakby lekko przewietrzony jednakowoż nuta
charakterystycznego smrodku unosi się nad nim nadal. Jest i biurko,
tak, to moje miejsce mojej pracy, co oznacza ni mniej ni więcej że
jestem biurwą. Na biurku papierki. Oczywiste jest że im później
sięgnę po pierwszy z nich tym później stracę tą nabytą przez
te czternaście dni lekkość. A więc nie sięgam. Nie odpalam też
poczty. Wiadomości pewnie setki a jakoś nie mam sumienia wywalić
ich jednym prostym delete wszystkich jak leci do kosza.
O dziwo,
a to ci niespodzianka, serwer odpala mojego bloga, do którego
blokował wcześniej dostęp więc mogę się zająć jedynie słuszną
ideą czyli pisaniem tu. A reszta biurowców niech mnie obserwuje i
utwierdza się w przekonaniu jaki to ten eruś pracuś, jak się
przykłada, angażuje i jak z zapałem wypoczęty zabiera się do
kochanej pracy.
Ech
fajnie było. Siedząc wieczorami na plaży, słuchając szumu fal i
popijając tanie wino z gwinta wymyśliłem że taka przerwa to
powinna być tak przynajmniej raz na trzy miesiące. Tak się jakoś
przyjęło że raz do roku urlop dwutygodniowy i już. A potem znowu
rok pracy i tak w kółko. A przecież już za chwileczkę, już za
momencik jak tylko sięgnę po pierwszy papierek piękne chwile
prysną i z każdym kolejnym papierkiem będą coraz bardziej
odległe. Za tydzień całkiem wpadnę w tą rutynę, oczy mi spuchną
a stołek zacznie śmierdzieć jak przed urlopem. Inaczej bym do tego
podchodził gdybym wiedział że następna taka okazja będzie już
niedługo. Zapyta ktoś: „To dlaczego tak nie zrobisz?’’. I
będzie miał rację. Tylko wiecie, rozumiecie itp., itd. A tak w
ogóle to za trzy miesiące plaża, morze i zachód słońca nie będą
takie piękne i takie ciepłe. Szkoda że nasza Polska nie znajduje
się w trochę przyjaźniejszej strefie klimatycznej. Do ciepłych
krajów nie wybieram się w opcji rezerwowej. Jak to rzekł pewien
mój kolega po powrocie z Egiptu : „Nie to żebym miał zatrucie
czy też sraczkę ale oddawanie stolca cztery razy dziennie to
zupełna normalka w tym kraju. Co poniekąd tłumaczy niską
wydajność w pracy murzynów i arabusów”.
Zresztą
czy jakieś inne moRZe moŻe być piękniejsze od naszego.
Jednego
dnia leżąc na plaży byłem świadkiem zadziwiającego zjawiska. Od
strony morza zaczęły nadlatywać pojedynczo dziesiątki motyli. Nie
znam się na markach motyli ale te były tymi najczęściej
spotykanymi o umaszczeniu z przewagą czerni, brązu i chyba koloru
bordo. To było naprawdę urzekające. Stałem na brzegu i
przyglądałem się im jak szybują na dużej wysokości a po
dotarciu do brzegu zaczynają machać skrzydełkami i lądują gdzie
popadnie. Nie wiem czy to było realne czy nie ale nikt oprócz mnie
nie zwrócił na to zadziwiające zjawisko uwagi. Jeden zmęczony to
usiadł nawet na plecach jednej stojącej po pas w wodzie pani która
bawiła się z trójką dzieci. Ani ona, ani tym bardziej dzieciaki
które biegały wokół niej niczego nie zauważyły. Skończyło się
tym że motylek wylądował w morzu i tylko szybkiej i zdecydowanej
mojej akcji ratunkowej zawdzięcza życie. Nie wiem skąd ani
dlaczego tyle motyli nadlatywało od strony morza. Jest to dla mnie
dziwne a zarazem magiczne i urzekające. Prawdopodobnie jest jakieś
logiczne, naukowe wyjaśnienie ale ja wolę trwać w przekonaniu że
to była magia.
Przeczytałem
jeszcze raz to co napisałem i doszedłem do wniosku że czegoś tu
brakuje i tak zakończyć nie mogę. Mojego stylu czyli narzekania. A
więc jak to pierwej bywało dopiszę jeszcze na koniec.
Morze od
drogi i cywilizacji oddziela piękny las sosnowy. Uwielbiam takie
nadmorskie lasy. Jednak ten las, a raczej w tym lesie….. Było
wszystko. Wracając do tematu kupy ( Egipt ) to jestem jeszcze w
stanie zrozumieć, chociaż nie pochwalam, że jest tam nasrane. No
bo toi toi mało a jak już są to lepiej nie wchodzić. A wiadomo
jak człowieka przyciśnie to ….. Specjalistą od biologii nie
jestem ale myślę że termin rozkładu takiej kupy to pewnie z rok,
chyba że ktoś wcześniej w taką kupę wlezie i proces ten
przyspieszy. Tak czy inaczej przyroda poradzi sobie z tym problemem
bez problemu. Ale te butelki, te puszki, te torebki foliowe. Nawet
jeden dziurawy materac leżał. Już kiedyś o tym pisałem opisując
syf nad Wisłą jednak w tym lesie byłem zszokowany. Nie rozumiem
ludzi którzy porzucają odpady tam gdzie akurat są. Oooooburza mnie
to. Skąd się oni bjorą. Brudasy i zasrańcy. Echhhh.
Dobra
koniec. Kto doczytał dotąd to szacun za cierpliwość. A więc
biorę pierwszy papierek z kupy na biurku chociaz tak prawdę mówiąc
wolałbym użyć go do kupy.
Komentarzy:
5
Ścieżka
127 Do przodu
2010-07-29
Zawsze w
takie poranki zachodzę w głowę ( tak właściwie co to znaczy
zachodzić w głowę – czy tak się powinno mówić ?? ) dlaczego
tak jest. Budzę się i zanim jeszcze otworzę oczy już czuję że
jestem zmęczony. Wstaję, a raczej zwlekam się z wyra i zanim coś
pomyślę już wiem że nic mi się nie chce. Kurcze pióro –
dlaczego? Spałem przecież całą noc bez problemów, wczoraj
położyłem się o przyzwoitej porze a cały poprzedni dzień był
spokojny, lekki i miły. Dlaczego więc teraz jestem taki obolały i
zrezygnowany? Swego czasu tłumaczyłem to wpływem pogody, ciśnienia
i takich tam pierdół. Ale doszedłem do wniosku że to zbyt banalne
i że to śpiewka wymyślona na potrzeby profilaktyki zdrowotnej i
związanego z tym przemysłu. Obecnie natomiast zastanawiam się
gdzież to udaje się moja dusza podczas snu i jakie boje toczy,
jakie pokonuje trudności że budzę się taki osłabiony. A może
szaleje gdzieś w innych światach, może pije na umór, może
zalicza inne piękne duszyczki, może korzysta z życia i robi
wszystko to czego nie robi w tym świecie a mnie w tym czasie karmi
dla zmyłki jakimiś bzdurnymi snami. A ja się potem budzę rano z
„kacem” i zastanawiam się głupi nad proroczym znaczeniem tych
snów.
Innego
zaś razu budzę się wypoczęty, szczęśliwy i pełen energii. Chce
mi się rozbawiać i uszczęśliwiać wszystkich. Robię z siebie
małpę, otoczenie pokłada się ze śmiechu a ja absolutnie nie
czuję zmęczenia. Nic i nikt nie jest w stanie mnie zasmucić czy
zdenerwować. Wszystko jest tak jak być powinno w moim idealnym
wymarzonym świecie.
Nie
wiem, zaprawdę powiadam wam nie wiem skąd się to bierze. Raz budzę
się pełen sił do życia a raz, tak jak dzisiaj, bez tych sił.
Myślę i myślę i wymyśleć nie mogę. Czytam i czytam mądre
księgi szukając odpowiedzi i wyczytać nie mogę. Się chyba będę
musiał niedługo zapisać do innej publicznej bo w tej obecnej to
zaczynam pomału trafiać na pozycje które już wcześniej
zaliczałem.
Uuuuuuuaaaaaa
– to jest ziewnięcie na zakończenie.
Komentarzy:
4
Ścieżka
126 Do przodu
2010-07-12
No
widzisz Krajan i dlatego też ani ja ani Ty kariery w wielkim futbolu
nie zrobiliśmy, choć umiejętności nie byle jakie posiadamy.
Posiadamy?
Tyle
apropo tego co na wątrobie. Uczciwość w stosunku do organów ( nie
tych kościelnych ) skłania mnie jednak do napisania też tego co na
sercu. Wczoraj i przedwczoraj nie byłem, bo ruszyłem w Polskę z
koteckiem. Odwiedziłem dawno nie odwiedzanego dziadka który na
widok kotecka stwierdził : „ Ale gulgot” i tak się schetałem
tą drogą w skwarze że na parkingu już pod domem wyłożyłem się
jak długi podjeżdżając pod krawężnik. Straty poza moralnymi
praktycznie żadne, tycio tycio się porysowało i ułamała się
końcówka rączki sprzęgła ( znawcy tematu poznają od razu że
żech poleciał na lewą mańkę ). Ależ to cholerstwo ciężkie.
Normalnie nie mogłem gulgota podnieść. Ale w końcu tak się
zaparłem jak dziadek na rzepkę że się udało. Ufff.
Ale
wracając do tematu to jak wspomniałem wczoraj i przedwczoraj nie
byłem. Byłem przed przedwczoraj czyli dla mało bystrych w :
piątek. I było cudnie. Ciepluteńko. Wyśmienicie posiedzieć i
posłuchać jaskółek. Ależ ja uwielbiam słuchać tych ptaków.
Chyba dlatego że od najmłodszych lat kojarzą się z ciepłem,
wieczornym letnim spokojem i wakacjami na sielskiej wsi. Mógłbym
tak siedzieć i ich słuchać godzinami.
Ponadto
trafiłem na plan filmu. Z tego co się zorjętowałem to kręcili
nowego och Karola. Aktor Adamczyk stwierdził że ma zaciasną
koszulę :), ludzi z obsługi co nie miara, łazili tam i z powrotem
bez pożytku, ładu i sładu – i kto za to płaci? Społeczeństwo!
Zanim zaczęli coś kręcić na serio to nieźle kręcili się w
kółko. A jeszcze widziałem ciekawe wyposażenie planu. Duża bańka
po jakimś płynie wypełniona do połowy wodą a na niej nabazgrane
markerem : KIEPY. A potem przyjechała taka blondyneczka. Ja się na
tych nowych młodych aktorkach nie znam ale to chyba była ta co się
nazywa Socha. No i od nowa zamieszanie bo miała uklęknąć przy
oświadczynach Adamczykowi. A że podłoga była drewniana to
postanowili tam podłożyć taką matę żeby sobie kolanka nie
uszkodziła. I majdrowali i majdrowali i kleili i łazili znowu tam i
powrotem i nie wiem jeszcze co tam robili. Skończyło się tym że w
końcu poszedłem dalej marudząc pod nosem ( jak to ja tylko
potrafię ) na te nasze pseudo gwiazdy. Ale jak byście kiedyś
trafili na ten film ( chociaż nie radzę ) to jak będzie taka scena
jak się ta Soch oświadcza Adamczykowi w kawiarence przy stoliku na
Starym Mieście to pamiętajcie że JA – ER323 byłem tam i
widziałem i zaświadczam że to jedna wielka ściema i lipa. Klękała
nieszczerze na gumową podkładkę tak by se kolanka nie odgnieść.
Taka to ta nasza polska filmowa miłość.
A może
jutro rano podjadę posiedzieć chwilkę przed pracą? To słuszna
koncepcja jest. Chyba pojadę rankiem.
Komentarzy:
6
Ścieżka
125
2010-07-05
Serce
podpowiada bym napisał o starówce.
Rozum z
kolei podpowiada bym napisał o wyborach.
Ja
jednak napiszę o tym co mi podpowiada …… wątroba.
A więc
męczy mnie już ta piłka. Moja piłka amatorska męczy mnie
fizycznie. Nie daje już rady ale to to jakoś zniosę. Jednak o
wiele bardziej męczy mnie piłka zawodowa. Patrzę na te mistrzostwa
światowe i aż mnie skręca. Nuda. Może i dla jakiegoś znawcy
taktyki i strategii to i może to ciekawe jest. Dla mnie nie. Dla
mnie ważne są szybkie akcje, piękne strzały, efektowne parady
bramkarskie. A tego niestety - brakuje. Strategię i taktykę to mam
w szachach i to w zupełności mi wystarcza. Piłka nożna polega na
strzelaniu goli a co poniektórzy grają nie po to by gole strzelać
a tylko po to by ich nie tracić. Naprawdę o wiele ciekawsze staje
się dla mnie oglądanie dzieciaków kopiących piłkę na podwórku.
One właśnie grają tak, by gole strzelać.
Druga
sprawa to jak te gwiazdy grają. Dla mnie to jest to czyste
oszukaństwo i robienie z przeciwnika, sędziego a przede wszystkim z
widzów normalnie frajerów. Powtórki telewizyjne są w tej sprawie
bezlitosne i ukazują całą nagą prawdę. Każdy ruch nogi,
machnięcie ręką powoduje spektakularny upadek, potworny grymas
bólu na twarzy. To jest gra dla mężczyzn czy jakiś teatr dla sory
za określenie – ciot. Padają i zwijają się z bólu jak rażeni
prądem. A w telewizorze widać jak na dłoni że udają. Szczyt
maestrii osiągnęli w tym temacie Włosi i bardzo, ale to bardzo
cieszyłem się że tak szybko się z tym mundialem pożegnali.
Strasznie ale to strasznie wkurzają mnie te teatralne pady i gesty
niektórych piłkarzy i nabieranie wszystkich na naciągane faule.
A po
trzecie dostają za to taką kasę że spokojnie by można za roczną
gażę niejednego grajka nakarmić przez rok wszystkie głodujące
dzieciaki w takiej np. Etiopii. Jakoś mi to nie licuje.
No i po
czwarte to te pomyłki sędziowskie. Ale to to akurat jestem w stanie
zrozumieć bo wierzę że jest to wynikiem słabości ludzkiej a nie
wpływem określonych grup. Wypacza jednakże wyniki meczów i władze
powinny coś z tym zrobić. Nie robią nic, gra się toczy, piłkarze
biegają a i tak o wszystkim ostatecznie może zadecydować
niedyspozycja jednego człowieka. A u mnie pozostaje jakiś taki
niesmak.
I można
by wywnioskować że już nie spojrzę więcej na futbol. Można by i
prawie prawie byłaby to prawda. Życie jednak nie jest takie proste
i potrafi zaskoczyć. Taka na ten przykład końcówka Urugwaju z
Ghaną. W doliczonym czasie dogrywki kotłowanina pod bramką
Urugwaju, kolejny strzał i piłkę ręką z linii bramkowej wybija
Urugwajczyk. Sprawa prosta czerwień i karny. Ghana strzeli –
awansuje. I co? Poprzeczka, a potem w rzutach karnych odpada. Czy
jakiś scenarzysta z Hollywood wymyśliłby większą dramaturgię?
Albo Paragwaj z Hiszpanią. Dwie minuty trzy karne. Pierwszy karny
dla Paragwaju, Paragwaj nie strzela, akcja Hiszpanów i karny.
Hiszpan strzela ale sędzia nakazuje powtórkę, powtórka i Hiszpan
nie strzela. Czy jakiś inny scenarzysta z Hollywood wymyśliłby
większą dramaturgię?
No i
Niemcy. Jakby ktoś mi kiedyś powiedział że będę im kibicował
to bym go kopnął w ….. Ale podobają mi się. Taki wesoły
autobus ze zbieraniną jak w taborze cygańskim. To już nie toporni
germani co nic nie grają a wygrywają ale wesoła kompania co gra
szybko, widowiskowo i z polotem no i strzela kupę bramek. Swego
czasu żabojady zdobyli mistrzostwo graczami z których żaden nie
był urodzony na terytorium Francji. I wówczas nie pasowało mi to
strasznie. Bo co to za drużyna narodowa bez rodowitych Francuzów. I
nadal tak myślę. Wszelkiego rodzaju „lewe” paszporty, i w
naszej narodowej, mi nie pasują. Reprezentacja kraju to
reprezentacja kraju i basta. I nawet w tych czasach otwartości i
mieszania się kultur. Ja pozostaję skostniałym betonem. Jednak
niemiaszki jakoś mi się z tego stereotypu wyłamują. Czuje do nich
sympatię i życzę powodzenia. Chyba dla tego że są solidni, grają
swoje uczciwie i bez pozerii.
I za to
kocham futbol a ściślej życie.
Komentarzy:
7
Ścieżka
124 Do przodu
2010-06-26
W
przerwie między meczami skrobnę coś.
Bardzo
komfortową mam w domu sytuację bo jakoś nikt nie marudzi na to że
tak ciągle oglądam i oglądam. Naprawdę bardzo ale to bardzo
dziękuję że mi pozwalają i oko przymykają.
Mecze
nudne. Od początku strasznie mnie drażnią, czegoś mi w nich
wyraźnie brakuje. Dopiero ostatnio jak obejrzałem angoli to lekko
mnie olśniło. Angole jak to angole doping i oflagowanie zawsze mają
wzorowe i tak samo i tą razą udało im się zagłuszyć
wszechryczące trąby. I to jest to. Brakuje mi na tych meczach głosu
kibiców. Nawet po strzeleniu gola nie słychać okrzyków radości,
a po zmarnowanych akcjach jęków zawodu, tylko te trąby. Że repry
naszej tam nie ma to nie żałuję zbytnio ale nasi kibice to by się
tam przydali. Na pewno dałoby się słyszeć gromkie : „Gramy u
siebie, Polacy, gramy u siebie”. Kogo jak kogo ale kibiców to mamy
pierwszorzędnych. Zresztą jak już nieraz powtarzałem z Polaków
to dumny jestem zawsze i wszędzie.
Z innej
beczki to zastanawia mnie brak na ostatnich notkach koleżanki
Magenty. Na kogo jak na kogo ale na nią zawsze mogłem liczyć a tu
nagle się urwało. Hmmmmm? A tak zapewniała o swej wierności. Ech
te baby to są! Ale za to cieszy mnie coraz częstsza obecność
Anaste. Uwielbiam jej notki i bardzo mi się podoba jej styl pisania.
Zresztą nie przypadkiem plasuje się w czubie tabeli. Dlatego też
cieszę się że wpada również tu do mnie. Pokłon dla
miszczstrzyni.
Pogoda
się poprawia. I dobrze bo przeziębienie mnie dopadło.
Przeziębienie w czerwcu! Dobre! Mam katar i kaszel, a jak się zrobi
ciepło, wręcz gorąco, to mi może pomoże w powrocie do zdrowia.
Ale ta pogoda tej wiosny i początku lata to koszmar. Dzieciaki
cenzurki podostawały, wakacje rozpoczęte, a tu pada i ledwie 15
stopni. Brrrr.
Pozdrowienia
dla wszystkich co tu wpadną. Ciepła i radości życzę.
Jutro po
starówce lecę na meczyk więc dzionek pełen wrażeń. Przedostatni
mecz tej rundy, z liderem więc będzie ciężko.
Lubię
te swoje samotne wypady na starówkę jednak ostatnio zaczyna mi
brakować trochę kogoś fajnego z kim można by inteligentnie
poobserwować przyrodę i poobgadywać ludzi.
Odnoszę
dziwne wrażenie że się jakiś nudny ostatnio robię.
Komentarzy:
8
Ścieżka
123 Do przodu
2010-06-22
I
jeszcze o Starym Mieście.
Lubię
to miejsce również ze względu na historię która emanuje z
każdego zakątka. Tą historię odległą, królewską ale również
tą historię zupełnie niedawną. Bo pomijając już sam fakt czy to
była słuszna decyzja, na ile kierowały nią potrzeby polityczne i
czy taka ofiara młodych walczących jak i niewinnych, postronnych
mieszkańców Warszawy była potrzebna, to mam ogromny szacunek do
Powstania. Szukam śladów tej historii. I oto tutaj znajduję gdzie
była barykada, gdzie spadł amerykański Liberator z pomocą dla
walczących w którym zginęła siedmioosobowa załoga. Tutaj na
chodniku znajduję wyraźny ślad muru getta, tutaj spotykam tablice
upamiętniające poszczególne bataliony, tablice wskazujące
kamienice w których mieszkali polegli żołnierze. Spotykam te
miejsca które zmuszają mnie do zastanowienia się nad tym czy te
dzisiejsze przeciwności jakie mam typu znowu korek taki że nawet
motórem się nie przeciśniesz? Są, tylko czym są w konfrontacji z
tą walką o honor, wolność, godność, o życie.
Za ponad
miesiąc kolejna rocznica. Ilu warszawian zatrzyma się o 17 by
uczcić pamięć?
Komentarzy:
5
Ścieżka
122 Do przodu
2010-06-17
Dawno
mnie nie było. Się dzieje. Pogoda w miarę więc się szfędam po
łorsoł z koteckiem. Gra się też w gałę. Mistrzostwa się
rozpoczęły więc i przed tivi też trochę tracę. Suma sumarum
czasu brak. I dobrze nie myślę o pierdołach.
W
ostatnią niedzielę wygraliśmy 2:0. Nie chwaląc się otworzyłem
wynik strzałem z własnej połowy. No strzałem to to raczej nie
było hehe i bramkarz dał ciała ale fakt faktem brameczka-farfocel
wpadła.
Mistrzostwa
w RPA na razie dziadostwo. Nie da się tego oglądać, a raczej
słuchać. U nas to się mówi na stadionie :”Trąby na Małysza”,
ale tam pewnie nie znają Adama.
Mój
faworyt. Tzn nie faworyt, a raczej sympatią darzę i ucieszyłbym
się jakby wygrali to :
Arrrrrdżżzżżzeeeeeeeennnnnnnntiiiiiiiiiiiina.
Nie wiem
jeszcze czy gramy w niedzielę bo są wybory i może być problem.
Jakieś tam ustawy, nakazy, zakazy czy inne pierdzielenie. Nie wiem
też czy chce mi się poruszać taki temat tutaj po tak długiej
nieobecności, mając wiele ważniejszych spraw którymi mógłbym
się podzielić i nie wiedząc kiedy następną razą będę miał
możliwość popisania ale moja miłość do Polski, szacunek dla
barw narodowych, dla godła sprawia że jednak coś powiem. Zawsze
byłem dumny z tego że jestem Polakiem. Kocham ten kraj, jest
piękny. Polaków uważam za najlepszy naród pod słońcem. Apeluję
więc; Narodzie ukochany! Nie bierz udziału w najbliższych
wyborach! Narodzie ukochany! Olej to! Masz łykend! Ciesz się i
raduj, korzystaj z łąk i lasów, odpoczywaj! Narodzie ukochany!
Wybory przekreślają twoje plany łykendowe ( w tym oby nie mój
mecz :) ). Narodzie ukochany!
A
wszystkim co nie posłuchają mojego apelu i w wyborach udział wezmą
chciałbym powiedzieć że w świetle prawa pomaganie/popieranie
przestępcom/przestępców czyni was współwinnymi.
Komentarzy:
3
Ścieżka
121 Do przodu
2010-06-05
W
żołądku wierci mnie nadal. Tylko że teraz z zupełnie innego
powodu. Trochę żeśmy z kolegą M przecholowali z tymi pifami
wczoraj( zresztą jak zwykle ). Eeech pić to trzeba umić. Uziemiony
jestem z tego powodu dzisiaj. Leżę w wyrze i gniję przed
telewizorem - znaczy leczę się. A taka piękna sobota. Można było
na ten przykład śmignąć z koteckiem nad morje na rybkę. Ech
stracony dzień. Na dodatek poranny powrót do domu zaaowocował
strasznym katarem. Cieknie mi z nosa i czuję ból w dyńce. Zimne są
jeszcze poranki oj zimne. Piękne ale zimne. Tak apropo to piękna ta
nasza stolyca o trzeciej nad ranem. Gwaru miejskiego jeszcze nie ma,
cisza i spokój, na wschodzie słonko zaczyna wyglądać zza
horyzontu a ptasia rozgłośnia rozpoczyna nadawanie. Muszę sobie
zaplanować kiedy taki poranek na trzeźwo i w / z lepszym odzieniem
bo wczoraj czy raczej, to już było dzisiaj, zmarzłem
niemiłosiernie. Metro mi pan strażnik metra zamknął przed nosem i
musiał er biedaczek latać po połowie miasta szukając przystanku z
którego to dojedzie autobusem nocnym do domku do ciepłego użeczka.
Tera
leże i pociagam nosem z żalu.
Aaaa i
tak se kiedyś myślałem że na starówce to w week to juz tylko
małpy brakuje. Jest wszystko indianie ( już dwie grupy ), b-boye,
psy, koty, klałni, jakiś AA co stoi na głowie i wiele wiele
jeszcze innych róznych rózności co to mają niby uatrakcyjnić
miejsce to. No i tak se myślałem że jeszcze tylko małpy mi
brakuje do completu. No i co? Jeeest i małpa!!! Wczoraj zanim się
sponiewierałem byłem controlnie na starówce i widziałem. Jeeest!
Komentarzy:
6
Ścieżka
120 Do przodu
2010-06-04
Czy
pojechałem wczoraj na starówkę i meczyk motórem?
Wszyscy
co czytali wczorajszą notkę i byli w łorsoł wieczorem to sami
sobie odpowiedzą. Jasne że pojechałem. Przecież padało i to jak.
Dojechałem tylko do pierwszego "przystanku". Dalej nie
dało rady. Legalnie armagiedon.
Chciałbym
tu oczywiście wszystkich przeprosić za te kosmiczne pogodowe
anomalie. Nawypisywałem wczoraj na pogodę różności obraźliwe i
się porobiło. Niestety kochana pogoda nie wiedziała że dzisiaj
nie idę do pracy i w swej zapalczywości zalała tę małą uliczkę
przy której stoi firma w której to niby pracuję. Zalała tak że
była dzisiaj rano na czerwonym pasku w TVN Warszawa. A że przy
okazji zalała pół łorsoł to nic. Trochę się ta pogoda nam
pogubiła z tymi opadami. Jakaś złośliwa ostatnio i nie do życia.
Może ma ..... wizytkę ciotki.
Coś
mnie w żołądku swidruje że dzisiaj wieczorem obalę parę pif z
kolegą M. Coś mnie tak właśnie w żołądku wierci. W niedzielę
podwórkowa nasza nie gra więc jest dyspensa.
Tymczasem
borem lasem puszczam się na kotecku na miasto. Ruch niewielki więc
może być miło. Pozmywałem parodniowe zaległości. Nawet lubię
zmywać ale do szału doprowadza mnie ustawianie tego na suszarce. W
szczególności jak jest tego za dużo i się nie miesci !!!
Komentarzy:
2
Ścieżka
119 Do przodu
2010-06-03
Srał ją
pies a raczej powinno być je.....ł ją pies ( oczywiście
przepraszam wszystkie psy i ich właścicieli ale tak się mówi ).
Tę czy tą pogodę a raczej dyszcz. Pada i pada. Możecie być pewni
że jak w łorsoł pada to niechybnie er z koteckiem jadą. Wczoraj w
ostatniej chwili udało mi się schować przed popołudniową ulewą
pod filarami na Chałbińskiego ( jest tam jakiś urząd czy
ministerstwo ). Na szczęście panowie ochraniacze wykazali się
zrozumieniem i mnie nie przegonili podejrzewając zagrożenie
terrorystyczne. Wieczorną nawałnicę ogladał żech z balkonu.
Nieźle dowaliło.
W Ząbkch
byłem. Ja pierniczę ale wiocha ten stadion, trybuny i wogóle. I to
ma być zaplecze tej ekstraklasy? A fuj. A grali patałachy że aż
trudno było patrzeć.
Dziś w
telewizorni przed południem był taki film pt: "Do przerwy
0:1". Kto mnie nie znał w dzieciństwie a oglądał to już
mnie zna, a kto nie oglądał a chce poznać era z lat dzicięcych to
niech obejrzy.
Mam
zamiar jechać z koteckiem na starówkę a potem na 20:00 na gierkę.
Piszę i patrzę w okno. Chyba nic z tego nie będzie. Srał ją pies
a raczej powinno być je....ł ( oczywiście przepraszam wszystkie
psy i ich właścicieli ale tak się mówi ).
Komentarzy:
4
Ścieżka
118 Do przodu
2010-06-01
Bolą
mnie plery. No ale tak to już jest. Facet musi se nieraz
poooooo..........roooombać. No i takie tego konsekwencje. Swoją
drogą człowiek plus narzędzie, w tym przypadku siekiera, to
niszczycielska siła. Pieńki strzelały aż miło, aż strach
pomyśleć, a ja pomyślałem, jak łatwo rozłupać takim zestawem
ludzką czaszkę. W szczególności jak się ma taki wredny
charakterek jak ja. Żadnemu sękaczowi nie przepuściłem, a im
twardszy był i im większy opór stawiał, tym większą chęć
rozwalenia go we mnie wzbudzał. To taka głupia ambicja. Ale się
wyżyłem i w niedzielę na meczyku spokojniutki byłem jak nigdy
dotąd.
Tylko że
kurdeeeee znowu porażka i kurde znowu minimalnie jedną bramką. No
cóż stare dziady jesteśmy i trochę brakuje nam pary na drugą
połowę w konfrontacji z małolatami. Bilans wiosny dwa zwycięstwa,
dwie porażki, jeden remis, w bramkach 15 : 6. I kurde znowu po meczu
żeśmy z koteckiem zmokli. Tą razą wprawdzie minimalnie bo
zdążyłem do domu dosłownie na styk ale tydzień temu to było
ostro, tak bardzo że spędziłem dłuższą chwilę dla oddechu
przed deszczem pod poniatoszczakiem. Wkurza mnie już ten dyszcz
trochę. Jak jeszcze dzisiaj będzie padać po południu to się
rozzłoszczę na całego. Ma być pogoda bo się z koteckiem wybieram
do Ząbek gdzie to zawita legendarny i mój ulubiony KSG. I mam
nadzieję zobaczyć jak to przy bezchmurnym niebie mój KSG
przypieczętowuje powrót do I ligi po rocznej banicji w lidze
drugiej. Nie nazywam oczywiście tego awansem bo awans to jest jak
się go wywalcza ( jak przykład dał łódzki Widzew ) a nie jak się
go dostaje w prezencie od drużyn które o ten awans walczyć już
nie chcą. Nie nazywam również tego oczywiście powrotem do
ekstraklasy bo coś takiego jak ekstraklasa w naszej kopanej nie
istnieje. Ekstra to jest coś jak sama nazwa wskazuje wyjątkowego a
nasza liga wyjątkowa nie jest więc ekstra być nie może. Taksamoż
nie jest to klasa bo klasę to się ma a nasza kopana klasy nie ma. A
więc ekstra-klasy u nas nie ma. Tak czy inaczej ja będę dzisiaj w
Ząbkach i mam zamiar świętować. I będzie to symboliczna chwila
bo moja historia właśnie zatoczyła symboliczne koło. Sam już
tego nie pamiętam ale przecież to rok temu rozpoczęło się to
moje pisanie a jedną z pierwszych notek była jedna z nielicznych (
może nawet i jedyna ) ścieżka do tyłu kiedy to nastał dzień
spadku KSG do drugiej ligi. Dziwnie się czuję czytając to co
wówczas napisałem. Jednak prawdą jest że nigdy nie można tracić
nadziei. Po burzy zawsze wychodzi słońce a ja wierzę że dzisiaj w
Ząbkach to słońce wyjrzy i na niebie i w moim sercu ( transmisja w
TVP Sport od 17:00 ).
A na
narodowszczaku stawiają już jakąś taką rurową konstrukcję
wokół trybun. Jejku jak ja się nie mogę doczekać jak to już
będzie gotowe. Muszę popatrzeć w necie jak i co bo to co widzę na
żywo to fajowo wygląda ale dobrze jest też wiedzieć co i jak
robią fachowo.
W
niedzielę na Starym Mieście też padało a z ciekawostek to
zanotowałem dziewczę które to boso spacerowało po zmoczonym
bruku. Nie nie wyglądała na żadne dziwadło chociaż tazury u nóg
miała wymalowane na niebieskawo. To był błękit – kolor nadziei
– znak dla mnie. Tylko czy błękitne tazury mogą być znakiem?
Motyl błękitny – tak, błękitne niebo – tak ale błękitne
tazury! A co. Znaki są wszędzie tylko trzeba mieć oczy otwarte,
nawet na tazury błękitne.
Aaa i
Dzień Dziecka dzisiaj. A więc wszystkim dzieciom, a jak mawiał mój
tata : „Dzieckiem się jest dopóty, dopóki żyją rodzice, potem
jest się już tylko sierotą”, życzę wszystkiego najlepszego. A
przede wszystkim pociechy z rodziców, żeby byli zdrowi i żebyśmy
mogli być dziećmi jak najdłużej.
Komentarzy:
4
Ścieżka
117 Do przodu
2010-05-28
Dziś
piąteczek dzień fajowy bo nie trzeba iść do pracy. Biorę kotecka
i ruszam w Polskę. Mam nadzieję że aura mi pozwoli i dojadę
suchy. Swoją drogą kurna ale pogoda. Żeby tak ciągle padało i
padało. Cały maj pada. Nie pamiętam jak żyję. To to ma być to
globalne ocieplenie? No ale cóż pogoda pogodą a żyć jakoś
trzeba. Jadę na wieś. Do babci Heni. Narąbać drwa. Zapytają
pewnie co niektórzy : „Narąbać drwa? Na lato?” Ano na lato, na
lato. Chociaż prawdę mówiąc patrząc na pogodę to nie jestem
pewien czy to idzie lato, jesień czy zima. Zapytają pewnie też
inni co niektórzy : „Narąbać drwa? Teraz? Ano teraz, teraz.
Małolaty co to nie doświadczyli nigdy stanu braku czegoś pewnie
tego nie zrozumieją ale babcia Henia jest z pokolenia co to żyło
przed wojną, co to wojnę przeżyło i co to doświadczyło
socjalistycznego dobrobytu powojennego socjalizmu i wie że zawsze
trzeba być przygotowanym na „czarną godzinę”. Tak więc
narąbanego drwa nigdy za wiele, im większy zapas tym lepiej. To
jadę narąbię trochę a przy okazji rozładuję nerwy po
niedzielnym meczu by do następnego w niedzielę podejść ze
spokojem. Trzeba zmazać plamę po ostatniej porażce. Tym bardziej
że była to porażka udokumentowana reportersko przez tajemniczego i
podstępnego reportera. Relacja jest tu w trzecim linku od góry
---->
Są
nawet foty!!! Magneniu nieźle żeś namieszała. No bo wpaść i
popatrzeć to jeszcze rozumiem ale żeby robić z tego takie halo. No
ale muszę przyznać że Ci się reportaż udał. Nawet wykazałaś
się fotoreporterskim nosem i uchwyciłaś sytuację bramkową. Gwoli
wyjaśnienia na zdjęciu trzecim widać akcję w której ja (
czerwony strój ) nabiegam w pole karne atakowany zaciekle przez
obrońcę ( strój niebieski ). Za chwilę dostanę dokładne podanie
i skieruje piłkę do bramki obok rozpaczliwie interweniującego
bramkarza. I to był gol na 2:3. Na więcej nie starczyło czasu. Tak
więc trochę wstyd. Małym usprawiedliwieniem może być fakt że
graliśmy bez bramkarza i na bramce musiał stanąć zawodnik z pola.
Nasz jeden bramkarz ma złamana rękę a drugiego dopadła choroba z
gorączką. A co dla drużyny znaczy brak pewności w tyle nikomu co
się choć trochę na futbolu zna tłumaczyć nie muszę ( no nie
Krajan ?).
Mam
nadzieję że moje gwałtowne reakcje i nie przebieranie w
słownictwie po meczu, którego byłaś podstępna reporterko
świadkiem, nie zraziły Cię do mojej osoby – ciepłej, miłej,
dobrodusznej i kochanej o czym przekonać się możesz czytając moje
słodkie notki i komentarze. Ale z nerw wyprowadziło mnie
nieodpowiedzialne zachowanie jednego z kolegów.
Komentarzy:
7
Ścieżka
116 Do przodu
2010-05-24
Zasób
wyrazów w słowniku który zgromadziłem przez te kilka a raczej
kilkanaście lat życia jest zbyt ubogi niestety by opisać jak
bardzo lubię to miejsce. Może uwielbiam? Może ubóstwiam? Nie. Te
słowa nie oddają w pełni tego co czuję. A może po młodzieżowo
nowoczesnemu czyli : jest zaje....ste? Nie to też nie to, a poza tym
nowoczesność jakoś mi nie pasuje do tego miejsca. A cóż to za
miejsce? Odpowiedź jest banalnie prosta i każdy kto chociaż
odrobinkę mnie zna odpowiedzi udzieli bezzwłocznie. To miejsce o
którym wspominałem nie raz. To jest takie miejsce jakie każdy
człowiek mieć powinien, miejsce do którego wraca po spokój, po
siłę, po radość, uśmiech i nadzieję. Dla mnie tym miejscem jest
Starówka a w szczególności Plac Zamkowy. I teraz kiedy dni coraz
dłuższe, kiedy wieczór zapada coraz później a rozgrzany słońcem
beton pozwala na dłuższą chwilę przycupnięcia, wracam tam
częściej, częściej i na dłużej. Siadam na rogu schodów przy
budynku ruchomych schodów, wyłączam myślenie, zapominam o
zaległych sprawach do załatwienia, zapominam o terminach i
rachunkach do spłacenia i patrzę. Patrzę na ludzi. Są piękni, są
inni, zupełni inni od tych jakich spotykam codziennie w innych
częściach kochanej Warszawy, których spotykam w autobusach, w
metrze czy sklepach. Czy to tylko moje inne spojrzenie czy to raczej
magia tego zakątka gdzie wszystko płynie wolniej? Patrzę więc na
tych ludzi i dochodzę do wniosku że, ciężko w to uwierzyć, ale
oni nigdzie się nie spieszą. Tutaj zakochana para przechadza się
nieśpiesznie, trzymając czule swoje dłonie. Obok para małych
szkrabów goni, nierozumiejące w ogóle taj zabawy, gołębie.
Opodal dwie nastolatki które przysiadły na murku zaśmiewają się
jak wariatki z czegoś pewnie tak banalnego, jak tylko takie
zwariowane nastolatki zaśmiewać się mogą. Jeszcze gdzie indziej
miła mama czyta paroletniemu synkowi z menu wystawionego przed
kawiarnią : „Budyń czekoladowy, budyń śmietankowy, budyń
........”. A wróbel grzebiący w przykawiarnianej doniczce z
bratkami oznajmia wszem i wobec : Ćwir, ćwir, niema tu ćir nic
ćwir, ćwir do żarcia. I jeszcze stukot o bruk małych kółek
walizki ciągniętej przez kogoś kto właśnie zwolnił pokój
hotelowy lub właśnie go zajmie i który mija dziewczynę w
niebieskich butach i dużych czarnych okularach która przechodzi
przez sam środek Placu prowadząc rower z koszykiem przy kierownicy.
I te leniwe dorożki oczekujące na turystów i które kiedy wreszcie
ruszą wybijają miarowy rytm kopytami. A nad tym wszystkim króluje
wieża zamkowa której zegar co kwadrans przypomina, swoim bim, o tym
że czas jednak płynie. Dla mnie jednak ten czas jakby się
zatrzymał.
Tak
lubię. Tak siedzieć i obserwować szczęśliwych ludzi.
I
jeszcze te żurawie na drugim brzegu Wisły. Żurawie czyli dźwigi
:) na budowie narodowego. Jest to widok który niesamowicie mnie
raduje. Wybiegam marzeniami w przyszłość i wyobrażam sobie jak to
będzie pięknie wyglądać gdy już wybudują te Orle Gniazdo. Nie
chciałbym być złym prorokiem ale obawiam się że nic mnie wówczas
stamtąd nie wyciągnie. Zasiedzę się na całego, porosnę mchem,
zarosnę trawą, przysypie mnie kurz i osiągnę stan nirwany.
Ach i
ważne na koniec. Tak to tylko w dniach pon – pt. W weekendy
zwalają się na Plac tumany szybkozwidzaczy, różnego rodzaju
wyciągaczy forsy, sprzedawców wszelkiego badziwia, domorosłych
artystów – tancerzy tańca brek – dance itp. Itd. I to już
wtedy nie jest to, to robi różnicę.
A jak
pada deszcz też jest cudownie tylko to już zupełnie inna
historyja.
Komentarzy:
6
Ścieżka
115 Do przodu
2010-05-17
Tak było
w czwartek.
Ciepły
majowy wieczór. Ściślej – nie chłodny, bo jak na tę porę roku
mógłby być cieplejszy. Dochodzi 22. Zielona lampka wskazuje
wyraźnie że na skrzyni luz. Kotecek mruczy przyjemnie na wolnych
obrotach. Można na chwilę odsapnąć, dać odpocząć kończynom
górnym i dolnym skupionym na sterowaniu. Stoję. Czerwona fala
jechać nie pozwala. Stoję oczywiście w pierwszej linii. Skupiam
się na czerwonym sygnalizatorze który świeci dziwnie długo. No
cóż, chcąc nie chcąc rozglądam się po samochodach które
utknęły tak jak ja i stoją obok. Facet w Modeno po prawo wyraźnie
wygląda tak jakby chciał się ścigać. No nie ma raczej szans.
Dłuży się to stanie. I nagle jakiś ruch. Na pasach dla pieszych
pojawia się człowiek. Idzie z lewej na prawo. Przenoszę wzrok na
tę osobę. Łał stwierdzam po chwili. Ale śliczna ta dziewczyna.
Normalnie bardzo, bardzo śliczna. Przechodzi a ja śledzę jej każdy
krok wyłapując szczegóły figury i rysy twarzy. Jest niebiańsko
śliczna. Piękne blond włosy. Och jaka jest śliczna. No i
przeszła. Znika w ciemnościach chodnika a ja nadal podążam za nią
wzrokiem.
No tak !
Modeno po prawo już dawno mi uciekło. Jedź pan ! No to ruszam.
Trzeba zapomnieć o tym cudzie i skupić się ponownie na połykaniu
kolejnych odcinków czarnego asfaltu.
Kiedyś.
Kiedyś kiedy to er był piękny i młody twierdził że wszystkie
kobiety są piękne. I wcale nie mówił tego po pijaku ani ani wcale
nie uzależniał tego od ilości wina. I teraz, kiedy to er jest
nadal piękny tylko już nie młody a raczej średni zdania nie
zmienia. Wszystkie kobiety są piękne tylko że są kobiety piękne
podwójnie. Będę je nazywał Przepiękne. I tak jak ta brunetka
która swego czasu przekazywała mi klucze w czasie czwartkowej
gierki, tak ta przechodząca blondynka, obie były PRZEPIĘKNE.
Natomiast
w piątek nawaliłem się na grilu jak meserszmit. Dość powiedzieć
że nie pamiętam jak wróciłem na kwadrat. Do dzisiaj mam moralnika
i pozbierać się nie mogę. Jeszcze ten deszcz.
Aha i
dla równowagi mam prośbę do wszystkich obecnych tu niewiast, w
szczególności farszafianek, by w chwili wolnej ruszyły się do :
P.H.U. GAZ-MIX 01-176 Warszawa Wola ul. Żytnia 57
poniedziałek-piątek:10-18 sobota:10-13 i oceniły mi tam takiego
jednego gościa / sprzedawcę bo jak dla mnie to facet idealny.
Komentarzy:
9
Ścieżka
114 Do przodu
2010-05-07
No jest
kochani. No jest.
Nie ja
ale mój nowy motór. Tzn nie taki nowy, bo używany, ale dla mnie
nowy.
Dżamacha
THUNDERCAT - szeseta. Zakupiłżech toto 28.04.2010 około godz
17:30.
Prześmigałem
już ze 300 kilometrów i choć kilka razy było kaskadersko - to
żyję.
Tera
stoi biedactwo pod brezentem. Eszzzz ta pogoda.
Idę
dzisiaj na piechotę podatek zapłacić - ech co za kraj, tylko płać
i płać a robić nie ma komu.
A tak
pozatym to drętwo. Uczucia moje strasznie zszargane i jakoś tak z
deka przygnębjająco.
Niech
się już słoneczko zrobi to może mi się polepszy i na kotecku
będzie można pośmigać.
A więc
do zobaczenia - usłyszenia w lepszym jutrze.
Chyba
widziałem kotecka? Tak widziałem kotecka - stoi przed blokiem.
Komentarzy:
10
Ścieżka
113 Do przodu
2010-04-25
Przyznać
muszę że jest jednak cuś z ziarna prawdy w stwierdzeniu : „Kto z
kim przystaje takim się staje”. No bo jakiż to obraz świata i
ludzi wyrobić można sobie kiedy to się trzy czwarte żywota spędzi
na stadionach. Na stadionach gdzie wypowiadane zdanie nie przybrane w
kilka ciężkich bluzgów nie ma żadnego oddźwięku, gdzie agresja
skierowana w kierunku przeciwnika to podstawowe i pozytywne odczucie
i gdzie poziom sportowej rywalizacji oceniany jest poziomem gotówki
jaki jesteś w stanie wręczyć sędziemu by ten gwizdnął karnego
rodem z baśni tysiąca i jednej nocy.
Się tak
jakoś ułożyło że ścieżki moje zaprowadziły mnie ostatnio,
całkiem przypadkiem, i do Muzeum Narodowego i do Teatru Wielkiego. I
widziałem piękne dzieło pana Matejki, chociaż jak to w kultowych
Alternatywach tłumaczył Balcerkowi profesor Dąb – Rozwadowski
gdy ten zapytał go o to co to jest : „Obraz ten przedstawia Bitwę
pod Grunwaldem” i na co tenże Balcerek odpowiedział : „U nas
też jest taka bitwa pod samem jak baleron rzucą, tylko że bab
więcej”. I przechadzałem się po pięknych korytarzach Teatru
Wielkiego chociaż baletu jako takiego nie oglądałem. Jednak nie o
sztuce to chciałem powiedzieć. Chciałem powiedzieć o ludziach
jakich tam spotkałem. Byli inni niż ci stadionowi. Taki na ten
przykład pan który cierpliwie czekał trzymając drzwi aż wszyscy
wyjdą i on będzie mógł wejść i który pożegnał mnie ciepłym
uśmiechem. I taka na ten przykład pani która spokojnie czekała
nie wpychając się przed innych kiedy to chciała skupić swoją
uwagę na wybranym obrazie. I tego mi było trzeba. Spotkania z
takimi właśnie ludźmi i doświadczenie ich obecności. Mogę
powolutku zacząć wierzyć że nie wszystko stracone, że są
jeszcze normalni na tym świecie. Ci których szukałem, bo
przekonany byłem że muszą gdzieś być, muszą, bo niemożliwe
żeby ich nie było. I tylko nie mogłem na nich trafić. W tłoku
ulicznej szamotaniny, w telewizyjnej szmirze czy w szczególności na
stadionowej trybunie. Są i to mnie cieszy. Są tylko że ze swoją
skromnością są trudno zauważalni. Nie pchają się na piedestał,
nie przyciągają wyszukanymi kreacjami i wypowiadanymi czy
wykrzykiwanymi „mądrościami”. Takich właśnie szukam, tych
którzy są mądrzy własną wartością a nie skalą dziwactwa czy
skandalu jaki potrafią spowodować. Być może kiedyś i na stadiony
zawita kultura i poszanowanie. Być może jak wreszcie wybudują te
stadiony. I oby tak się stało. Chociaż jeżeli ma wyglądać to
tak że przy głowie będą mi latać damskie łapki i karmić mnie
truskawkami to moim skromnym zdaniem niech już zostanie tak jak
jest.
A
tymczasem borem lasem pora udać się na boisko w celu rozegrania
inaugurującego nasze rozgrywki meczyku. Poczwartkowe zakwasy lekko
mnie zniechęcają ( dwutygodniowa żałobowa przerwa odciska swoje
piętno ) no ale cóż, nikt nie mówił że będzie lekko. A potem z
powrotem na Plac Zamkowy dalej szukać.
P.S.
Duże wrażenie zrobiła na mnie kartoniada w środę w Monachium.
Cuś pięknego.
Komentarzy:
7
Ścieżka
112 Do przodu
2010-04-23
Jest
diagnoza ( nie oficjalna )
Ta gula
co mi na piszczelu urosła to podobnież jest od pękniętej
kości.???? Pęknięcie się zasklepia czy coś i tam coś
narasta????. Nic nie kumam ale pewnie tak jest.
Fakt
faktem, jak mi trzy tygodnie temu Pifko ( to taka ksyfka gościa z
drużyny przeciwnej ale mojego znajomego ) przykopał to leżał 10
minut na glebie zwijając się z bólu a ja pognałem na bramkę i
bolącą nogą wtrafiłem nawet gola. Trzeba być tfartym. Fakt
faktem jest też taki że dograliśmy wówczas ten nasz mecz
towarzyski do końca. Fakt faktem jest również też taki że
graliśmy potem za tydzień i za dwa też – chociaż nie, chyba coś
namatlaczyłem bo Pifko raz sobie chyba odpuścił.
I tym
właśnie różni się ta nasza gra amatorska od zawodowstwa.
Fakt
faktem do lekarza nie poszedłem bo kto by łaził do darmozjadów z
taką pierdołą.
I na
koniec fakt faktów czyli wreszcie po dwóch tygodniach zawirowań i
przekładania otwarcia sezonu z wiadomych powodów ( swoja drogą to
trochę granda była ) rusza wreszcie nasza podwórkowa liga szóstek.
I pędził będzie o godz 15:00 er ze swoim piszczelem zdeformowanym
po sztucznej zielonej łące przy Zbaraskiej jak szalony.
Komentarzy:
4
Ścieżka
111 Do przodu
2010-04-20
Znamy
się mało i wiemy o sobie niewiele.
Mógłbym
powiedzieć również że nie piszę tu dla komentarzy czy szukania
pocieszenie, Mógłbym ale nie napiszę bo nie byłoby to do końca
prawdą.
Nie
znacie mnie. Wszystko co wiecie to te kilka notek. Ale czy są
prawdą? A czy można na ich podstawie w ogóle wyrobić sobie jakiś
obraz? Może koloryzuję, może przekłamuję, może ubarwiam.
Kim
jestem? Facetem? A może jestem kobietą która tylko podszywa się
pod faceta? Wszak w sieci pełno dziwaków.
Czy
jestem młody czy stary? Duży – mały, cienki – gruby, piękny –
brzydki?
Jaki mam
charakter?
Nie
wiecie praktycznie nic. Ale jesteście tu, wpadacie zobaczyć co tam
er nabazgrolił. I wiecie co? Ja też Was nie znam ale dziękuje wam
bardzo że jesteście. Tak jak ostatnio gdy pisałem o swoim
zmęczeniu. I nie chciałem komentarzy a jednak byliście i
wykorzystaliście sprytnie poprzednią ścieżkę do napisania czegoś
ciepłego. Zrobiło mi się miło. Dziękuję Wam bardzo i cieszę
się że jesteście.
Taki
blog to dobra rzecz jest jednak psychologicznie.
Komentarzy:
7
Ścieżka
110 W miejscu
2010-04-16
Obiektywnie
rzecz patrząc – wszystko dobrze jest.
Kosteczki
mam poobijane dokładnie jak należy. Na piszczelu zrobił mi się
jakiś guz i od trzech tygodni nie złazi. Wcieram w to cholerstwo
różne mazidła ale jakoś nie pomaga. Noga spuchnięta. Z kolana
właśnie zaczął mi złazić wieeelki strup. Plery mnie bolą i
bark. Ale gramy w piłę i czuje się z tym świetnie i każdą
cząstką ciała czuję że żyję.
W
robocie też wszycho ok. Odpukać żadnych wpadek ani zawirowań. Za
to atmosfera się poprawia i śmiechu co nie miara.
Obiektywnie
rzecz patrząc – wszystko dobrze jest.
I jakby
ktoś tak z bokowca popatrzył to ten er wesoły, dowcipny,
uśmiechnięty i beztroski.
Jednak
prawda jest inna.
Jestem
zmęczony. Jestem cholernie zmęczony. Wkładam co rano tą znajoma
maskę, udaje i stwarzam pozory ale tak naprawdę to jestem zmęczony.
Już
nawet nie wiem czym i dlaczego ale to powoduje że nic mi się nie
chce. Nawet nie powiem czego mi się nie chce.
Jestem
chyba przede wszystkim zmęczony samym sobą. Jestem zmęczony
idealizowaniem, dążeniem do doskonałości, poszukiwaniem wzorców
uczciwości i sprawiedliwości. Jestem zmęczony tą swoja wieczna
nadzieją że jutro właśnie to się stanie, stanie się to że
spełnią się marzenia. Jestem sobą zmęczony. Tym swoim dbaniem o
porządek, punktualność, sumienność. Jestem zmęczony ciągłą
walką o zgodę i porozumienie w rodzinie. Jestem zmęczony walką
nastolatków z rodzicami, szefa z pracownikami, sprzedawcy z
klientami, Don Kichota z wiatrakami.
Jestem
zmęczony swoja bezradnością i bezsilnością. Jestem zmęczony
swoim nieprzystosowaniem do życia. Jestem zmęczony swoją słabością
i nieporadnością. Jestem zmęczony tym co się wokół mnie dzieje,
tym co następuje.
Nie
nazwę jej po imieniu ale nie boję się już chwili gdy mnie nie
będzie.
Jestem
zmęczony tymi wszystkimi błędami które w życiu popełniłem i
jestem zmęczony tym że nie mam możliwości ich naprawić. Jestem
cholernie sobą zmęczony. Już mi nic nie chce. Nawet nic pięknego
mi się nie śni. Właśnie. Snami też jestem zmęczony gdy są
takie nijakie. Moje sny są szare i ja jestem szary.
Osssszzz
ku…. ależ ja jestem zmęczony.
Przez wiele lat, przez wiele
dni,
Budowałem wielki pałac,
Teraz
wiem, teraz wiem,
Nie
jest nic wart.....
Chłopcy z
Placu Broni
Ścieżka
109 W miejscu
2010-04-13
............Puchatek
pobiegł do domu tak szybko, jak mógł. Pędził z szybkością
ponadpuchatkową, a jak stanął przed drzwiami, był tak zasapany,
że nie mógł powiedzieć ani słowa. Wcale się nie zdziwił na
widok Prosiaczka, który też stał przed drzwiami i zaraz sie
poskarżył :
-
Kołatka jest za wysoko. Chciałem zastukać, ale nie dosięgnę....
-
Pozwól, że cie wyręczę.... - wysapał Puchtek i zakołatał w
drzwi. A ponieważ nikt nie otwierał, powiedział :
- Nie
wiem, kto tu mieszka, ale kołacze mi się po głowie taka myśl, że
strasznie dużo czasu zajmuje mu otwieranie drzwi od środka.
- Ależ
Puchatku - zdziwił się Prosiaczek - czy to nie jest przypadkiem
twój dom? Czy te drzwi i kołatka nie należą do Puchatka? ........
Komentarzy:
6
Ścieżka
109 Do przodu
2010-03-28
Jako że
temat już w mediach światowych przebrzmiał a wszyscy mądrzy i
opiniotwórczy liderzy zajęli się innymi tematami najdejłsza
wiekopomna chwillla by głos w sprawie, głos jedynie słuszny i
sprawiedliwy, zabrał sam on – on czyli ER.
Golfa (
swetrów też ) nie lubię bo to i sport żaden, już setki razy wolę
szachy bo i ciekawsze i ciekawsze i jeszcze raz ciekawsze, i zajęcie
dla tych co mają czas czyli forsę by godzinami łazić po polu.
Golf nie jest dla mas więc er go nie lubi. A skoro nie lubi golfa
więc i grających w golfa też ( może dlatego że mają forsę by
godzinami łazić po polu – czyli z zazdrości ). A najbardziej to
z tych grających nie lubi ma się rozumieć miszczów bo jeszcze za
to dostają grube miliony. A już tak najbardziej z najbardziejszego
to nie lubi miszcza nad miszczami czyli murzynka Tigerka. Och jak on
mnie wkurza.
I na
dodatek ta afera – sex czyli sex – afera. I o tym żech chciał
się wymądrzać. Przeprasza Tigerek i w telewizorni przeprasza w
gazetowni doradców bierze i konferencje robi i przeprasza i
przeprasza i przeprasza i się kaja. I taki skruszony i taki teraz
potulny i taki grzeczny.
Zacytuję
po raz kolejny Ferdynanda Kiepskiego, bo mi tu pasuje jak cholera, z
jego genialnym „A gówno !”
Tigerku,
człowieku, ty nikogo nie przepraszaj. Jeżeli już to pogadaj z
rodzina i sobie wyjaśnijcie co i jak. Ale nie przepraszaj opinii
publicznej, nie przepraszaj społeczeństwa, nie przepraszaj
sponsorów.
„Kto
jest bez winy niech pierwszy rzuci kamień, niech rzuci.”
Rzucają
kamienie. Bo to niemoralne, sex pozamałżeński.
A gówno.
A przedmałżeński jest ok? Pie..lą się jak leci kto z kim może i
jak się tylko da. Media zalewa fala wolności sexualnej. Średnia
wieku inicjacji spada drastycznie, ilość rozwodów rośnie, życie
w wolnych związkach zyskuje rzesze zwolenników. Im więcej miało
się partnerów tym się jest bardziej poważanym. No bo to się
przecież zyskuje życiowe doświadczenie. A wierność? Wierność
jest niemodna. Seksuolodzy molestują, księża gwałcą, piłkarze
podbierają sobie dziewczyny, politycy zabawiają się z sekretarkami
itp. itd. I skąd się to bierze? Taki jest świat, taka jest
moralność. A sensacyjne nagłówki to tylko papierek lakmusowy
ogólnego stanu ludzkości. Przecież TO TYLKO SEX.
Więc
nie przepraszaj Tigerku bo nie masz kogo – no może dzieci (
chociaż nie orjętuję się czy je masz – podejrzewam że masz )
no i może żonę ( chociaż wątpię byś był jej pierwszym i
jedynym i by cnotę straciła w noc poślubną z tobą, podejrzewam
nawet że nie jesteś w stanie załapać się na jej podium ).
Nie
przepraszaj Tigerku bo nie masz kogo. A tak apropo to te panie co z
nimi robiłeś to i owo nie muszą nikogo przepraszać? No ale tak,
ty jesteś znany, ty tracisz sponsorów. Sponsorami to jednak bym się
zbytnio nie przejmował bo to co się dzieje na ich wyjazdach
firmowych to to jest dopiero coś. Sponsorami się nie przejmuj –
oni cię zrozumieją.
Więc
nie przepraszaj Tigerku bo nie masz kogo. Było swego czasu o
proletariuszach, teraz będzie o - no właśnie jak to nazwać. Hmmm.
Chyba dobrze będzie tak: „Wolni ludzie wszystkich krajów łączcie
się i pie…lcie się bez zobowiązań. Moralności nie ma wcale.”
A ty Tigerku nie przepraszaj bo nie masz kogo. I amen czyli punkt.
Robertu
gratuluję a sam idę polatać za piłeczką bo dawno nie grałem
Komentarzy:
11
Ścieżka
108 Do przodu
2010-03-26
Śniło
mi się dzisiaj że kupił mnie M. United. I grałem pierwszy mecz na
Old Trafford w LM z Terekiem Grozny. I wyszedłem nawet w pierwszym
składzie i nawet nieźle mi szło choć początkowo nie wiedziałem
na jakiej gram pozycji :) a wykładzina ;) na której graliśmy cały
czas się zawijała. Nie rozumiem skąd taki sen bo i MU to wcale nie
mój ulubiony klub, rzekłbym że przez osobę ser Alexa wręcz ich
nie lubię a i o karierze wyśmienitego piłkarza już dawno dawno
temu przestałem marzyć. Tłumaczę to tylko tym że wczoraj
wreszcie po zimowej przerwie wybiegłem na zieloną sztuczna trawkę
i nie powiem – nawet nieźle mi szło. No więc jak już
wspomniałem wczoraj ruszył sezon. Chłopaki zaczęli już dwa
tygodnie temu ale ja ze względu na lekki katarek i kaszelek
postanowiłem na razie poprzestać na sali. Kurna do póki trzymały
mrozy a śnieg z wiatrem zawiewał w twarz żadna cholera się nie
przyplątała. Jednak jak tylko trochę puściło, a pamiętam to
dokładnie czyli 3 marca bo był mecz repry z Bułgarią, coś mnie
złapało i trzyma do dziś. Kicham, kaszlę, smarkam już prawie
miesiąc jednakże do lekarza nie pójdę za nic. Mimo to wczoraj
latałem z otwartą gębą i gilem do pasa po boisku i jest git. W
pewnym momencie gierki, w czasie gdy zszedłem na chwilę na bok by
odsapnąć, przylukaliśmy z chłopakami że za siatką kręci się
jakaś dziewczyna. Muszę tu dodać że to bojo to taki nowy obiekt
wśród drzew i krzewów otoczony wysoką siatka. No więc ta
dziewczyna łazi tam po tych krzaczorach i wygląd że gdzieś
dzwoni. Gra jakby trochę przysiadła, co mi prawdę mówiąc nie
przeszkadzało, bo jak wspomniałem aktualnie w niej nie
uczestniczyłem. Mogłem się skupić tylko na jej obserwowaniu. Po
chwili dziewczyna ta, na paluszkach na paluszkach, wiecie jak to
biegają takie damesy jak są w butach na obcasie, truchcikiem
obiegła boisko za bramką i podbiegła tam gdzie stałem z kumplem i
mówi : „ Słuchaj czy mógłbyś te klucze ( tutaj przeciska przez
siatkę pęk kluczy ) przekazać temu chłopakowi w czerwonych
getrach?”. Prawdę mówiąc zdziwiło mnie to niezmiernie, bo ten
gość biegał niecałe 10 metrów dalej i sam mógł je sobie wziąć.
Więc mówię żeby sama mu je dała ale ona zaczęła się tłumaczyć
że nie chce przeszkadzać. Było to dla mnie dość dziwne i
zacząłem podejrzewać że to jakaś śmierdząca sprawa.
Ostatecznie jednak wziąłem te klucze. Ale dlaczego o tym tyle
piszę? W sumie sytuacja nic specjalnego. Jednak jest jeden szczegół
który powoduje że o tym wspominam. Otóż jak jest podobno wzorzec
metra – miary długości – w Paryżu tak ta dziewczyna była
wzorcem brunetki. Ale była śśśśliczna. O rany prześliczna,
przeeeeśśsliczna. Wzorzec brunetki.
A potem
jeszcze po meczu okazało się że jednemu gościowi zginęły
kluczyki od samochodu. Szukaliśmy ich w miejscu gdzie się
przebieramy w nieskończoność. Jednak kiedy stało się jasne że
ich tam nie ma postanowiliśmy poszukać ich „ po drodze”- a nóż
gdzieś leżą. Ja oczywiście niespiesznie ciągnę się w ogonie. I
kiedy już prawie doszliśmy do końca drogi, gdy już właściciel
prawie się pogodził z niemożliwym czyli tym że ich nie znajdzie
nagle stało się niemożliwe i się znalazły. W trawie i liściach.
I kto je znalazł? No oczywiście że JA.
I to
tyle z wczorajszego wieczoru a teraz ruszam na salę poganiać za
piłeczką – bo dawno już nie grałem.
Komentarzy:
5
Ścieżka
107 Do przodu
2010-03-24
Przytulić
Przytulić,
Przytulić,
Przytulić,
Przytulić, Przytulić,
Przytulić,
Przytulić, Przytulić, Przytulić,
Przytulić,
Przytulić, Przytulić, Przytulić, Przytulić,
Przytulić,
Przytulić, Przytulić, Przytuli, Przytulić, Przytulić,
Przytulić,
Przytulić, Przytulić, Przytulić, Przytulić, Przytulić,
Przytulić,
Przytulić,
Przytulić, Przytulić, Przytulić, Przytulić, Przytulić,
Przytulić, Przytulić,
Przytulić,
Przytulić, Przytulić, Przytulić, Przytulić, Przytulić,
Przytulić, Przytulić, Przytulić,
Przytulić,
Przytulić, Przytulić, Przytulić, Przytulić, Przytulić,
Przytulić, Przytulić, Przytulić,
Przytulić,
Przytulić, Przytulić, Przytulić, Przytulić, Przytulić,
Przytulić, Przytulić,
Przytulić,
Przytulić, Przytulić, Przytulić, Przytulić, Przytulić,
Przytulić,
Przytulić,
Przytulić, Przytulić, Przytulić, Przytulić, Przytulić,
Przytulić,
Przytulić, Przytulić, Przytulić, Przytulić,
Przytulić,
Przytulić, Przytulić, Przytulić,
Przytulić,
Przytulić, Przytulić,
Przytulić,
Przytulić,
Przytulić,
Komentarzy:
7
Ścieżka
106 Do przodu
2010-03-21
Żeby
tak można było znowu móc patrzeć na świat tak jak za dziecięcych
lat.
Niebo z
dziecięcych lat.
Tak,
kiedy to :
Śnieg
był śniegiem a nie opadem który utrudnia życie bo to korki, bo to
odśnieżać trzeba itd.,
Deszcz
był deszczem a nie kórna znowu przemoczone wszystko,
Słońce
było słońcem a nie kurde ale gorąco, będzie susza,
Morze
było morzem a nie ale zimna ta woda, trzeba uważać żeby nie
dostać skurczu,
Plaża
była plażą a nie mam nadzieję że ten tłusty baleron nie ma
zamiaru się tu rozłożyć,
Ciotka
była ciotką, wujek był wujkiem, siostra była siostrą a nie z
rodzina to się dobrze wychodzi tylko na zdjęciach,
Jedzenie
było jedzeniem a nie o rany a ile to ma kalorii, o rany a to to
niezdrowe,
Podróż
samochodem była podróżą samochodem a nie jak baranie jedziesz,
gdzie się chamie wpychasz, no ruszaj ślepaku przecież jest
zielone,
Koledzy
byli kolegami a nie ten to stary złodziej, a ten to palant a ten to
….,
Dziewczyny
były dziewczynami a nie ta to stara pudernica, a to daje wszystkim
po kolei,
Mecze
były meczami a nie jak te dziady graja, znowu sprzedali mecz,
I kiedy
honor to był honor, bez względu na kasę, którego broniło się
pięściami.
I kiedy
to nie było problemu z erekcją z którą trzeba coś zrobić.
I nie
było gorzały, fajek i innych niepotrzebnych używek.
I kiedy
to nie było polityki i polityków.
A życie
było życiem.
Komentarzy:
5
Ścieżka
105 Do przodu
2010-03-14
Praktycznie
to już niedziela. Jeszcze nigdy tak późno nie pisałem.
Puk puk
jesteś tam nocny podróżniku?
Chili
cichutko i miło kwili.
Podsumowując
dopiero co zakończony dzień, sobota była dosyć pracowita.
Począwszy od porannego transportu Księżniczki na autobus, poprzez
zatowarowanie lodówki czyli całotygodniowe zakupy w markecie,
obiad, małe sprzątanko, prasowanko aż po wieczorną kąpiel nie
miałem ani chwili czasu na rozmyślania. To znaczy trochę miałem.
Wypuściłem się mianowicie na seans kinowy. Tytuł filmu „Nostalgia
anioła” ( tutaj w wersji oryginalnej wpisało się mi
„Zbuntowany anioł” – ciekawe jakie to psoty może spłatać
podstępna podświadomość a swoją droga pozdrowienia dla …. ten
ktoś wie kogo ). Wracając do wątku głównego, to zwiastuny tego
filmu widziałem kiedyś przy okazji jakieś innej projekcji i
właśnie wtedy postanowiłem go zobaczyć. Szczerze? Ciekawe ale
mnie rozczarowało. Głupio poprowadzone. A zakończenie banalne.
Popłakałem się oczywiście parę razy ale gdyby to ktoś lepiej
nakręcił – film na podstawie książki - z pewnością mógłbym
beczeć jak bóbr.
I
wyszedłem z kina i wracając do domu poczułem się dziwnie.
Wprawdzie mijałem setki osób ale postrzegałem je jakoś inaczej.
Nie potrafię stwierdzić czy spowodowane to było emocjami po
seansie czy może zabieganym dniem ale czułem, że każda z nich, po
minięciu mnie, zamienia się w chmurę i znika. Nie oglądałem się
za siebie. Płynąłem wśród tych ludzi jak pośród obłoków na
niebie. Każdy z nich miał swoja własną historię której poznać
nie miałem. I każdy z nich znikał za mną i żadnego z nich nie
miałem już nigdy zobaczyć. Skąd się brali, dlaczego żaden z
nich mnie nie zaczepił? Dlaczego ja nikogo nie zatrzymałem słowami:
„ Zaczekaj. Opowiedz mi swoja historię”. Szedłem niespiesznie a
świat wokół gnał do przodu. Nie w moim tempie. Nasunęła mi się
myśl że to nie moje królestwo.
Zszedłem
do metra. Na ekranie reklamowym nius że Legia przegrała z Polonią
Bytom. Natychmiast stanął mi przed oczami kolega M. Już widzę jak
pomstuje, jak klnie, jak załamuje ręce. A przepowiadałem, a
mówiłem, Jankowi B piłkarzowi kochanego Górnika nie przystoi i z
pewnością nie powiedzie się w Warszawie. Idź ty lepiej już a
raczej wracaj Janeczku do swojego Zabrza. I patrząc na ten nius
zastanowiłem się: „Jakie to ludzie mają problemy? A co mnie to?”
Wsiadłem do pociągu, włączyłem muzykę i zacząłem płakać.
Naprawdę płakałem. Nie wiem czy ktoś to widział. Nie zwracałem
na to uwagi. Łzy spłynęły mi po policzkach a ja w ogóle nie
czułem się zażenowany. Z pewnością gdybym kiedyś indziej sam
zobaczył płaczącego w metrze starego faceta pomyślałbym że
zidiociał. A ja tak sobie jechałem a oczy me były mokre. Ale nie
płakałem ze smutku. Nie płakałem również z powodu bólu
psychicznego czy fizycznego. Ciężko pewnie będzie to pojąć ale
ja płakałem po prostu. Bez powodu.
Płakałem
po prostu, tak po prostu. I wiecie co powiem. Wspaniałe uczucie. I
wiecie co jeszcze powiem. Dokonałem odkrycia. To nie ja płakałem –
to płakała moja dusza.
Rozum
płacze gdy czuje ból, ból fizyczny.
Serce
płacze gdy czuje stratę, zawód, smutek, żal.
Dusza
zaś płacze gdy jest.
I tak to
upłynęła mi sobota. Na sprawach czysto przyziemnych jak i na tych
dla mnie ważniejszych. To była piękna sobota.
A teraz
dopijam mleczko i kładę się w łóżeczko spać.
P.S.
Żeby to
wyczytał ktoś z moich znajomych z którymi to całymi godzinami
walczę tak zaciekle o okrągły „balonik” to ciekawe co by
powiedział?
Komentarzy:
8
Ścieżka
104 Do przodu
2010-03-06
To już
był ten moment, to już ta chwila kiedy należało zadać sobie
dramatyczne pytanie : albo wieszasz buty na kołki albo zaczynasz się
znowu ruszać. Trzy miesiące bez piłki. Trzy długie miesiące bez
piłki i muszę stwierdzić, czym zresztą sam byłem zadziwiony, że
dość przyjemne miesiące. Bo to i nic nie boli i kolana nie
pozdzierane, czasu na leżenie na kanapie co nie miara a i w necie
nabazgrolić też coś można. A więc wygoda i ciepło czy ból,
cierpienie i chłód. Oczywiście to pierwsze. Jednakże gdzieś tam
daleko jakiś głos poszeptywał że może jednak pójdź i zobacz.
No i posłuchałem. Miłość do piłki od kołyski po grób. Się
wczoraj zwlokłem i pojechałem. Ciężko było bo parę kilo
przybyło i mięsień brzucha rozwinął się okazale.
Pierwsza
akcja w ataku. Eeee nie jest źle. Parę podań, lekka przebieżka –
trzymam się. Druga akcja, tym razem w obronie. Bronić się jest
trudniej. Jak to mówią mędrcy piłkarscy ten kto ma piłkę ten
dyktuje warunki. A w defensywie trzeba cały czas być czujnym,
uważać. Jednak i w defensywie moje napięte ciało daje radę.
Odbieramy piłkę i jedziemy z kontrą. Szybką kontrą. Mała kiwka
w moim wykonaniu i podanie. Ooop. Zatrzymuję się. Coś nie tak.
Gdzie jest powietrze!? Kto zabrał tlen!!!??? Oddajcie mi
powietrze!!!! Eeee. Trzeba uważać. Postanawiam trochę przyhamować.
Panie kolego, przelatuje mi myśl, ostrożnie z tymi harcami. W
następnych akcjach już się tak nie wyrywam ale z każdą chwilą
widzę coraz mniej. Oszczędzam się coraz bardziej gdy nagle i
niespodziewanie nadchodzi. Nie wiem co i jak to nazwać. Wiem tylko
tyle że niektórzy wydają kupę kasy by to osiągnąć a posiadanie
środków to wywołujących jest karane. Stała się jasność, potem
były tęczowe smugi a na końcu widziałem gwiazdy. Nie wiem czy
krew mi do głowy nagle napłynęła czy wręcz przeciwnie nagle
odpłynęła. Nie wiem również czy byłem blady, czerwony czy siny.
Wiem tylko tyle że ostatkiem sił skierowałem się w kierunku linii
bocznej mamrocząc coś co chyba brzmiało jak : Zmiaaana.
Siadłem.
Ufff jak
dobrze.
Piććć.
I takie
były wczoraj początki. Oczywiście po chwili wróciłem na boisko i
grałem dalej i było fajnie i bawiłem sie wyśmienicie. I wiecie co
powiem – nie zamienię tego na ciepełko i kanapę. Mam starte
kolano, bolą mnie plecy, chociaż co dziwne nie mam zakwasów, „
straciłem ‘’ dwie godziny, kosztowało mnie to parę groszy ale
ostatecznie stwierdzam – JESZCZE !
Komentarzy:
7
Ścieżka
103 Do przodu
2010-03-04
Jak
wczoraj o 20:30 zobaczyłem naszej narodowej nowe stroje to miałem
zamiar powiedzieć: jaaa pier-do-leeee. Ktoś to zaprojektował, ktoś
to wybrał, ktoś to zaaprobował, ktoś za to zapłacił. Nasi
biatloniści na zimowych też reprezentowali nas czyli Monako. I też
ktoś to zaprojektował, ktoś to wybrał, ktoś to zaaprobował,
ktoś za to zapłacił. Czy w tym kraju pozostały już tylko same
imbecyle co nawet barw narodowych nie znają. A kiedyś w szkole to
podstawą było kto ty jesteś.
Ale jak
już wspomniałem MIAŁEM powiedzieć: jaaa pier-do-leeee. Miałem -
nie powiedziałem. No i zaczęli. Nawet im to zgrabnie wychodziło i
zaczęło mi się podobać gdy nagle atmosferę nadziei na fajne
widowisko przerwał głośny apel do ITI by się „wynosiło”.
Jaaa pier-do-leeee znowu te pajace przeleciało mi przez łepetynę.
No dobra nie podoba im się, no dobra mają jakiś cele, no dobra
jestem wstanie to zrozumieć-przemilczeć , ale niech se to
załatwiają na swoim podwórku. Nie mogli dotrzymać do niedzieli
14:15 ???? Ich walka, ich sprawa, cała Polska nie musi być wciągana
w ich prywatne interesy. No dobra, udaję że nie słyszę, choć
serce rwie się by wrzasnąć: jaaa pier-do-leeee, zamknąć ryje, tu
gra reprezentacja!!!
I jak
mogę podsumować ten wczorajszy występ? Mogę i muszę powiedzieć:
jaaa pier-do-leeee. Bo choć to tylko towarzyski, bo choć
boisko-klepisko to mimo wszystko mi się podobało. I jestem
zadowolony, i znowu wierzę ze zbudujemy narodową zdolną pojechać
angoli. I daliśmy radę bez Adama i Justunki, choć pewnie z nimi
wynik byłby okazalszy. Ale te stroje bezapelacyjnie do wymiany.
A w
niedzielę AV przegrała w pucharze ligi. Grali że pożal się Boże.
Natomiast w lidze spotkały się MC i Chelsea. I przy okazji tego
meczu, w nawiązaniu do tematu z 93 ścieżki, dla wszystkich którzy
nie znają bohaterów z twarzy, mały konkurs w którym należy
stwierdzić którzy to. Jako że jest to dosyć proste, a z tego co
się orjętuję to zaglądają tu same inteligentne osoby nagród nie
przewidziano. Nie wykluczam natomiast że w najbliższym czasie nie
będzie tu trudniejszego konkursu w którym będzie do wygrania nie
lada atrakcyjna nagroda czyli spacer z erem po Krakowskim
Przedmieściu.
Komentarzy:
3
Ścieżka
102 Do przodu
2010-03-01
My
czterej pancerni. Rudy i nasz pies.
No i się
wreszcie skończyły te igrzyska bo miałem ich już serdecznie dość.
Po tym
jak Justynka wywalczyła brąz o długość paznokcia dużego palca
lewej nogi miałem kiepskie przemyślenia. Mimo nawoływań stąd i
owąd żeby się cieszyć, ja byłem niezadowolony. Pisali i mówili
niektórzy że to sukces, że trzeba się cieszyć z tego co jest i
żeby nie marudzić jak to w naszym polskim zwyczaju. Oczekiwania
moje były większe i dlatego też ja - marudziłem. Ja chciałem ze
łzami w oczach wysłuchać Mazurka Dąbrowskiego. Już miałem
ułożoną spiskową teorię że pewnie podpisała intratny kontrakt
reklamowy i jak to wedle mojej teorii że reklama plus sport równa
się brak wyników ja wiedziałem swoje. Tylko miałem czekać jak
się Justynka pojawi na szklanym ekranie i zacznie zachwalać coś
tam. Jednak postanowiłem posiedzieć cicho, poczekać do końca i
dać Justynce ostatnią szansę.
No i
teraz odszczekuje czego nie powiedziałem. Taką walkę chcę
oglądać, taką ambicję podziwiam.
I do
pana Franka Smudy apeluję. Panie Franek weź pan te wszystkie
powołania na środę wyrzuć w te błoto pośniegowe, którego
obecnie nie brakuje, i wyślij nowe do pani Justunki i pana Adama –
właśnie wrócili do kraju. Oni sobie, w przeciwieństwie do
„ambitnych „ kopaczy, spokojnie poradzą. A dodatkowo będzie to
przyjemne dla oka, pierwszy mecz reprezentacji ambitnej i walczącej
do końca - dla kibiców , dla Polaków. I na rezerwę, jakby odpukać
co, weź pan panie Franek te brązowe panczenistki. I masz pan
wygrany mecz, i ludzie zadowolone i er nie marudzi.
I
przecudną ma Justynka tą czy tę czapeczkę.
Komentarzy:
3
Ścieżka
101 Do przodu
2010-02-27
Dla
Basi.
Dwa i
oba facety. My samce musimy trzymać się razem.
Pierwszy
był Karlo a właściwie to Carlo. Szlachcic. Tak miał wpisane i tak
zostało, chociaż mi to się to imię zbytnio nie podoba. No ale tak
zostało. Jak mówiłem szlachcic. Syberyjski neva masquarada –
przynajmniej tak ma w rodowodzie – tabby z czarnymi znaczeniami –
sam nie wiem o co chodzi. Szlachcic już z samej daty urodzenie –
11.XI. czyli w święto narodowe. Szlachcic. Ale ja to go nazywam
buc. Unika wszystkich i wszystkiego. Żyje swoim światem. Jest ale
tak jakby go nie było. Nieraz to się mocno zastanawiam czy on
naprawdę istnieje. Pogłaskać go to zaszczyt wielki. Nigdy, ale to
przenigdy nie siedział u człowieka na kolanach. I dlatego nazywam
go czasem buc. Z charakteru to trochę podobny do mnie. Szlachcic.
Ale fleja straszna - tu akurat jest moim przeciwieństwem.
Skołtuniony i nie daje o siebie zadbać. Taka szlachta podupadła.
Nieraz to myślę że obraził się na świat i mnie po wycięciu
jaj. I tak prawdę mówiąc to go rozumiem. Taka wspaniała sztuka
genetycznie a teraz się marnuje.
Drugi to
Mały a potocznie to maLy. Maly jest przeciwieństwem Karlego.
Wszędzie go pełno. Maly najpierw biegnie a dopiero potem sprawdza
gdzie dobiegł. Często stwierdza że nie jest to to samo miejsce do
którego ja szedłem i wówczas z żałosnym okrzykiem wpada mi pod
nogi. Ale najlepszy to ma wrzask jak się go nie daj Boże nadepnie.
Tego się nie da opisać. Ja padam na glebę jak to słyszę. To jest
taka żałość i pretensja o jakiej świat nie słyszał. Maly
uwielbia żarcie Karlego. Stateczny Karlo siedzi wówczas i patrzy
się na Malego jak ten mu wyżera to samo co ma u siebie. Karlo ma
bardzo zdziwioną minę ale nie protestuje. A mały po wyżerce z tym
swoim okrzykiem leci szybko do kowety i tam robi wielki smród. Oj
tak. Szambo to on też robi wielkie. Ale nie będę tu go obgadywał
w tych sprawach. Maly jak coś znajdzie na podłodze, czy to młotek,
śrubokręt czy inne ustrojstwo, to pierwszą rzeczą jaką robi jest
zachęcanie tego czegoś łapką do zabawy. Zazwyczaj to coś okazuje
się mało rozrywkowe i Maly idzie dalej. No i Maly w przeciwieństwie
do Karlego uwielbia ładować się tyłkiem na ludzi. Jeżeli
gładzisz Malego jedną ręką to on robi wszystko by się dostać do
drugiej. Jak zaczniesz go głaskać oburącz to sprawia wrażenie że
stwórca trochę się poskąpił i powinien był obdarzyć człowieka
większą liczbą łapek do głaskania kotka. Straszny pieszczoch
jest. Uwielbia wylegiwać się w pościeli. Maly nie rozumie że jak
leży na środku dywanu to odkurzacz nie zostawi miejsca pod nim
brudnego. Maly uważa że odkurzacz niech sobie odkurza tam, a tu –
gdzie on leży – nie. Maly zresztą wielu spraw życia codziennego
nie rozumie. Tak np. nie rozumie że jak leży na nie pościelonym
łóżku i to łóżko zaczyna się ścielić to kołdra może go
uwięzić. Maly lubi zwiedzać. Ostatnio wlazł na karnisz i naprawdę
nie wiem jak tego dokonał. Maly jak pije wodę to robi to z takim
zapałem ze słychać go chyba na ulicy. Taka świnka. Aha i Maly ma
bardzo groźny wzrok. Jak tak się patrzy tymi swoimi oczkami, a nie
daj co jak je jeszcze zmruży to jest bardzo poważny. I robi wówczas
taki charakterystyczny dziubek i wygląda ja majestatyczny kot-półbóg
z egipskich fresków. I Maly to straszny czyścioch. Jak już cały
dom śpi i jest cisza jak makiem zasiał to on wtedy zaczyna się
wylizywać, mlaskać i cmokać czym doprowadza mnie do szału. Maly
trafił do tu z przytuliska, bo był zwykłym śmietnikowcem i chyba
z dzieciństwa został mu sentyment bo uwielbia włazić do worka ze
śmieciami. Mały trafił do tu już wysterylizowany i może dlatego,
w przeciwieństwie do Karlego, nie obwinia mnie o to całe
nieszczęście. A z wyglądu jest podobny do zupełnie nikogo, ale
jeżeli już to to dokładnie taki koteczek z reklamy whiskas (
zresztą tak miał w książeczce zanim został przechrzczony –
Whiskas ).
No i to
tyle.
Komentarzy:
5
Ścieżka
100 Do przodu
2010-02-26
No i
proszę jak ten czas leci. Ani się człowiek obejrzał a tu już
setna ścieżka. To już sto razy er podzielił się swoimi
mądrościami. I chociaż nie takie były zamierzenia gdy ścieżki
powstawały to czułem się w obowiązku wyjaśniać i pouczać.
Wszak nie każdemu jest dane mieć taki talent wszechwiedzy jak er, a
że z danego od Boga talentu należy korzystać i nie powinno się go
trzymać w ukryciu, więc ja korzystałem. Nie. Nie dziękujcie. To
był mój obowiązek a i przyjemność.
Dobra
starczy.
Tak
naprawdę to chciałbym wszystkim wpadającym podziękować. Tym
sporadycznym też, jednak najbardziej tym stałym bywalcom i
tropicielom ścieżek. Wasze rady, zrozumienie problemów a przede
wszystkim dobre i ciepłe słowo zawsze wprowadzały odrobinę
spokoju do mojego pogmatwanego życia. Dzięki wam gościł uśmiech
na mej twarzy w smutne dni. Bardzo wam dziękuję, jesteście
wspaniali. Dla jasności muszę dodać że nie piszę oczywiście
tego bloga dla komentarzy. Dlatego też wasza obecność i
zainteresowanie tym bardziej mnie cieszą. To naprawdę pomaga gdy
jest się gdzie i z kim podzielić rozterkami życia. Mi to pomogło.
Dzięki tej setce coraz bardziej rozumiem siebie i akceptuję swoje
wybory.
Jeszcze
raz wielkie wielkie dziękuję.
Aha i
jeszcze jedno. Przysięgam że to nie było żadne moje świadome i
wyrachowane działanie. To czysty przypadek. Sam się niezmiernie
zdziwiłem jak to spostrzegłem. Otóż jest jeszcze jeden jubileusz.
Po prostu er ma dziśśśśś urodziny. Nawet na pamiątkę tej
radosnej chwili na drugie ma Aleksander. Ja zawsze dodaję WIELKI.
Na
koniec to zastanawiam się czy zostawić uchylona furtkę. Hmmm. Wiem
że jeżeli ktoś będzie chciał coś miłego przekazać to stworzy
tę myśl, pomyśli o mnie. A ta myśl poleci w przestrzeń i
wcześniej czy później trafi do adresata czyli mnie w postaci
kolorowego motyla ( chociaż skąd tu - patrząc za okno - motyl ),
śpiewu ptaka, czy znalezionego na drodze orzecha. Jak to mawia
Ferdek K „Są na tym świecie Waldusiu rzeczy o których się
fizjonomom nie śniło”.
Koty się
wylizały a teraz się wiercą układając do południowej drzemki.
Włączam Chili, ( a dzisiaj grają wyśmienicie, tak jak lubię, bo
ostatnio to bardzo smęcili ) zamykam oczka i kładę się z nimi.
Na
urodziny to chciałbym nową Sade - płytę ma się rozumieć.
Ścieżka
99 Do przodu
2010-02-25
Nóż to
ja noszę ze sobą zawsze i wciąż. Wszędzie mi towarzyszy. Jest to
dla mnie sprawa tak naturalna i oczywista że się często zapominam
i mam z tego powodu kłopoty czy to przy wejściu na stadion czy
lotnisko. On po prostu jest w kaburze przy pasku i już. No może dla
doprecyzowania powiem że ten nóż to szwajcarski wielofunkcyjny
scyzoryk z nożyczkami, otwieraczem itp. Jednak nóż to nóż.
Nawet w
dzieciństwie była to rzecz która towarzyszyła i pomagała mi w
życiu często. Bo to i patyk można było zestrugać na dzidę, i
grzybka podciąć w lesie, i wydziergać serduszko na ławeczce. Nóż
czy też scyzoryk narzędzie przydatne i pomocne.
Ale to
co się ostatnio wyprawia przy pomocy tego sprzętu to jest makabra.
Żeby tak w biały dzień w centrum miasta wśród ludzi zadźgać
człowieka, zaszlachtować jak świniaka w rzeźni ( przepraszam
wszystkie świnie że je tak tu przyrównałem ) to dla mnie sprawa
niepojęta. No jeszcze bym może to potrafił minimalnie zrozumieć
gdyby to się stało przypadkowo w czasie bójki, no może jeszcze.
Ale żeby tak. Jeden trzyma a drugi z zimną krwią zadaje ciosy.
Albo ta 15-latka. Tak potraktować dziewczynę, pal licho czy była
zdzirą czy nie. Jaki to powód skłania tych ludzi do tak
drastycznych rozwiązań i ile dla nich znaczy życie ludzkie? Skąd
oni się biorą.
Nienormalne
czasy żeby tak zabijać za zwykłe zwrócenie uwagi czy jak
przypuszczam brak zgody na sex. Nienormalne.
Chciałbym
móc wybaczyć takim. Ale kurde nie potrafię. Zagazować,
zlikwidować, zamęczyć takich bez litości. Zamknąć w jakimś
getcie i niech się tam dogadują przy pomocy noża.
Choć
sprawa już przebrzmiała, ja nadal nie mogę się otrząsnąć. Cały
czas myślę o tych co życie stracili i o tych co je odebrali. O
tych drugich nawet bardziej. No nie mogę pojąć, nie potrafię
zrozumieć.
Komentarzy:
9
Ścieżka
98 Do przodu
2010-02-23
Słucham
w telewizorni że w jakimś tam rankingu najatrakcyjniejszych miast
świata moja kochana Warszawa zajęła miejsce w środku tabeli. Łoj
tam. Może być. Nie obrażam się.
Ale tak
apropos pokazują jakąś tam lady co to mieszkała kiedyś w Polsce,
potem wyemigrowała do melburn, a teraz wróciła i tak se lata
między wawą a melburn. I oto co słyszę. Lady mówi że wszystko
ładnie pięknie i coraz lepiej ale jednak tu w Polsce i w Warszawie
to ludzie tacy mało friendly. Zesz kurcze pióro. Jak słyszę takie
komentarze takich to emigrantów, czy też przybyszów z zachodu to
szlag mnie trafia. My Polacy jesteśmy mało friendly?!
A dać
takiemu palantowi z melburn cztery miechy zimy ze śniegiem i mrozem
to ciekawe czy dalej będzie taki friendly? Leży se cały rok w
ciepełku i słoneczku i nie martwi o zasypane chodniki i ulice.
A
wsadzić tak jednego z drugim zachodniego luzaka na czterdzieści lat
w komunę. Bez dostępu do czekolady, chleba, proszku do prania,
papieru do podciera i wszystkich innych produktów codziennego
użytku. Niech se postoi w kolejkach, niech za rozrywkę ma czyn
społeczny, pochód majowy i przemówienie pierwszego.
A
przetoczyć ze dwie wojny przez te zachodnie kraje. Zrównać z
ziemią, rozwalić i wymordować po jednym dziadku lub babci.
A dać
jednemu z drugim średnią krajową i niech zapierdziela po 10 ha.
To
zobaczymy czy będą tacy friendly.
Ja er
uważam że my Polacy, mimo tego co doświadczyliśmy i doświadczamy,
jesteśmy narodem bardzo friendly.
I niech
mnie nie denerwują takie obesrańce.
Mówią
że Polak Polakowi wilkiem, a za granica to jeden drugiego okradnie.
Sranie w banie. A chinole i wietnamcy u nas to lepsi. Nawet w
normalnym sklepie nie mogą kupować tylko w wyznaczonych. A po
drugie to my jeździmy na zachód za chlebem o czym narody co są
friendly nie maja pojęcia. Ciekaw jestem czy ci wszyscy Francuzi,
Włosi, Niemcy i Anglicy tacy byli friendly jak kolonizowali Amerykę.
Sami przyjaciele.
Ja er
uważam że my Polacy, mimo tego co doświadczyliśmy i doświadczamy,
jesteśmy narodem bardzo friendly.
Co się
dzieje u nas na Małyszu w Zakopanym, co się dzieje reprezentacji w
siatkówce? A widzieli coś takiego jak WOŚP?
Tak więc
niech mi nie pierd…ą i mnie nie denerwują.
Tak się
bawi, tak się bawi, STO-LI-CA !!!!
Komentarzy:
3
Ścieżka
97 Do przodu
2010-02-18
Wielkich
ludzi było i jest wielu. Mądrzy i piękni. Słuchają ich i
wzdychają do nich miliony.
Er też
ma swojego idola tzn miał jak był piękny i młody ( chociaż nie,
ma nadal, chociaż nie jest już piękny i młody ).
Ten ktoś
właśnie wczoraj obchodził 47 urodziny.
W pewnym
etapie życia tego kogoś i w pewnym etapie życia era, mógł er
patrzeć na tego kogoś 24 ha na dobę.
Er go
podziwiał, zresztą podziwia nadal i jest er przekonany że już
nigdy nikt nie przebije podziwu era dla tego kogoś.
Dał ten
ktoś erowi wiele pięknych chwil. Er chciałby spotkać tego kogoś
osobiście bardzo. Kiedyś, kiedy to er był piękny i młody, to er
marzyło o zobaczeniu tego kogoś w akcji na żywo.
Tak, to
był, jest i będzie era idol na zawsze.
Er nie
miał plakatu tego kogoś nad łóżkiem, bo takich plakatów w
tamtym okresie życia era to nie było tak łatwo zdobyć jak teraz,
ale taki plakat bardzo chciał er mieć. I er myśli sobie że teraz
to też by plakat tego kogoś chciał mieć i chyba zrobi tak żeby
ten plakat mieć. A ten plakat żeby był taki :
Wszystkiego
najlepszego air
Komentarzy:
9
Ścieżka
96 Do przodu
2010-02-15
Osobiście
to zimy nie lubię. A co za tym idzie to zimowych igrzysk zbytnio
też.
Ale jak
już są to sobie trochę przy okazji pomarudzę. A więc naprawdę
nadziwić się nie mogę co ma na celu pokazywanie na ceremonii
otwarcia przedstawień z udziałem rdzennych mieszkańców. I w Salt
Lake City i teraz w tym całym Vancouver a nawet na letnich w Sydney.
To ma być swego rodzaju ukłon w ich stronę? Prawdę mówiąc myślę
że Indianie i Aborygeni gdzieś mają te całą szopkę. Wpadliśmy
na ich ziemię, zabraliśmy terytorium, odebraliśmy wolność i
swobodę, zniszczyliśmy tradycje i wierzenia a teraz oddajemy im
hołd? Większej bzdury nie widziałem jak żyję. A świat się na
to patrzy i bije brawo i jak zwykle jest pięknie i kolorowo. Wszyscy
się uśmiechają, obściskuję, podają sobie dłonie. Igrzyska
czyli czas pokoju czas zacząć. A Aborygeni i Indianie sobie siedzą
i zawijają sreberka.
A Adamu
przed igrzyskami chciałem powiedzieć że w sezonie był taki słaby
że nie powinien w Vancouver startować nie mówiąc już o tym że
zdobywać medale. Ale chcę powiedzieć Adamu że przepraszam i
zgrzeszyłem w myślach. Adamu się medal należy bo jest miszcz.
Gratuluję Adamu i cieszę się bardzo że jest gość.
A
Justynie chcę powiedzieć że już ja widzę jak stoi na najwyższym
stopniu pudła i słucha Mazurka Dąbrowskiego, i to nie jeden raz.
Leć Justyna leć !!! Tzn lepiej powiedzieć Biegnij Justyna biegnij
!!!! Leć to było do Adamu.
I na
koniec to chcę powiedzieć ze nie lubię sportu gdzie zawodnicy nie
mają równych szans. Nigdy nie umiałem nazwać sportem szachów.
Jeżeli jednak już te szachy są sportem to powiem że najuczciwszym
ze sportów. I snooker. Jak jesteś dobry to wygrywasz i basta.
Wszystko zależy tylko od ciebie i twoich umiejętności. Nie od
pogody i warunków, nie od sprzętu. A wczoraj w biathlonie to medale
rozdała prawdę mówiąc pogoda. Temu padało, temu nie. Jak na
skoczni temu wjało temu nie. A w takiej Formule 1. Ten ma lepszy
bolid ten gorszy. Ten ma dyfuzor a ten nie. A to z tym Ruskiem do
Kubicy to już szczyt. Nic nie potrafi ale może dzięki niemu ruscy
wpompują do Renault świeżą kasiorę. Paranoja.
Na
szczęście w piłce nożnej jest przynajmniej tak że jak jest
klepisko to jest klepisko dla każdego, jak pada to równo pada na
wszystkich, jak jest skwar to jest skwar i każden jeden musi w
skwarze latać ( no chyba ze bramkarz lata mniej ale żeby było
sprawiedliwie to ma bluzę z długim rękawem).
Komentarzy:
7
Ścieżka
95 Do przodu
2010-02-14
sie er
trochę upił. właśnie skończyłem pół basa malinówki i
zabieram sie sa wiśniówkę made in polmos lubelski heheeh ale swiat
jest piekny gucio mnie obchodzi co kto napisze w komentarach ufff
ciężko wcelować w klawisze dzisiaj walentynki ale ja nie
obswietuję ja wole noc kupały chciałbym tyroche pomarudzić ale mi
sie nie chce fajnie się pisze jak sie nie musi uważać na kropki
przecinki i duze literki kocham was wszystkich i całuje gorąco
cmook
Komentarzy:
6
Ścieżka
94 Do przodu
2010-02-12
Wrzuciłem
sobie na mp „Misia” i teraz chodzę i zamiast słuchać muzyki,
słucham dialogów z filmu. Tak. Dialogów z filmu „Miś”. Być
może to dziwne. Na pewno dziwne dla innych pasażerów Metra kiedy
siedząc w metrze i patrząc w ścianę nagle zaczynam się szeroko
uśmiechać. Bo kocham polskie komedie. Oglądanie takich filmów jak
„Brunet wieczorową porą”, „Rozmowy kontrolowane”,
„Poszukiwany, poszukiwana”, „Co mi zrobisz jak mnie złapiesz”,
„ Nie ma róży bez ognia’, „ Dziewczyny do wzięcia”, „Wolna
sobota”, „Jak to się robi”, „Alternatywy 4”, „Zmiennicy”,
czy „Sami swoi” lub „ Nie ma mocnych” i wielu wielu innych
zawsze sprawia mi ogromną przyjemność. Wiem że niektórzy się
oburzają jak po raz kolejny dają powtórkę w TV ale ja wolę taką
powtórkę niż kolejną debatę czy wywiad mądrego dziennikarza z
równie mądrym politykiem. To pierwsze przynajmniej taniej wychodzi
i może wreszcie zdejmą ten abonament który tak sumiennie i
uczciwie opłacam.
A więc
chodze se i słucham, i słucham po raz kolejny, i się uśmiecham.
Mi się to nie nudzi. I chociaż znam już większość na pamięć
to nadal jest zabawne. Te teksty to zaczęły już zresztą żyć
własnym życiem. Z kolegą M zrobiliśmy z tego swego rodzaju slang.
Często jest tak że wymieniając w rozmowie dwa zdania, jedno z nich
to cytat z polskiej komedii. Powiem więcej. Często jest tak że jak
któryś z nas chce powiedzieć drugiemu coś jednym zdaniem to to
zdanie jest cytatem z polskiej komedii. Przykładowo gdy zaprasza
mnie do siebie na wspólne oglądanie meczu połączone ze
spożywaniem napojów wyskokowych to dzwoniąc z pytaniem czy przyjdę
nie pyta banalnie „Przyjdziesz”, kolega M mówi wówczas niskim
tonem : „No co, namyślił się pan że tak powiem?”. Cytaty mamy
na każdą okazję i sypiemy nimi jak z rękawa. Jak jeden od
drugiego pożyczył kasę to co mówi przy oddawaniu? – „ Tu za
te choinki dola”. A co się mówi jak się dzwoni i ten drugi mówi
: „Słucham”. Mówi się : „Halo, Kazik ?” a odzew brzmi :
„Nieee, Jola !”. A więc biorę wiertła i jadę jutro do niego
na ostatki. Będziemy borowć.
I
obejrzymy Marsylię na Canale bo angielska nie gra i pośpiewamy:
Hej
młody junaku smutek zwalcz i strach,
Przecież
na tym piachu za 30 lat,
Przebiegnie
z pewnością długa, jasna, prosta,
Szeroka
jak morze Trasa Łazienkowska,
I z
brzegiem zepnie drugi brzeg,
Na
którym twój ojciec biegł.
Komentarzy:
5
Ścieżka
93 Do przodu
2010-02-11
Szum
wokół Terrego przebrzmiał czyli czas na jedyne słuszną ocenę
sytuacji czyli głos zabierze er.
Nie
lubiłem go od zawsze. Nie podobał mi się z twarzy i z gry. Wszak
to angol, a nawet kapitan angoli a z angolami zawsze nam pod górę i
wieczna kosa. Dodatkowo na co dzień reprezentuje Chelsea, a nawet
jest jej kapitanem, a Chelsea nie lubię tak że aż strach. Czy
raczej uściślając był był kapitanem. Nosio mnie jednak znowu nie
zawiódł i wyczuwałem śmierdziela na odległość.
Jednak w
tej sprawie to nie jestem tak jednoznacznie przeciw. Fakty są
faktami. Wydymał laskę kolegi z reprezentacji. Jest mężem i
ojcem, w zeszłym roku nadano mu nawet w UK chlubny tytuł tatunia
roku. Wiec taki skok w bok nie przystoi. Zresztą to podobno nie
jedyny skok w bok. Ja skupiam się na razie tylko na tym ostatnim i
najgłośniejszym. Więc wydymał koledze dziewczynę i to jest złe.
Ale ja się pytam, pytam się ja. Siłom jom wzion. To dlaczego tylko
jego tak potępiają w czasie gdy ta laska podbija cenę brukowcom. I
pokazują ja w TV jak jakąś gwiazdeczkę ( zresztą jak ją
zobaczyłem to się Dżonowi nie dziwie że ją bzyknął ). Niech
dadzą facetowi spokój. Jak ma jakieś uczucia to i tak dyskomfort w
rodzinie wystarczy mu za cała karę. Ponadto kasa jaką straci z
rezygnacji sponsorów też go zaboli nie wąsko. Weźcie się
natomiast za tą ździrę. Bozia nie poskąpiła jej urody a ta w
taki sposób z niej korzysta? To jest nasze męskie nieszczęście
jak to gdzieś kiedyś wyczytałem – my mamy 365 płodnych dni w
roku. I takie ździry na tym żerują. Facet to nie kamień. Łatwo
powiedzieć : Jak taki ogier to niech se fiuta zawiąże na supeł.
Łatwo. Tylko jak się wówczas odlać?
Komentarzy:
3
Ścieżka
92 W miejscu
2010-02-10
W sumie
to nie moja sprawa.
W sumie
to nie ładnie wtrącać się w nieswoje sprawy.
W sumie
to przecież nie znam wszystkich szczegółów więc moja ocena może
być niesprawiedliwa.
Takie i
inne rozważania zaprzątały moją głową zanim zdecydowałem się
zabrać głos i poświęcić problemowi odrębną notkę. A jako że
nie rozmawiam z Tobą dopóki nie napiszesz pozytywności o wiesz kim
to moja wypowiedź będzie monologiem w formie kazania.
A więc
słuchaj.
Jeżeli
nie chcesz dać wiary w zapewnienia i przekonywania takich dwóch
autorytetów jak ja i Ewa że sport może pierworodnemu pomóc.
Chociaż z tym autorytetem w osobie Ewy to trochę przesadziłem. A
więc jeżeli nie chcesz dać wiary w zapewnienia i przekonywania
takiego autorytetu jak ja i potwierdzającym to słowom Ewy że sport
może pierworodnemu pomóc ( nie jestem ci ja wprawdzie autorytetem
dyplomowanym, jednakowoż nie papier przecież świadczy o mądrości
a doświadczenie i praktyka) to niewątpliwie ciężko mi Cię
zrozumieć. Piszesz wprawdzie że już go próbowałaś namawiać i
nic nie wyszło. A może nie wyszło dlatego że właśnie TY go do
tego namawiałaś. Może właśnie dlatego mu się nie podobało i
była to jego forma sprzeciwu i buntu. Nie obraź się ale sadzę że
nie stanowisz dla niego w tej chwili autorytetu. A spróbuj użyć do
tego swoich wrodzonych kobiecych umiejętności czyli nie proponuj
wprost a przebiegłością i sprytem niech mu się wydaje że to
jego pomysł i decyzja. Ja myślę że każdy facet, o ile tylko jest
100% facetem, ma w sobie pierwiastek skłaniający go do rywalizacji
i walki – podobno to testosteron – i musi to gdzieś rozładować.
I zwykle jest to sport.
I
przestań wreszcie ciągle pisać że ten to nie ten i nie tak i że
leń. Sama sobie w głowie tworzysz takie obrazy. I z każdą chwilą
tych obrazów jest więcej i więcej i zaczynają one dominować
zaciemniając prawdziwy obraz. Zacznij myśleć pozytywnie. Nie musi
to być od razu pełna odmiana. Niech to będzie jedna miła chwila
zadumy dziennie i rozważanie że to jednak fajny chłopak.
Jest w
trudnym okresie życia. Wzorów do naśladowania brak. Myślę że
patrząc na to co się wokół niego dzieje dochodzi do wniosku że
nie warto nic robić i nie ma sensu się starać. Twoje życie jest
twoim życiem a jego życie jest jego życiem i tego zmieni nic.
Jednak pomyśl co widzi ten młody człowiek. Brata który jest sorry
za sformułowanie obciążeniem, Ciebie która się miotasz nie
potrafiąc ustabilizować swoich uczuć ( to Polska to USA ), ojca
który nie szanuje jego matki. I zostaje sam ze swoimi myślami.
Myślę że jest smutny. Nie ma oderwania, nie ma rozrywki. Powinnaś
docenić samo to że jeszcze nie wpadł w jakieś kiepskie
towarzystwo albo jakiś nałóg i że się trzyma. I teraz chodzi o
to by póki czas skierować jego myślenie na inne tematy. By
zainteresować go czymś, bo prawdopodobnie nie ma chłopak żadnego
celu, a jak nie ma celu to nie ma nic, a jak nie ma nic to się nic
nie chce, a jak nic się nie chce to się nic nie robi.
A więc
powtarzam użyj swojej przebiegłości i skieruj go w stronę
zainteresowania sportem.
A jak
się nie uda to pozostaje ostatnia moja rada. Po prostu wyślij go na
hmmmmm dziwki.
Jeżeli
coś napisałem źle przepraszam. Jeżeli Cię uraziłem przepraszam.
Przykro
tylko czytać o tym że coś się nie układa i nie jest tak jak być
powinno. A jako facet czuje się trochę odpowiedzialny za kolejnego
przedstawiciela mojego gatunku, próbuję zrozumieć i pomóc. A
jeżeli by się udało pomóc to radość a jeżeli jeszcze by się
okazało że okazałby się wielkim sportowcem to radość podwójna.
Ja ze
swojej strony podtrzymuję zaproszenie na bojo ( jak się śnieg
rozpuści oczywiście ) a że martwię się tym twoim problemem niech
świadczy fakt że zatrzymałem się nad nim w miejscu na swojej
ścieżce.
Co
miałem powiedzieć – napisałem. Przeczytasz – skorzystasz –
fajnie, przeczytasz – nie skorzystasz – trudno, nie przeczytasz –
nie skorzystasz – przynajmniej się pomądrzyłem.
Tak czy
inaczej trzym siem.
Komentarzy:
2
Ścieżka
91 Do przodu
2010-02-08
Tak tu
sobie piszemy i piszemy ale czas najwyższy przybliżyć deko swoją
osobę. A więc dla wszystkich co mnie nie znają i nie czytają, co
mnie nie znają ale czytają i dla tych wszystkich co mnie czytają i
znają albo przynajmniej tak im się tak wydaje oto ja. Do
zweryfikowania wyobrażeń lub nakreślenia zarysów dla wyobraźni.
Tzn znaczy nie ja teraz ale ja za jakieś plus minus 30 lat. Okulary
i kapelusz już mam.
Zostawiam
też uchyloną furtkę więc jak by ktoś chciał sobie poużywać to
proszę bardzo ;)
Komentarzy:
3
Ścieżka
90 Do przodu
2010-02-07
Nie
możet byc. Anioł Pański z Watykanu wypadł z ramówki w publicznej
i dali losowanie z PKiN. Znak czasu czyli PiS traci władzę.
Samo
losowanie mało ciekawe. Trochę żal że przez najbliższe dwa lata
zabraknie meczy o punkty z udziałem repry. Bo chociaż każdorazowo
wkur…iali mnie niemiłosiernie to spotkanie z paroma tysiączkami
naszych na stadionie to zawsze było coś. Albo w TV jak graliśmy na
wyjazdach donośne „Gramy u siebie”.
Cieszę
się już jednak na myśl co to będzie w 2012. Oby się udało
zdążyć z tymi stadionami. Obym mógł z dumą przyznać za dwa
lata że jestem Polakiem i powiedzieć „ Zobaczcie, to nasze,
zbudowane własnymi rękami. Co robią te stadiony? Te stadiony
odpowiadają żywotnym interesom narodu.”
Niech
się zjeżdżają wszystkie zakony z Europy jak pod Grunwald i
zostawiają ciężki szmal. Niech złotówy, gorzelnie, agentury łoją
z nich forsę. Może nie będzie pięknie i bezpiecznie ( chociaż
podobno prewencja już zaczęła się uczyć szprechać po angilskij
) ale na pewno będzie śmiesznie tzn wesoło.
A co ze
sportem. Nic. Mecze mało ważne. Na ten przykład po piątkowych
Faktach w TVN zobaczyłem w wiadomościach sportowych trzy informacje
:
1 –
Justyna Kowalczyk nie wygrała kolejnego biegu – sucha informacja,
2 – na
losowanie Euro musieli zwieźć specjalne meble ( chwali się jakiś
pacan ), a jakiś cieć z ochrony zapewnia o tym że będzie
bezpiecznie ( taa mądrala bo wiedział że nie losują grup dla
Legii ) i na koniec,
3 –
Murinho zapłaci karę za obrażenie dziennikarza ileś tam kasy i
choć teraz jest trenerem Interu we Włoszech pokazywali go jak
paraduje w barwach Chelsea z Londynu ( Londyn - takie miasto w Anglii
).
Aha i
jeszcze się zastanawiam jak Platiniego dostarczyli do kongresowej.
Prawdopodobnie został spuszczony z helikoptera pode drzwi bo nie
wyobrażam sobie by nie zrezygnował w ostatniej chwili z przyznania
nam organizacji po tym jak by się przejechał po Emilii Plater.
A więc
panowie budowniczy z narodowego kończyć picie, chować karty i brać
się do roboty bo czasu mało zostało.
Kurka
wodna mało czasu kurka wodna.
Ścieżka
89 Do przodu
2010-02-01
Humor mi
dopisuje więc :
Zasłyszane
w kościele. Podczas kazania ksiądz na podkreślenie jak to fajnie
być dziadkiem opowiada taką, autentyczną historyjkę która
zdarzyła się podczas procesji na Boże Ciało :
Stoi
dziadzio a wokół niego gromadka pięciu / sześciu wnucząt. W
pewnym momencie dziadzio mówi do maluchów : „ A teraz uklęknijcie
bo idzie Pan Jezus.” Na co najmłodszy z tej gromady : „ A który
to ?”
Chwali
się Księżniczka ostatnio :
-
Dostałam 5+.
- No to
gratulacje – mówię – A za co?
- Za
życiorys Mozarta. Ale mogłam dostać 6?
-Oooo.
To dlaczego nie dostałaś 6?
- Bo
zapomniałam jak Mozart miał na imię i napisałam Wolswagen
Amadeusz Mozart.
I na
koniec wspomnienie lata i pięknych dni wypełnionych rozgrywkami
piłkarskiej ligi szóstek. I chociaż było to tak dawno to jeszcze
teraz jak sobie wspominam i wyobrażam tamtą sytuację to uśmiech
powraca na moje usta.
Było to
tak. Mój dobry kolega M z którym gram w jednej drużynie i pracuję
w jednej firmie przychodzi tak koło środy i mówi :
-Ale
mnie żebra bolą.
- Co się
stało?- pytam.
- Po
meczu.
Jako że
mecze gramy w niedzielę, a w poniedziałek i wtorek nic się nie
żalił wydało mi się to trochę dziwne. Więc pytam:
- Ale
nie pamiętam żebyś na meczu miał jakieś ostre starcie?
- Eeee
tam.- odpowiada - Bo nie chciałem wam nic mówić żebyście się
nie śmiali ale jak się rozgrzewałem przed meczem ( i tutaj muszę
dodać że gramy na takim mini kompleksie sportowym gdzie wokół
boiska jest bieżnia a za bramkami są takie duże siatki a za
siatkami boiska do kosza, i jak to na boiskach do kosza stoją takie
dwa duże słupy z grubej rury na których wiszą tablice do
koszykówki ) a więc jak się rozgrzewałem przed meczem biegłem do
bieżni i chciałem sobie skrócić drogę i biegłem przez boisko do
kosza. A że w meczu który był grany przed naszym była jakaś
akcja pod bramką to tak biegłem do przodu a patrzyłem się w bok.
- No i
co i co? – zapytałem wyobrażając sobie już co nastąpiło.
- No i
wpadłem na słup od kosza. Ale jak! Er nawet sobie nie wyobrażasz
jak przywaliłem centralnie.
- Ale
wyłożyłeś się na glebę?
- No nie
ale żebra bolą mnie jak cholera.
Jedno
jednak muszę mu przyznać. Rozegrał cały mecz i nawet nie jęknął.
Ścieżka
88 Do przodu
2010-01-31
Wiadomości
sportowe czyli echa stadionów / hal.
Magneniu
wiesz że prowokujesz mnie do pisania? Twój ostatni komentarz muszę
przyznać był nieco irytujący. Ale tłumaczę to tylko twoją
nieznajomością ducha prawdziwego sportu. Ja też rozumiem że można
mieć gorszy dzień i przegrać. Sam nie raz taki dzień miałem i
przegrywałem. Jednak jak się daje dupy po to by coś zyskać to mi
się to już nie podoba. A niech mówią co chcą ale ja swoje wiem.
Nasi dali dupy czy jak kto woli podłożyli się żabojadom by dzięki
temu mieć zagwarantowane uczestnictwo w następnych zawodach rangi
mistrzowskiej których żabojady będą gospodarzami. Przebieg
tamtego meczu był dla mnie jasny i irytujący właśnie dla tego. Bo
dali dupy. A tego w sporcie nie lubię. Taka polityka. Teraz
odpuścimy ale za to zyskamy. A że tak jak w życiu, tego nie
wymydlisz, to teraz zebrali co zasiali. Zostali bez medalu. Ciekaw
również jestem co po meczu z żabojadami pisała hiszpańska prasa.
Przed meczem pełno było u nas pisania jak to w Hiszpanii liczą na
Polskę. Nikt natomiast jakoś nie przytaczał komentarzy z Hiszpanii
po meczu. Jednak myślę że nie były zbyt przychylne i przy
następnej okazji jak będziemy grali z Hiszpanami to ta sprawa u
nich wypłynie. Było nie było u mnie niesmak pozostał.
Z boisk
piłkarskich to ostatnio w Cafe Futbol posłuchałem co trener Śląska
Wrocław ma do powiedzenia na temat niejakiego pana G ( żeby było
zabawniej nazwijmy go punkt G ). Sprawa dotyczyła tego że rzeczony
punkt G podpisał kontrakt z warszawską Polonią który zacznie
obowiązywać dopiero po wygaśnięciu kontraktu ze Śląskiem czyli
za pół roku. I teraz nie wiedzą w sumie dla kogo tak rzeczywiście
/ uczciwie będzie punkt G grał? Jedna wypowiedź trenera jednak
uderzyła mnie najbardziej, cytuję : Nie wiem co skusiło punkt G do
zmiany klubu. Na pewno nie była to kwestia pieniędzy bo z tego co
wiem to różnica w kontrakcie wynosiła jakieś grosze, jakieś pięć
– sześć tysięcy …… Podkreślam jakieś grosze, jakieś pięć
– sześć tysięcy . Dla mnie tekst miesiąca. Grosze dla piłkarza
naszej obsranej ligi – pięć sześć tysia PLN.
Mój
pogląd na sport przegrywa w konfrontacji z kasą i polityką. To już
nie sport.
Ja
kocham taki sport o jakim opowiadał niejaki pan Bawolik w serialu „
Dom”. Ale to już było i nie wróci więcej. Teraz jest polityka i
kasa.
Komentarzy:
3
Ścieżka
87 Do przodu
2010-01-29
Na Paulo
Coelho nie trafiłem przypadkiem przeglądając książki w EPIK-u.
Trafiłem zainspirowany szczególnym swego czasu zamieszaniem wokół
„Alchemika”. I chociaż „Alchemika” przeczytałem również,
to pierwszą książką tego autora którą zaliczyłem było
„Jedenaście minut”. Swoją drogą dużo lepszą od „Alchemika”.
Ale nie
o tem żem chciał.
Chciał
żem o tem że zaciekawiony twórczością Paulo zacząłem
odnajdywać w różnych miejscach jego twórczość. I z tego
wszystkiego co wpadało mi przed oczy najbardziej polubiłem krótkie
historyjki z morałem. Oto jedna z nich, powtórzona niestety moimi
słowami, która bardzo przypadła mi do gustu.
A więc
: Za morzami za lasami….. dobra żartowałem to nie tak.
To było
coś takiego:
Szedł
sobie raz wielki i sławny Mistrz a wieść o jego magicznych
umiejętnościach wyprzedzała go tak że wszędzie gdzie zaszedł
miał wielkie poważanie. Szedł raz brzegiem rzeki nad którą
mieszkało trzech pobożnych mnichów. Ci na wieść, że będzie
koło nich przechodził, postanowili go do siebie zaprosić by pomógł
im zgłębiać tajniki życia. Mistrz trochę się wzbraniał, jednak
ostatecznie pozostał z nimi kilka dni, udzielając im rad oraz
nauczając jak się modlić by osiągnąć najwyższe wtajemniczenie.
Poszedł dalej i nie było go parę lat. Kiedy wreszcie wracał z
powrotem tą samą drogą, ujrzał jak po wodzie, z drugiego brzegu
rzeki biegną do niego ci trzej mnisi wołając do niego by się
zatrzymał u nich ponownie bo oni przez ten czas już zapomnieli
czego ich uczył i jak się mają modlić. Mistrz popatrzył na nich
z radością i powiedział tylko że już się nie muszą niczego
uczyć ani poznawać modlitw bo wszystko co potrzebne mają już w
sobie.
Czego i
sobie życzę.
a z
innej beczki. ale mnie wczoraj szczypiorniści zawiedli ! - ale
przezcież nie o tem żem chciał
Komentarzy:
4
Ścieżka
86 Do przodu
2010-01-27
Zima
taka że moje kłaki w nosie po pięciu minutach na powietrzu
przypominają dredy.
I na
kiego tak mrozi?
Wszystko
na tym świecie ma swój porządek. Zaczęło się od tego że w
listopadzie kupiłem sobie pierwszą w życiu czapkę! Przeczucie?
Prorok? Potem zakupiłem nowe obuwie zimowe. Przeczucie? Prorok?
Jakaś siła niewidzialna tknęła mnie bym się na tę zimę dobrze
przygotował.
Ale na
kiego tak mrozi? I w kochaną kopaną pokopać nie można.
Otóż
po to bym się wykurował. Bym zaleczył swoje poobijane i
ponaciągane mięsnie, wykurował poskręcane stawy, odpoczął i
odetchnął. Bo czyż coś innego jak nie metrowe zaspy i
trzydziestodniowy mróz byłoby w stanie wygonić mnie z boiska? Nie!
A tak już 1,5 miesiąca siedzę na tyłku i żadnego grania, żadnego
biegania. Obrastam tłuszczem i jest mnie czyli słodkiego ciałka do
kochania coraz więcej. I nic mnie nie boli, nic nie uwiera, nic mi
nie skrzypi, nic mi nie rypi, nic mi nie stuka, nic mi nie puka. Nie
kuleję, nie stękam. Chodzę wyprostowany, śpię na dowolnym boku.
Dziękuję
Ci zatem naturo kochana że tak o mnie zadbałaś. Przygotowałaś do
zimy, by zadbać o moje zdrowie, bym na wiosnę mógł wybiec na
zieloną polanę w pełni sprawny i spragniony grania jak pies
ru….nia.
A że
inni przy okazji cierpią i marzną. No cóż. A że na odśnieżanie
i walkę z zimą poszły miliony. No cóż. Moje dobro najważniejsze.
Ich pech że żyją w tym samym czasie i miejscu co ja. Zdrowie warte
każdych pieniędzy a w szczególności moje zdrowie.
Ale
wyobrażam sobie jakie to będę miał zaxwasy jak to się wreszcie
rozpuści.
Komentarzy:
7
Ścieżka
85 W miejscu
2010-01-24
Zaprawdę
powiadam, powiadam zaprawdę że nie rozumiem. Objąć umysłem nie
potrafię. Rozmyślam, jednakowoż odpowiedzi nie odnajduję i nie
wiem. Nie wiem czemuż to dobry Bóg nie postawił jak dotąd na
ścieżkach moich niewiasty cnotliwej i czystej? Dlaczego przy
wszystkich jakie napotkałem ( i tych urodziwych i tych urodą nie
grzeszących ) zjawiał się zawsze ten który mówił : „ Tak,
zeszmaciłem ją”. I zostawiał po sobie gorące ostrze, ostrze
które przebijało serce me, które paliło ogniem
piekielnym.
I zaprawdę nienawiść wielką odczuwałem do niego. Rzec mu
chciałem prosto w twarz : „ Ty skurwysynu, obyś się nie narodził
nigdy”. Zostawiał jednak też po sobie ten cień. Ten cień który
ciągnął się za nią, cień którego rozświetlić nie potrafiłem.
Jaki
plan ma Dobry Bóg, czego nauczyć mnie chce, co ukazać? Czy nauczyć
miłości bez granicznej, czy życia dniem powszednim, czy
umiejętności wybaczenia i zapominania?
Dobry
Boże. Ja chciałem tylko spotkać Anioła. Spotkać i przekonać się
że ideał istnieje, że człowiek i życie jego może być
doskonałe.
Czy
chcesz bym marsz mój wiary pełen po ścieżkach moich wstrzymał?
Czy chcesz bym postawę moją prostą pochyliłł, bym nogi me zgiął
w kolanach i padł przed Tobą? Czy chcesz bym wzrok mój hardy i
śmiały opuścił? A więc proszę. Oto jestem. Przyoblekam się w
wór pątniczy a uśmiech i radość znikają z ust i serca mojego. I
niech zalewa mnie potop pytań na które odpowiadam milczeniem :
”Dlaczegóż to smutną mam twarz”. Smutną i tęsknoty pełną
za niewiastą cnotliwą i czystą.
Wiesz co
Dobry Boże. Czekam chwili gdy dane mi będzie stanąć przed Tobą i
spojrzeć Ci w oczy ze wzrokiem łez pełnych. Ze wzrokiem pytającym:
” Dlaczego”?
Czy
radość moja i szczęście są Ci tak niemiłe? Czy spełnienie
pragnienia mojego tak trudne?
Wiarę
moją chcesz złamać czy doświadczyć?
Zaprawdę
powiadam, powiadam zaprawdę że nie rozumiem.
Ścieżka
84 Do przodu
2010-01-23
Im
dłużej przyglądam się piłkarzom ręcznym tym bardziej nienawidzę
piłkarzy nożnych. Nie piłki nożne, a piłkarzy.
Ręczni
dostają po mordzie, padają na ryj na parkiet. Szmala obijają piłką
wszędzie, a ten się jeszcze cieszy ( a że przyjęcie takiej pół
kilowej piłki co leci z prędkością do 90 km/ha na ciało do
przyjemnych nie należy nikomu chyba tłumaczyć nie trzeba ) No i
grają, nie płaczą, wstają i wygrywają. Nikt nie marudzi że
paluszek i główka. A nożni? Nożni padają sobie na trawkę, przy
najmniejszym dotknięciu zwijają się z bólu. Jak patrzę nieraz w
zbliżeniach na ich twarze to wyglądają jakby zaraz mieli urodzić.
I masażysta i lekarz zaraz do nich lecą, i lód na nóżkę, a to
jeszcze skurcz, ooojjjoj ale boli. Teatralne, spektakularne upadki to
w nożnej umiejętność bez której grać i wygrać się nie da.
U
ręcznych nieraz jest taki kipisz że człowiek nie wie czyja ręka,
czyja noga. Ale po gwizdku wszyscy wstają i gra rozpoczyna się od
nowa. Nie trzeba nikogo znosić.
U
nożnych tatuaż na tatuażu. U ręcznych nie widziałem żadnego.
Ręczni nie muszą udowadniać dziarami na ciele jacy to są twardzi.
Oglądałem
ostatnio Futbol Cafe na Polsacie. Byli bracia Żewłakowowie. Kapitan
naszej nożnej narodowej jak z żurnala. Barbiowy Ken to przy nim
ćwok. Nasz garniturek, but prosto z Paryża zarościk trzydniowy,
włoski nażelowane elegancko.
Tą łapę
dam sobie obciąć, tą łapę, że w takiej samej sytuacji taki np.:
Jurasik albo Siódmiak nie odwaliliby się jak szczur na otwarcie.
Tak mam
tych naszych kopaczy dość że aż strach. Metroseksualni w dupę
kopani.
A Henry,
Francuz a czarny, łapie piłkę łapą po czym żabojady strzelają
gola na wagę awansu do RPA. I się cieszą jakby nigdy nic. Cicho
sza. A sędzia to przyklepuje, komisja FIFA decyzji nie zmienia i
jest wszystko OK.
Jeszcze
mi ten futbol obrzydzą i dopiero będzie.
Na
szczęście zostaje mi jeszcze granie podwórkowe gdzie walka idzie
na całego i uczciwie, jak u ręcznych.
No i
oczywiście jest angielska. Tam się jeszcze gra tak jak na facetów
przystało. Dlatego też żaden z naszych metroseksualnych nigdy tam
nie wystąpił, nie mówiąc już o tym by zrobił jakąś tam
karierę.
Się
chyba przerzucę na dobre na snookera. Cicho, ciepło i przyjemnie.
Bez ściemniania, uczciwie i profesjonalnie. Sam niestety nie gram
ale popatrzeć uwielbiam.
I to
jest słuszna koncepcja : w nożną gram – snookera oglądam.
I tego
się kochany trzymaj.
Komentarzy:
4
Ścieżka
83 Do przodu
2010-01-21
Moja
marzenia? Jakie są?
Ci co
mnie znają i czytają powiedzą bez zastanowienia : ZNALEŹĆ PIEKNĄ
!
Tak. Ale
jeszcze, oprócz tego, by wyśmienicie w piłkę kopać, i widzieć,
być na stadionie gdy nasi będą zdobywać championat w 2012, i mieć
syna i zasadzić drzewo, i zaliczyć wszystkie piękne
.................. plaże świata.
I jedno
takie jeszcze mam. Trochę przerażające ale mam.
Wiadomości
jako takich i nie oglądam i nie czytam Staram się tego unikać bo
jak się tak człowiek napatrzy na te ludzkie cierpienia pełne
niesprawiedliwości to żyć się odechciewa.
Jest
taki film. Bodajże „ Prywatne śledztwo” w którym to główny
bohater grany przez Romana Wilhelmi traci w wypadku samochodowym,
który sam przeżywa, żonę i dwójkę dzieci. Sprawca wypadku
ucieka z miejsca zdarzenie nie udzielając jego rodzinie pomocy.
Odnalezienie sprawcy staje się następnie obsesją głównego
bohatera. W międzyczasie jego najlepszy kolega przemierza drogi
wymierzając sprawiedliwość w napotkanych, podobnych przypadkach.
I bycie
właśnie takim gościem to takie moje marzenie. Jeździć po kraju i
wymierzać sprawiedliwość tym którzy na to „zasłużyli”.
Jasne że nie moja to sprawa wymierzać tą sprawiedliwość. Są od
tego Siły Wyższe. Jednak szlag mnie trafia jak patrzę na szyderczy
uśmiech sprawcy ludzkiego cierpienia który nie ponosi żadnej kary.
Aż się chce zadać mu ból, by poczuł, by też poczuł jak to
jest. Tym wszystkim cwaniaczkom, oszuścikom dla których prawo i
krzywda ludzka nie mają znaczenia. Gwałcicielom, pedofilom,
naciągaczom, złośliwcom, sadystom.
Obciąć
palucha, wyłupać oko, zmiażdżyć jaja, wyrwać jęzor.
Uggrrrr.
Aż sam się wzdrygnąłem jak przeczytałem co napisałem.
Komentarzy:
4
Ścieżka
82 Do przodu
2010-01-19
Na
pytanie jak przełamać hegemonię Kenijczyków w biegach
długodystansowych odpowiedział podobno ktoś mądry że :
1
MacDonalds musi zainwestować w Kenii,
2 Sony
musi wprowadzić program konsola playstation dla każdego młodego
Kenijczyka.
Jak
sięgnę pamięcią w zamierzchłe czasy to widzę siebie i swoich
kolegów jak gramy w piłkę. Wszędzie. Gdzie się da. Każdy wolny
kawałek trawnika, dziurawego betonu był dobry. A bramki? Cztery
tornistry i dwie bramki gotowe. Żaden problem. Problemem mogła być
tylko sama piłka. Ale tę nosiło się ze sobą. Podartą, starą,
połataną zawsze jakąś ktoś tam miał. I jakie to były mecze.
Jakie zacięte, jakie emocjonujące.
I grało
się we wszystko. Czy teraz ktoś z małolatów jest w stanie zagrać
na podwórku przed blokie w dwa ognie? Albo która z dziewczynek
skacze przez skakankę, albo czy grają w jak to się chyba nazwało
„gumę”? I były inne zabawy w których ruch był podstawą. W
berka, w chowanego, w podchody, w klasy itp.
I za
tamtych czasów nasza piłka, chociaż biedna, zacofana, skorumpowana
to jakoś w świecie stała. Bo czy osiągnięcia drużyn Górskiego
czy Piechniczka nie opierały się właśnie na takich fascynatach?
Liczyła się gra.
A co
mamy teraz? „Nasi” pojechali na puchar króla i w pierwszym meczu
przegrali z Duńczykami. Żal było patrzeć w drugiej połowie na
ich brak zaangażowania. Młodzi chłopcy, a bez ambicji.
Buduje
się teraz te nowe sztuczne nawierzchnie i dobrze. Ale kto na nich
gra. Odboje tacy jak ja. Małolaty siedzą przed komputerami, przed
telewizorami wtranżalając Big Macki. A jak już któregoś rodzice
przekonają do sportu to liczy się tylko poziom wręcz zawodowy.
Wszystko musi być z górnej półki. Sprzęt, boisko, sędziowie
szatnie itd. bo jak nie to traci się zapał do grania. A czy miał
to wszystko Edson Arantes do Nascimento? Nie. A został wielkim
piłkarzem.
Nasz
srebrny skandalista z Barcelony wrócił z Danii do Polski.
Przygarnęła go ostatnia w naszej pseudo ekstraklasie Odra. Pewnie
nieźle zarobił na tej książce bo zgodził się podobno na marne
25 tysia. W Wodzisławiu twierdzą że i tak nie będzie to
najlepiej
zarabiający u nich piłkarz. Szlag mnie trafia. Za co? To paranoja.
Nic nie grają, liga to dno a oni kasują taka kasę. Nic dziwnego że
im się później na reprezentacji nic nie chce.
Widziałem
kiedyś rekrutację do gimnazjum, do klasy z profilem piłka nożna.
Nawet nie wyobrażałem sobie że ci młodzi chłopcy mogą
przykładać tak wielką wagę do fryzury. Tu egzamin sprawnościowy
a oni, jeden w drugiego uczesanie prosto z żurnala które trzeba co
krok porawiać. I to ma być nasza przyszłość na 2012? Boję się.
Kiepsko
to wygląda. Franz dał sobie wcisnąć nie swój sztab. Jego
piłkarze, znani dotąd z tego że walczą do upadłego przesadzając
nierzadko losy meczu na swoją korzyść w ostatnich minutach, teraz
wychodzą na druga połowę bez chęci walki.
Reprezentanci
kraju, z orzełkiem na piersi, nie pokazują nic. Czarno to widzę.
Nie chciałbym być złym prorokiem ale nie widzę szansy polepszenia
dopóki, dopóty nasz rząd nie wprowadzi odgórnie dekretu o zakazie
działalności MacDonaldsa w Polsce i nie zakarze sprzedaży konsol
do gier. No chyba że nie chcemy jako kraj mieć wyników sportowych
na olimpiadach czy mistrzostwach.
Małyszomanii
nigdy nie uległem. Podziwiałem Adama za rezultaty, osiągnął
wiele. Gdzie jest jednak teraz jego blask. Czy nie skończył się
wraz z angażem do reklam?
I
dlaczego tak mało mówi się teraz o pani Justynie Kowalczyk?
Wspaniała kobieta. Zdominowała biegi, jest najlepsza a
Kowalczykomanii nie ma? I te jej zwycięstwa. Jak zawodnik pada za
linią mety bez sił to ja wiem że walczył, że zrobił wszystko co
tylko mógł by wygrać. I to podziwiam. Ten wysiłek, ten trud i
ambicję. I w reklamach nie występuje.
I niech
mi dzisiaj szczypiorniści nie wygrają ze szkopami to nie wiem co
zrobię!
Komentarzy:
7
Ścieżka
81 Do przodu
2010-01-17
Aaaa
Beee Beee Aaaa czarne białe białe czarne Aaaa Beee Beee Aaaa czarne
białe białe czarne Aaaa Beee Beee Aaaa czarne białe białe czarne
Aaaa Beee Beee Aaaa czarne białe białe czarne Aaaa Beee Beee Aaaa
czarne białe białe czarne Aaaa Beee Beee Aaaa czarne białe białe
czarne
Ten
poczontek to tylko taka zasłona dymna.
Komu
jednak udało się jom przejść pozna demona który dzisiaj
zawładnoł moją duszą. Pomarańczowego demona.
Na
Ukrainie wybory a mną zawładnęła pomarańczowa rewolucja.
Pomarańczowy
sen. Miałem pomarańczowy sen. Budzę się. Otwieram oczy. Staram
się pozbierać. Co dzisiaj jest, jaki dzień, co na dzisiaj
zaplanowane? Jakoś ciężko to idzie. Myśli krąrzą wokuł
pomarańczy. Jeszcze mam resztki pomarańczowego snu w pamięci, a
fizycznym tego dowodem jest prosty Big Ben. Wstaję. Ciężkim
krokiem udaję się do łazienki. Przemywam twarz i spoglądam w
lustro. Nie widzę w nim siebie , widzę wielką pomarańczę.
Śniadanie
jem ale myślę o pomarańczy. Wyglądam przez okno. Pomarańczowy
śnieg? Dziwne. Rzeby nie mysleć o pomarańczy włonczam telewizor.
Ale tam tylko pomarańczowe programy z czerwonym kułeczkiem w prawym
górnym rogu ekranu. Pżeżucam się na gazetę. Jedak tu też to
samo. Pomarańczowe ogłoszenia, wszędzie pomarańczowe ogłoszenia.
150 pln za kilo pmarańczy. Drogo to czy tanio? Dzisiaj jestem w
stanie zapłacić karzde pieniondze za pomarańcze. Odkładam gazete.
Ostatnia deska ratunku to internet. Odpalam. Jednak tutaj tez to
samo. Same strony z dziwnym pytaniem : Czy mam ukończone 18 lat? O
co chodzi? Trzeba to wszystko zostawić i wyjść na dwór. Idę po
pomarańczowym sniegu. Mijam ludzi. Czy im się przyglądam, czy
oceniam? Nie. Ja się zastanawiam czy jedli dzisiaj pomarańcze. Mam
pomarańczowy głód. I w pracy myślę o pomarańczach. Lampię się
w monitor na literki i cyferki a one układaja się w piękną,
soczystą pomarańczę. Niektórzy, myślę, to maja tak dobrze że
mogą jeść pomarańcze w pracy.
Wracam
do domu. W lodówce mam jeszcze trochę pomarańczowego soku. Tylko
że nie jest to taki prawdziwy sok o którym myślę, który mógłby
ugasić moje pragnienie. Ten jest sztuczny. Konserwowany benzosanem,
emulgatorom i zawiera E13 i F05. Piję i niestety nie pomaga.
Potrzebuję prawdziwej pomarańczy.
Dziwne
to trochę. Ale pomarańcza = bzykanie, ciupcianie, bara bara, riki
tiki.
Wiem
nawaliłem trochę błędów/byków. Jestem rozkojarzony.
Przesadziłem
też trochę z tą telewizją. Oprócz pomarańczowych programów był
też mecz. Oczywiście „nasi” „reprezentanci” przegrali. Ale
to już temat na zupełnie inny temat kturym zajmę się puźniej.
O ile
uporam się z mechaniczną pomarańczą
Komentarzy:
5
Ścieżka
80 Do przodu
2010-01-16
O
pogodzie.
O
pogodzie dlatego że:
po
pierwsze primo dlatego że w zaistniałych warunkach atmosferycznych
trudno rozmawiać o czemś innem,
po
drugie primo bo jak się nie ma o czem gadać, a ja nie mam, to się
gada o pogodzie,
po
trzecie primo bo zawsze się tak zastanawiam jaka to pogoda była o
tej samej porze rok temu, a że pamięć mam krótką i z reguły nie
pamiętam, więc tera se napiszę ku pamięci a za rok będę miał
jak znalazł.
A więc,
wiem magneniu, nie zaczyna się od a więc, ale ja zaczynam.
A więc
jesień tego czyli tamtego roku była piękna. Rzekłbym że chwilami
przecudna. Tak, że momentami miałem nawet takie lekkie zajawki że
to najpiękniejsza pora roku. Chyba się starzeję. Było ciepło.
Oczywiście nie tak ciepło jak u Moniki która doprowadzała mnie do
szewskiej pasji opowiadając jak to u niej w Marsylji jesio się
kąpali w morje w połowie listopada. Ech ta to se zorganizowała
życie na starość.
Wracając
nad Wisłę, to jesio w pierwszym tygodniu grudnia gralim w futboł
na dworje. Niestety tak kole połowy ostatniego miesiąca roku trochę
podmroziło i się gra skończyła. Założenia były takie że
potrzyma tydzień, dwa i się zima skończy. Zaklepaliśmy sobie
sztuczną trawę i z salą daliśmy spokój. I tutaj niestety
spotkała nas przykra, natomiast wszystkich lubiących sporty zimowe
miła, niespodzianka, Jakoś tydzień przed świętami nawaliło
śniegu. Mróz był słabszy i już tak nie trzymało. A to padał
deszcz, a to śnieg, a to deszcz ze śniegiem. Na święta było
szaro, śnieg się rozpuścił cały, i bożonarodzeniową atmosferę,
przynajmniej tą za oknem, szlag trafił. Sypnęło za to po świętach
i na Sylwka było biało i zimno brrrrrr. Główne uderzenie zimy
nastąpiło za to w drugim i trzecim tygodniu stycznia. Najpierw
nawaliło śniegu. Zaspy jakich najstarsi erowie nie pamiętają. Po
ulicach, po chodnikach nie da się jeździć, nie da się chodzić.
Potem zaczęło mrozić. Zima pełną gębą. I co będzie dali?
A w piłę
grać się nie da.
A tu
zapowiadają i śnieg i mróz.
Komentarzy:
5
Ścieżka
79 Do przodu
2010-01-11
Twierdzą
niektórzy że jestem sknerą. I najgorsze że nawet Ci bliscy mi
ludzie.
Może i
tak to wygląda. I może jest w tym część prawdy. Jestem sknera,
nie lubię wydawać kasy na duperele.
Fakt.
Bardzo lubię i cenie Szkotów i Szkocję jednak nie za ich
przysłowiowe skąpstwo.
Fakt.
Wałek do ciasta nie służy mi jak sama nazwa wskazuje do ciasta,
nie służy mi nawet jak to się nieraz zdarza do ataków przemocy
ale raczej do wyciskania resztek pasty z tubki.
I lubię
wszystko wykorzystać do ostatniej kropelki do ostatniego okruszka.
Jednak
robię to nie tylko ze względu na swoje sknerstwo i skąpstwo.
Robię
to przede wszystkim z innego względu. Bo kiedy tak sobie pomyślę
ile osób na świecie nie ma tej kropelki, tego okruszka to mi
szkoda. To czuję się trochę nie uczciwy w stosunku do tych ludzi.
Do tych braci i sióstr którym nie jest dane mieć dostęp do tego
co ja mam na wyciągnięcie reki. I szlag mnie trafia jak niesprawny
kran kapie kap, kap, kap albo jak o zgrozo jest nie dokręcony do
końca. Tyle wody, tyle życiodajnej, świętej wody leci na marne do
ścieku. Szlag mnie trafia jak widzę jak się wyrzuca żywność.
Tak po prostu. Ciach i do śmieci.
Dlatego
też staram się podchodzić do każdej rzeczy z takim szacunkiem z
jakim podchodzili by do niej ludzie biedni.
A dla
niektórych to jest sknerstwo.
I już.
U mnie
jest tak że :
Jak się
ma zmarnować trzeba zjeść i odchorować.
I
wybudowali tą największą wieżę na świecie a ja się zastanawiam
na hu…. mi ta wieża. Można było tą kasę dużo lepiej
zainwestować. Albo włożyć na lokatę a za odsetki wybudować
szkołę w Afryce.
A i tak
nie zbudują większych budowli niż te które stworzyła Matka
Natura.
Komentarzy:
11
Ścieżka
78 Do przodu
2010-01-09
Jestem
deko wkurw….rzony. Jestem deko zdenerwowany . Jestem deko
poirytowany.
A
zarazem jestem deko zniesmaczony.
A czym
że to?
A tym co
przeczytałem na jednym z blogów ( takim co go czytam regularnie ).
Zresztą to nie pierwsza notka tego typu na tym blogu. I pomyśleć
że swego czasu proponowałem autorkę tego bloga na prezydenta.
Jasne.
Pewnie powie że to tak dla wywołania ogólnonarodowej dyskusji na
temat roli kobiety / żony w naszym polskim społeczeństwie. Sęk w
tym że podobne głosy docierają coraz częściej z różnych
miejsc.
A ja się
zaczynam zastanawiać. Czemóż że to, ta rola żony jest tak coraz
bardziej kobietom obmierzła?
Pranie,
prasowanie, gotowanie, sprzątanie. Tak to was męczy? A facet w tym
czasie leży i dłubie w nosie!
Dobra.
Weźmiemy się, my mężczyźni do roboty. Zaczniemy prać, prasować,
gotować i sprzątać. A że w przyrodzie jest tak że gatunki
zacofane bardzo szybko muszą się przystosowywać do zaistniałych
warunków by przeżyć, więc jako gatunek stojący niżej w ewolucji
nauczyć się musimy, i nauczymy tego.
Tylko do
czego będziecie nam wówczas potrzebne?
A więc
dobra. Łachy bez.
Nie
róbcie nic. Strójcie się w piórka. Ćwiczcie nogi, uda, pośladki.
Walczcie z celulitem. Hodujcie trzy-centymetrowe tazury. Farbujcie
sobie włoski. Odchudzajcie się i dbajcie o linię. Róbcie się na
miss world i opowiadajcie potem na scenie że chcecie nawodnić
pustynie, walczyć z głodem na świecie i ratować misie jogi tzn.
Panda.
I nie
róbcie nic. Łachy bez.
My
zrobimy sobie sami. Tylko kto wam naprawi kran, wyboruje dziurę w
ścianie nośnej by zawiesić obrazek, zmieni koło, odkręci filtr w
pralce, przyklei odpadającą płytkę w łazience, wtarga worek
ziemniaków na trzecie piętro. Bo skoro będziemy umieli i prać i
prasować i gotować i sprzątać to po co nam będą żony. Dwa
radia ( w tym jedno prawdziwe) trajkoczące non stop to za dużo.
No
dobra. Jest jedna rzecz do której będziecie nam potrzebne.
Oczywiście do sexu. Ale wiecie co to wtedy będzie : kurestwo. Tak.
A więc róbcie tak dalej a staniecie się po prostu przepraszam za
wyrażenie kurwami. A i tak nie wiem czy dacie radę w konkurencji z
zawodowymi dziwkami.
Ja tam
wiem swoje. Nic nie przebije sernika mojej babci ani pomidorowej
mojej mamy.
Twierdzenie
że rolą żony jest to pranie, to prasowanie, to gotowanie, to
sprzątanie i że jest to uwłaczające jej godności uważam za
głupie. Może jestem staroświecki, może zacofany ale myślę że
są to czynności związane z domem i bardziej przynależne kobiecie.
Jasne że kiedyś to było inaczej. Zgadzam się że faceci powinni
jak najbardziej włączyć się kobietom do pomocy. Ale nie
lamentujcie tak jakie to jesteście upodlone i wykorzystywane.
Jesteście potrzebne do tych wszystkich spraw i za to was kochamy,
podziwiamy i cenimy.
Taką
mam koncepcję. I jest to jedynie słuszna koncepcja więc zastrzegam
prawo komentarzowania. Od koncepcji to tu jestem JA.
Tom się
rozpisał a i tak nie wszystko co chciałem.
Co
miałem powiedzieć – napisałem. A teraz muszę się oddalić bo
mam bardzo ważnego gościa – pana etranżera.
Ścieżka
77 Do przodu
2010-01-08
Chcę
zaliczyć je wszystkie.
Chcę
mieć je wszystkie na koncie.
I te
chłodne, i te ciepłe, i te gorące.
I te
suche, i te wilgotne.
I te w
karnacji ciemnej, i te w karnacji jasnej.
Chcę na
nich leżeć, chcę się na nich wylegiwać.
Chcę
się do nich przytulać.
Chcę
czuć ich ciepło i czuć ich chłód.
Chcę
słuchać ich ciszy i słuchać ich szeptu.
Takie
mam marzenie.
Zaliczyć
je wszystkie.
Wszystkie
piękne plaże świata.
Komentarzy:
7
Ścieżka
76 Do przodu
2010-01-06
Jadę ci
ja se tramwajem linii 35 Marszałkowską w stronę centruma. Patrzę
ci ja se tempo przez okno. Tramwaj to się zatrzymuje to rusza.
Dojeżdża do przystanku przy Świętokrzyskiej. Jako że łapie go
czerwone światło stoi tam dłużej. Mam więc czas pogapić się na
drugą stronę ulicy na kebaby. Bodajże Ali Baba i Doner, tak się
chyba nazywają. Często tam bywam. Patrzę. Mało ludzi. Wiadomo,
zima więc nie ma ruchu, takie są odwieczne prawa natury jak jest
zima to musi być zimno. Na dodatek jak podnieśli ceny to kupujących
też trochę przetrzebiło. Sam wiem po sobie. Cwaniaki. Obrót ten
sam a roboty mniej. No więc siedzę i patrzę. Na myśl przychodzą
mi wspomnienia z dawnych lat kiedy kolejka była tam pięć razy
dłuższa a co chwilę podjeżdżały nowe samochody z klientami, tak
że nie było gdzie zaparkować. A teraz proszę. Podjeżdża Merc
klasy A. Spokojnie, bez problemów. Od strony pasażera wysiada
dziewczyna / kobieta. Ubrana normalnie. Niczym szczególnym się nie
wyróżnia. Elegancko ale bez ekstrawagancji. Żaden tam borciusz czy
lafirynda. Wysiada i rusza do przodu. Jednak po zrobieniu trzech
kroków zatrzymuje się, odwraca i najwyraźniej na kogoś czeka. Po
chwili od strony kierowcy wysiada facet. Też zwykły gość.
Porządny i schludny. Coś tam jeszcze przez moment majstruje przy
drzwiach i podchodzi do oczekującej dziewczyny. Ech, to se
przyjechali na żarełko, myślę z zazdrością, przełykając
ślinkę. Ciekawe jakie wezmą? On pewnie na grubym na ostro, a ona
pewnie pitę z sosem łagodnym. Ruszają razem do przodu. Ale zaraz
zaraz. Gdzie oni idą? Odbijają w bok. To nie na kebabik? O matko!
Oni Idą do sex shopu! Jest tam taki obok niepozorny, dyskretny ale
wygląda ekskluzywnie. Nie tam żadne barachło z wielkim neonem i
czerwonym napisem nad drzwiami. Parę razy jak czekałem w kolejce to
się z nudów gapiłem w jego kierunku. Żadnych sprośności na
wystawie nie zauważyłem.
No i, o
zgrozo, weszli. W biały dzień ( no wprawdzie nie było widno bo o
tej porze roku koło 17 to już jest ciemno, ale to jeszcze przecież
dzień ), w centrum miasta, stolicy naszego pięknego kraju oni bez
żenady włażą do sex shopu. Świnie. Zboczeńcy. To oburzające.
To pewnie ten gość jakiś erotoman, ciąga baby po takich
miejscach. Bezwstydnicy.
Tramwaj
rusza. Jadę dalej. Co o tym myśleć? Czy to wypada, czy przystoi?
Co o tym myśleć? Nie widziałem nigdy wcześniej pary odwiedzającej
takie miejsce?
No i co?
No i to.
Kuuuurna!
Ja teeeeeeż tak chcę!
Komentarzy:
7
Ścieżka
75 Do przodu
2010-01-04
Sobotę
i niedzielę przełaziłem wkurwiony jak nie wiem co. I nie wiem
dlaczego? Po prostu wstaję rano i już to jest. Złość. Muszę to
przemyśleć. Być może jest coś z czego jeszcze nie zdaję sobie
sprawy, a co drażni moja podświadomość.
Już
miesiąc nie gramy w piłę. Mróz i śnieg. No cóż taki klimat.
Zima jest więc musi być zimno. Na dodatek święta i związana z
tym krzątanina. Ale mam nadzieję że w ten czwartek odpalimy. O
rany będę miał zakwasy.
No ale
nie ma tego złego. Dzięki temu deko odchamiałem i znalazłem czas
na trochę kultury. Takiej kultury przez małe „k” bo to raptem
wyjście do kina. I to kina też przez małe„k” bo do tych
molochów z kukurydzą i coca-colą. Kurna. Nie rozumiem co ludziska
maja za przyjemność z tego wpierdzielania i siorbania na seansie.
Ja osobiście jak już się decyduję na kino to myślę i
koncentruję się na fabule. I raczej nie pomaga mi ciągłe
szuranie, szeleszczenie, mlaskanie i siorbanie. Albo te barany co nie
wyłączają komórki. Kurna tyle się o tym mówi, tyle apeluje że
normalny, rozumny człowiek wyłącza telefon bez zastanowienia. I
siedzisz sobie w kinie i nagle za tobą dryń dryń. Jasne. Ten co
odbiera telefon stwierdza oczywiście do dzwoniącego : „Sorry.
Jestem w kinie”, ale pierdoli potem i tak z pięć minut o
dyrdymałach. Ech. Kurna że ja taki cierpliwy jestem. Ale jak Boga
kocham, jak się kiedyś wyposażę w najbardziej szeleszczącą
folię, jak nabiorę butelek z gazowanym, jak nawysyłam semesów
żeby dostawać odpowiedzi co kilka minut to się kurna zrewanżuję.
Będę pierdział, śmierdział, flukał, stukał, mlaskał, klaskał
i się wiercił.
A co do
repertuaru to obejrzałem „Rewers” i „ Dom zły”. Kino dobre
ale nie dla mnie. I tak już sam z siebie mam w sobie pełne
przekonanie że świat jest zły, fałszywy, głupi, pełen dziwek i
złodziei, pijaków i jebaków. Więc dzieła które mnie w tym
przekonaniu utwierdzają raczej nie wpływają budująco na moja
psychikę. Ja muszę oglądać kino z pozytywnym przesłaniem. Wiec
następnym obrazem jaki zobaczę będzie „ Avatar”. Coś na moim
poziomie intelektualnym :)
Podsumowując
na sportowo:
„Dom
zły” vs „Rewers” 8:5
Komentarzy:
3
Ścieżka
74 Do przodu
2010-01-01
Najdejszła
wielkopomna chwila.
No to
jest. Nastał jaśnie wielmożny 2010.
Nie
powiem. Wyczekiwałem go jak nigdy dotąd żadnego innego.
Już tak
koło sierpnia natknąłem się przypadkiem, przeglądając dział
ezoteryki w EPIK-u, na horoskop na 2009. Nie pamiętam co było tam
napisane odnośnie 2009 ale pamiętam ostatnie zdanie. Mówiło ono
jednoznacznie. 2010 to będzie twój czyli mój rok. Pod koniec 2009
zaczęły się pojawiać horoskopy na ten rok i w każdym,
niezależnie od źródła, odnajduję potwierdzenie tamtego zdania.
Jasne.
Horoskopy to być może bujda na resorach. Bzdury pisane pod
publiczkę. Przeglądałem je często dla zabawy. Teraz jednak chcę,
chcę bardzo, by nie były li tylko zabawą. Chcę by się spełniło.
By wypełniło się słowo w nich zapisane. To ma być mój rok. Rok
wielkich szans i zmian.
Niech
moja wiara i nadzieja dodają mocy tym słowom. Niech szczodry
Wszechświat udzieli mi wszelkich łask. Nich spełni moje marzenia.
Niech nagrodzi trudy ostatnich lat, pełnych wyczekiwania i wiary w
dobry omen. Nich moje modlitwy zostaną wysłuchane. Niech moje życie
będzie jeszcze lepsze i przysporzy jeszcze większej szczęśliwości
światu. I to będzie dobre, szczere i uczciwe.
A więc
ja ER323 wstępuję na kolejną ścieżkę. Wstępuję pełen
pogodnych myśli. Mam obawy. Boję się rozczarowania. Jednak
nadzieja i wiara przeważa. Idę. Do przodu, do przodu, do przodu, do
przodu.
I wy
wszyscy, którzy jesteście odpowiednikami indiańskiego Wilka,
cieszcie się wraz ze mną. Jesteśmy wybrańcami 2010 roku. Łapcie
szczęście które pcha się wam pod nogi.
No bo
jeżeli jesteśmy, jak to mówią, dziećmi kosmosu. Jeżeli w każdym
z nas są te same pierwiastki co w gwiazdach. Jeżeli jesteśmy
częścią Wszechświata to wierzę że układ planet, przychylność
gwiazd, w jakiś tam, nieodgadniony sposób wpływa na to nasze
ziemskie istnienie.
A
wszystkim pozostałym znakom zodiaku życzę cierpliwości jeżeli
jeszcze czekają na swój czas.
Najdejszła
wielkopomna chwila.
Komentarzy:
8
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz