sobota, 2 czerwca 2018

Ścieżka 505 Do przodu

To autentycznie niesamowite jest. Wyrażałem to już niejednokrotnie, wyrażę po raz kolejny. To tak jakby kogoś, kogoś na górze, kogoś kto życiem się moim marnym bawi, bawiło odwracanie tego, co ja tu piszę sobie. Gdy tylko coś tu napiszę, dnia następnego dzieją się rzeczy odmienne. Wystarczyło, że napisałem wczoraj o słonku, o ciepełku, o radości z pogody, natychmiast dnia następnego, znaczy się dzisiaj, obudziły mnie deszczowe krople stukające o szybę. Dzisiaj był pierwszy dzień, a właściwie przedpołudnie, jakie pamiętam bez słońca. To naprawdę ciekawe. Czasami to aż boję się tu coś pozytywnego pisać. Boję się pisać z obawy, że jak tylko napiszę, wszystko się zaraz odwróci. Tak więc padało dzisiaj rano. Padało i w południe. W południe gdym wracał z kolejnymi dwudziestoma trzema piwami ze sklepu. No bo nakupiłem piwska. Nakupiłem i już. Nakupiłem w pięknym pudełeczku, w gustownych buteleczkach, z kolorowymi kapslami. Ileż ja bym dał kiedyś za same te kapsle. Czy ktoś z dzisiejszych małolatów jest sobie w stanie wyobrazić co to było mieć kapsle, nie takie kolorowe jak te, a kapsle zwykłe, byle jakie? Mieć czym walczyć w „wyścigu pokoju” czy też skompletować drużynę piłkarską. Kurcze, ileż to się człowiek napstrykał w te kapsle. Był czas, że spędzaliśmy na tym całe dnie, całe wakacje. Nie wiem skąd, ale taki jeden z nas, Jacek, którego mało pamiętam, który w sumie to krótko mieszkał z nami na osiedlu, ściągnął skądś grę kapslami w mecze piłkarskie. I grało się u niego na półpiętrze w te mecze. Ileż to się godzin spędziło na kolanach. Eh. I potem jeszcze, gdy przyciągnąłem zabawę tą na wieś, na wakacje, ileż to się naklęczał człowiek na betoniku przy schodach u Kuraka. I jakaż to sztuka była skompletować piłkarską drużynę kapslową gdy do każdego kapsla dziesięciu chętnych było - a w sklepie oranżady skrzynka tylko jedna. Grało się więc czym popadnie, pogiętusami i krzywulcami. A teraz? Teraz kapseliki kolorowe, prościutkie, piękne. Wszystko się zmienia. Zmienia się jak cholera. W sumie nie wiem co mnie naszło z tymi kapslami. Kogo obchodzi mój stan posiadania piwska, kogo interesuje historia kapsli. Ano taka refleksja, nostalgia może. Piszę tak o sobie dla siebie, piszę ku pamięci. Zawsze pisałem dla siebie. Ale ciekawiła mnie też reakcja tych co tu wpadali. Nierzadko otwierająca nowe spojrzenie. Nie ma już tego jednak. Są chwile jak ta, że zastanawiam się dlaczego. Czy ludzie ludziska zrazili się, czy odkryli fałsz mój, czy kogoś obraziłem? Nie wiem tego. Być może i jedno i drugie i trzecie. Tak to już jest. Ktoś coś powiedział, ktoś coś źle zrozumiał, ktoś odpowiedział nie tak, ktoś się poczuł urażony, ktoś niedoceniony i poszło. I myślę też sobie w takich momentach jacy jesteśmy marni, jaki ja marny jestem. Jak mamy budować związki w tym życiu normalnym, tym poza cyberprzestrzenią, jak się w nich odnajdywać, skoro tutaj, w tak okazjonalnych kontaktach, w tak drobnych szczegółach tyle niezrozumienia. Jesteśmy beznadziejni, ja jestem beznadziejny. Nie piszą już ludzie ludziska. Poznikali gdzieś, poodchodzili. A jakby nie było to jednak dobrze było wiedzieć co u nich. Czy żyją, czy dobrze się mają, czy też nie żyją, że mają się źle. Nic to, ich sprawa. Widocznie taki stan ich ducha, widocznie nie mają już potrzeby dzielić się swoim wnętrzem.
W codzienności napisać mogę tylko o jednym – o bieganiu. Po wczorajszej notce sprawę zdałem sobie, że w sumie nie czas na bicie rekordów odległości, a czas na bicie rekordów prędkości. Przecież za raptem 20 dni dycha w Platerowie, i mam ją zrobić zamiar poniżej 50 minut. Tak więc dzisiaj zadanie było tylko jedno – 10 poniżej 50. Zadanie wykonane. Zrobiłem dzisiejszą dychę w 49:15 i jest to rekord absolutny. Powiem szczerze – było ciężko. Na mecie padłem na trawę i leżałem tak dobre parę minut dysząc ciężko. Postanowienie mam jednak i to poprawić. A po biegu wykąpałem się jeszcze w wiejskim zbiorniku naszym wodnym otwartym i na tym dzień dzisiejszy się zakończył. To dopiero 2 czerwca, a ja już trzy razy pływałem w otwartych zbiornikach wodnych – niesamowite. Jutro biegał już jednak nie będę. Jutro dzień z Rumakiem. Pojeździć trzeba trochę, bo jak go odstawiłem przed Portugalią tak stał do wczoraj. Pan diagnostyk kręcił nosem, marudził a to na wydech, a to na światła ( co ciekawe ani hamulców nie sprawdzał, ani opon a to chyba dla bezpieczeństwa i stanu technicznego najważniejsze ) ale pieczątkę podbił więc droga przed nami wolna. Jutro dzień motórowy. Będziemy jeździć, będziemy z zaciekawieniem Moto GP oglądać bo Rossi pierwsze od dwóch lat pole position wykręcił, i będzie miło – co piszę jednak z drżącym sercem bo jednak ten ktoś, ktoś na górze, ktoś kto życiem się moim marnym bawi, czeka przecież co ja tu nawypisuję.




3 komentarze:

  1. Trzeba bylo napisać ze tesknisz☺

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  3. ...Chyba skasowałam komentarz,więc zacznę jeszcze raz😆 Pamiętam pudełko kapsli mojego młodszego brata i kolorowe wkładki imitujące koszulki kolarzy. Te za zdobyte premie...Bawiliśmy się wszyscy razem.Dziewczyny i chłopaki.Starsi z LO i techników i podstawówka.Mój brat był w pierwszej klasie a pstrykał na równi z innymi...☺
    Powodzenia w biegu i uważaj na siebie w drodze.

    OdpowiedzUsuń