To
autentycznie niesamowite jest. Wyrażałem to już niejednokrotnie,
wyrażę po raz kolejny. To tak jakby kogoś, kogoś na górze, kogoś
kto życiem się moim marnym bawi, bawiło odwracanie tego, co ja tu
piszę sobie. Gdy tylko coś tu napiszę, dnia następnego dzieją
się rzeczy odmienne. Wystarczyło, że napisałem wczoraj o słonku,
o ciepełku, o radości z pogody, natychmiast dnia następnego,
znaczy się dzisiaj, obudziły mnie deszczowe krople stukające o
szybę. Dzisiaj był pierwszy dzień, a właściwie przedpołudnie,
jakie pamiętam bez słońca. To naprawdę ciekawe. Czasami to aż
boję się tu coś pozytywnego pisać. Boję się pisać z obawy, że
jak tylko napiszę, wszystko się zaraz odwróci. Tak więc padało
dzisiaj rano. Padało i w południe. W południe gdym wracał z
kolejnymi dwudziestoma trzema piwami ze sklepu. No bo nakupiłem
piwska. Nakupiłem i już. Nakupiłem w pięknym pudełeczku, w
gustownych buteleczkach, z kolorowymi kapslami. Ileż ja bym dał
kiedyś za same te kapsle. Czy ktoś z dzisiejszych małolatów jest
sobie w stanie wyobrazić co to było mieć kapsle, nie takie
kolorowe jak te, a kapsle zwykłe, byle jakie? Mieć czym walczyć w
„wyścigu pokoju” czy też skompletować drużynę piłkarską.
Kurcze, ileż to się człowiek napstrykał w te kapsle. Był czas,
że spędzaliśmy na tym całe dnie, całe wakacje. Nie wiem skąd,
ale taki jeden z nas, Jacek, którego mało pamiętam, który w sumie
to krótko mieszkał z nami na osiedlu, ściągnął skądś grę
kapslami w mecze piłkarskie. I grało się u niego na półpiętrze
w te mecze. Ileż to się godzin spędziło na kolanach. Eh. I potem
jeszcze, gdy przyciągnąłem zabawę tą na wieś, na wakacje, ileż
to się naklęczał człowiek na betoniku przy schodach u Kuraka. I
jakaż to sztuka była skompletować piłkarską drużynę kapslową
gdy do każdego kapsla dziesięciu chętnych było - a w sklepie
oranżady skrzynka tylko jedna. Grało się więc czym popadnie,
pogiętusami i krzywulcami. A teraz? Teraz kapseliki kolorowe,
prościutkie, piękne. Wszystko się zmienia. Zmienia się jak
cholera. W sumie nie wiem co mnie naszło z tymi kapslami. Kogo
obchodzi mój stan posiadania piwska, kogo interesuje historia
kapsli. Ano taka refleksja, nostalgia może. Piszę tak o sobie dla
siebie, piszę ku pamięci. Zawsze pisałem dla siebie. Ale ciekawiła
mnie też reakcja tych co tu wpadali. Nierzadko otwierająca nowe
spojrzenie. Nie ma już tego jednak. Są chwile jak ta, że
zastanawiam się dlaczego. Czy ludzie ludziska zrazili się, czy
odkryli fałsz mój, czy kogoś obraziłem? Nie wiem tego. Być może
i jedno i drugie i trzecie. Tak to już jest. Ktoś coś powiedział,
ktoś coś źle zrozumiał, ktoś odpowiedział nie tak, ktoś się
poczuł urażony, ktoś niedoceniony i poszło. I myślę też sobie
w takich momentach jacy jesteśmy marni, jaki ja marny jestem. Jak
mamy budować związki w tym życiu normalnym, tym poza
cyberprzestrzenią, jak się w nich odnajdywać, skoro tutaj, w tak
okazjonalnych kontaktach, w tak drobnych szczegółach tyle
niezrozumienia. Jesteśmy beznadziejni, ja jestem beznadziejny. Nie
piszą już ludzie ludziska. Poznikali gdzieś, poodchodzili. A jakby
nie było to jednak dobrze było wiedzieć co u nich. Czy żyją, czy
dobrze się mają, czy też nie żyją, że mają się źle. Nic to,
ich sprawa. Widocznie taki stan ich ducha, widocznie nie mają już
potrzeby dzielić się swoim wnętrzem.
W
codzienności napisać mogę tylko o jednym – o bieganiu. Po
wczorajszej notce sprawę zdałem sobie, że w sumie nie czas na
bicie rekordów odległości, a czas na bicie rekordów prędkości.
Przecież za raptem 20 dni dycha w Platerowie, i mam ją zrobić
zamiar poniżej 50 minut. Tak więc dzisiaj zadanie było tylko jedno
– 10 poniżej 50. Zadanie wykonane. Zrobiłem dzisiejszą dychę w
49:15 i jest to rekord absolutny. Powiem szczerze – było ciężko.
Na mecie padłem na trawę i leżałem tak dobre parę minut dysząc
ciężko. Postanowienie mam jednak i to poprawić. A po biegu
wykąpałem się jeszcze w wiejskim zbiorniku naszym wodnym otwartym
i na tym dzień dzisiejszy się zakończył. To dopiero 2 czerwca, a
ja już trzy razy pływałem w otwartych zbiornikach wodnych –
niesamowite. Jutro biegał już jednak nie będę. Jutro dzień z
Rumakiem. Pojeździć trzeba trochę, bo jak go odstawiłem przed
Portugalią tak stał do wczoraj. Pan diagnostyk kręcił nosem,
marudził a to na wydech, a to na światła ( co ciekawe ani hamulców
nie sprawdzał, ani opon a to chyba dla bezpieczeństwa i stanu
technicznego najważniejsze ) ale pieczątkę podbił więc droga
przed nami wolna. Jutro dzień motórowy. Będziemy jeździć,
będziemy z zaciekawieniem Moto GP oglądać bo Rossi pierwsze od
dwóch lat pole position wykręcił, i będzie miło – co piszę
jednak z drżącym sercem bo jednak ten ktoś, ktoś na górze, ktoś
kto życiem się moim marnym bawi, czeka przecież co ja tu
nawypisuję.
Trzeba bylo napisać ze tesknisz☺
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuń...Chyba skasowałam komentarz,więc zacznę jeszcze raz😆 Pamiętam pudełko kapsli mojego młodszego brata i kolorowe wkładki imitujące koszulki kolarzy. Te za zdobyte premie...Bawiliśmy się wszyscy razem.Dziewczyny i chłopaki.Starsi z LO i techników i podstawówka.Mój brat był w pierwszej klasie a pstrykał na równi z innymi...☺
OdpowiedzUsuńPowodzenia w biegu i uważaj na siebie w drodze.