Wczoraj
o tej porze biegałem sobie beztrosko nad jeziorem Mikołajskim. Yyyy
tzn nie wczoraj. Wczoraj o tej porze nie biegałem. Już mi się dni
mylą. Przed wczoraj, to było przedwczoraj. Tak więc przedwczoraj o
tej porze biegałem sobie beztrosko nad jeziorem Mikołajskim. Potem
się w tymże jeziorze wykąpałem ( tak apropo to dopiero 10
czerwca, a ja już się kąpałem 4 razy, w tym raz w ocenia i raz w
jeziorze – to niesamowite ). Ale wracając do przedwczoraj. No więc
po biegu popływałem w jeziorze, wróciłem do pokoju, wziąłem
prysznic i mając chwilę wolnego czasu położyłem się na łóżku.
Na łóżku z którego przez szerokie okno balkonowe roztaczał się
przepiękny widok. Leżałem tak więc tam przez chwilę, leżałem w
tym luksusie. I patrząc na ten przepiękny widok, przytulając się
do aksamitnej poduszki pomyślałem sobie, że dobrze jest zaznać
czasami luksusu. A obserwując ekskluzywne jachty i łodzie, przyszło
mi do głowy, że w sumie dobrze by było i nie tylko przez tą
chwilę żyć w tym luksusie. Jedna tylko refleksja psuła mi ten
sielski nastrój. Refleksja, dlaczego tylko moimi oczami na to
patrzę. Wspomniałem wyprawę do Portugalii. I przypomniało mi się
jak siedząc w Porcie Brandao na niezapomnianej ławeczce myślałem
dlaczego tylko ja tu teraz to czuję. I przyszło jeszcze wspomnienie
chwili jak siedząc na balkonowym progu mojego zwykłego bloku z
betonowej płyty, siedząc z kubkiem herbaty, siedząc zapatrzonym w
czerwień zachodzącego słońca poczułem dłoń na moim ramieniu.
Dłoń delikatną która wyrwała mnie z zadumy:
-
Co robisz?
-
Piękny zachód słońca co?
-
Tak. Śliczny, posiedzę z tobą.
I
leżąc na tym luksusowym łóżku, przytulając się do tej
aksamitnej poduszki, podziwiając ten przepiękny widok przez
szerokie okno balkonowe poczułem smutek, smutek, że nic to nie
warte. Nic warte są te piękne chwile. Nic nie warte gdy jesteś w
nich sam. Nic nie warta ławeczka w Porcie Brandao, nic nie warty
zachód słońca z kubkiem w ręku. Nic nie warte gdy nikt nie widzi
tego co ty, nikt tego co ty nie czuje, nikt nie kładzie delikatnej
dłoni na ramieniu, nikt nie siada przy tobie w zachwycie. Tak, i w
luksusowym łóżku z widokiem cudnym, widokiem przepięknym, i w
portugalskim małym porcie, i na balkonie bloku z płyty, wszędzie
tam czułem jednak smutek. Smutek, że choć tak to wszystko
doskonałe, choć tak piękne, to podziwiam to w samotności. Tak
bardzo chciałbym, tak bardzo bym chciał by był ktoś, ktoś z kim
tym całym pięknem, tym wszystkim mógłbym się podzielić. Tak
bardzo bym chciał.
Jakaś
słabość mnie dopadła. Żal jakiś ogarnął. Czy już do końca
życia żył tak będę? Tak sam, samotny, samotny w chwilach gdy
świat piękny, gdy świat cudny. Słabość ta dopadła mnie tydzień
temu. Tydzień temu o tej porze był las, przy lasie pole z jakimś
zbożem, obok pola droga, przy drodze kapliczka z Matką Boską, nad
kapliczką trzy wielkie sosny a pod tym wszystkim ja i Rumak.
Okoliczności przyrody wyjątkowe. Położyłem się na trawie, przez
sosnowe gałęzie spojrzałem w niebo i zapytałem: gdzie żesz
jedziesz erze, gdzie? No bo gdzie jadę, czy też raczej gdzie
zmierzam? No gdzie?
A
potem było już bez pytań. Potem poczułem coś na ręce, coś
małego, co na pierwsze spojrzenie wydawało się być komarem. I
klepnąłem tego komara odruchowo. Niestety, to nie był komar – ty
był mały, rachityczny pajączek. Acha – a więc sprowadziłem na
siebie deszcz. I czy to za sprawą śmierci małego pajączka z rąk
mych, czy też za sprawą tego kogoś na górze, tego kogoś
kto życiem się moim marnym bawi, tego kogoś tylko czeka co ja tu
nawypisuję, ale dalsza jazda przebiegała w deszczu. I zmoczyło
mnie i osuszyło i zmoczyło i osuszyło. Tak jakby nie mogło padać
w żaden inny dzień tylko w właśnie w ten gdy zaplanowałem sobie
z Rumakiem wycieczkę. Po tym wszystkim słabość fizyczna mnie
dopadła. I raczej przeziębiłem się. I na kark przeziębienia tego
właśnie, osłabienia i braku energii zwalam całą tą nostalgię
która w tygodniu tym minionym mnie dopadła.
Apropo
jeszcze zeszłotygodniowej notki. Wspomniałem tam, że szkoda, że
ludzie nie piszą co u nich. Zaraz potem przyszedł do mnie Szustak.
Niezawodny Szustak powiedział zaraz potem co następuje.
Byłam u Ciebie parę dni temu, przeczytałam to co napisałeś do położyłam się spać, nie zostawiłam po sobie śladu...Ale dzisiaj wróciłam, przeczytałam do końca i wysłuchałam Szustaka :)Warto sobie od czasu przypomnieć o sprawach, o których nie myśli się na co dzień, bo wydają się tak oczywiste, że w końcu się o nich zapomina.
OdpowiedzUsuń:) Dziękuję Ci bardzo i pozdrawiam ciepło. Asia.
i ma facet rację.
OdpowiedzUsuń