Nie
to, że nic się nie działo. Działo się, ale myślę, że ten
drugi temat z ubiegłego tygodnia mogę dzisiaj zapodać.
Trafiłem
ostatnio w niusach lokalnych, tzn teraz to już będzie czas temu
jakiś, na informację o młodym człowieku który zginął pod
kołami pociągu. Zainteresowała mnie ta informacja. Raz, że trasą
tą jeżdżę, dwa, że temat śmierci, czy też śmierci samobójczej
zgłębiam często. Różne komentarze pojawiły się pod informacją
tą. Były takie pełne oburzenia tych, którzy z racji faktu tego
tracili godziny w opóźnionych pociągach. Były i takie pełne
zdziwienia tych, którzy nie rozumieli takiego kroku. Były też i
pełne współczucia, smutku. Parę osób które znały tego
człowieka wyraziło swoje niedowierzanie – bo taki młody, bo taki
pełen życia. I choć jako pasażer korzystający z tej trasy
zrozumieć jestem w stanie złość tych którzy gdzieś się
pospóźniali, choć jako osoba która żyje obecnie nie mając
większych zmartwień jestem w stanie zrozumieć tych którzy dziwią
się takim czynom, to myślę sobie: przecież to zginął Człowiek.
Przecież zginął jakiś Człowiek. Człowiek którego przygniotły
ciężary, ciężary których w chwili tej unieść nie dał rady. I
jak by na to nie patrzeć, z jakiego punktu nie oceniać tylko jedno
się liczy: to był Człowiek. Jakiś czas potem, dokładnie w środę
przed historią z 504, jechałem trasą tą w południe. Tzn miałem
jechać, bo pociągi okazały się być opóźnione. Zezłościłem
się trochę powiem szczerze. Cały dzień miałem zaplanowany co do
minuty ( jak to u mnie ) a tu taka przeszkoda. Ale zezłościłem się
do momentu gdy pociąg którym w końcu jechałem nie minął na
sąsiednim torze czarnego worka. Nie wiem czy to nieszczęśliwy
wypadek był czy samobójca kolejny, ale ciężko jest mi uwierzyć,
że ktoś może nie zauważyć pociągu na torach, że ktoś może
wejść w lesie pod nadjeżdżającą lokomotywę tak całkiem
przypadkiem. I gdy teraz tak sobie o tym myślę, myślę, czy też
raczej wczuwam się w ich położenie. Myślę o tych którzy targają
się na swoje życie. I ile bym nie myślał, ile nie zastanawiał
się, jest mi ich bardzo żal. Ale nie żal w sensie, że są
żałośni. Jest mi ich żal w sensie, że im współczuję. Jest mi
ich szkoda. Szkoda tego jak ciężko musieli się czuć, jak
strasznie przeżywać jakąś życiową sytuację, jakieś
nieszczęście, że popchnęło ich to do takiego kroku. I bez
znaczenia jest dla mnie to czy byli po prostu słabi czy nie. Można
powiedzieć: tak byli słabi. Ale jeżeli tak to żal mi ich jeszcze
bardziej. Zostali rzuceni w życie bez odpowiedniej dawki siły, to
nie ich wina. Nie każdemu dane było, czy też jest, urodzić się
silnym, zaradnym, odważnym. To co dla jednego jest sufitem, dla
innego jest tylko podłogą. I myślę sobie jakie to wszystko
zakłamane. Rozbije się samolot, zginie ze sto osób, trąbią o tym
wszędzie. Rzadko, bo rzadko ale ilością ofiar na drogach czasem
postraszą. A wg danych jakie gdzieś tam w odmętach internetu
wygrzebałem około pięć tysięcy ludzi traci życie w wyniku
samobójstw. Drugie tyle prób samobójczych kończy się
„niepowodzeniem”. A ile przypadków takich jest naprawdę, tego
nie wie nikt. I o tym się nie mówi. Temat samobójców jest jakby
tabu. Pewnie dlatego, że to temat niewygodny, temat drażliwy, temat
wstydliwy, i przede wszystkim napiętnowany przez kościół. Sam
byłem świadkiem matek którym ksiądz odmówił mszy pogrzebowej
dla ich synów. Samobójstwo to podobno grzech, i to do tego ciężki.
Ale czy grzechem być może? Dla mnie nie jest grzechem. Bo czy
grzechem może być nieszczęście które spotyka człowieka? Tak
wielkie, że nie potrafi sobie z nim poradzić. To raczej kara. Tylko
kara za co? Nie piętnujmy samobójców, nie patrzmy źle na ich
czyn. To zwykli ludzie, tacy jak my, a może nie jak my wszyscy, ale
na pewno tacy jak ja. Samotni, zagubieni. Tacy którzy nie dali rady,
tacy którym nikt w odpowiednim momencie nie pomógł. Tacy którzy w
chwili desperacji byli sami. Jak bardzo musiało ich boleć, jak
bardzo. Aż nie potrafię tego objąć myślami. Niech spoczywają w
pokoju
Taki
to oto temat na ostatni dzień roku. Ludzie ludziska poubierani w
kreacje tańczą w szampańskich nastrojach. Ludzi ludziska strzelają
w niebo feriami kolorów, a ja myślę se o samobójcach. Może
dlatego, że od pamiętnego Sylwka, dzień ten nie będzie dla mnie
już dniem jak wcześniej. Pamiętam, zawsze już pamiętał będę
dzień ten gdy jedna jedyna myśl pulsowała mi w głowie, dzień
gdzie słyszałem tylko jedno, jedno jedyne: biegnij, biegnij szybko,
nie myśl, nie zastanawiaj się, biegnij szybko na ostatnie piętro,
skocz, chwilę zaboli a potem będzie już tylko spokój.
W
codzienności wybiegałem się wreszcie w grudniu. Zamknąłem
miesiąc dzisiejszą dychą wynikiem 103 km. Z tego w ostatnim
tygodniu, tym świąteczno noworocznym nakręciłem całe 65 km.
Wprawdzie czasy jeszcze powyżej 5:40 ale będzie lepiej. Dzisiaj
miałem przebiec tylko 7, ale dobrze mi się biegło i pomyślałem:
a walnę dychę. I jak już biegłem tą dychę to pomyślałem
dobrze by było tą ostatnią w tym miesiącu zrobić poniżej tego
5:40. I kurde wyszło równe 5:40. Czyli bez trójki po dwukropku.
Może żebym nie wywinął orła na trzecim to by się udało. To już
drugi upadek w tym miesiącu. O tyle dobrze, że moje wtorkowo,
czwartkowo, piątkowe ćwiczenia przynoszą w tym jednym skutek, że
jak się przewracam to tak sprawnie, że robię prawie że nie salto
i nic poważnego mi się nie przytrafia. No niestety nawierzchnia w
parku naszym jest fatalna, pełna dziur. Gdy do tego ciemno już na
świecie o potknięcie nie trudno. A park nasz piękny przecież
taki, tak ładnie mógłby się prezentować żeby nie te dziury.
Szansy na poprawę nie ma jednak żadnych, w kasie miasta brak
funduszy podobno. Ileż ja mam w głowie pomysłów na park ten, eh,
jakże pięknie można by miejsce to zagospodarować, jak wielki
potencjał niewykorzystany w miejscu tkwi tym, eh.
Wczoraj
gdy wstałem, gdy na świat wyjrzałem, gdy świat ten pokryty
szronem mi się ukazał, jakiś inny jest pomyślałem. Przetarłem
oczy. Ah, no tak, przecież świeci słońce. Ja naprawdę jestem
chyba dzieckiem słońca. Gdy słońce widzę wszystko wygląda
inaczej – piękniej. I nie chodzi tylko o tą witaminę D3 radości.
Chodzi o wszystko. Gdy jest słońce świat widzę inaczej. Nawet
śmietnik który ktoś pod płotem urządził nabiera barw.
Potrzebuję słońca, dużo słońca. Słońca mi dajcie!!!!!
No
i tak już na koniec przy okazji. Spełnienia marzeń w 2018 dla
wszystkich. Ja to tak sobie myślę teraz, że chciałbym tak na
dzień jeden, tak zamienić się w ptaka, i tak dzień jeden
potowarzyszyć, tak Smokowi, i Kani, i Dorocie, i Leśnej, i
Szemranej nawet, i Ognistej też, tak w codzienności dnia, tak z
góry, tak z boku, tak niezauważony, tak w smutkach, tak w
radościach. Tak popatrzeć, tak poznać. A może nie w ptaka, a w aniołka raczej, tak może
piórko rzucić ...
P.S.
Spoczywaj w pokoju Magik. Tak apropo ileż to ja się nazastanawiałem
co On też tam śpiewa, ileż to wersji nie miałem. To były czasy
gdy nie było jeszcze wujka gogla, ciotki wikipedii gdzie wszystko
znaleźć można o tak, ot tak pstryk i już. Spoczywaj w pokoju
Magik.